27 lipca 2012

Rozdział II "Zaklęte wspomnienia"

Dałeś mi życie, a teraz odbierasz mówiąc mi, że pojawiłam się przez przypadek.”

Z kronik Proroka codziennego nr.9
A jednak wam się podobało.
Cieszę się, że przybywa coraz więcej chętnych na poznanie mojej historii dramione i aby tak było zawsze bo dzięki wam wiem dla kogo pisze.
Oczywiście z miłą chęcią komentuje wasze blogi ponieważ niektóre wasze historie są naprawdę niesamowite a wy macie talent tak niesamowity, że każdy pisze sto razy lepiej niż ja. Niestety prawda, ale wcale nie taka przykra bo dzięki waszym blogom szybciej mija mi czas. Myślę również o napisaniu własnej historii. Czy starczy mi pomysłów czas pokaże. Na razie pisze te historię i drugą poświęconą HP.
p.s. Dia nie mam zamiaru rezygnować. Tym razem skończę obydwie historię chyba że sami się mną znudzicie.

***
Poirytowana Pansy zsunęła się z łóżka i wzrokiem odszukała kapcie, które włożyła na zmarznięte nogi. Była wściekła na Draco za to, co wyprawiał z tą Szlamą. Nie umiał o niej zapomnieć. Myślała, że jak Granger będzie więźniem w jego domu to nie będzie się z nią tak afiszował.

- Nie mogę puścić mu tego płazem. – Mruczała do siebie zerkając na śpiącego spokojnie Duncana. Żałowała, że Draco nie jest taki jak on. Przyrodni brat Malfoya był całkiem inny i ja tylko się pojawił całkowicie zawładnął jej sercem i życiem. Wiedziała, że to powinno się skończyć, ale nie umiała. Za bardzo jej ciało pragnęło Vertona.

- Nie możesz sobie darować wspominania mojego braciszka? – Syknął Duncan słysząc jej marudzenie. Był wściekły na Pansy za to, że nie umiała zrezygnować z Dracona. Przecież nic do niego nie czuła. Była z nim tylko z obowiązku.

- Nie rozumiesz prawda? – Spojrzała na niego z wyzwaniem nie przejmując się swoją nagością. Obecność Duncana nie krępowała jej. Wręcz przeciwnie. Wyzwalała w niej całkiem nowe doznania namiętności. Podobało jej się to, ale i przerażało. To powinna czuć do kogoś innego. – Zostałam mu przeznaczona dawno temu. Zaręczyli mnie w chwili, gdy się urodziłam. Należę do rasy arystokracji, podczas gdy Ty jesteś…

- Tylko bękartem. – Dokończył za nią obelgę, której nie chciała wypowiedzieć. Wiedział, że miała racje. Draco Malfoy był prawowitym dziedzicem Lucjusza, podczas gdy on nie był nikim ważnym. Już chyba by wolał by Go uderzyła a nie powiedziała tak. – Nie musisz nic mówić Pansy. Wiem, kim jestem. Nigdy byś mnie nie chciała prawda? – Zaśmiał się ponuro wiedząc, że doskonale by tak było. – Draco jest tylko przykrywką dla Twoich prawdziwych uczuć. Tak naprawdę nie chciałabyś mnie z tego powodu, kim jestem. Nic innego nie ma żadnego znaczenia. – To była prawda. Niechętnie przyznawała mu racje. Była straszną snobką. Pożądała Go, ale zarazem się wstydziła. Czuła się winna przez to, kim była. Tak naprawdę nie chciała być z Draconem. O wiele lepiej byłoby jej u boku Malfoya, ale nie miała wyjścia. Musiała coś zrobić by zapomniał o tej Szlamie. Sprawić by wymazał ją z pamięci. Nagle zerwała się na równe nogi.

- Zaklęcie! – Wykrzyknęła a na jej twarzy pojawił się od dawna niewidziany uśmiech. Duncan poczuł jak jego serce mocno przyspieszyło.

- Jakie zaklęcie? – Spytał zdezorientowany nie wiele rozumiejąc z jej entuzjazmu. Jakoś udało mu się wygrzebać spodnie i wciągnąć je na siebie. Mamrotał coś pod nosem grzebiąc w poszukiwaniu koszuli.

- Zapomnienia albo nakazu. – Wyjaśniła mu niezwykle podniecona swoim odkryciem. – Że też wcześniej na to nie wpadłam. Duncanie możemy rzucić zaklęcie na Dracona. Sprawić, że raz na zawsze zapomni o tej Szlamie.

- Naprawdę chcesz to zrobić? – Zbliżył się do niej. Poczuła jak jej zdradzieckie serce szybciej zabiło. Ależ ona Go pragnęła. Szybko odgoniła od siebie te myśli i odsunęła się na bezpieczniejszą odległość.

- Tak. – Powiedziała zdecydowanie patrząc mu w oczy. Spostrzegła coś na kształt bólu, który natychmiast przykrył maską obojętności. – Nie mam innego wyjścia by to zrobić. Draco nie odpuści. Jest w niej zakochany. – Skrzywiła się na samą myśl. – O wiele łatwiej by było gdyby tylko pragnął jej ciała.

- Więc sprawmy to… - Duncan uśmiechnął się na samą myśl ile bólu sprawi bratu, gdy zaklęcie przestanie działać. – Masz jakiś pomysł? – Pansy uśmiechnęła się triumfalnie. Tym razem miała plan działania. I zamierzała zrobić wszystko by go osiągnąć. Z pomocą Duncana czy bez niej.

***
Harry Potter kompletnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Był oszołomiony wszystkimi wydarzeniami. Świadomość pojawienia się Bellatriks Leastrange w jego domu wstrząsnęła nim. Nie był wstanie walczyć z nimi nie ryzykując życia oszołomionych Dursleyów. Chociaż nienawidził ich za zmarnowane dzieciństwo nigdy nie życzył im śmierci. Ostatecznie byli jego rodziną a jego obowiązkiem było ich bronić. W końcu to on ściągnął na nich nieszczęście ze swojego świata. Jednak widząc przewagę liczebną Śmieciożerców poddał się. Nie miał szans by z nimi walczyć.

- Obudźcie Go! – W swoim omdlałym po ostrych torturach ciele usłyszał donośny głos Bellatriks. To ona była przywódczynią tego napadu. Harry spiął się przed kolejną falą bólu, jaka nastąpiła. Nie miał już sił. Pragnął by Go zabili i nie męczyli już dłużej.

- Zbudź się Harry… - Głos Jessici Carter dobiegł Go z daleka. Nie spodziewał się, iż ją usłyszy. Ostatecznie przebywała, w Azkabanie po próbie uśmiercenia Ginny Weasley. Na samą myśl o Ginn poczuł nagły skurcz bólu w okolicach serca. Jedyna kobieta, której pragnął i jedyna, której nie mógł dotknąć przez podłą klątwę Jessici.

- Jess… - Wycedził przez zaciśnięte zęby. Żałował, że był związany a jego różdżka leżała parę metrów przed nim. W tym momencie zabiłby ją własnymi rękami. – Sądziłem, że dalej siedzisz w więzieniu. Czyżby znudziło Ci się towarzystwo Dementorów? – Uderzyła Go w twarz za ten sarkazm. Zareagował ponurym śmiechem zastanawiając się, po co ją prowokuje. Mieli przecież jego rodzinę i mogli ich skrzywdzić. Rozglądał się po ociemnionym salonie, ale nie spostrzegł ich w pobliżu. Za to rozpoznał jeszcze Avery Carrow, Greyback’a i Teodora Granta.

- Nie bądź chamem Potter. – Odparowała mu z ponurym uśmiechem. Gdyby nie fakt, że jest zdradziecką suką pomyślałby, że jest piękna. Miała na sobie czarny kombinezon, który podkreślał jej bujne kształty. Bardzo różniła się od drobnej i smukłej Ginny. – Bez względu na to, w co pogrywasz nie wyjdziesz stąd żywy a tylko od Ciebie zależy czy Twoja rodzina przeżyje.

- Gdzie ona jest? – Odważył się spytać. Miał nadzieje, że nic się im nie stało. Greyback uwielbiał ciało mugoli a puszysty Dudley mógł wydawać mu się apetycznym kąskiem. Skrzywił się na samą myśl. – Moja rodzina. Co im zrobiliście?

- Naprawdę Cię to interesuje? – Bellatriks, która dobrze wiedziała o rodzinnej sytuacji Harrego zdziwiła się jego troską. – Nie bój się jeszcze żyją. Jednak jak wspomniałam wszystko zależy od Ciebie.

- Czego chcecie? – Spytał próbując znaleźć wyjście z tej koszmarnej sytuacji. Wiedział dobrze, że na pomoc z zewnątrz nie ma, co liczyć. Nikt nie zorientuje się, że coś mu grozi. Tym razem znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie.

- Tak już lepiej. – Bella uśmiechnęła się z satysfakcją. Czarny Pan będzie zadowolony, gdy przyprowadzą mu Harrego Pottera i obdarzy ich wielką władzą. Tego właśnie potrzebowali. Władzy i pieniędzy. – Poddasz się Potter i przysięgniesz wierność Czarnemu Panu. Jeśli tego nie zrobisz zapewniam, że będziesz błagał mnie o śmierć. – Harry wiedział, że byłaby do tego zdolna. Poczuł jak ogarnia Go rozpacz. Tym razem znalazł się w sytuacji gdzie jedynym wyjściem będzie poddanie się. Ostatecznie pokonany pokiwał głową w geście bezradności.

***
Nie tego się spodziewał. Ani po Pansy ani po swoim bracie. Nie sądził w ogóle, że zrobią mu coś takiego. Pansy już dawno powinna sobie odpuścić. Nigdy nie miał zamiaru się z nią związać nawet, jeśli czasami lądowali wspólnie w łóżku. Nie sądził nawet, że ich przymierze może być dla niego tak bardzo uciążliwe i mocno uprzykrzy mu życie. Wracał właśnie po romantycznym spotkaniu od Hermiony i czuł się szczęśliwszy. Cieszył się, że wybaczyła mu jego zachowanie i to jak ją potraktował. Naprawdę Go kochała a on obiecał sobie, iż zrobi prędzej czy później. Gdyby nie Hermiona poznałby jakąś inną dziewczynę, z którą by się związał i ułożył sobie życie. A tak stanęła na jego drodze Granger i zakochał się bez pamięci. I nigdy nie żałował tego kroku. Aż do teraz.

- Draco pozwolisz na chwilę? – Pansy Parkinson zaszła mu drogę do jego pokoju. Wściekał się, że tak bardzo panoszyła się po jego domu, chociaż nie miała żadnych praw do tego. Łączył ją jedynie romans z jego bratem, który dla niego był niesmaczny. Spojrzał na nią z krzywym wzrokiem.

- Czego chcesz Pansy? – Spytał niezadowolony. Był zmęczony i chciał się położyć. W dodatku cały czas myślał jak wyciągnąć Hermionę z tego całego bałaganu.

- Chciałam tylko z Tobą porozmawiać. – Uśmiechnęła się niewinnie. Miała nadzieje, że Draco nabierze się na ten plan. Była słodka aż do bólu. Nienawidziła tej swojej pokornej uległości względem niego, ale pogodziła się, że w tym związku to właśnie on jest osobą dominującą. Wiedziała o tym od chwili, gdy związała z nim swoją przyszłość. To małżeństwo nie będzie dla niej zbyt łatwym wyzwaniem.

- W porządku. – Niezbyt chętnie skinął jej głową. Skierowali swoje kroki w stronę gabinetu ojca, który na szczęście był pusty. Ojciec wyjechał gdzieś w interesach na zlecenie Czarnego Pana. Ostatnio coraz częściej wyjeżdżał, co Draco odczuwał za pewną ulgę. Nie mogli się dogadać, od kiedy wyszło na jaw, że spotyka się ze szlamą. Otworzył ciężkie drzwi i przystanął zaskoczony. Przy biurku jego ojca siedział swobodnie Duncan. Zachowywał się jakby to wszystko należało do niego.

- Mógłbyś stąd wyjść? – Spytał siląc się na spokój. Nie miał sił na awanturę z bratem. Wiedział, że nie wiele by to dało a dałby mu tylko satysfakcje. Wolał tego uniknąć.

- Obawiam się, że nie. – Duncan uśmiechnął się ponuro i wyciągnął różdżkę. Pansy zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzał na nich zdezorientowany.

- To jakiś spisek! – Wykrztusił również sięgając po różdżkę. W razie, czego będzie gotowy by jej użyć. By się bronić.

- To dla Twojego dobra Draco. – Odparła łagodnie Pansy dotykając jego policzka. Odskoczył od niej jakby parzyła. Nie zraziło jej to jednak. Wiedziała, że z czasem jej podziękuje za to.

- Co chcecie mi zrobić? – Wyszeptał oszołomiony. Stali teraz przed nim oboje. Jak mógł być wcześniej tak ślepy? Pansy i Duncan byli sprzymierzeńcami. Nie wiedział, dla jakiego dobra działał Duncan, ale domyślał się, co usiłowała osiągnąć Pansy. Przeklinał się w duchu za własną głupotę i brak ostrożności.

- Zapomnisz o tej Szlamie. – Powiedziała stanowczo unosząc różdżkę. Szybkie zaklęcie Duncana sprawiło, iż jego własna wypadła mu z rąk i potoczyła się po podłodze. Zaklął wściekle domyślając się, do czego zmierza. Patrzył na nią błagalnym wzrokiem, ale nie wiele to dało. To Duncan rzucił zaklęcie. Był sprawniejszy od Pansy, mimo iż ona miała za sobą lata doświadczenia. Nigdy nie była zbyt zdolna w urokach i zaklęciach.

- Oblivatte… Granger… - Wyszeptał cicho Duncan. Zaklęcie uderzyło w Draco z niezwykłą siłą. Przez chwilę poczuł ostry ból w głowie. Prawie nie zemdlał. A potem nie było nic. W jego głowie zagościła pustka.

***
- To już zbyt długo trwa. – Mruknął do siebie George Weasley z trzaskiem zamykając księgę rachunków. Wiedział dobrze, o czym mówił. Jego ostatnia rozmowa z Lee Jordanem nie wiele wniosła. Nie mógł pogodzić się z odmiennym życiem seksualnym jego brata. Dla niego nadal było to niewyobrażalne przeżycie. Dlaczego znając brata całe życie nie podejrzewał tego? Nawet nie zauważył? Fred obracał się w towarzystwie kobiet, ale nigdy z żadną nie związał się na poważnie. Teraz już wiedział, dlaczego. Jego własny brat Fred był cholernym gejem. Zaklął wściekle na samą myśl.

- George… - Angelina Jonson z troską spojrzała na ukochanego mężczyznę. Widziała jak bardzo zmienił się w ciągu minionego miesiąca. Miała wrażenie, że działo się coś złego w umyśle tego wspaniałego chłopaka. Pomagając mu w sklepie widziała zaostrzony konflikt z bratem i bolało ją to bardzo. Nigdy nie widziała ich tak poróżnionych ze sobą. Gdy Go zawołała spojrzał na nią niezbyt chętnym wzrokiem. – Wszystko w porządku? – Spytała cicho. Nie lubiła mieszać się w jego życie, ale też nie chciała patrzeć jak cierpi. Nie zasłużył na coś takiego. Był naprawdę dobrym chłopakiem.

- Nic. – Odburknął zły, że przez jego nieporozumienie z bratem cierpi na tym Angelina. Już od dawna szedł z zamiarem oświadczenia się jej, ale ciągle coś mu przeszkadzało. Czasami Angelina była zbyt wyrozumiała dla niego. Już dawno to zauważył.

- Jak to nic? – Szepnęła patrząc na niego ponuro. – Przecież widzę, że coś jest nie tak. Jednak szanuje Twoją prywatność i dlatego nie będę o nic pytała. – George pokiwał głową z uznaniem. Za to kochał Angelę. Nigdy nie naciskała ani nic takiego. Była otwarta i szczera i bezkonfliktowa. Lepszej kobiety nie mógł sobie znaleźć. Jednak Angela nie zamierzała tak łatwo się poddać. Postanowiła odwiedzić Freda, który zrezygnowawszy ze współpracy z bratem pracował teraz u Olivandera wytwórcy różdżek i traktował to, jako świetną zabawę. Angela nie podzielała zbyt jego opinii. Zawsze uważała pana Olivandera za zbyt wścibskiego człowieka. To, co zobaczyła po przybyciu na miejsce przeraziło ją. Sklep Olivandera był cały zniszczony i kompletnie legł w gruzach.

- Fred! – Wykrzyknęła podbiegając do rannego przyjaciela. Z trudem rozpoznała sklep pana Olivandera. W około leżały porozrzucane różdżki a samego właściciela nie było. Nad sklepem widniał przerażający Mroczny Znak. Najwyraźniej, któryś ze Śmieciożerców pomyślał, że zabił Freda. Ogarnął ją dreszcz na samą myśl. Był na wpółprzytomny. Wokół niego widziała mnóstwo krwi, ale żył. Oddychał słabo, ale dzięki Bogu żył. Rzuciła zaklęcie w górę. Z różdżki pociekły czerwone iskry. Miała nadzieje, że pomoc szybko nadejdzie. – Wszystko będzie dobrze. – Szeptała do przyjaciela otaczając Go ramionami. Rozerwała kawałek swojej bluzki i przyłożyła do jego ran. Delikatnie zaczęła ścierać krew z jego twarzy. Pomoc nadeszła po kwadransie. Wśród towarzyszy rozpoznała dawnego przyjaciela Tima Mortona, który chodził z nią do jednej klasy. Był blady i przerażony rozwojem sytuacji. Podobnie jak George, który pojawił się parę minut później.

- Co z moim bratem? – Krzyczał w stronę pracowników szpitala ze Św.Munga zanim Go nie uspokoili. Chyba jeszcze nigdy nie widziała Go tak wstrząśniętego. Z trudem udało jej się Go uspokoić.

- Nic mu nie będzie. – Mówiła troskliwie. Kątem oka dostrzegła przerażonego Lee Jordana, który pojawił się natychmiast po otrzymaniu wiadomości.

- To wszystko jego wina! – George ryknął wściekle na Lee, który stanął osłupiały po tym szokującym oskarżeniu. – To przez Ciebie zboczeńcu zaatakowano Freda. Gdyby nie Ty nie pokłócilibyśmy się wcale i byłby pracował spokojnie ze mną. – George odepchnął od siebie zszokowaną Angelę i ruszył w stronę chłopaka. Kilku mężczyzn w tym Artur Weasley z trudem Go powstrzymało. – Nie zbliżaj się więcej do niego rozumiesz? Bo inaczej sam Cię zabije.  – Wszyscy wstrzymali oddech słysząc, tą okrutną groźbę w ustach chłopaka. Lee czując gwałtowne wyrzuty sumienia odwrócił się na pięcie i odszedł. Wściekła Angelina pobiegła za nim a George chyba nigdy nie czuł się tak samotny jak teraz.

***
Otaczali dom już od jakiegoś czasu. Remus Lupin, Ron Weasley wraz z siostrą i Moodym stali gotowi do walki. Kiedy doszła do nich wiadomość od pani Fig o tym, że Harry jest w niebezpieczeństwie nie tracili czasu. Musieli jak najszybciej Go ratować. Grupka Śmieciożerców była w domu. Z oddali słyszał krzyk będących w domu Dursleyów.

- Co robimy Mooddy? – Spytała Ginny Weasley trzymając w ręku uniesioną różdżkę. Nie wahała się jak tylko dowiedziała się, że Harry jest w niebezpieczeństwie. Chociaż nie mogła być z nim w żaden sposób musiała zrobić wszystko by mu pomóc. Kochała tego mężczyznę nad życie i wiedziała jak był ważny dla świata Czarodziejów. Jego klęska oznaczałaby klęskę ich wszystkich. Nie mogli dopuścić by Voldemort zwyciężył.

- Atakujemy! – Zarządził stanowczo Alastor Mooddy. Jeden z najstarszych członków Zakonu Feniksa. Alastor był Aurorem i byłym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Nikt nie zawsze zgadzał się z metodami jego działania, ale nie przeczono, że był skuteczny. Dlatego zabrano Go na te misje. Lupin i Ron również przygotowali różdżki. Lupin był nieco oderwany od rzeczywistości. Myślał o Tonks, która wściekła została w domu. Była w zaawansowanej ciąży i wolał, aby została w domu. Oczywiście urządziła mu solidną awanturę i spodziewał się więcej po powrocie do domu. Westchnął ciężko ruszając za pozostałymi. Z trudem dotarli do domu Harrego. Krzyki powoli ustawały. Cała grupka nastawiła się na czujność. W domu Pottera panował straszny bałagan. Zwykle schludny dom przypominał prawdziwą ruinę. Nie tego się spodziewali. Jakimś cudem udało im się wydostać oszołomionych Dursleyów uwięzionych w pokoju na górze.

- Gdzie zabrali Harrego? – Spytał ich zdenerwowany Lupin. Obserwowali cały dom. Możliwe, że użyli teleportacji by Go uprowadzić przed nimi. Czuł, że cała sytuacja wymyka mu się spod kontroli. Nie tego się spodziewał. Nie sądził, że zdołają uprowadzić chłopca. Mogli być ostrożniejsi. Mogli ukryć Harrego w Norze. Byłby tam bezpieczni.

- Nie mam pojęcia. – Wyszeptała Petunia Dursley, która jako pierwsza odzyskała głos wyrwawszy się z głębokiego szoku. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie spodziewała się takiego rozwoju sytuacji. Spędzali właśnie cudowny wieczór, gdy zostali niespodziewanie zaatakowani. – Malfoy Manor. – Wyznała po chwili wspominając, co mówiła tamta szalona kobieta, która ich zaatakowała.

- Jesteś pewna? – Pytał uparcie Lupin. Petunia nie była pewna, ale miała nadzieje, że się nie myli. Po raz pierwszy czuła wyrzuty sumienia przez swoje okrutne traktowanie chłopca, którym mieli się zajmować. Harry poświęcił się dla nich a przez to znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie zasługiwali na takie poświęcenie.

- Tam jest Hermiona! – Wykrzyknął  Ron, nagle ożywiony. Poczuł, że niespodziewane porwanie przyjaciela może być szansą na uratowanie ukochanej dziewczyny. Mogą spróbować wyciągnąć ich oboje. Nadzieja wstąpiła na niego z niezwykłą siłą.

- Nie łudź się Ron. – Jego siostra szybko postawiła brata na nogi. Ona również martwiła się o przyjaciółkę, ale nie była pewna czy Zakon Feniksa będzie ryzykował tak bardzo.

- Musimy uwolnić Go za wszelką cenę. – Mooddy szybko rozwiał obawy Ginny. – Bądźcie przygotowani. – Wszyscy pokiwali zgodnie głowami. Musieli ratować Harrego, który był ich nadzieją. Gdyby nadzieja, upadła oni również byliby straceni. Nie mogli do tego dopuścić.

***
- Harry zbudź się! – Hermiona Granger od piętnastu minut usiłowała obudzić nieprzytomnego przyjaciela. Była w wielkim szoku, kiedy wprowadzili Go nieprzytomnego do jej pokoju. Chłopak był w kiepskim stanie. Zabrano mu nawet różdżkę. Nie spodziewała się, że Harry znajdzie się w tak wielkich kłopotach.  Z trudem doprowadziła Go do porządku. Jej przyjaciel powoli otworzył oczy i jęknął cicho.

- Hermiona? – Wykrztusił widokiem porwanej przyjaciółki. Nie mógł uwierzyć, że ją widzi. Naprawdę tu była. Cała i zdrowa. – Jak im uciekłaś? – Wykrztusił w końcu.

- Nie uciekłam. – Pokręciła głową. – Jesteśmy w Malfoy Manor. – Poczuł się jakby Go uderzyła. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Został uprowadzony prosto w paszczę lwa. Znalazł się w poważnych kłopotach. – Prawie trzy godziny byłeś nieprzytomny. Bałam się, że coś Ci zrobili.

-  A Voldemort? – Spytał z dziwną suchością w gardle. Hermiona natychmiast podała mu szklankę wody. Łapczywie spijał błogosławiony płyn wdzięczny przyjaciółce za troskę, jaką mu okazywała. Mógł przyjrzeć jej się uważniej. Wyglądała dobrze. Najwyraźniej dbano tu o nią dobrze, albo Draco nie dopuszczał by stała jej się jakaś krzywda.

- Nie ma Go obecnie. – Powiedziała przypominając sobie słowa Dracona o nagłym wyjeździe Czarnego Pana. – Po tym jak podbił Ministerstwo Magii wyjechał niespodziewanie. Nikt nie wie, gdzie obecnie przebywa.

- Ministerstwo Magii? – Harry nie mógł wydobyć z siebie słowa po tym, co mu powiedziała. Nigdy nie spodziewał się, że Ministerstwo ugnie się przed Lordem Voldemortem. Wiedział jednak, że po śmierci Dumbledor’a nic Go nie powstrzyma. On sam czuł, że temu nie podoła. Nie da rady. Czuł się przytłoczony jakby to on poniósł porażkę. –Wszystko będzie dobrze Harry. – Próbowała pocieszyć Go Hermiona. – Jakoś się stąd wydostaniemy.

- Oj nie sądzę… - Drzwi do jej pokoju gwałtownie otworzyły się i wszedł Draco Malfoy. Wyglądał inaczej niż rano, gdy spędzała z nim upojne chwile. Zarumieniła się gwałtownie na samą myśl o ich rozkosznym spotkaniu. Jednak to nie był jej ukochany Draco. Działo się z nim coś dziwnego. W ręku trzymał uniesioną różdżkę i celował nią w stronę Harrego. – Jesteś nam potrzebny. Ty i Twoja różdżka. – Harry drgnął i spojrzał niechętnie w zimne oczy Ślizgona. On również odczuł niepokój.

- Po czyjej jesteś stronie Draco? – Spytał cicho z trudem podnosząc się wsparty na ramieniu Hermiony. Tuż obok Draco pojawił się Duncan z, Blaisem jako eskorta. Obydwaj uśmiechali się paskudnie rzucając jakieś kąśliwe uwagi.

- Po tej, po której powinienem być od zawsze. – Odparł krótko obrzucając Hermionę zawistnym spojrzeniem. – Zaprowadźcie Go do mojego ojca. – Rozkazał krótko. Blaise i Duncan posłusznie wyprowadzili całkowicie poddanego im Harrego. Draco triumfalnie odwrócił się w stronę Hermiony. Jego oczy były pozbawione dawnego znajomego blasku. Przez jej ciało przeszedł dreszcz strachu. – I co powinienem z Tobą zrobić Granger? – Spytał cicho z lekkim sarkazmem w głosie.  Zrozumiała wówczas, że tym razem wrócił stary Draco. Ten, który nienawidził jej z całego serca. Odruchowo cofnęła się przed nim nie bardzo wiedząc, dokąd miałaby uciec. W powietrzu unosiła się atmosfera ponurej grozy a jej serce biło tak jakby miało wyskoczyć z piersi. Poczuła lekki uścisk w żołądku.

- Draco… - Wyszeptała cicho i osunęła się w jego ramionach.

***
Na zakończenie:
Przyznam szczerze, że rozdział wyszedł mi troszkę inaczej niż miał wyjść i zdecydowanie za krótki.
Chciałam jednak umieścić ratunek Harrego jako osobny rozdział a także w miarę możliwości wprowadzić kilka wątków z książki chociaż nie tak bardzo rzucających się w oczy.
Wiem, że wiele pozmieniałam, ale mam nadzieje, że mi to wybaczycie.
I dziękuje za wszystkie komentarze, jakie zostawiacie mi pod rozdziałamy.
To wiele dla mnie znaczy i zachęca do pisania.
Tymczasem pozdrawiam was serdecznie i zapraszam na kolejny III rozdział pt: „W pułapce zdarzeń”. Już wkrótce!!

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przyrodni brat Malfoya był całkiem inny i ja tylko się pojawił całkowicie zawładnął jej sercem i życiem." - jak
    Ok, że Pansy nie czuje nic do Malfoy'a to mnie zaskoczyło xd Ale te jej plany lekko mnie zmartwiły, bo skoro mają sprawić, że zapomni o Hermionie... :/ Dziewczyna jest niebezpieczna i to bardzo.
    Harry, Harry... tak łatwo zgodził się na poddanie? No ale czego nie robi się dla dobra przyjaciół i rodziny? Jest wspaniałomyślny i nie ma co do tego wątpliwości. Takiego przyjaciela , który się dla mnie poświęci, mogłabym mieć.
    "Naprawdę Go kochała a on obiecał sobie, iż zrobi prędzej czy później. " - ale co zrobi? :)
    Ale o co chodzi z Fredem i Lee? Bo nie czytałam poprzedniej części. Chyba Fred nie jest gejem, czy coś? Zaskoczyłoby mnie to jeszcze bardziej ;d
    A ta braterska więź, która łączy Weasleyów jest genialna. Zawsze chciałam mieć siostrę bliźniaczkę ;d
    "Myślał o Tonks, która wściekła została w domu. Była w zaawansowanej ciąży i wolał, aby została w domu." - powtórzenie "została w domu"
    " Byłby tam bezpieczni." - bezpieczny
    Kurcze, no nieźle namieszałaś. Harry znalazł się w bardzo złej sytuacji. Może i go uratują, ba na pewno to zrobią, ale żeby przy tym ktoś nie ucierpiał. I mam nadzieję, że Rona mi tu na pożarcie nie wystawisz, bo go po prostu kocham i sobie nie życzę! ;d

    OdpowiedzUsuń