Z KRONIKI PROROKA CODZIENNEGO nr1:
W
sumie nie wiem co mam właściwie powiedzieć. Chyba to, że cieszę się, że
tak wiele osób czyta to opowiadanie i że się wam podoba. Głównie o to
chodzi każdemu autorowi bloga. Dzięki temu rozwijam się a pomysłów mam
całkiem sporo. W obecnej chwili mam zamiar skupić się na Ginny i Harrym a
także Hermionie i Draco. Wbrew pozorom Hermiona nie poleciała do Rona.
Jej historia z Ronem będzie miała swoją część ale zapewniam, że inną niż
myślicie. To będzie coś czego żadne z was się nie spodziewało. Wiecie,
że lubię zaskakiwać. Podobne skupienie na nowym wątku Lee i Freda. To,
że ich skojarzyłam nie oznacza, że nie lubię Freda. Po prostu chce
pokazać coś nowego. Podobnie jak w przypadku związku Narcyzy i Snep’a. A
to na pewno nie koniec niespodzianek. Wielkimi krokami zbliżamy się do
finału części pierwszej. I zapewniam Koniec będzie zaskoczeniem nawet
dla mnie bo ja sama nie wiem jak potoczy się ta historia. Nie trując
więcej zapraszam was do czytania. I oczywiście na nowy rozdział na www.pokochac-lotra.blog.onet.pl . zapraszam serdecznie.
Rozdział XIII „Śmierć przychodzi nocą”
Nimfadora
Tonks z niedowierzaniem patrzyła na mugolski test ciążowy jaki miała
przed sobą. Spodziewała się dziecka. Była w tak wielkim szoku, że aż nie
mogła w to uwierzyć. Z niezwykłą czułością głaskała płaskiego jeszcze
brzucha, który wkrótce miał zmienić swoje kształty. Dziecko. Dziecko
ukochanego mężczyzny. Chociaż przez cały okres narzeczeństwa Lupin
starał się ją zabezpieczyć to wciąż pamiętała tę cudowną noc jak kochali
się namiętnie w parku przed domem. To wówczas musiało począć się ich
maleństwo, które mogło liczyć w sobie już cały miesiąc. Niemal
promieniała szczęściem, chociaż bała się przekazać te wiadomość
ukochanemu. Nie wiedziała jak mężczyzna zareaguje na to. Już dawno
postanowił, że nie da jej dziecka chociaż byli zaręczeni. Powiedział, że
nie skaże jej na nie pewny los czy przetrwa tę niezwykłą ciąże. Był
wilkołakiem i to ciążyło na ich szczęściu niczym klątwa.
- Niemożliwe.
– Wyszeptała oszołomiona swoim odkryciem. Niecierpliwie oczekiwała na
Lupina. Pragnęła by pojawił się w jej domu i mogli na spokojnie
porozmawiać. Była w ciąży. Najpiękniejsza wiadomość na jaką wcale nie
liczyła. Czuła się jak nowonarodzona i wbrew pozorom szczęśliwa. Bez
względu na to co powie Lupin urodzi to dziecko. Była na to przygotowana.
Nie podda się wcale. Z uwielbieniem spojrzała na pozytywny wynik testu a
w oku kręciła się zbłąkana łza. Jej serce przepełniało prawdziwe
szczęście. Spojrzała na stary mugolski zegar zdobiący salon w skromnym
mieszkaniu jaki wynajmowali z Lupinem na przedmieściach Londynu. Nie
mogła wrócić do domu, chociaż bardzo tego pragnęła. Jej ojciec Teddy
Tonks zniknął zaraz po tym jak zaatakowano ich dom. Jej matka uznała, że
tak będzie lepiej. Świat Czarodziei nie był dla niego bezpieczny.
Dochodziła godzina jedenasta. Lupin już dawno powinien wrócić do domu.
strasznie się denerwowała, gdy wyruszał na te nieszczęsne misje dla
Dumbledor’a. Ona również chciała też coś robić, ale nie pozwalał jej.
Była wściekła ponieważ tak samo jak on należała do Zakonu Feniksa.
Drgnęła wyrywając się z zamyślenia, gdy usłyszała kroki na schodach.
Mała kamienica mieściła w sobie jeszcze trzy mugolskie rodziny.
Zareagowała błyskawicznie, gdy usłyszała krzyk młodej dziewczyny.
Rozpoznała Alice Felton, młodą mężatkę z małym dzieckiem. Błyskawicznie
chwyciła za różdżkę i wybiegła na korytarz. Stanęła jak wryta widząc
torturowaną mugolkę. Zatrzęsła się ze złości.
- To mnie szukasz Alecto. – Powiedziała kierując swoje słowa do jasnowłosej kobiety, która torturowała mugolkę. – Zostaw ją!
- Jak
chcesz Tonks. – Zachichotała Alecto i przerwała swoją torturę. – Wiesz
jak długo Cię szukałam? Miałam wrażenie, że zapadłaś się pod ziemię. –
Pokręciła głową z irytacją. W jej oczach czaił się błysk ponurej
satysfakcji. – Zabiłaś mi brata. Swoją głową zapłacisz za jego śmierć.
-
Nie sądzę… - Głos Lupina wydawał się być zbawienny. Alecto próbowała
cisnąć zaklęciem w Tonks ale Lupin był szybszy. Obezwładnił ją w jednej
chwili, związując błyskawicznie sznurem.
- Co
z nią zrobisz? – Spytała dygocząc cała w jego ramionach. Zaklął, gdy
zorientował się jak bardzo była wystraszona i przytulił ją mocno.
- Znajdzie
się jedno wolne miejsce w Azkabanie. – Mruknął niezbyt chętnie. Wezwani
Aurorzy natychmiast zabrali miotającą się wściekle dziewczynę. Tonks
mogła wreszcie odetchnąć z ulgą. Po raz pierwszy od dawna czuła się
bezpieczna.
*** *** ***
Od
dosłownie dwóch tygodni Draco usiłował porozmawiać z Hermioną. Nie
chciała nawet słuchać jego wyjaśnień. Po prostu z niezwykłą łatwością
skreśliła Go ze swojego życia. Był załamany i rozgoryczony. Czuł się
naprawdę fatalnie. Dopiero, gdy ją stracił zorientował się jak bardzo
ważna była dla niego. Potrzebował jej. Mógł jedynie ją obserwować jak
znów włóczyła się w towarzystwie swoich przyjaciół nie chcąc zostać
sama. Był wściekły na ojca, który nie dość, że poniżył Go w towarzystwie
przyrodniego brata to jeszcze zniszczył jego szansę na szczęście. Mógł
być szczęśliwy u boku Hermiony i odciąć się od własnej przeszłości.
Teraz musiał ją jedynie do siebie przekonać na nowo. Wiedział dobrze, że
wystarczyło słowo do Voldemorta i ojciec drogo zapłaciłby za swój
występek. Ostatecznie zniweczył misje Draco chcąc Go jeszcze dotkliwiej
upokorzyć. Musiał z nią porozmawiać zanim całkowicie oszaleje.
Potrzebował tego.
-
Blaise… - Zawołał w końcu swojego dawnego przyjaciela po kolejnej
próbie rozmowy z Hermioną. Unikała jego towarzystwa, ale on nie odpuści
jej tak łatwo. Będzie walczył o każdą próbę rozmowy z nią. – Chciałbyś
zarobić trochę galeonów? – Oczy Bleis’a zabłysły na samą myśl. – Zrobisz
dla mnie małą przysługę. – Wiedział, że jego plan jest szalony i mógłby
drogo zapłacić, gdyby ktoś się o nim dowiedział, ale nie przejmował się
tym zbytnio. Był zrozpaczony a zrozpaczony człowiek był gotowy do
wszystkiego. Blaise zgodził się bardzo chętnie zadowolony, że przyjaciel
czegoś od niego potrzebuje. Hermiona wracała właśnie do dormitorium,
gdy poczuła czyjąś rękę na ustach. Szarpnęła usiłując się uwolnić, ale
napastnik był silniejszy od niej. Skutecznie unieruchomił jej ręce
wykręcając je do tyłu.
-
Tylko krzyknij a pozbawię Cię życia zanim się odezwiesz. – Rozpoznała
syczący jej do ucha głos Bleis’a. Zesztywniała, gdy Ślizgon związał jej
ręce prowadząc w stronę Dormitorium Ślizgnonów. Była przerażona i serce
zabiło jej mocno. Nie miała pojęcia co chcą z nią zrobić. Blaise zabrał
jej różdżkę by nie zrobiła czegoś głupiego.
-
Proszę , proszę… - Usłyszała kpiący głos Pansy w towarzystwie Isabel
jednej ze swoich przyjaciółek. Pansy nienawidziła Hermiony od chwili,
gdy Draco zaczął się z nią
spotykać. Chociaż nie mówili na głos o swoim związku to jednak miała
wrażenie, że ona wiedziała, że byli razem. Byli, ponieważ po tym czego
się dowiedziała ich związek należy do przeszłości. – Blaise dokąd ją zabierasz?
-
Nie Twój interes. – Syknął zły, że akurat natknął się właśnie na nią. –
Możesz mnie puścić? – Spytał chcąc wyminąć dziewczynę, która zagradzała
mu drogę. Pansy nie miała jednak zamiaru. Trafiła jej się niesamowita
okazja z której chciała skorzystać. Nie dbając o obecność Zabiniego
zbliżyła się do Hermiony i chwyciła ją za włosy i wymierzyła siarczysty
policzek.
-
Zawsze miałam chęć to zrobić. – Powiedziała z zimną satysfakcją w
głosie. Jej oczy były przepełnione nienawiścią. Hermiona zadrżała cała
pod jej wpływem. Skuliła się przygotowana na kolejny cios, gdy Pansy
uniosła rękę. Nie nastąpił ponieważ Blaise chwycił rękę dziewczyny i
odepchnął ją brutalnie.
-
Jeszcze raz Parkinson. – Wycedził wściekle. Dziewczyna aż zachłysnęła
się z oburzenia i sięgnęła po różdżkę. Była gotowa uderzyć w nich oboje w
razie takiej potrzeby.
-
Pansy kochanie wyluzuj. – Drgnęła, gdy usłyszała pieszczotliwy zwrot
Duncana. Pojawił się znienacka i przyciągnął do siebie. Jakaś dziwna i
niezrozumiała siła ciągnęła ją do tego mężczyzny od samego początku.
Zawsze jednak starała się oprzeć pokusie. – Pozwól Blaisowi zabawić się
jego zabaweczką. – Zimne oczy Duncana spoczęły na Hermionie. Z trudem
wytrzymała to spojrzenie. Duncan umiał być przerażający jeśli tego
chciał.
-
Masz racje. – Dodała pozwalając się wyprowadzić zostawili ją samą z
Blaisem. Chłopak nie czekając dłużej chwycił ją za włosy i brutalnie
pociągnął w stronę lochów.
*** *** ***
Narcyza
nie kryła swojego zdenerwowania. Opóźniał się jej okres. Powinna dostać
okres dwa tygodnie temu. Podobny przypadek miała, gdy zaszła w ciąże z
Draconem. Oblał ją zimny pot z przerażenia. Chociaż Lucjusz nie raz
wykorzystywał jej ciało to jednak wiedziała, że jeśli będzie w ciąży to
nie z nim. To będzie dziecko
Severusa. Odruchowo dotknęła brzucha. Chciała tego dziecka i to bardzo.
Draco tak szybko dorósł a ona nie miała nawet okazji się nim zajmować.
Lucjusz natychmiast otoczył Go opieką guwernantek, że dla matki nie było
nawet miejsca. Nie mogła Go nawet karmić. Robiła to za nią wynajęta
mamka jak za dawnych czasów. Tym
razem będzie inaczej. Obiecała sobie. Wolała by urodziła córeczkę,
wówczas Lucjusz nie będzie się nią interesował. Zawsze uważał, że
dziewczynki nie są potrzebne w rodzinie. Liczą się tylko potomkowie
męscy. Chociaż dziwiło ją to, że Dracona ledwo tolerował a Duncana wręcz
ubóstwiał.
-
Wychodzę do Eve. – Powiedziała nakładając na siebie skromny jedwabny
płaszcz. Nie chciała wyglądać zbyt elegancko by nie wzbudzać żadnych
podejrzeń. Lucjusz uniósł brwi i spojrzał na nią sceptycznie. Właśnie
siedział w salonie, gdzie rozparty czytał porannego Timesa. Ostatnio
żona wychodziła coraz częściej i wydawała się jakaś taka inna. Nie
rozumiał na czym polega ta zmiana, ale obiecał, że się dowie. Głównie
dlatego posłał za nią wiernego skrzata domowego Fergusa.
-
W porządku. – Mruknął wracając do gazety. Narcyza wyszła na zewnątrz.
Było ciepło i przyjemnie, gdy przemierzała skromne ulice Londynu wprost
do małego mieszkania Severusa. Często zastanawiała się, jak udawało mu
się znajdować czas na spotkania z nią. Na szczęście odległość nie była
dla nich żadnym problemem. Severus czekał na nią z apetycznie pachnącą
kolacją i powitał w progu namiętnym pocałunkiem. To był ich mały rytuał.
-
Bałem się, że nie przyjdziesz. – Wyszeptał Severus wtulając się w nią.
Naprawdę tak było. Czuł się szczęśliwy w jej towarzystwie, chociaż
całkowicie się tego nie spodziewał. To miał być zwykły i przelotny
romans. Chciał sprawić sobie przyjemność i jej a tymczasem przerodziło
się to w coś o wiele głębszego niż by chciał.
-
Wiesz, że muszę uważać. – Wyszeptała, oddając mu płaszcz. Snape kiwnął
głową uważnie badając jej twarz. Na szczęście na ciele kobiety nie
pojawił się żaden nowy siniak. Nie wiedział jakby zareagował gdyby coś
takiego zobaczył.
-
Chyba nie uważasz dość dobrze kochanie. – Drgnęła, gdy usłyszała
porażający głos Lucjusza. Chciała odsunąć się od Snep’a, ale ten
przyciągnął ją do siebie. Z kieszeni wyciągnął różdżkę i wycelował w
jego stronę. Nie zareagował gdy tuż za nim pojawiło się małżeństwo
Leastrange. Bellatriks i Rufus. Oboje z wyciągniętymi różdżkami. – Oddaj
moją żonę. – Zażądał Lucjusz nie spuszczając swego morderczego
spojrzenia z kobiety. Narcyza poczuła, że zapłaci najwyższą cenę za tę
zdradę.
*** *** ***
Draco
niecierpliwie krążył po pokoju oczekując dawnego przyjaciela. Wiedział,
że Hermiona będzie zła z powodu jego podstępu, ale to był jedyny sposób
by z nią porozmawiać. Musiał naprawić to co zniszczył jego ojciec swoim
gadaniem. Nadal czuł do siebie wstręt na wspomnienie wyrazu jej oczu
jakim Go obrzuciła a ból w środku był niemal nie do zniesienia. Tak
bardzo za nią tęsknił, że aż wszystko się w nim gotowało. Wiedział, że
to jego wina. Zawiódł jej zaufanie. Miał tylko nadzieje, że nie
zniszczył wszystkiego. Obawiał się, że nie poradzi sobie bez niej.
Hermiona była wszystkim co miał. Nie chciał tego stracić.
-
Co to ma być? – Spytał obrzucając Zabiniego zjadliwym spojrzeniem, gdy
zaraz przy ich wejściu zobaczył sporego siniaka na twarzy dziewczyny. Aż
ogarnęła Go wściekłość. Hermiona również była wściekła, ale z innego
powodu. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Przecież wyraźnie
dawała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Chociaż
rozdzierało to jej serce, czuła, że tak będzie najlepiej. Najwyraźniej
Draco uważał inaczej.
Spiorunowała Go wzrokiem mając nadzieje, że zrobi to jakieś wrażenie, ale on nie zwrócił na nią nawet uwagi.
-
Spotkaliśmy po drodze Pansy. – Przyznał niezbyt chętnie. – Chciała dać
upust swojemu niezadowoleniu. Najwyraźniej Twój brat postanowił się
zakręcić tuż koło niej.
-
Skoro uważa, że nie stać Go na nic lepszego. – Mruknął chłopak, którego
ani trochę nie obchodziła Pansy ani Duncan. W tym momencie pragnął o
nich zapomnieć. Liczyła się tylko ona. Dziewczyna, która była przyczyną
wszystkich jego rozterek. Dziewczyna, którą pokochał tak bardzo, że aż
nie mógł o niej zapomnieć. I ta, która w tym momencie tak bardzo Go
nienawidziła. Blaise widząc, że stracił całe zainteresowanie przyjaciela
czmychnął czym prędzej z pokoju. Draco nawet nie zauważył. Przez cały
czas wpatrywał się w Hermionę.
-
Długo będziesz się tak na mnie gapił czy uwolnisz mnie w końcu? –
Warknęła Hermiona pokazując mu związane dłonie z tyłu. Zaczynało być jej
trochę niewygodnie i miała cichą nadzieje, że jakoś wpłynie na
chłopaka. Oprzytomniał jakby zorientował się, że ona może cokolwiek
mówić. Podszedł do niej z wyciągniętą różdżką. Aż cofnęła się na bok.
Zaklął cicho i schował różdżkę. Nigdy nie chciał by Hermiona się Go
bała. Spojrzał na nią marszcząc brwi, ale schował różdżkę.
-
Uwolnię Cię. – Powiedział zbliżając się. – Jeśli obiecasz, że mnie
wysłuchasz i nie uciekniesz. – Kiwnęła głową. Niech mu będzie. Wysłucha
Go, ale niech na nic więcej nie liczy. Draco uwolnił jej dłonie. Z ulgą
rozprostowała zdrętwiałe nadgarstki. Usiadła na wskazanym krześle nie
zwracając uwagi na elegancko zastawiony stół i czerwone róże. Chyba
najpiękniejsze jakie w życiu widziała. Gdy spojrzała na młodego Malfoya w
jej oczach czaił się chłód.
-
Mów! – Rozkazała cicho, całkowicie bez uczuć. Draco kiwnął głową i
zaczął opowiadać. Z początku mówił bez ładu i składu a jego historia
musiała wydać się Hermionie dziwna bo co chwila marszczyła brwi
słuchając Go. Opowiedział o Emily, pierwszej dziewczynie, którą udało mu
się pokochać i którą zabił Lucjusz. Hermiona miała łzy w oczach, gdy to
mówił. On również. Wspomnienia chociaż tak dawne i odległe to nadal
bardzo bolesne. Nie zauważył nawet, kiedy przytuliła się do niego. Cichy
szloch wyrwał mu się z piersi, gdy opowiadał jej o ponurym planie
Voldemorta jak przez nią chciał się zbliżyć do Harrego. Tego wieczora
Draco Malfoy oczyścił swoją duszę.
*** *** ***
Narcyza
odruchowo cofnęła się bliżej Severusa. Strach bijący w jej oczach był
zbyt widoczny by móc Go zignorować. Zawsze bała się Lucjusza. Tego co
zrobi i jak się zachowa. Nigdy jednak nie bała się Go tak jak teraz.
Ostre zaklęcie Criucio sprawiło, że upadła na podłogę.
-
Do diabła Malfoy. – Severus wyciągnął różdżkę i stanął naprzeciw
Narcyzy i Lucjusza. W jego oczach czaiła się nienawiść. Nie powinno Go
obchodzić co miało się z nią stać, ale obchodziło. Ta kobieta stała się
dla niego bardzo ważna. Ich niecodzienny romans przerodził się w coś
większego.
-
Czarny Pan nigdy Ci nie wybaczy jeśli Go zabijesz. – Wtrąciła się
Bellatriks wiedząc jakim szacunkiem i zaufaniem Voldemort darzył
Severusa. To było jego wierne połączenie z Hogwartem. Chociaż Bella
nigdy nie popierała tego zaufania to nie miała odwagi zakwestionować
wiary Voldemorta.
-
Mam puścić mu to płazem? – Warknął wściekle Lucjusz nie spuszczając
wzroku z Snep’a. Spoglądali na siebie z jawną wrogością, nie odrywając
od siebie wzroku. Był wściekły i poirytowany. Nie chodziło mu wcale o
to, że Narcyza Go zdradziła. Nie obchodziła Go wcale jako żona ani
kobieta. Po prostu jej zdrada ugodziła jego własną dumę. Nie mógł
pokazać innym, że własna żona przyprawiała mu rogi. Snape uśmiechnął się
kpiąco z wyzwaniem w oczach. Wiedział dobrze, że Lucjusz nie zrobi nic
co miało by zaszkodzić jego stosunkom z Czarnym Panem. Malfoyowie mieli
za wiele do stracenia.
-
Zabiorę Snep’a. – Powiedziała Bella zbliżając się do dawnego
nauczyciela eliksirów. Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. W dłoniach
nadal trzymał uniesioną różdżkę. Każdy na tej sali miał przed nim lęk.
Snape jak nikt znał się na Czarnej Magii. Mógł rzucić jakieś zaklęcie w
każdej chwili. Nadal nie cofał się zasłaniając Narcyzę swoim własnym
ciałem. – A Ty wyrównaj swoje porachunki z żoną. – Gdy to mówiła nawet
nie spojrzała na siostrę. Kobieta była jej całkowicie obojętna. Snape
wiedział kiedy walka jest przegrana. Poczuł nagły wstręt do siebie. Po
raz drugi nie umiał obronić nikogo mu drogiego. Wiedział, że nie mógł
skrzywdzić Lucjusza. Jego również obowiązywał zakaz Czarnego Pana.
Śmieciożercy nie występowali przeciwko sobie. Po
raz ostatni spojrzał w bezradne i przepełnione oczy Narcyzy Malfoy.
Żałował, że spotkali się w tych okolicznościach. Dotknął Belli i
teleportował się wraz z nią. To samo uczynił jej mąż.
-
Przykro mi kochanie. – Powiedział Lucjusz kierując swoje słowa do
kobiety. Narcyza była pewna, że sobie z niej drwi. Nie winiła Snep’a, że
ją zostawił. Na jego miejscu zachowałaby się podobnie. Rozkaz Czarnego
Pana był od nich silniejszy. Podniosła się z ziemi i spojrzała
bezlitośnie w oczy męża.
-
Obyś się smażył w piekle za to. – Wykrztusiła z siebie swoimi ostatnimi
słowami. Z różdżki arystokraty błysnęło zielone światło i uderzyło w
kobietę. Jej martwe ciało osunęło się na ziemię.
*** *** ***
Na zakończenie słów kilka:
Nieco
inaczej wyobrażałam sobie ten rozdział, ale mam jednak nadzieje, że was
nie zawiodłam. Niestety Narcyza musiała umrzeć by opowiadanie mogło
rozwijać się swoim dalszym torem. Nie zapomniałam też o Fredzie i Lee.
Wzmianka o nich na pewno pojawi się w następnym rozdziale. Oczywiście
nie martwcie się. Jej śmierć nie pójdzie na marne. Tymczasem zapraszam
na kolejny rozdział już wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz