27 lipca 2012

Rozdział VI "Urodzinowa niespodzianka"


TEN ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ ZAPLANOWANY NIECO INACZEJ, ALE NATCHNĘŁA MNIE DO TEGO MOJA KOCHANA PRZYJACIÓŁKA LADYAPOCALYPSE KTÓREJ BRAKOWAŁO „ŚNIADANEK Z MALFOYEM”. KOCHANA CO PRAWDA NIE JEST TO MOŻE TYPOWE ŚNIADANKO Z DRACO, ALE MAM NADZIEJE, ŻE SIĘ SPODOBA. OCZYWIŚCIE CAŁY ROZDZIAŁ DEDYKUJE TOBIE ZA NIEŚWIADOMIE PODANY POMYSŁ, KTÓRY STAŁ SIĘ MOJĄ INSPIRACJĄ.

***

To miał być normalny październikowy dzień. Niestety jakby od rana wszystko zdawało się być przeciwko niej. Najpierw nie mogła znaleźć swoich ulubionych książek. Była pewna, że zostawiła je na wierzchu w Pokoju Wspólnym, ale szybko okazało się, że ich tam nie ma. Obszukała niemal całe dormitorium dziewcząt. Zagubione książki były początkiem jej katastrofy. Profesor Snape życzył sobie duży esej o skutkach ubocznych zaklęć obronnych. Napisała go na kilka ładnych cali i był prawie gotowy, gdy niechcący potrąciła tubkę  z atramentem i cały tusz wylał się na papier. Była przerażona bo musiała całe wypracowanie zacząć od nowa. Dzień zaledwie się zaczął a ona była już zmęczona. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się co jest. To były jej urodziny. Najbardziej pechowy dzień w roku. Głównie z powodu tego pecha nigdy ich nie obchodziła i nawet marzyła by o nich zapomnieć. Niestety takie zdarzenia jak te nie pozwalały jej na to wcale. Marzyła by zakopać się gdzieś w pościeli i zniknąć na cały dzień. Z Harrym i Ronem nigdy nie rozmawiała o swoich urodzinach a oni nigdy nie pytali. Wiedziała o tym jedynie Ginny, która ją rozumiała i szanowała decyzje przyjaciółki nawet te wyglądające dziwacznie.
- To dzisiaj? – Zapytała Hermionę widząc załamaną przyjaciółkę jak wracała z pierwszych zajęć. Hermiona przytaknęła i załkała rzucając się w łóżku.
- Mam wrażenie, że rzucono na mnie klątwę. – Powiedziała cicho patrząc na przyjaciółkę. – Nie rozumiem czemu tak jest. Inni mogą się cieszyć swoimi urodzinami a ja?
- Spokojnie Mionka. – Ginny podeszła do niej klepiąc ją po plecach. – Coś się wymyśli. – Hermiona obiecała sobie, że porozmawia z bratem i Harrym, którego unikała od dłuższego czasu by coś zrobić w tej sprawie. Podejrzewała, że Hermiona nie miała nigdy urodzin z prawdziwego zdarzenia i stąd to                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 całe myślenie. Obiecała sobie zrobić dziewczynie niespodziankę na jaką zasłużyła.
- Ron… - Zawołała do brata, który idąc korytarzem rozmawiał z Lavender Brown. Skrzywiła się nieco. Nie miała nic przeciwko Lawender ale jakoś nie przebadała za jej towarzystwem. Ta kobieta miała w sobie coś odpychającego. Nie umiała powiedzieć co to było. Ron odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał na siostrę niezbyt chętnie.
- Co chcesz? – Spytał niezadowolony, że śmiała mu w czymś przerwać. Ginny kochała swoich braci, ale czasami umieli zachować się jak palanty. Bywały takie chwile, że miała ochotę na nich nawrzeszczeć. Tak jak teraz na Rona.
- Musimy porozmawiać. – Powiedziała patrząc na niego poważnie. – Chodzi o Hermionę.
- Coś nie tak z nią? – Zaskoczył ich znienacka głos Draco Malfoya. Czasami Ginn miała wrażenie, że ten chłopak ich śledzi. Spojrzała na niego ponuro. Hermiona miała racje. Od jakiegoś czasu ten chłopak zachowywał się dziwnie. Za bardzo kręcił się wokół dziewczyny jakby coś kombinował. Nie ufała mu ani trochę. Ostatecznie to był Malfoy.
- Hermiona ma dzisiaj urodziny. – Powiedziała wbrew sobie zanim zdążyła pomyśleć. Nie wiedziała czemu, ale w jego oczach spostrzegła szczerą troskę o dziewczynę. Ron spojrzał na nią zaskoczony. Nie wiedział, że Hermiona może mieć coś takiego jak urodziny. Nigdy nikomu o tym nie mówiła.
- Dzisiaj? – Wykrztusił zaskoczony chłopak. – Trzeba będzie ją jakoś zaskoczyć. – Przez chwilę rozmawiali co by tu zrobić, ale Draco już ich nie słuchał. Jego zadanie nadal było aktualne. Musiał jakoś zbliżyć się do dziewczyny. A nie było lepszego pomysłu niż niespodzianki urodzinowej. Uśmiechnął się zawadiacko na samą myśl. W głowie miał idealny plan.
***

Minął tydzień od kiedy Duncan Verton został wprowadzony w świat Czarodziejów. Lucjusz Malfoy wcale się nim nie krył. Oficjalnie przedstawił go jako swojego syna. Nie rozmawiali wcale o jego matce. Sam również nie chciał myśleć o kobiecie, która go oszukała. Przez pierwszy tydzień mieszkał w rezydencji Malfoyów i poznał smak prawdziwego luksusu. Lucjusz żałował, że nie może go uznać jako prawowitego dziedzica, gdyż był synem z nieprawego łoża. Gdyby to od niego zależało zmieniłby testament, ale nie mógł. To było dziedzictwo Malfoyów. Nie ukrywał tego również, że był bardzo dumny z Duncana. Był całkiem inny od Draco. Nie był słabeuszem. Z łatwością pokazywał swoją brutalność i przynależność do Śmieciożerców. Zauważył również jak bardzo spodobał się Czarnemu Panu, który pragnął go naznaczyć przy najbliższej okazji.
- Jak śmiałeś sprowadzić tu swojego bękarta. – Wściekała się Narcyza Malfoy gdy tylko wprowadził chłopaka do domu. Spodziewał się, że będą problemy z żoną, ale myślał iż zaakceptuje fakt kto tu rządzi. - Tolerowałam wszystko. Nawet Twoje kochanki plątające się po domu jakby należał do nich, ale to już jest lekka przesada. Nie zamierzam go tu tolerować. On nigdy nie będzie należał do rodziny. – Lucjusz zdenerwował się. Narcyza miała brzydki nawyk denerwowania go za co drogo płaciła za każdym razem. Była głupia skoro jeszcze się tego nie  nauczyła. Nie mogąc się pohamować uderzył ją z całej siły w twarz. Był pewien, że na zaczerwienionym policzku zostanie krwawy ślad. Uśmiechnął się widząc przerażenie w jej oczach. Uwielbiał tą władzę nad nią. O wiele lepiej traktował swoje kochanki niż własną żonę.
- Będziesz go akceptować. – Wycedził chwytając ją za włosy i rzucając na łóżko. Nie wzbudzała w nim pożądania a jedynie ślepą furię, którą mógł wyładować poprzez seks z nią. – Będziesz traktować go jak własnego syna a nawet lepiej. Jest Malfoyem. Dzieckiem z mojej krwi czy Ci się to podoba czy nie. – Przy każdym słowie brutalnie ściągał z niej ubranie nie zważając, że niszczy je całkowicie. Narcyza drżała przerażona. Nienawidziła chwil gdy przychodził do niej w nocy. Seks z mężem nigdy nie sprawiał jej przyjemności. Był pasmem bólu i pogardy dla samej siebie. W jego ruchach nie było żadnej czułości. Za każdym razem gdy ją brał czuła bijącą z jego oczu nienawiść. Nigdy nie kochał swojej żony. Ożenił się z nią ponieważ wymagała od niego tego rodzina. Podobno był kiedyś zakochany, ale ojciec pozbawił go złudzeń. Mógł mieć normalne zdrowe małżeństwo, ale tego nie chciał. Urządził jej piekło jak wcześniej jej ojciec. Zarówno ją i jej syna traktował jak śmieci. Nie rozumiała czemu z tym młodym chłopakiem miało być inaczej. Zabolało gdy wszedł w nią jednym brutalnym pchnięciem. To właśnie w tej chwili obiecała sobie skończyć z tym. Chociaż raz w życiu zapragnęła zrobić coś dobrego. Nie dla siebie, ale dla przyszłości swojego syna, która mogła wcale nadejść. Lucjusz poruszał się w niej brutalnie zadając jej ból zamiast przyjemności. Nie odpowiadała na jego ruchy. Pozostała zimna i chłodna jak zawsze. Marzyła o tym by jej męka w końcu się skończyła. Gdzieś tam w podświadomości wierzyła, że tylko śmierć przyniesie jej ukojenie.
***

Tym razem było o wiele lepiej. Pomyślała, że najgorsze godziny minęły a dobry los chociaż trochę pozwoli jej odetchnąć. Bardzo tego potrzebowała. Musiała skupić się na nauce. To była jedna z niewielu rzeczy, które dobrze jej szły. Coś w czym była najlepsza. Jej rodzice mogli być dumni z tego kim się stała. A była jedną z najlepszych uczennic w Hogwarcie. Nie musiała się za specjalnie starać. Wszystko samo jej przychodziło, nawet jeśli zakuwała do późna w nocy. W mugolskiej szkole było całkiem inaczej. Zawsze czuła się ta gorsza, inna i wyobcowana. W głębi serca czuła, że powinna być gdzieś indziej. Dobrze pamiętała dzień w którym przyszła do niej profesor MacGonagall i oznajmiła jej, że jest czarownicą.  Z początku uważała to za dobry żart. Owszem znała kilka sztuczek, ale nie wiedziała jak jest z nią naprawdę. Dopiero gdy zrozumiała poznała swój nowy świat. Z początku jej rodzice byli przerażeni innością córki i bała się, że ją odrzucą. Szybko okazało się, że byli bardzo wyrozumiali i kochani. Podobał im się fakt, że ich jedynaczka była kimś niezwykłym i wyjątkowym. Byli z niej dumni a ona była dumna z nich. Mimo iż cieszyła się bardzo z każdej chwili spędzonej w domu to jednak za każdym razem nie mogła doczekać się końca wakacji. Hogwart był jej drugim domem.
- Granger. – Głos Zabiniego Blais’a wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na znienawidzonego Ślizgona i zadrżała. Obawiała się, że on również będzie ją wypytywał o to co się działo przez te dwa dni. Ostatnim razem uratował ją Draco, ale teraz nie było w pobliżu nikogo. Specjalnie wybierała się na Sowiarnię by pouczyć się w samotności. Najwyraźniej nie chcieli jej na to pozwolić.
- Czego chcesz? – Spytała chłodno mierząc go wzrokiem. Czuła jak mocno bije jej serce. Zawsze się go bała. Czuła wyraźnie bijącą od niego chłodną nienawiść.   Odruchowo cofnęła się przed nim. Nie wiedziała czego może spodziewać się po nim.
- Malfoy chce się z Tobą zobaczyć. – Powiedział chłodno. – Powiedział bym Cię zaprowadził do niego.
- Skąd wiesz, że mogę Ci ufać? – Spytała nie wierząc w zapewnienia Blais’a.
- Nie musisz. – Lekko wzruszył ramionami obserwując jej zachowanie. – Nie znaczy to, że kłamię. On naprawdę chce zobaczyć się z Tobą. – Hermiona westchnęła ciężko. Ostatnio głupio się zachowywała więc nie byłoby nic strasznego gdyby zrobiła to znowu. Kiwnęła głową i pozwoliła Zabiniemu wyprowadzić się ze szkoły. Nie odzywał się przez cały ten czas. Zachowywał się jakby jej towarzystwo było dla niego odrazą. Zatrzymał się przed błoniami wyciągając czarną przepaskę.
- Co chcesz zrobić? – Wyszeptała ze strachem w oczach. Zaczynała przeklinać się w duchu, że mogła być tak naiwna.
- To ma być niespodzianka. Nie bój się. – Powiedział bez przekonania  w głosie. Podszedł z tyłu i zawiązał jej oczy. Szli jeszcze spory kawałek gdy do jej uszu dobiegła niezwykle piękna muzyka. Miała wrażenie, że nie słyszała jeszcze piękniejszej. Chciała zdjąć przepaskę z oczu, ale zatrzymały ją czyjeś ręce. Poczuła dziwny dreszcz rozchodzący się po ciele.
- Jeszcze nie. – Wyszeptał Draco do jej ucha. Ujął jej ręce w dłonie i zaczął tańczyć. Przypomniał jej się bal na którym wystąpiła z Wiktorem Krumem. Tam również z nim tańczyła, ale ten taniec różnił się od poprzedniego. To było coś czego okazji nie miała doświadczyć w swoim życiu. Miała wrażenie, że wirowała. Czuła się taka lekka i pełna gracji. Draco prowadził ją bez żadnego skrępowania. Wyraźnie było widać jak świetnym był tancerzem. Gdy muzyka ucichła zatrzymali się. W powietrzu słychać było bijące w nierównym rytmie ich serca. Przez chwilę Hermiona miała wrażenie, że chłopak ją pocałuje. Nawet tego chciała. Nie rozumiała czemu tak jest, ale pragnęła by to zrobił.  Nie zrobił tego jednak. Delikatnie ściągnął jej opaskę z oczu i obrócił tyłem do siebie. Oczom Hermiony ukazał się pięknie nakryty koc na którym było chyba wszystko. Łącznie  tortem na którym widniało siedemnaście palących się świeczek.
- Wszystkiego najlepszego. – Wyszeptał jej do ucha. Nie kryła swego zaskoczenia. Czegoś takiego spodziewałaby się po Harrym lub Ronie, ale nie ich  największym wrogu. Nie po Malfoyu.
- Czy to jakiś żart? – Wykrztusiła oszołomiona patrząc na niego. Nie wierzyła w to wszystko. Nie rozumiała co się dzieje, ale miała wrażenie że to żart. Jakiś podły dowcip ze strony Ślizgona.
- Urodziny to nie powód do żartu. – Stwierdził lakonicznie Draco chowając ręce w kieszeni. Rozumiał jej obawy i musiał zrobić wszystko by je rozwiać. Niemal zmusił ją by spojrzała mu w oczy. – Wiem jaki byłem przez te wszystkie lata i wiem co robiłem. Nie mam nic na swoją obronę po za tym, że byłem strasznym kretynem. Te dwa dni spędzone z Tobą to było jak uderzenie pioruna. Wiem również co o mnie myślisz, ale postaram się to zmienić.
- Już nie myślisz, że jestem bezwartościową Szlamą, która nigdy nie powinna zostać czarownicą? – Spytała powtarzając jego własne słowa. Dopiero teraz widząc ból w jej pięknych oczach zrozumiał jak bardzo ją wtedy ranił. Dawno temu wytworzył wokół siebie pancerz, którego nikt nie zdołał przebić. Zrobiła to dopiero ona. Nie mógł uwierzyć w to wszystko.
- Nie. – Powiedział i odkrył, że były to szczere słowa. Gdy przyciągnął ją do siebie nie protestowała. – Nie myślę tak wcale. – Jego głos był ochrypły i pochodził jakby z oddali. Hermiona była oszołomiona nowymi uczuciami jakie doznawała w ramionach znienawidzonego Ślizgona. Próbowała je w sobie stłumić, ale to nie było możliwe. Przestała myśleć gdy jego ciepłe wargi dotknęły jej ust. Wszystko w niej eksplodowało. Wszystko inne przestało istnieć.

***

Otworzyła oczy nie wiedząc gdzie się znajduje. Miała wrażenie, że głowa pęknie jej z bólu. Rozglądała się nerwowo po pokoju. Próbowała wstać, ale nie mogła się poruszyć. Jej ciałem wstrząsały dreszcze a  głowę ogarniały mdłości.
- Tonks… - Delikatny głos Lupina dochodził do niej jakby z oddali. Spojrzała na niego niepewnie. Widziała jaki był zmizerniały i blady. Zupełnie jakby to on był chory. Odruchowo wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć. Nachylił się by mogła to zrobić. Poczuła dwudniowy zarost malujący się na jego brodzie. Uśmiechnęła się do niego czule. – Obudziłaś się. – Powiedział z ulgą.
- Jak długo byłam nieprzytomna? – Spytała gdy po wypiciu wody udało jej się odzyskać głos.  Chciała wstać, ale jeszcze nie miała na to sił.
- Około dwóch dni. – Wyjaśnił jej Lupin przysiadając się na łóżku. Ręką odgarnął jej włosy z twarzy. Wzruszył ją ten gest. Z trudem zmusiła się by nie płakać. – Pani Trouch powiedziała, że przyniósł Ciebie jakiś ponury mężczyzna z blizną na twarzy. Mówiła, że był przerażający. Zanim zdążyła mnie zawołać nieznajomy zniknął. Co tam się stało? Masz pojęcie jak się przeraziłem? – Nie chciał być na nią zły, ale te ostatnie dwa dni niemal go wykończyły. W życiu tak bardzo się nie bał. Kochał Tonks całym swoim sercem. Musiał to przyznać. Najgorsze było to, że musiał ukrywać owe uczucie przed nią samą. To bolało. Powoli przypominała sobie całe wydarzenia. Averego z siostrą. To jak znowu próbował ją zgwałcić.  To było przerażające uczucie. Pamiętała jak wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie. Avakedawra. Nawet nie wierzyła, że się jej uda. To był dla niej szok. Pierwszy raz rzuciła to śmiertelne zaklęcie. Wcześniej nikogo jeszcze nie zabiła. I wtedy sobie przypomniała. Kogoś kto ją uratował przed oślepiającą zemstą Alecto za śmierć brata.
- To był James. – Wykrztusiła z siebie oszołomiona własnym odkryciem spoglądając rozpaczliwie na Lupina by jej uwierzył. Spojrzał na nią mocno zaskoczony.
- James? – Wykrztusił oszołomiony głęboko wierząc, że coś jej się pomyliło. Nie wierzył w to co powiedziała przed chwilą. James Potter był jego najlepszym przyjacielem. Ojcem Harrego. Jednym z nich. I nie żył. Zabity w swoim własnym domu przez Voldemorta. Zginął podobnie jak jego ukochana żona Lilly. – To niemożliwe. – Powtórzył i spojrzał na nią pragnąc by zaprzeczyła. Nie mógł uwierzyć w jej absurdalne słowa. To nie trzymało się kupy. Zadrżał gdy Tonks dotknęła jego zarośniętego policzka. Nie mógł pozwolić sobie na uczucia względem niej. Wiedział jak bardzo niebezpieczne to było. Musiał się pilnować i to bardzo. Jednak to co czuł było silniejsze od niego. Przez lata tłumiona namiętność niemal dławiła go od środka. Patrzyła na niego nieświadoma tego co mu robiła. Andromeda nie zdawała sobie sprawy o co go prosiła gdy miał zaopiekować się Tonks. To było ponad jego siły. Z trudem odsunął się od niej.
- Nie zdawało mi się. – Jej stanowczy głos sprawił, że powrócił do rzeczywistości. Za wszelką cenę starał się skupić na rozmowie, którą prowadzili. – Wiem co widziałam. Nie wiem co to było. Może jakaś zjawa? Część jego duszy, która pojawiła się by mnie uratować? – Jej stwierdzenie wydawało mu się bardziej logiczne niż fakt, że James Potter mógłby żyć. Słyszał o przypadkach dusz powracających na ziemię by ratować ukochane osoby, czy przyjaciół którzy byli w niebezpieczeństwie. Tonks była ukochaną Lupina o czym dobrze wiedział James. Może dlatego pojawił się by ją uratować? Żałował, że nigdy nie zrobił tego przy Harrym. Chłopak wiele by dał żeby chociaż przez chwilę zobaczyć ojca, którego  nigdy nie dane mu było poznać.
- Możliwe. – Powiedział cichym, zdławionym głosem. Nagle zapragnął wyjść z tego pokoju. Uciec jak najdalej by schować się od niej. Nie chciał by go widziała w tym stanie. Nie był wstanie podnieść się z łóżka. Nogi miał jak z waty i wpatrywał się w nią dziwnym wzrokiem. Czuł wyraźnie jak mocno biło jej serce. Był pewien, że ona również wyczuwała jego rytm. Nie bronił się przed nią. Gdy uniosła się wyżej by go pocałować pozwolił jej na to. Pocałunek był delikatny i namiętny, ale wystarczający by wyzwolić w nim burzę uczuć. Gdy speszona chciała wymknąć się z jego ramion nie pozwolił jej na to. Całował ją z niezwykłą żarliwością ściągając z niej ubranie. Tak bardzo tego pragnął. Wiedział, że nie powinien. To było złe i mogło pochłonąć ich oboje. Nie dbał jednak o to.  W tym momencie liczyła się chwila, którą sobie dawali. Chwila w której pragnął się zatracić.
- Jesteś pewny? – Spytała Tonks ochrypłym z podniecenia głosem gdy leżał na niej gotów by w nią wejść. Jej ręka czule pieściła jego plecy wywołując w nim oczekiwany dreszcz rozkoszy.
- Nigdy nie byłem bardziej pewny. – Wyszeptał w przerwie między pocałunkami. Gdy w nią wszedł ich ciałami zawładnęła rozkosz, która była wstanie pochłonąć ich oboje. Lupin miał w swoim życiu wiele kobiet. Seks był tylko rozrywką, której potrzebował by zaspokoić swoje męskie żądze. Tym razem było coś inaczej. Z tą właściwą kobietą u boku od której uciekał przez całe życie czuł, że znalazł bezpieczną przystań. Po raz pierwszy czerpał tak wielką przyjemność zarówno z dawania jak i brania. I Bóg mu świadkiem że nie pozwoli by zostało mu to odebrane.
***
Hermiona starała się przywołać swoje myśli do porządku gdy Draco w końcu oderwał się od jej ust. To co przeżyła przed chwilą było jak przebudzenie. Miała dziwne wrażenie, że coś się w niej zmieniło, ale nie umiała powiedzieć na czym polegała na zmiana. Draco wywołał w niej uczucia, których nie spodziewała się u siebie znaleźć.
- Jesteś głodna? – Jego miękki głos wywołał w niej dreszcz emocji. Odważyła się na niego spojrzeć. Był niezwykle przystojny i nie mogła temu zaprzeczyć. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak bardzo wyróżniał się wśród chłopców ze swego otoczenia. Nie chodziło tu wcale o jego arystokratyczne pochodzenie. Swój status miał przez swoje pochodzenie. Nie miał wpływu na to kim był. Ta inność polegała na czymś bardziej wewnętrznym. Mogła mieć związek z jego niezwykłą przemianą. Nawet nie wiedziała kiedy zniknął ten okrutny arystokrata jakim był wcześniej. Teraz traktował ją jakby była kimś bardzo ważnym co ją zastanawiało. Harry z Ronem powiedzieliby pewnie, że mógłby to być jakiś podstęp. Gdzieś w głębi duszy ostrzegało ją również sumienie. Ignorowała wszystkie swoje podszepty i obawy. Ciekawość gdzie zaprowadzi ją ta sytuacja była o wiele silniejsza.
- Tak. – Powiedziała przysiadając się na kocu. Zastanawiała się kiedy to wszystko przygotował i skąd wiedział o jej urodzinach. Podejrzewała, że Ginn musiała komuś powiedzieć a on najzwyczajniej w świecie podsłuchał rozmowę. Uśmiechnęła się na samą myśl jak bardzo się starał by przygotować to wszystko niezauważalnie. Była niemal pewna, że wykorzystał do tego domowe skrzaty. Była zaskoczona gdy podał jej kieliszek z mugolskim domowym winem.
- Zgredek powiedział, że powinno Ci smakować. – Odpowiedział na jej nieme pytanie. Zgredek był pierwszym wolnym skrzatem. Wcześniej pracował dla rodziny Malfoyów, ale chciał uratować Harrego przed spiskiem Lucjusza. Ostatecznie Harry uwolnił Skrzata wręczając mu część ubrania w czym była jego własna skarpetka. Od tamtej pory Hermiona walczyła o wolność dla domowych Skrzatów, którym należało się właściwe traktowanie. Obserwowała jak sam również sobie nalał.
- Powinieneś być ostrożniejszy z piciem. – Powiedziała z uśmiechem widząc jak prawie jednym haustem wypił prawie cały kieliszek. – Nie wygląda na mocne ale ma się sporego kaca.
- Nigdy nie miałem kaca. – Powiedział hardo co nie do końca było zgodne z prawdą. Przypomniał sobie, że zdarzało się mu mieć parokrotnie ten zdradziecki stan jak z Blaisem próbowali mugolski trunek. Wiedział, że nikomu nie mógłby powiedzieć o tym. Ojciec zapewne dostałby apopleksji. Gdy już byli najedzeni a większość potraw zniknęła z piknikowego kosza leżeli wygodnie na kocu spoglądając  w niebo. Było im wyjątkowo ciepło i przyjemnie. Żadne z nich nie spieszyło się z powrotem do zamku. Hermiona starała się skupić na swoich własnych myślach, ale obecność Dracona mocno ją rozpraszała.
- Czemu taki jesteś? – Wyrwało jej się nagle zanim pomyślała. Chciała jednak wiedzieć co sprawiło, że on się tak bardzo zmienił. Chciała wiedzieć czy owa zmiana nie jest jakąś podłą grą z jego strony. Czuła, że nadeszła idealna okazja na taką poważną rozmowę chociaż nie chciała psuć wspólnie wytworzonej przez nich chwili.
- Jaki? – Spytał unosząc się nieco na łokciu i spojrzał wprost na nią. Wiedział, że w końcu go o to zapyta, ale nie był na to gotowy. Nie wystudiował sobie odpowiedniego kłamstwa a prawdy przecież jej nie powie.
- To jak się zachowujesz względem mnie. – Powiedziała starając się odpowiednio dobrać słowa. Nie chciała za nic w świecie go urazić. Była po prostu ciekawa. – Jesteś inny niż wcześniej. Jakbyś dopiero zauważył we mnie człowieka.
- To wcale nie tak. – Uśmiechnął się lekko chcąc dodać wiarygodności swoim słowom. – Całe życie chowano mnie w nienawiści od mugoli. Wmawiano mi, że urodziłem się w rodzinie Czarodziei i jestem lepszy od was. Rosłem w tym przekonaniu przez całe życie. – Skrzywił się nieco jakby to co mówił sprawiało mu wstyd. – Ty przez te dwa dni otworzyłaś mi oczy. Sprawiłaś że się przebudziłem. Nigdy wcześniej tak nie miałem. Dlatego staram się wynagrodzić Ci te wszystkie lata cierpienia i upokorzenia z mojej strony. – Był zaskoczony, że jego słowa brzmią tak szczerze jak nigdy wcześniej. I Hermiona również to czuła. Miała wrażenie, że to jej najpiękniejsze urodziny w życiu a pech jaki prześladował ją od zawsze został pogrzebany żywcem.

***

FINAŁ ROZDZIAŁU ZASKOCZYŁ MNIE MOCNO. KURCZĘ WSZYSTKO MIAŁO WYPAŚĆ NIECO INACZEJ, ALE CIESZĘ SIĘ, ŻE WRESZCIE UDAŁO MI SIĘ ZBLIŻYĆ DO SIEBIE REMUSA I TONKS. PODOBNIE WYSZŁO MI W PRZYPADKU HERMIONY I DRACO. JESTEM PEWNA ŻE W PRZYPADKU TEJ HISTORII NIE RAZ WAS ZASKOCZĘ. WIĘKSZOŚĆ OSÓB PYTA SIĘ O DUNCANA VERTONA. BĘDZIE MIAŁ ON SWÓJ SPECJALNY UDZIAŁ W CAŁOŚCI OPOWIADANIA I POWSTAŁ NIE BEZ POWODU O CZYM PRZEKONACIE SIĘ WKRÓTCE NA CO ZAPRASZAM WAS SERDECZNIE. MAM NADZIEJE ŻE NIE ODSTRASZAM WAS MIEJSCAMI BRUTALNOŚCIĄ HISTORII. NIE BEZ POWODU BLOG ZNAJDUJE SIĘ W DZIALE „DLA DOROSŁYCH” JEŚLI SPODZIEWALIŚCIE SIĘ DELIKATNEJ HISTORYJKI TUTAJ JEJ NIE ZNAJDZIECIE. ZAPEWNIAM WAS ŻE TA BĘDZIE INNA NIŻ WSZYSTKIE.
rosmaneczka

1 komentarz:

  1. Taaaak...mnie też finał zaskoczył :D Ale dzięki temu niezmiernie podobał mi się rozdział, mimo, że to blog o Dramione, to jest tutaj kilka innych wątków, nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.

    OdpowiedzUsuń