Z kronik proroka codziennego nr3:
Coraz
bardziej wciągam się i wciągam. W moją i waszą historię. Mam nawet
kilka swoich ulubionych autorów, których nie będę wymieniać, ale mają
ogromne znaczenie dla mej twórczości. Nie będę ukrywać, że wasze
historie mnie inspirują i sprawiają, że wymyślam coraz to nowe przygody
dla naszych ulubionych postaci. Myślę by opracować taki mały ranking
wątków. Jestem ciekawa, który z stworzonych przeze mnie historii
najbardziej przypadł wam do gustu. Jeśli macie jakieś sugestie piszcie. Z
miłą chęcią poczytam wasze komentarze, które mają dla mnie naprawdę
ogromne znaczenie.
Przy okazji zapraszam zwyczajowo miłośników historii Samanty Wiliams i Pamiętników Wampirów na: ww.pokochac-lotra.blog.onet.pl.
AUTORKA
CHCIAŁABY RÓWNIEŻ ZAPROSIĆ NA NOWO POWSTAŁĄ OCENIALNIE, KTÓRĄ ZAŁOŻYŁA I
GDZIE JEST OCENIAJĄCĄ WRAZ Z PRZYJACIÓŁKĄ LILI. W OCENIALNI TRWA NABÓR
OCENIAJĄCYCH A TAKŻE CHĘTNYCH DO SPRAWDZENIA SWOJEGO BLOGA. ZAPRASZAMY
SERDECZNIE NA ADRES:
LILI I ROSMANECZKA!!
Rozdział XV „Trucizna” cz.1.
Draco
z nadal miał w głowie echo słów profesora Snep’a. Jego matka nie żyła.
Nigdy nie byli sobie za specjalnie bliscy, ale też nigdy nie życzył jej
śmierci. Była dla niego bliska i nie chciał jej śmierci, i nie rozumiał
czemu coś tak złego musiało się stać akurat jej. Pamiętał, że zawsze
była wobec niego chłodna i obojętna. Nigdy też nie okazywała mu uczuć,
których tak bardzo potrzebował. Gdy był małym dzieckiem często za nią
płakał. Tak naprawdę to niania Beth przychodziła do niego w nocy po
jakimś strasznym koszmarze. To ona kładła Go do snu i opowiadała mu
bajki. Była dla niego bardziej matką niż jego rodzicielka. A jednak czuł
żal, że nie dane im było do siebie się zbliżyć. Jakaś jego część
tęskniła za chłopcem którym był kiedyś. Tym który tęsknił za matką i
potrzebował jej.
-
Nie bądź mięczakiem Draco. – Przypomniał sobie chłodny i wyniosły ton
głosu swojego ojca, gdy miał wówczas dziesięć lat i błagał by matka nie
szła na przyjęcie z ojcem. Chciał by została z nim. Matka
była wystraszona i zlękniona więc nie zareagowała, gdy ojciec uderzył
Go w twarz. Nie pierwszy raz zresztą. Draco miał na sobie sporo blizn z
dzieciństwa. Nie tylko tych widocznych, ale też tych wyrytych w głębi
duszy, które nie znikną tak szybko. – Malfoyowie się nie żalą. – Od
tamtej pory nigdy nie zapłakał. Wszelkie emocje i uczucia tłumił w sobie
pod maską chłodnej i opanowanej wyniosłości. Pansy nie raz mówiła mu,
że ma serce ze stali. Być może miała racje. Coś faktycznie w tym było.
Nawet jej nie okazywał żadnych uczuć, gdy się kochali. Jedynie z
Hermioną było inaczej. To przy niej po raz pierwszy się otworzył. Była
jedyną kobietą, której naprawdę zapragnął i potrzebował. Jedyna, która
mogła oddać mu się cała.
-
Draco… - Jakby o niej pomyślał pojawiła się przed nim kładąc swoją
drobną dłoń mu na ramieniu. Uśmiechnął się do niej ciepło. Jego głos i
ciało drżało z ukrytych gdzieś głęboko emocji. Nie miał pojęcia co się z
nim działo. Czuł rozpacz po kobiecie, której naprawdę nie znał. Mimo
wszystko była jego matką. Urodziła Go i dała mu życie.
-
Moja matka nie żyje. – Powiedział cicho odwracając się w jej stronę. W
oczach miał łzy rozpaczy i żalu. Hermiona skinęła głową, że słyszała już
o tym. Głównie dlatego tu przyszła. Chciała z nim porozmawiać a nogi
same zaprowadziły ją do Sowiarni. Tu było ich zaciszne schronienie.
Bardzo mało uczniów tu przychodziło. Draco ściągnął z siebie płaszcz a
Hermiona położyła się na nim. Wiedziała czego potrzebował w tej chwili.
Ukojenia, które mogła mu dać. Ona również czuła ból duszy po stracie
przyjaciół. Ta miłość była ryzykowna, ale głęboko wierzyła, że jest tego
warta. Tak bardzo pragnęła być z Draco, że nie chciała by coś zburzyło
jej szczęście. Nawet jeśli miała przy tym stracić wszystkich swoich
przyjaciół to zachowa przy sobie ukochanego, który jej nie zdradzi.
-
Kocham Cie… - Wyszeptał całując ją namiętnie i gorączkowo ściągając z
niej ubranie. Nie rozebrał jej całej. Nie czuł się w porządku, ale tak
bardzo jej pragnął, że wziął ją ledwie podwinąwszy jej spódnicę. Sam
również nie ściągnął spodni. Mimo wszystko był czuły i delikatny. Brał
to co ona mu dawała z tak wielką rozkoszą. Koiła rany zadane mu na duszy
i w sercu.
-
Też Cię kocham Draco… - Przyznała Hermiona z trudem oddychając po
przeżytym orgazmie. Drżała cała w jego ramionach próbując dojść do
siebie. Gdzieś z oddali dobiegło ją pohukiwanie Hedwigi. Mądre ptaszysko
Harrego patrzyło na nich z większą aprobatą niż kiedykolwiek jej
przyjaciele. Mimo wszystko Hermiona Granger czuła, że wszystko będzie
dobrze. Wierzyła, że nie wszystko może być stracone. Żadna miłość nie
może być zła. A już na pewno nie ich.
*** *** ***
Ginny
Weasley spojrzała na podręczniki, które miała naszykować na pierwsze
zajęcia dzisiejszego poranka. Ostatnio za mało przykładała się do nauki a
wszystko przez swój związek z Harrym. Nie spodziewała się, że
kiedykolwiek w życiu mogłaby być tak szczęśliwa. Zawsze Go kochała. Od
kiedy pięć lat temu po raz pierwszy spotkała Go na peronie dworca King
Cross. Nie wiedziała wtedy kim jest, ale jej młodzieńcze serce
powiedziało, że to jej wymarzony mężczyzna. Była pewna, że kochałaby Go
nawet gdyby nie był słynnym Harrym Potterem. To kim był nie miało dla
niej żadnego znaczenia. Liczyła się osoba, którą przestawiał. Nawet jej
brat Ron zaakceptował ten związek chociaż bardzo się bała czy nie
ucierpi na tym przyjaźń chłopców. Jej bracia potrafili być często zbyt
opiekuńczy co doprowadzało ją do pasji. Mimo to tak bardzo ich kochała,
że nie zamieniłaby ich na nich innego. Bywały jednak takie chwile, że
żałowała iż jest jedyną dziewczynką w rodzinie. Urodziła się, gdy Molly
Weasley straciła nadzieje, że kiedyś przyjdzie na świat córka. Szybko
stała się ich oczkiem w głowie i ukochaną dziewczynką.
-
Myślisz że wygrałaś Weasley? – Z zamyślenia wyrwał ją zjadliwy głos
Jessici Carter. Nie widziała jej ani Michela od kiedy związała się z
Harrym. Miała wrażenie, że nawet opuścili szkołę, chociaż Michel
pojawiał się na treningach. W pięknych oczach Gryfonki czaiła się
nienawiść. Rudowłosa odruchowo cofnęła się chcąc uniknąć otwartego
konfliktu. Jessica była niezwykle sprawna w rzucaniu uroków, ale ona
również znała kilka sztuczek. Jeśli zaatakuje nie pozostanie dłużna.
Jakoś musiała się bronić przed tą wariatką. Nie chciała skarżyć się
Harremu. Nie lubiła jak ktoś załatwiał za nią sprawy, które mogłaby
załatwić ona.
-
Zapomnij Carter. – Bardzo się starała by jej głos brzmiał chłodno. –
Harry nie należy do Ciebie. Jessica zaśmiała się potrząsając burzą
loków. Ginn zazdrościła jej, że była taka piękna. Nie dziwiła się wcale,
że Harry zwrócił na nią uwagę. Na samą myśl o nich razem czuła ukłucie
zazdrości.
-
To jeszcze nie koniec dziwko… - Wycedziła i odeszła wymijając Ginn.
Rudowłosa chciała zawołać coś za nią, ale akurat pojawiła się Hermiona.
Od kiedy wyszło na jaw, że spotyka się z Malfoyem ich stosunki nieco się
ochłodziły. Ginny tęskniła za swoją przyjaciółką.
-
Hermi zaczekaj… - Zawołała, gdy dziewczyna chciała ją obejść by ruszyć w
stronę dormitorium. Gryfona zatrzymała się i spojrzała na nią nieco
zmieszana. – Nie mam Ci za złe, że jesteś z Malfoyem. – Z trudem
powiedziała te słowa, ale naprawdę tak czuła. Nie winiła Hermiony za to,
że chciała być szczęśliwa. A jeśli tą osobą, która dawała jej szczęście
był właśnie Draco to zaakceptuje ten związek. Miała nadzieje, że
zranione serce brata ukoi się równie szybko i między nimi będzie jak
dawniej.
-
Dziękuje Ginny… - Wyszeptała ze łzami w oczach Gryfonka i rzuciła się
przyjaciółce w objęcia. Obydwie zapłakały ze szczęścia ciesząc się iż
choć jedna przyjaźń została ocalona. Harry stał z boku obserwując te
wzruszającą scenę. Ginny zawsze była taka dobra i szlachetna a Hermionie
zawdzięczał tak wiele. Z trudem wstrzymał rosnącą w nim złość na
dziewczynę. Była jego przyjaciółką i jeśli chciała być szczęśliwa z jego
wrogiem zrozumie to.
-
Ja tak samo. – Odezwał się cicho aż obie dziewczyny krzyknęły
zaskoczone i spojrzały na niego. On również wydawał się być poruszony.
Przyjaźń z Hermioną była dla niego ważniejsza niż wszystko inne. Gdy
rudowłosa kierowała się na zajęcia z eliksirów była w o wiele lepszym
nastroju niż rano. W dodatku Harry zapowiedział, że ma dla niej
niespodziankę. Mieli spędzić ten dzień z Hermioną i Draconem by
spróbować się z nim zaprzyjaźnić. Nie bardzo wierzyła czy to możliwe,
ale kto wie.
-
Panno Weasley mam kilka pytań… - Profesor Slughorn nowy mistrz
eliksirów wyrwał ją z zamyśleń. Posłusznie podniosła się aż zakręciło
jej się w głowie. Musiała podtrzymać się ławki by nie upaść.
-
Ginn dobrze się czujesz? – Gdzieś z oddali usłyszała zatroskany głos
Davida Morleya, jednego z Gryfończyków z jej roku. Chciała coś
powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Poczuła jak robi
jej się słabo i osunęła się na ziemię. Wśród okrzyków wystraszonych
uczniów straciła przytomność.
*** *** ***
Bardzo
powoli wybudzał się z odległego snu, który przynosił mu ukojenie.
Widział w nim ostatnie wspólne chwile z rodzicami. Jego urodziny. Był
wówczas taki szczęśliwy. Od swoich rodziców dostał wymarzoną miotłę,
której tak pragnął. To było zanim Voldemort wkroczył w ich życie i
wszystko się zmieniło. Wspaniały sen zamienił się w koszmar, gdy
zobaczył martwe ciała swoich rodziców i siostrę gwałconą przez jakiegoś
Śmieciożercę. W tym momencie się obudził czując jak jego serce bije w
nienaturalnym rytmie.
-
Lee… - Usłyszał głos swojego przyjaciela Freda. Uśmiechnął się do niego
słabo. Wiedział gdzie był. W Norze, domu Weasleyów w którym często
spędzał wakacje u boku bliźniaków.
-
Jak mnie znalazłeś? – Zapytał słabo spoglądając na przyjaciela. – Skąd
wiedziałeś gdzie mnie szukać? Nie podawałem nikomu nowego adresu. –
Chciał się podnieść, ale zakręciło mu się w głowie i opadł na poduszki.
-
Znam Cię nie od dziś przyjacielu. – Powiedział miękko chłopak. Nie
chciał przyznać, że bił się z myślami, że tak obcesowo potraktował Lee.
Może nie czuł tego samego, ale to był jego przyjaciel. Dlatego się
pojawił w jego mieszkaniu. Chciał Go przeprosić. Zapach parującego
rosołu Molly, Lee poczuł jak bardzo jest głodny. Fred bez słowa sięgnął
po miskę i zaczął karmić przyjaciela. Długo rozmawiali pomijając okropne
wydarzenia w domu Jordanów. – Alice tu jest. – Odezwał się cicho, gdy
Lee zapytał o rodzinę. – Dopilnowała pochówku i wszystkiego, chociaż
jest skrajnie wyczerpana. Nie funkcjonuje jak kiedyś. Wciąż śnią się jej
potwory.
-
Nie dziwię się. – Wycedził wściekle Lee. Akurat jak na zawołanie
czarnowłosa postać pojawiła się w pokoju. Alice. Była niezwykle piękna
jak zawsze, ale w jej oczach nie czaił się ten dawny blask. Zawsze była
pełna życia i otwarta na wszystko, ale dziś cierpiała. Bardzo cierpiała.
-
Przyszłam Cię o coś prosić. – Powiedziała cicho nie patrząc na brata.
Na rękach miała ślady zadane przez mroczne zaklęcia. Musiała przejść o
wiele więcej niż on. – Podobno jest sposób bym zapomniała. O wszystkim
co się stało… …
-
Istnieje pewne zaklęcie. – Odezwał się jako pierwszy Fred. Nie dziwił
się, że zadrżała na samą wzmiankę o magii. – Tylko czy na pewno tego
chcesz?
-
Tak. – Przytaknęła spokojnie. – Chce zacząć nowe życie. Moi rodzice nie
żyją. Nie mam nikogo prócz brata, który sam potrzebuje opieki. – Jej
słowa były brutalne i raniły, ale jakże prawdziwe. – Chce to zrobić
Fred. Pozwól mi zapomnieć o piekle, które przeżyłam… - Chłopak nie
pewnie spojrzał na brata, ale ten pokiwał głową. Jeśli to będzie sposób
by ratować siostrę niech i tak będzie. Fred wyciągnął różdżkę. Alice
ufnie spojrzała na Freda. Ufała mu.
- Oblivatte… Wyszeptał
zaklęcie, które uderzyło w dziewczynę otumaniając ją samą. W ostatniej
chwili złapał ją zanim straciła przytomność. – Będzie się nazywała…
-
Nie chce. – Przerwał mu stanowczo Lee. Po raz ostatni spojrzał na
siostrę, którą wynosił Artur Weasley. – Dostała szanse na lepsze życie.
Wolę nie wiedzieć kim będzie. – W oczach młodzieńca pojawiły się łzy.
Fred bez słowa przytulił Go do siebie. Tym razem zrobił to sam z własnej
woli. Może nieco z ciekawości lub jakiejś innej chęci. Nachylił się i
pocałował Go.
*** *** ***
Stan
Ginny Weasley był poważny. Była nieprzytomna i cały czas jej ciałem
targała gorączka. Opiekująca się dziewczyną pani Pomfey nie miała
najlepszych wieści. Ani dla jej przyjaciół, ani dla dyrektora.
Powiadomieni państwo Weasley non stop czuwali przy łóżku dziewczyny. Nic
nie wskazywało na to, że coś się poprawił
-
Wszystko będzie dobrze Harry. – Próbowała pocieszyć przyjaciela
Hermiona. Od czasu gdy Ginn zachorowała minęły trzy dni. Trzy najgorsze
dni w życiu chłopaka. Przez cały czas była przy nim Hermiona lub ku
zaskoczeniu Pottera Draco. To on wyciągnął Go z Trzech Mioteł, gdy
próbował upoić smutki w alkoholu. Było to po ostrej kłótni z Ronem,
który obwinił Go o chorobę Ginny, gdy stało się jasne, że została
otruta. Między rudowłosym a Ślizgonem doszło wówczas do pierwszej, ale
nie ostatniej potyczki nie tylko słownej. MacGonagall i Snape z trudem
ich rozdzielili. Harry nigdy nie spodziewał się, że Draco kiedykolwiek
będzie po jego stronie. To kompletnie Go zaskoczyło i wytrąciło z
równowagi. Pragnął dalej chować urazę do Ślizgona za te wszystkie lata
upokorzeń i zniewag, ale nie potrafił. Szczególnie, gdy obserwował jak
wielką miłością darzył ich przyjaciółkę. Widać było, że bardzo się
kochali i szanowali. Podobnie jak on kochał Ginny. Nigdy nie chciał by
coś jej się stało. Zaczynało do niego docierać, że Ron mógł mieć racje. O
dziwo bliźniacy Weasley z Charlie i Billym na czele nie podzielali tego
zdania. Wiedzieli, że Potter był związany z Ginn i otaczali Go troską
na jaką nie zasługiwał. Czuł się strasznie niezręcznie z powodu tej
sytuacji.
-
Nie wiem Hermiono. – Powiedział zbolałym głosem. Miał wrażenie, że nic
Go nie interesuje. W tym momencie walka z Voldemortem wydawała mu się
taka odległa. Zaledwie wczoraj dopadła Go wizja o jego poczynaniach, ale
nie przejął się tym teraz. Nie ważne również były jego i Dumbledor’a o
przeszłości czarownika. Teraz liczyła się tylko jedna osoba. Umierająca w
Szpitalnym Skrzydle Ginny.
–
Profesor MacGonagall mówiła dzisiaj o przeniesieniu Ginn do św. Munga. –
Powiedziała cicho Hermiona. Harry przytaknął jej. Słyszał o tych
planach i nie był szczęśliwy z tego powodu. Ginn będzie daleko od niego o
nie będzie mógł być przy niej. W tym momencie byłby gotów postawić się
całemu światu byle tylko ona była cała. Poświęciłby nawet swoje własne
życie. – Nadal nie wiadomo kto mógł chcieć ją otruć. Rozmawialiśmy z
Draco i nie mamy pomysłu. Za wszelką cenę Draco usiłował nakręcić się na
Duncana, ale to ja stanowiłabym dla niego przeszkodę nie Ginn. Mimo to
obiecał rozejrzeć się wśród Ślizgonów. Może coś wiedzą.
-
Dziękuje. – Powiedział szczerze. Był poruszony troską przyjaciół o
niego i o wszystko co się działo. Miał wrażenie, że mają z nim więcej
kłopotów niż pożytku. Mimo to był wdzięczny. Ron wyminął ich przechodząc
bez słowa razem z Nevillem, który rzucił im przepraszające spojrzenie.
Harry nie spojrzał na przyjaciela. Czuł się zdradzony bo nie spodziewał
się tego po nim. Myślał, że zawsze może liczyć na Rona. Hermiona
gwałtownie zerwała się z miejsca. Spojrzał na nią zaskoczony.
-
Wesley zaczekaj! – Wrzasnęła na cały głos. Kilka głów spojrzało w ich
stronę zaintrygowanych. Nikt się nie odezwał. Przez chwile oboje
mierzyli się wzrokiem. Harry zauważył w spojrzeniu Rudzielca pogardę z
jaką obrzucał dawną przyjaciółkę. – Jesteś idiotą wiesz? – Właściwie
było to stwierdzenie, ale nie chciała mu tego wyjaśniać. – Największym
idiotą jakiego znałam. Nie możesz zaakceptować faktu, że spotykam się z
Malfoyem? Rozumiem. Twój wybór. Jednak na litość Boską nie traktuj tak
Harrego. To Twój przyjaciel. Jedyny na jakiego możesz kiedykolwiek
liczyć. Naprawdę uważasz, że to jego wina? – Ron otworzył usta by coś
powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Hermiona odeszła kipiąc
furią, bez oczekiwania odpowiedzi. Między dwoma chłopcami zapanowała
cisza. Harry nie odważył, się spojrzeć na przyjaciela. Podobnie jak Ron.
-
Przepraszam. – Powiedział w końcu jako pierwszy. Chciał dodać coś
jeszcze, ale Harry mu nie pozwolił. Nie pewny swoich ruchów podszedł i
objął przyjaciela. Przez chwilę trwali w przyjacielskim uścisku by potem
zgodnie udać się do Skrzydła Szpitalnego. Harry miał nadzieje, że Ron
zrozumie jak wielkim idiotą jest Ron również wobec Hermiony. W jego
sercu znów pojawiła się nadzieja.
*** *** ***
- Co
takiego? – Wrzasnął Lupin. Nie mógł uwierzyć w to co mu powiedziała
Tonks. Nie tego się spodziewał. Wszystkie uczucia w chwili, gdy znalazł
ją znowu w kłopotach poczuł jak ucieka mu kilka lat z życia. Zależało mu
na Tonks i bardzo ją kochał. Nigdy nie chciał by stało się jej coś
złego. Nie był gotowy na ten związek, ale nie umiał z niego zrezygnować.
Za każdym razem powtarzał sobie, że to koniec. Nie
chciał wiązać się z Tonks. Nie chciał by cokolwiek Go z nią łączyło
przez to kim był. A jednak w chwili gdy budził się w jej ramionach nie
umiał tak po prostu odejść. Ktoś inny z pewnością nazwałby Go idiotą. I
Bóg mu świadkiem, że nim był. A teraz było już za późno. Za późno żeby
się wycofać. – To nie możliwe… - Wyszeptał patrząc na zaskoczoną i
oszołomioną dziewczynę. Była taka rozpromieniona i szczęśliwa, gdy
powiedziała mu o ciąży. Sprawiała wrażenie niezwykle pewnej i
przekonanej siebie kobiety. Gdy powiedziała mu o dziecku poczuł się tak
jakby ktoś uderzył Go w twarz. Nie tego się spodziewał. Nie tego chciał. –
Jak mogłaś mi to zrobić? – Spytał z wyrzutem w głosie. W oczach kobiety
pojawiło się cierpienie. Nie tego oczekiwała po rozmowie z
ukochanym mężczyźnie. Wiedziała, że będzie zły, ale nie sądziła, że
będzie ją obwiniał. W jej oczach czaiły się łzy, których nie ukrywała.
Chciała by widział jak bardzo bolały ją jego słowa.
-
Ja zrobiłam? – Wykrztusiła z siebie, gdy zdobyła się na odwagę i po
furii ukochanego odezwała się po raz pierwszy. – Ty hipokryto. Jak
możesz obwiniać mnie o coś takiego? – Jej głos stawał się coraz bardziej
rozwścieczony. Lupin podniósł się na nią zerkając wściekłym wzrokiem. –
Sam sypiałeś ze mną z przyjemnością. Wiedziałeś dobrze jakie są
konsekwencje, gdy dwoje ludzi idzie ze sobą do łóżka. A teraz mówisz mi,
że to moja wina? Jak śmiesz? – Chciała Go uderzyć, ale silnie chwycił
jej pięści i uniósł nad głową. Wiła się w jego uścisku usiłując się
wyrwać. Gdyby mogła z pewnością zabiłaby Go swoim wzrokiem. Bóg mu
świadkiem, że na to zasłużył.
-
Nimfadoro posłuchaj… - Syknęła ze złości, gdy użył znienawidzonego
przez nią imienia. Dla wszystkich zawsze była Tonks, chociaż nigdy tego
nie rozumiał. Jej awersja do imienia była prawdziwą tajemnicą. – Wiem,
że to dla Ciebie trudne. Przepraszam nie powinienem był obwiniać Ciebie o
wszystko… - Pokajał się cicho. Wyraz jej twarzy nieco złagodniał, ale w
oczach nadal czaiły się niebezpieczne błyski. – Ze względu na Ciebie
nie chciałem tego dziecka. Wiesz kim jestem Tonks. Jak niebezpieczny
mogę być. A jeśli ono będzie takie jak ja? Niewinne stworzenie skazane
na moją klątwę? Nigdy nie chciałem dzieci z tego powodu. Chyba najlepiej
by było… - Na moment jakby zawiesił głos po czym spojrzał na nią
ponownie. W jego oczach czaił się ból. Była pewna, że nigdy nie zapomni
jego wzroku w tamtej chwili. – Lepiej by było gdybyś usunęła ciąże. –
Poczuła się jakby uderzył ją w twarz. Nie tego się spodziewała po nim.
Nigdy nie sądziła, że usłyszy coś takiego z ust ukochanego mężczyzny.
Wybiegła tak szybko. Nie zdołał jej zatrzymać. Długo błąkała się po ulicach zanim wróciła do domu. Lupina nie było. Alecto siedziała
zamknięta w Azkabanie. Mimo wszystko mogła czuć się bezpiecznie.
Wyjechać dokąd tylko zechce. Decyzje podjęła w ułamku chwili. Właściwie
to on jej pomógł.
Najdroższy… …
Gdy
czytasz ten list będę bardzo daleko. Przepraszam, że nie mogę uczynić
tego o co mnie prosisz. Gdybym to zrobiła nigdy bym sobie tego nie
wybaczyła. To dziecko jest owocem naszej miłości. Nie chce niszczyć tego
co jest z niej najcenniejsze. Wyjeżdżam byś nie czuł się w obowiązku
zajmować się nami. Gdy urodzę powiadomię Cię jeśli coś będzie nie tak.
Bez względu na to kim okaże się maleństwo będę kochała je nad życie.
Przepraszam, że tak bardzo skomplikowałam Ci życie. Nie to było moim
zamiarem. Twoja na zawsze…
Tonks.
Złożyła
list i położyła na nocnej półce. Spakowała swój skromny dobrobyt i
opuściła skromne mieszkanko pod osłoną nocy. Głęboko w sercu wierzyła,
że to najlepsza decyzja jaką mogła podjąć.
*** *** ***
Hermiona
siedziała na Błoniach obserwując ptaki. Zawsze uwielbiała te latające
stworzenia. Kiedyś jako mała dziewczynka marzyła o lataniu. Jej rodzice w
pewnym sensie spełnili to życzenie. Po raz pierwszy w wieku pięciu lat
uniosła się w powietrze. Najbardziej oszałamiające przeżycie pod
słońcem. Była pewna, że nigdy tego nie zapomni. Teraz miała inne
wspomnienie. Wspomnienie, które pozostawało w sferze
jej snów i erotycznych marzeń. Na samą myśl o tym rumieniła się cała.
Draco otworzył przed nią całkowicie nowy etap ich związku. Żałowała, że
ma tak mało doświadczenia i nie mogła mu sprawić tak wielkiej rozkoszy
jak on jej. Chociaż Draco nie raz powtarzał iż cieszy się tym, że jest
jej jedynym to jednak miała wątpliwości. W chwili gdy wziął ją do łóżka
była nie doświadczoną dziewicą, chociaż wiedziała co nieco o seksie.
Były to jednak mgliste opowiadania przyjaciółek, które nie wnosiły nic
ani nie równały się z tym co przeżywała w jego ramionach. Myślała by
spróbować porozmawiać o tym z Ginny, ale sam temat był dość żenujący i
nie miała odwagi tego zrobić. Nie była nawet pewna czy Harry i Ginn
zaczęli ten etap związku a w obecnej sytuacji w jakiej znalazła się Ginn
nie miała nawet serca pytać o to. To
tematy, które mogły poczekać później. By oderwać swoje myśli od
umierającej w szpitalu przyjaciółki Hermiona postanowiła w spokoju
pogrążyć się w czarodziejskiej lekturze Kamasutry. Książka nie wiele
różniła się od tej mugolskiej po za tym, że obrazki zamieszczone w niej
poruszały się pokazując następujące zbliżenia. Nie mogła się skupić nie
wyobrażając sobie na którymś z nich siebie i Dracona robiących takie
rzeczy. To było bardzo sprośne i grzeszne zarazem a mimo to podniecało
ją strasznie. O tej lubieżnej części swojej natury nie wiedziała za
wiele, ale pragnęła dowiedzieć się o niej jak najwięcej. I tylko swojego
ukochanego widziała w roli nauczyciela. Nie wyobrażała sobie w niej
kogoś innego.
-
Hermiono… - Drgnęła zaskoczona, gdy usłyszała tuż przy sobie Dracona.
Mocno zarumieniona gwałtownie zatrzasnęła książkę i schowała ją możliwie
najgłębiej. Nie chciała by zobaczył co oglądał. – Coś się stało? –
Spytał widząc jej mocno speszone spojrzenie.
-
Nie. Nic. – Wyjąkała starając się nie dać mu do zrozumienia co oglądała
przed chwilą. Miała nadzieje, że nie będzie bardzo dociekliwy. –
Wszystko w porządku. Myślałam o Ginn Weasley. – Dodała pospiesznie
czerwieniąc się mocno. Uśmiech znikł z twarzy młodego Ślizgona.
-
Słyszałem o tym. – Powiedział siadając obok niej i przyciągając do
siebie. – Biedna dziewczyna. Jak trzyma się Potter? – Przez całe życie
nienawidził Wybrańca, jednak ostatnimi czasy nawiązała się między nimi
jakaś dziwna nić porozumienia. Nie była to przyjaźń. Wiedział, że to
tego za daleka droga by mogli się kiedyś przyjaźnić. Mimo wszystko
starał się bardzo by ich stosunki wyglądały w miarę normalnie.
-
Nie najlepiej. – Wyznała cicho wtulając się w chłopaka. Całkiem
nieświadomie jej ręka znalazła się pod koszulką chłopaka gładząc jego
umięśnione ciało. Delikatny dotyk dziewczyny wywoływał dreszcz
podniecenia u chłopaka. Jeszcze żadna nie zrobiła z nim tego co ona.
Wystarczyła tylko drobna pieszczota by stawał na gotowości zadania. –
Bardzo to przeżywa wszystko.
-
Próbowałem się czegoś dowiedzieć. – Wyznał ściągając z ciała Hermiony
bluzkę. Znajdowali się w zasłoniętej części Błoń więc nikt nie mógł ich
zauważyć. Gdyby nie wiedział, że Hermiona często tu przychodzi nie
znalazłby jej. Jęknęła cichutko, gdy jego ręka spoczęła na piersi
dziewczyny. – Niestety nic nie wskazuje, że zrobił to ktoś ze Ślizgonów.
Potter ma wielu wrogów nie tylko wśród nas. – Musiała mu niechętnie
przytaknąć. Sama rozważała myśl, o Zabinim i Duncanie, ale musiałaby to
udowodnić. Duncan nie miałby motywów by zabijać Ginny. Co innego Zabini,
ale czy na pewno? Próbowała skupić się na swoich domysłach, ale Draco
skutecznie odwracał jej uwagę swoimi pieszczotami, które doprowadzały ją
do szału. Przypomniała sobie jeden moment podpatrzony na obrazkach.
Chcąc sprawić mu przyjemność i zobaczyć jego reakcje sięgnęła rękami do
rozporka wyciągając jego męskość. Draco nie krył swego zaskoczenia. – Hermiono jesteś pewna? – Zapytał gardłowym głosem, gdy jej język dotknął pulsującego z podniecenia członka.
-
Jak najbardziej. – Powiedziała. Jej pieszczoty robiły się coraz
bardziej mocniejsze i intensywne. Młody Malfoy pojękiwał oddając się tej
przyjemnej torturze. W tym momencie w ich małym świecie nie istniało
nic po za nimi.
*** *** ***
Decyzja o przeniesieniu Ginn do
św.Munga była dla Harryego szokiem. Wiedział jednak, że pani Pomfey nie
ma dość kwalifikacji by jej pomóc. Chociaż organizm Ginny nadal walczył
to była bardzo słaba by mogła z tego wejść. Nikt nie dawał za wielkiej
szansy dziewczynie, że w ogóle z tego się wyliże. Szczególnie jeśli nie
znali trucizny, lub zaklęcia, które to spowodowało. Harry siedział przy
Ginn zwolniony ze wszelkich lekcji do momentu aż po nią przyszli
lekarze. Była blada i wyglądała jakby spała. Czasami rzucała się po
łóżku zupełnie jakby śniły jej się koszmary. Był świadkiem takiego
przerażającego ataku. Wyglądała jakby ktoś rzucał w nią Cruciatusem. Dla
niego to było wstrząsające przeżycie. Płakał wówczas jak małe dziecko.
Teraz też nie był w lepszym stanie. Zdążył się pożegnać i obiecał, że
będzie ją odwiedzał. Niemal codziennie modlił się by dziewczyna
przeżyła. Tak bardzo ją kochał. Nie chciał stracić Ginny tylko dlatego,
że ktoś zazdrościł mu szczęścia. Chociaż wiele razy rozmawiali o tym
wykluczał działanie Voldemorta. Oboje wiedzieli, że gdyby to był on
dziewczyna już dawno by nie żyła.
-
Ta bezczynność mnie dobija. – Mamrotał Ron znad szklaneczki Whiskey,
którą przyniósł im Draco. Harry był mu wdzięczny. Zarówno on jak i Ron
potrzebowali alkoholu by móc jakoś przetrwać to wszystko. Spity umysł
pozwalał zapomnieć, choć na chwilę o wszystkim co się działo a tego
pragnęli obaj. Zapomnienia. – Idę się położyć. – Mruknął Ron zataczając
się nieco. Harry zaśmiał się. Widok pijanego przyjaciela był śmieszny,
mimo tragizmu sytuacji. – Postaraj się coś zostawić na jutro. Przyda się
na kaca. – Dodał i odszedł
chwiejnym krokiem w stronę dormitorium. Harry pustym wzrokiem spojrzał
na prawie opróżnioną szklankę. Nie miał już chęci na picie, ale upijał
się by zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło. Nie chciał myśleć o
leżącej, prawie martwej Ginn w szpitalu. To wszystko było zbyt trudne
dla niego.
-
Harry. – Półprzytomnie spojrzał w stronę Jessici Carter, która pojawiła
się znienacka. Był pewien, że nikogo nie ma o tej porze w Pokoju
Wspólnym. Było dość późno. Miała na sobie zwiewną koszulę nocną, pod
którą ukrywały się bujne kształty jej ciała. Była hojniej obdarzona
przez naturę niż malutka Ginny, ale nie zwracał na to uwagi. Kiedyś
mogła mu się podobać, ale dzisiaj liczyła się tylko Ginn. – Jak się
czujesz?
-
A jak mam się czuć? – Zapytał chłodno marząc by sobie poszła.
Potrzebował samotności zanim powie lub zrobi coś głupiego. Podniósł się i
cisnął wypitą do połowy szklanką do kominka. – Moja dziewczyna umiera.
Jak Twoim zdaniem powinienem się czuć? – Od czasu rozstania jego
stosunki z Jess nieco się ochłodziły. Dziewczyna była wobec niego
chłodna i obcesowa a on nie robił nic by to zmienić. Po tym jak
zaatakowała Ginny zasłużyła na to z jego strony. A mimo to przyszła do
niego nie przejmując się jego zachowaniem.
-
Wszystko będzie dobrze. – Powiedziała przytulając Go do siebie. Nie
protestował. Jego otumaniony umysł potrzebował czyjeś bliskości i
ukojenia. Jess wiedziała jak to wykorzystać. Jej usta szybko odnalazły
jego usta. Miała teraz okazje dla siebie. Pocałunek był intensywny i
namiętny. Harry otrzeźwiał, gdy jej ręka chciała ściągnąć z niego
bluzkę.
-
Odejdź. – Warknął odskakując od niej. Oddychał z trudem chcąc sprawić
by umysł powrócił do dawnej harmonii. Jego myśli szalały, podobnie jak
uśpione podniecenie. – Nie zbliżaj się do mnie.
-
Pragniesz mnie Harry Potterze. – Powiedziała pewnie uśmiechając się
zawadiacko. – Wiem, że tak jest i mam zamiar Ci to udowodnić. – To
mówiąc odeszła zostawiając chłopaka z własnymi myślami. Harry długo stał
po środku starając się nie zrobić wszystkiego by pobiec za nią. W jego
głowie pojawiał się obraz roześmianej Ginn Weasley. Jedynej kobiety do
której należało jego serce. Na zawsze.
*** *** ***
Na zakończenie słów kilka:
Postanowiłam
podzielić ten rozdział na dwie części, by nie skrócać Go niepotrzebnie.
Ten wątek jest bardzo ważny szczególnie jeśli chodzi o wątek Harry i
Ginny. Nie bójcie się jednak o Draco i Hermionę. Nie zapomniałam o
głównych postaciach. Do ich sielankowego życia wkrótce zawitają
niespodziewane kłopoty. Kto i jak namiesza? Dowiecie się już niedługo.
Do zobaczenia więc w kolejnym rozdziale jaki się pojawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz