27 lipca 2012

Bonus numer 2 - czyli niefortunny układ zdarzeń część 2

[...] przeznaczenie, które mamy, jest przeznaczeniem, którym jesteśmy [...].

Kroniki Proroka Codziennego nr 13.
No cieszę się, że mój pomysł się wam spodobał. Nie ukrywam, że mile mnie tym połechtaliście. Jednak taka mała przerwa się przydaje, by wzbudzić większą ciekawość. Czego możecie się spodziewać wkrótce? No cóż może taki mały spoiler. Na pewno będzie więcej o Lee i Fredzie. To dla fanów opowieści yaoi. Nie bójcie się nie rozdzieliłam Hermiony z dwójką przyjaciół na zawsze. Być może wkrótce się spotkają. No i jeszcze czeka nas wielkie wydarzenie u Tonks i Remusa. Jakie? Dowiecie się sami. Ach i bym zapomniała. Wkrótce w życiu Wybrańca pojawi się ktoś dla niego bardzo ważny. Kto? No tego już nie zdradzę. Czekajcie cierpliwie a się dowiecie. Zapraszam do czytania!!

***
Harry obudził się czując, że jego głowa pulsowała bólem a mięśnie były całkowicie odrętwiałe. Z pierwszej chwili nie miał pojęcia, co się stało. Miał tylko wrażenie, że śnił mu się bardzo dziwny i długi sen, którego nie umiał określić. Śniło mu się, że był w całkiem innym świecie a jego przyjaciele byli Ślizgonami. Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Był jednak inny dobry plus. Zdawało mu się, że widział i słyszał ojca. Ta myśl sprawiła, że wybudził się całkowicie i pierwszą osobą, jaką zobaczył był James Potter.

- Ojcze! – Harry gwałtownie poderwał się aż zakręciło mu się w głowie. Nie mógł w to uwierzyć. To był naprawdę on. Nie umiał opisać wszystkich uczuć, jakie nim targały. To było coś bardzo dziwnego. Radość, wzruszenie… Sam nie wiedział, co to było. – To naprawdę Ty? – Spytał z lekkim niedowierzaniem.

- Ja. Ja. – Odparł z rozbawieniem James przyglądając się swojemu jedynakowi. Nie było dnia, którego nie byłby tak bardzo dumny. Z niego i ze swojej wspaniałej żony, którą kochał nad życie. – Skąd u Ciebie takie zaskoczenie synu? Czyżbyś zapomniał o naszej rocznicy ślubu? Całe osiemnaście lat męczę się z Twoją matką. – Zaśmiał się beztrosko.

- To mama żyje? – Zapytał kompletnie osłupiały Potter. Powoli do niego docierało, że wszystkie wydarzenia w jego głowie były jak najbardziej prawdziwe. Musiał wyrwać się z nagłego oszołomienia. To wszystko nie działo się naprawdę. Nie mógł w to uwierzyć. To był jakiś sen a jeśli to nie chciałby się z niego obudzić. To było jak spełnienie jego marzeń.

- Dlaczego miałaby nie żyć? – Zdumiał się James. Słowa syna obudziły w nim lekki niepokój. – Dobrze się czujesz? – Harry pokiwał głową. Czuł się wręcz fantastycznie. I co z tego, że jego przyjaciele są w Slitherinie? Co z tego, że jego prawdziwa miłość traktuje go jak wroga?  W tym momencie o to nie dbał. Trafił do innego i lepszego świata, gdzie na powrót miał swoich rodziców. Gdzie miał normalne dzieciństwo. Czuł, że jest naprawdę dobrze. Dokładnie tak jak być powinno.

- Kocham Cię tato. – Wyszeptał wzruszonym głosem słowa, których nigdy niedane mu było powiedzieć. James uśmiechnął się słysząc te słowa od swojego syna. Od jakiegoś czasu ich warunki uległy znacznemu pogorszeniu, ale teraz czuł, że będzie zdecydowanie lepiej. Pani Pomfey przerwała tę ważną dla nich chwilę zapowiadając wizytę gościa. To była Jessica. Harry niezbyt chętnie na nią spojrzał. Nadal jej nie ufał pamiętając o tym, co zrobiła w jego świecie. Był przekonany, że to się prędko nie zmieni. Jednak wyglądała na prawdziwie zaniepokojoną i musiał jakoś ją pocieszyć. Niezbyt pewnie się do niej uśmiechnął a ona go odwzajemniła. Tu Jessica wydawała się być całkiem inna niż ją znał. Gdzieś zniknęła tamta zawistna dziewczyna, która pragnęła zniszczyć jego szczęście u boku innej kobiety. Jednak, jeśli się okaże, że będzie musiał zostać tu na zawsze to nie miał wyjścia. Nie umiał żyć u boku kogoś, kto tak bardzo go skrzywdził.

- Jess… - Odezwał się miękko do niej. – Chyba musimy o czymś porozmawiać. – Spojrzała na niego z lekkim zaciekawieniem. W głębi ducha nazywał siebie potworem, ale nie miał wyjścia. Sytuacja wymagała od niego trudnych decyzji i musiał im podołać. Miał nadzieje tylko, że nie popełniał żadnego błędu. Reszta nie miała żadnego znaczenia.

***
-Co to znaczy, że mnie zostawiasz? – Z trudem wycedziła te słowa. Jessica nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Jakiś zwykły podrzędny chłopak właśnie ją zostawiał. Nie spodziewała się tego. Wpatrywała się w Harrego z nadzieją, że się przesłyszała. – Chyba sobie żartujesz Potter. – Jej piękna twarz ujawniła wściekły grymas. Była wściekła. Nie mogła uwierzyć, że zostanie tak upokorzona. Z niedowierzaniem wpatrywała się w Harrego Pottera, który do tej pory był jej wybranym chłopakiem. A teraz wszystko miało być skończone.

- To, co słyszałaś. – Harry nieco wzruszył ramionami wpatrując się w nią z niesmakiem. Jess budziła w nim złe wspomnienia z jego własnej przeszłości. – To koniec Jess. – Nie patrzył jej w oczy. Jakoś nie był wstanie, bo zdawał sobie sprawę, że zachował się jak ostatni łajdak. Nie miał jednak zamiaru się wycofać. – To koniec Jess. Nie mam zamiaru zmienić zdania.

- To ta mała Ślizgonka Weasley. – Zagrzmiała wściekle wspominając jak w ostatni sposób młody Potter za bardzo się nią interesował. Widząc wyraz jego twarzy miała niemal pewność, że się nie myliła. – Będziesz tego żałować. –Zapewniła go i odeszła z dumnie uniesioną głową. Miała plan i potrzebowała zemsty. Ta mała Weasley zapłaci jej za upokorzenie, jakiego doświadczyła. Swoje kroki skierowała w stronę lochów Slitherinu.

- Zejdź mi z drogi Blaise. – Powiedziała cicho widząc jak jeden ze Ślizgonów zagrodził jej drogę. Nigdy go nie lubiła i nie chciała tracić czasu przez tego głupka. Potrzebowała się wyżyć, ale na pewno nie na nim.

- Bo, co mi zrobisz Carvar? – Blaise wydawał się lekko wstawiony. Z niesmakiem poczuła od niego przypływ alkoholu i skrzywiła się lekko. Wyciągnęła różdżkę czując, że to będzie ciężka przeprawa. Blaise zaśmiał się nieco gardłowym głosem i również wyciągnął ją. Stali naprzeciw siebie a w powietrzu unosiła się ciężka atmosfera.

- Blaise… - Ze wspólnego pokoju Ślizgonów wyszła niczemu nieświadoma Ruda. Z zaskoczeniem spojrzała na wściekłą minę Jessici. – A Ty, czego chcesz? – Warknęła widząc niebezpieczną sytuacje chciała sięgnąć po różdżkę. Nie zdążyła. Jess była szybsza. Jej mocne zaklęcie odrzuciło Ginny w tył. Blaise zareagował błyskawicznie, ale również nie miał szans w starciu z wzgardzoną wściekłością. Jessica działała pod wpływem impulsu. Nie zastanawiała się za wiele nad tym, co robi. Nie patrzyła na coraz większy tłum zebranych uczniów, w których każdy mógł ją powstrzymać. Była zdecydowana, by zabić i zamierzała osiągnąć swój cel. Ginn szybko podniosła się na nogi. Czuła ból w okolicy pleców po upadku, ale nie zareagowała na niego. Nie miała pojęcia, czego ta Carvar chciała, ale nie podda się bez walki. Kilka osób rozstąpiło jej drogę.

- Nie pozwolę robić z siebie idiotki za plecami Weasley. – Odparła stanowczo Jessica. Ginny zrobiła zaskoczone oczy. Była niemal przekonana o szaleństwie dziewczyny. Chciała coś powiedzieć i próbować wytłumaczyć, ale nie zdążyła. Zielone światło błysnęło niespodziewanie i uderzyło w nią z całej siły. Upadając nie czuła bólu. Była dziwnie spokojna.

- Ginn! – Gdzieś z oddali dobiegł ją przerażony głos Pottera. Uśmiechnęła się lekko kącikami ust. Poczuła jak jego ręce unoszą ją delikatnie. Widziała jego zapłakaną twarz i nie rozumiała tego. Przecież byli wrogami. – Nie umieraj. Ginn proszę… - Mówił do niej zbolałym głosem. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jego ukochana Ginny Weasley odchodziła.

- Przepraszam… - Wyszeptała zdławionym głosem i przymknęła oczy. Ginny Weasley odeszła.

***
Patrząc w pogrzebowy kondukt Harry nie mógł uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Ginny nie żyła a on właśnie brał udział w jej pogrzebie. To wszystko było jakimś koszmarem. Ginny miała mnóstwo przyjaciół, mimo iż była Ślizgonką. Jej dobra natura nie zmieniła się przez to. Mimowolnie uśmiechnął się na jej wspomnienie. Ginny zawsze była światełkiem w jego mrocznym tunelu. A teraz tego światła zabrakło i pozostał tylko mrok. Nawet jeśli Jessica została zabrana zdawał sobie sprawy, że nie zapłaci za jej śmierć. Teraz światem Czarodziejów rządził Voldemort i wszystko było inne niż wcześniej. Harry to czuł i nie umiał tego zmienić. Był wściekły i zrozpaczony. Nie zasługiwał na miano Wybrańca.

- To Twoja wina Potter! – Zagrzmiał gdzieś z oddali surowy głos Rona Weasleya. W oczach dawnego przyjaciela widział ból i udrękę. Harry go rozumiał. Stracił właśnie jedyną i ukochaną siostrę i nie miał pojęcia, czemu. Ron miał racje. To była jego wina. Nie zabił jej, ale czuł się tak jakby to właśnie zrobił. Wyrzut sumienia targał jego sercem i udręczonym umysłem. Koszmar tamtych chwil powracał do niego w snach. W czasie pogrzebu trzymał się z daleka. Nie chciał być niepożądaną osobą w tłumie. Ginny przyciągnęła swoją osobą sporo osób. Mimowolnie uśmiechnął się. Do małego grobu podszedł dopiero, gdy tłum rozchodził się po skończonej mszy. W ręku trzymał bukiet białych róż. Ginny je uwielbiała. Zobaczył sporo podobnych kwiatów a więc to się nie zmieniło. Z czułością położył bukiet. Drgnął, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył obok siebie Hermionę i Draco. Oboje wyglądali na wstrząśniętych i nie dziwił się wcale. Dawniej Ginny była przyjaciółką Hermiony. W jego świecie. Poczuł jak nagły skurcz przenika przez jego żołądek. Musiał to zmienić. Sprawić, by znów było jak dawniej.

- Muszę odnaleźć Pokój Życzeń. – Powiedział zdecydowanym głosem, gdy kierowali się z Hermioną w stronę Wieży Gryfindoru. Zdawał sobie sprawę, że to jedyne wyjście. Musi poświęcić swoje życie tutaj, by odzyskać dawne. Bez rodziców. Nie miał innego wyjścia.

- Jesteś pewien Harry? – Spytała Hermiona zdając sobie sprawę, co się stanie, jeśli to zrobi. Teraz zaczynała wierzyć w jego historię, chociaż wcześniej martwiła się o niego bardzo. Nie była jednak przekonana, czy to dobry sposób. Nie była pewna czy Harry da radę to zrobić. To wymagało od niego wiele odwagi. Chłopak nie pewnie kiwnął głową. – Jak… - Nie była pewna jak zadać to pytanie. – Jak wygląda tam moje życie? Czy jestem tak samo szczęśliwa jak tutaj? – Harry z troską spojrzał na przyjaciółkę. Na jej twarzy malowała się troska i ogniki radości. Tu miała Dracona dla siebie. Ponieważ była córką Śmieciożerców nie groziło im rozstanie. Nie była Szlamą. Nie przechodziła takiego wielkiego piekła jak tam. A teraz nawet nie wiedział, co się z nią działo w Malfoy Manor.

- Nie wiem. – Przyznał jej szczerze mocno rozbity jej pytaniem. Powinien spodziewać, się, że zapyta, ale nie był przygotowany. – Widzisz tam jesteś dzieckiem mugoli i nic nie wskazuje na to, że jesteś kimś innym. Twój związek z Draconem…

- Nie jest możliwy. – Odparła łagodnie zdając sobie sprawę ze słuszności jego słów. Odruchowo dotknęła brzucha. Harry zrozumiał ten gest.

- Spodziewasz się dziecka? – Spytał a ona kiwnęła głową. Na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech. Harry przypomniał sobie Hermionę sprzed kilku miesięcy i, gdy ostatni raz widział ją w Malfoy Manor. Teraz rozumiał, dlaczego nie uciekła wtedy. Nie chciała opuszczać ojca swojego dziecka. Coraz więcej docierało do niego faktów. – Nie martw się Hermiono. Wszystko będzie dobrze. – Zapewnił ją, ale ona nie była taka pewna. W jej umyśle pojawiało się więcej obaw niż pewności. Mogła mieć tylko nadzieje, że Harry wie, co robi.

***
-Skąd te nagłe odwiedziny synu? – James Potter spoglądał spod oka na swojego jedynaka. Co prawda ucieszył się, że syn chciał się z nim spotkać. Już wcześniej pragnął naprawić stosunki ze swoim jedynym dzieckiem. Lily mówiła, że to jeszcze jest możliwe. Sam bardzo w to nie wierzył, ale postanowił spróbować. Syn był dla niego bardzo ważny i to się nigdy nie zmieni.

- Chyba nie byłem zbyt wymarzonym synem prawda? – Odezwał się Harry ignorując pytanie ojca. W swoim życiu tęsknił za obecnością rodziców. Wychowany wśród Dursleyów czuł zaniżone poczucie własnej wartości przez to, że ich nie miał. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. W jakiś dziwny sposób czuł się oddalony od rodziców niż zbliżony.  Nie podobało mu się to. Nie chciał nigdy by tak wyszło.

- A ja nie byłem zbyt dobrym ojcem. – James nieco zaskoczony nie zaprzeczył jego słowom ani też nie potwierdził. Ta rozmowa w dziwny sposób niepokoiła go. Bacznie przyglądał się swojemu synowi. Czuł, że to śmierć tej Ślizgonki Ginny Weasley tak na niego wpłynęła. Nie spodziewał się, że ta miła dziewczyna jego syna jest zdolna do tak okrutnej zbrodni. Wszyscy byli w szoku, gdy się dowiedzieli. Najgorsze, że nikt nie znał motywu. Westchnął i powrócił do dziwnej rozmowy z synem.

- Tego nie potwierdzę. – Harry zaśmiał się lekko nieco rozluźniony. – Chciałem powiedzieć, że cieszę się bardzo, że was mam. Nie wyobrażam sobie nawet gdyby miało was zabraknąć a ja musiałbym mieszkać u Dursleyów.

- U Dursleyów? – James zmarszczył brwi nie wiele rozumiejąc z tej rozmowy. Petunia Dursley była siostrą Lily, z którą nie utrzymywali kontaktów. James był zaskoczony, czemu syn pomyślał właśnie o niej. – Skąd Ci to przyszło do głowy Harry? Gdyby nam coś się stało zawsze miałbyś Syriusza i Carmen. Oni na pewno by Cię nie zostawili.

- Wiem tato. – Harry uśmiechnął się smętnie. – Muszę już uciekać. Dziękuje za wszystko. – Harry zostawiał osłupiałego Jamesa z ciężkim sercem. Zdawał sobie sprawę, że widzi go po raz ostatni. Wiedział jednak, że postępuje dobrze. Musiał wrócić do swoich czasów by uratować Ginny. To nie było jego miejsce ani jego świat. Miał wrażenie, że Pokój Życzeń zażartował sobie z niego w dość okrutny sposób. Jednak był gotowy by to naprawić. Nie miał wyjścia. Hermiona czekała na niego w korytarzu. Wydawała się jakaś nieobecna. – Wszystko w porządku? – Spytał patrząc na przyjaciółkę z lekkim niepokojem.

- Harry ja…. – Zawahała się na moment. Długo biła się z myślami, co powinna zrobić. Z jednej strony rozumiała decyzje Harrego a z drugiej chciałaby ją zmienić. – Nie mogę Harry. – Pokręciła w końcu głową. Podjęła decyzje. Nie może się teraz wycofać. – Nie wiem, co się stanie, jeśli przejdziesz przez ten pokój. Czy ja i moje życie będziemy istnieć nadal.

- Ona ma racje. – Draco znalazł się tuż obok niej i objął ją troskliwie. – Tu chodzi o naszą przyszłość. Chcemy być razem, ale tam to nie będzie możliwe. Nie możemy zrezygnować z tego, co mamy tutaj.

- Popełniacie błąd oboje… - Harry rozpaczliwie usiłował przekonać przyjaciół. Nie chciał z nimi walczyć i rozumiał ich obawy. W jego świecie ich związek nie miał szans a Hermiona była skazana na bycie samotną matką i życie w cierpieniu. Kątem oka spostrzegł wyłaniające się z cienia drzwi. To był Pokój Życzeń. Odetchnął z ulgą. To była jego szansa.

- Potter zatrzymaj się! – Wrzasnął za nim Malfoy, ale było już za późno. Harry ostatkiem sił otworzył drzwi i znalazł się w środku. Poczuł jak jego ciałem wstrząsnęły mdłości a otępiający ból głowy sprawił, że gwałtownie stracił przytomność.

***
-Wybudza się. – Czyjś wystraszony głos dotarł do niego jakby z oddali. Powoli otworzył oczy i zamrugał. Potworny ból głowy minął, ale czuł się jakby miał zamiar zwymiotować. Z wielkim trudem powstrzymał ten odruch. – Wszystko w porządku Harry? – Rozpoznał głos kobiety. Nie to nie była zwykła kobieta. Gdy powróciła jasność umysłu spostrzegł zaniepokojone zielone oczy wpatrujące się w niego. Najpiękniejsze oczy, jakie widział kiedykolwiek w życiu.

- Ginny… - Zawołał podrywając się gwałtownie. Szybko zrozumiał, że był to błąd. Mdłości ponownie powróciły i opadł bezradnie na poduszkę.

- Spokojnie Harry. – Powtórzyła Gryfonka z niepokojem patrząc na ukochanego chłopca. Został znaleziony przed godziną przez Rona i Deana. Cały dygotał i majaczył w gorączce. Przez chwilę myślano nawet, że jest chory. Na szczęście pani Pomfrey powiedziała, że to tylko jakiś chwilowy szok i na pewno minie. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Nie jesteś Ślizgonką. – Powiedział pierwsze słowa, jakie przyszły mu do głowy. Spojrzała na niego z zaskoczeniem w oczach a potem na swoje gryfońskie szaty i zmarszczyła nieco brwi. Wydawało jej się, że wciąż jest pod wpływem szoku. Dotknęła jego czoła. Chłopak mimowolnie się wzdrygnął, więc cofnęła rękę.

- Dlaczego miałabym nią być? – Spytała z dziwną ironią w głosie. Niepokój w sercu coraz bardziej się powiększał. Miała wrażenie, że Harremu było coś więcej niż zwykły szok. – Na pewno wszystko w porządku?

- Tak. – Odparł powoli wracając do pełni sił. Jakoś nie chciał zdradzać tego, co mu się przydarzyło. Wiedział, że podjął słuszną decyzje wracając tutaj. Najbardziej jednak było mu żal Hermiony i Draco. Nie wyglądali na zbyt szczęśliwych a Harry wiedział już o ciąży przyjaciółki. Przyciągnął swoją ukochaną dziewczynę szczęśliwy, że trzyma ją w ramionach. Pocałował ją długo i namiętnie. Odwzajemniła mu się tym samym zaskoczona jego okazem czułości. Mimo to była szczęśliwa. Już dawno nie mieli takich chwil dla siebie. Harry ciągle gdzieś znikał a ona musiała użerać się z nienawiścią Jessici. Obawiała się, że ta kobieta w końcu zrobi coś, by zniszczyć ich miłość. Na razie jednak postanowiła się tym nie trapić. Była szczęśliwa z chwil, jakie miała teraz. Późnym popołudniem pozwolono mu wyjść. Ten moment Harry postanowił spędzić z Ginny na błoniach. Nadal zbyt świeżo pamiętał tamten ból po jej „śmierci”. Nie wyobrażał sobie gdyby miało dojść do takiej sytuacji tutaj. Ta kobieta była dla niego wszystkim. I w tym momencie nic nie mogło zagłuszyć ich szczęścia. A przynajmniej miał taką nadzieje.

- Kocham Cię Ginny Weasley. – Wyrwało mu się z jakąś dziwną nostalangią w głosie. Znów po raz drugi została zaskoczona przez ukochanego chłopca. Dawno nie słyszała tego wyzwania od niego. Poczuła jak niechciane łzy napływają do jej oczu.

- Też Cię kocham Harry. – Wyszeptała czule dotykając jego policzka. Jej usta odnalazły jego usta. Znów zaczęli się całować. Harry ostrożnie ułożył Ginn na trawie i usiadł na niej. Na jej twarzy pojawiał się wyraz zadowolenia i rozkoszy, gdy rękoma błądził po jej ciele. W tej jednej chwili wszystko inne przestało się liczyć. A świat wokół nich zniknął. Byli tylko oni dwoje.

***
Stanął przed gabinetem dyrektora Hogwartu i niepewnie wchodząc do środka. Dumbledore stał głaszcząc swojego ptaka feniksa po jego długich piórach. Harry za każdym razem, gdy patrzył na ptaka miał przed oczami jego spalenie. Jakoś nie umiał zapomnieć o jego spłonięciu pierwszego dnia, gdy zobaczył to zwierzę na oczy.

- Słyszałem o Twoim omdleniu Harry. – Powiedział spokojnie Dumbledore patrząc na chłopaka poważnie. Zawsze nie umiał się poczuć w pełni swobodnie w towarzystwie tego chłopaka. Miejscami za bardzo przypominał mu Toma Riddle. Był ciekaw czy Harry i Tom zdawali sobie sprawę ze swojego podobieństwa.

- To nie było omdlenie. – Odparł cicho Harry. Przez chwilę myślał by nie mówić wszystkiego Dumbledorowi. I opowiedział. O wszystkim, co mu się przydarzyło. Nie pominął niczego. Nawet tego, że zmarła Ginny ani o powiązaniach Hermiony ze Śmieciożercami. Ten ostatni fakt bardzo go niepokoił. Nie umiał o tym zapomnieć. Przez moment Dumbledore milczał. Nie mógł uwierzyć w historię opowiedzianą mu przez chłopca. Tylko raz jeden Pokój Życzeń zareagował w podobny sposób. Dał mu szanse, z której do dzisiaj żałował, że nie wykorzystał.

- To jest bardzo stare zaklęcie Godryka Gryfindora. – Odezwał się w końcu po dłuższej ciszy. Uznał, że chłopakowi należy się, chociaż cień prawdy. Wiele zdążył osiągnąć a jeszcze wiele było przed nim. Los wystawiał Wybrańca na wiele prób a to miał być zaledwie początek. – Działa tylko w niektórych przypadkach. Wobec tych, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu. Dostać drugą szansę. W zamian za coś, co jest dla nas najcenniejsze. W Twoim przypadku to jest Ginny Weasley. – Harry wzdrygnął się na wspomnienie jej śmierci. Nie chciał by to się stało ponownie.

- A Hermiona? – Spytał cicho. Nie chciał wierzyć, że Hermiona mogłaby być córką Śmieciożerców i kiedyś go zdradzić.

- Nie wiem. – Przyznał dziwnie zmienionym głosem Dumbledore. – Nie umiem określić jak działa zaklęcie Gryfindora. – Harry skinął głową rozumiejąc, że to koniec dzisiejszej wizyty. Wstał i niezbyt zadowolony wyszedł z gabinetu. W głowie szalało mu od najróżniejszych myśli, które nie mogły się uspokoić. Coś było nie tak. Całkiem nieświadomie skierował swoje kroki w stronę lochów Ślizgonów. Miał szczęście stykając się w połowie drogi z Malfoyem. Na szczęście był sam.

- Musimy porozmawiać. – Wyszeptał mu do ucha. Nieco zaskoczony Draco skinął głową. Po jego zerwaniu z Hermioną ich stosunki pogorszyły się jeszcze bardziej. Szczególnie, że nikt nie znał jego prawdziwych motywów. Jednak był ciekaw, czego mógł chcieć Potter od niego. Udało im się znaleźć zaciszne miejsce, gdzie mogli poczuć się swobodnie. – Słyszałeś o Śmieciożercach o nazwisku Stanleyowie?

- Stanleyowie? – Draco po raz drugi zrobił zaskoczoną minę. Dawno temu znał to nazwisko. Byli jednymi z wiernych Czarnemu Panu, dopóki ona kobieta nie zdradziła go. Nikt nigdy nie poznał jej motywów a Draco był wtedy zbyt mały. Ostrożnie kiwnął głową. – Znam Marcusa Stanleya. – Odezwał się ostrożnie dobierając swoje słowa. – Miał niegdyś żonę Alice Stanley. Kobieta oszalała tak przynajmniej mówią. Podobno zdradziła Czarnego Pana i zabiła swoją córkę. – Harry zbladł na twarzy. Poczuł gwałtowne bicie serca.

- Jesteś pewny Draco? – Ślizgon przytaknął. Harry wracał do domu na miękkich nogach. Czuł, że musi rozwiązać te zagadkę. Jeśli Alice Stanley nie zabiła swojego dziecka bardzo możliwe, że to Hermiona. I jeśli to prawda zdawał sobie sprawę, że Dumbledor’e znajdzie sposób by to wykorzystać przeciw niemu. A wówczas wszyscy znajdą się w niebezpieczeństwie. Wiedział, więc jak wiele zależy by prawda nie wyszła na jaw. Bez względu na to, czego dowie się w przyszłości.

***
Na zakończenie:
Tylko nie krzyczcie, bo nie jestem zadowolona. Jedynie podobało mi się uśmiercenie Ginny. Wiem jestem okropna, ale nie moja wina! Co zaś do Hermiony to wszystko z czasem się wyjaśni. Na pewno nie zapomnę o tym bonusie bo jak wspomniałam on ma pewne szczególne znaczenie. Tymczasem zapraszam na rozdział VII „Niebezpieczny finał przeprawy” już wkrótce!

Notka informacyjna:
Oryginalny tytuł: „nieśmiertelna-miłość” cz.2. „oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 7
Ilość słów: 3 499

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz