27 lipca 2012

rozdział II "poszukiwani"



NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TAK MIŁEGO POWITANIA PRZY PIERWSZYM ROZDZIALE CHOCIAŻ WIEM JAK MAŁO DOPRACOWANY I SŁABY BYŁ. DLATEGO TYM RAZEM POSTARAŁAM SIĘ ZDECYDOWANIE LEPIEJ. MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ SPODOBA I ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA.

Rozdział II „poszukiwani ”
- Hermiona została porwana! – Ze snu wyrwał Harrego przeraźliwy okrzyk Rona. Niezbyt przytomnie spojrzał na przyjaciela, na którego twarzy malowało się jawne przerażenie pasujące do jego głosu. Miał taki piękny sen i niechętnie się obudził. Po raz pierwszy śnił pozbawiony koszmarów. Może dlatego, że rodzinna atmosfera panująca w Norze działała na niego kojąco. Nie umiał powiedzieć sam. Teraz niezbyt rozbudzony patrzył na przyjaciela nieprzytomnym wzrokiem. Dopiero po jakiejś chwili dotarło do niego co powiedział.
- Harry tak mi przykro… - W pokoju niespodziewanie pojawiła się Ginny Weasley, której towarzystwa unikał od kiedy pojawił się w Norze, czyli konkretnie od wczoraj. Budziła w nim niepokojące emocje, których wcześniej nie odczuwał. Teraz wtuliła się w niego zapłakana tym co się stało z jej najlepszą przyjaciółką. Czuł wyraźnie jak jej ciepłe ciało wtuliło się w niego. Pragnął by ta chwila trwała wiecznie, ale nie mógł przecież. Ginny miała chłopaka Deana z którym chodziła już rok czasu chociaż nie było tajemnicą, że kochała się w nim jakiś czas, ale nie zwracał na nią uwagi ponieważ nie czuł się odpowiednim chłopakiem dla niej. No i była jeszcze wcześniej Cho Chang. Dopiero jakoś nie dawno zdał sobie sprawę, że naprawdę ją kochał. Szybko odsunął się od tych myśli. Hermiona została porwana. Jest w niebezpieczeństwie więc musi zrobić wszystko by ją ratować. Zerwał się z łóżka odpychając od siebie Ginny i zbiegł za Ronem na dół prosto do kuchni Weasleyów.
- To moja wina… - Krzyknął do zdezorientowanych zebranych. Wszyscy zamarli na słowa chłopca, i wpatrywali się w niego.
- To nie Twoja wina Harry. – Powiedziała cicho Molly Weasley, która traktowała Harrego jak członka rodziny i chciała dla niego najlepiej. Harry nie pozwolił się objąć. Był cały wzburzony i myślał o Hermionie.
- Nie prawda to moja wina. – Upierał się przy swoim Harry. Miał wrażenie, że w tym momencie nikt go nie rozumie. Nie mają pojęcia co czuje. – Gdybyśmy spotkali się z Hermioną na Pokątnej jak nas prosiła nie stało by się to. Voldemort by jej nie zaatakował.
- Jesteś pewny Harry? – Spytał cichym głosem Dumbledore. Harry spojrzał mu w oczy, ale profesor odwrócił wzrok. – Jesteś tak bardzo pewny, że Voldemort nie zaatakowałby jej przy was?
- Uważam że nie. – Rzucił stanowczo Harry. Słowa profesora zbiły go nieco z tropu, ale nie dał się zwieźć. – Wy nic nie rozumienie. Nic. – Wrzasnął na cały głos i wybiegł z domu. Nie miał ochoty słuchać ich pouczeń. Oni nic nie rozumieli. Nic nie wiedzieli. Nie znali nawet Voledmorta. Nie byli przy tym jak zabijał dwa lata temu Cedrika. Nie byli przy tym jak powstał. Nie walczyli z nim w Departamencie Tajemnic z nim. Tylko on. Nie wiedzieli co to znaczy być Wybrańcem. Biegł aż znalazł się daleko od Nory na pustych polach. Nie mogąc złapać tchu przewrócił się i upadł twarzą w błocie. Gdy udało mu się odnaleźć okulary nałożył je sobie na nos. W oczach miał łzy. Zakon podejrzewał, że coś takiego może się stać. Dlatego ustawił straże wokół domów jego przyjaciół. Hermiona i Weasleyowie byli jego najbliższą rodziną. I oni byli najbardziej w niebezpieczeństwie. A teraz Hermiona została porwana. Przez niego. Znowu ktoś cierpi z jego najbliższych. Najpierw zginęli jego rodzice, później Syriusz tak wiele przeszedł.
- Harry… - Dobiegł go znajomy głos. Była to Carmen Martin, najlepsza przyjaciółka jego rodziców. Carmen była przyjaciółką Lily od czasów szkolnych, podobnie jak jej mama pochodziła z rodziny mugoli, chociaż Harry miał czasami wrażenie, że ukrywała jakiś mroczny sekret związany z jego rodzicami. Carmen również była narzeczoną Syriusza i bardzo przeżyła jego śmierć. Chyba ze wszystkich osób na świecie tylko oni wiedzieli co znaczy jego odejście. Nadal nosiła na palcu żałobny pierścionek po nim. Była również jego matką chrzestną. Jedyną rodziną jaką miał. Jednak z powodu bezpieczeństwa musiał nadal mieszkać u Dudleyów.
- Nie jest w porządku. – Wyszeptał podchodząc do niej. – Nie jest i nigdy nie będzie. – Carmen dobrze rozumiała znaczenie jego słów. Choć oboje nie powiedzieli tego na głos to jednak każde z nich wiedziało, że powrót Voldemorta wiele zmienił. Ich świat został zniszczony bezpowrotnie.

***

Hermionę obudził zapach jajecznicy. Dobrze pamiętała, że jej tato robił najlepszą jajecznicę jaką kiedykolwiek jadła. Przypomniała sobie dzień w którym Harry i Ron przyjechali do niej z wizytą. Było to dwa lata temu gdy o Voldemorcie nikt jeszcze nie wiedział. To były piękne czasy. Pomyślała budząc się i przeciągając na łóżku. Była dziwnie osłabiona i jakby zmęczona, chociaż przespała niemal całą noc. Niezbyt przytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się obudziła. Minęło kilka chwil zanim dotarło do niej, że nie znajdowała się w domu.
- Wreszcie się obudziłaś Granger… - Do jej zaspanej głowy dobiegł ją głos ją głos Malfoya. To sprawiło, że oprzytomniała gwałtownie i spojrzała na niego oszołomiona. Powoli docierały do niej wydarzenia ostatniego wieczora. Porwanie, walka i ucieczka. To wszystko zbyt wiele dla niej. – Czy mam wysłać zaproszenie dla księżniczki? – Spytał Malfoy z typowym sarkazmem dla siebie. Zdumiał ją fakt, że umiał gotować. Zawsze sądziła, że coś takiego jak jajecznica może być wielkim wyzwaniem dla niego. A jednak pomyliła się w ocenie. No i niezwykle kuszący zapach. Poczuła nagle że jest strasznie głodna więc nie wiele myśląc przysiadła obok Dracona i sięgnęła po łyżkę.
- Całkiem dobre. – Powiedziała z uznaniem gdy spróbowała jajecznicy. Miała w tym momencie mieszane uczucia. Nie mogła uwierzyć w to, że to najbardziej irytujący człowiek jakiego znała przyrządził tak smaczną jajecznicę. Wpatrywała się w niego mając nadzieje że to jakiś niezły żart i okaże się, że to wcale nie Malfoy a Harry i Ron po wypiciu eliksiru wieloskokowego.
- Matka nauczyła mnie gotować. – Odparł bezbarwnym głosem jakby od niechcenia. Wstał i zaczął powoli sprzątać po sobie. Nie spodziewała się takiego widoku. Zawsze miała go za lenia i bałaganiarza. Tymczasem przed nią pojawił się całkiem inny Malfoy jakiego znała ze szkoły. – Na co się tak gapisz Granger? Zbieraj się. Nie możemy tu zostać.
- Mogłam się tego spodziewać. – Mruknęła odkładając talerze i niezbyt chętnie zsunęła się z łóżka. Żałowała że nie może wysłać wiadomości Harremu ani Ronowi. Podejrzewała, że chłopak na pewno był już w Norze a tam wszyscy wiedzieli o jej porwaniu. Na pewno jej szukali. – Nora… - Krzyknęła niespodziewanie wpatrując się w niego. – Draco skoro udało Ci się przenieść nas tutaj to może przeniesiesz nad do Nory? To dom Weasleyów.
- Wiem co to jest. – Powiedział kąśliwie Draco. Chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę ale się powstrzymał. Miał ją do siebie przywiązać a nie jeszcze bardziej oddalić. – Obawiam się, że to niezbyt dobry pomysł Granger. Sporo ryzykowałem gdy nas teleportowałem i wątpię czy uda mi się po raz drugi. Nie chciałabyś stracić którejś części ciała prawda? Ostatecznie nie przeszliśmy jeszcze specjalnego szkolenia a ja trochę trenowałem z ojcem. – Sama świadomość, że Draco miał choć w połowie opanowaną tak zaawansowaną magię jaką jest teleportacja uderzyła w Hermionę niczym piorun. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Ona sama bała się uczyć teleportacji bo wiedziała jak bardzo jest niebezpieczna. Można było przenieść się bez jakiegoś członka ciała. Nawet pod nadzorem rodziców było to niemożliwe. Lucjusz na pewno o tym wiedział a mimo to zaryzykował ze swoim jedynakiem. Dla niej było to okrucieństwo, a jednak Draco mówił o tym tak lekko jakby nie widział w tym ryzyka. – Musimy do tej Nory dostać się normalnymi środkami transportu. Założę się, że w tej swojej genialnej torebce nie masz miotły?
- Niestety nie. – Powiedziała cicho Hermiona. Zaczynała poważnie się obawiać. Nie miała pojęcia gdzie się znajdowali ani jak daleko od domu. Za ich piętami szli zapewne Śmieciożercy by znów pojmać ją z rozkazu Voldemorta. „Och Granger znalazłaś się w kiepskiej sytuacji”. Pomyślała Hermiona czując jak bardzo ściska ją w żołądku. Byli zdani z Malfoyem wyłącznie na siebie choć nie rozumiała motywów jego działań. Wietrzyła w tym jakiś podstęp, ale może się myliła? Może Draco naprawdę chciał się zmienić?
- Co mi się tak przyglądasz Granger. Ruszajmy tu nie jest bezpiecznie. – Wyrwał ją z zamyślenia i powlokła się za nim by zebrać namiot. Czuła, że w czasie tej wędrówki jej cierpliwość zostanie wystawiona na ciężką próbę. Bo obcowanie z Malfoyem nie należało do najłatwiejszych a już na pewno dla młodej gryfonki, która pochodziła z rodziny mugoli.

***

Nimfadora Tonks kończyła właśnie nakrywać do stołu. Niedługo w domu pojawi się mama, która pracowała w Departamencie Tajemnic, oraz ojciec, który był aurorem. Ona dbała zawsze o to by mieli co jeść i nie przeszkadzało jej to wcale. Chociaż była już dorosłą osobą i sama była Aurorem podobało jej się takie domowe ognisko. Gdzieś w głębi duszy myślała o własnej szczęśliwej rodzinie, ale wiedziała, że mężczyzna którego kocha nigdy nie zwróci na nią uwagi i musiała się z tym pogodzić. By o nim zapomnieć spotykała się z wieloma mężczyznami ale zawsze porównywała ich do tego jedynego.
- Kochanie wróciłem. – Zamyślenia wyrwał ją głos ojca wracającego z pracy. Uśmiechnęła się ciepło. Tedy Tonks był czarodziejem z mugolskiej rodziny, jej matka zaś Andromeda Tonks czarownicą czystej krwi. Poprzez poślubienie Teda popełniła straszny według praw starej krwi mezalians a jej rodzina w tym siostry Narcyza Malfoy i Bellatriks Lestrange wyrzekły się jej. Jednak Andromeda nie zrezygnowała ze swojej miłości i gotowa o nią walczyć do ostatkiem sił. I chociaż straciła całą swoją rodzinę to nigdy nie żałowała. Tonks podzielała jej zdanie. Miała wielkie szczęście gdyż miała wyjątkowych rodziców, którzy mimo swojego wieku na każdym kroku okazywali swoją miłość. Jej mama jak tylko się pojawiła Tedy jej tata podszedł i pocałował ją na powitanie. Zawsze tak robił. Uśmiechnęła się na ten ciepły widok, ale ogarnęła ją mała fala smutku. Ona sama nigdy tak nie będzie miała. Nie zwiąże się z człowiekiem, którego nie kocha. Już wolała być sama.
- Wszystko w porządku? – Andromeda odgarnęła włosy i spojrzała na córkę ale ta pokręciła głową i zostawiła rodziców. Ale kobieta nie da się zbyć tak łatwo. Obiecała sobie, że przy najbliższej okazji porozmawia z córką. Od dawna wyczuwała, że w jej życiu pojawił się jakiś mężczyzna i nawet podejrzewała kto. Nie pytała jednak nigdy bo nie była to jej sprawa.
- Siadajmy do kolacji kochanie. – Szepnął czule jej mąż gdy zmieźwiła mu włosy poprawiając nieco zbyt poważną fryzurę. Mimo późnego wieku nadal wydawał jej się przystojny i taki męski. Już mieli kierować się w stronę domu, gdy drzwi do ich salonu gwałtownie otworzyły się. Dwa ostre zaklęcia odrzuciły w tył małżeństwo. Słysząc krzyk rodziców Tonks błyskawicznie rzuciła się im na ratunek.
- Malfoy… - Krzyknęła na widok mężczyzny, który powinien być jej wujkiem. Ich rodziną. Na jego twarzy nie widziała śladu współczucia a jedynie żywą nienawiść. Wyciągnęła różdżkę, chociaż wiedziała że nie ma szans. Za jego plecami kryła się dwójka Śmieciożeców. Dwoje z nich znała. Okrutnych bliźniaków na usługach Voldemorta. Najbardziej bała się Amycusa. Był niebezpieczny i niemal nienormalny. Cofnęła się odruchowo.
- Oddaj różdżkę Tonks. – Powiedział Lucjusz spokojnym acz stanowczym głosem w którym czaiła się groźba.
- Nie ma mowy. – Krzyknęła Tonks. Była Aurorem i członkiem Zakonu Feniksa. Nie podda się bez walki. Nie miała jednak żadnych szans. Szybko ją rozbroili i odebrali jej różdżkę. Amycus trzymał ją w żelaznym uścisku nie pozwalając się ruszyć.
- Lucjuszu pozwól mi się nią zająć. – Powiedział nie zważając na pełne pogardy spojrzenie siostry, która podnosiła z ziemi Todiego i pchała w stronę kuchni. Tonks była przerażona, ale nie da tego po sobie znać. Nie pokaże swoim wrogom jak bardzo się boi. Gdy Amycus za pozwoleniem Lucjusza skierował się w jej stronę z wyższością spojrzała mu w oczy. Nie zareagowała nawet gdy uderzył ją w twarz. Nie ugięła się przed nim. Słyszała rozpaczliwy szloch matki i krzyk torturowanego ojca. Ona jedna nie będzie płakać ani krzyczeć. Zachowa zimną krew. – Pokażę Ci co znaczy prawdziwy mężczyzna. – Powiedział Amycus chwytając ją brutalnie za rękę i ciągnąc w stronę pokoju. W tym momencie ogarnęło ją przerażenie. Wiedziała bowiem co oznaczają jego słowa. Nie była dziewicą i sypiała wcześniej z chłopakami, ale zawsze wyobrażała sobie seks jako coś przyjemnego z mężczyzną, którego kocha się, albo przynajmniej lubi. Teraz miała zostać oddana temu mężczyźnie, który nie znał litości. Poczuła jak powoli ogarnia ją prawdziwa rozpacz.

***
- Szybciej Granger znaleźli nas. – Do jej głowy dobiegł przerażony krzyk Malfoya. Spojrzała na niego ze strachem. Draco zniknął tylko na moment nad rzekę by umyć pozostałości po śniadaniu. Zdziwiła się, że w ogóle zgodził się to zrobić, ale nie protestowała. Była ciekawa i zaintrygowana jego nowym zachowaniem. Nikt by jej zapewne nie uwierzył gdyby powiedziała, że wielki panicz Draco Malfoy zmywał po sobie. Widziała jednak że był nieprzyzwyczajony do tej roboty. Chciała mu pomóc, ale stwierdziła, że niech się pomęczy. Należy mu się za te dni upokorzenia w szkole. Nie ukryła przerażenia na twarzy gdy dowiedziała się, że ich ścigają.
- Słyszałem Greyback’a i Leastrange znajdujących się w pobliżu. Musimy dostać się do Nory. Hermiono pamiętasz jak tam trafić? – Spytał mierząc ją czujnym wzrokiem.
- Nie bardzo. – Wyznała cicho Hermiona. – Przeważnie teleportowałam się w towarzystwie Dumbledor’a albo któregoś z członków Zakonu Feniksa. – Draco spojrzał na nią uważniej gdy wymieniła nazwę Zakonu. Na tym właśnie zależało Voldemortowi. Chciał znać wszystkich członków Zakonu a Granger mogła mu udzielić tych informacji.
- Mapa Czarodzieja. – Powiedział Draco po chwili uśmiechając się i wyciągnął z kieszeni coś co wyglądało jak stary pergamin.
- Czy to nie Mapa, dzięki której można trafić w każde miejsce w którym zapragniesz się znaleźć? – Spytała Hermiona nie kryjąc uznania dla Draco. Wiele razy słyszała o tej mapie a nawet widziała ją w księgarniach u mugoli. Była jednak bardzo droga, że nawet ją nie jest na taką stać.
- Widzę, że odrobiłaś pracę domową Granger. – Zakpił z niej Draco, ale nie przejęła się tym. Wyciągnął różdżkę i szepnął „Nora” i na odległej krawędzi mapy pojawił się symbol domu Weasleyów. Oboje jęknęli przerażeni. Nie było szans żeby dotrzeć do Nory.
- Czy to nie Zakazany Las? – Krzyknęła Hermiona wskazując na obszerną mroczną plamę na mapie. Hogwart nie był widoczny na żadnej mapie z powodu zaklęcia chroniącego, ale oboje wiedzieli jak tam dotrzeć.
- Chyba nie myślisz o tym samym co ja? – Spytał Draco modląc się w duchu by się mylił. Najwyraźniej Granger przebywając z Potterem oduczyła się co znaczy poczucie odpowiedzialności. Potter i Weasley uwielbiali pakować się w kłopoty a Granger szła za nimi jak ćma w stronę światła. – To czyste szaleństwo. Nie mamy szans przejść przez Zakazany Las. Nie masz pojęcia co się w nim kryje.
- Draco posłuchaj. – Pokręciła głową, ale rozumiała panikę czającą się w jego głosie. – Byłam już w Zakazanym Lesie i żyje. Wbrew pozorom są tam również stworzenia, które mogą nam pomóc.
- Skoro nie ma innego wyjścia. – Mruknął Draco. – Musimy tylko znaleźć sposób jak przeprawić się przez to. – Powiedział wskazując palcem na zwisający most. Hermiona jęknęła cicho. Most nie wyglądał stabilnie a wiedziała, że nie mogą użyć żadnych zaklęć po za szkołą by nie zostać wydalonym. Hogwartem rządziły surowe prawa których nie można było złamać bo można było zostać wydalonym.
- Chyba musimy po nim przejść. – Szepnęła cicho Hermiona stawiając niezbyt pewny krok na moście. Krzyknęła cicho gdy lekko się poruszył, ale postawiła drugi. Zardzewiała deska lekko drgnęła, gdy tuż za nią ruszył Malfoy.
- Tam są! – Rozległ się głos Greyback’a. Hermiona i Draco nie tracili czasu. Adrenalina dodała im sił i wbiegli na most nie dbając o niebezpieczeństwo. O wiele ważniejsze było nie dostanie się w ręce Śmieciożerców.
- Reducto… - Rozległ się krzyk Belli i pękły linki mostu, gdy byli już prawie przy brzegu. Malfoy w ostatniej chwili chwycił jedną ręką za linę a drugą ostatkiem sił Hermionę.
- Musisz tyle jeść Granger. – Stęknął nie mogąc sobie darować nawet w takiej chwili. Hermiona nie miała sił na sarkazm. Ogarnięta przerażeniem ostatkiem sił trzymała Draco za rękę. – Nie puszczaj. Błagam nie puszczaj! – Krzyczał przeraźliwie czując jak ześlizguje mu się z ręki. Z oddali dobiegał go szaleńczy głos jego ciotki. Najwyraźniej świetnie się przy tym bawiła nie dbając, że jego własne życie również stanęło na włosku.
- Przepraszam Draco… - Wyszeptała Hermiona patrząc na niego po raz ostatni nim rwąca rzeka porwała jej ciało. Malfoy zastygł bez ruchu czując że i on opada z sił. Nigdy nie wyobrażał sobie że właśnie tak będzie wyglądał jego koniec. Właśnie przegrał jedną z największych bitew. Własne życie. Nie wiedzieć czemu przed jego oczami pojawiło się wspomnienie uśmiechniętej Granger i jego ręka całkiem opadła z sił… … …

WIEM ZAKOŃCZYŁAM W TAKIM MOMENCIE ALE TYLKO PO TO BY ZACHĘCIĆ WAS DO CZYTANIA KOLEJNEGO ROZDZIAŁU KTÓRY POWINIEN POJAWIĆ SIĘ MOŻLIWE ŻE NA SAME ŚWIĘTA ALBO WCZEŚNIEJ NA MIKOŁAJKI. TRUDNO MI JEST POWIEDZIEĆ ZALEŻY ILE CZASU ZAJMIĘ MI PRACA NAD NIM NO I TEŻ OD WAS MOICH CZYTELNIKÓW. DZIĘKUJE ZA WSZELKIE KOMENTARZE, KTÓRE NAPRAWDĘ WIELE DLA MNIE ZNACZĄ.

1 komentarz:

  1. Zupełnie nie rozumiem braku komentarzy pod tą notkę, ale dobrze. Mam zaszczyt bycia pierwszą ^.^Rozdział ogromnie mi się podobał i w sumie tak na marginesie, deska może być zmurszała, a nie zardzewiała, ale dobra, szczegóły. Nie będziemy przywiązywać do nich przecież zbyt dużej wagi :D Urzekła mnie ostatni scena, szczególnie fragment, kiedy Dracon prosił, aby Miona nie puszczała jego ręki i to kiedy ona go przepraszała.
    No ok, lecę czytać dalej, pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń