Z kronik proroka codziennego nr5:
Wasze
komentarze pod poprzednim rozdziałem „trucizny cz.2” niemal mnie
zaskoczyły a niektóre nawet bardzo wzruszyły. Dziękuje wam z całego
serca. Dzieki takim czytelnikom jak ladyapocalypse, Risa, Vami,
Beatrice, czy Rasspery istnieje ten blog. Naprawdę uwielbiam czytać
komentarze pozostawione przez was. Nawet te krytyczne. Dzięki temu
wznoszę ulepszenia bloga. Proszony dział o postaciach jest w trakcie
realizacji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem niedługo się pojawi.
Na razie uruchomiłam„Wywiader”. Jeśli
chcecie bliżej poznać mnie, jako autorkę i spoilery to zapraszam
właśnie tam. Na wszystkie pytania odpowiem z przyjemnością. A propo.
Dziękuje za wszystkie nominacje. Odpowiem na to jak tylko znajdę chwilę
wolnego czasu.
p.s. PRZYPOMINAM
PO RAZ KOLEJNY BY WSZELKIE POWIADOMIENIA, SPAM I WSZYSTKO INNE BYŁO
POZOSTAWIANE W MIEJSCU DO TEGO PRZEZNACZONYM SPAMOWNIKU. DZIĘKUJE ZA
UWAGĘ!! !!
fanów przygód Lilly i Jamesa zapraszam na całkiem inną wersje ich historii, którą możecie poznać na www.ostatni--rozdzial.blog.onet.pl
*** *** ***
(Hogwart!! Kilka dni później)
Sala
główna cała zawrzała. Nikt się tego nie spodziewał. Jeszcze zaledwie
kilka dni temu sprawiali wrażenie tak bardzo w sobie zakochanych. Takich
szczęśliwych. Nikt nie widział wspanialszej pary od nich. Wszędzie
razem. Zawsze czule objęci i szczęśliwi. A jednak coś się zmieniło i
pękło w młodym Malfoyu. A wszystko, od kiedy Malfoy został uratowany z
rąk swojego ojca. Z początku wszystko wyglądało inaczej. Draco sprawiał
wrażenie zakochanego w Hermionie. Wciąż jej towarzyszył. Był jednak
jakiś dziwny. Pogrążony we własnych przemyśleniach. Sprawiał wrażenie
nieobecnego. Hermiona nie ukrywała, że martwiła się o ukochanego. Miała
wrażenie, że działo się z nim coś złego. Za każdym razem jak próbowała
się do niego zbliżyć odsuwał się od niej. Wykręcał jakimiś półsłówkami.
Zachowywał się tak jakby była dla niego nikim. Bolało ją to strasznie.
Nie rozumiała jego zachowania. To nie był Draco, którego poznała na
początku. A teraz jeszcze to. Właśnie weszła do Wielkiej Sali w
towarzystwie swoich przyjaciół Harrego i Rona, gdy Go spostrzegła. Jej
ukochany siedział wsparty na ramieniu Pansy i sprawiał wrażenie
nieobecnego. Ślizgonka mówiła o czymś z ożywieniem wymachując przy tym
rękoma. Tuż obok nich siedział Blaise Zabini siedział jak dawniej po
prawicy Draco a z tyłu za nimi Duncan, który sprawiał wrażenie
niezadowolonego z sytuacji. W Hermionie coś pękło, gdy Pansy spojrzała
na nią z triumfalną miną. Zakręciło jej się w głowie. Ostatnio przy
wielu przypadkach robiło jej się słabo. Z trudem opanowała drżenie i
zbliżyła się do niego.
-
Draco… - Wyszeptała cicho. Musiała dwa razy powtórzyć jego imię by w
końcu ją zauważył. Czuła się upokorzona. Podniósł wzrok i spojrzał na
nią od niechcenia. – Możemy porozmawiać?
-
Zajęty jestem. – Odburknął a reszta Ślizgonów zachichotała. Ręka
Malfoya powędrowała wokół biustu Pansy. Czuł wstręt do samego siebie w
tym momencie. Nie miał jednak wyjścia. Jeśli chciał ją ratować musiał od
niej odejść. Widział malujący się ból na jej twarzy. Miał chęć się
zabić w tym momencie, ale dalej prowadził te grę. – Nie widzisz Granger?
- Granger? – Wykrztusiła oszołomiona Hermiona. To był dla niej cios.
-
Tak masz chyba na nazwisko nie? – Uniósł kpiąco brwi mierząc ją
wzrokiem. Podniósł się z miejsc. Hermiona jakby wystraszona cofnęła się
odruchowo. Draco musiał odegrać spektakl. Żałował, że nie mógł jej
przygotować. Musiał ją zranić by wszyscy mu uwierzyli, że znów jest tym
samym Malfoyem co kiedyś. Inaczej ona umrze.
- Nie rozumiem… - Wyszeptała przytłoczona jego słowami. – Po tym wszystkim? Draco… …
-
Chodzi Ci o nasze małe spotkania? – Zaśmiał się rubasznie. – Byłaś
słodka Granger nie ukrywam. To się jednak skończyło. Naprawdę myślałaś,
że to coś poważnego? – Ślizgoni zarechotali donośnie. – Nie kocham Cię Granger! –
Dodał bezlitośnie niemal wykrzykując najbardziej bolesne słowa i
odszedł w towarzystwie obejmującej Pansy. Hermiona zemdlona osunęła się
na ziemię czując, że jej świat właśnie się zawalił.
*** *** ***
Było
już późno, gdy w mroźny wieczór przedzierała się do domu. Zmęczona i
senna po ciężkim dniu. Ciąża nie ułatwiała wcale życia, ale była
szczęśliwa. Cieszyła się, że będzie matką. Każdego ranka z czułością
dotykała brzucha wyobrażając sobie, jaki skarb z niego wyjdzie. Nie była
ważna dla niej płeć. Ani to, kim będzie. Ważne, że pokocha je wierną i
nieskrępowaną miłością, tak samo jak pokochała jego ojca. Znów poczuła
piekące łzy. Nie chciała płakać, ale nie mogła nic na to poradzić. Minął
tydzień, od kiedy odeszła. Niby nie tak wiele, ale dla niej to była
nieskończoność. Tak bardzo tęskniła. Już po dwóch dniach zaczynała
żałować, że odeszła. W dodatku nie miała wieści ze świata Czarodziejów.
Kompletnie się odcięła znajdując schronienie w mugolskiej dzielnicy
Londynu. Wynajęła skromne mieszkanie za swoje ostatnie oszczędności,
oraz udało znaleźć się jej pracę w podrzędnym pubie. Z pozoru spokojne
miejsce, ale tylko w ciągu dnia. Wieczorami przychodziło mnóstwo
pijanych mugoli, którzy często nie znali umiaru. Na szczęście nad
wszystkim czuwał Jeff, miejscowy ochroniarz. Był potężnym osiłkiem i
wiele osób się, Go wręcz bało. Nie dziwiła się wcale. Jeff dbał o to by
kelnerkom i pracującym barmanom nic się nie stało. Mimo jego obecności
nie czuła się wcale bezpieczna. Przerażał ją szczególnie jeden klient.
Zaczął ją zaczepiać jak tylko się pojawiła. W tym mężczyźnie było coś
odstraszającego. Zawsze ubierał się na czarno. Jego twarz przysłaniał
spiczasty kapelusz, który nosił. Wyczuwała w nim otaczającą Go aurę zła.
Nie rozumiała tego i strasznie się bała. Wolała unikać tego mężczyzny.
Jednak on miał inne plany. Wyczuwała, że ktoś ją śledził, dlatego
nerwowo przyspieszyła kroku. Kamienica, w której mieszkała była już
bardzo blisko. Ponury budynek nie zachęcał nikogo, ani dzielnica, w
której mieszkała. Mimo wszystko czuła się tu bezpiecznie.
-
Jest tu, kto? – Zawołała czując, się coraz bardziej wystraszona.
Wyczuwała czyjąś obecność. Instynktownie sięgnęła po różdżkę, którą
zawsze miała przy sobie. Bardzo się jednak starała by żaden z mugoli nie
zauważył, kim była. Jednak w obecnej sytuacji nie będzie miała wyjścia.
-
Nie bój się duszko. – Tonks zamarła słysząc głos głos nieznajomego.
Wyłonił się z cienia. Krzyknęła, gdy rozpoznała klienta z pubu. W
pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Była skazana na siebie. Cofnęła się kilka kroków. Była tak blisko. Modliła się, aby mogła zdążyć do domu. – To tylko ja.
-
Kim jesteś? – Zapytała cicho. W jej głosie brzmiał wyraźny lęk. Nie
chciała pokazać jak bardzo się boi, ale strach był silniejszy. Odruchowo
dotknęła swojego brzucha. Z nią może zrobić, co chce, ale niech nie
krzywdzi maleństwa, które nosiła pod sercem. To jedyny skarb, jaki
posiadała w tym momencie.
- Wkrótce się dowiesz. – Powiedział tajemniczo. Spostrzegła coś błyszczącego w jego ręku. To
była różdżka. Ten nieznajomy był czarodziejem. Zalała ją jeszcze
większa fala niepokoju. Wolnymi krokami zbliżał się do niej. Nie
widziała jego twarzy. Tylko te oczy. Zimne i aroganckie. Miała wrażenie,
że jego spojrzenie przeszywa ją na wylot. Serce biło jej jak oszalałe
ze strachu. Był już blisko. Instynktownie rzuciła się do ucieczki. Był
szybszy. Złapał ją zanim zdołała dobiec do klatki. Próbowała się bronić.
Walczyła zaciekle atakując Go na oślep. Strąciła mu kapelusz z głowy.
Zaklął wściekle nie spodziewając się takiej reakcji z jej strony. – Nie
ruszaj się głupia. – Syknął jej do ucha, skutecznie unieruchamiając jej
ręce. Skrzywiła się z bólu, chociaż nie zrobił tego wcale mocno. – Nie
chce Cię skrzywdzić.
-
Wiec, czego chcesz? – Zapytała rozpaczliwie. Zaprzestała walki w obawie
o swoje dziecko. Nie ufała mu jednak. Poczuła jak krępuje jej ręce
szorstkim sznurem, który wyczarował z różdżki. Mógł użyć jakiegoś
zaklęcia unieruchamiającego. Była zdziwiona, że tego nie zrobił. –
Dlaczego to robisz?
-
Nie kłopocz się tym kochana. – Czule pogładził jej włosy. Wzdrygnęła
się. Ten dotyk wywołał u niej wstręt. Próbowała wyobrazić sobie bliskość
Lupina. Trochę ją to uspokoiło, ale nie wiele. – Na razie rozluźnij
się. Nic Ci nie zrobię. Obiecuje. – Wyszeptał w jej ucho. Poczuła dziwny
zapach, który dobiegał znikąd. Zrobiła się dziwnie senna. Próbowała
walczyć z sennością. Mrugała powiekami, chcąc zachować przytomność
umysłu. Nie udało jej się. Do jej uszu dobiegła dziwnie znajoma melodia.
Zanim rozpoznała dźwięki swojej dziecięcej pozytywki straciła
przytomność. Nieznajomy mężczyzna rozejrzał się ostrożnie dookoła. Wziął
na ręce nieprzytomną dziewczynę i zniknął w otchłani nocy.
*** *** ***
(Hogwart obecnie)
Hermiona
starała się skupić na tym, co mówił profesor Snape. Nie było jej wcale
łatwo. Ciągle myślała o Draconie. Minęły dwa długie tygodnie. Nic nie
wskazywało na to, że Lucjuszowi zmięknie serce i uwolni Ślizgona. Nawet
Dumbledore usiłował się z nim skontaktować. Bezskutecznie. Nawet
Minister Magii nie miał na to wpływu. Hermiona zaczynała się martwić, że
już nigdy nie zobaczy swojego ukochanego.
-
Musimy coś z tym zrobić. – Wyszeptała cicho, gdy późnym wieczorem
siedzieli w bibliotece. Było już bardzo późno i większość uczniów
kierowało się w stronę swoich dormitoriów by zdążyć przed ciszą nocną.
-
Niby co? – Spytał Harry, który bardzo współczuł przyjaciółce. Sam
jednak miał inny kłopot. Od kiedy Ginn odzyskała przytomność unikała Go.
Nie rozumiał tego i strasznie się martwił. Sprawiała wrażenie jakby nie
chciała z nim być. Jednak sprawa z Malfoyem była bardzo poważna.
Voldemort mógł w tej chwili wyciągać jakieś informacje od niego. Nawet
torturami. Na samą myśl współczuł Ślizgonowi. Voldemort był okrutnym
Czarodziejem.
-
Uwolnijmy Go! – Już dawno o tym myślała. Wiedziała jak wielkie ryzyko,
ale nie przejmowała się tym. Draco był dla niej dużo ważniejszy. Mogła
dla niego wiele ryzykować. Nawet własne życie. – Nie mamy nic do
stracenia. Nikt nie zauważy, że nas nie ma.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł. – Wtrącił się Ron, który do tej pory
uważał zniknięcie Draco za zbawienne. Usiłował zbliżyć się do Hermiony,
ale niestety bezskutecznie. Słyszał nie raz jak płakała, gdy myślała, że
nikt nie widział. Było mu przykro i nie miał sposobu by otrzeć jej łzy.
Chyba, że sprowadzi Malfoya. – Jednak możemy zaryzykować, ale branie
Harryego? To zbyt ryzykowne.
-
Nie pójdziecie be ze mnie. – Harry podniósł się gwałtownie. Wolał nie
myśleć co by się stało gdyby Voldemort złapał dwoje jego najlepszych
przyjaciół. Zrobiłby wszystko żeby Go skrzywdzić. Nawet raniąc ich. Voldemort znał największe słabości Harryego i mógł je wykorzystać w każdej chwili. – To zbyt ryzykowne.
-
Sama nie wiem… - Hermiona nie pewnie spojrzała na przyjaciela. Nie
chciała Go narażać na niebezpieczeństwo. – Nie jesteś jeszcze gotowy na
pojedynek z Voldemortem.
-
Nigdy nie będę na niego gotowy. – Powiedział cicho Harry patrząc na
nią. – Jednak w końcu do niego dojdzie. Voldemort nie odpuści. Ja
również nie. Myślę, że oboje nie mamy wyjścia w tym wypadku. Dumbledore
coraz więcej mi pokazuje. Zaczynam patrzeć na wszystko całkiem inaczej.
-
Jutro obmyślimy plan. – Powiedziała cicho Hermiona. Rozstali się przed
portretem. Ron i Harry mieli jakieś tajne zgromadzenie Quiddicha.
Hermiona została sama ze swoimi myślami. Zastanawiała się czy dobrze
postępują. W pewnym momencie poczuła jak czyjaś ręka zasłoniła jej usta.
Chciała krzyknąć, ale nie miała szans. Ktoś zaciągnął ją w jakiś ciemny
kąt.
-
Uspokój się Granger. – Rozpoznała cichy głos Vertona. Zastygła bez
ruchu i spojrzała na niego. – Teraz Cię puszczę. Tylko nie krzycz. –
Pokiwała głową i zdjął swoją rękę i puścił ją. Pohamowała odruch
ucieczki. Spojrzała na niego pytająco. – Wiem, że planujecie uwolnić
Malfoya. To zbyt ryzykowne. Myślę, że sam mogę wam pomóc. – Powiedział
cicho patrząc na nią. Była zaskoczona. Wiedziała jednak, że Verton może mieć racje. I chociaż popełniała szaleństwo postanowiła mu zaufać.
*** *** ***
Draco
miał powoli dość swojego uwięzienia. Minęło sporo czasu i nic nie
wskazywało na to, że ojcu zmięknie serce. Nie miał zamiaru wypuszczać Go
z więziennej celi. Na szczęście już Go nie przykuwał. Mimo wszystko
wciąż był strasznie osłabiony. Lucjusz miał zamiar zadręczyć Go na
śmierć. Wieczorami przychodził do niego torturami zmuszając do
uległości. Chciał wyciągnąć najwięcej informacji. Głównie o Dumbledorze.
Draco nie miał zamiaru się ugiąć. Nie będzie pod presją własnego ojca.
Dzielnie stawiał czoła tej tyranii, chociaż miał coraz mniej siły i woli
walki. Gdyby nie myślenie o Hermionie poddałby się już dawno. To dla
niej tak bardzo walczył. Dla niej był gotów na wszystko. Nigdy nie
kochał tak mocno jak teraz. To uczucie przestało Go już przerażać.
Wiedział, że rodziło się z głębi jego serca. Powoli oswajał się z tym.
-
Jesteś bardzo głupi Draco. – Z zamyślenia wyrwał Go ponury głos Belli.
Spojrzał na ciotkę z pogardą w oczach. Najbardziej obsesyjna osoba w
jego rodzinie. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Bella próbowała Go zabić
wtedy, gdy uciekali przed nimi z Hermioną. – Powinieneś się poddać.
Czarny Pan już wkrótce wróci. Będzie mniej litościwy niż Twój ojciec.
-
Nie obchodzi mnie to! – Wrzasnął dźwigając się na nogi. Nagły przypływ
sił wstąpił w niego. Nie bał się śmierci. Nie miała ona dla niego
znaczenia. Bał się jedynie tego, że Hermiona może bardzo cierpieć, jeśli
mu się coś stanie. – Może zrobić ze mną, co chcesz słyszysz Leastrange?
– W jego głosie słychać było drwinę i rozpacz, którą bardzo starał się
ukryć. – Nie jestem ważny.
-
Oczywiście, że jesteś. – Bella z trudem hamowała swoją złość. W jej
ręku pojawiła się różdżka. Po jej minie wyraźnie było widać, że pragnie
bardzo jej użyć. Draco był przygotowany na ból. Doświadczył już go wiele
w ciągu minionego tygodnia. Jeden raz więcej nie zrobi mu różnicy.
Spiął się w sobie i spojrzał z wyzwaniem w oczach na kobietę. – Jesteś
Malfoyem Draco. Jesteś częścią tego wszystkiego. Nie możesz się wyprzeć
dziedzictwa, które nosisz.
-
Już to zrobiłem. – Mruknął ponuro. To była prawda. W chwili, gdy wybrał
Hermionę, zrezygnował ze swojego dziedzictwa. Wszystko, w co do tej
pory wierzył przestało się dla niego liczyć. Leastrange
już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle zastygła z dziwnym wyrazem na
twarzy. Draco osłupiał całkowicie. A jeszcze bardziej, gdy zobaczył
wysuwającą się Hermioną Granger z różdżką w ręku. – Hermiona? –
Wykrztusił z oszołomieniem, gdy zaklęciem usiłowała rozwalić kratę do
jego celi.
-
W ten sposób tego nie zrobisz Granger. – Usłyszał pełen poirytowania
głos przyrodniego brata. Zastygł bez ruchu, ale dziewczyna nie wyglądała
na wystraszoną a wręcz przeciwnie. Zachowywała się tak jakby jego
pojawienie się było zaplanowane z góry. Zaklął cicho, gdy zrozumiał, co
zrobiła. Jeśli się z tego wydostaną zrobi jej solidny wykład na temat
jej zachowania.
-
Więc zrób to po swojemu. – Mruknęła Hermiona odsuwając się. Verton
posłusznie spełnił jej prośbę. Jego ojciec dał mu dostęp do wszystkich
zaklęć obowiązujących w panujących w domu. Uwolniony Draco odetchnął i z miejsca podbiegł do Hermiony przytulając ją do siebie.
- Moja głupiutka… - Wyszeptał jej czule we włosy. Z
trudem oderwał się od jej ust. Tak bardzo jej pożądał. Będą mieli czas
by się sobą nacieszyć. Teraz musieli wydostać się z celi i wrócić jakoś
do Hogwartu. Z góry dobiegły Go jakieś głosy. Verton rzucił mu zdobytą
jakoś jego różdżkę. W oczach przyrodniego brata Draco dostrzegł coś,
czego nie umiał zidentyfikować, ale wystarczyło by mu się nie spodobało.
Poczuł, że znaleźli się w poważnych kłopotach… …
*** *** ***
Mogła
Go kochać, być z nim, ale nie mogła przytulić, objąć ani pocałować. Na
samą myśl o tym była załamana i przerażona. Odsuwanie się od Harrego
było dla niej tak bardzo trudne. Za każdym razem, gdy chłopak chciał ją
pocałować uciekała wymigając się jakimiś drobnostkami. Wiedziała, że w
końcu musi stanąć prawdzie w oczy. Powiedzieć mu wszystko. Bała się
jednak. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Przecież kochała Harrego
i była pewna jego uczuć. Zaczęła nawet myśleć, że jej lęk jest wręcz
obsesyjnie absurdalny. Przecież Harry by zrozumiał. Nie odsunąłby się od
niej. To nie jej wina, że Jessica doprawiła trucizną antidotum.
Rozmawiała nawet o tym z profesorem Slughornem. Tylko jemu powiedziała,
co się z nią dzieje i co grozi Harryemu jeśli za bardzo się do niego
zbliży. Slughorn wydawał się być zaskoczony. Z podobnym zaklęciem nie
miał nigdy do czynienia, ale obiecał jej, że spróbuje rozwikłać zagadkę.
Gdzieś istniało z niego wyjście i on je znajdzie. Mimo
to Slugorn powiedział, że powinna porozmawiać z Harrym. Miał racje.
Musiała to zrobić. Westchnęła cicho spacerując nerwowo po bibliotece.
Postanowiła, że właśnie tu porozmawiają. Idealne miejsce do tak trudnej
rozmowy. Biedny Harry. Na pewno nie wiele rozumiał z jej zachowania.
Może nawet myślał, że Go nie kocha już. Pokręciła głową na samą myśl.
Nie Harry nie mógłby tak pomyśleć. Musiała wiedzieć, że był pewny jej
uczuć. Musiała sama mu to powiedzieć. Pojawił się po pół godzinie i
zauważyła, że był podenerwowany. Chciał ją przytulić, ale jak zwykle
odsunęła się. Nie chciała by coś mu się stało, tylko, dlatego, że za
bardzo się zagalopują. Żałowała, że Michel nie dowiedział się więcej. Od
tamtej pory nie rozmawiali ze sobą. Gdzieś w głębi duszy była na niego
zła, chociaż w sumie nie powinna. Michel nie był niczemu winien.
-
Ginn, co się dzieje? – Zapytał zaniepokojony Harry widząc, że znów to
zrobiła. Znów się odsunęła. Tak bardzo ją kochał. Zaczynał się obawiać
czy Ginny po tej chorobie odwzajemnia jego uczucia. Czy jeszcze coś dla
niej znaczy.
-
Harry… - Wyszeptała jego imię zdławionym głosem. Zobaczył łzy w jej
oczach i zaklął cicho. Cierpiała. Wyczuwał to cierpienie i nie rozumiał,
dlaczego. Przecież do tej pory byli szczęśliwi. Przed chorobą wszystko
się układało. A teraz? Coś się zmieniło. Coś lub ktoś zranił ją tak
mocno, że nawet odsuwała się od niego. Miał ochotę zabić tego kogoś
gołymi rękami.- Nie możemy być razem. – Zastygł bez ruchu słysząc jej
słowa. Zbladł na twarzy. Nie mogą być razem? Co za bzdury opowiadała?
-
Co Ty wygadujesz? – Zapytał groźnie aż się skuliła w sobie ze strachu.
Znów zaklął. Tym razem na siebie. Nie zareagował odpowiednio. Nie
powinien się wściekać. Musi nad sobą zapanować. Nad swoimi emocjami. Nie
było to łatwe zadanie. – Niby, dlaczego? Przecież mnie kochasz? – Spojrzał jej głęboko w oczy. Oczywiście, że Go kochała. Całym swoim sercem.
-
Kiedy przyniesiono mi antidotum coś się stało… - Wyszeptała cicho.
Wolała powiedzieć prawdę niż skłamać. – Jess je zatruła. Jakaś klątwa
czy coś. Nie mogę Cię dotknąć, pocałować, bo wówczas… - Załkała cicho
rozmazując całą twarz rzewnymi łzami. – Bo wówczas możesz umrzeć… -
Zrobiła to. Powiedziała. Harry patrzył na nią osłupiały. Spodziewał się
wszystkiego, ale nie tego. Czy dobrze ją zrozumiał? Czy to w ogóle
możliwe? Jakby groźba Voldemorta to za mało. Znów zaklął. Miał wrażenie,
że cały świat obraca się przeciwko nim.
-
Harry! – Ron wpadł niespodziewanie do biblioteki. Był zdyszany i
zdenerwowany. W ręku trzymał jakąś kartkę. Spiorunował wzrokiem
przyjaciela. Akurat teraz musiał się pojawić. Miał do Ginny tyle pytań. A
tak mało odpowiedzi. – Hermiona… - Wykrztusił tylko. – Udała się z
Vertonem do rezydencji Malfoyów. – Harremu zakręciło się w głowie. Tylko
tego brakowało. Jego najlepsza przyjaciółka wpakowała się w poważne
kłopoty. Był coraz bardziej wściekły.
- Idź… - Powiedziała cicho Ginn ocierając łzy by brat ich nie zauważył. – Musisz jej pomóc. –
Pokiwał głową i odszedł z Ronem. Nie robił tego chętnie, ale Hermiona
też była ważna. Musieli ją ratować. Na rozmowę przyjdzie czas. Jeśli
przeżyją czekające ich starcie.
*** *** ***
Nie
była pewna czy dobrze robi ufając mu. To był bardzo spontaniczny
wyskok. Nie chciała ryzykować życia Rona a zwłaszcza Harrego, który był
dla nich tak bardzo ważny. Musiała zrobić to sama. Sama uwolnić Draco. Nie
mogła ryzykować. Z Vertonem bez problemu dotarli do rezydencji. Mimo to
była przygotowana na walkę. Gdy zobaczyła Draco w tak kiepskim stanie
zmartwiła się. Widać było jak Lucjusz obchodził się z własnym synem.
Musiała Go podtrzymać żeby nie upadł. Verton rzucił mu różdżkę. Z góry
słychać było odgłosy wzburzonej rozmowy. Ktoś schodził do celi. Hermiona bała się. Wyczuwała, że nie ominie ich walka. Nie chciała tego, ale dla ukochanego była wstanie zrobić wszystko.
-
Brawo Verton… - Głos Leastrange dobiegł ich z oddali. Pojawiła się
znienacka z Lucjuszem i Greybackiem u boku. Hermiona zamarła słysząc te
słowa. Z zawiścią spojrzała na przyrodniego brata Draco. Mogła się
spodziewać zdrady z jego strony. Nie powinna była mu zaufać. Draco
mocniej przyciągnął ją do siebie. Chociaż był bardzo słaby to będzie
walczył. Dla niej i o nią. Nie
miał pojęcia, po co Verton dał mu różdżkę skoro i tak zdradził, ale był
mu wdzięczny. Przynajmniej może walczyć. Ochronić kobietę, którą kocha. –
Odłóż różdżkę, Draco. – Syknęła w stronę swojego drugiego siostrzeńca.-
Nie chce robić Ci krzywdy. Czarny Pan Cię oczekuje. – Draco zadrżał.
Nie wiedział, że już wrócił. Nie powiedziano mu. Nie spodziewał się
tego.
-
Nie poddam się bez walki. - Wykrzyknął dzielnie. Nie należał do
tchórzy. Nie miał zamiaru zbyt łatwo oddać im swojej krwi. Nie tym
razem. Bellatriks zaśmiała się rozbawiona jego zachowaniem. Podejrzewała
to. Verton również wykrzywił zęby w pół uśmiechu. W myślach nazywał
brata głupkiem. Poświęcał się dla szlamy. Coraz lepiej rozumiał prawa
rządzące światem czarodziejów. I coraz bardziej upodabniał się do
starego Malfoya.
-
Obawiam się, że będziesz musiał… - Verton chwycił Hermionę i
przyciągnął do siebie. Z gardła zaskoczonej dziewczyny wydobył się
krzyk. Chłopak przystawił jej różdżkę do głowy. – Robię się całkiem
dobry w zaklęciach. – Powiedział bratu. Wiesz, że mogę ją skrzywdzić. –
Draco wiedział i nie miał wyjścia. Bezradnie odrzucił swoją różdżkę na
bok. Pozwolił by Bellatriks wyczarowała węzły na jego rękach. To samo
zrobiła z Hermioną.
-
Przepraszam… - Wyszeptał cicho Draco w stronę dziewczyny, gdy
prowadzili ich ku schodom. Hermiona drżała. Bała się podobnie jak on
sam. Chyba jeszcze nigdy nie była taka przestraszona. Nie miała jeszcze
okazji stanąć przed Voldemortem. Nie tak jak teraz. Gdy zobaczyła jego
oblicze odruchowo cofnęła się. Zmuszono ją by uklękła przed nim.
-
Panna Granger…- Voldemort uśmiechnął się na widok szlamowatej
przyjaciółki Pottera. Wcześniej miała być kluczem a teraz mogła być jego
klęską. Młody Malfoy był za bardzo pod jej wpływem. Ze zgrozą odbierał
jego uczucia. – Miło Cię powitać w moich skromnych progach. – Dodał
wykrzywiając się w ponurym grymasie. Draco zadrżał, gdy wzrok Voldemorta
spoczął na nim. – Przysięgniesz mi wierność młody Malfoyu. – Powiedział
cicho. – Przysięgniesz, albo ona skona u Twoich stóp.
-
Nie… - Wykrzyknął przerażony, gdy ciałem dziewczyny wstrząsnął spazm
bólu. Upadła na ziemię, próbując pohamować krzyk. Crucio. Voldemort
wyglądał jakby się dobrze bawił. Ból innych sprawiał mu przyjemność. –
Proszę… - Nie mógł znieść widoku cierpienia ukochanej. Był gotów na
wszystko. – Zrobię to. – Powiedział cicho spuszczając głowę. Wiedział,
że tym razem przegrał. Nie miał wyboru. Musiał się poddać.
*** *** ***
Czarny
Pan nie krył swojej satysfakcji. Wreszcie zostanie zwycięzcą. Marzył o
zniszczeniu Pottera i szukał tylko szansy i odpowiedniej okazji. Harry
Potter musiał być martwy, żeby on mógł zatriumfować. I teraz nadarzyła
się okazja. Idealna, na jaką czekał. Sprowadzenie tu Granger było dobrym
pomysłem. Najlepsza przyjaciółka jego wroga. Na pewno nie pozwoli jej
cierpieć. Przybędzie na
spotkanie z nim a rezydencja Malfoyów będzie jego grobem. Uśmiechnął się
na samą myśl wyobrażając sobie chwile triumfu. Swojego wielkiego
zwycięstwa. Z uśmiechem na ustach obserwował ciało skomlącej z bólu
Granger. Na chwilę przerwał torturę i spojrzał z wyzwaniem na młodego
Malfoya, który cicho powiedział, że to zrobi. Przysięgnie mu swoją
wierność. Tego właśnie oczekiwał by doprowadzić swój plan do końca.
-
Uklęknij Draco… - Powiedział rozkazującym tonem. – Uklęknij i wyciągnij
prawą rękę. – Draco posłusznie przyklękł. W głowie miał szereg różnych
myśli. Miał chęć zabić wroga, ale wiedział, że nie miałby z nim szans.
Tylko Harry Potter mógłby zniszczyć Voldemorta. Tylko on był wstanie z
nim walczyć i ujść z tego cało. Nie patrząc na Hermionę wyciągnął swoją
dłoń. Voldemort wyciągnął różdżkę, po czym przyłożył do ramienia
Ślizgona. Draco poczuł paraliżujący ból. Miał wrażenie, że ramię pali Go
żywym ogniem. Zwinął się z bólu i zacisnął zęby nie chcąc krzyczeć przy
świadkach. Na jego ramieniu pojawiał się Mroczny Znak. – Twoja
przysięga została przyjęta. Od tej pory należysz do mnie. Powstań młody
Śmieciożerco. – Draco z trudem podniósł się z klęczek. Ból powoli
ustępował. Nie był wstanie spojrzeć na swoją dłoń. Dookoła rozległy się
dumne oklaski. To Lucjusz i Bella przyjęli z entuzjazmem jego zmianę.
Dobrze wiedzieli, czemu to zrobił. Wszystko przez wzgląd na nią.
Dziewczynę, która leżała półprzytomna na posadzce u stóp Czarnego Pana.
- Tak panie… - Wymamrotał cicho kłaniając się nisko w geście szacunku. Nie był z siebie dumny wręcz przeciwnie czuł pogardę. Żałował,
że Ne mógł inaczej. – Czy mogę Cię o coś prosić? – Zapytał cicho z
nadzieją w głosie. Miał nadzieje, że teraz, kiedy zrobił wszystko, co
kazał, Voldemort okaże się bardziej litościwy. Głęboko w to wierzył. Voldemort
spojrzał na niego pytająco. – Czy mógłbyś uwolnić Hermionę? Nie jest
już Ci potrzebna prawda? To mnie chciałeś… … - Wstrzymał głęboko oddech
wytrzymując palące spojrzenie Czarodzieja.
-
Aż tak Ci na niej zależy? – Spytał cicho Voldemort a Draco przytaknął
ochoczo. Nie wyczuwał podstępu. Nie chciał wierzyć, że to jakaś pułapka.
Chwila niepewności była dla jego serca torturą. – Więc ją zabij… -
Wszyscy na Sali wstrzymali oddech. – Zabij te Szlamę i udowodnij swoją
wierność. – Młody Malfoy zamarł. Zabić Hermionę? Nie spodziewał się
takiego rozkazu. Wolałby sam umrzeć niż to zrobić.
- Nie mogę… - Wyszeptał cicho spuszczając głowę. – Nie potrafię jej skrzywdzić.
-
Na litość boską to tylko szlama Draco. – Zdenerwował się Lucjusz
dopadając syna. Był wściekły jego zachowaniem. – Naprawdę chcesz za nią
umierać? Za nic nie wartą Gryfonkę? – W sercu Draco zawrzało. Hermiona
nie była nic nie warta. Nie dla niego. Odmieniła jego życie. Pokazała
całkiem inny świat.
-
Jestem pełen podziwu Draco. – Czarny Pan podniósł się ze swojego
„tronu”. W ręku trzymał uniesioną różdżkę. – Pozwolę Ci wybrać jej
śmierć. Czy ja mam ją zabić? – Zapytał kierując różdżkę na dziewczynę.
Serce młodego Ślizgona zastygło bez ruchu. Poczuł, że wszystko wymyka
się spod kontroli. Nie było nadziei, że wyjdą cało z tego spotkania.
Miał wrażenie, że przyszłość, o której tak bardzo marzył umarła
bezpowrotnie.
*** *** ***
Dzięki Zgredkowi udało im się przedostać do rezydencji Malfoyów. Domowy skrzat był dawniej służącym u tej rodziny.
-
Harry Potter musi być bardzo ostrożny. – Ostrzegał Go Skrzat po raz
kolejny, gdy skryli się w jednym z pokoi. – Ten Którego Imienia Nie
Wolno Wymawiać tu jest. – Zgredek nie musiał ostrzegać Harrego. Dobrze
wiedział, że Voldemort tu jest. Jego blizna w kształcie Błyskawicy
boleśnie dawała o sobie znać. Musiał wziąć się w garść by ratować przyjaciółkę.
-
Nadal nie wiem czy to dobry pomysł. – Powiedział cicho Ron, kręcąc
głową. Był zdeterminowany i przerażony wydarzeniami, jakie miały
miejsce. Chciał jednak pomóc Hermionie. Uratować ją.
-
Nie mamy wyjścia Ron. – Westchnął Harry. Po raz pierwszy podzielał
zdanie Rona i rozumiał jego obawy. – Działamy według planu. – Ron
niechętnie pokiwał głową. Do ich uszu dobiegł rozpaczliwy krzyk
Hermiony. Musieli działać. Harry sięgnął po swoją różdżkę. Ron zrobił to
samo. Byli gotowi do walki. Ramię w ramię wyszli z ukrycia i skierowali
swoje kroki w stronę salonu. – Zostaw ją! – Zawołał Harry buntowniczo w
stronę Voldemorta, który szykował się do zabicia Hermiony. – Jestem
tutaj. Szukałeś mnie… - Wszyscy zamarli z zaskoczenia. Nikt nie
spodziewał się pojawienia młodego Pottera. Nikt po za samym Voldemortem.
Harry dostrzegł triumfalny błysk w jego oczach. Domyślił się, że to
była pułapka. Voldemort nie cofnie się przed niczym by Go zniszczyć.
-
Harry Potter… - Voldemort ruszył w jego stronę nikomu nie pozwalając
się zbliżyć. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś. Tutaj i w dodatku sam.
–Nikt nie zwrócił uwagę na Rona, który ruszył ostrożnie w stronę leżącej
Hermiony. Jedynie Draco spojrzał na niego, ale nic nie powiedział.
Pokiwał głową znacząco by uratował dziewczynę. Wiedział, że dla niego
nie ma ratunku. Został Śmieciożercą.
- Voldemort… - Syknął Harry wyciągając różdżkę. Po raz kolejny stali naprzeciwko siebie. Po raz kolejny mieli stoczyć pojedynek na śmierć i życie. Pojedynek, z którego tylko jeden z nich wyjdzie cało. Był
przygotowany na śmierć. Nie bał się jej wcale. Jednak wiedział też, że
jego śmierć oznacza klęskę dla rasy Czarodziejów. Dla nich musiał
walczyć. Wyżej uniósł różdżkę. W
głowie przypomniał sobie wszystkie zaklęcia, jakie znał do tej pory.
Wiedział, że w tym momencie przyda mu się tylko jedno. Nie spuszczał
wzroku ze swojego wroga. Podobnie jak on. Ron zdążył zniknąć z Hermioną
zanim rozległ się krzyk Bellatriks i rzuciła się w ich stronę. Moc
Skrzata domowego była nieograniczona.
-
Jesteś gotowy na śmierć? – Zapytał cicho Voldemort. Był pewny
zwycięstwa. Wiedział, że tylko on jeden może wygrać ten pojedynek. I
wtedy coś się stało. Gdy myślami cofał się wstecz nie miał pojęcia, co
to było. Oślepił Go błysk białego światła. Sparaliżowało całe ciało.
Ktoś krzyczał. W około latały śmiertelne zaklęcia. Ostatkiem
sił zdążył zobaczyć kryjącą się w oddali postać, która rzuciła
zaklęcie. Miał dziwne wrażenie, że skądś ją zna. Zanim sobie przypomniał
skąd stracił przytomność.
*** *** ***
Gdy
zobaczyła Dracona stojącego na schodach Hogwartu nie kryła swojego
szczęścia. A więc Zgredek uwolnił i jego. W tym całym zamieszaniu
myślała, że jej ukochany nadal został uwięziony we dworze. Natychmiast
do niego podbiegła, ale ku jej zaskoczeniu Draco wyminął ją zmierzając w
stronę stojących Pansy i Blais’a swojego dawnego przyjaciela. Blaise
nie spuszczał z niej swojego triumfalnego spojrzenia. Nie rozumiała
tego. Był jakiś dziwny.
-
Draco… - Wyszeptała cicho patrząc na niego niezbyt pewnie. Pokręcił
jedynie głową i odszedł w ich towarzystwie. Zostawił ją. Zabolało to.
Dopiero w Wielkiej Sali odważyła się z nim porozmawiać. Chciała
wiedzieć, co się dzieje. A potem powiedział te dwa słowa. Dwa bolesne
słowa, które wbiły jej kołek w serce.
- Nie kocham Cię Granger! –
Wykrzyczał to niemal na pół Sali. Miała wrażenie, że wszyscy wpatrują
się w nią uważnie. Gdyby ktoś jej nie podtrzymał upadłaby. Draco mówił
to tak pewnie. Tak bardzo zdecydowanie. W jego oczach widziała chłód i
zimno. Zupełnie jakby wrócił dawny stary Malfoy. Ron rzucił mu zawistne
spojrzenie. To on znalazł się przy Hermionie, gdy zobaczył scenę, jaka
się rozegrała. Miał chęć zamordować Go gołymi rękami. Od początku nie
ufał Ślizgonowi. Najwyraźniej miał racje. Niestety miał racje.
-
Opiekuj się nią Ron. – Wyszeptał cicho do przyjaciela, gdy tylko minął
Rudzielca przy wejściu. Ron rzucił mu zaskoczone spojrzenie, ale nic nie
powiedział tylko wzruszył jedynie ramionami. Gdy
Hermiona została sama rozpłakała się jak dziecko. Myślała, że będzie
szczęśliwa. Myślała, że kocha i jest kochana. Tymczasem Draco pokazał
jej jak bardzo się myli. Powiedział, że jej nie kocha a później dostała
list. List, w którym powiadamiał ją, że zrywają ze sobą. Jakby nie miał
odwagi powiedzieć jej tego na głos. To właśnie czytając ten list
zemdlała po raz pierwszy. Potem zdarzało jej się to coraz częściej.
Zawroty głowy. Odruchy wymiotne. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.
Gdy straciła przytomność na lekcji u profesora Slughorna wyczuła, że
Draco wystraszył się nie na żarty. Zdążyła usłyszeć szept Blaisa.
-
Miałeś się nią nie przejmować. – Syknął mu do ucha widząc jak Draco
podniósł się na widok mdlejącej Hermiony. Draco pokręcił głową i usiadł
widząc jak Ron bierze na ręce dziewczynę i wynosi do Skrzydła
Szpitalnego. Gdy obudziła się nadal była bardzo osłabiona i nie
wiedziała, co się z nią dzieje. Miała wrażenie, że coś jest nie tak z
jej własnym ciałem. Czuła, że działo się coś bardzo złego.
-
Co mi jest? – Wyszeptała, gdy pani Pomfrey podała jej jakieś ziołowy
napar, który niezbyt dobrze smakował jak wszystko, co przyrządzała
pielęgniarka.
-
Nic strasznego panno Granger. – Powiedziała kobieta uśmiechając się do
niej ciepło i tajemniczo zarazem. Hermiona spoglądała na nią pytająco. –
To, co spotyka wiele kobiet, które sypiają ze swoimi ukochanymi. – Na
samą myśl Hermiona spłonęła rumieńcem i poczuła ukłucie bólu. Już nigdy
nie będzie dzielić tych chwil z Draco. Zerwał z nią. Z niewiadomych
powodów porzucił. – Jesteś w ciąży! – Hermiona była w szoku słysząc te
słowa. To było coś, czego się nie spodziewała. Była w ciąży. Spodziewała
się dziecka Dracona. Mimo wszystko w tej jednej chwili czuła się
najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
*** *** ***
Na zakończenie:
Tym
rozdziałem chyba pobiłam swój rekord. 10 stron Worda wyobrażacie sobie?
Ale mnie naszło. Owszem mogłam podzielić ten rozdział, ale uznałam, że
to trochę bez sensu. Tak jest zdecydowanie lepiej i ciekawiej. Kolejny
rozdział miał być Epilogiem do pierwszej części, ale jakoś tak przyszło
mi do głowy że jeszcze pociągnę te część o jeszcze jeden rozdział. A
więc zapraszam na kolejny z kolei XVIII rozdział pt: „Dlaczego to zrobiłeś”. Już wkrótce!! !!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz