27 lipca 2012

Rozdział V "Cienie przeszłości Lucjusza Malfoya"


Ważne ogłoszenie:

Ponieważ wiele z was powiadamia mnie o swoich blogach postanowiłam założyć oddzielną stronę gdzie możecie mnie powiadamiać. W linkach znajdziecie Informatorium o NN i tam powiadamiajcie mnie o nowych blogach. Przepraszam za kłopot ale dzięki temu będę wiedziała kto mnie czyta a kto nie. Mam nadzieje że zrozumiecie. A to link:
http://informatorium-niesmiertelna-milosc.blog.onet.pl/
tu informujcie mnie o Nowościach i wszelkich spamach.

KOLEJNY DZIEŃ KOLEJNY ROZDZIAŁ. NADAL JESTEM POD WRAŻENIEM, ŻE MOJA „NIEŚMIERTELNA-MIŁOŚĆ” CIESZY SIĘ TAK WIELKIM POWODZENIEM CHOCIAŻ SERIA HP NIE JEST JUŻ TAK POPULARNA JAK KIEDYŚ. DZIĘKUJE WIĘC WSZYSTKIM, KTÓRZY WPADLI I SKOMENTOWALI ORAZ MOIM STAŁYM CZYTELNIKOM. NIE CHODZI O TO, ŻE PISZE TYLKO DLA SAMYCH KOMENTARZY. NIC Z TYCH RZECZY. PO PROSTU DZIĘKI WAM WIEM, ŻE TO CO PISZĘ MA SENS I WIEM, ŻE PODOBA SIĘ WAM. NAPRAWDĘ WIELE DLA MNIE TO ZNACZY, PONIEWAŻ PISANIE TRAKTUJE BARDZO POWAŻNIE I WIĄŻE Z TYM MOJĄ PRZYSZŁOŚĆ CHOCIAŻ NIE WIEM CZY MI SIĘ UDA. OBECNIE PRACUJE NAD WŁASNĄ POWIEŚCIĄ, RODZĄCĄ SIĘ W MOJEJ GŁOWIE. MOŻE ZNAJDĘ ODWAGĘ BY OPUBLIKOWAĆ JĄ NA ŁAMACH BLOGA. JAKOŚ INACZEJ SIĘ PISZE COŚ NA PODSTAWIE CZEGOŚ A INACZEJ COŚ Z NICZEGO. CI KTÓRZY PISZĄ NA PEWNO WIEDZĄ CO MAM NA MYŚLI. WIĘKSZY STRES. ALE MOŻE CZYMŚ WAS ZASKOCZĘ. OCZYWIŚCIE RÓWNIEŻ OBOWIĄZKOWO ZAPRASZAM CHĘTNYCH NA NOWEGO BLOGA GDZIE POJAWIŁ SIĘ NOWY ROZDZIAŁ. Z MOJEJ STRONY TO BY BYŁO NA TYLE. DZIĘKUJE ZA UWAGĘ I CHĘTNYCH ZAPRASZAM DO CZYTANIA J
 *** 
Nie miała pojęcia ile czasu minęło od kiedy widziała Go po raz ostatni. Miała wrażenie, że to całe wieki. Teraz gdy stanął w jej drzwiach wydawał się jej jeszcze bardziej przerażający niż wcześniej. Nawet nie wierzyła, że ją znajdzie. Ukrywała się przed nim przez siedemnaście lat. I teraz po tylu latach zapukał do jej drzwi. Lucjusz Malfoy. Koszmar z jej snów. Pamiętała dobrze dzień w którym go poznała. Miała wówczas dwadzieścia lat i zaczynała pracę we dworze Malfoyów. Chociaż skończyła Hogwart to jednak nie była za dobrą czarodziejką. Dlatego właśnie by mieć jakąś posadę zatrudniła się we dworze Malfoyów. Przyjęli ją bez żadnych zastrzeżeń ponieważ była Czarodziejką Czystej Krwi. Taka rodzina jak Malfoyowie zwracali na to szczególną uwagę. Z początku wszystko było naprawdę piękne. Rodzina traktowała ją z chłodnym dystansem ale była miła. Starała się dopasować do panujących w tym domu norm i obyczajów chociaż nie było to łatwe. Od samego początku całą pracę utrudniał jej Lucjusz Malfoy. Był arogancki i traktował ją z góry jakby była kimś gorszym. Bolało ją to, ale starała się zachować swoją dumę. Przy rodzinie Malfoyów to było jedyne co posiadała, chociaż według nich nie miała i tego. Na jego widok powróciła wspomnieniami do tamtego okrutnego dnia gdy pierwszy raz jej to zrobił. Właśnie kończyła sprzątać hall a w domu nie było nikogo gdy się pojawił. Jak zawsze przystojny i wyniosły, podobał się wielu dziewczynom a nawet jej. Mimo całego swojego uroku nie umiała ukryć przed nim strachu i starała się unikać bycia z nim „sam na sam”. Tym razem jej się nie udało.
 - Co za miła niespodzianka. – Zakpił na jej widok, gdy tylko ją zobaczył. Próbowała Go wyminąć, ale nie pozwolił jej na to. Był silniejszy od niej a w domu nie było nikogo kto by jej pomógł. Chciała się bronić, ale nie miała szans. Nie musiał używać na niej siły. Wziął co chciał bez używania tego. Wówczas była dziewicą. Po prostu ją wziął. Brutalnie zgwałcił bez żadnych wyrzutów. Nienawidziła siebie za to ani jego. Zrobił coś co sprawiało, że wracała do niego za każdym razem. Musiał rzucić jakieś zaklęcie przywiązujące z którego nie mogła się uwolnić, chociaż próbowała. Pomógł jej cud, albo moc Malfoya nieco osłabła. Nie wiedziała co to było, ale gdy już się uwolniła wiedziała, że była w ciąży. Nie umiała skrzywdzić dziecka, które w sobie nosiła więc po prostu wychowała je. Młody Duncan wyrósł na przerażająco podobnego do swojego ojca, chociaż bardzo się starała by taki nie był. Najwyraźniej geny były silniejsze niż serce matki.
 - Jak mnie znalazłeś? – Spytała siląc się na spokojny ton, gdy udało jej się powrócić do rzeczy. Spojrzała na niego czując jak ogarniają ją mdłości. Żałowała, że zostawiła różdżkę w kuchni, ale nie miała pojęcia kto postanowi ją odwiedzić. Z trudem starała się zachować godność i ukryć strach. Powróciły dawne uczucia, od nienawiści po wielki ból. Nie raz wyobrażała sobie jak pochyla się nad martwym ciałem tego mężczyzny. Jak czuje zimną satysfakcje na widok jego zaskoczonej twarzy w chwili gdy użyła zaklęcia Avakedavra. Nigdy jednak nie odważyła się tak postąpić chociaż nie raz stała pod jego domem. Nie była po prostu wstanie zabić człowieka.
 - Nie było łatwo. – Odpowiedział wchodząc do środka. Niedbale poprawił swoje długie jasne włosy i spojrzał na nią takim wzrokiem aż zadrżała w środku. Odruchowo cofnęła się. W jego ręku znajdywała się różdżka wymierzona prosto w nią. – A teraz sobie porozmawiamy. – Powiedział dziwnie miękko. Jeśli miała jakiekolwiek nadzieje, że nic nie zrobi to jedno zaklęcie rozwiało je szybko. Cicho wyszeptał słowa Crucio i w tej jednej chwili poczuła jak jej ciało rozrywane jest na małe kawałeczki. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność kiedy puścił ją z objęć zaklęcia. Jej ciało było osłabione i wyczerpane bólem. Spojrzała na niego z nienawiścią w oczach, ale nie mogła nic zrobić.
 - Zostaw moją matkę! – Niespodziewanie czyjś młody głos powstrzymał go przed zabiciem kobiety. Zaskoczony odwrócił się i zamarł. Tuż przed nim stała jego wierna kopia sprzed lat.
 ***
Hermiona przeklinała się w duchu za to, że zachowała się tak głupio. Szła samotnie w stronę zamku nie zdajając sobie sprawy w jakie kłopoty mogła się wpakować. A alternatyw nie brakowało. Jednak nie podejrzewała ani na moment, że najgorszą z nich będzie Pansy Parkinson we własnej osobie w towarzystwie dwóch najlepszych przyjaciółek Jennifer Morgan i Emmy Trish. Obydwie znane ze swej złośliwości i okrucieństwach na mugolach i Czarodziejach podobnych do niej. Jęknęła w duchu czując, że znalazła się w sytuacji do nie pozazdroszczenia a znikąd nie oczekiwała pomocy.
 - Chce porozmawiać. – Wycedziła Pansy co z miejsca zabrzmiało jak oczywisty rozkaz. Hermiona spojrzała na nią z lekką odrazą próbując wyrwać się dwóm trzymającym ją dziewczynom. Dużo wyższa od niej Jennifer boleśnie wykręcała jej ręce tak, że nie miała szans dostać się do różdżki trzymającej w kieszeni. Usiłowała się uwolnić, ale bezskutecznie. Znalazła się w poważnych kłopotach.
 - O czym? – Spytała siląc się na w miarę spokojny ton co nie było łatwe jeśli chodziło o Pansy. Dziewczyna miała w sobie coś takiego co z miejsca budziło awersje.
 - O Draco Malfoyu. – Jak tylko wymówiła imię chłopaka dziewczyna domyśliła się o co chodzi. Już wcześniej wspólnie z Harrym, Ronem i Malfoyem w towarzystwie profesora Dumbledor’a ustalili własną wersje wydarzeń, którą opowiedzą jakby ktoś pytał co się stało. Skoro Draco nie powiedział jej prawdy, ona również nie zamierzała tego robić. – Co naprawdę wydarzyło się w czasie tych dwóch dni? Mam prawo wiedzieć. Chodzi o mojego chłopaka.
 - A co nie powiedział Ci? – Wypaliła Hermiona co natychmiast pożałowała gdy Emma uderzyła ją w twarz, najwyraźniej Pansy nie chciała sama wyręczać swoich rąk. Wolała używać do tego przyjaciółki, które robiły to z wielką przyjemnością. Zobaczyła, że Pansy rośnie na idealną Śmieciożerczynię.
 - Dość! – Rozkazujący głos Malfoya rozległ się w oddali. Wystraszona Jennifer puściła ją gwałtownie. Dobrze wiedziała kim był Draco i że lepiej mu nie podpadać. Podobnie cofnęła się Emma. Obie patrzyły na Pansy wściekłym wzrokiem, że wpakowała je w tak poważną sytuacje z których mogły ponieść konsekwencje. Draco wyniosłym gestem nakazał odejść dziewczynom, które pospiesznie go posłuchały. Pansy nie wydawała się wystraszona a wręcz przeciwnie. Spoglądała na niego wyniośle oczekując jego reakcji. – Później porozmawiamy. – Skwitowała jego słowa pogardliwym prychnięciem i odeszła dumnie unosząc głowę. Hermiona poczuła, że to nie koniec starć z nią. Na pewno Pansy znajdzie jakiś sposób by się na niej odegrać. To było takie typowe dla dziewczyny.  – Nic Ci nie jest? – Spytał ją niezwykle miękko zmieniając swój wyniosły ton. Nie kryła zaskoczenia. Draco naprawdę się o nią martwił a z jego oczu biła prawdziwa troska. Potrząsnęła głową niedowierzając. Zastanawiała się gdzie się podział ten zimny arystokrata którym zawsze przy niej był.
 - Nic. – Wyszeptała cicho i zadrżała gdy Draco dotknął jej piekącego policzka. Widniał na nim czerwony ślad po uderzeniu przez Jennifer. Draco obiecał sobie, że dziewczyna zapłaci mu za to co zrobiła. Zastanawiał się skąd w nim tyle troski o dziewczynę. Przecież z początku chodziło o zwykłe szpiegostwo. Miał tylko sprawić by mu zaufała. To ona miała przywiązać się do niego a nie on do niej.
Odsunął się od niej gwałtownie porażony własnymi myślami a w oczach pojawił się gniewny błysk.
 - To dobrze. – Powiedział siląc się na chłodny ton. – Powinnaś uważać. Szczególnie w zadawaniu się ze Ślizgonami.
 - Takimi jak Ty? – Z pozoru niewinne pytanie jakie padło z ust dziewczyny wywołało w nim jakąś nieznana mu furię. Tak do końca nie zdawał sobie sprawy co robił. Po prostu przyciągnął ją do siebie i pocałował. Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że w tym momencie popełnił największy błąd w życiu. Z trudem oderwał się od zaskoczonej dziewczyny i nie odwracając się skierował się w stronę zamku.

***

Po raz drugi w swoim życiu Tonks przeżywała uczucie całkowitej pustki i przerażenia. Nienawidziła tej bezradności ciała, gdy nie mogła nic zrobić. Wciąż oszołomiona wpatrywała się w Averego próbując odczytać jego myśli. Spoglądał na nią lubieżnym wzrokiem aż czuła ciarki na plecach. Wzdrygnęła się gdy przypomniała sobie jak ją dotykał. Z trudem pohamowała nadchodzące mdłości.
 - Czego chcesz? – Spytała i natychmiast tego pożałowała. Avery wyciągnął pięść i uderzył z całej siły dosięgając jej twarzy. Siła ciosu ogłuszyła ją na moment. Nie zdążyła ponownie zareagować gdy znów do niej dobrał. Była sama a znikąd nie  było pomocy. Żałowała, że tak bardzo dała się wyprowadzić z równowagi Lupinowi i wyszła z domu. Przez własną głupotę wpakowała się w kłopoty. Nie pierwszy raz.
 - Zakończyć to czego nie udało się ostatnim razem. – Powiedział gapiąc się na nią lubieżnie a ręką przejechał po kroczu. Tonks jęknęła cichutko gdy złapał ją za włosy. Bała się. panicznie bała się tego co z nią zrobi. Podobnie było za pierwszym razem, ale teraz strach wydawał się bardziej realistyczny. Wówczas miała nadzieje, że ktoś przyjdzie jej z pomocą. Teraz instynktownie czuła, że nikt taki się nie pojawi.
 - Nie mam pojęcia co Ci się w niej podoba. – Usłyszała chłodny głos jego siostry Alecto  zmierzyła Tonks pogardliwym spojrzeniu jak wcześniej w jej domu. Alecto mogła się uważać za piękną kobietę i bardzo podobną do przystojnego brata. Gdyby nie to, że była zimną i wyrachowaną suką byłaby całkiem normalną osobą. Tonks szybko otrząsnęła się z tych myśli. To rodzeństwo nigdy nie było i nie będzie normalne. Oniemiała gdy zobaczyła jak Avery przyciągnął siostrę do siebie bynajmniej nie po bratersku i zrobił coś czego nikt się nie spodziewał. Pocałował ją. Tonks zadrżała oszołomiona tym czego była właśnie świadkiem. Czasami słyszała o podobnych związkach głównie wśród mugoli. Nie spodziewała się, że takie obrzydlistwo może tyczyć rasy Czarodziejów. To było naprawdę odrażające i szokujące dla niej. Z trudem ukryła malujące się obrzydzenie na twarzy. Nie chciała bardziej sprowokować tej dwójki.
 - Nie zastąpi mi Ciebie żadna kobieta. – Wyszeptał jej Avery we włosy, gdy w końcu oderwał się od jej ust. Teraz wszystko układało się w jedną całość. Avery i Alecto byli jej rówieśnikami. Wspólnie kończyli Hogwart chociaż w dwóch rywalizujących ze sobą od lat domach. Nigdy jednak nie widziała by któreś z nich było z kimś związane. Zawsze trzymali się razem chociaż nie raz słyszała na okrucieństwach ze strony Avereg’o. Zastanawiała się czy byli tak bardzo zakochani czy nienormalni, że nie zdawali sobie sprawy z tego co robili.
 - Lepiej byś powiedział, że żadna nie jest Ciebie warta jak ja. – Zakpiła nieco z niego poprawiając mu pieszczotliwie włosy. Tonks była pewna, że po czymś takim nie będzie wstanie normalnie patrzeć na zakochanych. Postanowiła wykorzystać te okazje gdy byli zajęci sobą. Marne miała szanse ucieczki, ale mogła chociaż spróbować. Z trudem dźwignęła się na nogi. Zaklęcie odrętwienia puściło jej ciało. Mogła swobodnie się poruszać. Udało jej się sięgnąć po różdżkę gdy…
 - Crucio… - Wymówione pieszczotliwie zaklęcie uderzyło w nią z całej siły. Paraliżujący ból przeszył jej ciało. Miała wrażenie, że ją rozrywają na kawałki. Wiele razy słyszała o tym okropnym zaklęciu. Należało ono do tych trzech Zakazanych. Najbardziej okrutne bo przynosiło ból zamiast ukojenia. Niektórzy umierali z powodu wyczerpania. Nie chciała takiej śmierci. Nie mogła w ten sposób umrzeć. Nie wiedziała skąd znalazła w sobie tyle siły. Jakimś dziwnym cudem udało jej się zapanować nad drżącym w konfuzjach bólu ciałem.
 - Avakedavra. – Wyszeptała słabo. Z różdżki uderzył snop zielonego światła trafiając wprost Averego. Jego ciało bezradnie opadło na ziemię.
 - Ty suko! – Wrzasnęła na nią Alecto. Wyciągnęła różdżkę chcąc ją zaatakować, ale jakaś nieznana siła odrzuciła ją daleko w tył. Kątem oka Tonks zauważyła mglistą postać przyglądającą się jej. Miała wrażenie, że skądś go zna, ale to nie mógł być on. Nim zdążyła pomyśleć straciła przytomność.

*** 
 - Przepraszam, że mnie nie było. – Szepnęła Hermiona do Rona, gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryfonów po zakończeniu treningu. Hermiona dołączyła do nich dużo później. Chciała porozmawiać z Draconem. Ta ich ostatnia rozmowa nie dała im spokoju a na ustach wciąż czuła jego pocałunek. Nie mogła uwierzyć, że wywarł na niej aż takie wrażenie. Przecież była parę razy całowana przez Wiktora Kruma, ale nigdy nie czuła tego co wówczas. Szybko odgoniła od siebie niedorzeczne myśli. Podejrzewała, że jej podniecenie może mieć związek z tym, że to zakazane uczucie. Draco głównie dlatego ją fascynował. Nadal był niebezpieczny a jego rodzice byli zgorzałymi poplecznikami Lorda Voldemorta. Nie mogła o tym zapomnieć.
 - Nic się nie stało. – Ron nie dał po sobie znać, że jednak zabolał go fakt, gdy nie zobaczył jej na trybunach gdzie wcześniej siedziała. Z jednej strony cieszył się bo nie widziała jego upokorzenia  a z drugiej miał żal. Chciał by była z niego dumna, by jej zaimponował. Choć raz w czymś chciał być od niej lepszy. Mimo wszystko nie był. Na treningu pokazał straszną klapę w porównaniu z Michelem Carterem, który zdobywał sympatię wszystkich. Ron dobrze wiedział czemu Harry zgodził się na te dogrywkę. Było oczywiste że Michel był lepszy i Ron nie miałby żalu do przyjaciela gdyby go właśnie wybrał. Mimo to Harry chciał być lojalny wobec przyjaciela i chciał dać mu jeszcze jedną szansę. – Nie wiele straciłaś. – Powiedział z ironią w głosie.
 - Słyszałam, że Michel Carter jest niezły. – Powiedziała Hermiona z dziwną nutą w głosie i nie chodziło jej wcale o jego grę na miotle. Sama przed sobą musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Niezwykle się wyróżniał ze swoimi kruczoczarnymi włosami i błękitnymi oczami. Z tego co wiedziała od Jess Carterowie spędzili całe swoje życie we Włoszech i tam gdzieś chodzili do szkoły Magii i Czarodziejstwa gdy rodzice zdecydowali przenieść się do Hogwartu a Dumbledor’e nie miał nic przeciwko temu.
 - Nie tylko Ty tak uważasz. – Mruknął Ron z odrobiną ironii w głosie.
 - Nienawidzę jej. – Sapnęła Ginny pojawiając się znienacka. Po jej minie było widać, że była wściekła i rozczarowana. Hermiona spojrzała pytająco na przyjaciółkę a po chwili powędrowała wzrokiem tam gdzie ona. Tuż przed wejściem do Pokoju Wspólnego Harry Potter czule obejmował szczupłą sylwetkę Jessici Potter, która poprawiała mu okulary na czole. Hermiona współczująco objęła przyjaciółkę przepraszając Rona na chwilę. Wiedziała jak wiele musi przeżywać w tej chwili przyjaciółka. Chociaż sama nigdy nie była zakochana miała wrażenie iż jej uczucia przeżywa równie mocno jak własne. Przy najbliższej okazji obiecała sobie porozmawiać z Harrym na osobności.

***

Lucjusz Malfoy z nieskrywanym szokiem obserwował chłopaka, który wydawałby się być jego wierną kopią sprzed lat. Miał wrażenie, że spoglądają na niego te same oczy co jego własne. Nie ukrywały również znajomej pogardy jaką okazywał innym ludziom. Przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. Spojrzał pytająco na leżącą na ziemi kobietę, którą przed chwilą doprowadził do takiego stanu.
 - Duncanie wyjdź. – Powiedziała cicho Ann podnosząc się z ziemi. Zrobiła to z wielkim trudem. Wiedziała, że gdyby syn go nie powstrzymał to Lucjusz na pewno by ją zabił. Zawsze starała się uniknąć tego spotkania. Nie chciała by syn kiedykolwiek poznał swojego okrutnego ojca i nabrał przekonania, że jest taki sam. Żałowała, że nie wyjechała z Londynu kiedy miała okazje. Mogła opuścić Anglię i nigdy tu nie wracać. Wówczas byłaby bezpieczna. Nie rozumiała czemu nigdy nie zdecydowała się na ten krok. Nic jej tu nie trzymało. Żadna rodzina, która by za nią tęskniła.
 - Kto to jest? – Spytał Duncan jak zwykle sprzeciwiając się jej. Była wściekła na syna, że nigdy jej nie słuchał. Zawsze musiał mieć swoje zdanie. Umiał postawić na swoim gdy tego chciał. Był wierną kopią ojca nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.
 - Twój ojciec. – Wyszeptała cicho kobieta odwracając wzrok. Nie miała dość odwagi by spojrzeć synowi w oczy. Patrzył na nią osłupiały i nie dziwiła mu się wcale. Przez całe życie wmawiała mu, że jego ojciec nie żyje. Mówiła mu o wielkiej miłości i cierpieniu.  Z tych dwóch słów tak często powtarzanych tylko jedno było prawdziwe.
 - Okłamałaś mnie! – Wrzasnął Duncan wściekle patrząc na kobietę, która była jego matką. Przez całe życie pragnął mieć ojca. Wiedzieć kim jest, ale matka powiedziała, że zginął jak bohater i że był Czarodziejem Czystej Krwi. Mimo iż był Czarodziejem wychowywał się w normalnej mugolskiej szkole chociaż słyszał, że są te specjalne. Inne, gdzie mógłby nauczyć się tego kim jest. Nigdy też nie spotkał innych Czarodziejów jak oni. Miał wrażenie, że matka całe życie czegoś się bała. Teraz wiedział dlaczego. Uciekała przed jego ojcem. Rzucił jej pogardliwe i oskarżające spojrzenie. Z trudem je wytrzymała. Była dla niego słabą i głupią kobietą. Nawet nie była w pełni matką.
 - Spokojnie synu. – Lucjusz Malfoy z zachwytem spojrzał na chłopaka. Po raz pierwszy mógł nazwać kogoś synem nie czując obrzydzenia na twarzy. Jego pierworodny. Żałował, że Duncan nie urodził się jako prawowity Malfoy jak zasługiwał na to. O wiele bardziej niż ten bękart. Skrzywił się mimowolnie. – Czy chciałbyś zacząć nowe życie? poznać świat przynależnych ludzi takich jak Ty? – Widział zaciekawienie na twarzy chłopaka.
 - Chciałbym. – Powiedział z zachwytem. Nareszcie spełniło się jego marzenie. Uciekał z tego więzienia, które stworzyła mu matka. Nie zareagował gdy protestowała jak z drobnym dobytkiem opuszczał rodzinne gniazdo. Uśmiechnął się do ojca i wyszedł na jego prośbę podejrzewając co się stanie. Było mu to obojętnie. Matka prawnie odebrała coś co się należało jemu, i zasłużyła na taki los. Z zamkniętych drzwi dobiegł go ostry krzyk kobiety, który zamilkł gwałtownie. Słyszał łoskot upadającego ciała na ziemię. Na chwilę się zatrząsł czy dobrze zrobił. To była jego matka. Mógł ją obronić. Szybko jednak otrząsnął się z tych myśli gdy spojrzał w uśmiechniętą twarz ojca.
 - Gotowy na nowe życie? – Gdy skinął głową Lucjusz Malfoy poprowadził go w stronę powozu, który na nich czekał. Zaczynało się dla niego nowe życie.

***

ROZDZIAŁ WYSZEDŁ MI NIECO DŁUŻSZY NIŻ ZAMIERZAŁAM, ALE NIE WIEDZIAŁAM W KTÓRYM MOMENCIE GO ZAKOŃCZYĆ. I WIEM ŻE NIE ZASPOKOIŁAM WASZEJ CIEKAWOŚCI I NAWET ZROBIŁAM TO SPECJALNIE BYŚCIE MOGLI OCZEKIWAĆ NA CIĄG DALSZY Z NIECIERPLIWOŚCIĄ A SZYKUJE DLA WAS JESZCZE WIELE NIESPODZIANEK. NIECO INACZEJ WYOBRAŻAŁAM SOBIE PIERWSZY POCAŁUNEK DRACO I HERMIONY ALE MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE TO TAKA PRZYSTAWKA TEGO CO BĘDZIE WAS CZEKAĆ W PRZYSZŁOŚCI. WIEM, ŻE NA RAZIE JEST WIĘCEJ O INNYCH POSTACIACH JAK O NICH, ALE TO TAKA SPECJALNA ZAGRYWKA. MAM DOPRACOWANY KAŻDY SZCZEGÓŁ ICH HISTORII A RESZTA PISZE SIĘ POD WPŁYWEM EMOCJI I ŻYCIA. NO NIC POZOSTAJE WAM PO PROSTU CZEKAĆ NA TO CO WAM PRZYGOTOWAŁAM. KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ WKRÓTCEJ

1 komentarz:

  1. Wiesz co? Uwielbiam to, że z tymi pocałunkami wyjeżdżasz tak nagle i niespodziewanie ^^ Zastanawia mnie tylko co Lucjusz miał na myśli mówiąc "bękart". Bo z sensu zdania wnioskowałam, że chodziło mu tutaj o Dracona, ale nie rozumiem dlaczego. Czyżby Smok, był z nieprawego łoża? Dobra, lecę dalej, czuję, ze niedługo się tego dowiem ;***

    OdpowiedzUsuń