27 lipca 2012

Rozdział XIV "Trucizna część 2"

Z proroka codziennego nr.3.
Pomysł na napisanie tego rozdziału przyszedł mi po przeczytaniu pewnej ciekawej serii, która zajmuje jedne z pierwszych miejsc na liście moich ulubionych książek. Postanowiłam wykorzystać i wcielić   w życie jednych bohaterów jakimi są Harry i Ginny. Czemu akurat oni? Ponieważ do nich najbardziej pasowała ta sytuacja. Hermiona i Draco przeżyją własny oddzielny dramat więc nie chciałam dodawać im większych cierpień. Co innego Harry i Ginn. Droga do ich szczęścia będzie długa i pokrętna a czy szczęśliwa? No cóż zobaczycie sami. Seria o której mówię to oczywiście cykl Nieśmiertelnych, którego pierwsza część nosi tytuł „Ever” a obecnie na polskim rynku znajdują się trzy z o ile wiem sześciu obiecanych nam tomów. Mam nadzieje, że podobna sytuacja jaka spotkała Damena i Ever a stanie się udziałem Harryego i Ginn przypadnie wam do gustu. Zapraszam do czytania!!

*** *** ***
Bardzo bał się tego spotkania. Chociaż pogrzeb jego matki nie był może idealną okazją na spotkania rodzinne to jednak za wszelką cenę starał się tego uniknąć. Najchętniej w ogóle by nie przyjeżdżał. Jednak nie mógł tego uniknąć. Zrobił to wyłącznie ze względu na Hermionę. To ona powiedziała, że powinien tam być. Dlatego teraz stał nad trumną wsłuchując się w mdłe słowa księdza, który wygłaszał swoje zwyczajowe kazanie. Draco nie był przywiązany do żadnej religii. Malfoyowie z natury w nic nie wierzyli po za samym sobą. Teraz jednak patrząc na spuszczaną trumnę matki zastanawiał się czy znalazła wreszcie upragniony spokój. Nie była szczęśliwa w małżeństwie co nie było żadną tajemnicą. Nie miłość ją też trzymała a strach. Strach do czego byłby zdolny Lucjusz gdyby spróbowała odejść. Nadal nie mógł uwierzyć, że była martwa. Powiedziano mu, że została napadnięta. Nie wierzył w te historię, ale nie miał też odwagi jawnie oskarżyć ojca o morderstwo. Musiał mieć też jakiś dowód, że to naprawdę się stało. Od kiedy wrócił do Malfoy Manor z ojcem nie rozmawiał wcale. Zaszył się gdzieś ze swoją stałą kochanką Cecile Everest, która szybko zajęła miejsce jego matki co doprowadzało do szału młodego Ślizgona. Starał się też unikać zwolenników Voldemorta. Na szczęście jego samego nie było. Teraz Draco był człowiekiem Czarnego Pana i to jemu był winien wierność.

- Twój ojciec chce z Tobą porozmawiać. – Kilka godzin później Cecile weszła do jego pokoju bez pukania. Rzucił jej wściekłe spojrzenie co ona skwitowała lekkim wzruszeniem ramion. – Nie ja zabiłam Twoją matkę. Nie obwiniaj mnie o zło całego świata.

- Jesteś zbrodniczą dziwką. – Wycedził unosząc się nieco. – Przez lata towarzyszyłaś wiernie u boku mego ojca dzieląc się nim  z innymi równymi Tobie. Czekałaś na ten dzień równie mocno jak on.

- Kochałam Lucjusza. – Powiedziała cicho jakby porażona słowami młodego chłopaka. – Gdyby nie Twoja matka wyszłabym za niego. Nie obwiniaj mnie, że darzyłam miłością człowieka, który nie wyrzekł się mnie po ślubie.

- Ciebie i wielu innych. – Burknął sarkastycznie i wyszedł zostawiając kobietę sama. W pewnym sensie współczuł jej, ale też nie mógł darzyć jej sympatią. Jej matka bardzo cierpiała przez wszystkie zdrady Lucjusza, chociaż nigdy tego nie okazała. Zawsze była nadzwyczajnie dobra i cierpliwa. Hermiona była całkiem inna. Nigdy w życiu nie dopuści by podzieliła jej los.  Z tymi myślami otworzył drzwi do gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza i wszedł do środka. Lucjusz Malfoy siedział przy eleganckim biurku przeglądając jakieś papiery. Uśmiechnął się na widok syna i wskazał mu krzesło. Draco odmówił i spojrzał na ojca z napięciem. W tym uśmiechu było coś co mu się nie podobało.

- Doszły mnie ponure wieści z Hogwartu. – Zaczął spokojnym i wyniosłym tonem. Draco spiął się cały spoglądając na niego. Odruchowo sięgnął po różdżkę spoczywającą w kieszeni. W razie czego będzie miał się czym bronić. – Rozmawiałem z Pansy Parkinson i Duncanem. – Zaklął w duchu. Już wiedział do czego zmierza ten człowiek. – Podobno spotykasz się z tą szlamą Granger.

- Ona nie jest żadną Szlamą! – Draco gwałtownie zerwał się z fotela. Z jego oczu poleciały iskry. Był wściekły na ojca.

- Nie masz prawa się z nią widywać. – Powiedział stanowczo Lucjusz nie przejmując się wybuchem złości syna. – Po skończeniu szkoły ogłosimy Twoje zaręczyny z Pansy.

- Nie. – Draco nie miał zamiaru się poddać. Od tego zależało jego szczęście z Hermioną. – Nie masz nade mną władzy ojcze. Mogę robić co chce.

- Mylisz się Draco. – Lucjusz wyciągnął różdżkę. Zaklęcie uderzyło tak szybko zanim Draco zdołał zareagować. Młody Ślizgon upadł. Przed oczami zatańczyła mu twarz roześmianej Hermiony. Draco stracił przytomność.

*** *** ***
Jessica Carter siedziała w salonie Gryfonów uśmiechając się kpiąco. W ręku obracała kieliszek pustego whiskey. W głębi ducha śmiała się. Śmiała się z naiwnych i pogrążonych w smutku Gryfonów. Widać było wyraźnie jak bardzo cierpieli od kiedy ta rudowłosa dzierlatka stanęła w oblicz śmierci. Aż miała dość ich ponurych min i wiecznego narzekania. Wszędzie panowała taka ponura i sztywna atmosfera. Każdy oczekiwał złej wieści, która z pewnością wkrótce nadejdzie. Nawet jej własny brat poddawał się apatii. Docierało do niej jak bardzo ważna była dla niego ta dziewczyna, ale nie przejmowała się tym. Stanowiła dla niej przeszkodą do jej własnych celów a przeszkody były po to aby je usuwać.

- Wyglądasz jak kot, który zjadł całą porcje śmietanki. – Zauważył chłodno jej brat Michel. Nie widzieli się od jakiegoś czasu. Od chwili kiedy Michel był zajęty drużyną Quiddicha. Młody Potter nie nadawał się na trenera w tym momencie a więc ktoś musiał Go zastąpić.  Przyjrzała mu się uważnie. Był blady i mizerny. Pod oczami miał sińce jakby nie spał od tygodni. Zmartwiła się. Bardzo kochała swojego brata bliźniaka. To była jedyna najbliższa osoba w jej życiu. jedyna z którą się liczyła. Tak było zanim przybyli do Hogwartu. Zanim wszystko się zmieniło. Jej brat odgrodził się od niej murem do którego nie miała dostępu.

- Tak też się czuje. – Przyznała z uśmiechem. Zastanawiała się chwilę czy nie powiedzieć bratu prawdy. Przecież jej nie zdradzi. Zawsze byli sobie bliscy. Na pewno zrozumie a to dziwne uczucie, którym obdarzył te naiwną dziewczynę szybko się ulotni. Brat zasługiwał na kogoś lepszego. Na prawdziwe szczęście, którego nie mógł mu dać ten rudowłosy piegus. I powiedziała mu. Ze wszystkimi szczegółami. Na szczęście znajdowali się w dormitorium, gdzie nikogo nie było. Nikt więc nie mógł ich podsłuchać. Wpatrywała się w brata z napięciem i lękiem widząc jak zmieniał się wyraz jego twarzy.

- Jak mogłaś to zrobić. – Warknął po chwili pełnej napięcia ciszy. Odruchowo cofnęła się wystraszona. Jeszcze nigdy nie widziała Go w takim stanie. – Jak mogłaś ryzykować jej życie. Co jej podałaś? Mów Jessico bo przysięgam, że tego pożałujesz.

- Eliksir… - Wykrztusiła oszołomiona. – Eliksir uśpienia. – Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem aż zakręciło mu się w głowie. Żałował, że wcześniej się nie domyślił. Profesor Snape i profesor Slughorn mówili, że ktoś kto podał Ginn truciznę musiał znać się dobrze na eliksirach. Jess była bardzo zdolna w tym fachu. W ich szkole była najlepsza. I tylko ona nienawidziła Ginny Weasley na tyle by to zrobić. Eliksir uśpienia. Dobrze wiedział jak działa. To była mroczna i podła magia. Zabierała człowiekowi życie w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Otępiała duszę i ciało. Człowiek umierał w najgorszych cierpieniach, chyba, że wcześniej podało się antidotum jakim był jad węża. – Chyba nie powiesz nikomu… - Zapytała niepewnie nie wiedząc co się dzieje z jej bratem. – Mike…

- Przykro mi Jess. – Po raz pierwszy w życiu Michel Carter odwrócił się od własnej siostry. Wiedział, że później za to zapłaci. Czarny Pan liczył na ich oboje w ostatecznej bitwie, ale był gotów na te karę. Jego własna siostra skrzywdziła jedyną kobietę, którą kochał. Nie pozwoli by uszło jej to na sucho. Nie tym razem. Odwrócił się na pięcie i wyszedł zamykając drzwi na klucz. Swoje kroki skierował do gabinetu Dumbledor’a.

*** *** ***
Powoli wracał do siebie. Czuła opieka Weasleyów i atmosfera jaka panowała w ich domu kojąco działała na jego duszę. Powoli oswajał się ze wszystkim co się wydarzyło. Nie umiał jednak zapomnieć. Był pewien, że to się nigdy nie stanie. Nie zapomni o bólu jaki Voldemort i jego Śmieciożercy zadali jego rodzinie. Przez cały czas opiekował się nim Fred. Nie wiele rozmawiali. Nie od czasu kiedy pocałowali się po raz pierwszy. Wyczuł jednak pewną zmianę w zachowaniu przyjaciela. Stanowczo coś było nie tak. Za każdym razem, gdy usiłował z nim porozmawiać Fred zdawał się uciekać. Robił wszystko by nie być z nim sam na sam. W końcu Lee miał naprawdę dość. Zaczęło Go nawet drażnić przebywanie w towarzystwie Angeliny i Georga chociaż nic mu nie zrobili. Chyba po prostu denerwowało Go samo ich szczęście. Tego wieczora oboje oświadczyli, że się zaręczyli. Molly Weasley wylała morze łez ze szczęścia życząc im wszystkiego najlepszego. Sprawiała wrażenie naprawdę najszczęśliwszej kobiety pod słońcem. Druga powaliła nie tylko wszystkich Weasleyów, ale również wprawiła w zakłopotanie. W czasie zwyczajowej kolacji do Weasleyów wpadł pracujący obecnie w Banku Gringotta Bill Weasley w towarzystwie Fleur Delacour. Lee zdążył ją dobrze poznać dwa lata temu, gdy w Hogwarcie odbywał się Turniej Trójmagiczny a Fleur była jedną z jego uczestniczek.

- Pobieramy się. – Oświadczył ze spokojem Bill ściskając za rękę Fleur. Na jej palcu błyszczał zaręczynowy pierścionek z delikatnym brylantem. Bill musiał bardzo się napracować by Go zdobyć. Pierścionek nie należał do najtańszych.

- Jesteś pewny Bill? – Zapytała po chwili niezwykłej ciszy jaka nastała między nimi. – Ślub to poważna decyzja. Nie możesz podejmować jej zbyt pochopnie. – Molly Weasley wpatrywała się w syna z napięciem w głosie. Chociaż starała się ukrywać swoje uczucia widać było, że nie podobają jej się matrymonialne plany jej syna. Przez jakiś czas myślała nawet, że Bill i Tonks wrócą do siebie. Dawno temu tworzyli taką zgraną parę. Jednak Tonks kochała Lupina i nic nie mogło tego zmienić.

- Kocham Fleur mamo. – Powiedział z mocą Bill podnosząc się z miejsca. Był bardzo wzburzony. – Musisz to zaakceptować jeśli nie chcesz stracić drugiego syna. – Fleur spojrzała wstrząśnięta na ukochanego. Powiedział jej, że będą problemy, ale nie spodziewała się, że będzie aż taki surowy. Odejście Perciego, który był po stronie Ministerstwa Magii było ciosem  dla Weasleyów. Mimo iż wszyscy uwierzyli w powrót Voldemorta Percy nie przekraczał progu domu Weasleyów jeśli nie musiał. Nawet w pracy rozmawiał z ojcem dość oficjalnie.

- Przeproszę was. – Mruknął Lee czując się niezręcznie w całej tej sytuacji. Nie chciał byś świadkiem rodzinnych waśni. Zgarnął z talerza kawałek ciasta truskawkowego i zniknął w pokoju, który dawniej należał do bliźniaków. Minęła dłuższa chwila zanim pojawił się w nich Fred oznajmiając, że zrobiło się dość niezręcznie. George i Anegelina wyszli a matka strasznie pokłóciła się z Billem i również opuścił dom. Fred nie musiał tego nawet mówić. Krzyki Molly były całkiem głośne w całym domu. – Fred… - Lee nerwowo przełknął kęs ciasta i odłożył talerz na stolik. Przyjaciel spojrzał na niego nie pewnie. – Co będzie z nami? Coś jest. Nie powiesz mi, że nie. Wiem, że to chore i nie jest normalne ale… - Fred nie pozwolił mu dokończyć. Wiedział co Lee chciał powiedzieć, ale nie chciał tego słuchać. Nie w tym momencie. Przez te wszystkie lata czegoś szukał. Fragmentu swojego miejsca na ziemi. Teraz kiedy wreszcie Go znalazł nie pozwoli Go sobie odebrać.

- Nic nie mów… - Wyszeptał ochrypłym głosem pociągając Go w stronę łóżka. – Nic nie mów tylko mnie kochaj. – Lee spełnił te prośbę. Po raz pierwszy w życiu Fred Weasley poczuł się naprawdę szczęśliwy.

*** *** ***
Bolała Go głowa. Nie miał pojęcia ile czasu minęło zanim zniknął tępy ból czaszki. Przez chwile nie miał pojęcia gdzie się znajdował. Usiłował poruszyć rękami, ale bezskutecznie. Były unieruchomione. Dopiero po chwili zorientował się, że zostały przykute kajdankami. Rozpoznał lochy znajdujące się w Malfoy Manor. Nie mógł uwierzyć, że własny ojciec zamknął Go w tym miejscu. Nie miał też pojęcia dlaczego i jak długo był uwięziony. Usiłował się uwolnić, ale bezskutecznie. Dotarło do niego też, że nie miał różdżki. Został więźniem we własnym  domu. Ogarnęła Go wściekłość.

- Ojcze! – Wrzasnął w ciemność. – Uwolnij mnie bo przysięgam, że drogo tego pożałujesz. – Rozpaczliwie szarpnął za kajdany, ale nie miał szans. Jego ojciec nie uwolni Go. Był wściekły i bezsilny. Nie miał pojęcia ile czasu minęło od kiedy Go tu zamknęli. Jakiś skrzat domowy przyniósł mu jedzenie. Rzucił się na nie zaspokoiwszy głód. O tej porze powinien być już w Hogwarcie. Zastanawiał się czy będą Go szukać. Czy Hermiona będzie się martwić. Na pewno ona jedna odkryje jego nieobecność.  Nie chciał aby przybywała tutaj. Na samą myśl, że miałaby wpakować się w takie kłopoty czuł ogarniające Go mdłości.

- Nieźle Cię urządzili braciszku. – Szyderczy głos Duncana Vertona wyrwał Go z rozmyślań. Spojrzał z nienawiścią w oczach na przyrodniego brata.  Duncan również był obecny na pogrzebie jego matki co było dla nieżyjącej kobiety upokorzeniem. Lucjusz musiał się zemścić nawet po jej śmierci. – No, ale cóż. Sam tego chciałeś.

- Kiedy się stąd uwolnię pożałujesz tego. – Warknął wściekle szarpiąc za kajdany. – Nie dam Ci spokoju Verton.

- Możesz sobie pomarzyć braciszku. – Duncan zaśmiał się szyderczo. Cała sytuacja musiała Go bawić. Obserwował ojca więc stąd wiedział, że jego brat siedzi w lochu. Postanowił pograć mu trochę na nosie i dlatego się pojawił. – Coś czuje, że długo nie będzie Cię w Hogwarcie. Jak myślisz czy panna Granger będzie szukać u mnie pocieszenia?

- Tknij ją tylko Verton… - Syknął przez zaciśnięte zęby. – To sprawa pomiędzy nami. Nie mieszaj do tego Hermiony!

- Sądziłem, że nic gorszego nie może mnie spotkać. – Lucjusz Malfoy pojawił się znienacka tuż przy nich. – Jednak pomyliłem się. Mój własny syn broniący jakiejś Szlamy. Niżej nie mogłeś upaść Draconie. – Pokręcił głową wyciągając różdżkę. Duncan cofnął się robiąc miejsce ojcu. Krata otworzyła się i mężczyzna wszedł do celi. Draco żałował, że był w kajdanach. Wściekłość rozsadzała Go od środka. Był gotów zabić  w tym momencie. – Gdzie się podział mój dawny syn? Gdzie duma, którą powinieneś być?

- Nigdy nie byłem taki jak Ty! – Wykrzyknął Draco. – Nie udało Ci się stworzyć mnie na swoje podobieństwo. Jestem Twoim przeciwieństwem. Żałuje, że noszę nazwisko Malfoy. – Ostry ból prawie rozerwał Go na strzępy. Na jego ciele zaczęły pojawiać się krwawe kręgi. Dunolos. Brutalne zaklęcie stworzone przez Malfoyów. Działało jak Criucio, ale było o wiele ostrzejsze. I zostawiało ślad. Nie pierwszy raz czuł je na swojej skórze. – Nie wrócisz już do Hogwartu Draco. Napiszę o tym stosowny list do Dumbledor’a a dziś wieczorem złożysz przysięgę Czarnemu Panu. Przyślę nianię Becky by Cię opatrzyła. – Draco skulił się w sobie słysząc słowa ojca. Wiedział, że nic nie zmusi Go do zmiany zdania. Na samą myśl, że nigdy nie zobaczy Hermiony ogarniała Go rozpacz. Bezwładnie opadł na kolana i poddał się własnej apatii.

*** *** ***
Michel spełnił swoją groźbę, ale nie ukrywał jak bardzo to wszystko przeżywał. Sam fakt, że jego siostra bliźniaczka była zdolna do takiego okrucieństwa załamał Go kompletnie. Jess przypominała ojca. Była zła do szpiku kości. Chciała osiągnąć swój cel nawet po trupach. On by tak nie umiał. Czasami miał wrażenie, że wyróżnia się u własnej rodziny. Harry nie krył swojej wdzięczności. Powtarzał o kolejnym długu wdzięczności. Michel wcale nie uważał, że zrobił coś wyjątkowego. Ratował ukochaną kobietę poświęcając drugą bliską mu osobę. Życie bywało okrutnie niesprawiedliwe. Nie krył swojej radości, gdy po dwóch dniach przyniesiono mu wieści o zdrowiu panny Weasley.

- Obudziła się. – Usłyszał od Harrego Pottera, który z entuzjazmem opowiadał o swojej dziewczynie. Wyglądał o wiele lepiej niż przez ostatni tydzień. Podobnie jak jego najlepszy przyjaciel Ron Weasley. Obydwaj wyglądali jak cienie dawnych gryfonów. Nie tracąc cennego czasu razem z Gryfonami wybrał się na wizytę do Św.Munga. Było hucznie i wesoło. Nie był przyzwyczajony do takiej atmosfery. Czuł, że trochę się dusi. Ginny patrzyła na niego z uwielbieniem i w oczach. Zupełnie w inny sposób niż na Harrego. Czuł skurcz zazdrości w żołądku. Z jednej strony rozumiał Jess czemu to zrobiła. Z drugiej on nie umiałby zachować się w ten sposób.

- Carter… - Siedział właśnie w spokojnej poczekalni, gdy pojawił się Artur Weasley. Znał Go zaledwie z widzenia i opisów Czarnego Pana i Lucjusza Malfoya. Wyglądał na sympatycznego człowieka. Na jego twarzy widniały sińce pod oczami. Oznaki nie wyspania z troski o córkę. Musiał bardzo przejmować się jej losem. Spojrzał na niego nie pewnie. – Chciałem Ci podziękować. Uratowałeś życie mojej córce. Wiem jakie musiało być to dla Ciebie trudne. Musiałeś wydać swoją własną siostrę bliźniaczkę.

- Nie ma o czym mówić proszę pana. – Wspomnienie Jess bardzo Go bolało. Nie mógł się pogodzić z tym co się stało. Wiedział, że w chwili gdy Czarny Pan dojdzie do władzy jego siostra wyjdzie z Azkabanu. A wówczas będzie szukała na nim swojej zemsty. Rozumiał to. On by zachował się podobnie. – Nie mogłem pozwolić by niewinna dziewczyna straciła życie.

- A jednak. – Pan Weasley był nieustępliwy. – Trzeba wiele odwagi by wyrzec się swojej rodziny. Szczególnie, że Ginn jest dla Ciebie obcą osobą.

- Ona nigdy nie będzie dla mnie obca. – Wyznał cicho Michel. Musiał jeszcze porozmawiać z Ginn. Nie miała pojęcia co jeszcze zrobiła Jess. Antidotum, które jej podarował było bardzo skomplikowane. Z niepokojem obserwował bliskość Harrego i Ginn. Tylko on jeden wiedział co ich wkrótce czeka. Nie był aż takim potworem by widzieć w tym dla siebie szansę. Powie Ginn o wszystkim, gdy zostaną sami.

*** *** ***
To był już tydzień. Miała wrażenie, że najdłuższy tydzień w jej życiu. Draco nie wracał. Nikt nie miał pojęcia co się z nim działo. Nawet Duncan Verton nie wrócił. Nie kryła swego niepokoju. Draco nie miał zamiaru zostawać w Malfoy Manor. Mówił jej, że to będzie krótka wizyta. Nie planował nawet zobaczyć się z ojcem. A mimo to nie wracał. A ona czuła straszne uczucie niepokoju. Nie wysłał jej nawet sowy a jej listy wracały bez odpowiedzi. Otwarte jakby były czytane. Czuła, że z jej ukochanym dzieje się coś złego. Ginny wróciła do szkoły w dobrej formie pod koniec tygodnia. Cieszyła się, że jej przyjaciółka ma się całkiem dobrze. Spędziły razem sporo czasu. A jednak Hermiona nie była sobą.

- Draco nie wrócił z pogrzebu. – Wyznała Hermiona, gdy Ginn spytała w końcu co ją gnębi. – Boje się, że Lucjusz coś mu zrobił.

- Daj spokój Hermiono. – Do rozmowy wtrącił się Ron. Nadal nie mógł znieść tego, że spotykała się  z Malfoyem, ale ich stosunki ociepliły się nieco. A to wszystko, że uratowała przyjaźń jego i Harrego. – Nie może zatrzymać syna  w domu. Dumbledore by na to nie pozwolił.

- Verton wrócił! – Colin Crawey wpadł niezwykle podekscytowany do Wspólnego Salonu Gryfonów gdzie siedzieli. Hermiona gwałtownie zerwała się z miejsca. Nie słyszała wołających za nią przyjaciół. Musiała wiedzieć co się dzieje z jej ukochanym mężczyzną a tylko Duncan mógł jej odpowiedzieć. Jak tylko Go zobaczyła był blady i mizerny. Zdziwiła się jego widokiem w takim stanie.

- Duncan… - Wyszeptała cicho do niego. Uniósł głowę i spojrzał na nią. Większość otaczających Vertona Ślizgonów ustąpiła jej miejsca rzucając zawistne spojrzenia w jej stronę. Pod jej adresem posypały się niezbyt przychylne komentarze. Zignorowała je wpatrując się z napięciem w przyrodniego brata. – Czy Draco też wrócił?

- Nie wróci. – Odparł cicho. Hermiona poczuła jak świat zatraca się przed jej oczami. – Lucjusz uwięził Go we własnym domu. – Poczuła się jakby Duncan uderzył ją w twarz. Nie mogła uwierzyć w to co powiedział. Lucjusz nie mógł tak po prostu uwięzić własnego syna. Na pewno prawo Czarodziejów zabraniało takiego traktowania. To, że Lucjusz pracował w Ministerstwie nie oznaczało, że miał prawo robić coś takiego. – Przykro mi. – Dodał, ale w jego głosie nie wyczuła szczerości. Wiedziała za dobrze, że między chłopcami panowała wzajemna niechęć i nie dziwiła się temu wcale. Draco nie pogodził się z tym, że jego ojciec sprowadził do domu owoc swego romansu i zaczął traktować jak własnego syna a nawet lepiej a Duncan pragnął mieć wszystko to co posiadał Draco. Poczuła jak robi jej się słabo. Z trudem podtrzymała się ścianki by nie upaść. Zakręciło jej się w głowie. Nie chciała wierzyć w to wszystko. Draco pojechał tylko  na pogrzeb matki. Miał zaraz wrócić.

- Nie wierzę w to. – Wykrztusiła bezradnym głosem wpatrując się w niego. – Naprawdę nie wierzę.
- Rób co chcesz. Powiedziałem co wiem. – Nieco poirytowany zachowaniem Granger Duncan odwrócił się na pięcie i odszedł pogwizdując cicho. Hermiona poczuła jak cały świat zwala jej się na głowie. Draco był uwięziony w Malfoy Manor. Nadal nie mogła w to uwierzyć, ale jeśli to była prawda musiała zrobić wszystko by Go uratować. I zrobi to. Uratuje Dracona choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobi. Wiedziała też, że nie zrobi tego sama. Harry i Ron muszą jej pomóc. Miała nadzieje, że nie zostawią ją samą z tym wszystkim.

*** *** ***
- Nie wierzę! – Wykrzyknęła rozpaczliwie Ginny wpatrując się z niedowierzaniem w Michela. W końcu po wielu trudach udało mu się spotkać ją samą. Wracała właśnie z treningu na, który nie miał sił iść. Wciąż przeżywał tego wyjca od rodziców o jego zachowaniu wobec własnej siostry. Mieli do niego żal i słusznie. Sam siebie obwiniał, ale czuł iż nie mógł postąpić inaczej. Jessica chciała zamordować z zimną krwią niewinną dziewczynę. W swoim życiu widział już wiele podłych zbrodni, nawet z udziałem własnych rodziców, którzy pozostali wierni Czarnemu Panu, ale sam nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś tak podłego. Nawet sobie tego nie wyobrażał. Zbyt przerażające to było dla niego. Szczególnie, że chcąc nie chcąc panna Weasley była dla niego cholernie bliska. Zastanawiał się czy jak już Voldemort wykona swój plan to czy uda mu się nakłonić Go by darował życie dziewczyny. Zaopiekowałby się nią gdyby zechciała.

- To uwierz Ginn. – Mruknął zniecierpliwiony. Sprawiała wrażenie zszokowanej i przerażonej tym co jej powiedział. Zachowała jednak hardość ducha. Odważnie stawiała wyzwanie jego słowom. Podziwiał ją za to. Ginny Weasley była naprawdę niezwykłą osobą. – Nie mam zwyczaju kłamać tylko po to by zadawać komuś niepotrzebny ból. Nie jestem moją siostrą nawet jeśli jesteśmy bliźniakami. Nie skrzywdziłbym nikogo w ten sposób a już na pewno nie Ciebie.

- Jak ona mogła nam to zrobić? – Wyszeptała cicho, gdy dotarł do niej sens słów Michela. To co jej powiedział wstrząsnęło nią do głębi. Nawet nie miała pojęcia, że istnieje taka moc. Takie zaklęcie. Była w wielkim szoku. A jeszcze chwilę temu była taka szczęśliwa. Planowała właśnie pierwszą wspólną noc z Harrym. Chciała jeszcze porozmawiać wcześniej z Hermioną. Jej przyjaciółka na pewno miała za sobą intymne chwile z chłopakiem i chciała wiedzieć czego można się spodziewać. Szczególnie obawiała się bólu, który jak słyszała zawsze się pojawiał. A teraz nie mogła tego zrobić. Ba aby tylko. Nie mogła Go objąć, przytulić i co najważniejsze pocałować. Uwielbiała smak pocałunków Harrego. Czuła się wówczas taka kochana i uwielbiana. A teraz musiała nauczyć się bez nich żyć. – „Jeśli nie chcesz by Twój chłopak umarł musisz darować sobie wszelkie pieszczoty.” – Powiedział jej w brutalny sposób Michel. Z jego głosu bił chłód, chociaż oczy wyrażały współczucie. Pokręciła głową  z niedowierzaniem. Nie wyobrażała sobie większego cierpienia niż to na jakie skazała ją Jess. I to dlaczego? W imię czego? Z kącika jej oczu pociekły łzy. Nie chciała ich pohamować. Musiała dać upust swoim cierpieniom. – „Najlepiej by było jakbyś odeszła od niego. Wiem to trudne, ale nie masz wyjścia.” – Mówił dalej. Jego słowa ledwo do niej docierały. Była ogłuszona na wszystko inne a jej serce pragnęło wyć. Wyć z rozpaczy.

- Nie mam pojęcia. – Odezwał się cicho. – Nie spodziewałem się, że moja siostra może być aż tak okrutna. – Oczywiście kłamał, ale nie przyznał się do tego. Dobrze wiedział do czego zdolna była Jess. Nie raz obserwował jak w okrutny sposób traktowała pracujących u nich mugoli. Często nawet dla zabawy częstowała ich Cruciatusem z uciecha obserwując jak zwijają się z bólu. Często jego zmuszała do podobnych przedstawień. Z początku był poruszony aż szybko zobojętniał. Przestał odczuwać ból tych istot. To właśnie Ginn poruszyła w nim coś co tak bardzo starał się ukryć. Jego własne serce. Nieśmiało podszedł i przytulił ją do siebie. Pozwoliła na to czując się spokojnie w jego ramionach. Naiwnie wierzyła, że Michel jej nie skrzywdzi a on widział w tym szanse. Chociaż to było podłe widział szansę dla siebie na zdobycie panny Weasley.

- Czy jest… - Odezwała się cicho spoglądając mu głęboko w oczy. – Czy istnieje jakieś lekarstwo? Antidotum podobne do tego, które pomogło mi? – Zapytała z nadzieją w głosie. Pragnęła wierzyć, że uda jej się uratować związek z Harrym a Michel jej pomoże. Uratował jej życie a więc może coś wiedział. W końcu Jess była jego siostrą. Ta sama krew. Te same geny. Zastanawiała się czy jeśli ona była zdolna do takiego okrucieństwa to czy on również? Jakoś nie bardzo nie chciała w to uwierzyć.

- Nie wiem. – Wyznał szczerze. – Musiałbym porozmawiać z Jess. Spotkać się z nią w Azkabanie, ale teraz…

- Nie jest to najlepszy pomysł. – Dokończyła rozumiejąc to co mówił. Widząc, że Harry do nich idzie odwróciła się i ruszyła przodem. Wiedziała, że będzie ranić ukochanego, ale jeśli to miało sprawić, że ocali mu życie będzie tak robiła. Nie miała innego wyjścia. Będzie szukać sposobu by ocalić ich miłość. Nie podda się tak łatwo. A kiedy będzie gotowa powie Harremu prawdę. Miała nadzieje, że ukochany zrozumie ją czemu tak zrobiła. Gdy znalazła się w swoim dormitorium pozwoliła popłynąć gorzkim łzom. Dała upust swojej rozpaczy.

*** *** ***

Na zakończenie słów kilka:
Myślę, że mi wyszło, ale trochę inaczej sobie wyobrażałam zakończenie rozdziału.  Mimo to w pewien sposób jestem zadowolona a wy? Ogólnie część pierwsza nieco się przedłużyła. Planowałam dodać świąteczny przerywnik i ostatni rozdział pierwszej części, ale ten rozdział tak się rozwinął, że powstanie jeszcze jeden a przerywnik świąteczni pojawi się w następnej notce. Mam nadzieje, że wam się podoba taka mała odskocznia od naszej historii oczywiście tycząca naszych bohaterów. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz