27 lipca 2012

Rozdział XI "Śmierć przychodzi nocą"

Z KRONIKI PROROKA CODZIENNEGO nr1:
W sumie nie wiem co mam właściwie powiedzieć. Chyba to, że cieszę się, że tak wiele osób czyta to opowiadanie i że się wam podoba. Głównie o to chodzi każdemu autorowi bloga. Dzięki temu rozwijam się a pomysłów mam całkiem sporo. W obecnej chwili mam zamiar skupić się na Ginny i Harrym a także Hermionie i Draco. Wbrew pozorom Hermiona nie poleciała do Rona. Jej historia z Ronem będzie miała swoją część ale zapewniam, że inną niż myślicie. To będzie coś czego żadne z was się nie spodziewało. Wiecie, że lubię zaskakiwać. Podobne skupienie na nowym wątku Lee i Freda. To, że ich skojarzyłam nie oznacza, że nie lubię Freda. Po prostu chce pokazać coś nowego. Podobnie jak w przypadku związku Narcyzy i Snep’a. A to na pewno nie koniec niespodzianek. Wielkimi krokami zbliżamy się do finału części pierwszej. I zapewniam Koniec będzie zaskoczeniem nawet dla mnie bo ja sama nie wiem jak potoczy się ta historia. Nie trując więcej zapraszam was do czytania. I oczywiście na nowy rozdział na www.pokochac-lotra.blog.onet.pl . zapraszam serdecznie.

Rozdział XIII „Śmierć przychodzi nocą”

Nimfadora Tonks z niedowierzaniem patrzyła na mugolski test ciążowy jaki miała przed sobą. Spodziewała się dziecka. Była w tak wielkim szoku, że aż nie mogła w to uwierzyć. Z niezwykłą czułością głaskała płaskiego jeszcze brzucha, który wkrótce miał zmienić swoje kształty. Dziecko. Dziecko ukochanego mężczyzny. Chociaż przez cały okres narzeczeństwa Lupin starał się ją zabezpieczyć to wciąż pamiętała tę cudowną noc jak kochali się namiętnie w parku przed domem. To wówczas musiało począć się ich maleństwo, które mogło liczyć w sobie już cały miesiąc. Niemal promieniała szczęściem, chociaż bała się przekazać te wiadomość ukochanemu. Nie wiedziała jak mężczyzna zareaguje na to. Już dawno postanowił, że nie da jej dziecka chociaż byli zaręczeni. Powiedział, że nie skaże jej na nie pewny los czy przetrwa tę niezwykłą ciąże. Był wilkołakiem i to ciążyło na ich szczęściu niczym klątwa.

- Niemożliwe. – Wyszeptała oszołomiona swoim odkryciem. Niecierpliwie oczekiwała na Lupina. Pragnęła by pojawił się w jej domu i mogli na spokojnie porozmawiać. Była w ciąży. Najpiękniejsza wiadomość na jaką wcale nie liczyła. Czuła się jak nowonarodzona i wbrew pozorom szczęśliwa. Bez względu na to co powie Lupin urodzi to dziecko. Była na to przygotowana. Nie podda się wcale. Z uwielbieniem spojrzała na pozytywny wynik testu a w oku kręciła się zbłąkana łza. Jej serce przepełniało prawdziwe szczęście. Spojrzała na stary mugolski zegar zdobiący salon w skromnym mieszkaniu jaki wynajmowali z Lupinem na przedmieściach Londynu. Nie mogła wrócić do domu, chociaż bardzo tego pragnęła. Jej ojciec Teddy Tonks zniknął zaraz po tym jak zaatakowano ich dom. Jej matka uznała, że tak będzie lepiej. Świat Czarodziei nie był dla niego bezpieczny. Dochodziła godzina jedenasta. Lupin już dawno powinien wrócić do domu. strasznie się denerwowała, gdy wyruszał na te nieszczęsne misje dla Dumbledor’a. Ona również chciała też coś robić, ale nie pozwalał jej. Była wściekła ponieważ tak samo jak on należała do Zakonu Feniksa. Drgnęła wyrywając się z zamyślenia, gdy usłyszała kroki na schodach. Mała kamienica mieściła w sobie jeszcze trzy mugolskie rodziny. Zareagowała błyskawicznie, gdy usłyszała krzyk młodej dziewczyny. Rozpoznała Alice Felton, młodą mężatkę z małym dzieckiem. Błyskawicznie chwyciła za różdżkę i wybiegła na korytarz. Stanęła jak wryta widząc torturowaną mugolkę. Zatrzęsła się ze złości.

- To mnie szukasz Alecto. – Powiedziała kierując swoje słowa do jasnowłosej kobiety, która torturowała mugolkę. – Zostaw ją!

- Jak chcesz Tonks. – Zachichotała Alecto i przerwała swoją torturę. – Wiesz jak długo Cię szukałam? Miałam wrażenie, że zapadłaś się pod ziemię. – Pokręciła głową z irytacją. W jej oczach czaił się błysk ponurej satysfakcji. – Zabiłaś mi brata. Swoją głową zapłacisz za jego śmierć.

- Nie sądzę… - Głos Lupina wydawał się być zbawienny. Alecto próbowała cisnąć zaklęciem w Tonks ale Lupin był szybszy. Obezwładnił ją w jednej chwili, związując błyskawicznie sznurem.

- Co z nią zrobisz? – Spytała dygocząc cała w jego ramionach. Zaklął, gdy zorientował się jak bardzo była wystraszona i przytulił ją mocno.

- Znajdzie się jedno wolne miejsce w Azkabanie. – Mruknął niezbyt chętnie. Wezwani Aurorzy natychmiast zabrali miotającą się wściekle dziewczynę. Tonks mogła wreszcie odetchnąć z ulgą. Po raz pierwszy od dawna czuła się bezpieczna.

*** *** ***

Od dosłownie dwóch tygodni Draco usiłował porozmawiać z Hermioną. Nie chciała nawet słuchać jego wyjaśnień. Po prostu z niezwykłą łatwością skreśliła Go ze swojego życia. Był załamany i rozgoryczony. Czuł się naprawdę fatalnie. Dopiero, gdy ją stracił zorientował się jak bardzo ważna była dla niego. Potrzebował jej. Mógł jedynie ją obserwować jak znów włóczyła się w towarzystwie swoich przyjaciół nie chcąc zostać sama. Był wściekły na ojca, który nie dość, że poniżył Go w towarzystwie przyrodniego brata to jeszcze zniszczył jego szansę na szczęście. Mógł być szczęśliwy u boku Hermiony i odciąć się od własnej przeszłości. Teraz musiał ją jedynie do siebie przekonać na nowo. Wiedział dobrze, że wystarczyło słowo do Voldemorta i ojciec drogo zapłaciłby za swój występek. Ostatecznie zniweczył misje Draco chcąc Go jeszcze dotkliwiej upokorzyć. Musiał z nią porozmawiać zanim całkowicie oszaleje. Potrzebował tego.

- Blaise… - Zawołał w końcu swojego dawnego przyjaciela po kolejnej próbie rozmowy z Hermioną. Unikała jego towarzystwa, ale on nie odpuści jej tak łatwo. Będzie walczył o każdą próbę rozmowy z nią. – Chciałbyś zarobić trochę galeonów? – Oczy Bleis’a zabłysły na samą myśl. – Zrobisz dla mnie małą przysługę. – Wiedział, że jego plan jest szalony i mógłby drogo zapłacić, gdyby ktoś się o nim dowiedział, ale nie przejmował się tym zbytnio. Był zrozpaczony a zrozpaczony człowiek był gotowy do wszystkiego. Blaise zgodził się bardzo chętnie zadowolony, że przyjaciel czegoś od niego potrzebuje. Hermiona wracała właśnie do dormitorium, gdy poczuła czyjąś rękę na ustach. Szarpnęła usiłując się uwolnić, ale napastnik był silniejszy od niej. Skutecznie unieruchomił jej ręce wykręcając je do tyłu.

- Tylko krzyknij a pozbawię Cię życia zanim się odezwiesz. – Rozpoznała syczący jej do ucha głos Bleis’a. Zesztywniała, gdy Ślizgon związał jej ręce prowadząc w stronę Dormitorium Ślizgnonów. Była przerażona i serce zabiło jej mocno. Nie miała pojęcia co chcą z nią zrobić. Blaise zabrał jej różdżkę by nie zrobiła czegoś głupiego.

- Proszę , proszę… - Usłyszała kpiący głos Pansy w towarzystwie Isabel jednej ze swoich przyjaciółek. Pansy nienawidziła Hermiony od chwili, gdy Draco zaczął się  z nią spotykać. Chociaż nie mówili na głos o swoim związku to jednak miała wrażenie, że ona wiedziała, że byli razem. Byli, ponieważ po tym czego się dowiedziała ich związek należy do przeszłości.  – Blaise dokąd ją zabierasz?

- Nie Twój interes. – Syknął zły, że akurat natknął się właśnie na nią. – Możesz mnie puścić? – Spytał chcąc wyminąć dziewczynę, która zagradzała mu drogę. Pansy nie miała jednak zamiaru. Trafiła jej się niesamowita okazja z której chciała skorzystać. Nie dbając o obecność Zabiniego zbliżyła się do Hermiony i chwyciła ją za włosy i wymierzyła siarczysty policzek.

- Zawsze miałam chęć to zrobić. – Powiedziała z zimną satysfakcją w głosie. Jej oczy były przepełnione nienawiścią. Hermiona zadrżała cała pod jej wpływem. Skuliła się przygotowana na kolejny cios, gdy Pansy uniosła rękę. Nie nastąpił ponieważ Blaise chwycił rękę dziewczyny i odepchnął ją brutalnie.
- Jeszcze raz Parkinson. – Wycedził wściekle. Dziewczyna aż zachłysnęła się z oburzenia i sięgnęła po różdżkę. Była gotowa uderzyć w nich oboje w razie takiej potrzeby.

- Pansy kochanie wyluzuj. – Drgnęła, gdy usłyszała pieszczotliwy zwrot Duncana. Pojawił się znienacka i przyciągnął do siebie. Jakaś dziwna i niezrozumiała siła ciągnęła ją do tego mężczyzny od samego początku. Zawsze jednak starała się oprzeć pokusie. – Pozwól Blaisowi zabawić się jego zabaweczką. – Zimne oczy Duncana spoczęły na Hermionie. Z trudem wytrzymała to spojrzenie. Duncan umiał być przerażający jeśli tego chciał.

- Masz racje. – Dodała pozwalając się wyprowadzić zostawili ją samą z Blaisem. Chłopak nie czekając dłużej chwycił ją za włosy i brutalnie pociągnął w stronę lochów.

*** *** ***
Narcyza nie kryła swojego zdenerwowania. Opóźniał się jej okres. Powinna dostać okres dwa tygodnie temu. Podobny przypadek miała, gdy zaszła w ciąże z Draconem. Oblał ją zimny pot z przerażenia. Chociaż Lucjusz nie raz wykorzystywał jej ciało to jednak wiedziała, że jeśli będzie w ciąży to nie z nim.  To będzie dziecko Severusa. Odruchowo dotknęła brzucha. Chciała tego dziecka i to bardzo. Draco tak szybko dorósł a ona nie miała nawet okazji się nim zajmować. Lucjusz natychmiast otoczył Go opieką guwernantek, że dla matki nie było nawet miejsca. Nie mogła Go nawet karmić. Robiła to za nią wynajęta mamka  jak za dawnych czasów. Tym razem będzie inaczej. Obiecała sobie. Wolała by urodziła córeczkę, wówczas Lucjusz nie będzie się nią interesował. Zawsze uważał, że dziewczynki nie są potrzebne w rodzinie. Liczą się tylko potomkowie męscy. Chociaż dziwiło ją to, że Dracona ledwo tolerował a Duncana wręcz ubóstwiał.

- Wychodzę do Eve. – Powiedziała nakładając na siebie skromny jedwabny płaszcz. Nie chciała wyglądać zbyt elegancko by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Lucjusz uniósł brwi i spojrzał na nią sceptycznie. Właśnie siedział w salonie, gdzie rozparty czytał porannego Timesa. Ostatnio żona wychodziła coraz częściej i wydawała się jakaś taka inna. Nie rozumiał na czym polega ta zmiana, ale obiecał, że się dowie. Głównie dlatego posłał za nią wiernego skrzata domowego Fergusa.

- W porządku. – Mruknął wracając do gazety. Narcyza wyszła na zewnątrz. Było ciepło i przyjemnie, gdy przemierzała skromne ulice Londynu wprost do małego mieszkania Severusa. Często zastanawiała się, jak udawało mu się znajdować czas na spotkania z nią. Na szczęście odległość nie była dla nich żadnym problemem. Severus czekał na nią z apetycznie pachnącą kolacją i powitał w progu namiętnym pocałunkiem. To był ich mały rytuał.

- Bałem się, że nie przyjdziesz. – Wyszeptał Severus wtulając się w nią. Naprawdę tak było. Czuł się szczęśliwy w jej towarzystwie, chociaż całkowicie się tego nie spodziewał. To miał być zwykły i przelotny romans. Chciał sprawić sobie przyjemność i jej a tymczasem przerodziło się to w coś o wiele głębszego niż by chciał.

- Wiesz, że muszę uważać. – Wyszeptała, oddając mu płaszcz. Snape kiwnął głową uważnie badając jej twarz. Na szczęście na ciele kobiety nie pojawił się żaden nowy siniak. Nie wiedział jakby zareagował gdyby coś takiego zobaczył.

- Chyba nie uważasz dość dobrze kochanie. – Drgnęła, gdy usłyszała porażający głos Lucjusza. Chciała odsunąć się od Snep’a, ale ten przyciągnął ją do siebie. Z kieszeni wyciągnął różdżkę i wycelował w jego stronę. Nie zareagował gdy tuż za nim pojawiło się małżeństwo Leastrange. Bellatriks i Rufus. Oboje z wyciągniętymi różdżkami. – Oddaj moją żonę. – Zażądał Lucjusz nie spuszczając swego morderczego spojrzenia z kobiety. Narcyza poczuła, że zapłaci najwyższą cenę za tę zdradę.

*** *** ***

Draco niecierpliwie krążył po pokoju oczekując dawnego przyjaciela. Wiedział, że Hermiona będzie zła z powodu jego podstępu, ale to był jedyny sposób by z nią porozmawiać. Musiał naprawić to co zniszczył jego ojciec swoim gadaniem. Nadal czuł do siebie wstręt na wspomnienie wyrazu jej oczu jakim Go obrzuciła a ból w środku był niemal nie do zniesienia. Tak bardzo za nią tęsknił, że aż wszystko się w nim gotowało. Wiedział, że to jego wina. Zawiódł jej zaufanie. Miał tylko nadzieje, że nie zniszczył wszystkiego. Obawiał się, że nie poradzi sobie bez niej. Hermiona była wszystkim co miał. Nie chciał tego stracić.

- Co to ma być? – Spytał obrzucając Zabiniego zjadliwym spojrzeniem, gdy zaraz przy ich wejściu zobaczył sporego siniaka na twarzy dziewczyny. Aż ogarnęła Go wściekłość. Hermiona również była wściekła, ale z innego powodu. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Przecież wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Chociaż rozdzierało to jej serce, czuła, że tak będzie najlepiej. Najwyraźniej Draco uważał inaczej.
Spiorunowała Go wzrokiem mając nadzieje, że zrobi to jakieś wrażenie, ale on nie zwrócił na nią nawet uwagi.

- Spotkaliśmy po drodze Pansy. – Przyznał niezbyt chętnie. – Chciała dać upust swojemu niezadowoleniu. Najwyraźniej Twój brat postanowił się zakręcić tuż koło niej.

- Skoro uważa, że nie stać Go na nic lepszego. – Mruknął chłopak, którego ani trochę nie obchodziła Pansy ani Duncan. W tym momencie pragnął o nich zapomnieć. Liczyła się tylko ona. Dziewczyna, która była przyczyną wszystkich jego rozterek. Dziewczyna, którą pokochał tak bardzo, że aż nie mógł o niej zapomnieć. I ta, która w tym momencie tak bardzo Go nienawidziła. Blaise widząc, że stracił całe zainteresowanie przyjaciela czmychnął czym prędzej z pokoju. Draco nawet nie zauważył. Przez cały czas wpatrywał się w Hermionę.

- Długo będziesz się tak na mnie gapił czy uwolnisz mnie w końcu? – Warknęła Hermiona pokazując mu związane dłonie z tyłu. Zaczynało być jej trochę niewygodnie i miała cichą nadzieje, że jakoś wpłynie na chłopaka. Oprzytomniał jakby zorientował się, że ona może cokolwiek mówić. Podszedł do niej z wyciągniętą różdżką. Aż cofnęła się na bok. Zaklął cicho i schował różdżkę. Nigdy nie chciał by Hermiona się Go bała. Spojrzał na nią marszcząc brwi, ale schował różdżkę.

- Uwolnię Cię. – Powiedział zbliżając się. – Jeśli obiecasz, że mnie wysłuchasz i nie uciekniesz. – Kiwnęła głową. Niech mu będzie. Wysłucha Go, ale niech na nic więcej nie liczy. Draco uwolnił jej dłonie. Z ulgą rozprostowała zdrętwiałe nadgarstki. Usiadła na wskazanym krześle nie zwracając uwagi na elegancko zastawiony stół i czerwone róże. Chyba najpiękniejsze jakie w życiu widziała. Gdy spojrzała na młodego Malfoya w jej oczach czaił się chłód.

- Mów! – Rozkazała cicho, całkowicie bez uczuć. Draco kiwnął głową i zaczął opowiadać. Z początku mówił bez ładu i składu a jego historia musiała wydać się Hermionie dziwna bo co chwila marszczyła brwi słuchając Go. Opowiedział o Emily, pierwszej dziewczynie, którą udało mu się pokochać i którą zabił Lucjusz. Hermiona miała łzy w oczach, gdy to mówił. On również. Wspomnienia chociaż tak dawne i odległe to nadal bardzo bolesne. Nie zauważył nawet, kiedy przytuliła się do niego. Cichy szloch wyrwał mu się z piersi, gdy opowiadał jej o ponurym planie Voldemorta jak przez nią chciał się zbliżyć do Harrego. Tego wieczora Draco Malfoy oczyścił swoją duszę.

*** *** ***

Narcyza odruchowo cofnęła się bliżej Severusa. Strach bijący w jej oczach był zbyt widoczny by móc Go zignorować. Zawsze bała się Lucjusza. Tego co zrobi i jak się zachowa. Nigdy jednak nie bała się Go tak jak teraz. Ostre zaklęcie Criucio sprawiło, że upadła na podłogę.

- Do diabła Malfoy. – Severus wyciągnął różdżkę i stanął naprzeciw Narcyzy i Lucjusza. W jego oczach czaiła się nienawiść. Nie powinno Go obchodzić co miało się z nią stać, ale obchodziło. Ta kobieta stała się dla niego bardzo ważna. Ich niecodzienny romans przerodził się w coś większego.

- Czarny Pan nigdy Ci nie wybaczy jeśli Go zabijesz. – Wtrąciła się Bellatriks wiedząc jakim szacunkiem i zaufaniem Voldemort darzył Severusa. To było jego wierne połączenie z Hogwartem. Chociaż Bella nigdy nie popierała tego zaufania to nie miała odwagi zakwestionować wiary Voldemorta.

- Mam puścić mu to płazem? – Warknął wściekle Lucjusz nie spuszczając wzroku z Snep’a. Spoglądali na siebie z jawną wrogością, nie odrywając od siebie wzroku. Był wściekły i poirytowany. Nie chodziło mu wcale o to, że Narcyza Go zdradziła. Nie obchodziła Go wcale jako żona ani kobieta. Po prostu jej zdrada ugodziła jego własną dumę. Nie mógł pokazać innym, że własna żona przyprawiała mu rogi. Snape uśmiechnął się kpiąco z wyzwaniem w oczach. Wiedział dobrze, że Lucjusz nie zrobi nic co miało by zaszkodzić jego stosunkom z Czarnym Panem. Malfoyowie mieli za wiele do stracenia.

- Zabiorę Snep’a. – Powiedziała Bella zbliżając się do dawnego nauczyciela eliksirów. Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. W dłoniach nadal trzymał uniesioną różdżkę. Każdy na tej sali miał przed nim lęk. Snape jak nikt znał się na Czarnej Magii. Mógł rzucić jakieś zaklęcie w każdej chwili. Nadal nie cofał się zasłaniając Narcyzę swoim własnym ciałem. – A Ty wyrównaj swoje porachunki z żoną. – Gdy to mówiła nawet nie spojrzała na siostrę. Kobieta była jej całkowicie obojętna. Snape wiedział kiedy walka jest przegrana. Poczuł nagły wstręt do siebie. Po raz drugi nie umiał obronić nikogo mu drogiego. Wiedział, że nie mógł skrzywdzić Lucjusza. Jego również obowiązywał zakaz Czarnego Pana. Śmieciożercy nie występowali przeciwko sobie.  Po raz ostatni spojrzał w bezradne i przepełnione oczy Narcyzy Malfoy. Żałował, że spotkali się w tych okolicznościach. Dotknął Belli i teleportował się wraz z nią. To samo uczynił jej mąż.
- Przykro mi kochanie. – Powiedział Lucjusz kierując swoje słowa do kobiety. Narcyza była pewna, że sobie z niej drwi. Nie winiła Snep’a, że ją zostawił. Na jego miejscu zachowałaby się podobnie. Rozkaz Czarnego Pana był od nich silniejszy. Podniosła się z ziemi i spojrzała bezlitośnie w oczy męża.

- Obyś się smażył w piekle za to. – Wykrztusiła z siebie swoimi ostatnimi słowami. Z różdżki arystokraty błysnęło zielone światło i uderzyło w kobietę. Jej martwe ciało osunęło się na ziemię.

*** *** ***

Na zakończenie słów kilka:
Nieco inaczej wyobrażałam sobie ten rozdział, ale mam jednak nadzieje, że was nie zawiodłam. Niestety Narcyza musiała umrzeć by opowiadanie mogło rozwijać się swoim dalszym torem. Nie zapomniałam też o Fredzie i Lee. Wzmianka o nich na pewno pojawi się w następnym rozdziale. Oczywiście nie martwcie się. Jej śmierć nie pójdzie na marne. Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział już wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz