27 lipca 2012

Rozdział IV "nieudana próba ucieczki"

(„Wolę iść do piekła niż do nieba. W piekle są fajniejsi ludzie”)

Świąteczne życzenia:
Spokoju i radości,
tylko miłych gości!
Smacznej Wigilii i całusów moc
- w tę najpiękniejszą w roku noc!
Szczęścia kilogramów,
ze śniegu bałwanów!
Życzliwych ludzi wokół,
żadnej łezki w oku,
Przyjaciół jakich mało.
Przez życie idźcie śmiało!

Niech miłość bez ustanku Was dotyka.
A w Nowym roku szczęście spotyka!


Wszystkiego najlepszego dla wszystkich czytelników „Nieśmiertelnej miłości życzy autorka”

Kroniki Proroka Codziennego nr.11.
I kolejny rozdział za nami. Zmieniając temat Potterowski czy byliście już na nowej premierze „Przed Świtem”? Wiem, że większość fanów HP jest również fanami Zmierzchowej sagi. Ja chociaż uważam historię Belli i Edwarda za nieco fikcyjną i mdłą to jednak z przyjemnością wybiorę się na film chociażby dla przystojnego Jacoba Blacka. Tak tak. Nigdy nie byłam fanką pompatycznego Edwarda mimo mojej wielkiej miłości do wampirzej rasy. Myślałam nawet o pojawieniu się wampira w tle sagi Potterowskiej i może jak dobrze pomyślę z czasem uda mi się wcielić ten plan w życie, ale póki co jestem daleka od tego. Nęka mnie natomiast ciekawość czy wy wybierzecie się na film? I jakie są zapatrywania na całą sagę „Zmierzchu”? Czekam na wasze komentarze w tej kwestii. Nie trując zaś więcej zapraszam na czytanie kolejnego rozdziału.

***
Wpatrywała się w Draco z niedowierzaniem w oczach. Nie sądziła, że rzucone przez Pansy zaklęcie okaże się tak silne. Była w sytuacji bez wyjścia. Draco prześladował ją za każdym razem, gdy się pojawiała. Nie radował ją nawet bal wydany przez Voldemorta po przejęciu władzy w Hogwarcie. Zdrajcę Severusa Snep’a mianowano nowym dyrektorem Hogwartu. Czuła strach ściskający ją w żołądku na samą myśl o uczniach, którzy we wrześniu przyjdą do szkoły. Na pewno nie będzie mowy o żadnych mugolakach. Voldemort do tego nie dopuści. Wydany bal był pokazem jego siły. Mogła na własne oczy zobaczyć ilu zwolenników ma po swojej stronie. Niektórzy byli z własnej woli a inni nie mieli żadnego wyjścia. Woleli się poddać niż stracić wszystko, na co pracowali przez całe lata Voldemort nie odpuściłby im zbyt łatwo. Szybko odsunęła od siebie tamte myśli.  Teraz miała inne kłopoty. To przyjęcie odbywało się nie tylko na cześć Voldemorta, ale było także przyjęciem zaręczynowym Draco i Pansy. Ze smutkiem patrzyła jak Ślizgonka triumfowała ubrana w czerwoną wyzywającą sukienkę i z ostrym makijażem na twarzy. A teraz Draco postawił ją w sytuacji bez wyjścia.

- Chyba Ci odbiło, jeśli myślałeś, że się na to zgodzę! – Warknęła wściekle po propozycji, jaką jej rzucił. Dla niej to był wielki szok. Nie spodziewała się tego po nim. Kochała Dracona nad życie a on coraz bardziej ranił ją swoją postawą. Nawet, gdy urok Pansy przestanie w końcu działać nie była pewna czy zdoła wybaczyć mu to wszystko.

- Nikt nie pytał Cię o zdanie Granger. – Syknął tonem, który nie wznosił żadnego sprzeciwu. Nienawidziła tego u niego. – To była propozycja dla mojego brata. Nie dla Ciebie. – Duncan Verton będący obecnym przy tej rozmowie nie krył swojego zaskoczenia. Najwyraźniej nie spodziewał się, że rzucone przez niego zaklęcie okaże się takie silne. – Wiem, że on i moja narzeczona sypiacie ze sobą. – Skrzywił się nieznacznie na samą myśl. – Wolałbym mieć pewność, że dziecko, które urodzi w moim małżeństwie będzie na pewno moje. Dlatego składam te propozycje. Przyznaje, że Granger jak na szlamę nie jest brzydka. – Zmierzył ją swoim taksownym spojrzeniem aż poczuła się naga w środku. Z trudem ukryła wstyd, jaki czuła w tym momencie. – Jednak myślę, że jakoś się pogodzisz z tym faktem. Wolałbym byś nie zbliżał się do mojej narzeczonej zbytnio. Nie odbierzesz mi wszystkiego, co do mnie należy. – Dziewczyna nie pewnie patrzyła na Duncana, który wyglądał jakby się rozmyślał. Nie raz przyłapała chłopaka jak patrzył na nią pożądliwie. Bała się, że zgodzi się na te propozycje i wzdrygnęła się na samą myśl.

- Nie oddam się dobrowolnie temu łajdakowi! – Syknęła w geście buntu. Nie miała zamiaru poddać się temu rygorowi. Zaczynała żałować, że nie uciekła wtedy z Harrym i Ronem. Czuła, że podjęła się przegranej walki. Cofnęła się, gdy Draco z gniewnym wyrazem twarzy. Zasłoniła się rękami, bo zrobił taki gest jakby chciał ją uderzyć. Poznała już smak jego ręki i nie chciałaby poczuć tego po raz drugi. Zamiast ją uderzyć chwycił ją za brodę i wymusił na niej brutalny pocałunek. Z trudem się odsunęła uderzając go w twarz. Chłopak zarechotał rozbawiony jej gestem słabej samoobrony.

- Spodobało Ci się Granger. – Stwierdził jakby zaskoczony tym faktem. Chyba wolałby żeby go nienawidziła. O wiele łatwiej by mu było walczyć z nagłym pożądaniem, jakie trawiło go w obecności tej dziewczyny. – Rozmyśliłem się braciszku. – Możesz sobie robić z moją żoną, co chcesz. Ja zachowam sobie lepszy kąsek. – To mówiąc pociągnął wyrywającą się Hermionę w stronę jej pokoju, które było jej więzieniem.

***
Ginny Weasley siedziała w kawiarni przy ulicy Pokątnej i nerwowo rozglądała się po okolicy. Umówiła się na spotkanie z Michelem. Nie widziała go od czasu, kiedy rok szkolny dobiegł końca. Teraz, kiedy jego siostra Jessica była na wolności miał większe szanse na zdobycie informacji na temat antidotum na truciznę, jaką im zaaplikowała. Jessica uważała, że skoro ona nie może mieć Harrego to i ona nie będzie go miała. Oboje bardzo cierpieli przez tą sytuacje. Nawet nie mogła być zbyt blisko niego, gdy Harry został uwolniony z Malfoy Manor i wszyscy cieszyli się z tej okazji.

- Bałam się, że nie przyjdziesz. – Powiedziała z ulgą na jego widok. Nie sądziła, że odpowie na jej prośbę.

- Nie mógłbym odmówić. – Wyznał ze szczerością w głosie siadając naprzeciwko niej. Zamówił sobie piwo kremowe i z uśmiechem obserwował jej profil. Musiał przyznać przed sobą, że tęsknił za nią. Kochał ją i rozumiał siostrę, która z własnej obsesji posunęła się do tak podłego rozwiązania. Sam nie byłby wstanie skazać na taki los kobietę, którą kochał. Nie był aż tak bezlitosny. Na szczęście do tej pory nikt nie wiedział, po której stronie stali, więc odgrywanie dobrego bohatera przed panną Weasley było na jego korzyść. – Szczerze powiem zaskoczyła mnie Twoja prośba o spotkanie. Byłem ciekawy.

- Chciałam wiedzieć czy widziałeś się z Jessicą. – Powiedziała prosto z mostu. Nie chciała ukrywać przed nim, po co się z nim spotkała. Zasługiwał na szczerość z jej strony. Tylko tyle mogła mu dać.

- Chodzi Ci o antidotum? – Zauważył ponuro. Przytaknęła. Wiedział, że tak się skończy, chociaż miał głupią nadzieje. Nadal zależało mu na Ginny i chciał o nią walczyć. Jej postawa nie dawała mu żadnych szans.  Było mu przykro nawet, jeśli nie widział przyszłości dla ich związku. – Ona mnie nienawidzi Ginny. – Odparł szczerze po dłuższej chwili milczenia. Jego stosunki z siostrą bardzo go martwiły. Nigdy nie było takiej wrogości między nimi. Zaczynał żałować, że zdradził ją wtedy. Jess przysięgała mu zemstę po swoim uwolnieniu. – Nie mam możliwości dotarcia do niej. Nawet nie wiem jak z nią rozmawiać. Przykro mi.

- Nie jest Ci przykro. – Ginny wstała od stołu i smutnie pokręciła głową. Widziała uczucia Michela wypisane na jego twarzy i nie kryła swego zakłopotania. Mimo iż był bardzo przystojnym chłopakiem i podobał się jej to jej serce będzie na zawsze zajęte przez Harrego. Była mu oddana od samego początku. Będzie go kochać nawet, jeśli nie będą mogli być razem. Nie zamierzała się jednak poddawać. Postanowiła walczyć o Harrego.

- Ginn zaczekaj. – Miała już odejść, gdy Michel chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Poczuła dziwny żar przebiegający po jej ciele. Bliskość Michela działała na nią niezwykle intensywnie. Próbowała się odsunąć, ale nie pozwolił jej na to. – Powiedziałem Ci, że będę walczył. Kocham Cię, Ginny. – Wykrztusił z siebie. Wiedział, że ryzykował, ale chciał by znała jego uczucia. By wiedziała, co czuje. Nie zamierzał się wycofywać. – Chce byś wiedziała jak bardzo jesteś dla mnie ważna.

- Ja kocham Harrego. – Powiedziała uparcie wściekła zachowaniem przyjaciela. Czuła, że powinna jak najdalej uciec od niego. Kilka osób zatrzymało się i zainteresowaniem oglądało rozgrywkę między nimi. – Nigdy nie przestanę go kochać.

- I tak się nie poddam. – Obiecał jej. – Wiem, że mnie pragniesz Ginny Weasley. Pragniesz tak samo jak jego a może nawet bardziej. – I zanim zdążyła coś powiedzieć zdusił jej protesty pocałunkiem. Czyjś szyderczy rechot przerwał jego gest. Oboje odskoczyli od siebie. Ginny była zaskoczona i przerażona swoim zachowaniem. Dopiero po chwili ją zauważyła. Przed nimi stała Jessica Carvar z uniesioną różdżką w górze. Na jej twarzy malował się uśmiech zimnej satysfakcji.

***
Usiłowała mu się wyrwać, ale był silniejszy od niej. Brutalnie zaciągnął ją do pokoju i zamknął drzwi z trzaskiem. Na klucz. Rozpaczliwie patrzyła w jego gniewne oczy, w których mieszało się pożądanie. Był zbyt zdeterminowany by sobie ulżyć. Nawet jej kosztem.

- Draco błagam… - Wyszeptała łamiącym się głosem, gdy wymuszał na niej kolejny pocałunek. Mimo tego, iż sama go pragnęła nie chciała by to odbyło się w ten sposób. Draco niszczył ostatni fragment łączącej ich namiętności. Dlatego musiała się przed nim bronić.

- Spodoba Ci się… - Mruknął zadowolony z siebie. Jednym ruchem ściągnął z siebie koszulkę. Hermiona próbowała ukryć kiełkujące się w niej podniecenie. Draco kierował się zaspokojeniem własnego pożądania. Niczym więcej. Uderzyła go, gdy rozdarł jej koszulkę by ręką dostać się do jej piersi.  Jęknęła jak ścisnął ją zbyt mocno. Nie przestawał szukać jej ust. Chciał ją zmusić do takiego samego szaleństwa, jakie stało się jego udziałem. Nie poddawała się. W odwecie uderzył ją w twarz i szarpnął za włosy zmuszając by na niego spojrzała. – Do diabła poddaj się Granger! – Wysyczał do ucha rozrywając jej stanik. Ręką sięgnął do jej spodni. Wierzgała nogami usiłując go z siebie zwalić.

- Nie! – Wykrzyknęła rozpaczliwie. Uwolniła rękę i biła na oślep. Jej ciosy nie robiły na nim wrażenia. Tylko go drażniły, przez co zadawał jej więcej bólu. Wciągnęła głośno powietrze, gdy jego pięść trafiła w jej brzuch. Przeraźliwy ból ogłuszył ją na moment. Draco zastygł bez ruchu. – Nienawidzę Cię draniu… - Wysyczała kuląc się w sobie. Wyglądała strasznie. Zwinięta bólem z porwanym ubraniem. Draco był oszołomiony swoim zachowaniem. Gwałtownie zsunął się z niej dysząc ciężko. Nigdy w życiu nie posunął się do gwałtu kobiety. Bez względu na to, kim była nie zasługiwała na to. Do diabła nie był taki jak jego ojciec.

- O Boże… - Jęknął cicho osuwając się na kolana. Był przerażony a w oczach chłopaka błysnęły łzy wściekłości i upokorzenia. – Co mi zrobiłaś Granger? – Jęknął stłumionym głosem. Nie poznawała go. Przyglądała mu się z nadzieją, że może rzucone zaklęcie przez Pansy zostało złamane.

- Draco… - Drżąc na całym ciele podeszła do niego na chwiejnych nogach. Nagły ból brzucha minął. Miała nadzieje, że dziecko, które nosiła było bezpieczne. Niczego bardziej nie pragnęła. Uniósł głowę i spojrzał na nią z wyrzutem w oczach. Przełknęła ślinę. Wiedziała, że popełnia błąd i będzie tego żałować. Niestety pierwotne instynkty wzięły nad nią górę. Nachyliła się i pocałowała go. Zaskoczony Draco odwzajemnił pocałunek. Tym razem nie broniła się. Całkowicie poddała się czerpiąc przyjemność ze wspólnej chwili. Draco również oddawał się jej cały. Był pewien, że nigdy z żadną kobietą nie kochał się z taką pasją. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Granger w jakiś sposób przyciągała go. Nie umiał o niej zapomnieć. Trawiące pożądanie mogło dać wreszcie upust w jej ciele.

- Chciałaś tego Granger. – Wyszeptał drwiąco na koniec, gdy było już po wszystkim. Zsunął się z obezwładnionego rozkoszą jej ciała i ubrał. Wyszedł mocno trzaskając drzwiami i przekręcając zamek. Wiedziała już, że nie może zostać. Musiała uciec jak najszybciej zanim zgubi siebie i swoje nienarodzone dziecko.

***
Harry odetchnął z ulgą, gdy dowiedział się, że nikomu z jego rodziny nic się nie stało. Dursleyowie byli ukryci w bezpiecznym miejscu, gdzie zaczęli nowe życie. Już nic ich z nim nie łączyło. A jednak czuł się dziwnie na samą myśl, wiedząc, że nigdy ich nie zobaczy. Mimo wszystko po raz pierwszy od dawna był naprawdę wolny.

- Przykro mi Ron, że nie udało się uwolnić Hermiony. – Powiedział Harry po raz kolejny do mocno podpitego przyjaciela. Dobrze rozumiał jego ból. Dopiero nie dawno zorientował się w jego uczuciach do przyjaciółki. Ron był zakochany w niej, ale ona wybrała ich wroga. Malfoya, z którym działo się coś bardzo dziwnego. Coraz mniej podobała mu się ta sytuacja, ale szanował decyzje przyjaciółki. Miał nadzieje, że Ron również z czasem to zrozumie.

- Jak mogła wybrać jego! – Grzmiał wściekle chłopak. Nie mógł darować sobie tego, co się stało. Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej ją nienawidził zamiast kochał. – Uszanowałbym gdyby wybrała kogoś innego nie jego. – Harry mocno w to wątpił. Za dobrze znał swojego przyjaciela, ale nie komentował tego. Nie chcąc się z nim dzisiaj pokłócić wstał i wszedł z powrotem do Nory gdzie panowała ogólna radość. Wszyscy cieszyli się nie tylko z jego powodu, ale i także z powrotu do zdrowia Georga. Harry coraz częściej myślał o wyjeździe. Musiał odnaleźć horuksy, o których mówił mu Dumbledore przed śmiercią. Miał na to coraz mniej czasu. Voldemort był na długo przed nim. Teraz zniszczenie horuksów było kwestią priorytetową. Miał tylko nadzieje, że Dumbledore nie mylił się. Wszystko od tego zależało. Gdy wszedł do kuchni siedział tam Lupin z kuflem piwa przed sobą. Wyglądał na mocno zmęczonego a Harry nie dziwił się temu.

- Myślałem, że poszedłeś już do domu. – Zauważył sięgając do lodówki i wyciągając sobie jedzenie, które wcześniej przygotowała pani Weasley. Był przeraźliwie głodny.

- Miałem do Ciebie sprawę… - Odparł Lupin niezręcznie. Harry uważniej spojrzał na przyjaciela. Zawsze lubił Lupina. Dzięki niemu w trzeciej klasie odzyskał ojca chrzestnego i poznał prawdę, którą przed nim ukrywano. Śmierć Syriusza jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Lupin zwany przez przyjaciół Lunatykiem był również najlepszym przyjacielem jego ojca. Harry nie krył zaskoczenia, ale i ciekawości. Zaintrygowany usiadł naprzeciw niego. – Chciałbym wiedzieć czy nie zostałbyś świadkiem na ślubie i ojcem chrzestnym naszego dziecka?

- Naprawdę? – Nie spodziewał się takiego zaszczytu. Był wzruszony. – Nie wiem czy się do tego nadaje… - Dodał po chwili myśląc bardziej racjonalnie. Ojcem chrzestnym powinien zostać ktoś, kto ma większe szansę na przeżycie jak ja.

- Nie mów tak nawet. – Lupin poderwał się w gniewie. – Przeżyjesz Harry słyszysz? Pokonasz Voldemorta i zwyciężysz. Nikt nie jest wstanie dokonać tego prócz Ciebie.

- Nie mam takiej wiary jak Ty. – Przyznał szczerze. Po raz pierwszy od dawna zwierzał się komuś ze swoich wątpliwości. Wszystko, co od dawna kiełkowało się w jego sercu. – Wiesz, że jeden z nas zginie na pewno. Nikt nie ma pewności czy to nie będę ja.

- Wiem. – Lupin musiał przełknąć odcień prawdy. – Mimo wszystko Harry wszyscy wierzą w Ciebie i walczą po Twojej stronie. Musisz w to uwierzyć czy tego chcesz czy nie. Wszystko dobrze się skończy. Zobaczysz sam. Dlatego, że w Ciebie wierzę chciałbym byś został chrzestnym mojego syna. Nikt nie zasługuje na to bardziej niż Ty.

- Dobrze. – Harry zgodził się. I musiał przyznać przed sobą, że nigdy nie był bardziej wzruszony niż właśnie w tej chwili.

***
Nie mogła dłużej zostać. Draco udowodnił jej, iż nie była bezpieczna w jego domu. Musiała uciec jak najszybciej i jak najdalej. Nie była bezpieczna po tym, co się stało. Draco prawie jej nie zgwałcił tamtej chwili a ona oddała mu się cała. Tak nie mogło być. Nie chciała by łączyła ich sama sucha namiętność. To nie było dobre. Dlatego właśnie tej nocy opuszczała bezpieczną przystań pokoju. Udało jej się ukryć resztki z kolacji. Na szczęście domowe skrzaty nie głodziły jej i dbały by miała pełny żołądek. Mimo zamkniętego pokoju postanowiła wykraść się oknem. Udało jej się nawet skraść różdżkę. Sporo wtedy ryzykowała. Gdyby ktoś ją przyłapał na pewno srogo by ją ukarano.

- Odwagi Granger. – Mruknęła do siebie stojąc na gzymsie okna. Nie było zbyt wysoko a ona wiele razy ryzykowała z Harrym i Ronem w najróżniejszych eskapadach. Nie powinna teraz okazywać strachu. Wzięła głęboki oddech i odważnie skoczyła w ciemność. Potoczyła się kilkakrotnie i poczuła lekki ból w kostce. Zaklęła cicho, czując, że chyba ją skręciła. To na pewno nieco spowolni jej ucieczkę, ale nie miała wyjścia. Musiała być jak najdalej stąd. Jakimś cudem udało jej się dotrzeć do stajni. Tam pamiętając o uwagach Dracona osiodłała najłagodniejszego konia, jakiego znalazła. – Cichutko malutki. – Pocieszała podniecone perspektywą nocnej wycieczki zwierzę. Przez cały czas zachowywała się niezwykle cicho i cały czas drżała ze strachu. Konsekwencje tej eskapady mogły się okazać dla niej przerażające w skutkach. Nie tylko Voldemort bywał brutalny. Musiała przyznać przed sobą, że o wiele bardziej bała się Lucjusza Malfoya. To on najbardziej pokazywał jej swoją nienawiść i skutecznie osłabiał jej wartość. Jednak zostawiała to wszystko za sobą. Już wkrótce opuści Malfoy Manor i będzie wolna. Tchniona nadzieją na samą myśl konno dojechała do bramy. Nikt jej nie zatrzymywał. Użyła zaklęcia odblokowywującego, które zapamiętała od Draco. Musiała tylko przedostać się przez ciemny las, za którym znajdowała się mugolska wioska. Tak przynajmniej mówił Draco.

- Granger idiotko! Zawracaj! – Z oddali usłyszała gniewny głos ukochanego chłopaka. Zadrżała i odwróciła się na moment i spostrzegła jak biegł konno w jej stronę. W świetle księżyca wyraźnie zobaczyła jego sylwetkę. Nie mógł jej złapać. Na pewno odda ją swojemu ojcu i powie, że próbowała uciekać. Ogarnęła ją nagła panika i strach. Zmusiła konia do szybszego biegu zostawiając za sobą bramę. Nie wahała się wjechać do ciemnego i mrocznego lasu. Koń wydawał się niespokojny, ale nie zwróciła na to uwagi. Chciała być jak najdalej od Malfoy Manor i Dracona. Ogarnęło ją dziwne wrażenie, że nie jest sama. Zewsząd widziała dziwne pary żółtych oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Nie była tu sama. Przeklinając się w duchu za własną głupotę wyciągnęła różdżkę z zamiarem bronienia się. Pierwsze zwierzę zwaliło ją z siodła. Upadła czując ostro ból w plecach. Rozpoznała wilkołaka czającego się nad nią. Było ich kilka. Krzyknęła porażona rozpaczliwym strachem i własną bezradnością. – Hermiona… - Z oddali dobiegł ją zbawienny głos Dracona. Próbowała go ostrzec, coś krzyknąć, ale obezwładniający strach odebrał jej głos. Nie była wstanie nic zrobić. Wpatrywała się tylko w żółte i pełne nienawiści ślepia. Wilk potraktowany zaklęciem zawył i odskoczył od niej. Kilka stworzeń rzuciło się na Draco powalając go na plecy. Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Na ciele chłopaka zaczęły pojawiać się krwawe rany ich pazurów. Jego różdżka potoczyła się kilka metrów dalej od niego. Nie miał jak się bronić.

- Draco… - Wykrzyknęła rozpaczliwie czując, że jeśli czegoś nie zrobi chłopak zginie z jej powodu. Nie wybaczyłaby sobie tego nigdy. Nie zważając na warknięcia zwierząt wyciągnęła skradzioną różdżkę i wycelowała jedynym zaklęciem, jakie przyszło jej do głowy.

***
- Jessica! – Ginny nie kryła swojego zaskoczenia. A więc władza Voldemorta sięgnęła nawet do Azkabanu. Nie zdziwiła się wcale. Ostatecznie dementorzy byli jego wiernymi sprzymierzeńcami. Coraz bardziej docierało do niej w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazł się świat Czarodziejów. Jessica uśmiechała się szyderczo z wyciągniętą w jej stronę różdżką. Kilka osób widząc zagrożenie poderwało się ze stolików i uciekło w popłochu.

- Tchórze. – Syknęła rozbawiona dziewczyna w ich stronę. – Witaj Weasley. – Uśmiechnęła się kpiąco. Przez cały czas pobytu w Azkabanie po zdradzie brata myślała o tej chwili. Pragnęła się zemścić i zobaczyć cierpienie na jej twarzy. Nie mogła doczekać się tej chwili. Michel widząc sytuacje wysunął się do przodu gotowy by bronić Ginn w razie, czego. – Nie udawaj bohatera braciszku. – Syknęła w jego stronę. – To sprawa pomiędzy nami. Dość zrobiłeś wtrącając się w to.

- Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić. – Odparł pewnie a jego oczy zamigotały wściekle. Był zdecydowany bronić Ginny, nawet gdyby miał wystąpić przeciw Czarnemu Panu. Naprawdę ją kochał. Jess pokręciła głową i cisnęła zaklęciem w brata. Nikt nie zareagował. Michel odleciał w tył upadając na stoliki. Ginn krzyknęła zaskoczona. Chciała mu pomóc, ale Jess ją powstrzymała.

- Widzisz co to jest? – Spytała wyciągając z kieszeni małą buteleczkę. Ginn gwałtownie wciągnęła powietrze wpatrując się w nią z uwagą. To było antidotum, jakiego potrzebowała. – Wiesz nie istnieją dwa takie same eliksiry. Wytwarzając zaklęcie wytwarzasz również jego antidotum. Gdybym stworzyła kolejny taki wywar nie wiadomo czy by zadziałał.

- To akurat prawda. – Jęknął Michel podnosząc się. Był kompletnie obolały i czuł się upokorzony. Nie spodziewał się pojawienia się siostry. Nie była w domu, od kiedy wyszła z więzienia. Miał nadzieje, że nie wyjawi prawdy o nich. Ginn odwróciłaby się od niego, gdyby dowiedziała się, że pracuje dla Voldemorta. – Dlaczego tu jesteś?

- Znów chcesz oberwać? – Spojrzała gniewnie na brata obiecując, że później jej zapłaci za upokorzenie, jakie zaznała. Zamiast swojej siostry wybrał tą zdrajczynie krwi. Z trudem pohamowała kiełkującą się w niej złość. Nie taki był jej cel dzisiaj. Chciała mieć pannę Weasley w swojej woli. A dzięki tej buteleczce będzie miała. – Nie wtrącaj się, kiedy kobiety rozmawiają. – Ostrzegła tonem nieznoszącym sprzeciwu.  – Posłuchaj mała. Jestem pewna, że bardzo tego chcesz prawda? – Spytała a Ginny przytaknęła głową. Co prawda obawiała się podstępu ze strony Jessici, ale nie miała wyjścia. Tylko w ten sposób ona i Harry będą mogli być razem. – W porządku. Myślę, że my dwie możemy dojść do wspólnego porozumienia.

- Zrobię wszystko. – Obiecała jej żarliwie mając nadzieje, że Jessica zlituje się nad nią. Była gotowa nawet upokorzyć się żeby tylko zdobyć to antidotum. Tak bardzo pragnęła być z Harrym.

- Dostaniesz eliksir pod jednym warunkiem… - Oczy Jessici błyszczały z złośliwej satysfakcji. – Zerwiesz z nim panno Weasley. Zrobisz to w taki sposób żeby miał pewność, że robisz to sama dla własnej przyjemności. Chce by zrozumiał, że go nie kochasz i nigdy nie kochałaś. Rozumiesz, co mówię prawda?

- Proszę nie… - Załkała rozpaczliwie czując, że nie da rady tego zrobić. Jess wymagała od niej niemożliwego. Nie byłaby wstanie skrzywdzić Harrego. Sprawić by ją zostawił. Była zdruzgotana.

- Masz trzy dni na przemyślenia. – Odparła chowając antidotum bezpiecznie do kieszeni. – Tylko trzy dni. Później zniszczę antidotum i Twoja szansa zniknie na zawsze. – To mówiąc odeszła zadowolona z siebie zostawiając zrozpaczoną dziewczynę i jej brata. Po raz pierwszy od dawna poczuła się w pełni usfastykcjonowana.

***
Nigdy nie była tak przerażona jak teraz. Wywołany przez nią ogień szybko się rozprzestrzeniał. Odcinał im szansę ucieczki, ale również przepędził drapieżne wilki. Była zdruzgotana. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Wywołanie ognia było dość łatwe. Gorzej było z jego ugaszeniem.

- Draco musisz mi pomóc. – Wyszeptała unosząc półprzytomnego chłopaka. Ledwo się trzymał na nogach. Był poraniony i cały we krwi. Ona sama zanosiła się kaszlem od mdlącego dymu. Z trudem poruszała się o własnych siłach. Miała nadzieje, że nie zaszkodzi to jej dziecku. Nie wybaczyłaby sobie własnej głupoty. – Musimy uciekać. Ogień… Ogień jest wszędzie.

- Jesteś Czarodziejką idiotko. Ugaś ją. – Wycharczał słabym głosem chłopak. Nie ukrywał swojej złości na Granger za jej głupie zachowanie. Żałował, że nie miał przy sobie różdżki i sam nie był wstanie jej użyć. W tym momencie był całkowicie bezsilny by wydostać ich z tej śmiertelnej pułapki, w jakiej znaleźli się oboje.

- Wiem. – Odparła bezradnie rozglądając się wokół szukając wzrokiem jakiegoś wyjścia. Dostrzegła je. Niewielka szczelina między językami ognia wydawała się dla niej prawdziwym zbawieniem. Miała nadzieje, że znajdą w sobie dość sił by się przez nią przecisnąć. – Nie jestem wstanie tego ugasić. Nie mam swojej różdżki. – W oczach młodej Gryfonki błyszczały łzy strachu. Nie zamierzała się jednak poddać była zdecydowana by walczyć do końca. Jakoś wyjdą z tego koszmaru. Nie poddadzą się. Nie puszczając Draco ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę jedynego wyjścia, jakie znalazła. Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Czuła swąd palonego drewna. Od dymów i zapachów robiło jej się nie dobrze. Ostatkiem sił wydostała się przez wyjście. Była tak słaba, że upadła kawałek dalej. Z przerażeniem w oczach obserwowała to, do czego dopuściła się ratując im życie. Miała nadzieje, że nikt nie ucierpiał przez jej bezmyślność.

- Nie daleko… - Usłyszała słaby i urywany głos Draco. – Jest mała chatka myśliwska. Powinniśmy znaleźć tam jakieś schronienie. – Pokiwała głową czując, że nie mogą zostać na noc w lesie. Wilki mogły wrócić w każdej chwili a oni nie byli odpowiednio przygotowani. Z trudem dźwignęła otępiałe z bólu i zmęczenia ciało i pomogła podnieść się Draco. Powoli i ostrożnie posuwali się naprzód. Hermiona cały czas trzymała w ręku różdżkę Draco. Obawiała się powrotu wilków, ale na szczęście na miejsce dotarli bezpieczni. Chatka była niewielka. Znajdowała się głęboko w ukryciu i nie każdy by na nią trafił. W środku znajdowały się dwie małe izdebki. Jedna tworzyła prowizoryczną kuchnię z piecem i stolikiem a druga mały salon, gdzie po środku znajdowało się olbrzymie łóżko, kominek i mała szafa. Hermionie spodobało się to miejsce. Nie wiedziała, czemu, ale chociaż przez małą krótką chwilę poczuła się tu jak w domu. Ostrożnie ułożyła chłopaka na łóżku. Rany sprawiły, że chłopak był całkowicie obolały. Ucieszyła się, że rozpaliła ogień. Od razu zrobiło się cieplej w pomieszczeniu a także znalazła dobrze zaopatrzoną apteczkę. Niespodziewanie w jej głowie zaświtała nadzieja. Wierzyła, że być może w tej małej chatce zbliżą się do siebie z Draconem. Może uda jej się namówić go na wspólną ucieczkę, gdzieś gdzie oboje byliby szczęśliwi? Wiedziała, że to mogłoby się jej udać gdyby tylko w jakiś sposób udało jej się złamać zaklęcie Pansy. Z tą niespodziewaną nadzieją, która dodała jej otuchy zaczęła opatrywać rany na ciele chłopaka nucąc przy tym kołysankę, którą niegdyś śpiewała jej matka, gdy była mała.

***
Na zakończenie słów kilka:
Mam nadzieje, że kolejny rozdział przypadł wam do gustu.
Naprawdę starałam się chociaż odrobinę poprawić zacięte relacje Dracona i Hermiony i mam nadzieje, że mi się to udało.
Mimo słabej liczny czytelności bloga nie zamierzam go kończyć.
To opowiadanie jest mi szczególnie bliskie i zapewniam, że powstanie jego trzecia część.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz