(Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób)
— Johann Wolfgang Goethe
„rozdział dedykowany Nimfee za wspaniały szablon jaki mi stworzyła”
Kronika Proroka Codziennego nr. 12.
Postanowiłam
stworzyć ten mały Bonus by był taką odskocznią. Akcja dzieje się w
czasie ostatniego roku w Hogwarcie. Cofniemy się więc o kilka miesięcy i
zobaczymy co by wyszło gdyby pewne rzeczy nie miały nigdy miejsca. Tym
razem mój Bonus będzie się skupiał na losie Wybrańca z innej strony. Mam nadzieje, że sam pomysł wam się spodoba. Życzę przyjemnej lektury.
***
Harry
był zmęczony. Od jakiegoś czasu zagłębiał z Dumbledorem życie
Voldemorta i do niczego sensownego nie doszli ani też nie zmieniło jego
zdania na temat Voldemorta. Może i miał swoje nieszczęśliwe życie, ale
wcale go to nie usprawiedliwiało. Zrobił tak wiele złych rzeczy i zabił
jego rodziców. To było coś, czego wybaczyć nie mógł. Zdawał sobie
sprawę, że jeśli dojdzie do decydującego pojedynku między nimi to jeden z
nich na pewno zginie. I Harry wcale nie uważał się za pewnika.
-
Wszystko w porządku Harry? – Drgnął nerwowo widząc w korytarzu Ginny.
Nie sądził, że ktokolwiek może być w ogóle o tej porze na korytarzu.
Była w szlafroku i wyglądała na rozespaną. Zupełnie jakby na niego
czekała. Podszedł i przytulił ją do siebie. Stracił tyle czasu na
poszukiwanie szczęścia, które było tuż obok. Ginny stała się
nieoczekiwanie częścią jego życia. Nie wyobrażał sobie świata bez niej.
Dla niej tak bardzo starał się przetrwać.
-
Tak. – Mruknął ustami przy jej ustach. Odwzajemniła namiętny pocałunek,
przy czym była taka niewinna. – Niedługo wrócę do wieży. Musze tylko
porozmawiać ze Snapem. – Skrzywił się na samą myśl o profesorze. To, że
Harry i obecny nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią się nie znosili nie
było tajemnicą. A wszystkiemu winien był ojciec chłopaka, który dokuczył
Severusowi z przeszłości i uraz nadal pozostał. – Chciałbym żeby to
wszystko nigdy się nie zdarzyło. – Przyznał szczerze. Miał na myśli nie
tylko powrót Voldemorta, ale i wszystkie złe rzeczy, jakie miały miejsce
w jego życiu.
-
Uważaj Harry na słowa. – Skarciła go Ginny dotykając czule jego
grzywki. Ten gest wywołał w nim nagłe drżenie. Ginny nie musiała za
wiele robić by wywołać w nim pożądanie. Wystarczyła sama jej obecność.
Zaczynał coraz lepiej rozumieć Draco Malfoya, który nie mógł oderwać się
od Hermiony. Nadal zaskakiwał go fakt, że ta dwójka była razem, ale
umiał łatwiej pogodzić się z tym niż Ron. – Czasem życzenia mogą się
spełnić nie tak jakbyśmy tego chcieli. – Uśmiechnął się figlarnie
słysząc jej słowa. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo prawdziwe się
okażą. Gdy już się rozstali niezbyt chętnie kierował się w stronę nowego
gabinetu byłego mistrza eliksirów. Nadal nie mógł się pogodzić, że
uczył jego ulubionego przedmiotu. Był niemal pewny, że to Slughorn
będzie nowym nauczycielem OPCM. Niestety Dumbledore zdecydował inaczej i
nie wyjaśnił celu swoich działań. Jednak Harry zdążył się już
przyzwyczaić do dziwactw profesora a więc reagował na nie spokojniej.
Korytarz Hogwartu był już opuszczony. Była cisza nocna, ale on miał
specjalną dyspensę od dyrektora, więc nawet gdyby złapał go Filch nie
przejmowałby się tym. Z początku na nie, nie zareagował. Ot zwyczajne
małe drzwi, których wcześniej tu nie było. Wiedział dobrze, bo
niejednokrotnie przechodził przez to miejsce a dzięki podarowanej od
bliźniaków Weasley mapie Huncwotów znał Hogwart jak nikt. A jednak coś
go tchnęło. Pamiętał dobrze Pokój Życzeń z czasów, gdy działała Gwardia
Dumbledora w zeszłym roku, kiedy Umbrigde panoszyła się po szkole.
Wówczas nikt nie wierzył w powrót Voldemorta. Harry zdumiał się bardzo.
Pokój Życzeń pojawiał się tylko, kiedy ktoś bardzo tego potrzebował a
Harry nie myślał o tym w tym momencie. Mimo to jakaś dziwna siła
sprawiła by otworzył drzwi. Odruchowo rozejrzał się dookoła tak dla
pewności czy nikt go nie śledzi i przeszedł przez drzwi. Poczuł dziwne
uczucie. Nie umiał tego nazwać. Jakby jakaś nieznana moc przez niego
przepłynęła. Minęła dłuższa chwila zanim zorientował się, że znajduje
się w Pokoju Wspólnym Grifindoru.
***
W swoim życiu widział już wiele dziwnych rzeczy, ale to, co się stało było najdziwniejszą ze wszystkich.
-
Kogo szukasz? – Lawender Brown wpatrywała się w niego tępym wzrokiem
jakby widziała chłopaka po raz pierwszy w życiu. – Nie ma tu nikogo
takiego o nazwisku Granger. – Był zdumiony. Przyglądał się Lawender
jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
- Nie możliwe. – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Przecież mieszkasz z nią w pokoju. Z Hermioną Granger
-
Hermiona? – Spytała dla pewności a on pokiwał głową. – Harry, ale
pomyliły Ci się nazwiska. Hermiona wcale nie ma na nazwisko Granger. To
Hermiona Stanley. Córka byłych Śmieciożerów. – Harry oniemiał z
wrażenia. Wpatrywał się w Lawender jakby widział ją po raz pierwszy. Nie
mógł uwierzyć w to, co mówiła. Niby, jakim cudem Hermiona miałaby być
córką Śmieciożerców? To było wręcz absurdalne. – To wiesz gdzie spotkam
Rona albo Ginny? – Tym razem wzrok Gryfonki wyrażał szczerze
zaniepokojenie, ale nie zdołała mu odpowiedzieć, bo Harry wypadł z
Pokoju Wspólnego. Musiał jak najszybciej znaleźć Hermionę lub któregoś
ze swoich przyjaciół. Miał dziwne wrażenie, że Lawender pogrywała sobie z
niego i wcale jej nie ufał. Ze zdziwieniem zorientował się, że było
południe. Jednak to był szczegół, na który zwrócił uwagę dużo później.
Najpierw spostrzegł Ginny Weasley. Stała roześmiana w otoczeniu grupki
Ślizgonek. Sama również miała na sobie ich szaty.
- Ginn… - Zawołał niezbyt pewnie w jej kierunku. Dziewczęta obejrzały się w jego stronę mierząc go ponurym wzrokiem.
-
Zgubiłeś coś Potter? – Spytała wyniośle dziewczyna. Osłupiał. Takiego
jadu i nienawiści nie słyszał nigdy u niej. To nie była Ginny, którą
znał i kochał.
-
Możemy porozmawiać? – Spytał zdecydowanie. Uniosła brew wpatrując się w
niego pytająco, ale pokiwała głową. Nie miała nic do stracenia a mogła
zyskać. Mimo reakcji przyjaciółek odeszła z nim na bok. Potter zawsze ją
ciekawił, chociaż nie wyróżniał się w niczym specjalnym. Był raczej
takim zwykłym i typowym chłopakiem, jakich w Hogwarcie było wielu. Mimo,
że był Ślizgonem często obserwowała go ukradkiem. A teraz miała okazje z
nim porozmawiać. I sam ją zaczepił. Akurat przed meczem z nimi.
-
Czego chcesz? – Spytała niezbyt sympatycznie. Oboje byli kapitanami
swoich drużyn a więc wzajemna nienawiść nie była żadną nowością dla
wielu. Wszyscy z niecierpliwością czekali na te chwilę.
-
Jak to się stało, że jesteś Slizgonką? – Spytał ku jej zaskoczeniu. To
było dziwne, ale miała wrażenie, że Harry ma do niej jakąś pretensje o
to. Spojrzała na niego podejrzliwie zastanawiając się, jaką grę
prowadzi.
-
Co w tym dziwnego? – Spytała zaskoczona nic z tego nie rozumiejąc.
Czuła się dziwnie skrępowana przy tej rozmowie. Coś w jego słowach
zaniepokoiło jej. Do tej pory okazywali sobie jawną wrogość, ale miała
dziwne uczucie, że w jakiś sposób Potter się zmienił. Nie umiała
powiedzieć tylko, w jaki. – Jedynie bliźniaki trafiły do Gryfindoru. To
chyba jakaś obraza, dla Weasleyów. Ostatecznie mój tata jest szanowanym
Ministrem Magii. – Harry odczuł nagły zawrót głowy. Artur Weasley
Ministrem Magii? Oszołomiony jej słowami stracił przytomność.
***
Śniło
mu się coś bardzo dziwnego. Siedział na błoniach przed Hogwartem, gdy
pojawił się Dumbledor’e. Wyglądał o wiele lepiej niż Harry go
zapamiętał. Poczuł dziwne uczucie żalu. Nie spodziewał się, że śmierć
ulubionego profesora będzie dla niego takim wstrząsem. Nigdy też mu się
nie śnił, co było chyba większym zaskoczeniem.
-
Wystarczy jedna mała rzecz Harry. – Odparł profesor łagodnie, ku
zaskoczeniu chłopaka. – By tak wiele zmienić. – I zniknął zanim Harry
zdołał cokolwiek powiedzieć. W tym momencie chłopak się ocknął z trudem
oddychając. Było mu nie dobrze i kręciło mu się w głowie. Z trudem
rozpoznał spoglądającą na niego z troską panią Pomfey. Przynajmniej to
było w miarę normalne.
-
Jak się czujesz Harry? – Dotarł do niego jej łagodny głos. Z początku
nie wiele mógł sobie przypomnieć aż dotarły do niego ostatnie słowa
Ginny.
-
Czy Artur Weasley jest obecnym Ministrem Magii? – Wykrztusił w końcu
starając się zapanować nad drżeniem własnego głosu. Wciąż nie wiele do
niego docierało z zaistniałej sytuacji. Miał wrażenie, że to jest jakiś
dziwny żart tego, co się dzieje.
-
Dlaczego miałby nim nie być? – Pani Pomfey skrzywiła się lekko.
Wyraźnie pokazywała, że niezbyt przepadała za obecnym Ministrem. Harrego
opanowały mdłości. Nie rozumiał kompletnie niczego z tego, co tu się
działo. W tym momencie do Skrzydła Szpitalnego weszli Hermiona z
Draconem. Oboje wyglądali na zaniepokojonych. Harry ucieszył się na
widok swojej przyjaciółki. Przynajmniej to się nie zmieniło. Nadal tylko
ledwo docierało do niego, że Hermiona jest córką Śmieciożerców.
-
Wystraszyłeś nas Harry. – Powiedziała łagodnie przysiadając się koło
niego na łóżku. Draco stanął tuż obok niej uśmiechając się niepewnie.
Ich dłonie były splecione między sobą. Uśmiechnął się na ten widok. To
był znak, że nie wiele się u nich zmieniło. Nadal byli razem. – Dlaczego
zemdlałeś? – Spytała oskarżycielsko jakby to była jego wina. Harry
pokręcił głową, chociaż podejrzewał, że to nadmiar informacji tak na
niego wpłynęło. A miał dziwne uczucie, że to dopiero początek.
-
Przepraszam… - Wymamrotał nie pewnie czując się winny nagłego
zamieszania. Nigdy tego nie lubił. – Chyba zbyt wiele wpłynęło na mnie.
Ginny jest Ślizgonką i… - Tak miękko wypowiedział jej imię, że Hermionę i
Draco zatkało.
-
Mówisz o Ginny Weasley? – Hermiona skrzywiła się z niesmakiem. – Czemu o
niej myślisz? Przecież jesteś związany z Jessicą. – Słysząc jej słowa
Harry jęknął. Jak to w ogóle możliwe? Jak na zawołanie jasnowłosa
piękność znalazła się obok niego. Z trudem pohamował swoją niechęć. Za
dobrze pamiętał, co próbowała zrobić. Próbowała zabić Ginny. Bez względu
na zmiany, jakie zaszły nie umiał jej tego wybaczyć. Wyglądała jednak
na całkiem inną niż zapamiętał. Zniknęła gdzieś jej pewność siebie. Miał
dziwne wrażenie, że jest całkiem inną kobietą.
-
Jestem zmęczony. – Mruknął niechętnie, do Jess, która chciała się z nim
zobaczyć. Wyglądała na zranioną, ale nie chciał z nią w tym momencie
rozmawiać. Musiał dowiedzieć się, co tu się działo. Miał dziwne
wrażenie, że jego własna przyszłość stanęła na włosku. Musiał dowiedzieć
się, co się stało. Gwałtownie poderwał się z łóżka aż zakręciło mu się w głowie.
-
Dokąd się wybierasz? – Zaskoczona, Jess zawołała za nim, gdy znalazł
się przy drzwiach. Nawet nie wiedział jak tam dotarł. Nie powiedział
nic. Spojrzawszy na nią ponuro przeszedł przez pokój do ostatniej osoby,
która w tym momencie mogła mu pomóc.
***
To
była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał w chwili, gdy przekroczył
gabinet dyrektora Hogwartu. Spodziewał się, że Albus Dumbledore wyjaśni
mu całą sprawę, gdy tymczasem na jego miejscu zobaczył swojego
znienawidzonego wroga Severusa Snep’a. Oniemiał dosłownie na jego widok.
-
Co pan tu robi? – Wykrzyknął oszołomiony wpatrując się w niego z
niedowierzaniem. Snape ze swobodą zajął fotel dyrektora i spoglądał na
niego lekko znudzony.
- Chciałeś porozmawiać z dyrektorem. – Odparł spokojnie. – Nie chciałeś Harry. Ty żądałeś tej rozmowy. I teraz taki zdziwiony?
- Owszem chciałem. – Harry starał się zapanować nad rosnącą w nim furią. - Z
Dyrektorem Hogwartu Albusem Dumbledorem. – Snape spojrzał na niego
jakby widział go po raz pierwszy, po czym wybuchł gwałtownym śmiechem.
- Albus Dumbledor dyrektorem Hogwartu? -
Spytał uspokoiwszy się nieco. – Masz wyobraźnie Potter nie ma, co. –
Harry nic z tego nie rozumiał. Poczuł się bardziej zagubiony niż do tej
pory. Najpierw Ginny i Ron znaleźli się w Slitherinie a teraz to. –
Dumbledore nie żyje już od bardzo dawna. Zginął w nieudanym pojedynku z
Grinewaldem. Teraz mamy większe kłopoty Potter, od kiedy Voldemort
przejął kontrolę w Ministerstwie Magii.
- Voldemort? -
W Harrym obudziła się jakaś nadzieja. Wreszcie coś, na czym mógł się
oprzeć. Chociaż część życia, które znał. – Czyli Zakon Feniksa nadal
istnieje?
-
Bredzisz dzisiaj Potter. – Snape nie miał do niego cierpliwości. –
Jeśli to wszystko idź do siebie, bo zaraz zacznie się cisza nocna. –
Harry wyczuł, że mimo nowej sytuacji nadal dawna nienawiść pozostała.
Nie był wcale zdziwiony. Spodziewał się, że po Snapie nie wiele może się
zmienić. Dawny dyrektor nienawidził go od zawsze. Westchnął niechętnie
wiedząc, że nic nie załatwi i wyszedł. Nie miał pojęcia, co mógłby
zrobić w tej sprawie jeszcze. Nerwowo krążył po korytarzu szukając
Pokoju Życzeń, który wpakował go w te sytuacje. Miał nadzieje, że jeśli
przez niego przejdzie to wszystko będzie znów jak dawniej. Nie mógł
uwierzyć również, że Dumbledore nie żył a Voldemort nadal siał zło i
zniszczenie.
-
Harry! – Hermiona zastała go przed drzwiami do biblioteki. Nie wiele
zmieniło się w jej zachowaniu. Nadal szła z naręczem książek. Uśmiechnął
się na ten widok. To było coś znajomego. Coś, co znał. – Co tu robisz o tej porze? Myślałam, że wypoczywasz.
-
Hermiono słyszałaś o Pokoju Życzeń? – Spytał z nadzieją w głosie.
Spojrzała na niego lekko zaskoczona pytaniem, po czym skinęła głową.
-
Słyszałam. – Przyznała mu szczerze. Nie był zaskoczony. Hermiona była
najinteligętniejszą czarownicą, jaką znał. – Jednak nie rozmawiajmy o
tym tutaj. Nie chce by zbyt wiele osób wiedziało o Pokoju Życzeń.
-
Dobrze! – Powiedział i wspólnie znaleźli jakiś cichy kąt. Harry miał
wiele pytań do Hermiony i wcale nie chodziło tylko o Pokój Życzeń. Był
ciekaw wielu rzeczy.
-
Jak to się stało, że Twoi rodzice są Śmieciożercami? – Spytał z
miejsca. Hermiona spojrzała na niego niezbyt pewnie. Harry nie znał
całej prawdy i wiedziała o tym. Poczuła, że nadeszła chwila by wszystko
mu powiedzieć. Nerwowo przełknęła ślinę i spojrzała na przyjaciela. I w
końcu po raz pierwszy od tak dawna otworzyła się przed nim. Jak nigdy
jeszcze.
***
Nie
spodziewała się, że ta rozmowa będzie dla niej tak trudna. Ostatecznie
Harry miał prawo wiedzieć. Był jej najlepszym przyjacielem odkąd
pamiętała i to się nie zmieniło. Zawsze mogła na niego liczyć a teraz z
niepokojem patrzyła jak bardzo chłopak się zmieniał. Wyczuwała, że coś
dziwnego z nim się działo, ale nie umiała tego nazwać.
-
To bardzo długa historia. – Wyznała mu ostrożnie. Podniosła się z
miejsca nie mogąc usiedzieć. Nie była wstanie patrzeć na Harrego i
mówić. Jej samej z początku było trudno. – Mój ojciec George Stanley był
wielkim zwolennikiem Czarnego Pana. – Przyznała niezbyt chętnie. Nie
przepadała za swoim pompatycznym ojcem, od kiedy zamieszkała w ich domu.
Nie czuła się u nich zbyt dobrze. Przez niego musiała zmienić nazwisko z
Granger na Stanley. Skrzywiła się na same wspomnienia. Tamte chwile
były dla niej bardzo trudne i pewnie nie dałaby rady, gdyby nie Draco.
To on okazał jej największe wsparcie, mimo, że był Ślizgonem. – Moja
matka urodziła mnie w wielkiej tajemnicy przed ojcem. Musiała mnie
oddać, bo za bardzo się bała tej jego obsesji. Nie chciała, by
dowiedział się, że ma dziecko. Tak trafiłam do rodziny Grangerów. Prawdę
poznałam przez przypadek, gdy ponownie zostałam uprowadzona przez
Voldemorta a moi rodzice zginęli. – W jej głosie można było wyczuć
smutek. Nadal bardzo przeżywała całą sytuacje i tęskniła za nimi. Harry
doskonale ją rozumiał. Nie było dnia by nie myślał o swoich rodzicach.
Bardzo za nimi tęsknił i nie pogodził się z ich stratą. – I on tam
właśnie był. – Hermiona zdjęła z siebie medalik. – To właśnie ten
medalik był moim zdrajcą. Dzięki niemu albo przez niego ojciec poznał
prawdę i odkrył, kim jestem. Dla Voldemorta to był prawdziwy dar
niebios. – Znów się skrzywiła. Harry doskonale zdawał sobie sprawę jakby
to było gdyby tak wyszło w jego świecie. Nagle poczuł lekki niepokój.
Czy Hermiona rzeczywiście mogłaby być córką Śmieciożerców? Nie wszystko
przecież się zmieniło a Hermiona, jaką znał nosiła taki sam medalik. –
Nie było wątpliwości czyją jestem córką. Nawet nie wiem, kiedy stałam
się pionkiem w ich grze. Nie mamy zbyt wiele do walki z Voldemortem i
możemy liczyć tylko na siebie. Nie wiele jest osób, którzy by mu się
przeciwstawili.
-
A przepowiednia? – Spytał Harry czując jakąś dziwną gulę w żołądku. Czy
chciałby żyć w takiej przeszłości gdzie nie byłby nikim ważnym? Czy
podobałoby mu się to? Nie umiał sobie odpowiedzieć na te pytania. A
jednak stało się. Tu nie był Wybrańcem. Nikt nie zwracał na niego uwagi,
gdy mijał korytarze. Czuł zarazem wielką ulgę, ale i uraz. Zbyt wiele
stracił ważnych dla niego rzeczy.
-
Jaka przepowiednia? – Spytała Hermiona wyrwana gwałtownie ze wspomnień.
Właśnie wspominała swoich rodziców i Dracona. To jak wiele zmieniło się
w jej życiu. – O czym Ty mówisz Harry?
-
Profesor Treawelny przepowiedziała upadek Voldemorta. – Wyjaśnił jej
spokojnie i opowiedział wszystko, co wiedział na ten temat. Hermiona nie
kryła swojego zaskoczenia. Już wcześniej wyczuła zmiany w zachowaniu
przyjaciela, ale teraz jego pytania i historie szokowały ją. Gdyby
Voldemort o tym wiedział. Wolała jednak nie myśleć o tym. Nie chciała
sprawiać kłopotów przyjacielowi.
-
Mówisz o tej wariatce? – Spytała przypominając sobie głośną historię. –
Przebywa w zakładzie zamkniętym u Św. Munga. – Parę lat temu wygadywała
jakieś bzdury i prawie nie popełniła samobójstwa. Podobno oszalała tak
po śmierci Dumbledor’a. – Harry był w szoku. Poczuł jak coś dziwnego
dławi go od środka a miał być to dopiero początek zmian. Nie spodziewał
się, że one tak na niego wpłyną.
***
Ginny
Weasley wychodziła właśnie z miotłą zawieszoną przez ramię, gdy
niespodziewanie została zatrzymana przez Bleis’a. Nigdy za nim nie
przepadała, chociaż był to jeden z najlepszych przyjaciół jej brata. Od
jakiegoś czasu kręcił się koło niej, ale starała się ignorować chłopaka,
jak tylko mogła. Niestety Blaise bywał bardzo upierdliwy, jeśli tego
chciał. Zastanawiała się jak jej brat Ron umiał z nim wytrzymać. Już o
wiele bardziej wolałaby towarzystwo Pottera. Skrzywiła się do własnych
myśli i zmierzyła go buntowniczym wzrokiem.
-
Czego chcesz? – Warknęła starając się zapanować nad gniewem. Nikt nie
drażnił jej tak jak Zabini Blaise. Chłopak uśmiechnął się. Weasley
zawsze mu się podobała, ale nigdy nie umiał się do niej zbliżyć. Miał
jednak nadzieje, że w końcu jakoś zwróci na niego swoją uwagę. Niestety
wydawała się coraz bardziej odległa, co prowadziło do różnych głupich
sytuacji między nimi.
- Zbliża się mecz z Gryfonami. – Powiedział złobróżnym tonem rozglądając się na boki. Nie chciał by ktokolwiek ich usłyszał. Jakby
Draco dowiedział się o tym planie dałby im do wiwatu. Od kiedy związał
się z tą Gryfonką wszystko się pokomplikowało. – Co powiesz byśmy
podwyższyli swoje szanse?
-
Naprawdę musimy? – Ginny uniosła brwi. Chociaż była Ślizgonką to jednak
cechowała ją niezwykła cecha uczciwości. Nie zgadzała się z niektórymi
mieszkańcami domu, którzy robili wszystko by jakoś upokorzyć
przeciwnika. – Czy raz w życiu nie umiemy wygrać fer play? – Spytała
sceptycznie, na, co Blaise skrzywił się z pół uśmiechem.
-
Jesteśmy Ślizgonami. – Blaise wzruszył ramionami słysząc jej uwagę.
Nigdy nie rozumiał tej dziewczyny. Czasami zachowywała się jakby do nich
nie pasowała. – Musimy działać według naszych zasad. A jedną z nich
jest właśnie ich brak. – Uśmiechnął się pobłażliwie jakby wyjaśniał
jedną z najprostszych rzeczy. Znów się skrzywiła. – Chcemy po prostu dać
nauczkę Potterowi by nie wygrał tego meczu. By pokazać, że Ślizgoni nie
powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Panna Weasley zamyśliła się. W
sumie nie miałaby nic przeciwko małej aferze. Mimowolnie się
uśmiechnęła. Czasami Zabini miał nawet dobre pomysły.
-
Co więc proponujesz? – Spytała zaintrygowana. W oczach chłopaka pojawił
się niecny błysk. Jeszcze raz rozejrzał się dookoła i pociągnął jej w
głąb korytarza. Zaintrygowana nie protestowała. Nie bała się Blais’a a w
razie, czego miała przy sobie zawsze różdżkę. Opowiedziany przez niego
plan spodobał się dziewczynie i wydawał się bardzo prosty. Przy
odrobinie szczęścia mieli szanse wygrać. Kierując się w stronę lochów
niespodziewanie natknęła się na Pottera w towarzystwie panny Stanley.
Ich oczy na moment spotkały się i Ginny poczuła coś dziwnego. Nie umiała
nazwać uczucia, które na nią spłynęło. Miała dziwne wrażenie, że coś
jest nie tak. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś takiego a przecież jeszcze
nie dawno była związana z Draco Malfoyem. Byli prawie zaręczeni zanim
ten idiota nie zakochał się w tej Stanley. Nadal wściekała się na samą
myśl o upokorzeniu, jakie wtedy zaznała. Tej nocy nie mogła zasnąć a
kiedy już się jej udało przyśnił się jej Wybraniec i jego orzechowe
oczy. Miała dziwne przeczucie, że to był początek czegoś nowego.
***
Poranek
nie przyniósł nic dobrego. Harry niechętnie wstał z łóżka. Miał
nadzieje, że to się jakoś zmieni, ale nic na to nie wskazywało. Harry
musiał znaleźć sposób, by wrócić do swoich czasów. Nie miał tylko
pojęcia jak to zrobić. Usiłował odnaleźć pokój życzeń, ale
bezskutecznie. Był coraz bardziej zrozpaczony i kompletnie
nieprzygotowany na dzisiejszy mecz, gdzie kapitanem drużyny był Neville
Longbotton. Harry w zdumieniu obserwował zmiany, jakie zaszły w
niezdarnym przyjacielu. Teraz wydawał się bardziej męski i pewny siebie.
Harry był pod wrażeniem tych zmian i nie krył swojej dumy. Godzinę
później był już na miotle i obserwował przyjaciela, który po raz
pierwszy mu imponował. Żałował, że Neville nie może taki pozostać na
zawsze. Wówczas byłoby mu zdecydowanie łatwiej w życiu. Uczniowie wolno
pojawiali się na trybunach. Drużyna Gryfonów nerwowo krążyła wokół
stadionu a Harry czuł dziwny uścisk w żołądku obserwując Ginny Wesley
wśród grupy Ślizgonek. Po raz pierwszy będzie walczył przeciwko
ukochanej dziewczynie. Wcale mu się to nie podobało. Gdy spostrzegł, że
Ginn przygląda mu się dziwnie szybko odwrócił wzrok. Nie chciał by
wyczytała jakiekolwiek uczucia na jego twarzy a coraz trudniej było mu
je ukryć. Podobna sprawa tyczyła się jego przyjaciela Rona.
-
Damy wam popalić! – Wykrzyknął podlatując do niego. W jego wzroku Harry
wyczytał prawdziwą nienawiść. Nawet jak byli pokłóceni jego przyjaciel
nigdy tak na niego nie patrzył. To był dla niego prawdziwy cios. Nie
zareagował na te jawną zaczepkę. Nie był wstanie. Z każdym innym
Ślizgonem i owszem, ale nie z Malfoyem. Pani Hootch zagwizdała i mecz
się rozpoczął. Harry, jako Szukający nie był wstanie skupić się na
meczu. Jego myśli wędrowały w całkiem inną stronę. Co będzie, jeśli nie
uda mu się w ogóle odzyskać swojego dawnego życia? Jeśli wszystko
pozostanie tak jak jest? Z jednej strony nie będzie Wybrańcem tylko
normalnym człowiekiem a z drugiej oznaczało to zwycięstwo Voldemorra a
na to nie mógł pozwolić. W tym momencie nie przejmował się zwycięstwem
własnej drużyny. Od niechcenia latał na miotle w poszukiwaniu Znicza.
-
Harry uważaj! – Sygnał ostrzegawczy doszedł do niego z oddali.
Przyszedł za późno. Harry nie zorientował się, kiedy został zaatakowany
przez grupkę Ślizgonów a wśród nich z Ginny Weasley na czele. Był
kompletnie zdezorientowany i nie rozumiał, co się dzieje.
-
Co jest? – Wykrztusił z siebie, gdy spostrzegł jak jego neutralny
przyjaciel wyciąga różdżkę. Byli niewidoczni dla ludzi i nikt nie
widział, co się dzieje. Harry poczuł jak jego ciałem wstrząsa
paraliżujący ból. Zaklęcie Criucio rzucone z wielką siłą. Tym razem nie
był wstanie się utrzymać. Jak w zwolnionym tępię czuł opuszczają go
siły. Ból ciała był niemal paraliżujący. Runął w dół zanim zdążył się
zorientować. Ktoś w ostatniej chwili złapał go w powietrzu zanim zderzył
się z ziemią. Usłyszał z oddali przeraźliwy krzyk Ginny Weasley. Zdążył
dostrzec ją jak wpatrywała się w rozgrywającą scenę z oczami szeroko
otwartymi ze strachu. Stracił przytomność w chwili zderzenia się z
ziemią. Ból głowy był tak silny, że niemal rozsadził mu czaszkę.
Odzyskał przytomność na dosłownie chwilę, by zobaczyć pełną niepokoju
twarz swojego ojca. Był pewien, że ma jakieś majaki.
-
Wszystko będzie dobrze Harry… - Usłyszał jego cichy, ale wyraźny głos.
Czyjeś ręce podnosiły jego omdlałe ciało. Nie był wstanie unieść się o
własnych siłach. W głowie mu huczało i nie był wstanie odróżniać
wszystkiego, co działo się wokół niego. – Zaopiekują się Tobą.
-
Tato… - Wyszeptał z niedowierzaniem. To był James Potter. Harry znów
walczył z omdleniem, ale nie był wstanie. Obawiał się, że jeśli się
ponownie obudzi to jego ojciec zniknie.
-
Będę tu Harry. – Zapewnił go ojciec ściskając mocno za rękę. Ten uścisk
był mocny i taki prawdziwy. Harry poczuł się dziwnie bezpiecznie.
Pozwolił sobie na odpłynięcie w mroku. Nie wiedział, czemu, ale gdzieś w
głębi serca czuł, że wszystko będzie dobrze a los lubił szykować różne
niespodzianki. To miała być jedna z nich.
***
Na zakończenie:
Zabijcie
mnie ale mam wiele zastrzeżeń do tego rozdziału. Nie wiem czemu, ale
nie tak go sobie wyobrażałam. Wyszedł dziwnie i monotonnie. Teraz jak go
przeczytałam stwierdziłam, że wiele bym
w nim zmieniła, ale prawdę powiedziawszy nie chce mi się pisać tego od
początku. Pozostaje mi wierzyć, że wam przypadnie do gustu i z góry
zaprosić na Bonus nr.3. pod tym samym tytułem już wkrótce!!
Nota informacyjna nr 1:
Pierwotna nazwa: część 2 „Oszukać przeznaczenie”: Bonus nr 2 cz. 1
Ilość stron: 8
Wyrazów: 3 931
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz