27 lipca 2012

Bonus numer 1 "Pokój życzeń - czyli niefortunny układ zdarzeń część 1"

(Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób)
— Johann Wolfgang Goethe

„rozdział dedykowany Nimfee za wspaniały szablon jaki mi stworzyła”

Kronika Proroka Codziennego nr. 12.
Postanowiłam stworzyć ten mały Bonus by był taką odskocznią. Akcja dzieje się w czasie ostatniego roku w Hogwarcie. Cofniemy się więc o kilka miesięcy i zobaczymy co by wyszło gdyby pewne rzeczy nie miały nigdy miejsca. Tym razem mój Bonus  będzie się skupiał na losie Wybrańca z innej strony. Mam nadzieje, że sam pomysł wam się spodoba. Życzę przyjemnej lektury.

***
Harry był zmęczony. Od jakiegoś czasu zagłębiał z Dumbledorem życie Voldemorta i do niczego sensownego nie doszli ani też nie zmieniło jego zdania na temat Voldemorta. Może i miał swoje nieszczęśliwe życie, ale wcale go to nie usprawiedliwiało. Zrobił tak wiele złych rzeczy i zabił jego rodziców. To było coś, czego wybaczyć nie mógł. Zdawał sobie sprawę, że jeśli dojdzie do decydującego pojedynku między nimi to jeden z nich na pewno zginie. I Harry wcale nie uważał się za pewnika.

- Wszystko w porządku Harry? – Drgnął nerwowo widząc w korytarzu Ginny. Nie sądził, że ktokolwiek może być w ogóle o tej porze na korytarzu. Była w szlafroku i wyglądała na rozespaną. Zupełnie jakby na niego czekała. Podszedł i przytulił ją do siebie. Stracił tyle czasu na poszukiwanie szczęścia, które było tuż obok. Ginny stała się nieoczekiwanie częścią jego życia. Nie wyobrażał sobie świata bez niej. Dla niej tak bardzo starał się przetrwać.

- Tak. – Mruknął ustami przy jej ustach. Odwzajemniła namiętny pocałunek, przy czym była taka niewinna. – Niedługo wrócę do wieży. Musze tylko porozmawiać ze Snapem. – Skrzywił się na samą myśl o profesorze. To, że Harry i obecny nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią się nie znosili nie było tajemnicą. A wszystkiemu winien był ojciec chłopaka, który dokuczył Severusowi z przeszłości i uraz nadal pozostał. – Chciałbym żeby to wszystko nigdy się nie zdarzyło. – Przyznał szczerze. Miał na myśli nie tylko powrót Voldemorta, ale i wszystkie złe rzeczy, jakie miały miejsce w jego życiu.

- Uważaj Harry na słowa. – Skarciła go Ginny dotykając czule jego grzywki. Ten gest wywołał w nim nagłe drżenie. Ginny nie musiała za wiele robić by wywołać w nim pożądanie. Wystarczyła sama jej obecność. Zaczynał coraz lepiej rozumieć Draco Malfoya, który nie mógł oderwać się od Hermiony. Nadal zaskakiwał go fakt, że ta dwójka była razem, ale umiał łatwiej pogodzić się z tym niż Ron. – Czasem życzenia mogą się spełnić nie tak jakbyśmy tego chcieli. – Uśmiechnął się figlarnie słysząc jej słowa. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo prawdziwe się okażą. Gdy już się rozstali niezbyt chętnie kierował się w stronę nowego gabinetu byłego mistrza eliksirów. Nadal nie mógł się pogodzić, że uczył jego ulubionego przedmiotu. Był niemal pewny, że to Slughorn będzie nowym nauczycielem OPCM. Niestety Dumbledore zdecydował inaczej i nie wyjaśnił celu swoich działań. Jednak Harry zdążył się już przyzwyczaić do dziwactw profesora a więc reagował na nie spokojniej. Korytarz Hogwartu był już opuszczony. Była cisza nocna, ale on miał specjalną dyspensę od dyrektora, więc nawet gdyby złapał go Filch nie przejmowałby się tym. Z początku na nie, nie zareagował. Ot zwyczajne małe drzwi, których wcześniej tu nie było. Wiedział dobrze, bo niejednokrotnie przechodził przez to miejsce a dzięki podarowanej od bliźniaków Weasley mapie Huncwotów znał Hogwart jak nikt. A jednak coś go tchnęło. Pamiętał dobrze Pokój Życzeń z czasów, gdy działała Gwardia Dumbledora w zeszłym roku, kiedy Umbrigde panoszyła się po szkole. Wówczas nikt nie wierzył w powrót Voldemorta. Harry zdumiał się bardzo. Pokój Życzeń pojawiał się tylko, kiedy ktoś bardzo tego potrzebował a Harry nie myślał o tym w tym momencie. Mimo to jakaś dziwna siła sprawiła by otworzył drzwi. Odruchowo rozejrzał się dookoła tak dla pewności czy nikt go nie śledzi i przeszedł przez drzwi. Poczuł dziwne uczucie. Nie umiał tego nazwać. Jakby jakaś nieznana moc przez niego przepłynęła. Minęła dłuższa chwila zanim zorientował się, że znajduje się w Pokoju Wspólnym Grifindoru.

***
W swoim życiu widział już wiele dziwnych rzeczy, ale to, co się stało było najdziwniejszą ze wszystkich.

- Kogo szukasz? – Lawender Brown wpatrywała się w niego tępym wzrokiem jakby widziała chłopaka po raz pierwszy w życiu. – Nie ma tu nikogo takiego o nazwisku Granger. – Był zdumiony. Przyglądał się Lawender jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.

- Nie możliwe. – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Przecież mieszkasz z nią w pokoju. Z Hermioną Granger

- Hermiona? – Spytała dla pewności a on pokiwał głową. – Harry, ale pomyliły Ci się nazwiska. Hermiona wcale nie ma na nazwisko Granger. To Hermiona Stanley. Córka byłych Śmieciożerów. – Harry oniemiał z wrażenia. Wpatrywał się w Lawender jakby widział ją po raz pierwszy. Nie mógł uwierzyć w to, co mówiła. Niby, jakim cudem Hermiona miałaby być córką Śmieciożerców? To było wręcz absurdalne. – To wiesz gdzie spotkam Rona albo Ginny? – Tym razem wzrok Gryfonki wyrażał szczerze zaniepokojenie, ale nie zdołała mu odpowiedzieć, bo Harry wypadł z Pokoju Wspólnego. Musiał jak najszybciej znaleźć Hermionę lub któregoś ze swoich przyjaciół. Miał dziwne wrażenie, że Lawender pogrywała sobie z niego i wcale jej nie ufał. Ze zdziwieniem zorientował się, że było południe. Jednak to był szczegół, na który zwrócił uwagę dużo później. Najpierw spostrzegł Ginny Weasley. Stała roześmiana w otoczeniu grupki Ślizgonek. Sama również miała na sobie ich szaty.

- Ginn… - Zawołał niezbyt pewnie w jej kierunku. Dziewczęta obejrzały się w jego stronę mierząc go ponurym wzrokiem.

- Zgubiłeś coś Potter? – Spytała wyniośle dziewczyna. Osłupiał. Takiego jadu i nienawiści nie słyszał nigdy u niej. To nie była Ginny, którą znał i kochał.

- Możemy porozmawiać? – Spytał zdecydowanie. Uniosła brew wpatrując się w niego pytająco, ale pokiwała głową. Nie miała nic do stracenia a mogła zyskać. Mimo reakcji przyjaciółek odeszła z nim na bok. Potter zawsze ją ciekawił, chociaż nie wyróżniał się w niczym specjalnym. Był raczej takim zwykłym i typowym chłopakiem, jakich w Hogwarcie było wielu. Mimo, że był Ślizgonem często obserwowała go ukradkiem. A teraz miała okazje z nim porozmawiać. I sam ją zaczepił. Akurat przed meczem z nimi.

- Czego chcesz? – Spytała niezbyt sympatycznie. Oboje byli kapitanami swoich drużyn a więc wzajemna nienawiść nie była żadną nowością dla wielu. Wszyscy z niecierpliwością czekali na te chwilę.

- Jak to się stało, że jesteś Slizgonką? – Spytał ku jej zaskoczeniu. To było dziwne, ale miała wrażenie, że Harry ma do niej jakąś pretensje o to. Spojrzała na niego podejrzliwie zastanawiając się, jaką grę prowadzi.

- Co w tym dziwnego? – Spytała zaskoczona nic z tego nie rozumiejąc. Czuła się dziwnie skrępowana przy tej rozmowie. Coś w jego słowach zaniepokoiło jej. Do tej pory okazywali sobie jawną wrogość, ale miała dziwne uczucie, że w jakiś sposób Potter się zmienił. Nie umiała powiedzieć tylko, w jaki. – Jedynie bliźniaki trafiły do Gryfindoru. To chyba jakaś obraza, dla Weasleyów. Ostatecznie mój tata jest szanowanym Ministrem Magii. – Harry odczuł nagły zawrót głowy. Artur Weasley Ministrem Magii? Oszołomiony jej słowami stracił przytomność.


***
Śniło mu się coś bardzo dziwnego. Siedział na błoniach przed Hogwartem, gdy pojawił się Dumbledor’e. Wyglądał o wiele lepiej niż Harry go zapamiętał. Poczuł dziwne uczucie żalu. Nie spodziewał się, że śmierć ulubionego profesora będzie dla niego takim wstrząsem. Nigdy też mu się nie śnił, co było chyba większym zaskoczeniem.

- Wystarczy jedna mała rzecz Harry. – Odparł profesor łagodnie, ku zaskoczeniu chłopaka. – By tak wiele zmienić. – I zniknął zanim Harry zdołał cokolwiek powiedzieć. W tym momencie chłopak się ocknął z trudem oddychając. Było mu nie dobrze i kręciło mu się w głowie. Z trudem rozpoznał spoglądającą na niego z troską panią Pomfey. Przynajmniej to było w miarę normalne.

- Jak się czujesz Harry? – Dotarł do niego jej łagodny głos. Z początku nie wiele mógł sobie przypomnieć aż dotarły do niego ostatnie słowa Ginny.

- Czy Artur Weasley jest obecnym Ministrem Magii? – Wykrztusił w końcu starając się zapanować nad drżeniem własnego głosu. Wciąż nie wiele do niego docierało z zaistniałej sytuacji. Miał wrażenie, że to jest jakiś dziwny żart tego, co się dzieje.

- Dlaczego miałby nim nie być? – Pani Pomfey skrzywiła się lekko. Wyraźnie pokazywała, że niezbyt przepadała za obecnym Ministrem. Harrego opanowały mdłości. Nie rozumiał kompletnie niczego z tego, co tu się działo. W tym momencie do Skrzydła Szpitalnego weszli Hermiona z Draconem. Oboje wyglądali na zaniepokojonych. Harry ucieszył się na widok swojej przyjaciółki. Przynajmniej to się nie zmieniło. Nadal tylko ledwo docierało do niego, że Hermiona jest córką Śmieciożerców.

- Wystraszyłeś nas Harry. – Powiedziała łagodnie przysiadając się koło niego na łóżku. Draco stanął tuż obok niej uśmiechając się niepewnie. Ich dłonie były splecione między sobą. Uśmiechnął się na ten widok. To był znak, że nie wiele się u nich zmieniło. Nadal byli razem. – Dlaczego zemdlałeś? – Spytała oskarżycielsko jakby to była jego wina. Harry pokręcił głową, chociaż podejrzewał, że to nadmiar informacji tak na niego wpłynęło. A miał dziwne uczucie, że to dopiero początek.

- Przepraszam… - Wymamrotał nie pewnie czując się winny nagłego zamieszania. Nigdy tego nie lubił. – Chyba zbyt wiele wpłynęło na mnie. Ginny jest Ślizgonką i… - Tak miękko wypowiedział jej imię, że Hermionę i Draco zatkało.

- Mówisz o Ginny Weasley? – Hermiona skrzywiła się z niesmakiem. – Czemu o niej myślisz? Przecież jesteś związany z Jessicą. – Słysząc jej słowa Harry jęknął. Jak to w ogóle możliwe? Jak na zawołanie jasnowłosa piękność znalazła się obok niego. Z trudem pohamował swoją niechęć. Za dobrze pamiętał, co próbowała zrobić. Próbowała zabić Ginny. Bez względu na zmiany, jakie zaszły nie umiał jej tego wybaczyć. Wyglądała jednak na całkiem inną niż zapamiętał. Zniknęła gdzieś jej pewność siebie. Miał dziwne wrażenie, że jest całkiem inną kobietą.

- Jestem zmęczony. – Mruknął niechętnie, do Jess, która chciała się z nim zobaczyć. Wyglądała na zranioną, ale nie chciał z nią w tym momencie rozmawiać. Musiał dowiedzieć się, co tu się działo. Miał dziwne wrażenie, że jego własna przyszłość stanęła na włosku. Musiał dowiedzieć się, co się stało.  Gwałtownie poderwał się z łóżka aż zakręciło mu się w głowie.

- Dokąd się wybierasz? – Zaskoczona, Jess zawołała za nim, gdy znalazł się przy drzwiach. Nawet nie wiedział jak tam dotarł. Nie powiedział nic. Spojrzawszy na nią ponuro przeszedł przez pokój do ostatniej osoby, która w tym momencie mogła mu pomóc.

***
To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał w chwili, gdy przekroczył gabinet dyrektora Hogwartu. Spodziewał się, że Albus Dumbledore wyjaśni mu całą sprawę, gdy tymczasem na jego miejscu zobaczył swojego znienawidzonego wroga Severusa Snep’a. Oniemiał dosłownie na jego widok.

- Co pan tu robi? – Wykrzyknął oszołomiony wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Snape ze swobodą zajął fotel dyrektora i spoglądał na niego lekko znudzony.

- Chciałeś porozmawiać z dyrektorem. – Odparł spokojnie. – Nie chciałeś Harry. Ty żądałeś tej rozmowy. I teraz taki zdziwiony?

- Owszem chciałem. – Harry starał się zapanować nad rosnącą w nim furią. -  Z Dyrektorem Hogwartu Albusem Dumbledorem. – Snape spojrzał na niego jakby widział go po raz pierwszy, po czym wybuchł gwałtownym śmiechem.

- Albus Dumbledor dyrektorem Hogwartu?  - Spytał uspokoiwszy się nieco. – Masz wyobraźnie Potter nie ma, co. – Harry nic z tego nie rozumiał. Poczuł się bardziej zagubiony niż do tej pory. Najpierw Ginny i Ron znaleźli się w Slitherinie a teraz to. – Dumbledore nie żyje już od bardzo dawna. Zginął w nieudanym pojedynku z Grinewaldem. Teraz mamy większe kłopoty Potter, od kiedy Voldemort przejął kontrolę w Ministerstwie Magii.

- Voldemort?  - W Harrym obudziła się jakaś nadzieja. Wreszcie coś, na czym mógł się oprzeć. Chociaż część życia, które znał. – Czyli Zakon Feniksa nadal istnieje?

- Bredzisz dzisiaj Potter. – Snape nie miał do niego cierpliwości. – Jeśli to wszystko idź do siebie, bo zaraz zacznie się cisza nocna. – Harry wyczuł, że mimo nowej sytuacji nadal dawna nienawiść pozostała. Nie był wcale zdziwiony. Spodziewał się, że po Snapie nie wiele może się zmienić. Dawny dyrektor nienawidził go od zawsze. Westchnął niechętnie wiedząc, że nic nie załatwi i wyszedł. Nie miał pojęcia, co mógłby zrobić w tej sprawie jeszcze. Nerwowo krążył po korytarzu szukając Pokoju Życzeń, który wpakował go w te sytuacje. Miał nadzieje, że jeśli przez niego przejdzie to wszystko będzie znów jak dawniej. Nie mógł uwierzyć również, że Dumbledore nie żył a Voldemort nadal siał zło i zniszczenie.

- Harry! – Hermiona zastała go przed drzwiami do biblioteki. Nie wiele zmieniło się w jej zachowaniu. Nadal szła z naręczem książek. Uśmiechnął się na ten widok. To było coś znajomego. Coś, co znał.  – Co tu robisz o tej porze? Myślałam, że wypoczywasz.

- Hermiono słyszałaś o Pokoju Życzeń? – Spytał z nadzieją w głosie. Spojrzała na niego lekko zaskoczona pytaniem, po czym skinęła głową.

- Słyszałam. – Przyznała mu szczerze. Nie był zaskoczony. Hermiona była najinteligętniejszą czarownicą, jaką znał. – Jednak nie rozmawiajmy o tym tutaj. Nie chce by zbyt wiele osób wiedziało o Pokoju Życzeń.

- Dobrze! – Powiedział i wspólnie znaleźli jakiś cichy kąt. Harry miał wiele pytań do Hermiony i wcale nie chodziło tylko o Pokój Życzeń. Był ciekaw wielu rzeczy.

- Jak to się stało, że Twoi rodzice są Śmieciożercami? – Spytał z miejsca. Hermiona spojrzała na niego niezbyt pewnie. Harry nie znał całej prawdy i wiedziała o tym. Poczuła, że nadeszła chwila by wszystko mu powiedzieć. Nerwowo przełknęła ślinę i spojrzała na przyjaciela. I w końcu po raz pierwszy od tak dawna otworzyła się przed nim. Jak nigdy jeszcze.

***
Nie spodziewała się, że ta rozmowa będzie dla niej tak trudna. Ostatecznie Harry miał prawo wiedzieć. Był jej najlepszym przyjacielem odkąd pamiętała i to się nie zmieniło. Zawsze mogła na niego liczyć a teraz z niepokojem patrzyła jak bardzo chłopak się zmieniał. Wyczuwała, że coś dziwnego z nim się działo, ale nie umiała tego nazwać.

- To bardzo długa historia. – Wyznała mu ostrożnie. Podniosła się z miejsca nie mogąc usiedzieć. Nie była wstanie patrzeć na Harrego i mówić. Jej samej z początku było trudno. – Mój ojciec George Stanley był wielkim zwolennikiem Czarnego Pana. – Przyznała niezbyt chętnie. Nie przepadała za swoim pompatycznym ojcem, od kiedy zamieszkała w ich domu. Nie czuła się u nich zbyt dobrze. Przez niego musiała zmienić nazwisko z Granger na Stanley. Skrzywiła się na same wspomnienia. Tamte chwile były dla niej bardzo trudne i pewnie nie dałaby rady, gdyby nie Draco. To on okazał jej największe wsparcie, mimo, że był Ślizgonem. – Moja matka urodziła mnie w wielkiej tajemnicy przed ojcem. Musiała mnie oddać, bo za bardzo się bała tej jego obsesji. Nie chciała, by dowiedział się, że ma dziecko. Tak trafiłam do rodziny Grangerów. Prawdę poznałam przez przypadek, gdy ponownie zostałam uprowadzona przez Voldemorta a moi rodzice zginęli. – W jej głosie można było wyczuć smutek. Nadal bardzo przeżywała całą sytuacje i tęskniła za nimi. Harry doskonale ją rozumiał. Nie było dnia by nie myślał o swoich rodzicach. Bardzo za nimi tęsknił i nie pogodził się z ich stratą. – I on tam właśnie był. – Hermiona zdjęła z siebie medalik. – To właśnie ten medalik był moim zdrajcą. Dzięki niemu albo przez niego ojciec poznał prawdę i odkrył, kim jestem. Dla Voldemorta to był prawdziwy dar niebios. – Znów się skrzywiła. Harry doskonale zdawał sobie sprawę jakby to było gdyby tak wyszło w jego świecie. Nagle poczuł lekki niepokój. Czy Hermiona rzeczywiście mogłaby być córką Śmieciożerców? Nie wszystko przecież się zmieniło a Hermiona, jaką znał nosiła taki sam medalik. – Nie było wątpliwości czyją jestem córką. Nawet nie wiem, kiedy stałam się pionkiem w ich grze. Nie mamy zbyt wiele do walki z Voldemortem i możemy liczyć tylko na siebie. Nie wiele jest osób, którzy by mu się przeciwstawili.

- A przepowiednia? – Spytał Harry czując jakąś dziwną gulę w żołądku. Czy chciałby żyć w takiej przeszłości gdzie nie byłby nikim ważnym? Czy podobałoby mu się to? Nie umiał sobie odpowiedzieć na te pytania. A jednak stało się. Tu nie był Wybrańcem. Nikt nie zwracał na niego uwagi, gdy mijał korytarze. Czuł zarazem wielką ulgę, ale i uraz. Zbyt wiele stracił ważnych dla niego rzeczy.

- Jaka przepowiednia? – Spytała Hermiona wyrwana gwałtownie ze wspomnień. Właśnie wspominała swoich rodziców i Dracona. To jak wiele zmieniło się w jej życiu. – O czym Ty mówisz Harry?

- Profesor Treawelny przepowiedziała upadek Voldemorta. – Wyjaśnił jej spokojnie i opowiedział wszystko, co wiedział na ten temat. Hermiona nie kryła swojego zaskoczenia. Już wcześniej wyczuła zmiany w zachowaniu przyjaciela, ale teraz jego pytania i historie szokowały ją. Gdyby Voldemort o tym wiedział. Wolała jednak nie myśleć o tym. Nie chciała sprawiać kłopotów przyjacielowi.

- Mówisz o tej wariatce? – Spytała przypominając sobie głośną historię. – Przebywa w zakładzie zamkniętym u Św. Munga. – Parę lat temu wygadywała jakieś bzdury i prawie nie popełniła samobójstwa. Podobno oszalała tak po śmierci Dumbledor’a. – Harry był w szoku. Poczuł jak coś dziwnego dławi go od środka a miał być to dopiero początek zmian. Nie spodziewał się, że one tak na niego wpłyną.

***
Ginny Weasley wychodziła właśnie z miotłą zawieszoną przez ramię, gdy niespodziewanie została zatrzymana przez Bleis’a. Nigdy za nim nie przepadała, chociaż był to jeden z najlepszych przyjaciół jej brata. Od jakiegoś czasu kręcił się koło niej, ale starała się ignorować chłopaka, jak tylko mogła. Niestety Blaise bywał bardzo upierdliwy, jeśli tego chciał. Zastanawiała się jak jej brat Ron umiał z nim wytrzymać. Już o wiele bardziej wolałaby towarzystwo Pottera. Skrzywiła się do własnych myśli i zmierzyła go buntowniczym wzrokiem.

- Czego chcesz? – Warknęła starając się zapanować nad gniewem. Nikt nie drażnił jej tak jak Zabini Blaise. Chłopak uśmiechnął się. Weasley zawsze mu się podobała, ale nigdy nie umiał się do niej zbliżyć. Miał jednak nadzieje, że w końcu jakoś zwróci na niego swoją uwagę. Niestety wydawała się coraz bardziej odległa, co prowadziło do różnych głupich sytuacji między nimi.

- Zbliża się mecz z Gryfonami. – Powiedział złobróżnym tonem rozglądając się na boki. Nie chciał by ktokolwiek ich usłyszał.  Jakby Draco dowiedział się o tym planie dałby im do wiwatu. Od kiedy związał się z tą Gryfonką wszystko się pokomplikowało. – Co powiesz byśmy podwyższyli swoje szanse?

- Naprawdę musimy? – Ginny uniosła brwi. Chociaż była Ślizgonką to jednak cechowała ją niezwykła cecha uczciwości. Nie zgadzała się z niektórymi mieszkańcami domu, którzy robili wszystko by jakoś upokorzyć przeciwnika. – Czy raz w życiu nie umiemy wygrać fer play? – Spytała sceptycznie, na, co Blaise skrzywił się z pół uśmiechem.

- Jesteśmy Ślizgonami. – Blaise wzruszył ramionami słysząc jej uwagę. Nigdy nie rozumiał tej dziewczyny. Czasami zachowywała się jakby do nich nie pasowała. – Musimy działać według naszych zasad. A jedną z nich jest właśnie ich brak. – Uśmiechnął się pobłażliwie jakby wyjaśniał jedną z najprostszych rzeczy. Znów się skrzywiła. – Chcemy po prostu dać nauczkę Potterowi by nie wygrał tego meczu. By pokazać, że Ślizgoni nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Panna Weasley zamyśliła się. W sumie nie miałaby nic przeciwko małej aferze. Mimowolnie się uśmiechnęła. Czasami Zabini miał nawet dobre pomysły.

- Co więc proponujesz? – Spytała zaintrygowana. W oczach chłopaka pojawił się niecny błysk. Jeszcze raz rozejrzał się dookoła i pociągnął jej w głąb korytarza. Zaintrygowana nie protestowała. Nie bała się Blais’a a w razie, czego miała przy sobie zawsze różdżkę. Opowiedziany przez niego plan spodobał się dziewczynie i wydawał się bardzo prosty. Przy odrobinie szczęścia mieli szanse wygrać. Kierując się w stronę lochów niespodziewanie natknęła się na Pottera w towarzystwie panny Stanley. Ich oczy na moment spotkały się i Ginny poczuła coś dziwnego. Nie umiała nazwać uczucia, które na nią spłynęło. Miała dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś takiego a przecież jeszcze nie dawno była związana z Draco Malfoyem. Byli prawie zaręczeni zanim ten idiota nie zakochał się w tej Stanley. Nadal wściekała się na samą myśl o upokorzeniu, jakie wtedy zaznała. Tej nocy nie mogła zasnąć a kiedy już się jej udało przyśnił się jej Wybraniec i jego orzechowe oczy. Miała dziwne przeczucie, że to był początek czegoś nowego.

***
Poranek nie przyniósł nic dobrego. Harry niechętnie wstał z łóżka. Miał nadzieje, że to się jakoś zmieni, ale nic na to nie wskazywało. Harry musiał znaleźć sposób, by wrócić do swoich czasów. Nie miał tylko pojęcia jak to zrobić. Usiłował odnaleźć pokój życzeń, ale bezskutecznie. Był coraz bardziej zrozpaczony i kompletnie nieprzygotowany na dzisiejszy mecz, gdzie kapitanem drużyny był Neville Longbotton. Harry w zdumieniu obserwował zmiany, jakie zaszły w niezdarnym przyjacielu. Teraz wydawał się bardziej męski i pewny siebie. Harry był pod wrażeniem tych zmian i nie krył swojej dumy. Godzinę później był już na miotle i obserwował przyjaciela, który po raz pierwszy mu imponował. Żałował, że Neville nie może taki pozostać na zawsze. Wówczas byłoby mu zdecydowanie łatwiej w życiu. Uczniowie wolno pojawiali się na trybunach. Drużyna Gryfonów nerwowo krążyła wokół stadionu a Harry czuł dziwny uścisk w żołądku obserwując Ginny Wesley wśród grupy Ślizgonek. Po raz pierwszy będzie walczył przeciwko ukochanej dziewczynie. Wcale mu się to nie podobało. Gdy spostrzegł, że Ginn przygląda mu się dziwnie szybko odwrócił wzrok. Nie chciał by wyczytała jakiekolwiek uczucia na jego twarzy a coraz trudniej było mu je ukryć. Podobna sprawa tyczyła się jego przyjaciela Rona.

- Damy wam popalić! – Wykrzyknął podlatując do niego. W jego wzroku Harry wyczytał prawdziwą nienawiść. Nawet jak byli pokłóceni jego przyjaciel nigdy tak na niego nie patrzył. To był dla niego prawdziwy cios. Nie zareagował na te jawną zaczepkę. Nie był wstanie. Z każdym innym Ślizgonem i owszem, ale nie z Malfoyem. Pani Hootch zagwizdała i mecz się rozpoczął. Harry, jako Szukający nie był wstanie skupić się na meczu. Jego myśli wędrowały w całkiem inną stronę. Co będzie, jeśli nie uda mu się w ogóle odzyskać swojego dawnego życia? Jeśli wszystko pozostanie tak jak jest? Z jednej strony nie będzie Wybrańcem tylko normalnym człowiekiem a z drugiej oznaczało to zwycięstwo Voldemorra a na to nie mógł pozwolić. W tym momencie nie przejmował się zwycięstwem własnej drużyny. Od niechcenia latał na miotle w poszukiwaniu Znicza.

- Harry uważaj! – Sygnał ostrzegawczy doszedł do niego z oddali. Przyszedł za późno. Harry nie zorientował się, kiedy został zaatakowany przez grupkę Ślizgonów a wśród nich z Ginny Weasley na czele. Był kompletnie zdezorientowany i nie rozumiał, co się dzieje.

- Co jest? – Wykrztusił z siebie, gdy spostrzegł jak jego neutralny przyjaciel wyciąga różdżkę. Byli niewidoczni dla ludzi i nikt nie widział, co się dzieje. Harry poczuł jak jego ciałem wstrząsa paraliżujący ból. Zaklęcie Criucio rzucone z wielką siłą. Tym razem nie był wstanie się utrzymać. Jak w zwolnionym tępię czuł opuszczają go siły. Ból ciała był niemal paraliżujący. Runął w dół zanim zdążył się zorientować. Ktoś w ostatniej chwili złapał go w powietrzu zanim zderzył się z ziemią. Usłyszał z oddali przeraźliwy krzyk Ginny Weasley. Zdążył dostrzec ją jak wpatrywała się w rozgrywającą scenę z oczami szeroko otwartymi ze strachu. Stracił przytomność w chwili zderzenia się z ziemią. Ból głowy był tak silny, że niemal rozsadził mu czaszkę. Odzyskał przytomność na dosłownie chwilę, by zobaczyć pełną niepokoju twarz swojego ojca. Był pewien, że ma jakieś majaki.

- Wszystko będzie dobrze Harry… - Usłyszał jego cichy, ale wyraźny głos. Czyjeś ręce podnosiły jego omdlałe ciało. Nie był wstanie unieść się o własnych siłach. W głowie mu huczało i nie był wstanie odróżniać wszystkiego, co działo się wokół niego. – Zaopiekują się Tobą.

- Tato… - Wyszeptał z niedowierzaniem. To był James Potter. Harry znów walczył z omdleniem, ale nie był wstanie. Obawiał się, że jeśli się ponownie obudzi to jego ojciec zniknie.

- Będę tu Harry. – Zapewnił go ojciec ściskając mocno za rękę. Ten uścisk był mocny i taki prawdziwy. Harry poczuł się dziwnie bezpiecznie. Pozwolił sobie na odpłynięcie w mroku. Nie wiedział, czemu, ale gdzieś w głębi serca czuł, że wszystko będzie dobrze a los lubił szykować różne niespodzianki. To miała być jedna z nich.

***
Na zakończenie:
Zabijcie mnie ale mam wiele zastrzeżeń do tego rozdziału. Nie wiem czemu, ale nie tak go sobie wyobrażałam. Wyszedł dziwnie i monotonnie. Teraz jak go przeczytałam stwierdziłam, że wiele  bym w nim zmieniła, ale prawdę powiedziawszy nie chce mi się pisać tego od początku. Pozostaje mi wierzyć, że wam przypadnie do gustu i z góry zaprosić na Bonus nr.3. pod tym samym tytułem już wkrótce!!

Nota informacyjna nr 1:
Pierwotna nazwa: część 2 „Oszukać przeznaczenie”: Bonus nr 2 cz. 1
Ilość stron: 8
Wyrazów: 3 931

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz