27 lipca 2012

Rozdział VII "Zabawa z Crucio"


DZIĘKI DROBNEJ POMOCY UDAŁO MI SIĘ POWRÓCIĆ NA ONET. NAPRAWDĘ STRASZNIE SIĘ CIESZĘ PONIEWAŻ MA TO DLA MNIE OGROMNE ZNACZENIE. W ONECIE ŁATWIEJ JEST PORUSZAĆ SIĘ PO SERWISACH BLOGOWYCH I ZDOBYWAĆ SIEĆ CZYTELNIKÓW. ZA DOBRĄ RADĄ ZMIENIŁAM RÓWNIEŻ STYL PISANIA BLOGA. MAM NADZIEJE ŻE TERAZ JEST LEPSZY I ŁATWIEJSZY DO CZYTANIA. POZOSTAJE MI ZAPROSIĆ WAS NA KOLEJNY ROZDZIAŁ I ŻYCZYĆ MIŁEJ LEKTURY:
od autorki:ponieważ wiele osób spostrzegło małe błędy postanowiłam poprawić nieco rozdział. I wbrew wszelkim domysłom zapewniam że Harry nie jest gejem...
***
Lupin nie widział już sensu w ukrywaniu się. Rodzeństwo Carrow odnalazło ich kryjówkę a Alecto na pewno będzie chciała się zemścić na Tonks za śmierć swojego brata. Był zaskoczony gdy Tonks powiedziała  mu o dziwnym związku, który ich łączył. Nawet nie wyobrażał sobie tego. Taki związek nawet w świecie Czarodziejów był obrzydliwy i niedorzeczny.

- Co zrobimy? – Spytała Tonks zsuwając się z pościeli. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i zakłopotaniem na wspomnienie tego co wyrabiali w nocy. Nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby być z nią szczęśliwy, ale te chwile, które z nią spędzał takie właśnie były. Zrozumiał jak bardzo ważna była dla niego a uczucie, które tłumił w sobie przez lata dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Kobieta owinęła prześcieradłem swoje nagie ciało a gdy potrząsnęła głową jej włosy przybrały fioletowy kolor.  Uśmiechnął się. Ta sztuczka z jej włosami podobała mu się bardzo. Dzięki temu wiedział w jakim jest nastroju. Teraz sprawiała wrażenie normalnej, chociaż jej twarz była skupiona. – Nie możemy tu zostać. Muszę wiedzieć co się dzieje z moim ojcem i matką.

- Są bezpieczni. – Powiedział po chwili Lupin uznając, że najbezpieczniej będzie odpowiedzieć najpierw na ostatnie pytanie. – Wczorajszej nocy wysłałem Patronusa do Kingsleya. Powiedział, że Zakon umieścił ich w bezpiecznym miejscu. – Widział jak odetchnęła z ulgą. Rozumiał jej obawę o rodzinę. Jej mama uznawana była za zdrajczynie Krwi w chwili gdy opuściła rodzinę Blacków by poślubić mugola tym samym Tonks również była w niebezpieczeństwie a on obiecał Andromedzie, że będzie ją chronić i zrobi wszystko by była bezpieczna. – Co zaś do Ciebie Zakon stworzył pewną bezpieczną kryjówkę u pani Muriel.

- Co takiego? – Wrzasnęła dziewczyna spoglądając na niego ponuro. Spodziewała się, że w końcu do tego dojdzie, ale nie sądziła, że tak szybko. Była powoli zmęczona tym wszystkim. Pragnęła by to się już skończyło. W ogóle chciała by Voldemort nigdy nie powrócił i nie zburzył ich spokojnego świata, chociaż dzięki temu Lupin wreszcie należał do niej. -  Nigdy w życiu nie pojadę do tej starej jędzy! – Zaperzyła się Tonks łypiąc na niego spod oka. Słyszała wiele o kuzynce Weasleyów i nie koniecznie z dobrej strony. – Po moim trupie. – Była wściekła. z wielkim trudem panowała nad sobą. Jej włosy przybrały ogniście czerwony kolor wskazując stan jej wzburzenia.  – Co będzie w tym czasie z Tobą?

- Mam wykonywać misje dla Dumbledor’a. – Powiedział niezbyt chętnie patrząc na nią. Nie chciał zaczynać ich związku od kłamstwa. Wolał być z nią szczery. – Wilkołak Greyback przyłączył się do Voldemorta. – Tonks skrzywiła się mimowolnie. Wiedziała dobrze, wiedziała kim był Greyback. To on ugryzł małego Lupina, gdy jego ojciec ośmielił się go obrazić. Wolała nie pamiętać o tej przykrej sytuacji, która rozdzieliła ich na tak długo. Lupin był strasznie upartym człowiekiem i ciężko mu było cokolwiek przetłumaczyć. Przez to stracili całe lata na to by mogli wspólnie ułożyć sobie życie. – Muszę wkupić się w szeregi wilkołaków i znać plany Voldemorta względem nich.
- Nie. – Tonks nie kryła swojego przerażenia. – Jak Dumbledore może zlecać Ci coś tak niebezpiecznego? Przecież oni mogą Cię złapać a jeśli Cię złapią to… - Głos jej się załamał gdy na niego spojrzała na niego. – Czy on wie na co Cię naraża?

- Nimfadoro… - Skrzywiła się gdy użył jej pełnego imienia. Nigdy Go nie lubiła. – Pamiętaj, że nie jestem tu najważniejszy. Wiesz dla kogo to robimy. Dla kogo się poświęcamy. My jesteśmy tylko pionkami w tej grze. On jest królem. – Musiała przyznać mu racje. Robili to dla Harrego. Nie mogąc pogodzić się z sytuacją przyciągnęła go do siebie by pocałować. Postanowiła skorzystać jak najwięcej z chwili, która im pozostała.
***
Przez niemal cały tydzień Hermiona unikała towarzystwa Dracona co nie było trudne. Od kiedy w szkole pojawił się Duncan Verton Draco jakby zapadł się pod ziemię. Starał się znikać przyrodniemu bratu z oczu. Verton był starszy od Draco o rok, ale ponieważ nigdy nie chodził do Hogwartu musiał w rok nadrobić sześć lat straconych zaległości przez co miał mniej czasu na panoszenie się po zamku. Wielu dziewczętom się podobał. Zauważyła, że nawet niektóre gryfonki zerkały na niego z rozmarzeniem co było mocno irytujące. Hermiona jako Prefekt musiała parokrotnie zwracać im uwagę, że takie zachowanie nie przystoi. Od czasu tamtej sytuacji na Błoniach nie zamienili ze sobą ani słowa. Obawiała się również ich spotkania „Sam na sam”. Najgorsze było to, że nie mogła nikomu powiedzieć co się dzieje. Obawiała się reakcji jej przyjaciół.
- A to jest nasza szkolna szlama. Panna Granger. – Odwróciła się gwałtownie słysząc czyjś szyderczy głos. To był Zabini Blaise we własnej osobie w towarzystwie Duncana. Obaj przyglądali jej się dziwnym wzrokiem aż odruchowo cofnęła się patrząc na nich. Nie podobał się jej ich wzrok ani trochę. Było w tym coś niebezpiecznie przerażającego. Rozejrzała się dookoła w korytarzu, ale nikogo nie było w pobliżu. Miała pecha znajdować się w sytuacjach kryzysowych gdy znikąd nie oczekiwała pomocy.
- Ach to tylko Ty Blaise. – Powiedziała nie ukrywając swojej pogardy w głosie. Nigdy go nie lubiła a i słyszała wiele porażających historii o nim. Rozumiała, że był o wiele groźniejszy od Dracona. – Nie pomyliły Ci się piętra? To zdaje się nie należy do Ciebie.
- Uważaj co mówisz Granger. – Powiedział zjadliwym głosem zbliżając się do niej. Znów się cofnęła wpadając na ścianę. Odruchowo sięgnęła po różdżkę, ale Blaise był silniejszy. Wybił ją z rąk Hermiony aż syknęła z bólu. Różdżka potoczyła się pod nogi Vertona. Spojrzał na nią z dziwnym uśmiechem na twarzy obserwując scenę. Nie zamierzał nic robić. Ani pomagać ani przeszkodzić.
- Nie wolno Ci. – Wycedziła już mniej pewnie niż parę minut temu. – Jestem Prefektem. Ślizgoni…
- Guzik mnie obchodzi kim jesteś. – Powiedział Blaise wcale nie wystraszony. W ręku trzymał uniesioną różdżkę. – Najwyższa pora pozbyć się z zamku kilku Szlam. Ciekawe co Potter powie gdy znajdą martwe ciało jego przyjaciółki. – Zaśmiał się kpiąco. Obleciał ją strach. Blaise mówił poważnie czy żartował? Nie wierzyła, że byłby zdolny zabić ją tu w Hogwarcie, tuż pod czujnym okiem Dumbledor’a. Nie wierzyła, że byłby wstanie to zrobić, ale znikąd nie wyczekiwała pomocy. Większość uczniów spędzała  czas na lekcjach. Ona jedna wałęsała się po bibliotece ponieważ odwołali zajęcia. Harry i Ron byli na lekcjach.
- Nie zrobisz tego. – Wyszeptała. Zamarła gdy zobaczyła jak Verton podnosił z ziemi jej różdżkę i obracał w dłoniach przyglądając się jej z ciekawością.
- Blaise skończ te zabawę. – Powiedział odrzucając różdżkę na ziemię. Upadła kilka metrów od Hermiony. Korzystając z chwilowej nieuwagi Bleis’a próbowała dopaść różdżki. Blaise był silniejszy. Mroczne zaklęcie uderzyło w nią z całej siły. Jej ciałem wstrząsnął ból jakiego nigdy w życiu nie odczuła. Próbowała się podnieść, zapanować nad nim, ale nie była wstanie. Dwaj Ślizgoni przyglądali jej się z fascynacją na twarzy. Miotała się bezradnie po ziemi błagając by przestali. Miała wrażenie, że zamęczą ją tu na śmierć.
- Vingarium Leviosa. – Szybkie zaklęcie odrzuciło dwóch mężczyzn w tył aż wylądowali na ścianie. Duncan poderwał się na równe nogi chwytając różdżkę w dłonie.
- Pros…- Nie zdołał dokończyć. Jego przyrodni brat zaklęciem Experiamus wytrącił mu różdżkę z ręki. Obaj patrzyli na niego zaskoczeni. Po chwili wśród obecnych pojawili się również profesor Snape i MacGonagall. Draco już trzymał na rękach omdlałą z bólu Hermionę.
- Ktoś rzucił na nią Cruciatusa. – Wyjaśnił pospiesznie pod czujnym wzrokiem MacGonagall. – Blaise i Verton byli pierwsi. Próbowali Go zatrzymać, ale zwiał. – Wiedział dobrze, że jego wersja nie trzymała się kupy, ale miała nadzieje, że mu uwierzą. Nie chciał zdradzać swojego przyjaciela, ale ogarnęła go wściekłość gdy zobaczył torturowaną Hermionę. Będzie musiał z nim poważnie porozmawiać.
- Zabierz ją do Skrzydła Szpitalnego. – Polecił Snape. – Pani Pomfey się nią zajmie. – Draco kiwnął głową i odszedł w stronę Skrzydła odprowadzając Hermionę, która już przytomna kurczowo trzymała się go za szyję. Nadal była osłabiona, ale zaklęcie nie było dość silne. Blaise dopiero się uczył na jej szczęście. Odruchowo przytulił ją do siebie jakby wierzył, że ten gest ochroni ją przed złem całego świata.
***
- To już lekka przesada Potter. – Ginny gwałtownie sfrunęła na ziemię i spojrzała na niego z gniewną miną. Harry już dawno nie widział jej tak wściekłej. Podświadomie czuł, że przesadził, ale nie mógł się oprzeć pokusie upokorzenia rywala. To było silniejsze od niego. Dean nie zasłużył na takie traktowanie ponieważ był lepszym graczem. O wiele lepszym od Rona, ale nie mógłby przyznać tego na głos.
- Ginny. – Powiedział łagodnie starając się zapanować nad narastającą w nim złością. Chciał również by dziewczyna lepiej go zrozumiała. – Popełnił kilka mocnych fauli i o mały włos nie uszkodził ich pałkarza Michela Cartera. Michel był niezły i podobał się Harremu jako gracz i widział go w swojej drużynie mimo iż  nieustannie podrywał Ginny. Ta na szczęście była odporna na jego zaloty. O wiele gorzej znosił to Dean. Między nimi nie raz dochodziło do ostrej kłótni właśnie z jego powodu a raz on z Ronem rozdzielili ich dwóch gdy prawie pobili się na środku Wielkiej Sali. On również wylądował i spojrzał na Harrego nie zadowolony.
- Dean nie zrobił tego specjalnie. – Zaprotestował szybko stając w obronie przyjaciela. W rzeczywistości wiedział, że było inaczej, ale Dean był niezłym graczem. Nie wiedząc czemu nie chciał żeby Gryfoni stracili dobrego gracza z powodu wymiany zdań. Wcale nie podobała mu się cała sytuacja i widząc po minach lądujących graczy nie byli również zachwyceni. Obiecał sobie, że dla dobra drużyny wyrówna rachunki z Deanem między sobą gdy nadarzy się okazja. Na razie za radą siostry odpuści sobie zainteresowanie Ginny Weasley, chociaż bardzo mu się podobało.
- Ja tu jestem kapitanem! – Harry podniósł głos. Aż kipiał ze złości, że Carter broni Deana, chociaż sam widział, że tłuczek celowo pchnięto w jego stronę. Rzucił mu pełne dezaprobaty spojrzenie, które miało mówić co myśli. Od kilku dni czuł, że wszystko wymyka mu się spod kontroli. Ostro trenowali, ale trening nie przynosił skutecznych wyników. Harry czuł, że nie bardzo nadaje się na kapitana. Nie rozumiał czemu to właśnie jego wybrano. Czuł jak coraz mniej się nadawał. Miał wrażenie, że Quiddich stracił cały swój urok. Nic nie było tak jak wcześniej. Czuł jak cała odpowiedzialność spadała na niego sprawiała, że Quiddich tracił swój urok. Miał nadzieje, że wynagrodzi mu to zbliżający się mecz ze Ślizgnonami i wygrana. Dlatego tak bardzo starał się dla swojej drużyny. Żałował, że nie każdy to rozumiał. – I mówię że było to poważne i oburzające wykroczenie. Dlatego właśnie Cię zawieszam.
- Skoro tak. – Ginny spojrzała wyzywająco na  Harrego. Była wściekła, że ich stosunki tak się porobiły. Nie miała pojęcia czemu tak było. podświadomie czuła, że to  musi być jej wina.  Nie rozumiała skąd takie uczucie, ale tak podpowiadała jej własna podświadomość. Jednak skoro Harry postanowił być wredny nie zniesie tego dłużej. Kochała Quiddich i drużynę gryfonów, ale nie mogła znieść tego dłużej. Jej serce  za bardzo krwawiło z bólu. – Ja również odchodzę! – Powiedziała stając u boku Deana. W głębi duszy pragnęła by ją zatrzymał. Harry nie zrobił tego. Pozwolił jej odejść. Poczuła jak jest jej słabo. Dean chciał podać jej ramię, ale nie przyjęła Go. Dumnie uniosła głowę i ruszyła w stronę zamku przewieszając miotłę na ramieniu. Gryfoni zawiedzeni zaczęli się rozchodzić. Po ich minach widać było, że byli wściekli. Jedynie Ron i Jess przy nim zostali, chociaż wcale nie miał chęci na jej towarzystwo. Odwrócił się od niej i spojrzał na Rona.
- Potter! Weasley. – Drgnęli gdy spojrzeli na idącą do nich profesor MacGonagall.  Była jakaś zdenerwowana. – Chodzi o pannę Granger. Została zaatakowana. Ktoś rzucił na nią klątwę Cruciatus.
- Co? – Wykrzyknęli jednocześnie. Byli zszokowani całym wydarzeniem. Bez słowa protestu pobiegli za MacGonagall do Skrzydła Szpitalnego gdzie leżała Hermiona. Obaj byli zaskoczeni widokiem młodego Malfoya przy jej łóżku. Wydawał się być blady i zaskoczony całym wydarzeniem. Harrego i Rona to nie przekonało. Nie dbając o obecność nauczycieli obaj wyciągnęli różdżki. W geście obrony Draco wyciągnął swoją i spojrzał na nich z wyzwaniem. Nie wierzył, że zaatakują Go wśród tylu obecnych. Nie byli aż tak odważni.
- Harry! Ron! Przestańcie! – Słaby protest Hermiony postawił ich do pionu. Spojrzeli na nią i przepchnęli się obok Malfoya siadając przy jej łóżku. MacGonagall wyszła zostawiając ich samych. Najwyraźniej uznała, że może zostawić ich samych sobie. – Draco mi pomógł. To nie on to zrobił.
- A kto? – Byli nieco zaskoczeni, ale i zawiedzieni. Ostatnio zachowanie Malfoya kompletnie do niego nie pasowało. Hermiona pokręciła głową. Nie mogła pamiętać. Zanim Draco zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego rzucił na nią Oblivatte. Zaklęcie zabierające pamięć. Widząc, że zrobił wszystko co mógł opuścił Skrzydło. Miał nadzieje, że zaklęcie okaże się skuteczne. Mimo swojej wściekłości Blaise mógł mu się jeszcze przydać. Nie chciał by z powodu głupiej zabawy z Vertonem wpakował się w jakieś kłopoty. Wciąż miał przed oczami wyraz jej bólu i odruchowo zacisnął pięści. Dopilnuje by Hermiona była bezpieczna. Nawet gdyby miałby chronić ją przed własnymi przyjaciółmi. Wiedział jednak, że jej jedynym wrogiem jest on sam.
***
Voldemort nie był zadowolony. Ostatnie raporty nie sprawiały mu żadnej radości. Śmieciożercy, których wynajął okazali się strasznymi partaczami.
- Przyniosłem to co pan potrzebował Sir. – Rozległ się cichy głos Glizdona. Jego najwierniejszego a zarazem najbardziej tchórzliwego sługi. Nie patrząc na niego sięgnął po książkę, którą mu przyniósł. Przewertował kilka kartek i znalazł to czego szukał. Uśmiechnął się z satysfakcją na twarzy.
- Co powiesz na powrót do Szkocji? – Spytał i z uśmiechem zauważył zaskoczenie na twarzy Glizdona. Od kiedy wrócił nie opuszczał Dworu Malfoyów. Czuł się bezpiecznie w schronieniu, które mu dano. Miał nieliczne grono a wśród nich najwierniejszą Bellatriks Leastrange, na których mógł zawsze liczyć. Cieszył się ponieważ było mu to potrzebne. Dzień wielkiej bitwy nadchodził wielkimi krokami. Jeśli jego plan się powiedzie wkrótce władza nad światem Czarodziejów będzie należeć do niego. Starał się blokować umysł przed młodym Potterem, ale często robił to z powodu własnej pychy. Chciał by Potter wiedział, że gdy nadejdzie ta chwila on będzie zwycięzcą a młody Potter wielkim przegranym. – Zanim młody Malfoy i Verton wykonają swoje zadania zdążę wrócić by powitać własne zwycięstwo i pannę Granger we dworze Malfoyów.
- Nie rozumiem panie. – Glizdonon pokręcił głową. – Po co Ci ona? To zwykła Szlama. Nic nie powinna znaczyć.
- Glizdonie. – Voldemort zaśmiał się ponuro. – Ta szlama jak mówisz jest największą przyjaciółką Pottera. Chce mieć pewność, że gdy staniemy naprzeciwko siebie Potter będzie sam. Obdarty ze swoich przyjaciół.
- Przygotuje nas do podróży. – Odparł Glizdogon w pokornym geście i odszedł kłaniając się. odprowadzany był donośnym śmiechem Voldemorta, który w myślach układał plan wielkiej bitwy. Wkrótce wszyscy przekonają się, że moc Lorda Voldemorta nie ma w sobie równych.
***
Draco szybkim krokiem skierował się w stronę pokoju Wspólnego Ślizgonów. Z trudem panował nad budzącą się w nim wściekłością. Wciąż miał przed oczami obraz torturującej Hermiony. Widok nadal rozdzierał jego serce, chociaż dziewczyna była już bezpieczna w towarzystwie swoich przyjaciół. Dobry los sprawił, że udało mu się zdążyć na czas by ją uchronić przed niebezpieczeństwem w ostatniej chwili.
- Blaise! Verton! – Wrzasnął od wejścia. Grupka Ślizgonów spojrzała na niego wystraszona i odsunęła się. uśmiechnął się, że mimo całej sytuacji nadal wzbudzał strach wśród zebranych. Blaise oderwał wzrok od paleniska i spojrzał nieco wystraszony na przyjaciela. Verton starał się Go w ogóle nie dostrzegać zajęty próbą ściągnięcia bluzki z ciała jakiejś ładnej Ślizgonki. Draco nie bardzo ją pamiętał, chociaż widział ją kilka razy. Draco spiorunował dziewczynę wzrokiem. Widząc co się dzieje Ślizgonka natychmiast zeskoczyła z kolan jego przyrodniego brata i czmychnęła do swojego dormitorium.
- No wiesz. – Zaperzył się wściekle Verton spoglądając na Draco. – Nie możesz odbierać mi możliwości zabawy. Nie miałem pojęcia, że dziewczyny w szkole są tak chętne i pruderyjne. – Zachichotał zadowolony z siebie. Leniwym ruchem sięgnął po kieliszek szkockiej leżącej na stoliku obok. Draco był niemal czerwony ze złości. Verton oficjalnie Go ignorował. Ci którzy odważyli się zostać oficjalnie obserwowali rozgrywającą się sytuacje między braćmi z ciekawością.
- Jak śmiałeś zaatakować Granger. – Spytał cedząc słowa, tym razem skierowane do Bleis’a. Zacisnął ręce w pięści. Jeśli dojdzie do bójki między nimi był na nią przygotowany. Nikt nie będzie robił z niego osła ani kwestionował jego zadań.
- Uznałem, że to dobry sposób by poćwiczyć. – Blaise wydawał się równie wyluzowany co Verton. Nie miał jednak tyle odwagi by oficjalnie przeciwstawić się Malfoyowi, więc starał się nie okazywać swojego strachu. – Czarny Pan kazał nam ćwiczyć byśmy mogli pokazać mu swoje możliwości. Nawet pod okiem nauczycieli. Granger wydawała się idealna. – Draco musiał przyznać mu racje. Dobrze pamiętał rozkaz Voldemorta. Jeśli chcieli na święta przyłączyć się do grona Śmieciożerców musieli pokazać mu, że się to tego nadają. Opanować jak najwięcej morderczych zaklęć nie pokazując po sobie  do której strony przynależą.
- Granger to moje zadanie. – Powiedział po chwili zastanowienia. – Żaden  z was nie waży się jej tknąć. Jakby Czarny Pan chciał jej śmierci powiedziałby mi o tym. To się tyczy również Pottera i jego przyjaciół.
- No co Ty Draco. – Blaise wydawał się oszołomiony postawą przyjaciela. Wiedział o jego zadaniu, ale nie spodziewał się, że Draco aż tak bardzo weźmie je sobie do serca.
- Powiedziałem wyraźnie. – Spojrzał na przyjaciela gniewnie. – Nie waż się kwestionować moich zaleceń. – I wyszedł odprowadzany orientacyjnym gwizdnięciem Vertona. Miał nadzieje, że Blaise nie będzie na tyle głupi by znów próbować skrzywdzić Hermionę. Czuł, że tym razem będzie bezpieczna. Nie poszedł jednak do Dormitorium. Swoje kroki skierował w stronę Dumbledor’a chcąc powiadomić Go o dzisiejszej sytuacji. Miał nadzieje, że Voldemort nie zajrzy mu do umysły i nie sprawdzi prawdziwych działań. Gdyby tak zrobił wiedział, że spotka Go coś gorszego niż śmierć. Mimo wiszącej nad nim groźby czuł, że to jest tego warte.
***
TAKI ROZDZIAŁ TROCHĘ NA LUZIE MIMO CAŁEJ SYTUACJI ALE MIAŁ WŁAŚNIE TAKI BYĆ. CHCE SZCZEGÓLNIE ZWRÓCIĆ W NIM UWAGĘ RELACJE NA DRACO Z VERTONEM ORAZ HARREGO I RODZEŃSTWO CARTER. WSZYSCY WKRÓTCE ODEGRAJĄ WAŻNĄ ROLĘ W CAŁOŚCI HISTORII. JAKĄ? NO CÓŻ CZYTAJCIE A SIĘ PRZEKONACIE. DO NASTĘPNEGO!!

1 komentarz:

  1. Ahhh...cudoooo! Po prostu :) Mimo, że Draco tak naprawdę nie istnieje, a to Ty nim kierujesz, tak, jak każdą postacią w tym opowiadaniu, to podziwiam tego chłopaka za to, że nie stracił swojego opanowania mimo, ze w jego życiu zaszło tak wiele zmian.

    OdpowiedzUsuń