27 lipca 2012

Rozdział IV "powrót do świata żywych"



AŁY ROZDZIAŁ DEDYKUJE MOJEJ KOCHANEJ LADYAPOCALYPSE ZA TO ŻE ZNOSI MNIE TYLE CZASU I MOJE HUMORKI. DZIĘKUJE ZA CIERPLIWOŚĆ BO TYLKO TY WIESZ JAK WIELE TO ZNACZY DLA MNIE;P
PO PROSTU JESTEŚ WIELKA. NALEŻY CI SIĘ ZA TO MEDAL.

                                                       NO I WRÓCIŁAM. Z NOWYM ROZDZIAŁEM. MAM NADZIEJE, ŻE NIE CZEKALIŚCIE ZBYT DŁUGO. MIAŁAM MAŁY PROBLEM Z TYTUŁEM I NIE WIEDZIAŁAM CO WYMYŚLIĆ. POMYŚLAŁAM WIĘC ŻE TEN PASUJE IDEALNIE DO CAŁOŚCI ROZDZIAŁU. DOŚĆ MARUDZENIA.

OGŁOSZENIE NUMER 2 ;P
PONIEWAŻ GOSZCZĘ WŚRÓD WIELU BLOGOWICZÓW, I WIĘKSZOŚĆ Z WAS PROSZĘ O INFORMOWANIE O NOWYCH NOTKACH PROSZĘ PODAWAJCIE MI SWOJE ADRESY BYM WIEDZIAŁA OD KOGO DOSTAJE ROZDZIAŁ I KTO KOMENTUJE. TO NAPRAWDĘ UŁATWI SPRAWĘ PONIEWAŻ ZWYCZAJOWO DODAJE DO LINKÓW PO PIERWSZEJ INFORMACJI O NOWEJ NOTCE… …
BĘDĘ BARDZO WDZIĘCZNA I DZIĘKUJE ZA UWAGĘ.

***

Dla Harrego i Rona to było jak zły sen. Nie mogli uwierzyć w to co się działo. I z początku nie wierzyli. Ostatecznie nie każdy wiedział o niezwykłym połączeniu jego i Voldemorta. I wolał aby tak było. nie chciał by ktoś to wykorzystał przeciwko niemu. Teraz nie miało to żadnego znaczenia. Ich najlepsza przyjaciółka Hermiona Granger nie żyła.
 - Nie mogę w to uwierzyć. – Wyszeptał cicho zdławionym głosem Ron. Od kilku godzin siedzieli w wolnym przedziale w pociągu do Hogwartu. Od czasu do czasu odwiedzali  ich pogrążeni w smutku przyjaciele Hermiony. Chociaż Hermiona miała ich nie wiele była bardzo lubiana w szkole a przynajmniej wśród uczniów Gryfindoru, którzy dzięki niej zdobywali wysokie noty w nauce. Teraz Gryfindor nie będzie taki sam. Nic już nie będzie takie samo. Harry poczuł skurcz w żołądku bo zdawał sobie sprawę, że to jego wina. Hermiona nie żyła przez niego. Już nigdy nie napisze żadnego wypracowania, nie przeczyta żadnej książki. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Nie chciał się rozpłakać, ale nie umiał powstrzymywać uczuć. Ron nie krył swoich łez, podobnie jak Ginny i wielu innych którzy byli blisko Hermiony.
 - Harry… - Drgnął lekko czując ciepłą dłoń Ginny na swoim ramieniu.  Spojrzał na nią z oczami pełnymi łez. Pokręcił głową i wyszedł z przedziału. Powoli zaczynał mieć wszystkiego dość. Potrzebował chwili samotności. Każdy czegoś chciał. Głównie pytali  go o Hermionę czy nie znał szczegółów jej śmierci. Niestety nie znał. Na samą myśl o tym ściskało go w żołądku. Nie wiedział czy cierpiała? Czy był ktoś życzliwy w jej ostatnich dniach. Jęknął cicho masując sobie obolałe skronia. Miał wrażenie, że zwariuje od natłoku myśli. Za dużo wszystkiego. Oparł się o zimną szybę i zaczął oglądać mijające pola. Chciał się całkowicie wyłączyć, ale nie było to łatwe w pociągu pełnych uczniów gdzie każdy coś chciał od niego. Z oddali zauważył grupkę Ślizgonów pogrążonych w ponurej rozmowie. Domyślił się, że rozmawiali o Draco. Dzisiaj rano w Proroku Codziennym Lucjusz Malfoy wydał specjalne oświadczenie o śmierci swojego syna. Harry długo rozmawiał dzisiaj z Ronem i podejrzewali, że to nie był przypadek. Miał dziwne wrażenie, że Hermiona i Draco z dziwnych powodów zginęli razem. Nie wiedział skąd miał takie przeczucie. Po prostu czuł, że tak jest.
 - Wszystko w porządku Harry? – Usłyszał za sobą głos należący do Cho Chang. Spojrzał na nią z uśmiechem. Od czasu kiedy byli razem minął cały rok. Ich stosunki uległy dużej zmianie, ale nadal mógł nazywać ją swoją przyjaciółką. Cho bardzo lubiła Hermionę i równie mocno przeżywała jej śmierć. Nikt jednak nie znał jej tak dobrze jak on czy Ron. Nikt nie wiedział kim ona była.
 - Tak. – Powiedział cicho, chociaż oboje wiedzieli, że kłamał. Nigdy nie będzie już dobrze. Wszystko się zmieniło. A on poprzysiągł zemstę. Nadejdzie dzień w którym Lord Voldemort zapłaci mu za wszystkie cierpienia. Wierzył, że ten dzień nadejdzie wkrótce.

***

Obserwując torturowaną Hermionę Draco nie mógł znieść jej bólu. Choć sam widywał Śmieciożerców jak torturowali niewinne osoby a sam nawet brał udział w podobnych zdarzeniach sprawiało mu to wiele satysfakcji to tym razem było inaczej. Nie spodziewał się takich uczuć u siebie. Nie mógł znieść jej przerażających krzyków, które odbijały się w jego głowie. Musiał coś zrobić. Musiał zacząć działać. I zrobił. Nie miał pojęcia skąd znalazł w sobie tyle siły ani jak mu się to udało. Po prostu uwolnił się używając pierwszego zaklęcia jakie przyszło mu do głowy i teleportował tuż koło niej. Miał szczęście, że druidzi nie pomyśleli by zabrać mu różdżkę więc stał teraz naprzeciw nich z wyzywającym spojrzeniem zasłaniał sobą omdlałą z bólu Hermionę.
 - Jesteś dzielny. – Zauważył druid z uznaniem. Był ubrany inaczej niż większość towarzyszy. Zamiast szarej szaty nosił białą przeplataną czarnym paskiem. Draco domyślił się więc, że musiał być przywódcą. – I przez to bardzo głupi. Narażasz życie dla kogoś kogo tak naprawdę nienawidzisz. – Draco nerwowo przełknął ślinę. Dobrze, że Hermiona była nieprzytomna i nie słyszała co mówił ten druid. Bo w tym co mówił było naprawdę wiele prawdy. Hermiona była jego wrogiem. Zwykłą Szlamą którą należało tępić a mimo to w tej jednej chwili poczuł że musi jej pomóc. I wcale nie chodziło tu o zadanie, które ma do wykonania. To było coś co siedziało w nim gdzieś głęboko w środku. Nie umiał tego opisać i niezbyt mu się podobało. Wolałby pozbyć się tego uczucia jak najszybciej, ale najpierw musiał uratować Hermionę.
 - Nie powinno Cię to interesować. – Odparł chłodno nie okazując swojego strachu. Tak naprawdę bardzo się bał bo widział do czego są zdolni Ci ludzie, ale musiał zachować jakąś chardość ucha.
 - Jesteś zupełnie jak Twój ojciec. – Powiedział z drwiną w głosie. – On też taki był jak Ty. Arogancki i bezczelny. Myślał, że wszystko mu wolno i chciał zdobyć nasze tajemnice. – Draco spojrzał na niego zaskoczony. Nie spodziewał się czegoś takiego po swoim ojcu. Najwyraźniej Lucjusz Malfoy miał mnóstwo sekretów o których jego własny syn nie wiedział. – Obawiam się, że podobnie skończycie tyle, że on trochę później. Druid spojrzał w oczy młodego Malfoya, który cofnął się odruchowo potykając o ciało Hermiony. Przymknął oczy przygotowany na falę bólu, która mogła nastąpić w każdej chwili i zaatakować jego ciało, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego poczuł lekkie uderzenie i wylądował na mokrej trawie. Gdy otworzył oczy znajdowali się w Zakazanym Lesie a krople deszczu spadały im na twarz.
 - Hermiona… - Wyszeptał próbując dobudzić nieprzytomną dziewczynę. – Hermiono obudź się… - Jęknęła coś cichutko, ale się nie ocknęła. Nie miał wyjścia tylko wziął ją na ręce i położył pod jednym z większych drzew. Miał nadzieje, że znajdują się blisko Hogwartu a Ci tajemniczy druidzi nie będą ich więcej ścigać.

***

Tonks nie kryła swojej ulgi gdy znalazła się w bezpiecznych ramionach Lupina. Nadal cała drżała po tym co się stało, ale miała szczęście że pojawił się jej wybawiciel i ją wyratował. Wolała nie myśleć co by się stało gdyby nie zdążył. Podejrzewała że po kilku godzinach znaleźli by jej martwe ciało. Głośno przełknęła ślinę i wtuliła się w ramiona Lupina jeszcze mocniej.
 - Dziękuje Remusie. – Wyszeptała blada na twarzy jej matka. Jedna z pomocnic w Zakonie pomagała opatrywać jej ojca, który był najbardziej poturbowany. Śmieciożercy nienawidzili czarodziejów z rodzin mugoli. Potocznie nazywano ich Szlamami, najgorszym określeniem jakie istniało w świecie czarodziejów. – Remusie ona nie będzie tu bezpieczna. Znasz Carrowa. On nie spocznie póki jej nie dostanie w swoje ręce. – Oboje wiedzieli że ma racje. Amycus Carrov już taki był. Jak upatrzył sobie jakąś ofiarę nie spoczął póki nie dostał jej w swoje ręce.
 - Więc co powinniśmy zrobić? – Spytał obserwując Tonks, która w tym momencie pomagała ojcu obmyć twarz. Czuł, że Andromeda ma plan, który ani trochę mu się nie spodoba.
 - Wywieźć ją daleko stąd. – Powiedziała stanowczo. – Teddy ma mały majątek w niewielkim hrabstwie Sheare. To na północy jakieś sześćdziesiąt kilometrów od Londynu. Tonks jak była dzieckiem przyjeżdżała tam na wakacje do babci. Dziś nie mieszka tam nikt po za rządcą i jego żoną, którzy opiekują się tym miejscem. Tam będzie bezpieczna z Tobą.
 - Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. – Wyszeptał Remus, który nie był pewien jak zniesie kilka dni mieszkając z Tonks pod jednym dachem. Od dawna już tłumił w sobie uczucia względem niej a teraz czuł, że będzie mu jeszcze trudniej. Będzie musiał się jakoś wykręcić, ale nie miał wcale pomysłu.
 - Jaki pomysł? – Spytała Tonks patrząc to na matkę to na Lupina. Nie usłyszała całej rozmowy ale  domyśliła się, że rozmawiali o niej.
 - Chce by Lupin zabrał Cię do Sheare. – Powiedziała stanowczo. – Nie wiele osób wie o majątku Twojego ojca a tam będziesz bezpieczniejsza.
 - Nie! – Krzyknęła patrząc na nich spod oka. – Nie możecie mnie stąd zabrać. Nie zgadzam się na to. Jestem wam potrzebna.
 - Nimfadoro nie bądź dzieckiem. – Powiedziała jej matka zwracając się do niej po imieniu a robiła to zawsze gdy była na nią zła, albo wymagała posłuszeństwa bez oznak sprzeciwu. – To dla Twojego dobra.
 - Nie. Nie wyślecie mnie na jakieś zesłanie. – Zawoła uparcie znikając w swoim pokoju. Andromeda spojrzała bezradnie na Lupina.
 - Obawiam się, że nie uda się bez mocniejszego arsenału. – Powiedziała kobieta niezbyt chętnie. Na moment zniknęła w stronę kuchni by po chwili wróciła z jakimś tajemniczym napojem w ręku i kubkiem gorącej czekolady.  Na oczach Lupina wsypała proszek do czekolady. – Będziesz wiedział co robić. – Powiedziała do niego, gdy zniknęła w pokoju córki. Lupin westchnął ciężko i usiadł na wolnym krześle spoglądając na Carmen, która dopiero co się pojawiła.  Uśmiechnęła się do niego ciepło. Znał Carmen odkąd pamiętał i widział jak bardzo się zmieniła. Ta zmiana zaszła już na początku śmierci Lily i Jamesa. Nigdy nie rozmawiali na ten temat bo to nadal były świeże sprawy, ale widział jak od dawna coś ją dręczyło.
 - Poradzisz sobie? – Spytała z troską ostatniego Huncwota, który jej pozostał. Nie sądziła, że będzie jej tak źle po śmierci Syriusza. Miała wrażenie, że umarła również jakaś cząstka niej.
 - Poradzę sobie. – Powiedział chociaż nie był pewien swoich słów. A jeszcze bardziej opuściła go pewność, gdy późną nocą opuszczali rezydencje Tonksów a dziewczyna spała spokojnie na jego kolanach nie spodziewając się tego co się dzieje. Spodziewał się, że poranek nie będzie należał dla niego do najłatwiejszych.
 *** 
Powoli opuszczały go siły. Z trudem dźwigał bezwładne ciało Hermiony, którą ogarnęła niespodziewana gorączka. Podejrzewał, że to wszystko przez zimną kąpiel w rzece oraz tortury druidów, które odbiły się na jej słabym ciele. Modlił się by nie umarła w drodze do Hogwartu bo wówczas Voldemort nie będzie zbyt zachwycony. Musiał zrobić wszystko by wyciągnąć ją z tych tarapatów. Zauważył również jak szybko zmieniała się pogoda. Raz było zimno a raz gorąco. Był pewien, że to jakaś magiczna sztuczka tak działała na pogodę. Kiedyś słyszał, że był potężny Czarodziej, który miał na nią wpływ. Voldemort nie raz próbował odkryć ten czar, ale nigdy mu się to nie udało a tajemna księga gdzieś zaginęła bez wieści. Do dziś uznawane jest to za zwykłą legendę nic więcej. Zastygł na moment gdy Hermiona jęknęła w jego ramionach. Zatrzymał się i spojrzał na nią z nadzieją, ale nie otworzyła oczu. Dotknął jej czoła i wyczuł, że jej temperatura znacznie wzrosła. Nie mógł tracić czasu. Poprawił ją sobie na ramieniu by nie zsunęła mu się. podświadomie czuł, że zabłądził, ale nie poddawał się. Gdzieś musiało istnieć wyjście z tego cholernego lasu on nie mógł trwać wiecznie. Musiało istnieć jakieś wyjście. Z oddali dobiegł go tętent kopyt. W jego oczach pojawił się strach. Pomyślał, że to druidzi i odruchowo przycisnął  do siebie Hermionę wyciągając różdżkę.
 - Kto tam? – Zawołał głośno czując się jak ostatni głupiec bo w ten sposób zdradza tylko swoją obecność. Nie miał jednak wyjścia. Nie mają szans by uciec więc lepiej stawić czoła niebezpieczeństwu. Był Malfoyem a nie tchórzem jak wielokrotnie jego ojciec. Nie ukrywał zaskoczenia gdy stanęła przed nim grupka centaurów. Nigdy żadnego nie spotkał ale wiele o nich słyszał. Voldemort bardzo chciał mieć ich siłę po swojej stronie, ale one uparcie obstawiały przy Dumbledorze.
 - Kim jesteście? – Odezwał się największy z nich wysuwając się naprzód i mierząc Dracona ponurym spojrzeniem.
 - Usiłujemy dotrzeć do Hogwartu. Jesteśmy uczniami szóstej klasy. – Wyjaśnił spokojnie Draco chcąc ukryć jakoś swój strach.
 - W porządku. – Odpowiedział centaur nie zwracając na pogardliwe spojrzenia swoich braci. Nie było tajemnicą, że oni nie lubili ludzi i nie uznawali ich na swoich grzbietach. Raz jeden z nich zrobił wyjątek dla Harrego Pottera i uczy do dzisiaj w szkole ponieważ został wydalony ze stada. – Odprowadzimy was bezpiecznie do szkoły. – Draco odetchnął z wielką ulgą. Ostatnie mile przebył czując się dziwnie spokojnie. Wiedząc, że już wszystko będzie dobrze. Jak bardzo się mylił. Gdy tylko przekroczyli próg Hogwartu wywołali ogólne poruszenie. Wszyscy zdążyli dowiedzieć się o ich rzekomej „śmierci” a Draco podejrzewał, że Bellatriks musiała powiadomić o wydarzeniach nad rzeką. Był ciekaw w jaki sposób przedstawiła swoją wersje wydarzeń. Gdy już minęła ogólna euforia ich widokiem natychmiast zostali zabrani do Skrzydła Szpitalnego gdzie zajęła się nimi pani Pomfey. Jemu po za paroma stłuczeniami i sińcami nic nie było, ale Hermiona była  w dużo gorszym stanie.
 - To może być mugolska grypa. – Powiedziała cicho pielęgniarka gdy pojawił się Dumbledor’e w towarzystwie jej przyjaciół. – Robiłam co mogłam, ale reszta to kwestia czasu. Najważniejsze by spadła gorączka. Będę zaglądać co godzina by robić zimny kompres ale wy możecie przy niej zostać. – Harry i Ron pokiwali głowami i podeszli bliżej łóżka Hermiony. Obserwując scenę powitania przyjaciół Draco poczuł się nie na miejscu. Postanowił więc wycofać się i wrócić do pokoju Ślizgonów by zobaczyć co go ominęło i już kierował się w stronę wyjścia gdy Harry i Ron zatrzymali go.
 - Stój. – Odezwał się zimnym głosem Harry spoglądając ponuro na Ślizgona. – Chyba musisz nam sporo wyjaśnić.
 - Harry ma racje. – Wtrącił się Ron. – Dumbledorowi mogłeś nakłamać swoją własną historię, ale nam musisz powiedzieć prawdę. Nie zostawimy Cię w spokoju dopóki nam nie powiesz.
 - A co mi zrobicie? – Spytał Draco patrząc na nich wyzywająco. – Rzucicie na mnie jakiś urok? A może spróbujecie z Crucio? – Zaśmiał się z lekką pogardą. – No tak. Święty pan Potter i biedak Weasley nie zrobią czegoś co nie poparliby nauczyciele. – Pokręcił nieco znudzony głową. – Darujcie sobie więc czcze pogróżki bo nic nie możecie zrobić. Powiedzcie mi tylko jak Granger się obudzi. Będę musiał z nią porozmawiać. – I to powiedziawszy wymaszerował ze Skrzydła Szpitalnego pozostawiając osłupiałych Gryfonów. Z zadowoloną miną skierował się w stronę pokoju Ślizgonów i musiał przyznać, że po raz pierwszy od dawna czuł się naprawdę dobrze.

*** 
Wydawało mu się, że już nic gorszego nie może się wydarzyć, ale najwyraźniej się mylił.  Wszystko było nie tak jak sobie wymarzył. Najchętniej dołączyłby do członków Zakonu Feniksa w poszukiwaniu ciał Hermiony a nie tkwił tutaj. W dodatku Dumbledore wszystko pogorszył w czasie pierwszej uczty, gdy uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali z oczekiwaniem kto zostanie nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. I oczywiście spodziewał się, że będzie to profesor Horacy Slughorn, którego Harry miał okazje poznać gdy Dumbledore dzięki niemu chciał namówić go do powrotu do Hogwartu, ale wszystko okazało się jednak całkiem na odwrót. Profesor Slughorn był tu po to by uczyć Zielarstwa.
 - Nie mogę w to uwierzyć. – Wyszeptał z oburzeniem Ron, który dzięki temu choć na chwilę zapomniał o Hermionie. Zmierzali właśnie w stronę komnat Grifindoru. – Jak on mógł nam to zrobić? No jak? – Był równie wściekły jak Harry. Od pierwszej klasy nienawidził Snep’a z wzajemną wrogością. Wiedział też że Snape ratował mu życie ponieważ miał dług wobec jego ojca Jamesa Pottera.
 - Chłopcy. – Już miał przekroczyć próg do Wspólnego Pokoju Grifindoru, który prowadził przez portret Grubej Damy, gdy zatrzymał go głos Dumbledor’a. Zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie wpadł na niego Ron.
 - Coś się stało profesorze? – Spytał siląc się na łagodny ton. Nie chciał stracić resztek cierpliwości jaka mu została by nie wymyślać nauczycielowi co myśli o tym co zrobił. Spojrzał na niego z nieskrywaną pogardą jaką w tej chwili czuł. – Ty i Ron musicie iść z nami do Skrzydła Szpitalnego.
 - Czy coś się stało? – Spytał nie pewnie Ron mając nadzieje, że to nie chodzi o kogoś z jego bliskich. Dumbledore nie odpowiedział mu na to pytanie tylko ponaglił ich by ruszyli za nim. Harry spojrzał na przyjaciela a gdy ten kiwnął głową ruszyli za profesorem. Po drodze mijali uczniów, którzy rozmawiali o czymś z wielkim ożywieniem. Wyczuwał również ich spojrzenia na sobie. Był bardzo poirytowany, ale starał się jakoś zachować własny spokój. Czuł dziwne uczucie w sobie, którego nie umiał ukryć. Miał wrażenie, że za chwilę wydarzy się coś ważnego.
 - Potter… Weasley… - Profesor MacGonagall, Opiekunka Gryfindoru podeszła do nich z lekkim uśmiechem a Harry przyłapał się na tym, że nigdy nie widział by się śmiała. Zawsze była taka poważna lub surowa. Nie ukrywał swego zaskoczenia, podobnie jak Ron.
 - Czy coś zrobiliśmy? – Wydukał z siebie nic nie rozumiejąc. Wiedział, że gdyby coś zrobili MacGonagall nie uśmiechałaby się a wręcz przeciwnie, ale nic z tego nie rozumiał.
 - Znaleźliśmy Hermionę. – Powiedziała cicho i spojrzała na chłopców. Ron wydał z siebie zdławiony okrzyk rozpaczy. A więc udało się. Wreszcie znaleźli jej ciało. Przez cały ten czas modlił się by to się nie stało. Mógłby wówczas wierzyć, że jest jeszcze jakaś nadzieja. Teraz została im odebrana. Nie chciał oglądać jej ciała. Zapragnął uciec stąd jak najdalej. Nie był wstanie się ruszyć. Ron widząc co się dzieje z przyjacielem odważnie położył mu rękę na ramieniu i podprowadził w stronę łóżka na którym spała. Minęła chwila zanim zorientował się, że Hermiona żyła. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Naprawdę żyła chociaż była nieprzytomna.
 - Nic jej nie będzie? – Spytał, gdy udało mu się odzyskać głos. Popatrzył na przyjaciela, który usiadł przy łóżku dziewczyny i chwycił ją za rękę. Na jego twarzy malowała się wielka miłość jaką czuł w tej chwili do dziewczyny. Wcześniej Harry jakoś tego nie widział tylko dopiero teraz. Ron kochał Hermionę. Poczuł jak zazdrość dławi go w gardle. Nie rozumiał tego uczucia. Chciał by jego przyjaciele byli szczęśliwi ale wówczas on zostałby sam. Nie mógł być z nikim bo dana osoba nie byłaby przy nim bezpieczna. Nie dopóki istniał Voldemort. Dopiero po chwili zorientował się że w Skrzydle Szpitalnej jest ktoś jeszcze. Odwrócił się  i spojrzał wprost na Dracona Malfoya, który przyglądał im się z dziwnym wyrazem twarzy. Ron w ostatniej chwili powstrzymał go przed rzuceniem się na niego.
Malfoy jak zawsze zachowywał się obojętnie na wszystko. Przez chwilę nawet Harremu wydawało się, że był zmartwiony stanem Hermiony, ale to było niemożliwe.
 - Będziemy musieli z nim porozmawiać. – Szepnął do przyjaciela Ron, gdy Malfoy opuścił Skrzydło Szpitalne.
 - Wiem o tym. – Przyznał niechętnie. Pani Pomfey powiedziała im, że to tylko kwestia czasu nim Hermiona wyjdzie z tego. Bardzo wiele wycierpiała a jej organizm był wycieńczony. Na pewno nie uwierzą słowu Malfoya dopóki Hermiona nie obudzi się i nie powie im co tak naprawdę się wydarzyło a jeśli on ją skrzywdził zapłaci im za to. Harry opuścił Skrzydło Szpitalne zostawiając Rona samego. Najważniejsze, że Hermiona żyła. Razem będą we trójkę i dadzą sobie radę głęboko w to wierzył, chociaż czuł, że nadchodzą mroczne dni.
 *** 
Powoli dochodziła do siebie chociaż lekko ją mdliło. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Rozejrzała się dookoła, ale wszędzie było ciemno. Próbowała przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, ale za bardzo rozbolała ją głowa. Pomasowała sobie skronie rozglądając się po małym pomieszczeniu w którym się znajduje. Miała wrażenie, że zna skądś to miejsce. Ostrożne wstała z wielkiego łóżka i dotknęła bosymi stopami miękkiego dywanu i zapaliła małą lampkę przy łóżku. Blade światło oświetliło wnętrze pokoju powodując u niej niedowierzanie. Dobrze pamiętała miejsce w którym się znajdowała. Była w Miedzianym Dworku w Sheare. Ogarnęła ją nagła wściekłość. Jak mogli jej to zrobić? Sprowadzić ją bez jej wiedzy z dala od tego wszystkiego? Nie mogła uwierzyć, że jej własna matka tak ją wrobiła. Wściekła wyszła z pokoju w którym spędzała każde szczęśliwe wakacje i skierowała się na dół skąd dobiegły ją odgłosy ściszonej rozmowy.
 - Jak mogłeś mi to zrobić? – Wpadła jak szalona do kuchni i warknęła na niego wściekła. Lupin rozmawiał właśnie z panią Tucker, która była gospodynią w Miedzianym Dworku i zajmowała się wszystkim. Jak tylko zjawił się z listem od Andromedy i nieprzytomną Tonks, zajęła się nią troskliwie jak rodzona matka a jego zaprosiła do kuchni na pyszny posiłek. Minęło kilka godzin i zaczął się martwić, że Tonks dalej była nieprzytomna, lecz gdy pojawiła się wściekła a jej włosy przybrały czerwony kolor niemal modlił się żeby była dalej nieprzytomna. Dobrze, że pani Tucker wiedziała o magii bo musiałby się długo tłumaczyć jej co się działo z podopieczną.
 - To może zostawię was samych. – Powiedziała pani Tucker opuszczając szybko kuchnię. Lupin westchnął i spojrzał spokojnie na Tonks. Podświadomie czuł, że będzie to ciężka przeprawa i zaczynał żałować swojej decyzji.
 - Uznaliśmy że tu będziesz bezpieczniejsza. – Powiedział spokojnie. Mowa, którą wcześniej sobie przygotował jakoś mu wyleciała z głowy więc trochę się jąkał. Nigdy nie był za dobry w kontaktach z kobietami. Nie tak jak byli jego przyjaciele Syriusz czy James. Przez swoją wilczą naturę unikał ich towarzystwa by żadnej nie zranić.
 - A pomyśleliście o mnie? – Spytała trochę ściszonym głosem starając się zapanować nad swoją furią. – Czy bym tego chciała? Zrobiliście to wbrew mej woli. Mogę być wam potrzebna.
 - Nie. – Powiedział chłodnym tonem Tonks podchodząc do niej. Stanął tak blisko, że nie mogła złapać tchu. Zawsze tak na nią działał. Odkąd pamiętała był dla niej bardzo ważny. Dawno temu zajął jej serce, ale wolał trzymać się od niej z daleka. – Myśleliśmy przede wszystkim o Tobie. Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. – Nachylił się i zrobił coś czego nie planował. Podszedł do niej i pocałował ją. Tonks miała wrażenie, że stanęło jej serce. Niesamowite uczucie przepełniało ją w tym momencie. Pragnęła by ten czas zatrzymał się dla niej w miejscu.

***

I TO BY BYŁO NA TYLE. MAM NADZIEJE, ŻE WAM SIĘ PODOBAŁO. KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ WKRÓTCE PONIEWAŻ BĘDĘ MIAŁA TROCHĘ CZASU NA PISANIE WIĘC MAM NADZIEJE, ŻE WAS NIE ZAWIODĘ. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE I ZDAJE SOBIE SPRAWĘ  Z BŁĘDÓW JAKIE POPEŁNIAM DLATEGO STARAM SIĘ NIE POPEŁNIAĆ ICH I SKUPIAĆ NA TYM CO PISZE. KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JUŻ WKRÓTCE… …

1 komentarz:

  1. Oooo...Matko! Ten rozdział był genialny, chociaż najbardziej podobał mi się fragment kiedy Harry i Ron dowiedzieli się że Hermiona żyje i ten wątek z Dorą i Lupinem

    OdpowiedzUsuń