(akcja dzieje się między rozdziałem XV a XVI)
Z kronik proroka codziennego nr4:
Zaskoczyliście
mnie i bardzo się cieszę, że mój pomysł wcielenia nieco wątków z
Nieśmiertelnych wam się podoba. Ogromnie się cieszę i myślę, że takich
niespodzianek szykuje jeszcze bardzo wiele. Może nie w tej części, ale w
następnej na pewno. Tym czasem zapraszam was do obiecanego wcześniej
niecodziennego przerywnika
Ten rozdział dedykuje ladyapocalypse za znoszenie mojego marudzenia i chociaż wiem że czasem ma mnie naprawdę dość nazywanie ją przyjaciółką wiele dla mnie znaczy!!
Chciałabym zaprosić również na bloga tej dziewczyny. Naprawdę warto!! Zapraszam na : http://hotel-usmiech-nocy.blog.onet.pl/
*** *** ***
Śnieg
coraz bardziej pokrywał zielone błonia, wokół Hogwartu. Zrobiło się
całkiem biało i przyjemnie. Na ten czas zawieszono rozgrywki turniejowe
Quiddicha co zawsze nudziło jego wiernych fanów. Mimo to zawsze
znajdywali coś do roboty. No i nauki było dobrze, bowiem zbliżał się
koniec semestru. Szczególnie Ginn Weasley poświęcała sporo czasu nauce.
Na wiosnę miała, bowiem egzamin z Sumów, czyli Standardowych
Umiejętności Magicznych. Przez to mieli z Harrym mniej okazji do
spotykania się. O wiele lepiej mieli Hermiona i Draco. Spędzali ze sobą
każdą wolną chwilę i nie mieli siebie dosyć. Sama Hermiona nie poznawała
siebie. Nie dość, że Draco zmienił ją w jakąś rozpustnicę to jeszcze
zapominała się uczyć. Na szczęście nie ucierpiały jej oceny. Nadal była
jedną z najlepszych uczennic i nie miała zamiaru tego zmieniać. Nie
wiele myślała o przyszłości. Wiedziała, że nikt teraz nie był bezpieczny
a zwłaszcza ona. Dlatego właśnie wolała nie wybiegać naprzód. Kochała
Dracona i tylko to się liczyło. Nie potrzebowała niczego więcej do
szczęścia. Jednak zbliżały się święta, które zwykle spędzała z
Wesleyami. Nie wiedziała jak uda jej się to tym razem pogodzić. To były
jej pierwsze wspólne święta z Draconem. Chciała by były idealne. Od rana
wraz z Ginn przebywały w Hosmesgade poszukując idealnych prezentów dla
swoich partnerów. Żadna nie była pewna, na co się zdecydować. W końcu
znalazły się w sklepie Zonka. Miały nadzieje, że tam uda się znaleźć coś
odpowiedniego.
-
Nie wiem już, co wybrać. – Mruknęła bezradnie Ginn oglądając dokładnie
przezabawne figurki graczy Quiddicha. Niektóre z nich poruszały się, co
wyglądało dość zabawnie. – Myślisz, że spodoba się Harremu? – Wyrwana z
zamyślenia Hermiona niezbyt przytomnie spojrzała na przyjaciółkę.
-
Myślę, że tak. – Pokiwała głową. Wybór był naprawdę idealny.
Szczególnie, że Harry kochał Quiddich. Podobnie jak Ginn. Ona miała o
wiele gorzej. Chociaż kochała Malfoya nie znała Go tak dobrze. Nie
wiedziała nawet, co lubił. Wybór prezentu był o wiele trudniejszy. Miała
cichą nadzieje, że Draco ma podobny problem. O ile w ogóle pomyśli o
prezencie dla niej. Nie przejmowała się tym jednak. Prezenty nie były aż
takie ważne. Liczyły się chwile spędzane z ukochaną osobą. Uśmiechnęła
się na samą myśl. Jeśli nie będzie mogła pojechać do Weasleyów spędzi te
święta w Hogwarcie albo zabierze Draco do domu. Miała cichą nadzieje,
że nie będzie miał nic przeciwko spędzenia świąt w rodzinie mugoli. I
tak bardzo się zmienił. Zaakceptował ją i była niemal pewna, że
zaakceptuje również jej rodziców. Byli wspaniałymi ludźmi w
przeciwieństwie do samego Lucjusza Malfoya. Ten człowiek przerażał ją za
każdym razem, gdy Go widziała a Duncan Verton był jego wierną kopią w
każdym calu. Szybko odsunęła się od ponurych myśli. To był czas świąt.
Czas radości. Na inne problemy przyjdzie czas. Gdy w końcu zrezygnowana
ruszyła za przyjaciółką do kasy jej wzrok przykuła niezwykle piękna
szklana kula. W jej środku znajdowała się mała chatka a tuż obok niej
mężczyzna i kobieta złączeni miłosnym uściskiem. Poczuła łzy wzruszenia,
które szybko otarła. Ostatnio działo się z nią coś dziwnego. Nie miała
pojęcia, że jest aż taka sentymentalna. Mimo to kupiła tę kulę. Czuła,
że to idealny prezent. Dla ich wspólnej przyszłości, która im się
należała. Wieczorem w łóżku patrząc na kulę Hermiona wyobrażała sobie,
że to ona i Draco tam stoją. A ta mała chatka jest ich domem. Zasnęła
niezwykle szybko otoczona aurą spokoju i bezpieczeństwa.
*** *** ***
Od
samego rana Nimfadora Tonks krzątała się po kuchni od samego rana
usiłując przygotować wszystko do świątecznej kolacji. Miała przyjść jej
mama i tato oraz Lupin a później uroczysta wigilia w Norze. Uwielbiała
te chwile, gdy gromadzili się wszyscy wspólnie by świętować razem. Miała
wrażenie, że chyba nigdy nie była bardziej szczęśliwa niż właśnie
teraz. No i Lupin. Już nie raz spędzali święta razem, ale teraz miało
być inaczej. Teraz byli parą. I miała cichą nadzieje, że niedługo staną
się rodziną. Chociaż Lupin wzdrygał się na samą myśl o małżeństwie i
ciągle uważał ich związek za nieodpowiedni to nadal był przy niej. A
wszystko zawdzięczała ponuremu rodzeństwu Carrow. Życie bywało naprawdę
bardzo nieprzewidywalne i ciągle ją zaskakiwało.
-
Upiekłam jeszcze placek z jabłkami. – Odezwała się jej matka Andromeda
wyciągając z blatu parujący placek. Tonks uważniej przyjrzała się matce.
Bardzo zmizerniała od czasu tych ponurych wydarzeń. No i jeszcze śmierć
Narcyzy. Chociaż nie utrzymywały kontaktów Narcyza i Bellatriks były
jej siostrami. A jedna z nich nie żyła. Tonks nigdy nie miała okazji
poznać Narcyzy osobiście. W chwili, kiedy jej mama poślubiła Teddiego
Tonksa przestała istnieć dla rodziny Blacków. Jedynie kuzyn Syriusz
utrzymywał z nimi jakieś miłe stosunki. A teraz nie było z nimi też
Syriusza. W tej beznadziejnej bitwie odchodziło coraz więcej dobrych
ludzi. Nie umiała się z tym pogodzić. W dodatku znów ciągle martwiła się
o Lupina. Znów wykonywał wyjątkowo niebezpieczne zadanie dla
Dumbledor’a. Często znikał z domu a wracał w wyjątkowo kiepskim stanie.
Ostatnim razem musiała zszywać jego poorane plecy. Wyglądał naprawdę
bardzo źle. Miała nadzieje, że zdąży na wigilię. Była wściekła na
Dumbledor’a, że akurat dzisiaj Go gdzieś wysyłał.
-
Dobry pomysł. – Uśmiechnęła się ciepło do niej. – Nadal nie mogę
uwierzyć, że Draco Malfoy naprawdę stoi po naszej stronie. Dumbledore
uważa Go za cennego sprzymierzeńca. – Zauważyła cicho. O tym, że Draco
Malfoy był po stronie Zakonu i działał, jako szpieg wiedziała nieliczna
grupa zaufanych ludzi. Między innymi rodzina Tonks i kilka pozostałych
członków. Nie rozmawiali o tym przeważnie. Młody Malfoy i tak sporo
ryzykował dla nich przekazując poufne informacje. I to, dla kogo? Dla
miłości, której by się nie spodziewała. – Znam Hermionę Granger. Nigdy
nie sądziłabym, że zwiąże się z kimś takim jak on. – Dodała nieco
ściszonym głosem. Gdy dotarły do niej wieści z Hogwartu od Harrego nie
mogła w to uwierzyć. Chyba ze trzy razy czytała list zanim zrozumiała, o co w nim chodzi. Spodziewałaby się wszystkiego, ale żeby tego?
-
Miłość bywa zaskakująca Tonks. – Odezwała się miękko Andromeda. –
Myślisz, że ja bym spodziewała się, że pokocham Twojego ojca? – Zaśmiała
się cicho. – Nie bardzo mi w głowie były romanse ani miłość. Mugolom
okazywałam pogardę. Jednak, gdy poznałam Tediego… - Westchnęła z
rozmarzeniem. – Jego rodzice prowadzili mało sklepik niedaleko
Dziurawego Kotła. Tam często Go widywałam. Pomagał rodzicom. On również
widywał mnie, ale nigdy nie zagadał. Tamtej nocy wybierałam się po
sprawunki dla matki, która była zajęta moimi młodszymi siostrami Narcyzą
i Bellatriks. Wówczas zostałam zaatakowana. Było ich kilku. Groźnych i
niebezpiecznych mężczyzn. Uzbrojeni w niebezpieczne zaklęcia zaatakowali
mnie. Byłam pewna, że zginę tej nocy, ale pojawił się Teddy. Nie bał
się ich zaklęć ani tego, kim są. Wyzwolił mnie i opiekował się aż nie
wydobrzałam. Nie chciałam wracać do domu. Wiedziałam, że wiele tracę.
Byłam na szóstym roku nauki w Hogwarcie. Przede mną stała niezwykła
przyszłość, ale ja tego nie chciałam. Narcyza miała dwa lata a
Bellatriks rok. Uważałam, że matka poradzi sobie beze mnie. Uciekłam z
Teddym przysięgając mu wierność. Rok później urodziłaś się Ty. – Tonks
uśmiechnęła się do matki. Musiała wieść ponure życie z dala od rodziny.
Widać było, że najstarsza z nich wszystkich Andromeda kochała swoje małe
siostrzyczki. Szkoda, że bez wzajemności. Obie kobiety pogardzały nią
nauczone nienawiści do swej starszej siostry. Ludzie bywają naprawdę
bardzo okrutni. Uśmiechnęła się ciepło do swojej matki, którą tak bardzo
kochała. Miała nadzieje, że jej przyszłość będzie w podobnych barwach.
*** *** ***
Święta
w Hogwarcie nadeszły niezwykle szybko. Większość uczniów już
rozjeżdżała się do swoich domów by świętować je w swoich własnych
gronach. Tylko nieliczni pozostawali w zamku. Niektórzy z wyboru inni z
powodu okrutnych czasów, jakie nastały. Harry, Ron i Hermiona mieli już
spakowane swoje kufry i w milczeniu czekali na pociąg do Hogwartu. Cała
trójka spędzała ten czas z Weasleyami a w tym roku zostali zaproszeni
również rodzice Hermiony. Dziewczyna już dawno nie była taka szczęśliwa.
Nie ukrywała, że bardzo martwiła się o nich z powodu swego mugolskiego
pochodzenia. Na szczęście Zakon skutecznie czuwał nad ich
bezpieczeństwem. Wiedziała też, że już od rana są w Norze pomagając
Molly w świątecznych przygotowaniach. Miało być wyjątkowo dużo gości.
Właśnie rozmawiała o czymś z Ronem, gdy spostrzegła Go na schodach. W
przeciwieństwie do swojego brata Duncana nie był spakowany. Nie miał też
na sobie szat podróżnych. Zdziwiła się.
-
Zaraz przyjdę. – Szepnęła do chłopaków a oni pokiwali głowami. Ich
wzajemne relacje z Malfoyem nadal były trudne. Ciężko jest wybaczyć
sześć lat gnębienia nawet jak ma się dobre chęci. Hermiona z uśmiechem
podeszła do Draco a ten wyciągnął do niej rękę. Już nie musieli się
ukrywać. Powoli przestawali być obiektem potępienia i zaskoczenia.
Zdarzali się tacy, co odwracali się plecami na ich widok, ale to rzadkie
sytuacje. Większość gratulowała im odwagi i życzyła szczęścia.
Niektórzy Gryfończycy zaakceptowali Dracona. – Nie wyjeżdżasz? –
Zapytała przyglądając mu się uważnie. Sprawiał wrażenie jakiegoś
przygnębionego.
-
Teraz, kiedy matka nie żyje nie mam co szukać w domu. – Wyjaśnił cicho.
– Nie czułbym się w nim najlepiej. Szczególnie, że on tam jest i
kochanka ojca. – Dodał z lekkim sarkazmem. – Jednak mam coś dla Ciebie… -
Wydawał się być nieco zakłopotany, gdy wyciągał paczuszkę owiniętą w
srebrny papier. Poczuła jak zabiło jej w piersi. – Otwórz Go w wigilie.
-
Dobrze. – Zapewniła zaintrygowana. Pudełko było lekkie i nie wydawało
żadnych dźwięków przy potrząsaniu. Obawiała się, że nie wytrzyma do
jutra. – A to dla Ciebie. – Jej pakunek był z czerwonym papierem
zgrabnie przewiązany żółtą wstążką. Draco poczuł jak ściska Go w
żołądku. Miał wrażenie, że nigdy nie dostał żadnego prezentu a dostawał
ich wiele. Żaden nie miał znaczenia jak ten od Hermiony. – Również
otworze na święta. Kocham Cię wiesz? – Spojrzał jej głęboko w oczy.
Przytaknęła. Wiedziała, że ją kocha. Ona Go również. Całym swoim sercem.
Pocałowali się. Długo i pospiesznie, bo Ron i Harry poganiali ją już do
wyjścia.
-
Poradzę sobie. – Zapewnił jej. Nie chciała się z nim rozstawać, ale w
zamku był bezpieczny i nic mu nie groziło. A przynajmniej miała taką
nadzieje. Odganiając łzy podbiegła do Harrego i Rona.
-
Malfoy nie wyjeżdża? – Zdumiał się Ron. Hermiona smutnie pokręciła
głową. Żal jej było zostawiać ukochanego samego. Właściwie to myślała
nawet by zostać z nim. Chciała jakoś dotrzymać mu towarzystwa. –
Zaczekajcie chwile… - Ron zostawił zdumionych przyjaciół i ruszył w
stronę Dracona. Przez chwilę rozmawiali ze sobą. Na twarzy swojego
chłopaka widziała wyraz szczerego zdumienia.
-
Co Ty powiedziałeś? – Syknęła, gdy pojawił się uśmiechnięty obok nich.
Draco nie było już na schodach. Pognał tak szybko, że nawet nie
zauważyła, kiedy.
-
Nic takiego. – Ron roześmiał się szczerze. – Zaprosiłem Malfoya do Nory
na święta. – Harry i Hermiona otworzyli usta ze zdumienia a Ron
parsknął radosnym śmiechem. Śmiał się jeszcze w pociągu, gdy przyjaciele
nadal wpatrywali się w niego z otwartymi buziami a Hermiona siedziała
obok swojego ukochanego. Miała wrażenie, że to będą najpiękniejsze
święta ze wszystkich.
*** *** ***
Święta
zapowiadały się dla niego wyjątkowo ponuro. Nie miał zamiaru jechać do
domu i udawać spełnionej rodziny. Zresztą święta w jego rodzinie nigdy
nie były idealne. Gdyby nie jego niania Meg w ogóle nie miałby poczucia
radości. Właściwie to w ogóle Go nie miał. Nie wiedział, czym jest
radość świąt. W ich domu zawsze było smętnie i ponuro. Nie cieszył Go
nawet stos prezentów znalezionych pod choinką. Nawet nie jedli żadnego
wspólnego obiadu. Nie śpiewali kolęd. Zawsze były tylko zdawkowe
życzenia i każdy zamykał się w swoim pokoju. Ojciec przeważnie spijał
się do upadłego bądź odwiedzał rozmaite kochanki. Matka płakała w swoim
pokoju. Często widział jej łzy, ale w święta płakała szczególnie.
Czasami odwiedzała grób swojego dawnego kochanka Jacka Sandersa.
Zastanawiał się czy za nim tęskniła. Musiała bardzo Go kochać skoro do
tej pory pielęgnowała pamięć o nim. Draco często zastanawiał się co by
było gdyby matka nie wyszła za jego ojca. Gdyby poślubiła kogoś innego.
Ich życie na pewno byłoby dużo lepsze niż teraz. Kto
wie czy jego matka nie byłaby bardziej szczęśliwa? Trudno mu było
odpowiedzieć cokolwiek o tym wszystkim. To była przeszłość, do której
nie chciał wracać a jednak myślał o tym za każdym razem. Za każdym
razem, przy tych cholernych świętach. W tym roku wierzył, że będzie
trochę lepiej. Nie przeszkadzało mu nawet, że zostawał w Hogwarcie sam.
Czuł, że potrzebował tej dozy samotności. A jednak ze smutkiem żegnał
się z Hermioną. Po cichu liczył, że może jednak zdecyduje się zostać z
nim. Spędzą razem pierwsze wspólne święta. Jednak ona miała rodzinę i
przyjaciół, którzy na nią czekali. Byłby ostatnim draniem, gdyby
próbował jej to odebrać. A potem niespodziewane zaproszenie Weasleya.
Nie spodziewał się tego. Był
zbyt zaskoczony by odmówić, więc się zgodził. Spanikował dopiero w
pociągu. Jak Go przyjmą? Czy Ron w ogóle zastanawiał się nad tym, co
zrobił? Przez lata dokuczał Weasleyom z powodu ich biedoty. Za każdym
razem okazywał im swoją pogardę. Teraz nie czuł się z tym najlepiej.
Dlatego tak bardzo bał się spotkania z nimi. Nie był pewien czy dobrze
zrobił. Już chyba pusty Hogwart byłby dla niego lepszym miejscem.
-
Wszystko w porządku kochanie? – Hermiona podeszła do niego z lekkim
uśmiechem na ustach. Kiwnął głową i przyciągnął do siebie. Na jej ustach
złożył delikatny acz zmysłowy pocałunek. Uśmiechnęła się do niego
zalotnie. Ogarnęło Go pożądanie. Za każdym razem, gdy przy nim była czuł
to samo. Hermiona Granger była wyjątkową kobietą. Stworzoną dla niego
partnerką. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Po raz pierwszy był
zakochany. Szczerze i bezwarunkowo.
-
Tak. – Odpowiedział muskając ustami jej włosy. Pachniała jakimś miłym
lawendowym olejkiem. Uwielbiał ten zapach. Obiecał sobie, że kupi
Hermionie cały zestaw lawendowych olejków. Wspólnie wyszli z pociągu.
Hermiona obejmowała Go w pasie czule się do niego przytulając. Z tyłu za
nimi szli Harry z Ginn w podobnej do nich uścisku. Ron na samym końcu
udawał, że nie zauważa zakochanych par przed nim. Draco pomyślał, że
Weasleyowi przydałaby się dziewczyna. Przez chwilę zastanawiał się, czy
gdyby się nie wtrącił to czy wówczas Hermiona byłaby z Ronem? Wzdrygnął
się na samo wyobrażenie tej pary razem. Jakoś nie pasowało mu to
zbytnio. Zresztą nie wyobrażał sobie Hermiony z żadnym innym facetem.
Ona należała tylko do niego. Podobnie jak on do niej. Jeżeli Artur
Weasley wydawał się być zaskoczony jego widokiem to nic nie powiedział.
Draco zdążył zauważyć jak rzucał pytające spojrzenie młodszemu synowi,
który pokiwał tylko głową. W milczeniu wsiedli do obszernego samochodu,
który od zewnątrz wydawał się nieco za mały dla gromadki młodych
Czarodziei. Domyślił się szybko, że auto zostało podrasowane. Czuł, że
jednak nie ma, czego żałować. Te święta mogą być bardzo udane. Musiał
się tylko postarać by Weasleyowie nie żałowali, że Go zaprosili. Zmienił
się. Nie był już tym podłym draniem, za którego Go brano do tej pory. I
miał okazje by to udowodnić.
*** *** ***
Duncan
Verton niechętnie zsunął się z łóżka. Nie lubił tych mglistych,
ośnieżonych poranków. W ogóle nienawidził zimy. Przypominały mu nudne
wieczory spędzane z matką, gdy jeszcze ukrywali się przed Lucjuszem a on
nie wiedział, kim był. Matka skutecznie ukryła przed nim jego
tożsamość, ale Lucjusz Go znalazł. Przyjął pod swój dach i usynowił. Dla
niego to była ważna chwila. Nie myślał w ogóle o matce. Lucjusz wykonał
tylko wyrok na zdrajczyni. Nie żałował jej, ponieważ jego też oszukała.
Jedynie czasami, w takich chwilach jak ta brakowało mu jej. Jednak
umiał o niej zapomnieć. Wiedział, jaka była i jak się zachowała.
Odebrała mu wszystko. Świat, do którego przynależał. To, że musiał uczyć
się wszystkiego od początku i był daleko w tyle za rówieśnikami
zawdzięczał właśnie jej. Nawet nie wiedział gdzie została pochowana. Nie
interesowało Go to.
-
O czym myślisz? – Zagadnęła Go Pansy leniwie przeciągając się na łóżku.
Obrzucił ją niezbyt chętnym spojrzeniem. To, że byli razem nadal Go
zdumiewało. Pansy przyjechała z rodzicami na święta do rezydencji
Malfoyów ze względu na jego przyrodniego brata. Ku ich rozczarowaniu
Draco nie miał zamiaru przyjechać a on się z tego cieszył. Młodszy brat
drażnił Go tym, co robił. Całkiem oficjalnie odmawiał sobie tego co mu
się prawnie należało. Jak on by był na jego miejscu nie odmawiałby sobie
takich przywilejów. W dodatku był związany z tą zarozumiałą Szlamą
Granger. Z jakiś swoistych powodów Duncan nie przepadał za nią. O wiele
przyjemniejsze było dla niego uwiedzenie Pansy. Szybko się jednak
przekonał, że to był błąd. Draco ani trochę nie interesował się Pansy. A
jednak w tej dziewczynie było coś, co przyciągało Duncana. Podobała mu
się, chociaż nawet nie była zbyt piękna. Pożądał jej. Każde ich
spotkanie kończyło się w łóżku, chociaż Pansy mówiła mu, że to ostatni
raz. Miała obsesje na punkcie Draco. Uważała, że należał do niej. Dla
niego to było śmieszne.
-
O nas. – Skłamał odwracając się do niej. Nie miała na sobie nic. Skąpe
prześcieradło odsłaniało kawałek jej nagiej piersi. Poczuł przypływ
pożądania, który w sobie stłumił. Jeśli zostaliby przyłapani nie byłoby
zbyt miło. Szczególnie, że Pansy od dzieciństwa była zaręczona z Draco i
tego się trzymała. – Naprawdę chcesz to ciągnąć? Nie licz, że jeśli
wyjdziesz za mojego brata to zostanę Twoim kochankiem. Nie jestem
niczyją zabawką. – Syknął brutalnie na nią patrząc. Był zły. Na siebie.
Na nią. Na wszystko, co się działo wokół. Na to, że był tak słaby i
pozwalał sobie na jakiekolwiek uczucia. Miał zostać Śmieciożercą.
Wiernym poddanym Czarnego Pana. Nie mógł pozwolić sobie na żadne
słabości.
-
Nie traktuje Cię jak zabawkę. – Powiedziała cicho Pansy. Rozumiała jego
gniew. Wiedziała, co może czuć. Sama czuła się zagubiona. Z Draco była
związana przez więzy krwi. Nawet czuła coś do niego, chociaż nie była to
do końca miłość. Pragnęła jedynie zaspokoić ambicje rodziny. Połączyć
oba potężne rody ich związkiem. A ona była posłuszną córką. Tak ją
wychowali rodzice. Nawet, jeśli poryw serca mówi jej, co innego. To, co
połączyło ją z Duncanem to było coś więcej. Nie umiała tego określić.
Nie uważała, że to miłość, ale coś innego i wyjątkowego. Wiedziała też,
że musi to przerwać. Musi zdobyć Draco. Sprawić by zapomniał o tej
szlamie. Skoro ona może wyrzec się swojego serca dla dobra rodziny to on
również powinien. Już ona dopilnuje by to zrozumiał i zrobił. – Po
prostu dobrze nam razem, ale to nie może trwać wiecznie. Jestem
przeznaczona innemu. I wyjdę za niego.
- Nawet, jeśli Go nie kochasz? – Spytał delikatnie unosząc jej podbródek. Zmusił by spojrzała mu w oczy. Nie odwróciła wzroku.
-
Miłość? – Zaśmiała się ponuro. – Miłość nie ma tu nic do rzeczy.
Wyrwała się z jego objęcia i zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Ona nie
istnieje. Nie wierzę w nią. – Dodała na koniec i wyszła. Duncan zaklął
wściekle. Nie wiedział, czemu, ale zapragnął pokazać Pansy, że się myli.
Sprawi, że Go pokocha. Taka prawdziwa miłość istniała. Sam do końca
podzielał zdanie, ale to było silniejsze od niego. Po raz pierwszy w
życiu zapragnął udowodnić coś komuś. I nie tylko komuś. Samemu sobie
też.
*** *** ***
Z lękiem
obserwowała jak bardzo spięty musi być jej ukochany. Doskonale Go
rozumiała. Nie czuł się najlepiej w towarzystwie Weasleyów z powodu
dawnych sporów. Oni również zdawali się traktować Go z góry. I byli tak
samo jak ona zaskoczeni zaproszeniem Rona. Ten gest poruszył ją bardzo.
Zaczynała zastanawiać się czy Ron wiedział, że planowała pozostać jedna w
Hogwarcie. Jakoś smutno jej było zostawiać Draco samego. W święta nikt
nie powinien być sam. Wiedziała, że jej rodzice by zrozumieli. W końcu
nie pierwszy raz spędzali oddzielne święta. A
jednak stało się inaczej. Samo napięcie wyczuwalne było na każdym
kroku. Weasleyowie nie zdążyli przyzwyczaić się do nowego Malfoya. Nie
wiele osób wiedziało też o jego roli. Większość nadal miało Go za
zwolennika Czarnego Pana a Draco nie mógł temu zaprzeczyć. Dla własnego
bezpieczeństwa. Sama martwiła się o niego. Uważała, że Dumbledore
nałożył stanowczo zbyt trudne zadanie. Draco sporo ryzykował. Gdyby
Voldemort lub jego ojciec odkryli jego działania bez wątpienia
zapłaciłby za to własnym życiem. Wolała nie myśleć, co by z nim zrobili,
gdyby prawda o jego działaniach wyszła na jaw.
-
Hermiono. Mogę prosić Cię na chwilkę? – Jane Granger jej kochana mama
przywołała ją do siebie gestem. Uśmiechnęła się do swojej matki i
skierowała się w jej stronę. Jej ojciec rozmawiał o czymś z ożywieniem z
Arturem Weasleyem a Draco siedział wyciszony przed kominkiem.
-
Coś się stało? – Zapytała przysiadając się do kobiety. Sięgnęła po
stojący na stole sernik. Uwielbiała potrawy przyrządzane przez Molly
Weasley. Były naprawdę apetyczne.
-
Ten Draco… - Zaczęła nie pewnie jej matka. Już dawno próbowała
porozmawiać o tym z córką. Wcześniej słyszała niezbyt pochlebne opinie
na jego temat. Bardzo martwiła się o swoją jedynaczkę i chciała by była
szczęśliwa. Szczególnie, że żyła w niebezpiecznym świecie, jaki był
świat Czarodziejów. – Jesteś z nim szczęśliwa córeczko?
-
Oczywiście mamo. – Przytaknęła Hermiona zerkając na ukochanego
mężczyznę. Do Draco podeszła Ginny niosąc jakiś sernik. Przysiadła się
obok i wspólnie wdali się w ożywioną dyskusje. Hermiona uśmiechnęła się
czule. Jej przyjaciółka zachowała się wspaniale. Po chwili dołączyli do
nich Harry i Ron. Żadne nie dało mu odczuć, że nie jest tu niemile
widzianym gościem. Była im za to wdzięczna bardzo. – Kocham Go całym
sercem. Draco… - Zawiesiła na chwilę głos. – On bardzo się zmienił. Nie
jest już taki jak dawniej a ja mu wybaczyłam wszystko, co złe
kiedykolwiek zrobił.
-
Cieszę się córeczko. – Wzrok kobiety powędrował w miejsce gdzie
siedział młody Malfoy. Nie ufała mu do końca tak jak Hermiona. Była jej
matka i bała się o swoją dziewczynką, chociaż jest już dorosłą kobietą.
Młody mężczyzna był niezwykle przystojny, ale Jane wiedziała, że uroda
to nie wszystko. Miała nadzieje, że jej córka też o tym wie. I będzie
słuchała nie tylko głosu swojego serca. Wiedziała z doświadczenia, że
rozum też był dobrym doradcą. Uśmiechnęła się, gdy podszedł do nich mąż i
objął je obie czule. To był czas radości. Czas miłości. Czas, który
miał pozostać w nich na zawsze.
*** *** ***
Bellatriks
Leastrange stała w cieniu obserwując dom z oddali. Nora świeciła stosem
mugolskich świecidełek. Dla niej wyglądała wręcz odrażająco.
-
To hańba dla Czarodziejów. – Mruknęła z dezaprobatą w stronę swojego
męża a on pokiwał głową. Voldemort wydał dzisiaj wyrok na Weasleyów.
Kazał zabić wszystkich z wyjątkiem Pottera. On jeden miał zostać żywy.
Prócz Belli i Rudolfa, był nieodłączny Greyback i Amycus. Od straty
brata wciąż polowała na Tonks. Teraz miała okazje, ponieważ Tonks była w
Norze. – Pamiętajcie o
Potterze. Należy on do Czarnego Pana. – Ostrzegła ich Bella i uniosła
własną różdżkę. Pozostali zrobili to samo. Nikt się tego nie spodziewał.
Wesleyowie z przyjaciółmi zasiadali właśnie do stołu, gdy nastąpił
atak. Nikt nie był przygotowany. Harry, Ron i Hermiona wyciągnęli swoje
różdżki. Podobnie zrobił Draco. Chciał walczyć razem z nimi.
-
Draco? – Głos Bellatriks odbił się echem po Norze. – Co robisz ze
zdrajcami krwi? Jesteś winien wierność Czarnemu Panu. – Z trudem
panowała nad swoim głosem. Była wściekła na swojego bratanka. Zdradził
ich. Zdradził ich wszystkich.
-
Stoję po właściwej stronie. – Odparował jej dumnie Draco. Po raz
pierwszy naprawdę tak się czuł. Śmieciożercy zaatakowali. Śmiertelne
zaklęcia latały niemal wszędzie. Hermiona zabrała rodziców w bezpieczne
miejsce. Harry zniknął gdzieś w pogoni za Bellatriks. Nora stanęła w
płomieniach.
-
Popełniasz błąd Malfoy! – Rudolf Leastrange stał naprzeciwko młodego
Malfoya trzymając w swych szponach pochwyconą Hermionę. Jej różdżka
leżała na ziemi. Nie miała szans jej sięgnąć. Był wściekły. – Czarny Pan
zwycięży. Zawsze wygrywa. Spójrz! – Ręką wskazał na płonącą Norę.
Gdzieś w oddali Tons i Avery walczyły na śmierć i życie. – Masz jeszcze
szansę. Czarny Pan jest łaskawy. – Zmusił Hermionę do uklęknięcia. –
Zabij ją. Zabij i pokaż do kogo należysz. – Draco z rozpaczą patrzył na
swoją ukochaną. Jego rola podwójnego szpiega właśnie się skończyła. Nie
zaryzykuje jej życia.
-
Należę do samego siebie! – Krzyknął i cisnął zaklęciem w Rudolfa.
Zaskoczony mężczyzna cofnął się i zniknął. Draco przykląkł u boku
Hermiony tuląc ją do siebie. – Nikomu nie pozwolę Cię skrzywdzić. –
Szeptał czując na sobie wzrok członków rodziny Weasleyów. Miał dziwne
poczucie, że zyskał w tym momencie szacunek, którego tak bardzo
oczekiwał.
*** *** ***
Harry
czuł się winny. Uważał, że to jego wina, iż zaatakowano Norę. Minie
dużo czasu zanim Weasleyowie doprowadzą ją do porządku. Wiedział, że
atak nastąpił przez niego. Voldemort chciał ich zabić, ponieważ on był
ich celem. Dlatego siedział teraz samotnie przed domem. Nie udało mu się
dopaść Bellatriks. A poprzysiągł pomścić Syriusza. Czuł się do niczego.
W dodatku ostatnio nękały Go ponure sny. Voldemort coś planował. Harry
wyczuwał to. I nie pomagały wcale lekcje z Dumbledorem, chociaż poznawał
przeszłość swego wroga. Pragnął jakiegoś celu. Działań. Czegoś co
powinien robić.
-
Harry… - Ginny podeszła do niego uśmiechając się delikatnie. Przytulił
ją do siebie. Tak bardzo ją kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez Ginny.
Ta cała sytuacja uświadomiła mu jak bardzo cierpieli przez niego. To
wszystko przez Voldemorta. Tak bardzo nienawidził Harrego, że pragnął
zniszczyć wszelkie szczęście wokół niego. Jedynych przyjaciół, jakich
miał naprawdę. Jedynych, za których poświęciłby swoje życie.
-
Nikt nie zginął. – Powiedziała cicho. Harry przyciągnął ją do siebie.
Ustami musnął jej włosy. Ta czuła pieszczota przyprawiła ją o dreszcze.
Uwielbiała Harrego. Kochała Go nad życie. nigdy nie wyobrażała sobie, że
będzie jej. Nadal miała wrażenie, że śni. Nie mogła się przyzwyczaić do
bycia jego dziewczyną. – Tonks została ranna, ale Lupin się nią zajął. –
Wyjaśniała pospiesznie. – I Ron też oberwał. Na szczęście to nic
groźnego. – Dodała szybko widząc strapioną minę Harrego. Na pewno siebie
obwiniał. Nie rozumiała tego. To Voldemort siał zło. Harry nie był temu
winny.
-
Odwiedzę Go. – Powiedział cicho odsuwając się od niej. Ginny westchnęła
cicho. Wiedziała, że jeśli się podda Harry zrobi wszystko by ją od
siebie odsunąć. Nie mogła do tego dopuścić. Był zbyt ważny dla niej.
Harry musi zrozumieć, że tylko razem zdołają powstrzymać siejące się
zło. On nie może być sam.
-
Nie rób tego Harry… - Zamrugał i spojrzał na nią zaskoczony. Patrzyła
na niego takim dziwnym wzrokiem aż poczuł skurcze w żołądku. W tym
spojrzeniu było coś, czego nie dostrzegł do tej pory. Jakaś głęboko
ukryta determinacja. – Nie odsuwaj się ode mnie. Nie wolno Ci tego
zrobisz. Jeśli Voldemort nie wygrał do tej pory to tylko, dlatego, że
nie jesteś sam! – Niemal wykrzyczała ostatnie słowa. – Nie zostawiaj
mnie. Proszę… … - Przegrał w chwili, gdy spojrzał w jej oczy. Nie mógł
jej zostawić. Nawet, jeśli chciał to zrobić to i tak nie byłby wstanie.
Nad zniszczoną Norą rozległ się huk sztucznych ogni. To bliźniaki
chcieli jakoś przerwać passe nieszczęść i rozładować emocje. Ginn
pociągnęła Harrego i wyszli na plac. Byli tam już wszyscy. Lupin czule
obejmujący Tonks, Hermiona z Draco , Ron kuśtykając na rannej nodze w
wyjątkowo dobrym nastroju i pozostali. Wszyscy szczęśliwi i tacy
radośni, mimo dramatycznych chwil, jakie zaszły. Artur Weasley wynalazł
gdzieś mugolską gitarę. Poleciały pierwsze nuty znanej wszystkim kolędy.
Stojąc w obliczu przyjaciół Harry miał poczucie spokoju i
bezpieczeństwa, ale również obserwując ich wszystkich czuł, że to
ostatni raz, kiedy tak stoją razem. I wkrótce los miał pokazać, że się
nie mylił… … …
*** *** ***
Na zakończenie:
Udało
mi się w końcu skończyć. Bałam się, że tego nie zrobię, ale jednak.
Oddaje w wasze ręce świeżutki rozdział. Wiem, że wielu z was nie podoba
się wątek Fred&Lee. Przepraszam, ale to takie moje własne zboczenie.
Mam nadzieje, że gdy bliżej poznacie się z tą parą będziecie mieli
więcej ciepłych uczuć. Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział pod
tytułem „Nie kocham Cię Granger”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz