27 lipca 2012

Rozdział IX "Kocham Cię Ginny. Zawsze kochałem"


KOLEJNY ROZDZIAŁ PRZED NAMI. BY ZAINTRYGOWAĆ I ZACIEKAWIĆ WAS JESZCZE BARDZIEJ I POKAZAĆ JAK OWA HISTORIA RÓŻNI SIĘ OD ZNANYCH WAM OPOWIADAŃ HP URUCHOMIŁAM JESZCZE JEDEN WĄTEK, KTÓRY NARODZIŁ SIĘ W MOJEJ GŁOWIE POD WPŁYWEM JEDNEJ ROZMOWY TRWAJĄCEJ AŻ DO 2:30 NAD RANEM. NO CÓŻ OPŁACAŁO SIĘ BO NATCHNIONA POMYSŁEM ladyapocalypse PRZEDCTAWIAM CAŁKIEM NOWY POMYSŁ. MAM NADZIEJE, ŻE WBREW POZOROM PRZYPADNIE WAM DO GUSTU I NIE WYTWORZY JAKIŚ NIENAGANNYCH UCZUĆJJ
***
Jeszcze nigdy w całym swoim życiu Ginny Weasley tak się nie bała. Od kiedy Harry wylądował w szpitalu siedziała przy nim non stop, podobnie jak Jessica, która miała większe prawa by tu przebywać. Mimo to Ginny była uparta i umiała postawić na swoim. Obie dziewczyny musiały więc zawiesić swój topór wojenny i w miarę możliwości znosić swoje towarzystwo. Stan Harrego był stabilny, ale nadal nie wybudził się ze śpiączki. Pani Pomfey nie umiała powiedzieć kiedy to nastąpi.
- Musi być gotowy kochaneczki. – Powtarzała za każdym razem, gdy ją o to pytały. – Dajcie mu trochę czasu. Mówcie do niego. Zapewniam was, że on słyszy. – Nauczycielka muzgolastwa i matka chrzestna Harrego potwierdziła słowa pani Pomfey i opowiedziała podobną sytuacje jaka przydarzyła się ojcu chłopaka, gdy był w jego wieku. Sprawa była o wiele poważniejsza ponieważ młody Potter miał niedowład nóg i mógł nigdy więcej nie stanąć na nogach. Ginn tak się przeraziła opowiedzianą historią, że modliła się żarliwie by nigdy do tego nie doszło. Nie chciała by Harry tak skończył. Ciążyła zbyt wielka odpowiedzialność na jego barkach. W tych trudnych dla niej chwilach mogła liczyć na pomoc Hermiony i Rona. Okazali się dla niej niezwykle troskliwi i opiekuńczy.
- Wszystko będzie dobrze. – Powtarzała jej Hermiona za każdym razem, gdy zmęczona Ginn pojawiała się w Dormitorium. Była wyczerpana fizycznie i psychicznie. W dodatku wkrótce miał się odbyć egzamin SUMów czyli Standardowych Umiejętności Magicznych. W żaden sposób nie mogła skupić się na nauce, chociaż nie chciała ich oblać. To Hermiona zmuszała ją do książek, chociaż sama martwiła się o przyjaciela i miała własne problemy. Ginn zauważyła, że kilka razy wymykała się z Dormitorium wieczorami, gdy nikt nie patrzył i wracała zgnębiona acz bardzo szczęśliwa. Nie pytała jednak o to. Wolała aż przyjaciółka sama jej powie co się dzieje. Dni mijały niezwykle szybko a stan chłopaka się nie zmieniał. Michel zdążył już wrócić na zajęcia i mimo poważnych obrażeń wyglądał jak Nowonarodzony i zastępował Harrego w czasie treningów Quiddicha. Zbliżał się kolejny mecz z Krukonami i jeśli chcieli wygrać puchar musieli się postarać. Dla Ginny bez Harrego nawet Quiddich stracił swój urok. Był to kolejny wieczór spędzony u łóżka Harrego. Była to typowa i spokojna sobota. Jess i Michela nie było
w zamku. Spędzali weekend w Hosmegdade w towarzystwie swojej rodziny. Dla niej było nawet lepiej. Całkiem inaczej czuła się, gdy była przy nim sama. Harry leżał nieprzytomny i wyglądał jakby spał. Z czułością odgarnęła mu włosy i poprawiła okulary na nosie. Miała nadzieje, że ten gest sprawi, że chłopak obudzi się. Nie zobaczywszy żadnej reakcji z jego strony wyciągnęła gruby tom Historii Hogwartu i zaczęła mu czytać mając nadzieje, że chociaż to wywoła jakieś uczucia wobec niego. W pewnym momencie wyczuła jak jego ręka drgnęła i zacisnęła się mocniej na jej dłoni. Urwała gwałtownie czytany fragment i spojrzała wprost na niego.
- Ginn… -Usłyszała cichy szept, jakby zdawał sobie sprawę z jej obecności. – Ginn jesteś? – Zeskoczyła gwałtownie z krzesła i nachyliła się nad nim. Harry wpatrywał się w nią całkowicie przytomnie. Poczuła jak łzy szczęścia spływają jej po policzkach. Aż nie mogła w to uwierzyć. Zanim zdołała wydobyć z siebie jakąkolwiek rozsądną reakcje Harry Potter przyciągnął ją do siebie i pocałował aż zaparło jej dech w piersiach. Dosłownie w tym momencie drzwi do sali gwałtownie otworzyły się i stanęła w nich… … …
***
To był wyjątkowo nudny sobotni poranek. Fred wściekał się, że jego brat zamknął sklep tylko po to by umówić się na randkę z Angeliną Jonson. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Miał wrażenie, że ta dziewczyna staje się dla niego ważniejsza niż interes jaki prowadzą. Ta świadomość sprawiała, że mimowolnie stawał się zazdrosny. Zawsze byli tylko we dwóch. Nie dopuszczali nikogo na dłużej do swojego grona. Owszem czasami spotykali się z dziewczynami, ale nigdy nie było to nic poważnego. George zawsze wydawał się bardziej zaangażowany i sprawiało mu przyjemność obcowanie z nimi w przeciwieństwie do niego. On robił to bardziej z racji musu niż przyjemności. Lubił kobiety to fakt, ale nie na dłuższą metę. Teraz zaczynał poważnie obawiać się o swoje relacje z bratem. Miał dziwne poczucie, że tym razem chodzi o coś więcej niż miłosną przygodę. Fred wydawał się być bardziej zaangażowany niż dotychczas. Owszem chciał by brat był szczęśliwy, ale martwił się o biznes który prowadzili z niezwykłym rozmachem. Marzyli o otwarciu własnej filii w Hosmegdade gdzie uczniowie Hogwartu mieliby łatwiejszy dostęp do ich produktów. Jutro miał właśnie jechać by poprowadzić pierwsze zdalne rozmowy na ten temat i liczył na pozytywny ich wynik. Głównie interesowali się sklepem Zonka, który byłby idealnym punktem.
- Fred! Fred Weasley! - Z zamyślenia wyrwał Go czyjś rozradowany głos. Odwrócił się zaskoczony i spojrzał w stronę wołającego Go chłopaka. Ku jego zaskoczeniu i radości to był Lee Jordan. Aż zdumiał się na jego widok, ponieważ o tej porze powinien być przecież w Hogwarcie. Miał trochę wyrzutów z Fredem, gdy opuścili Hogwart i zostawili Go samego. Od tamtej pory stracili kontakt, ponieważ żaden z nich nie miał zbytniej odwagi by się odezwać. Mimo krępującej sytuacji ucieszył się na widok Lee. Jedyna osoba, która umiała dopasować się do stylu bliźniaków. Lee również wydawał się uradowany.
- Co Ty tu robisz. – Wykrztusił z siebie, gdy już wypełnili grzecznościową formułkę. Fred uważniej przyjrzał się przyjacielowi. Bardzo zmienił się przez ostatnie pół roku. Jakby zmężniał i stał się całkiem innym człowiekiem. Wydawał się większy i doroślejszy. Gdzieś głęboko w środku Freda Weasley’a obudziło się jakieś dziwne uczucie, którego nie umiał określić. Czasami miał odczucie, że Jordan jest mu bliższy niż brat.
- Co powiesz na małą przekąskę w miejscowej lodziarni? – Lee Jordan błysnął białymi ząbkami uśmiechając się szeroko do przyjaciela na co Fred zgodził się bez wahania. Parę minut później obaj siedzieli w przytulnej kafejce gdzie młoda czarownica podała im duże porcje lodów i kremowe piwo. – A więc… - Odezwał się Lee przerywając niezręczną ciszę jaka zapanowała między chłopcami. – Po tym jak uciekliście robiliśmy z chłopcami sabotaże względem Umbrigde i to całkiem spore. Pewnie będzie nas długo wspominać. – Zaśmiał się zadowolony z siebie. – Jednak jak wiesz moja matka jest czarownicą pochodzenia mugolskiego. Musieliśmy się ukrywać przed poplecznikami Voldemorta. Musiałem zrezygnować z Hogwartu by być z bliskimi. Nie mógłbym znieść tej nie pewności. Dzięki GD mam możliwość ich bronić. Podziękuj Harremu ode mnie. Nie miałem okazji tego zrobić. – Przyznał nieco speszony obserwował przyjaciela. Ucieszył się na jego widok. Zawsze o wiele bardziej cenił w sobie towarzystwo Freda chociaż nie wiedział czemu. Zawsze najlepiej się rozumieli. Czasami nawet bez słów. Georg’a również bardzo lubił, ale z Fredem było inaczej.
- Rozumiem. – Powiedział cicho Fred. Wiedział dobrze, że pojawienie się Voldemorta wiele zmieniło. Życie wielu jego przyjaciół było zagrożone. Angeliny również. Jej rodzina znana była wśród Śmieciożerców jako Zdrajcy Krwi. Wkrótce ona i jej brat mieli opuścić Anglię by udać się w bezpieczniejsze miejsce. W milczeniu zapłacili rachunek i wstali od stołu. Lee zamierzał poznać sklep bliźniaków w którym jeszcze nie był i zgodził się na propozycje przyjaciela. Nie planował tego co zrobił. To był impuls silniejszy od niego. Jak tylko znaleźli się pod sklepem, upewniwszy się, że nikt ich nie widzi zrobił to. Przyciągnął do siebie zaskoczonego Freda i pocałował Go.
***
Hermiona spędzała najszczęśliwsze chwile w swoim życiu. Dopóki tego nie poznała nie sądziła, że można być tak bardzo szczęśliwym. – Miłość zmienia człowieka. – Myślała sobie z uśmiechem obserwując ukochaną twarz Draco. Tak była zakochana. Musiała przyznać przed sobą własne uczucia i nie ukrywać się z nimi. Nie sądziła, że można kochać kogoś tak mocno i zażarcie. Niestety nie umiała wyjawić mu swoich uczuć. Podobnie jak nie umiała powiedzieć o ich związku nikomu innemu. Draco wcale nie przeszkadzał ich potajemny romans. Sam uważał, że tak jest lepiej, ale Hermiona była tym zmęczona. Chciała podzielić się z kimś ze swoimi troskami i wątpliwościami, ale nikomu nie ufała na tyle by mogła to zrobić. Co gorsza nie wierzyła, że ktoś zrozumie czym jest dla niej związek z Draconem.
- O czym myślisz kochanie? – Wyszeptał Draco gładząc czule jej włosy. Siedzieli właśnie w swojej kryjówce na Błoniach z dala od ciekawskich oczu i rozkoszowali się ostatnimi resztkami ciepła. Jesień zbliżała się ku końcowi i wkrótce w Hogwarcie miała zapanować sroga zima.
- Jak myślisz. – Spytała z drżeniem. Zawsze tak reagowała na jego dotyk. Draco często doprowadzał ją do szaleństwa swoimi pieszczotami i gdy była u granic własnych możliwości wycofywał się. Nie chciał czegoś więcej. Czasami zastanawiała się na czym właściwie polegała jego gra. Co w tym takiego było. Nie rozumiała tego a sama nie pytała niecierpliwie oczekując jego pieszczot. – Co by było gdybyśmy zaczęli pokazywać się oficjalnie?
- Zapewne wybuchłby skandal. – Powiedział z uśmiechem nie przestając bawić się jej włosami. Jego druga ręka leniwie błądziła wokół jej pierwszy wzbudzając w niej dreszcz pożądania. – Mój ojciec nie byłby zachwycony. – Skrzywił się na samą myśl wyobrażając sobie reakcje Lucjusza na wieść, że jego syn spotyka się z jakąś Szlamą. Na szczęście już dawno przestał się tym przejmować i robić wszystko by podołać jego wymaganiom. Miał wrażenie, że to z pozoru niewinne zadanie zmieniło Go całego. – Co powiesz na sobotnią wycieczkę do Hosmesgade. – Spytał zmieniając temat. Nie był gotowy by tak dalece sięgać w przyszłość. Owszem już teraz widział siebie u boku Hermiony, ale obawiał się również reakcji swoich najbliższych. Nie był pewien czy zrozumieją to co ich łączy. Czy będą gotowi by zaakceptować ten fakt. Ojciec na pewno ale czy matka też?
- Myślę, że tak. – Przyznał niepewnie. Tak naprawdę nie miał pojęcia jakby zareagowała. Nie znał za dobrze własnej matki. Jak tylko się urodził to ojciec zajmował się jego wychowaniem. Ona pozostawała w cieniu. Nigdy nie stanęła w jego obronie, gdy wyżywał na nim swoje niepowodzenie. Nigdy nie przyszła by Go pocieszyć. Czaganu zastanawiał się czy w ogóle Go kochała. Jego rodzina była strasznie spaczona. Chciałby uciec od nich jak najdalej. I zabrać ze sobą Hermionę. Ona nauczyła Go miłości. Pokazałaby mu również jak może wyglądać normalna rodzina. Ale czy w obliczu grozy jego przyszłość z Hermioną mogła tak wyglądać? Czy było dane im szczęśliwe zakończenie? Nie był tego do końca pewien. W tym momencie liczyła się chwila, którą posiadali. Nic więcej nie miało żadnego znaczenia. Młody arystokrata przyciągnął ją do siebie gestem posiadacza i złożył na jej ustach gorący pocałunek. W ten sposób zagłuszył wszystkie jej protesty.
***
Przybycie do Hogwartu było częścią jej szaleńczego planu. Długo czekała na ten dzień. O wiele za długo. Już minęło tyle lat od kiedy zginął jej brat. David. Wspominała Go z bólem w sercu. Dziś mógł mieć wszystko. Był zdolnym graczem Quiddicha i niezwykle mądrym chłopcem. Minister nie raz wspominał, że z chęcią widziałby Go w swoim szeregu. Niestety stało się inaczej. Jej brat dał się ponieść głupiemu i zwodnemu uczuciu. Wyobraził sobie, że kogoś kocha i jest kochany. Nie widział, że ta kobieta nigdy Go nie kochała. Nie zamierzała wcale z nim uciec, chociaż uparcie twierdził, że jest inaczej. Ona sama z wyrafinowania miała romans z jej narzeczonym, ale nic dla niej nie znaczył. Podobnie jak dla niego a sam fakt, że jej matka była mugolką budził w nim obrzydzenie. Dlatego właśnie dzisiaj powróciła do Hogwartu. Dzięki dobroduszności i naiwności dyrektora udało jej się otrzymać posadę do pomocy pani Pomfey. Zaszyła się wśród nauczycieli i czekała na odpowiedni moment wkroczenia. Z niezwykłą uwagą obserwowała rosnące uczucie młodego arystokraty do naiwnej Gryfonki Granger. Wiedziała już gdzie ma uderzyć. Jej ostoją stał się Lucjusz Malfoy w chwili, gdy jego mordercze zaklęcie uderzyło w jego brata. Sam fakt, że w dużej części to ona przyczyniła się do jego śmierci nie przeszkadzał jej w tym wcale. Lucjusz Malfoy zdradził ją ponieważ obiecał, że Go nie skrzywdzi a ona naiwna mu uwierzyła. Żałowała, że będzie musiała poświęcić tę dziewczynę. Będzie niewinną ofiarą w planie okrutnej zemsty, ale to była wojna. Na wojnie ginęli niewinni ludzie i nikt się temu nie dziwił. Cieszyła się zaufaniem wśród uczniów i perfidnie to wykorzystała. Największym zaufaniem darzyła ją właśnie Hermiona szukając wsparcia w starszej kobiecie. Często opowiadała jej o swoich wątpliwościach związanych z niespodziewaną miłością. Szczególnie martwiła ją świadomość, że ten związek może być źle spostrzegany wśród wielu Czarodziejów i miała racje. Była o wiele bystrzejsza niż jej brat. Pogrążona w myślach siedziała w Trzech Miotłach i obserwowała trójkę zaprzyjaźnionych Gryfończyków. Ostatnio doradziła Hermionie by powiedziała przyjaciołom o swoim związku ale po ich zachowaniu widać było, że tego nie zrobiła. Jeden z barmanów przyniósł dziewczynie liścik. zareagowała wstając z miejsca z lekkim rumieńcem na twarzy.
- Przepraszam chłopcy, ale muszę iść. – Powiedziała uśmiechając się ciepło do przyjaciół. Obaj spojrzeli na nią z zaskoczeniem. – Harry nie zapomnij, że umówiłeś się z Ginn. – Dodała i szybko czmychnęła w stronę drzwi zanim zdołali ją zatrzymać. Była zaskoczona gdy barman przyniósł jej list. Była to wiadomość od Dracona, który prosił ją o spotkanie. Poczuła jak mocniej bije jej serce. Kochała tego chłopaka, chociaż wciąż nie była pewna by pokazać mu jak bardzo. Musiała dojrzeć do tego ostatecznego kroku a on to rozumiał. Na szczęście. Jak się okazało Draco wynajął mały domek na przedmieściach Hosmesgade. Drań. Zaśmiała się nieco. Nawet nie powiedział jej, że wybiera się do wioski. Mówił, że ma jakieś dodatkowe lekcje z profesorem Snap’em. Pokręciła głową poirytowana i z uśmiechem na ustach pchnęła drzwi do chatki.
- Draco… - Zawołała z uśmiechem rozglądając się dookoła. Zdawało jej się, że usłyszała jakiś hałas. – Jesteś tam? – Odpowiedziała jej głucha cisza. Czując coś dziwnego wyciągnęła instynktownie różdżkę. Nie zdążyła jej użyć. Ostre uderzenie w tył głowy sprawiło, że gwałtownie straciła przytomność.
***
Jess postanowiła skrócić sobie spotkanie by jak najszybciej spotkać się z Harrym. Tęskniła za nim przez te wszystkie dni gdy był nieprzytomny. Przyłapała się na tym, że coraz częściej o nim myśli. Jej brat miał racje. Nie powinna o nim myśleć. Potterze. Jemu pisana była śmierć z rąk Czarnego Pana. W końcu po to tu byli. By przyczynić się do jego upadku. Mimo to nie mogła przestać o nim myśleć. To było uczucie silniejsze od niej. Dlatego jak tylko wpadła do zamku poleciała do Skrzydła Szpitalnego. Głęboko wierzyła, że jak Harry się obudzi tylko ona będzie przy nim i nikt więcej. Pragnęła tego z całego serca. Jednak gdy zobaczyła tę Ginny Weasley całującą się z Harrym ogarnęła ją fala wściekłości. Już nie raz widziała jak on na nią patrzył. Wmawiała sobie, że to nic nie znaczy, że to ją wybrał. Jednak Harry kochał Weasley a ona była tylko nagrodą pocieszenia. Nie mogąc mieć Ginn wybrał ją a ona głupia się zgodziła. Poczuła łzy zawodu cisnące się do oczu. Michel miał racje. Nie powinna była się w nim zakochać. I tak czekała Go śmierć. Wkrótce Czarny Pan obejmie władzę w świecie Czarodziejów. Jego słowo pozostanie ostatnie. Wyciągnęła różdżkę dając się ponieść swojej złości.
- Weasley… - Warknęła ostrzegawczo. Zaskoczona Ginny odsunęła się od Harrego gwałtownie i spojrzała na nią zmieszana. Nie zdążyła rzucić zaklęcia obronnego. Carter była szybsza. Harry krzyknął ostrzegawczo, ale było za późno. Ostre, rzucone z pełną nienawiścią zaklęcie cisnęło dziewczynę na ścianę. Dziewczyna zachwiała się i upadła z trudem łapiąc oddech. Z kącika ust poleciała krew, którą otarła wierzchem dłoni.
- Experiamus… … - Harry wytrącił różdżkę z ręki dziewczyny zanim zdążyła rzucić ponownie zaklęcie. Stał lekko chwiejąc się na nogach i patrzył na nią z wrogością w oczach i strachem o dziewczynę. Nie spodziewał się, że do tego dojdzie. Nie spodziewał się, że Jess jest zdolna do takiego okrucieństwa. Widząc jego wzrok zrozumiała, że popełniła błąd. Dając się ponieść emocjom straciła Go na zawsze. Rzuciła wrogie spojrzenie w stronę dziewczyny i odeszła dumnym krokiem. Jedyne co jej zostało i postanowiła zachować to duma. Nie pokaże Potterowi jak bardzo ją zranił. Nie da mu tej satysfakcji.
- Och Harry tak mi przykro. – Szepnęła Ginn wtulając się w chłopaka. Cała drżała po niespodziewanym ataku dziewczyny, ale zdążyła dojść do siebie. To cud, że nikt z nauczycieli nie pojawił się. Dopiero by mieli kłopoty. Chłopak czule tulił ją do siebie, szczęśliwy, że znalazł pretekst do rozstania z Jess. Nie chciał jej zranić. Naprawdę mu na niej zależało, ale zrozumiał, że nigdy jej nie pokocha. Jego serce było już zajęte.
- Kocham Cię. – Wyszeptał zaskoczony swoimi słowami. Nie sądził nawet, że powiedzenie ich jest tak łatwe. Do tej pory się bronił jak mógł przed tym co czuł, ale nie umiał dłużej. Miał nadzieje, że jego przyjaciel zrozumie. Sam kiedyś powiedział, że wolałby żeby to był Harry a nie ktoś inny.
- Kochasz mnie? – Spytała oszołomiona. Z pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała, ale Harry mówił jak najbardziej poważnie. Kochał ją i mówił to szczerze. Pokręciła głową z niedowierzaniem w oczach. – Naprawdę? – W jej sercu pojawiło się światełko nadziei że jej młodzieńcze uczucie jest odwzajemnione, ale teraz nie była tego pewna.
- Tak. – Powiedział szczerze, a gdy spojrzała mu w oczy zobaczyła potwierdzenie w jego spojrzeniu. – Zawsze Cię kochałem Ginn. Byłem zbyt głupi by się do tego przyznać. Teraz to wiem. Przepraszam za wszystko. Jestem idiotą.
- Fakt jesteś nim. – Przyznała Ginn śmiejąc się przez łzy a gdy chciał zaprotestować pocałowała Go długim i namiętnym pocałunkiem. Nie wiedzieli ile było przed nimi chwil szczęścia. wiedzieli, że musieli wykorzystać to co daje im los. Nawet jeśli miałoby trwać to krótką chwilkę.
***
CHYBA CZEPNĘ SIĘ TEGO ROZDZIAŁU, ALE NIE MAM POJĘCIA CZEMU. JEST W NIM COŚ CO MI SIĘ NIE PODOBA. CZYTAŁAM GO CHYBA ZE DWA RAZY POPRAWIAJĄC WIDOCZNE BŁĘDY ALE NADAL UWAŻAM ŻE COŚ JEST NIE TAK. CO TAKIEGO? NO CÓŻ SAMI OCENICIE. ZAPRASZAM DO CZYTANIAJJ


1 komentarz:

  1. Hmm...cóż, dopatrzyłam się kilku dość widocznych błędów, ale to nie istotne. Rozdział mi się, jak najbardziej podoba, i jestem zadowolona, że sprawa między Harry'm a Gin się wyjaśniła. I chyba nie pozostaje mi nic innego, jak lecieć do następnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń