(„Wolę iść do piekła niż do nieba. W piekle są fajniejsi ludzie”)
Świąteczne życzenia:
Spokoju i radości,
tylko miłych gości!
Smacznej Wigilii i całusów moc
- w tę najpiękniejszą w roku noc!
Szczęścia kilogramów,
ze śniegu bałwanów!
Życzliwych ludzi wokół,
żadnej łezki w oku,
Przyjaciół jakich mało.
Przez życie idźcie śmiało!
Niech miłość bez ustanku Was dotyka.
A w Nowym roku szczęście spotyka!
Wszystkiego najlepszego dla wszystkich czytelników „Nieśmiertelnej miłości życzy autorka”
Kroniki Proroka Codziennego nr.11.
I
kolejny rozdział za nami. Zmieniając temat Potterowski czy byliście już
na nowej premierze „Przed Świtem”? Wiem, że większość fanów HP jest
również fanami Zmierzchowej sagi. Ja chociaż uważam historię Belli i
Edwarda za nieco fikcyjną i mdłą to jednak z przyjemnością wybiorę się
na film chociażby dla przystojnego Jacoba Blacka. Tak tak. Nigdy nie
byłam fanką pompatycznego Edwarda mimo mojej wielkiej miłości do
wampirzej rasy. Myślałam nawet o pojawieniu się wampira w tle sagi
Potterowskiej i może jak dobrze pomyślę z czasem uda mi się wcielić ten
plan w życie, ale póki co jestem daleka od tego. Nęka mnie natomiast
ciekawość czy wy wybierzecie się na film? I jakie są zapatrywania na
całą sagę „Zmierzchu”? Czekam na wasze komentarze w tej kwestii. Nie
trując zaś więcej zapraszam na czytanie kolejnego rozdziału.
***
Wpatrywała
się w Draco z niedowierzaniem w oczach. Nie sądziła, że rzucone przez
Pansy zaklęcie okaże się tak silne. Była w sytuacji bez wyjścia. Draco
prześladował ją za każdym razem, gdy się pojawiała. Nie radował ją nawet
bal wydany przez Voldemorta po przejęciu władzy w Hogwarcie. Zdrajcę
Severusa Snep’a mianowano nowym dyrektorem Hogwartu. Czuła strach
ściskający ją w żołądku na samą myśl o uczniach, którzy we wrześniu
przyjdą do szkoły. Na pewno nie będzie mowy o żadnych mugolakach.
Voldemort do tego nie dopuści. Wydany bal był pokazem jego siły. Mogła
na własne oczy zobaczyć ilu zwolenników ma po swojej stronie. Niektórzy
byli z własnej woli a inni nie mieli żadnego wyjścia. Woleli się poddać
niż stracić wszystko, na co pracowali przez całe lata Voldemort nie
odpuściłby im zbyt łatwo. Szybko odsunęła od siebie tamte myśli. Teraz
miała inne kłopoty. To przyjęcie odbywało się nie tylko na cześć
Voldemorta, ale było także przyjęciem zaręczynowym Draco i Pansy. Ze
smutkiem patrzyła jak Ślizgonka triumfowała ubrana w czerwoną wyzywającą
sukienkę i z ostrym makijażem na twarzy. A teraz Draco postawił ją w
sytuacji bez wyjścia.
-
Chyba Ci odbiło, jeśli myślałeś, że się na to zgodzę! – Warknęła
wściekle po propozycji, jaką jej rzucił. Dla niej to był wielki szok.
Nie spodziewała się tego po nim. Kochała Dracona nad życie a on coraz
bardziej ranił ją swoją postawą. Nawet, gdy urok Pansy przestanie w
końcu działać nie była pewna czy zdoła wybaczyć mu to wszystko.
-
Nikt nie pytał Cię o zdanie Granger. – Syknął tonem, który nie wznosił
żadnego sprzeciwu. Nienawidziła tego u niego. – To była propozycja dla
mojego brata. Nie dla Ciebie. – Duncan Verton będący obecnym przy tej
rozmowie nie krył swojego zaskoczenia. Najwyraźniej nie spodziewał się,
że rzucone przez niego zaklęcie okaże się takie silne. – Wiem, że on i
moja narzeczona sypiacie ze sobą. – Skrzywił się nieznacznie na samą
myśl. – Wolałbym mieć pewność, że dziecko, które urodzi w moim
małżeństwie będzie na pewno moje. Dlatego składam te propozycje.
Przyznaje, że Granger jak na szlamę nie jest brzydka. – Zmierzył ją
swoim taksownym spojrzeniem aż poczuła się naga w środku. Z trudem
ukryła wstyd, jaki czuła w tym momencie. – Jednak myślę, że jakoś się
pogodzisz z tym faktem. Wolałbym byś nie zbliżał się do mojej
narzeczonej zbytnio. Nie odbierzesz mi wszystkiego, co do mnie należy. –
Dziewczyna nie pewnie patrzyła na Duncana, który wyglądał jakby się
rozmyślał. Nie raz przyłapała chłopaka jak patrzył na nią pożądliwie.
Bała się, że zgodzi się na te propozycje i wzdrygnęła się na samą myśl.
-
Nie oddam się dobrowolnie temu łajdakowi! – Syknęła w geście buntu. Nie
miała zamiaru poddać się temu rygorowi. Zaczynała żałować, że nie
uciekła wtedy z Harrym i Ronem. Czuła, że podjęła się przegranej walki.
Cofnęła się, gdy Draco z gniewnym wyrazem twarzy. Zasłoniła się rękami,
bo zrobił taki gest jakby chciał ją uderzyć. Poznała już smak jego ręki i
nie chciałaby poczuć tego po raz drugi. Zamiast ją uderzyć chwycił ją
za brodę i wymusił na niej brutalny pocałunek. Z trudem się odsunęła
uderzając go w twarz. Chłopak zarechotał rozbawiony jej gestem słabej
samoobrony.
-
Spodobało Ci się Granger. – Stwierdził jakby zaskoczony tym faktem.
Chyba wolałby żeby go nienawidziła. O wiele łatwiej by mu było walczyć z
nagłym pożądaniem, jakie trawiło go w obecności tej dziewczyny. –
Rozmyśliłem się braciszku. – Możesz sobie robić z moją żoną, co chcesz.
Ja zachowam sobie lepszy kąsek. – To mówiąc pociągnął wyrywającą się
Hermionę w stronę jej pokoju, które było jej więzieniem.
***
Ginny
Weasley siedziała w kawiarni przy ulicy Pokątnej i nerwowo rozglądała
się po okolicy. Umówiła się na spotkanie z Michelem. Nie widziała go od
czasu, kiedy rok szkolny dobiegł końca. Teraz, kiedy jego siostra
Jessica była na wolności miał większe szanse na zdobycie informacji na
temat antidotum na truciznę, jaką im zaaplikowała. Jessica uważała, że
skoro ona nie może mieć Harrego to i ona nie będzie go miała. Oboje
bardzo cierpieli przez tą sytuacje. Nawet nie mogła być zbyt blisko
niego, gdy Harry został uwolniony z Malfoy Manor i wszyscy cieszyli się z
tej okazji.
- Bałam się, że nie przyjdziesz. – Powiedziała z ulgą na jego widok. Nie sądziła, że odpowie na jej prośbę.
-
Nie mógłbym odmówić. – Wyznał ze szczerością w głosie siadając
naprzeciwko niej. Zamówił sobie piwo kremowe i z uśmiechem obserwował
jej profil. Musiał przyznać przed sobą, że tęsknił za nią. Kochał ją i
rozumiał siostrę, która z własnej obsesji posunęła się do tak podłego
rozwiązania. Sam nie byłby wstanie skazać na taki los kobietę, którą
kochał. Nie był aż tak bezlitosny. Na szczęście do tej pory nikt nie
wiedział, po której stronie stali, więc odgrywanie dobrego bohatera
przed panną Weasley było na jego korzyść. – Szczerze powiem zaskoczyła
mnie Twoja prośba o spotkanie. Byłem ciekawy.
-
Chciałam wiedzieć czy widziałeś się z Jessicą. – Powiedziała prosto z
mostu. Nie chciała ukrywać przed nim, po co się z nim spotkała.
Zasługiwał na szczerość z jej strony. Tylko tyle mogła mu dać.
-
Chodzi Ci o antidotum? – Zauważył ponuro. Przytaknęła. Wiedział, że tak
się skończy, chociaż miał głupią nadzieje. Nadal zależało mu na Ginny i
chciał o nią walczyć. Jej postawa nie dawała mu żadnych szans. Było
mu przykro nawet, jeśli nie widział przyszłości dla ich związku. – Ona
mnie nienawidzi Ginny. – Odparł szczerze po dłuższej chwili milczenia.
Jego stosunki z siostrą bardzo go martwiły. Nigdy nie było takiej
wrogości między nimi. Zaczynał żałować, że zdradził ją wtedy. Jess
przysięgała mu zemstę po swoim uwolnieniu. – Nie mam możliwości dotarcia
do niej. Nawet nie wiem jak z nią rozmawiać. Przykro mi.
-
Nie jest Ci przykro. – Ginny wstała od stołu i smutnie pokręciła głową.
Widziała uczucia Michela wypisane na jego twarzy i nie kryła swego
zakłopotania. Mimo iż był bardzo przystojnym chłopakiem i podobał się
jej to jej serce będzie na zawsze zajęte przez Harrego. Była mu oddana
od samego początku. Będzie go kochać nawet, jeśli nie będą mogli być
razem. Nie zamierzała się jednak poddawać. Postanowiła walczyć o
Harrego.
-
Ginn zaczekaj. – Miała już odejść, gdy Michel chwycił ją za rękę i
przyciągnął do siebie. Poczuła dziwny żar przebiegający po jej ciele.
Bliskość Michela działała na nią niezwykle intensywnie. Próbowała się
odsunąć, ale nie pozwolił jej na to. – Powiedziałem Ci, że będę walczył.
Kocham Cię, Ginny. – Wykrztusił z siebie. Wiedział, że ryzykował, ale
chciał by znała jego uczucia. By wiedziała, co czuje. Nie zamierzał się
wycofywać. – Chce byś wiedziała jak bardzo jesteś dla mnie ważna.
-
Ja kocham Harrego. – Powiedziała uparcie wściekła zachowaniem
przyjaciela. Czuła, że powinna jak najdalej uciec od niego. Kilka osób
zatrzymało się i zainteresowaniem oglądało rozgrywkę między nimi. –
Nigdy nie przestanę go kochać.
-
I tak się nie poddam. – Obiecał jej. – Wiem, że mnie pragniesz Ginny
Weasley. Pragniesz tak samo jak jego a może nawet bardziej. – I zanim
zdążyła coś powiedzieć zdusił jej protesty pocałunkiem. Czyjś szyderczy
rechot przerwał jego gest. Oboje odskoczyli od siebie. Ginny była
zaskoczona i przerażona swoim zachowaniem. Dopiero po chwili ją
zauważyła. Przed nimi stała Jessica Carvar z uniesioną różdżką w górze.
Na jej twarzy malował się uśmiech zimnej satysfakcji.
***
Usiłowała
mu się wyrwać, ale był silniejszy od niej. Brutalnie zaciągnął ją do
pokoju i zamknął drzwi z trzaskiem. Na klucz. Rozpaczliwie patrzyła w
jego gniewne oczy, w których mieszało się pożądanie. Był zbyt
zdeterminowany by sobie ulżyć. Nawet jej kosztem.
-
Draco błagam… - Wyszeptała łamiącym się głosem, gdy wymuszał na niej
kolejny pocałunek. Mimo tego, iż sama go pragnęła nie chciała by to
odbyło się w ten sposób. Draco niszczył ostatni fragment łączącej ich
namiętności. Dlatego musiała się przed nim bronić.
-
Spodoba Ci się… - Mruknął zadowolony z siebie. Jednym ruchem ściągnął z
siebie koszulkę. Hermiona próbowała ukryć kiełkujące się w niej
podniecenie. Draco kierował się zaspokojeniem własnego pożądania. Niczym
więcej. Uderzyła go, gdy rozdarł jej koszulkę by ręką dostać się do jej
piersi. Jęknęła jak ścisnął ją
zbyt mocno. Nie przestawał szukać jej ust. Chciał ją zmusić do takiego
samego szaleństwa, jakie stało się jego udziałem. Nie poddawała się. W
odwecie uderzył ją w twarz i szarpnął za włosy zmuszając by na niego
spojrzała. – Do diabła poddaj się Granger! – Wysyczał do ucha rozrywając
jej stanik. Ręką sięgnął do jej spodni. Wierzgała nogami usiłując go z
siebie zwalić.
-
Nie! – Wykrzyknęła rozpaczliwie. Uwolniła rękę i biła na oślep. Jej
ciosy nie robiły na nim wrażenia. Tylko go drażniły, przez co zadawał
jej więcej bólu. Wciągnęła głośno powietrze, gdy jego pięść trafiła w
jej brzuch. Przeraźliwy ból ogłuszył ją na moment. Draco zastygł bez
ruchu. – Nienawidzę Cię draniu… - Wysyczała kuląc się w sobie. Wyglądała
strasznie. Zwinięta bólem z porwanym ubraniem. Draco był oszołomiony
swoim zachowaniem. Gwałtownie zsunął się z niej dysząc ciężko. Nigdy w
życiu nie posunął się do gwałtu kobiety. Bez względu na to, kim była nie
zasługiwała na to. Do diabła nie był taki jak jego ojciec.
-
O Boże… - Jęknął cicho osuwając się na kolana. Był przerażony a w
oczach chłopaka błysnęły łzy wściekłości i upokorzenia. – Co mi zrobiłaś
Granger? – Jęknął stłumionym głosem. Nie poznawała go. Przyglądała mu
się z nadzieją, że może rzucone zaklęcie przez Pansy zostało złamane.
-
Draco… - Drżąc na całym ciele podeszła do niego na chwiejnych nogach.
Nagły ból brzucha minął. Miała nadzieje, że dziecko, które nosiła było
bezpieczne. Niczego bardziej nie pragnęła. Uniósł głowę i spojrzał na
nią z wyrzutem w oczach. Przełknęła ślinę. Wiedziała, że popełnia błąd i
będzie tego żałować. Niestety pierwotne instynkty wzięły nad nią górę.
Nachyliła się i pocałowała go. Zaskoczony Draco odwzajemnił pocałunek.
Tym razem nie broniła się. Całkowicie poddała się czerpiąc przyjemność
ze wspólnej chwili. Draco również oddawał się jej cały. Był pewien, że
nigdy z żadną kobietą nie kochał się z taką pasją. Nie miał pojęcia, co
się z nim dzieje. Granger w jakiś sposób przyciągała go. Nie umiał o
niej zapomnieć. Trawiące pożądanie mogło dać wreszcie upust w jej ciele.
-
Chciałaś tego Granger. – Wyszeptał drwiąco na koniec, gdy było już po
wszystkim. Zsunął się z obezwładnionego rozkoszą jej ciała i ubrał.
Wyszedł mocno trzaskając drzwiami i przekręcając zamek. Wiedziała już,
że nie może zostać. Musiała uciec jak najszybciej zanim zgubi siebie i
swoje nienarodzone dziecko.
***
Harry
odetchnął z ulgą, gdy dowiedział się, że nikomu z jego rodziny nic się
nie stało. Dursleyowie byli ukryci w bezpiecznym miejscu, gdzie zaczęli
nowe życie. Już nic ich z nim nie łączyło. A jednak czuł się dziwnie na
samą myśl, wiedząc, że nigdy ich nie zobaczy. Mimo wszystko po raz
pierwszy od dawna był naprawdę wolny.
-
Przykro mi Ron, że nie udało się uwolnić Hermiony. – Powiedział Harry
po raz kolejny do mocno podpitego przyjaciela. Dobrze rozumiał jego ból.
Dopiero nie dawno zorientował się w jego uczuciach do przyjaciółki. Ron
był zakochany w niej, ale ona wybrała ich wroga. Malfoya, z którym
działo się coś bardzo dziwnego. Coraz mniej podobała mu się ta sytuacja,
ale szanował decyzje przyjaciółki. Miał nadzieje, że Ron również z
czasem to zrozumie.
-
Jak mogła wybrać jego! – Grzmiał wściekle chłopak. Nie mógł darować
sobie tego, co się stało. Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej ją
nienawidził zamiast kochał. – Uszanowałbym gdyby wybrała kogoś innego
nie jego. – Harry mocno w to wątpił. Za dobrze znał swojego przyjaciela,
ale nie komentował tego. Nie chcąc się z nim dzisiaj pokłócić wstał i
wszedł z powrotem do Nory gdzie panowała ogólna radość. Wszyscy cieszyli
się nie tylko z jego powodu, ale i także z powrotu do zdrowia Georga.
Harry coraz częściej myślał o wyjeździe. Musiał odnaleźć horuksy, o
których mówił mu Dumbledore przed śmiercią. Miał na to coraz mniej
czasu. Voldemort był na długo przed nim. Teraz zniszczenie horuksów było
kwestią priorytetową. Miał tylko nadzieje, że Dumbledore nie mylił się.
Wszystko od tego zależało. Gdy wszedł do kuchni siedział tam Lupin z
kuflem piwa przed sobą. Wyglądał na mocno zmęczonego a Harry nie dziwił
się temu.
-
Myślałem, że poszedłeś już do domu. – Zauważył sięgając do lodówki i
wyciągając sobie jedzenie, które wcześniej przygotowała pani Weasley.
Był przeraźliwie głodny.
-
Miałem do Ciebie sprawę… - Odparł Lupin niezręcznie. Harry uważniej
spojrzał na przyjaciela. Zawsze lubił Lupina. Dzięki niemu w trzeciej
klasie odzyskał ojca chrzestnego i poznał prawdę, którą przed nim
ukrywano. Śmierć Syriusza jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Lupin
zwany przez przyjaciół Lunatykiem był również najlepszym przyjacielem
jego ojca. Harry nie krył zaskoczenia, ale i ciekawości. Zaintrygowany
usiadł naprzeciw niego. – Chciałbym wiedzieć czy nie zostałbyś świadkiem
na ślubie i ojcem chrzestnym naszego dziecka?
-
Naprawdę? – Nie spodziewał się takiego zaszczytu. Był wzruszony. – Nie
wiem czy się do tego nadaje… - Dodał po chwili myśląc bardziej
racjonalnie. Ojcem chrzestnym powinien zostać ktoś, kto ma większe
szansę na przeżycie jak ja.
-
Nie mów tak nawet. – Lupin poderwał się w gniewie. – Przeżyjesz Harry
słyszysz? Pokonasz Voldemorta i zwyciężysz. Nikt nie jest wstanie
dokonać tego prócz Ciebie.
-
Nie mam takiej wiary jak Ty. – Przyznał szczerze. Po raz pierwszy od
dawna zwierzał się komuś ze swoich wątpliwości. Wszystko, co od dawna
kiełkowało się w jego sercu. – Wiesz, że jeden z nas zginie na pewno.
Nikt nie ma pewności czy to nie będę ja.
-
Wiem. – Lupin musiał przełknąć odcień prawdy. – Mimo wszystko Harry
wszyscy wierzą w Ciebie i walczą po Twojej stronie. Musisz w to uwierzyć
czy tego chcesz czy nie. Wszystko dobrze się skończy. Zobaczysz sam.
Dlatego, że w Ciebie wierzę chciałbym byś został chrzestnym mojego syna.
Nikt nie zasługuje na to bardziej niż Ty.
- Dobrze. – Harry zgodził się. I musiał przyznać przed sobą, że nigdy nie był bardziej wzruszony niż właśnie w tej chwili.
***
Nie
mogła dłużej zostać. Draco udowodnił jej, iż nie była bezpieczna w jego
domu. Musiała uciec jak najszybciej i jak najdalej. Nie była bezpieczna
po tym, co się stało. Draco prawie jej nie zgwałcił tamtej chwili a ona
oddała mu się cała. Tak nie mogło być. Nie chciała by łączyła ich sama
sucha namiętność. To nie było dobre. Dlatego właśnie tej nocy opuszczała
bezpieczną przystań pokoju. Udało jej się ukryć resztki z kolacji. Na
szczęście domowe skrzaty nie głodziły jej i dbały by miała pełny
żołądek. Mimo zamkniętego pokoju postanowiła wykraść się oknem. Udało
jej się nawet skraść różdżkę. Sporo wtedy ryzykowała. Gdyby ktoś ją
przyłapał na pewno srogo by ją ukarano.
-
Odwagi Granger. – Mruknęła do siebie stojąc na gzymsie okna. Nie było
zbyt wysoko a ona wiele razy ryzykowała z Harrym i Ronem w
najróżniejszych eskapadach. Nie powinna teraz okazywać strachu. Wzięła
głęboki oddech i odważnie skoczyła w ciemność. Potoczyła się
kilkakrotnie i poczuła lekki ból w kostce. Zaklęła cicho, czując, że
chyba ją skręciła. To na pewno nieco spowolni jej ucieczkę, ale nie
miała wyjścia. Musiała być jak najdalej stąd. Jakimś cudem udało jej się
dotrzeć do stajni. Tam pamiętając o uwagach Dracona osiodłała
najłagodniejszego konia, jakiego znalazła. – Cichutko malutki. –
Pocieszała podniecone perspektywą nocnej wycieczki zwierzę. Przez cały
czas zachowywała się niezwykle cicho i cały czas drżała ze strachu.
Konsekwencje tej eskapady mogły się okazać dla niej przerażające w
skutkach. Nie tylko Voldemort bywał brutalny. Musiała przyznać przed
sobą, że o wiele bardziej bała się Lucjusza Malfoya. To on najbardziej
pokazywał jej swoją nienawiść i skutecznie osłabiał jej wartość. Jednak
zostawiała to wszystko za sobą. Już wkrótce opuści Malfoy Manor i będzie
wolna. Tchniona nadzieją na samą myśl konno dojechała do bramy. Nikt
jej nie zatrzymywał. Użyła zaklęcia odblokowywującego, które zapamiętała
od Draco. Musiała tylko przedostać się przez ciemny las, za którym
znajdowała się mugolska wioska. Tak przynajmniej mówił Draco.
-
Granger idiotko! Zawracaj! – Z oddali usłyszała gniewny głos ukochanego
chłopaka. Zadrżała i odwróciła się na moment i spostrzegła jak biegł
konno w jej stronę. W świetle księżyca wyraźnie zobaczyła jego sylwetkę.
Nie mógł jej złapać. Na pewno odda ją swojemu ojcu i powie, że
próbowała uciekać. Ogarnęła ją nagła panika i strach. Zmusiła konia do
szybszego biegu zostawiając za sobą bramę. Nie wahała się wjechać do
ciemnego i mrocznego lasu. Koń wydawał się niespokojny, ale nie zwróciła
na to uwagi. Chciała być jak najdalej od Malfoy Manor i Dracona.
Ogarnęło ją dziwne wrażenie, że nie jest sama. Zewsząd widziała dziwne
pary żółtych oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Nie była tu sama.
Przeklinając się w duchu za własną głupotę wyciągnęła różdżkę z zamiarem
bronienia się. Pierwsze zwierzę zwaliło ją z siodła. Upadła czując
ostro ból w plecach. Rozpoznała wilkołaka czającego się nad nią. Było
ich kilka. Krzyknęła porażona rozpaczliwym strachem i własną
bezradnością. – Hermiona… - Z oddali dobiegł ją zbawienny głos Dracona.
Próbowała go ostrzec, coś krzyknąć, ale obezwładniający strach odebrał
jej głos. Nie była wstanie nic zrobić. Wpatrywała się tylko w żółte i
pełne nienawiści ślepia. Wilk potraktowany zaklęciem zawył i odskoczył
od niej. Kilka stworzeń rzuciło się na Draco powalając go na plecy.
Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Na ciele chłopaka zaczęły pojawiać się
krwawe rany ich pazurów. Jego różdżka potoczyła się kilka metrów dalej
od niego. Nie miał jak się bronić.
-
Draco… - Wykrzyknęła rozpaczliwie czując, że jeśli czegoś nie zrobi
chłopak zginie z jej powodu. Nie wybaczyłaby sobie tego nigdy. Nie
zważając na warknięcia zwierząt wyciągnęła skradzioną różdżkę i
wycelowała jedynym zaklęciem, jakie przyszło jej do głowy.
***
- Jessica!
– Ginny nie kryła swojego zaskoczenia. A więc władza Voldemorta
sięgnęła nawet do Azkabanu. Nie zdziwiła się wcale. Ostatecznie
dementorzy byli jego wiernymi sprzymierzeńcami. Coraz bardziej docierało
do niej w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazł się świat
Czarodziejów. Jessica uśmiechała się szyderczo z wyciągniętą w jej
stronę różdżką. Kilka osób widząc zagrożenie poderwało się ze stolików i
uciekło w popłochu.
-
Tchórze. – Syknęła rozbawiona dziewczyna w ich stronę. – Witaj Weasley.
– Uśmiechnęła się kpiąco. Przez cały czas pobytu w Azkabanie po
zdradzie brata myślała o tej chwili. Pragnęła się zemścić i zobaczyć
cierpienie na jej twarzy. Nie mogła doczekać się tej chwili. Michel
widząc sytuacje wysunął się do przodu gotowy by bronić Ginn w razie,
czego. – Nie udawaj bohatera braciszku. – Syknęła w jego stronę. – To
sprawa pomiędzy nami. Dość zrobiłeś wtrącając się w to.
-
Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić. – Odparł pewnie a jego oczy zamigotały
wściekle. Był zdecydowany bronić Ginny, nawet gdyby miał wystąpić
przeciw Czarnemu Panu. Naprawdę ją kochał. Jess pokręciła głową i
cisnęła zaklęciem w brata. Nikt nie zareagował. Michel odleciał w tył
upadając na stoliki. Ginn krzyknęła zaskoczona. Chciała mu pomóc, ale
Jess ją powstrzymała.
-
Widzisz co to jest? – Spytała wyciągając z kieszeni małą buteleczkę.
Ginn gwałtownie wciągnęła powietrze wpatrując się w nią z uwagą. To było
antidotum, jakiego potrzebowała. – Wiesz nie istnieją dwa takie same
eliksiry. Wytwarzając zaklęcie wytwarzasz również jego antidotum. Gdybym
stworzyła kolejny taki wywar nie wiadomo czy by zadziałał.
-
To akurat prawda. – Jęknął Michel podnosząc się. Był kompletnie obolały
i czuł się upokorzony. Nie spodziewał się pojawienia się siostry. Nie
była w domu, od kiedy wyszła z więzienia. Miał nadzieje, że nie wyjawi
prawdy o nich. Ginn odwróciłaby się od niego, gdyby dowiedziała się, że
pracuje dla Voldemorta. – Dlaczego tu jesteś?
-
Znów chcesz oberwać? – Spojrzała gniewnie na brata obiecując, że
później jej zapłaci za upokorzenie, jakie zaznała. Zamiast swojej
siostry wybrał tą zdrajczynie krwi. Z trudem pohamowała kiełkującą się w
niej złość. Nie taki był jej cel dzisiaj. Chciała mieć pannę Weasley w
swojej woli. A dzięki tej buteleczce będzie miała. – Nie wtrącaj się,
kiedy kobiety rozmawiają. – Ostrzegła tonem nieznoszącym sprzeciwu. –
Posłuchaj mała. Jestem pewna, że bardzo tego chcesz prawda? – Spytała a
Ginny przytaknęła głową. Co prawda obawiała się podstępu ze strony
Jessici, ale nie miała wyjścia. Tylko w ten sposób ona i Harry będą
mogli być razem. – W porządku. Myślę, że my dwie możemy dojść do
wspólnego porozumienia.
-
Zrobię wszystko. – Obiecała jej żarliwie mając nadzieje, że Jessica
zlituje się nad nią. Była gotowa nawet upokorzyć się żeby tylko zdobyć
to antidotum. Tak bardzo pragnęła być z Harrym.
-
Dostaniesz eliksir pod jednym warunkiem… - Oczy Jessici błyszczały z
złośliwej satysfakcji. – Zerwiesz z nim panno Weasley. Zrobisz to w taki
sposób żeby miał pewność, że robisz to sama dla własnej przyjemności.
Chce by zrozumiał, że go nie kochasz i nigdy nie kochałaś. Rozumiesz, co
mówię prawda?
-
Proszę nie… - Załkała rozpaczliwie czując, że nie da rady tego zrobić.
Jess wymagała od niej niemożliwego. Nie byłaby wstanie skrzywdzić
Harrego. Sprawić by ją zostawił. Była zdruzgotana.
-
Masz trzy dni na przemyślenia. – Odparła chowając antidotum bezpiecznie
do kieszeni. – Tylko trzy dni. Później zniszczę antidotum i Twoja
szansa zniknie na zawsze. – To mówiąc odeszła zadowolona z siebie
zostawiając zrozpaczoną dziewczynę i jej brata. Po raz pierwszy od dawna
poczuła się w pełni usfastykcjonowana.
***
Nigdy
nie była tak przerażona jak teraz. Wywołany przez nią ogień szybko się
rozprzestrzeniał. Odcinał im szansę ucieczki, ale również przepędził
drapieżne wilki. Była zdruzgotana. Kompletnie nie wiedziała, co robić.
Wywołanie ognia było dość łatwe. Gorzej było z jego ugaszeniem.
-
Draco musisz mi pomóc. – Wyszeptała unosząc półprzytomnego chłopaka.
Ledwo się trzymał na nogach. Był poraniony i cały we krwi. Ona sama
zanosiła się kaszlem od mdlącego dymu. Z trudem poruszała się o własnych
siłach. Miała nadzieje, że nie zaszkodzi to jej dziecku. Nie
wybaczyłaby sobie własnej głupoty. – Musimy uciekać. Ogień… Ogień jest
wszędzie.
-
Jesteś Czarodziejką idiotko. Ugaś ją. – Wycharczał słabym głosem
chłopak. Nie ukrywał swojej złości na Granger za jej głupie zachowanie.
Żałował, że nie miał przy sobie różdżki i sam nie był wstanie jej użyć. W
tym momencie był całkowicie bezsilny by wydostać ich z tej śmiertelnej
pułapki, w jakiej znaleźli się oboje.
-
Wiem. – Odparła bezradnie rozglądając się wokół szukając wzrokiem
jakiegoś wyjścia. Dostrzegła je. Niewielka szczelina między językami
ognia wydawała się dla niej prawdziwym zbawieniem. Miała nadzieje, że
znajdą w sobie dość sił by się przez nią przecisnąć. – Nie jestem
wstanie tego ugasić. Nie mam swojej różdżki. – W oczach młodej Gryfonki
błyszczały łzy strachu. Nie zamierzała się jednak poddać była
zdecydowana by walczyć do końca. Jakoś wyjdą z tego koszmaru. Nie
poddadzą się. Nie puszczając Draco ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę
jedynego wyjścia, jakie znalazła. Ogień szybko się rozprzestrzeniał.
Czuła swąd palonego drewna. Od dymów i zapachów robiło jej się nie
dobrze. Ostatkiem sił wydostała się przez wyjście. Była tak słaba, że
upadła kawałek dalej. Z przerażeniem w oczach obserwowała to, do czego
dopuściła się ratując im życie. Miała nadzieje, że nikt nie ucierpiał
przez jej bezmyślność.
-
Nie daleko… - Usłyszała słaby i urywany głos Draco. – Jest mała chatka
myśliwska. Powinniśmy znaleźć tam jakieś schronienie. – Pokiwała głową
czując, że nie mogą zostać na noc w lesie. Wilki mogły wrócić w każdej
chwili a oni nie byli odpowiednio przygotowani. Z trudem dźwignęła
otępiałe z bólu i zmęczenia ciało i pomogła podnieść się Draco. Powoli i
ostrożnie posuwali się naprzód. Hermiona cały czas trzymała w ręku
różdżkę Draco. Obawiała się powrotu wilków, ale na szczęście na miejsce
dotarli bezpieczni. Chatka była niewielka. Znajdowała się głęboko w
ukryciu i nie każdy by na nią trafił. W środku znajdowały się dwie małe
izdebki. Jedna tworzyła prowizoryczną kuchnię z piecem i stolikiem a
druga mały salon, gdzie po środku znajdowało się olbrzymie łóżko,
kominek i mała szafa. Hermionie spodobało się to miejsce. Nie wiedziała,
czemu, ale chociaż przez małą krótką chwilę poczuła się tu jak w domu.
Ostrożnie ułożyła chłopaka na łóżku. Rany sprawiły, że chłopak był
całkowicie obolały. Ucieszyła się, że rozpaliła ogień. Od razu zrobiło
się cieplej w pomieszczeniu a także znalazła dobrze zaopatrzoną
apteczkę. Niespodziewanie w jej głowie zaświtała nadzieja. Wierzyła, że
być może w tej małej chatce zbliżą się do siebie z Draconem. Może uda
jej się namówić go na wspólną ucieczkę, gdzieś gdzie oboje byliby
szczęśliwi? Wiedziała, że to mogłoby się jej udać gdyby tylko w jakiś
sposób udało jej się złamać zaklęcie Pansy. Z tą niespodziewaną
nadzieją, która dodała jej otuchy zaczęła opatrywać rany na ciele
chłopaka nucąc przy tym kołysankę, którą niegdyś śpiewała jej matka, gdy
była mała.
***
Na zakończenie słów kilka:
Mam nadzieje, że kolejny rozdział przypadł wam do gustu.
Naprawdę starałam się chociaż odrobinę poprawić zacięte relacje Dracona i Hermiony i mam nadzieje, że mi się to udało.
Mimo słabej liczny czytelności bloga nie zamierzam go kończyć.
To opowiadanie jest mi szczególnie bliskie i zapewniam, że powstanie jego trzecia część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz