KOLEJNY ROZDZIAŁ PRZED NAMI. BY ZAINTRYGOWAĆ I ZACIEKAWIĆ WAS
JESZCZE BARDZIEJ I POKAZAĆ JAK OWA HISTORIA RÓŻNI SIĘ OD ZNANYCH WAM OPOWIADAŃ
HP URUCHOMIŁAM JESZCZE JEDEN WĄTEK, KTÓRY NARODZIŁ SIĘ W MOJEJ GŁOWIE POD
WPŁYWEM JEDNEJ ROZMOWY TRWAJĄCEJ AŻ DO 2:30 NAD RANEM. NO CÓŻ OPŁACAŁO SIĘ BO
NATCHNIONA POMYSŁEM ladyapocalypse PRZEDCTAWIAM CAŁKIEM NOWY POMYSŁ. MAM
NADZIEJE, ŻE WBREW POZOROM PRZYPADNIE WAM DO GUSTU I NIE WYTWORZY JAKIŚ
NIENAGANNYCH UCZUĆJJ
***
Jeszcze nigdy w całym
swoim życiu Ginny Weasley tak się nie bała. Od kiedy Harry wylądował w szpitalu
siedziała przy nim non stop, podobnie jak Jessica, która miała większe prawa by
tu przebywać. Mimo to Ginny była uparta i umiała postawić na swoim. Obie
dziewczyny musiały więc zawiesić swój topór wojenny i w miarę możliwości znosić
swoje towarzystwo. Stan Harrego był stabilny, ale nadal nie wybudził się ze śpiączki.
Pani Pomfey nie umiała powiedzieć kiedy to nastąpi.
- Musi być gotowy kochaneczki. – Powtarzała za każdym razem, gdy
ją o to pytały. – Dajcie mu trochę czasu. Mówcie do niego. Zapewniam was, że on
słyszy. – Nauczycielka muzgolastwa i matka chrzestna Harrego potwierdziła słowa
pani Pomfey i opowiedziała podobną sytuacje jaka przydarzyła się ojcu chłopaka,
gdy był w jego wieku. Sprawa była o wiele poważniejsza ponieważ młody Potter
miał niedowład nóg i mógł nigdy więcej nie stanąć na nogach. Ginn tak się
przeraziła opowiedzianą historią, że modliła się żarliwie by nigdy do tego nie
doszło. Nie chciała by Harry tak skończył. Ciążyła zbyt wielka odpowiedzialność
na jego barkach. W tych trudnych dla niej chwilach mogła liczyć na pomoc
Hermiony i Rona. Okazali się dla niej niezwykle troskliwi i opiekuńczy.
- Wszystko będzie dobrze. – Powtarzała jej Hermiona za każdym
razem, gdy zmęczona Ginn pojawiała się w Dormitorium. Była wyczerpana fizycznie
i psychicznie. W dodatku wkrótce miał się odbyć egzamin SUMów czyli
Standardowych Umiejętności Magicznych. W żaden sposób nie mogła skupić się na
nauce, chociaż nie chciała ich oblać. To Hermiona zmuszała ją do książek,
chociaż sama martwiła się o przyjaciela i miała własne problemy. Ginn
zauważyła, że kilka razy wymykała się z Dormitorium wieczorami, gdy nikt nie
patrzył i wracała zgnębiona acz bardzo szczęśliwa. Nie pytała jednak o to.
Wolała aż przyjaciółka sama jej powie co się dzieje. Dni mijały niezwykle
szybko a stan chłopaka się nie zmieniał. Michel zdążył już wrócić na zajęcia i
mimo poważnych obrażeń wyglądał jak Nowonarodzony i zastępował Harrego w czasie
treningów Quiddicha. Zbliżał się kolejny mecz z Krukonami i jeśli chcieli
wygrać puchar musieli się postarać. Dla Ginny bez Harrego nawet Quiddich
stracił swój urok. Był to kolejny wieczór spędzony u łóżka Harrego. Była to
typowa i spokojna sobota. Jess i Michela nie było
w zamku. Spędzali weekend w Hosmegdade w towarzystwie swojej
rodziny. Dla niej było nawet lepiej. Całkiem inaczej czuła się, gdy była przy nim
sama. Harry leżał nieprzytomny i wyglądał jakby spał. Z czułością odgarnęła mu
włosy i poprawiła okulary na nosie. Miała nadzieje, że ten gest sprawi, że
chłopak obudzi się. Nie zobaczywszy żadnej reakcji z jego strony wyciągnęła
gruby tom Historii Hogwartu i zaczęła mu czytać mając nadzieje, że chociaż to
wywoła jakieś uczucia wobec niego. W pewnym momencie wyczuła jak jego ręka
drgnęła i zacisnęła się mocniej na jej dłoni. Urwała gwałtownie czytany
fragment i spojrzała wprost na niego.
- Ginn… -Usłyszała cichy szept, jakby zdawał sobie sprawę z jej
obecności. – Ginn jesteś? – Zeskoczyła gwałtownie z krzesła i nachyliła się nad
nim. Harry wpatrywał się w nią całkowicie przytomnie. Poczuła jak łzy szczęścia
spływają jej po policzkach. Aż nie mogła w to uwierzyć. Zanim zdołała wydobyć z
siebie jakąkolwiek rozsądną reakcje Harry Potter przyciągnął ją do siebie i
pocałował aż zaparło jej dech w piersiach. Dosłownie w tym momencie drzwi do
sali gwałtownie otworzyły się i stanęła w nich… … …
***
To był wyjątkowo nudny
sobotni poranek. Fred wściekał się, że jego brat zamknął sklep tylko po to by
umówić się na randkę z Angeliną Jonson. Ostatnio zdarzało mu się to coraz
częściej. Miał wrażenie, że ta dziewczyna staje się dla niego ważniejsza niż
interes jaki prowadzą. Ta świadomość sprawiała, że mimowolnie stawał się
zazdrosny. Zawsze byli tylko we dwóch. Nie dopuszczali nikogo na dłużej do
swojego grona. Owszem czasami spotykali się z dziewczynami, ale nigdy nie było
to nic poważnego. George zawsze wydawał się bardziej zaangażowany i sprawiało
mu przyjemność obcowanie z nimi w przeciwieństwie do niego. On robił to
bardziej z racji musu niż przyjemności. Lubił kobiety to fakt, ale nie na
dłuższą metę. Teraz zaczynał poważnie obawiać się o swoje relacje z bratem.
Miał dziwne poczucie, że tym razem chodzi o coś więcej niż miłosną przygodę.
Fred wydawał się być bardziej zaangażowany niż dotychczas. Owszem chciał by
brat był szczęśliwy, ale martwił się o biznes który prowadzili z niezwykłym
rozmachem. Marzyli o otwarciu własnej filii w Hosmegdade gdzie uczniowie
Hogwartu mieliby łatwiejszy dostęp do ich produktów. Jutro miał właśnie jechać
by poprowadzić pierwsze zdalne rozmowy na ten temat i liczył na pozytywny ich
wynik. Głównie interesowali się sklepem Zonka, który byłby idealnym punktem.
- Fred! Fred Weasley! - Z zamyślenia wyrwał Go czyjś rozradowany
głos. Odwrócił się zaskoczony i spojrzał w stronę wołającego Go chłopaka. Ku
jego zaskoczeniu i radości to był Lee Jordan. Aż zdumiał się na jego widok, ponieważ
o tej porze powinien być przecież w Hogwarcie. Miał trochę wyrzutów z Fredem,
gdy opuścili Hogwart i zostawili Go samego. Od tamtej pory stracili kontakt,
ponieważ żaden z nich nie miał zbytniej odwagi by się odezwać. Mimo krępującej
sytuacji ucieszył się na widok Lee. Jedyna osoba, która umiała dopasować się do
stylu bliźniaków. Lee również wydawał się uradowany.
- Co Ty tu robisz. – Wykrztusił z siebie, gdy już wypełnili
grzecznościową formułkę. Fred uważniej przyjrzał się przyjacielowi. Bardzo zmienił
się przez ostatnie pół roku. Jakby zmężniał i stał się całkiem innym
człowiekiem. Wydawał się większy i doroślejszy. Gdzieś głęboko w środku Freda
Weasley’a obudziło się jakieś dziwne uczucie, którego nie umiał określić.
Czasami miał odczucie, że Jordan jest mu bliższy niż brat.
- Co powiesz na małą przekąskę w miejscowej lodziarni? – Lee
Jordan błysnął białymi ząbkami uśmiechając się szeroko do przyjaciela na co
Fred zgodził się bez wahania. Parę minut później obaj siedzieli w przytulnej
kafejce gdzie młoda czarownica podała im duże porcje lodów i kremowe piwo. – A
więc… - Odezwał się Lee przerywając niezręczną ciszę jaka zapanowała między
chłopcami. – Po tym jak uciekliście robiliśmy z chłopcami sabotaże względem
Umbrigde i to całkiem spore. Pewnie będzie nas długo wspominać. – Zaśmiał się
zadowolony z siebie. – Jednak jak wiesz moja matka jest czarownicą pochodzenia
mugolskiego. Musieliśmy się ukrywać przed poplecznikami Voldemorta. Musiałem
zrezygnować z Hogwartu by być z bliskimi. Nie mógłbym znieść tej nie pewności.
Dzięki GD mam możliwość ich bronić. Podziękuj Harremu ode mnie. Nie miałem
okazji tego zrobić. – Przyznał nieco speszony obserwował przyjaciela. Ucieszył
się na jego widok. Zawsze o wiele bardziej cenił w sobie towarzystwo Freda
chociaż nie wiedział czemu. Zawsze najlepiej się rozumieli. Czasami nawet bez
słów. Georg’a również bardzo lubił, ale z Fredem było inaczej.
- Rozumiem. – Powiedział cicho Fred. Wiedział dobrze, że
pojawienie się Voldemorta wiele zmieniło. Życie wielu jego przyjaciół było
zagrożone. Angeliny również. Jej rodzina znana była wśród Śmieciożerców jako
Zdrajcy Krwi. Wkrótce ona i jej brat mieli opuścić Anglię by udać się w
bezpieczniejsze miejsce. W milczeniu zapłacili rachunek i wstali od stołu. Lee
zamierzał poznać sklep bliźniaków w którym jeszcze nie był i zgodził się na
propozycje przyjaciela. Nie planował tego co zrobił. To był impuls silniejszy
od niego. Jak tylko znaleźli się pod sklepem, upewniwszy się, że nikt ich nie
widzi zrobił to. Przyciągnął do siebie zaskoczonego Freda i pocałował Go.
***
Hermiona spędzała
najszczęśliwsze chwile w swoim życiu. Dopóki tego nie poznała nie sądziła, że
można być tak bardzo szczęśliwym. – Miłość
zmienia człowieka. – Myślała sobie z uśmiechem obserwując ukochaną twarz
Draco. Tak była zakochana. Musiała przyznać przed sobą własne uczucia i nie
ukrywać się z nimi. Nie sądziła, że można kochać kogoś tak mocno i zażarcie.
Niestety nie umiała wyjawić mu swoich uczuć. Podobnie jak nie umiała powiedzieć
o ich związku nikomu innemu. Draco wcale nie przeszkadzał ich potajemny romans.
Sam uważał, że tak jest lepiej, ale Hermiona była tym zmęczona. Chciała
podzielić się z kimś ze swoimi troskami i wątpliwościami, ale nikomu nie ufała
na tyle by mogła to zrobić. Co gorsza nie wierzyła, że ktoś zrozumie czym jest
dla niej związek z Draconem.
- O czym myślisz kochanie? – Wyszeptał Draco gładząc czule jej
włosy. Siedzieli właśnie w swojej kryjówce na Błoniach z dala od ciekawskich
oczu i rozkoszowali się ostatnimi resztkami ciepła. Jesień zbliżała się ku
końcowi i wkrótce w Hogwarcie miała zapanować sroga zima.
- Jak myślisz. – Spytała z drżeniem. Zawsze tak reagowała na jego
dotyk. Draco często doprowadzał ją do szaleństwa swoimi pieszczotami i gdy była
u granic własnych możliwości wycofywał się. Nie chciał czegoś więcej. Czasami
zastanawiała się na czym właściwie polegała jego gra. Co w tym takiego było.
Nie rozumiała tego a sama nie pytała niecierpliwie oczekując jego pieszczot. –
Co by było gdybyśmy zaczęli pokazywać się oficjalnie?
- Zapewne wybuchłby skandal. – Powiedział z uśmiechem nie
przestając bawić się jej włosami. Jego druga ręka leniwie błądziła wokół jej
pierwszy wzbudzając w niej dreszcz pożądania. – Mój ojciec nie byłby
zachwycony. – Skrzywił się na samą myśl wyobrażając sobie reakcje Lucjusza na
wieść, że jego syn spotyka się z jakąś Szlamą. Na szczęście już dawno przestał
się tym przejmować i robić wszystko by podołać jego wymaganiom. Miał wrażenie,
że to z pozoru niewinne zadanie zmieniło Go całego. – Co powiesz na sobotnią
wycieczkę do Hosmesgade. – Spytał zmieniając temat. Nie był gotowy by tak
dalece sięgać w przyszłość. Owszem już teraz widział siebie u boku Hermiony,
ale obawiał się również reakcji swoich najbliższych. Nie był pewien czy
zrozumieją to co ich łączy. Czy będą gotowi by zaakceptować ten fakt. Ojciec na
pewno ale czy matka też?
- Myślę, że tak. – Przyznał niepewnie. Tak naprawdę nie miał
pojęcia jakby zareagowała. Nie znał za dobrze własnej matki. Jak tylko się
urodził to ojciec zajmował się jego wychowaniem. Ona pozostawała w cieniu.
Nigdy nie stanęła w jego obronie, gdy wyżywał na nim swoje niepowodzenie. Nigdy
nie przyszła by Go pocieszyć. Czaganu zastanawiał się czy w ogóle Go kochała.
Jego rodzina była strasznie spaczona. Chciałby uciec od nich jak najdalej. I
zabrać ze sobą Hermionę. Ona nauczyła Go miłości. Pokazałaby mu również jak
może wyglądać normalna rodzina. Ale czy w obliczu grozy jego przyszłość z
Hermioną mogła tak wyglądać? Czy było dane im szczęśliwe zakończenie? Nie był
tego do końca pewien. W tym momencie liczyła się chwila, którą posiadali. Nic
więcej nie miało żadnego znaczenia. Młody arystokrata przyciągnął ją do siebie
gestem posiadacza i złożył na jej ustach gorący pocałunek. W ten sposób
zagłuszył wszystkie jej protesty.
***
Przybycie do Hogwartu
było częścią jej szaleńczego planu. Długo czekała na ten dzień. O wiele za
długo. Już minęło tyle lat od kiedy zginął jej brat. David. Wspominała Go z
bólem w sercu. Dziś mógł mieć wszystko. Był zdolnym graczem Quiddicha i
niezwykle mądrym chłopcem. Minister nie raz wspominał, że z chęcią widziałby Go
w swoim szeregu. Niestety stało się inaczej. Jej brat dał się ponieść głupiemu
i zwodnemu uczuciu. Wyobraził sobie, że kogoś kocha i jest kochany. Nie
widział, że ta kobieta nigdy Go nie kochała. Nie zamierzała wcale z nim uciec,
chociaż uparcie twierdził, że jest inaczej. Ona sama z wyrafinowania miała
romans z jej narzeczonym, ale nic dla niej nie znaczył. Podobnie jak dla niego
a sam fakt, że jej matka była mugolką budził w nim obrzydzenie. Dlatego właśnie
dzisiaj powróciła do Hogwartu. Dzięki dobroduszności i naiwności dyrektora
udało jej się otrzymać posadę do pomocy pani Pomfey. Zaszyła się wśród
nauczycieli i czekała na odpowiedni moment wkroczenia. Z niezwykłą uwagą obserwowała
rosnące uczucie młodego arystokraty do naiwnej Gryfonki Granger. Wiedziała już
gdzie ma uderzyć. Jej ostoją stał się Lucjusz Malfoy w chwili, gdy jego
mordercze zaklęcie uderzyło w jego brata. Sam fakt, że w dużej części to ona
przyczyniła się do jego śmierci nie przeszkadzał jej w tym wcale. Lucjusz
Malfoy zdradził ją ponieważ obiecał, że Go nie skrzywdzi a ona naiwna mu
uwierzyła. Żałowała, że będzie musiała poświęcić tę dziewczynę. Będzie niewinną
ofiarą w planie okrutnej zemsty, ale to była wojna. Na wojnie ginęli niewinni
ludzie i nikt się temu nie dziwił. Cieszyła się zaufaniem wśród uczniów i
perfidnie to wykorzystała. Największym zaufaniem darzyła ją właśnie Hermiona
szukając wsparcia w starszej kobiecie. Często opowiadała jej o swoich wątpliwościach
związanych z niespodziewaną miłością. Szczególnie martwiła ją świadomość, że
ten związek może być źle spostrzegany wśród wielu Czarodziejów i miała racje.
Była o wiele bystrzejsza niż jej brat. Pogrążona w myślach siedziała w Trzech
Miotłach i obserwowała trójkę zaprzyjaźnionych Gryfończyków. Ostatnio doradziła
Hermionie by powiedziała przyjaciołom o swoim związku ale po ich zachowaniu
widać było, że tego nie zrobiła. Jeden z barmanów przyniósł dziewczynie liścik.
zareagowała wstając z miejsca z lekkim rumieńcem na twarzy.
- Przepraszam chłopcy, ale muszę iść. – Powiedziała uśmiechając
się ciepło do przyjaciół. Obaj spojrzeli na nią z zaskoczeniem. – Harry nie
zapomnij, że umówiłeś się z Ginn. – Dodała i szybko czmychnęła w stronę drzwi
zanim zdołali ją zatrzymać. Była zaskoczona gdy barman przyniósł jej list. Była
to wiadomość od Dracona, który prosił ją o spotkanie. Poczuła jak mocniej bije
jej serce. Kochała tego chłopaka, chociaż wciąż nie była pewna by pokazać mu
jak bardzo. Musiała dojrzeć do tego ostatecznego kroku a on to rozumiał. Na
szczęście. Jak się okazało Draco wynajął mały domek na przedmieściach
Hosmesgade. Drań. Zaśmiała się nieco. Nawet nie powiedział jej, że wybiera się
do wioski. Mówił, że ma jakieś dodatkowe lekcje z profesorem Snap’em. Pokręciła
głową poirytowana i z uśmiechem na ustach pchnęła drzwi do chatki.
- Draco… - Zawołała z uśmiechem rozglądając się dookoła. Zdawało
jej się, że usłyszała jakiś hałas. – Jesteś tam? – Odpowiedziała jej głucha
cisza. Czując coś dziwnego wyciągnęła instynktownie różdżkę. Nie zdążyła jej
użyć. Ostre uderzenie w tył głowy sprawiło, że gwałtownie straciła przytomność.
***
Jess postanowiła skrócić
sobie spotkanie by jak najszybciej spotkać się z Harrym. Tęskniła za nim przez
te wszystkie dni gdy był nieprzytomny. Przyłapała się na tym, że coraz częściej
o nim myśli. Jej brat miał racje. Nie powinna o nim myśleć. Potterze. Jemu
pisana była śmierć z rąk Czarnego Pana. W końcu po to tu byli. By przyczynić
się do jego upadku. Mimo to nie mogła przestać o nim myśleć. To było uczucie
silniejsze od niej. Dlatego jak tylko wpadła do zamku poleciała do Skrzydła
Szpitalnego. Głęboko wierzyła, że jak Harry się obudzi tylko ona będzie przy
nim i nikt więcej. Pragnęła tego z całego serca. Jednak gdy zobaczyła tę Ginny
Weasley całującą się z Harrym ogarnęła ją fala wściekłości. Już nie raz
widziała jak on na nią patrzył. Wmawiała sobie, że to nic nie znaczy, że to ją
wybrał. Jednak Harry kochał Weasley a ona była tylko nagrodą pocieszenia. Nie
mogąc mieć Ginn wybrał ją a ona głupia się zgodziła. Poczuła łzy zawodu cisnące
się do oczu. Michel miał racje. Nie powinna była się w nim zakochać. I tak
czekała Go śmierć. Wkrótce Czarny Pan obejmie władzę w świecie Czarodziejów.
Jego słowo pozostanie ostatnie. Wyciągnęła różdżkę dając się ponieść swojej
złości.
- Weasley… - Warknęła ostrzegawczo. Zaskoczona Ginny odsunęła się
od Harrego gwałtownie i spojrzała na nią zmieszana. Nie zdążyła rzucić zaklęcia
obronnego. Carter była szybsza. Harry krzyknął ostrzegawczo, ale było za późno.
Ostre, rzucone z pełną nienawiścią zaklęcie cisnęło dziewczynę na ścianę.
Dziewczyna zachwiała się i upadła z trudem łapiąc oddech. Z kącika ust
poleciała krew, którą otarła wierzchem dłoni.
- Experiamus… … - Harry
wytrącił różdżkę z ręki dziewczyny zanim zdążyła rzucić ponownie zaklęcie. Stał
lekko chwiejąc się na nogach i patrzył na nią z wrogością w oczach i strachem o
dziewczynę. Nie spodziewał się, że do tego dojdzie. Nie spodziewał się, że Jess
jest zdolna do takiego okrucieństwa. Widząc jego wzrok zrozumiała, że popełniła
błąd. Dając się ponieść emocjom straciła Go na zawsze. Rzuciła wrogie
spojrzenie w stronę dziewczyny i odeszła dumnym krokiem. Jedyne co jej zostało
i postanowiła zachować to duma. Nie pokaże Potterowi jak bardzo ją zranił. Nie
da mu tej satysfakcji.
- Och Harry tak mi przykro. – Szepnęła Ginn wtulając się w
chłopaka. Cała drżała po niespodziewanym ataku dziewczyny, ale zdążyła dojść do
siebie. To cud, że nikt z nauczycieli nie pojawił się. Dopiero by mieli
kłopoty. Chłopak czule tulił ją do siebie, szczęśliwy, że znalazł pretekst do
rozstania z Jess. Nie chciał jej zranić. Naprawdę mu na niej zależało, ale zrozumiał,
że nigdy jej nie pokocha. Jego serce było już zajęte.
- Kocham Cię. – Wyszeptał zaskoczony swoimi słowami. Nie sądził
nawet, że powiedzenie ich jest tak łatwe. Do tej pory się bronił jak mógł przed
tym co czuł, ale nie umiał dłużej. Miał nadzieje, że jego przyjaciel zrozumie.
Sam kiedyś powiedział, że wolałby żeby to był Harry a nie ktoś inny.
- Kochasz mnie? – Spytała oszołomiona. Z pierwszej chwili myślała,
że się przesłyszała, ale Harry mówił jak najbardziej poważnie. Kochał ją i
mówił to szczerze. Pokręciła głową z niedowierzaniem w oczach. – Naprawdę? – W
jej sercu pojawiło się światełko nadziei że jej młodzieńcze uczucie jest
odwzajemnione, ale teraz nie była tego pewna.
- Tak. – Powiedział szczerze, a gdy spojrzała mu w oczy zobaczyła
potwierdzenie w jego spojrzeniu. – Zawsze Cię kochałem Ginn. Byłem zbyt głupi
by się do tego przyznać. Teraz to wiem. Przepraszam za wszystko. Jestem idiotą.
- Fakt jesteś nim. – Przyznała Ginn śmiejąc się przez łzy a gdy
chciał zaprotestować pocałowała Go długim i namiętnym pocałunkiem. Nie
wiedzieli ile było przed nimi chwil szczęścia. wiedzieli, że musieli
wykorzystać to co daje im los. Nawet jeśli miałoby trwać to krótką chwilkę.
***
CHYBA CZEPNĘ SIĘ TEGO ROZDZIAŁU, ALE NIE MAM POJĘCIA CZEMU. JEST W
NIM COŚ CO MI SIĘ NIE PODOBA. CZYTAŁAM GO CHYBA ZE DWA RAZY POPRAWIAJĄC
WIDOCZNE BŁĘDY ALE NADAL UWAŻAM ŻE COŚ JEST NIE TAK. CO TAKIEGO? NO CÓŻ SAMI
OCENICIE. ZAPRASZAM DO CZYTANIAJJ
Hmm...cóż, dopatrzyłam się kilku dość widocznych błędów, ale to nie istotne. Rozdział mi się, jak najbardziej podoba, i jestem zadowolona, że sprawa między Harry'm a Gin się wyjaśniła. I chyba nie pozostaje mi nic innego, jak lecieć do następnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuń