27 lipca 2012

Rozdział XII "Hogwardzki skandal - czy miłość może być zbrodnią"

 
Z KRONIK PROROKA CODZIENNEGO NR.2:
I witam serdecznie w kolejnym rozdziale. Można powiedzieć szczęśliwa czternastka już za nami. Chyba jeszcze żadnego bloga nie udało mi się tak daleko doprowadzić. Wierzę, że doprowadzę te historię do samego końca. Doszłam do wniosku by owo opowiadanie podzielić na początek na dwie części. Czy będą jednak trzy zanim dojdziemy do wielkiego finału? Ciężko powiedzieć. Okaże się jak to wyjdzie. Za wiele nie opisuje by nie zdradzić finału części pierwszej, ale na pewno zakończy się całość na jakimś dwudziestym rozdziale plus tego będą dwa lub jeden przerywnik czyli taka potterowska niespodzianka z innej beczki. Tymczasem zapraszam do czytania:

Oczywiście standardowo zapraszam wszystkich na II rozdział pt „decyzja” na www.pokochac-lotra.blog.onet.pl dla wszystkich miłośników Damona Salvator’a ale i  serialowej sagi Vampire Daries.

Hermiona czuła, że nie powinna się dawać. Powinna uciec i zapomnieć o Malfoyu. Owszem był z nią szczery. Opowiedział wzruszającą historię swojego życia. Mimo to powinna uciec zanim ta miłość ją zniszczy. Już powoli to robiła z nią. Nie była jednak wstanie tego zrobić. Silne uczucie do Dracona całkowicie nią zawładnęło. Wbrew rozsądkowi i wszystkiemu innemu. Nie protestowała, gdy Ślizgon wziął ją w objęcia i pocałował. Długo i namiętnie. Z początku zapragnęła mu się wyrwać. Przecież ją zdradził i oszukał. Nie powinien całować ją tak jakby od tego pocałunku miało zależeć jego życie.

- Kocham Cię panno Granger… - Mówił cicho sadzając ją sobie na kolanach. Nie protestowała gdy jego ręka sięgnęła jej piersi. Jęknęła cichutko z podniecenia. Czuła nieznaną jej dotąd falę rozkoszy jaka rozpływała się po jego ciele. Draco spokojnie rozpoczął badanie jej ciała pozbywając się górnej części szkolnego mundurku. Był podniecony do granic możliwości, ale wiedział, że dla dziewczyny to pierwszy raz. Nie chciał  jej zrazić zachowując się jak niewyżyty samiec. W swoim życiu miał już trochę kobiet. Gdy skończył czternaście lat jego ojciec postępując zgodnie ze staroświeckim zwyczajem zaprowadził Go do burdelu, gdzie zręczna prostytutka wprowadziła Go w arkany świata seksu. Od tamtej pory brał ile tylko się dało. Szybko odkrył na czym polega sztuka miłości i jak chętne są kobiety. Do tej pory seks traktował jak dobrą zabawę. Przyjemność, która umilała mu życie. Z Hermioną było całkiem inaczej. Czuł to już wtedy na błoniach, gdy zaczął uczyć się jej ciała. Dlatego nie spieszył się by nie myślała, że zależy mu tylko na seksie. Pragnął czegoś więcej. Chciał by oddała mu się cała.

- Nie wiem co mam robić. – Wyszeptała mocno speszona obserwując ruchy Dracona. Nikt jeszcze nie dotykał ją w taki sposób. Nikt nie budził w niej tak przerażających emocji. Miała wrażenie, że jej całe ciało płonie pod spojrzeniem i dotykiem młodego arystokraty. Wyczuwała, że Draco ma spore doświadczenie w tej dziedzinie, ale nie przejmowała się tym. Dla niej to lepiej niż by mieli stać w miejscu nie wiedząc co robić. Głęboko ukryła zazdrość o kobiety w jego życiu. Nie miały one znaczenia bowiem to przed nią Draco pokazał swoją prawdziwą twarz. I przeszłość, która była tak przerażająca, że nie wyobrażała sobie życia w takim piekle jakie zgotował mu własny ojciec. Lucjusz Malfoy był prawdziwym potworem w ludzkiej skórze. Nie wyobrażała sobie by mieć kogoś takiego jak on za ojca. Szczerze mu współczuła chociaż nie okazywała tego. Draco nienawidził litości a ona to rozumiała. Mimo wszystko był typowym mężczyzną jakich znała wielu.

- Nie bój się. – Powiedział cicho, gdy stanęła przed nim naga i drżąca. Z trudem próbowała ukryć wstyd swojej nagości przed płonącym wzrokiem Malfoya. Wpatrywał się w nią jakby była jakimś łakomym kąskiem. – Jesteś piękna. – Szepnął ochrypłym z pożądania głosem i przyciągnął ją do siebie. Zadrżała w jego ramionach z pasją oddając mu pocałunek. Drżącymi rękoma pomogła pozbyć mu się ubrania ściągając najpierw koszulę a później spodnie. Niemal krzyknęła, gdy wyczuła twardą wypukłość jego spodni. Draco nie pozwolił jej na strach. W chwili, gdy językiem dotknął jej kobiecości miała wrażenie, że jej ciało. Poddawała się tym doznaniom pływając na granicach rozkoszy. Ledwo słyszała głos Dracona ostrzegający ją o bólu. Krzyknęła gardłowo, gdy w nią wszedł wypełniając jej kobiecość. Niespodziewany ból pojawił się znikąd aż do jej oczu napłynęły łzy. Próbowała zrzucić z siebie Dracona, ale nie pozwolił jej. Pocałunkami i sprawnymi pieszczotami zaczął na nowo rozbudzać jej zmysły. Ból zniknął tak szybko jak się pojawił a ona całkowicie oddała mu swoje ciało. Była pewna, że w tej jednej chwili straciła nie tylko ciało, ale i własną duszę.

*** *** ***
Ron Weasley stał niedbale oparty o ścianę w pokoju Wspólnym Gryfonów i rozglądał się szukając wzrokiem swoich przyjaciół. Ostatnio czuł się trochę wyobcowany. Hermiona nie rozmawiała z nim zajęta jakimś własnym odległym światem a Harry swoim związkiem z Ginn. Miał wrażenie, że dla starego przyjaciela w ogóle nie mają czasu.  Czuł się zagubiony i wyobcowany. Jedynie mecze Quiddicha sprawiały mu radość. Wówczas mógł czuć się sobą. Zżyty  z innymi.

- Ron! – Jego młodsza siostra uśmiechnęła się na jego widok i pomachała mu. On również odwzajemnił ten uśmiech i zbliżył się do przyjaciół. Cieszył się z ich szczęścia. Naprawdę i bardzo, ale mimo to czuł się odrzucony. Żałował, że treningi Quiddicha, nie trwają dłużej, ale każdy miał prawo do własnego życia. Jego plan zbliżenia się do Hermiony nie przynosił efektu. Kilka razy proponował wspólne wyjście na kolacje, ale dziewczyna nie zgadzała się. To bolało i nawet bardzo. Nie mógł pogodzić się z tą ponurą sytuacją. Miał wrażenie, że Hermiona z kimś się spotyka, ale nie chce otwarcie o tym mówić. Jakoś nie wyobrażał sobie jej z innym mężczyzną. Wystarczająco cierpiał jak była z Wiktorem Krumem, chociaż ich znajomość zbytnio nie zaowocowała.

- Widzieliście Hermionę? – Spytał starając się na spokojny ton. Nie chciał by przyjaciele wyczuli coś w jego głosie. Wolał ukrywać się ze swoimi uczuciami. Jeśli nie są odwzajemniane wolał nie wystawiać się na publiczne upokorzenie.

-  Miała być w bibliotece. – Zauważył Harry spokojnie, a jego ręka wędrowała po biuście Ginny. Ron starał się nie reagować na te pieszczotę. Ostatecznie to była jego młodsza siostra i zależało mu by prowadziła się w miarę przyzwoicie, nawet jeśli spotykała się z jego najlepszym przyjacielem. Traktował to jako obowiązek starszego brata co często doprowadzało Ginn do szału.  Czasami miała dość upierdliwych braci a zwłaszcza bliźniaków, którzy nie dawali jej spokoju od kiedy związała się z Harrym. – Powinna już wrócić.

- Zaproś ją gdzieś. – Odezwała się Ginn, która już wcześniej wyczuła zachowanie brata względem przyjaciółki. Ronowi zależało na Hermionie, ale brakowało mu odwagi by to powiedzieć. Większość dziewczyn interesowała się nim tylko dlatego, że był przyjacielem „Wybrańca”. To musiało Go bardzo boleć, chociaż zbytnio nie pokazywał tego po sobie.

- Nie uwierzycie co się stało. – Jedna z bliźniaczek i mieszkanek Gryfindoru Parvatti Patil wpadła zdyszana do Pokoju Wspólnego. – To po prostu niemożliwe. Wszyscy są osłupiali z wrażenia.

- Co takiego? – Cała trójka spojrzała z wyczekiwaniem na Parvatti. W głosie dziewczyny było coś takiego, że gwałtownie podnieśli się z miejsc i wybiegli za nią z Pokoju.

- No mów wreszcie. – Zawołała za nią Ginn biegnąc zdyszana. Harry i Ron dreptali tuż za nią. Już ze sporawej odległości widzieli poruszony tłumek zebranych Ślizgonów i Gryfonów.

- Granger i Malfoy zostali przyłapani jak się całują. – Powiedziała z triumfem wskazując na wystraszoną parę otoczoną przez gniewnym tłumem. Draco zasłaniał sobą przerażoną dziewczynę i patrzył na każdego wyzywająco kto by chciał ją obrazić lub coś powiedzieć.  W ręku trzymał wysoko uniesioną różdżkę. Harry i Ron patrzyli na to wszystko z oszołomieniem na twarzy. Przez jedną chwilę Harry miał nadzieje, że znajduje się w jakimś koszmarnym śnie. Ron ze wściekłą miną przepchnął się przez tłum i podszedł do dawnej przyjaciółki.

- Jesteś nie tylko szlamą, ale i dziwką. – Wycedził wściekle nie rozumiejąc czemu ze wszystkich wybrała właśnie jego. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować uniósł rękę i uderzył ją w twarz aż się zatoczyła. Odszedł nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem i nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenie Malfoya.

*** *** ***
Mimo tych wszystkich wydarzeń Hermiona postanowiła zaufać Draconowi. Kochała Go i nie wyobrażała sobie by mogła postąpić inaczej.  Ta cudowna chwila nadal w niej żyła. W pamięci odtwarzała doznania, które przed nią otworzył. Przepełniała ją miłość i namiętność. Z ręką opartą na ramieniu obserwowała jak spał spokojnie w jej ramionach. Wiedziała, że każdy zasługuje na drugą szansę i byłaby głupia, gdyby nie dała jej Draconowi. Za bardzo Go kochała by móc się z nim rozstać. Miłość przepełniała jej serce.

- Przyglądasz mi się? – Spytał sennie patrząc na nią spod na wpół przymkniętych powiek. Z czułością dotknęła jego policzka i pogładziła Go. Chociaż była zmęczona i obolała pragnęła czegoś jeszcze. Miała nadzieje, że namiętność jaka się między nimi zrodziła nigdy nie przeminie. Draco jakby czytając jej w myślach uniósł się nad nią i okrakiem na niej usiadł składając pełne namiętności pocałunki. Sprawnymi rękami błądził po jej ciele tak samo jak za pierwszym razem. Miała wrażenie, że i teraz serce wyskoczy jej z piersi. Ustami dotknął jej prężącego się z podniecenia sutka i zaczął pieścić.  – Jesteś pewna? – Spytał, gdy rozłożyła przed nim nogi pozwalając mu ułożyć się do wygodnej pozycji by mógł w nią wejść.

- Tak. – Powiedziała mocno zarumieniona. Draco był szczęśliwy. Mimo spędzonych chwil nadal biła z niej niezwykła niewinność, którą tak bardzo w sobie cenił. Większość kobiet z którymi był to zwykłe aktorki. Hermiona była inna. Nie było w niej cienia z fałszu ani udawania. Uwielbiał ją za to i miał wrażenie, że każdego dnia kochał ją jeszcze bardziej o ile to  w ogóle jest możliwe. Wstając z łóżka kręciła swoimi pośladkami od których Ślizgon nie mógł się oderwać. Znów poczuł przypływ pożądania. Zastanawiał się jak to jest możliwe, że tyle razem przeszli a on nie ma jej dość. Pragnął jej bardziej i bardziej. Był pewien, że dziewczyna nigdy mu się nie znudzi. Ubierali się w milczeniu, niespiesznie obserwując swoje ciała.  Hermiona bez skrępowania przyglądała mu się a on jej. – Wiesz jakie jest moje marzenie? – Zapytała, gdy znaleźli się przed drzwiami do Pokoju Życzeń. Drzwi powoli znikały przed ich wzrokiem. Spojrzał na nią pytająco. – Chciałabym być z Tobą otwarcie. Bez tajemnic i sekretów. To grzech ukrywać uczucie, które nas łączy. Czuje się jak zbrodniarz a przecież nie robimy nic złego.

- Wiem Hermiono. – Odpowiedział jej i rozumiał dobrze. Sam czuł to samo, ale obawiał się konsekwencji skandalu jaki by wybuchł gdyby ich związek wyszedł na jaw. No i był jeszcze sam Voldemort. Jakby nie było Draco pozostał zdrajcą zgadzając się na współpracę z Dumbledorem. Był pewien, że Czarny Pan nie wybaczy mu tego i ukaże w najbardziej okrutny sposób. Wstrząsnął się na samą myśl i przygarnął do siebie Hermionę składając na jej ustach namiętny pocałunek. Głośny okrzyk grozy sprawił, że oderwali się od siebie gwałtownie. Neville Longboton w towarzystwie Luny spoglądali na nich z szokowaniem. W oczach Luny kryła się ciekawość natomiast Neville wyrażał nienawiść i pogardę. A potem było już tylko gorzej. Stało się coś przed czym Draco starał się chronić dziewczynę. Najbardziej był wściekły na zachowanie Wesleya. W chwili gdy Gryfon uderzył dziewczynę miał chęć pobiec za nim i zatłuc na kwaśne jabłko. Na szczęście obecność Hermiony powstrzymała Go od tego. Dziewczyna odciągnęła Go od wszystkich zachowując dumę mimo docinków swoich dawnych przyjaciół. Na szczęście w porę pojawiła się profesor MacGonagall i w porę zabrała ich wyrażając sprzeciw wobec wściekłego tłumu. Hermiona i Draco niepewnie stali w gabinecie profesorki, która wcale nie patrzyła na nich z nienawiścią a wręcz przeciwnie. Zachowywała się tak jakby wyrażała aprobatę dla ich związku. Draco był pewien, że Snep’a nie stać będzie na taką wielkoduszność.

*** *** ***
Lee Jordan miał już spakowane wszystkie swoje kufry. Żałował, że musi opuścić Londyn. Gdyby nie sytuacja jaka była z Voldemorem na pewno zostałby i walczył. Był jednak pewien, że nawet z dala od miasta znajdzie sposób by pomagać Czarodziejom. Był im to winien. Martwił się jednak o przyjaciół, którzy tu zostają. Wczorajsza impreza pożegnalna na której zabrakło Jasona Wetsona tylko pogłębiła te zmartwienia. Jason był czarodziejem z rodziny mugoli. Voldemort zaatakował autobus w którym przemierzał ulice Londynu. Prócz niego zginęło również mnóstwo niewinnych osób. Przez te wydarzenia impreza nie była taka huczna jak zapowiadali wcześniej razem z Georg’em. Fred nie odezwał się do niego od tamtego burzliwego spotkania. Bardzo przeżywał zachowanie przyjaciela i nie ukrywał tego jak było mu ciężko. Spodziewał się czegoś innego, ale przecież jego przyjaciel był normalny. W przeciwieństwie do niego. On uważał siebie za kogoś gorszego przez swoją skłonność.
- Chodź już Lee. – Głos jego młodszej siostry Alice wyrwał Go z zamyślenia. Lee był zły na siebie, że przez niego jego rodzina musiała cierpieć. Ojciec był świetnym bankowcem a matka miała własny sklep na Pokątnej. Jego siostra nie miała magicznych zdolności, ale w swojej mugolskiej szkole miała mnóstwo przyjaciół, którzy zawsze jej pomagali we wszystkim. Nie była zachwycona z powodu, że musiała to zostawić, ale wierzyła, że kiedyś wrócą do Londynu. Westchnął ciężko i wziął swój ciężki kufer pełen różnych drobiazgów. Jechali pod Londyn do jednego z dawnych majątków ojca. Anthony Jordan był bowiem mugolskim arystokratą i miał odległy tytuł lorda, którego nie używał więc nie wiele osób o tym wiedziało. Przeraźliwy krzyk siostry oderwał go od rozmyślań. Porzucił kufer i natychmiast zbiegł na dół. To co zobaczył przeraziło Go. Jego rodzice leżeli martwi u stóp odzianych w czerń Śmieciożerców a piętnastoletnia siostrzyczka była obmacywana przez jednego z nich. Najwyraźniej Śmieciożerca miał w planach ją zgwałcić. Lee zawładnęła wściekłość, która szybko zastąpiła ból po stracie rodziców.

- Drętwota! – Wrzasnął z całej siły w stronę Śmieciożercy. Miał szczęście, że rok temu brał udział w prowadzonych przez Pottera zajęciach Obrony przed Czarną Magią. Dzięki temu jak większość dzieciaków sporo się nauczył. Śmieciożerca puścił gwałtownie jego siostrę i spojrzał zaskoczony w jego siostrę. W ostatniej chwili Lee cofnął się przed śmiercionośnym zaklęciem wpadając do pokoju gdzie nie zdołał przyhamować i z niezwykłą siłą uderzył głową w sufit. Nie wiedział jak długo leżał nieprzytomny. Miał wrażenie, że w jego uszach odbija się rozpaczliwe wołanie o pomoc jego ślicznej siostry zanim wydała z siebie ostatnie tchnienie. Nie wiedział kiedy odzyskał przytomność. Obudziły Go czyjeś znajome i pełne trwogi głosy. Potem znów ją stracił. Próbował protestować, gdy czyjeś silne ręce Go podnosiły. Obawiał się tortur, chociaż wiedział, że nie wie nic co mogłoby zaszkodzić jego przyjaciołom. Jakoś zniesie ból dla nich. Gdy ponownie otworzył oczy znajdował się w pokoju, który dobrze znał, chociaż nie miał pojęcia skąd. Dopiero po chwili rozpoznał bladą sylwetkę Freda.
- Fred… - Wyszeptał cicho wpatrując się w przyjaciela.
- Nic nie mów. – Powiedział cicho Fred Wesley ze łzami w oczach trzymając i gładząc dłoń przyjaciela. Ta pieszczota działała nań niezwykle kojąco. – Wszystko będzie dobrze. Zaopiekujemy się Tobą. Śpij… - Lee posłusznie przymknął oczy zapadając w kolejny tym razem spokojny sen.

*** *** ***
Po wyczerpującej rozmowie z profesor MacGonagall Hermiona z obawami skierowała się do wieży Gryfonów. Widziała odrazę we wzroku przyjaciół i obawiała się jak zareagują na jej widok. Draco również nie miał na pewno lepiej. Gryfoni mogli okazać się bardziej tolerancyjni niż Ślizgoni. Mimo to nie powitał ją krzyk entuzjastów. Wszyscy wydawali się być wręcz wzburzeni jej zachowaniem. poczuła się jakby została pariasem we własnym środowisku. Wcale nie pocieszała jej myśl, że Draco ma podobnie. Wręcz przeciwnie. Zaczynała na poważnie myśleć czy ta miłość warta jest tego wszystkiego. Nie chciała być odtrącona od najbliższych przyjaciół. Udało jej się przepchnąć przez tłum ciekawskich osób i wzrokiem znalazła Harrego i Rona. Siedzieli w milczeniu na sofie przed kominkiem. Żaden z nich nawet nie raczył spojrzeć w jej stronę, chociaż z pewnością wiedziała, że się pojawiła.  Z duszą na ramieniu ruszyła w ich stronę. Harrego może jakoś uda jej się przekonać, ale Rona? Nie była do końca tego taka pewna.

- Harry… Ron… - Zaczęła nie pewnie. Musiała powtórzyć ich imiona by w końcu zareagowali, że stoi przed nimi. Pełna obaw o ich wieloletnią przyjaźń, która właśnie zawisła na włosku. Wszyscy Gryfoni gwałtownie zamilkli i spojrzeli w ich stronę. Jedynie Harry uniósł głowę. Ron orientacyjnie patrzył w podłogę. Dłonie miał ściśnięte w beznadziejnej złości. Jedynie Harry wiedział, że nie mógł sobie darować tego jak się zachował wobec niej.

- Dlaczego? – Odezwał się ostrożnie Harry. Nie chciał jej zranić, ale chciał zrozumieć skutki tej farsy. Nadal miał przed oczami ten porażający widok. Jego przyjaciółka w objęciach najgorszego wroga. Chłopaka, który przez lata poniżał ją i upokarzał. Mimo to kochała Go. Widział to w  oczach dziewczyny i nie mógł zrozumieć. Chciał a  wręcz żądał odpowiedzi. – Nie mogłaś znaleźć sobie kogoś innego?

- Znaczy lepszego? – Hermiona podchwyciła ironię pytania. Nie zareagowała, że jej głos brzmiał bardziej lodowato niż by chciała. Czuła się zraniona przez najbliższych przyjaciół i nie mogła zareagować inaczej. Za bardzo ją zawiedli. – Kocham Go. – Dodała zdecydowanie. – Kocham i wierzę, że on również kocha mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, podobnie jak Ty kochasz Ginny.

- Nie wierzę… - Odezwał się cicho Ron. Zerwał się tak gwałtownie, że Hermiona krzyknęła i odskoczyła od niego. Zmarkotniał. Nigdy nie chciał by się Go bała, ale rozumiał ją. Po tym jak dał popis dobrego wychowania wcale by się nie zdziwił jakby większość Gryfończyków odwróciła się od niego plecami. Jedynie Harry Go rozumiał. – Stawałem na głowie byś mnie zauważyła. Byś zobaczyła coś więcej niż przyjaciela… - Głos nieco się mu łamał, ale starał się być dzielny. Tak trudno mówiło się o uczuciach. – Dlaczego on Hermiono? Czemu ze wszystkich osób wybrałaś Malfoya? – Gdy wymawiał nazwisko Ślizgona w jego głosie ociekała nienawiść.

- Nie wiem Ron… - Niemal załkała cicho. Wierzchem dłoni otarła pojedyńczą łzę jaka potoczyła się po policzku. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia. Jakby dopiero teraz zrozumiała. Jakby teraz do niej dotarło.

- Nie ważne. – Machnął ręką i wyminął ją. Już nie było w nim złości a jedynie rozczarowanie. – Nie wiem czy będę mógł się z Tobą dłużej przyjaźnić. – Dodał zbolałym głosem i odszedł w kierunku dormitorium. Harry również się podniósł i ruszył za nim. Wcześniej rzucił gryfonce współczujące spojrzenie. Obiecał sobie, że gdy będzie okazja porozmawia z nią. Nie winił jej wcale chociaż nie do końca rozumiał.

- Ron! – Zawołała nagle ochrypłym ze wzruszenia głosem. W oczach miała łzy, których nie zatrzymywała. Zatrzymał się i odwrócił. W jego oczach dostrzegła błysk nadziei i zmarkotniała. Chciała mu coś powiedzieć, ale żadne słowo nie przychodziło jej do głowy. Ron zasługiwał naprawdę a ona nie umiała Go okłamać. Pokręciła głową i pozwoliła by przyjaciele zniknęli w dormitorium. Gdy to zrobili opadła na sofę i zaniosła się przerażającym płaczem. Miała przeczucie, że właśnie straciła coś bardzo cennego.

*** *** ***
Duncan Verton nie krył wrażenia z powodu zaistniałej sytuacji. Nie spodziewał się wybuchu takiego skandalu po przyrodnim bracie, ale był pod wrażeniem. Już od dawna podejrzewał zainteresowanie Duncana Gryfonką i sam czekał by wywołać skandal. Niestety opatrzność miała wobec niego inne plany. Mimo to nie był wcale zły. Wręcz przeciwnie. Czuł radosne podniecenie z powodu zaistniałej sytuacji.

- Muszę z nim porozmawiać! – Warknęła Pansy Parkinson pospiesznie ubierając się.  Z uwagą obserwował ją od chwili, gdy powiedział o wydarzeniach w hollu. Była wściekła przez co niezwykle piękna w jego oczach. Znów poczuł przypływ podniecenia w lędźwiach. Nie spodziewał się, że zostanie jego kochanką. Była niezwykle twarda i uparta, ale nie była dziewicą. I tak jak się spodziewał to nie Draco był jej pierwszym mężczyzną. Inaczej być nie mogło oczywiście. Uśmiechnął się pod nosem. Pansy była bystrą i inteligentną kobietą. Niestety mimo wszystko zależało jej na Malfoyu. I była wściekła z zazdrości po tym czego się dowiedziała.

- Pansy… - Warknął Duncan zniecierpliwiony i spojrzał na nią ponuro. Był wściekły na nią za to, że mimo wszystko nadal zależało jej na łajdackim bracie. Do tej pory pragnął jej tylko dlatego, że była narzeczoną jego brata. Szybko zrozumiał, że chodzi o coś więcej. I ani trochę nie podobało mu się to uczucie. Szczególnie, gdy prawdopodobnie jest nieodwzajemnione. – Nie powinnaś tego robić. Po prostu… - Zawahał się na moment szukając odpowiednich słów. Patrzyła na niego wzburzona. I pokręciła głową. On naprawdę nie rozumiał. Nie miał pojęcia jak wiele Draco znaczył dla niej.  Z początku nie mogła pogodzić się z zaaranżowanym małżeństwem przez oba rody. Pamiętała Draco jako złośliwego i wiecznie jej dokuczającego dzieciaka a potem wszystko się zmieniło. Zaczęła się w nim zakochiwać. Nawet jak w życiu młodzieńca były inne kobiety nie przejmowała się tym. Żyła z myślą, że Draco wkrótce będzie należał do niej. Była wściekła na Duncana, że tego nie rozumiał. Przecież już dawno mu zapowiedziała, że nic z tego nie będzie a ona ma narzeczonego z którym weźmie ślub po zakończeniu Hogwartu. Tylko dlatego zgodziła się na ten romans bowiem wierzyła, że on to rozumiał. – Nie powinnaś płaszczyć się przed nim. – Dodał ze złością, że tak wspaniała kobieta poniża się przed tym arystokratycznym dupkiem.

- Nic nie rozumiesz prawda? – Było to właściwie stwierdzenie a one nie oczekiwała odpowiedzi. Smutnie pokręciła głową i wyszła z pokoju. Nie zatrzymywał jej. Już z oddali dobiegł ją gwar podniesionych rozmów. Wszyscy żyli skandalem, który się nawiązał. Spostrzegła pełne wyższości spojrzenia przyjaciółek i aż zacisnęła zęby ze złości. Czuła się kompletnie upokorzona. Nie przejmując się wcale obecnością profesora Snep’a, który mówił coś do Draco, śmiałym krokiem podeszła do nich i uderzyła Ślizgona  w twarz. Nie zareagował, ale w jego oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. Nie wystraszyła się. była na to zbyt wściekła. – Upokorzyłeś mnie Malfoy. – Syknęła zjadliwie. – Jak mogłeś to zrobić? I to  z tą rudowłosą Szlamą?
- Nie nazywaj jej tak! – Warknął Draco i chciał do niej podejść ale powstrzymało Go spojrzenie profesora. – Czegoś pan chciał? – Od kiedy zaczął współpracować z Dumbledorem ich stosunki nie wyglądały najlepiej. Mimo to nie zdecydował się Go zdradzić. Sam nie był pewien czemu.

- Tak. – Snape skinął głową. Był zły na Malfoya, ale nie był to czas by roztrząsać prywatne życie swego ucznia. – Chciałem Cię powiadomić o śmierci matki. – Dodał chłodno. Draco poczuł się jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody. Spojrzał na profesora nieobecnym wzrokiem. Gwar głośnych rozmów gwałtownie umilkł. Wszyscy, którzy znali Narcyzę Malfoy wpatrywali się w młodego Ślizgona. Nie mogąc znieść ich litościwych spojrzeń wybiegł zostawiając wszystko za sobą. Gorycz rozpaczy targnął Go za gardło. Gdy znalazł się na schodach zatrzymał się na chwilę. Z jego oczu trysnęły łzy. Prawdziwe łzy rozpaczy, których nie czuł od dawna.

*** *** ***

Od Autorki:
Nie wiem jak was ale mnie poruszył ten rozdział. Ma w sobie coś wyjątkowego. I jest smutny. Niestety kilka najbliższych rozdziałów też takie będzie. Teraz kiedy zbliżamy się ku końcowi części pierwszej dla młodych bohaterów nie czeka za wiele szczęśliwych chwil. Postaram się jednak jakoś ostudzić wam te smutki chociaż niektórymi wątkami szczęścia, niekoniecznie tyczącymi głównych, ale jakże ważnych w tej historii. Jeden taki zapewniam was już wkrótce.
P.S. Czy ktoś z was zajmuje się szablonami? Będę wdzięczna ponieważ mam pecha do szablonów z zamówieniem, ale może, któraś z was czytelniczek/ów robi szablony. Będę wdzięczna jak nie wiem co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz