TEN ROZDZIAŁ
MIAŁ BYĆ ZAPLANOWANY NIECO INACZEJ, ALE NATCHNĘŁA MNIE DO TEGO MOJA KOCHANA
PRZYJACIÓŁKA LADYAPOCALYPSE KTÓREJ BRAKOWAŁO „ŚNIADANEK Z MALFOYEM”. KOCHANA CO
PRAWDA NIE JEST TO MOŻE TYPOWE ŚNIADANKO Z DRACO, ALE MAM NADZIEJE, ŻE SIĘ
SPODOBA. OCZYWIŚCIE CAŁY ROZDZIAŁ DEDYKUJE TOBIE ZA NIEŚWIADOMIE PODANY POMYSŁ,
KTÓRY STAŁ SIĘ MOJĄ INSPIRACJĄ.
***
To miał być
normalny październikowy dzień. Niestety jakby od rana wszystko zdawało się być
przeciwko niej. Najpierw nie mogła znaleźć swoich ulubionych książek. Była pewna,
że zostawiła je na wierzchu w Pokoju Wspólnym, ale szybko okazało się, że ich
tam nie ma. Obszukała niemal całe dormitorium dziewcząt. Zagubione książki były
początkiem jej katastrofy. Profesor Snape życzył sobie duży esej o skutkach
ubocznych zaklęć obronnych. Napisała go na kilka ładnych cali i był prawie
gotowy, gdy niechcący potrąciła tubkę z atramentem i cały tusz wylał się
na papier. Była przerażona bo musiała całe wypracowanie zacząć od nowa. Dzień
zaledwie się zaczął a ona była już zmęczona. Dopiero po jakimś czasie
zorientowała się co jest. To były jej urodziny. Najbardziej pechowy dzień w
roku. Głównie z powodu tego pecha nigdy ich nie obchodziła i nawet marzyła by o
nich zapomnieć. Niestety takie zdarzenia jak te nie pozwalały jej na to wcale.
Marzyła by zakopać się gdzieś w pościeli i zniknąć na cały dzień. Z Harrym i
Ronem nigdy nie rozmawiała o swoich urodzinach a oni nigdy nie pytali.
Wiedziała o tym jedynie Ginny, która ją rozumiała i szanowała decyzje
przyjaciółki nawet te wyglądające dziwacznie.
- To
dzisiaj? – Zapytała Hermionę widząc załamaną przyjaciółkę jak wracała z
pierwszych zajęć. Hermiona przytaknęła i załkała rzucając się w łóżku.
- Mam
wrażenie, że rzucono na mnie klątwę. – Powiedziała cicho patrząc na
przyjaciółkę. – Nie rozumiem czemu tak jest. Inni mogą się cieszyć swoimi
urodzinami a ja?
- Spokojnie
Mionka. – Ginny podeszła do niej klepiąc ją po plecach. – Coś się wymyśli. –
Hermiona obiecała sobie, że porozmawia z bratem i Harrym, którego unikała od
dłuższego czasu by coś zrobić w tej sprawie. Podejrzewała, że Hermiona nie
miała nigdy urodzin z prawdziwego zdarzenia i stąd
to
całe
myślenie. Obiecała sobie zrobić dziewczynie niespodziankę na jaką zasłużyła.
- Ron… -
Zawołała do brata, który idąc korytarzem rozmawiał z Lavender Brown. Skrzywiła
się nieco. Nie miała nic przeciwko Lawender ale jakoś nie przebadała za jej
towarzystwem. Ta kobieta miała w sobie coś odpychającego. Nie umiała powiedzieć
co to było. Ron odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał na siostrę niezbyt
chętnie.
- Co chcesz?
– Spytał niezadowolony, że śmiała mu w czymś przerwać. Ginny kochała swoich
braci, ale czasami umieli zachować się jak palanty. Bywały takie chwile, że
miała ochotę na nich nawrzeszczeć. Tak jak teraz na Rona.
- Musimy
porozmawiać. – Powiedziała patrząc na niego poważnie. – Chodzi o Hermionę.
- Coś nie
tak z nią? – Zaskoczył ich znienacka głos Draco Malfoya. Czasami Ginn miała
wrażenie, że ten chłopak ich śledzi. Spojrzała na niego ponuro. Hermiona miała
racje. Od jakiegoś czasu ten chłopak zachowywał się dziwnie. Za bardzo kręcił
się wokół dziewczyny jakby coś kombinował. Nie ufała mu ani trochę. Ostatecznie
to był Malfoy.
- Hermiona
ma dzisiaj urodziny. – Powiedziała wbrew sobie zanim zdążyła pomyśleć. Nie
wiedziała czemu, ale w jego oczach spostrzegła szczerą troskę o dziewczynę. Ron
spojrzał na nią zaskoczony. Nie wiedział, że Hermiona może mieć coś takiego jak
urodziny. Nigdy nikomu o tym nie mówiła.
- Dzisiaj? –
Wykrztusił zaskoczony chłopak. – Trzeba będzie ją jakoś zaskoczyć. – Przez
chwilę rozmawiali co by tu zrobić, ale Draco już ich nie słuchał. Jego zadanie
nadal było aktualne. Musiał jakoś zbliżyć się do dziewczyny. A nie było
lepszego pomysłu niż niespodzianki urodzinowej. Uśmiechnął się zawadiacko na
samą myśl. W głowie miał idealny plan.
***
Minął
tydzień od kiedy Duncan Verton został wprowadzony w świat Czarodziejów. Lucjusz
Malfoy wcale się nim nie krył. Oficjalnie przedstawił go jako swojego syna. Nie
rozmawiali wcale o jego matce. Sam również nie chciał myśleć o kobiecie, która
go oszukała. Przez pierwszy tydzień mieszkał w rezydencji Malfoyów i poznał
smak prawdziwego luksusu. Lucjusz żałował, że nie może go uznać jako
prawowitego dziedzica, gdyż był synem z nieprawego łoża. Gdyby to od niego
zależało zmieniłby testament, ale nie mógł. To było dziedzictwo Malfoyów. Nie
ukrywał tego również, że był bardzo dumny z Duncana. Był całkiem inny od Draco.
Nie był słabeuszem. Z łatwością pokazywał swoją brutalność i przynależność do
Śmieciożerców. Zauważył również jak bardzo spodobał się Czarnemu Panu, który
pragnął go naznaczyć przy najbliższej okazji.
- Jak
śmiałeś sprowadzić tu swojego bękarta. – Wściekała się Narcyza Malfoy gdy tylko
wprowadził chłopaka do domu. Spodziewał się, że będą problemy z żoną, ale
myślał iż zaakceptuje fakt kto tu rządzi. - Tolerowałam wszystko. Nawet Twoje
kochanki plątające się po domu jakby należał do nich, ale to już jest lekka
przesada. Nie zamierzam go tu tolerować. On nigdy nie będzie należał do
rodziny. – Lucjusz zdenerwował się. Narcyza miała brzydki nawyk denerwowania go
za co drogo płaciła za każdym razem. Była głupia skoro jeszcze się tego
nie nauczyła. Nie mogąc się pohamować uderzył ją z całej siły w twarz.
Był pewien, że na zaczerwienionym policzku zostanie krwawy ślad. Uśmiechnął się
widząc przerażenie w jej oczach. Uwielbiał tą władzę nad nią. O wiele lepiej
traktował swoje kochanki niż własną żonę.
- Będziesz
go akceptować. – Wycedził chwytając ją za włosy i rzucając na łóżko. Nie
wzbudzała w nim pożądania a jedynie ślepą furię, którą mógł wyładować poprzez
seks z nią. – Będziesz traktować go jak własnego syna a nawet lepiej. Jest
Malfoyem. Dzieckiem z mojej krwi czy Ci się to podoba czy nie. – Przy każdym
słowie brutalnie ściągał z niej ubranie nie zważając, że niszczy je całkowicie.
Narcyza drżała przerażona. Nienawidziła chwil gdy przychodził do niej w nocy.
Seks z mężem nigdy nie sprawiał jej przyjemności. Był pasmem bólu i pogardy dla
samej siebie. W jego ruchach nie było żadnej czułości. Za każdym razem gdy ją
brał czuła bijącą z jego oczu nienawiść. Nigdy nie kochał swojej żony. Ożenił
się z nią ponieważ wymagała od niego tego rodzina. Podobno był kiedyś
zakochany, ale ojciec pozbawił go złudzeń. Mógł mieć normalne zdrowe
małżeństwo, ale tego nie chciał. Urządził jej piekło jak wcześniej jej ojciec.
Zarówno ją i jej syna traktował jak śmieci. Nie rozumiała czemu z tym młodym
chłopakiem miało być inaczej. Zabolało gdy wszedł w nią jednym brutalnym
pchnięciem. To właśnie w tej chwili obiecała sobie skończyć z tym. Chociaż raz
w życiu zapragnęła zrobić coś dobrego. Nie dla siebie, ale dla przyszłości
swojego syna, która mogła wcale nadejść. Lucjusz poruszał się w niej brutalnie
zadając jej ból zamiast przyjemności. Nie odpowiadała na jego ruchy. Pozostała
zimna i chłodna jak zawsze. Marzyła o tym by jej męka w końcu się skończyła.
Gdzieś tam w podświadomości wierzyła, że tylko śmierć przyniesie jej ukojenie.
***
Tym razem
było o wiele lepiej. Pomyślała, że najgorsze godziny minęły a dobry los chociaż
trochę pozwoli jej odetchnąć. Bardzo tego potrzebowała. Musiała skupić się na
nauce. To była jedna z niewielu rzeczy, które dobrze jej szły. Coś w czym była
najlepsza. Jej rodzice mogli być dumni z tego kim się stała. A była jedną z
najlepszych uczennic w Hogwarcie. Nie musiała się za specjalnie starać.
Wszystko samo jej przychodziło, nawet jeśli zakuwała do późna w nocy. W
mugolskiej szkole było całkiem inaczej. Zawsze czuła się ta gorsza, inna i
wyobcowana. W głębi serca czuła, że powinna być gdzieś indziej. Dobrze
pamiętała dzień w którym przyszła do niej profesor MacGonagall i oznajmiła jej,
że jest czarownicą. Z początku uważała to za dobry żart. Owszem znała
kilka sztuczek, ale nie wiedziała jak jest z nią naprawdę. Dopiero gdy
zrozumiała poznała swój nowy świat. Z początku jej rodzice byli przerażeni
innością córki i bała się, że ją odrzucą. Szybko okazało się, że byli bardzo
wyrozumiali i kochani. Podobał im się fakt, że ich jedynaczka była kimś
niezwykłym i wyjątkowym. Byli z niej dumni a ona była dumna z nich. Mimo iż
cieszyła się bardzo z każdej chwili spędzonej w domu to jednak za każdym razem
nie mogła doczekać się końca wakacji. Hogwart był jej drugim domem.
- Granger. –
Głos Zabiniego Blais’a wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na znienawidzonego
Ślizgona i zadrżała. Obawiała się, że on również będzie ją wypytywał o to co
się działo przez te dwa dni. Ostatnim razem uratował ją Draco, ale teraz nie
było w pobliżu nikogo. Specjalnie wybierała się na Sowiarnię by pouczyć się w
samotności. Najwyraźniej nie chcieli jej na to pozwolić.
- Czego
chcesz? – Spytała chłodno mierząc go wzrokiem. Czuła jak mocno bije jej serce.
Zawsze się go bała. Czuła wyraźnie bijącą od niego chłodną nienawiść.
Odruchowo cofnęła się przed nim. Nie wiedziała czego może spodziewać się po
nim.
- Malfoy
chce się z Tobą zobaczyć. – Powiedział chłodno. – Powiedział bym Cię
zaprowadził do niego.
- Skąd
wiesz, że mogę Ci ufać? – Spytała nie wierząc w zapewnienia Blais’a.
- Nie
musisz. – Lekko wzruszył ramionami obserwując jej zachowanie. – Nie znaczy to,
że kłamię. On naprawdę chce zobaczyć się z Tobą. – Hermiona westchnęła ciężko.
Ostatnio głupio się zachowywała więc nie byłoby nic strasznego gdyby zrobiła to
znowu. Kiwnęła głową i pozwoliła Zabiniemu wyprowadzić się ze szkoły. Nie
odzywał się przez cały ten czas. Zachowywał się jakby jej towarzystwo było dla
niego odrazą. Zatrzymał się przed błoniami wyciągając czarną przepaskę.
- Co chcesz
zrobić? – Wyszeptała ze strachem w oczach. Zaczynała przeklinać się w duchu, że
mogła być tak naiwna.
- To ma być
niespodzianka. Nie bój się. – Powiedział bez przekonania w głosie.
Podszedł z tyłu i zawiązał jej oczy. Szli jeszcze spory kawałek gdy do jej uszu
dobiegła niezwykle piękna muzyka. Miała wrażenie, że nie słyszała jeszcze
piękniejszej. Chciała zdjąć przepaskę z oczu, ale zatrzymały ją czyjeś ręce.
Poczuła dziwny dreszcz rozchodzący się po ciele.
- Jeszcze
nie. – Wyszeptał Draco do jej ucha. Ujął jej ręce w dłonie i zaczął tańczyć.
Przypomniał jej się bal na którym wystąpiła z Wiktorem Krumem. Tam również z
nim tańczyła, ale ten taniec różnił się od poprzedniego. To było coś czego
okazji nie miała doświadczyć w swoim życiu. Miała wrażenie, że wirowała. Czuła
się taka lekka i pełna gracji. Draco prowadził ją bez żadnego skrępowania.
Wyraźnie było widać jak świetnym był tancerzem. Gdy muzyka ucichła zatrzymali
się. W powietrzu słychać było bijące w nierównym rytmie ich serca. Przez chwilę
Hermiona miała wrażenie, że chłopak ją pocałuje. Nawet tego chciała. Nie
rozumiała czemu tak jest, ale pragnęła by to zrobił. Nie zrobił tego
jednak. Delikatnie ściągnął jej opaskę z oczu i obrócił tyłem do siebie. Oczom
Hermiony ukazał się pięknie nakryty koc na którym było chyba wszystko.
Łącznie tortem na którym widniało siedemnaście palących się świeczek.
-
Wszystkiego najlepszego. – Wyszeptał jej do ucha. Nie kryła swego zaskoczenia.
Czegoś takiego spodziewałaby się po Harrym lub Ronie, ale nie ich
największym wrogu. Nie po Malfoyu.
- Czy to
jakiś żart? – Wykrztusiła oszołomiona patrząc na niego. Nie wierzyła w to
wszystko. Nie rozumiała co się dzieje, ale miała wrażenie że to żart. Jakiś
podły dowcip ze strony Ślizgona.
- Urodziny
to nie powód do żartu. – Stwierdził lakonicznie Draco chowając ręce w kieszeni.
Rozumiał jej obawy i musiał zrobić wszystko by je rozwiać. Niemal zmusił ją by
spojrzała mu w oczy. – Wiem jaki byłem przez te wszystkie lata i wiem co
robiłem. Nie mam nic na swoją obronę po za tym, że byłem strasznym kretynem. Te
dwa dni spędzone z Tobą to było jak uderzenie pioruna. Wiem również co o mnie
myślisz, ale postaram się to zmienić.
- Już nie
myślisz, że jestem bezwartościową Szlamą, która nigdy nie powinna zostać
czarownicą? – Spytała powtarzając jego własne słowa. Dopiero teraz widząc ból w
jej pięknych oczach zrozumiał jak bardzo ją wtedy ranił. Dawno temu wytworzył
wokół siebie pancerz, którego nikt nie zdołał przebić. Zrobiła to dopiero ona.
Nie mógł uwierzyć w to wszystko.
- Nie. –
Powiedział i odkrył, że były to szczere słowa. Gdy przyciągnął ją do siebie nie
protestowała. – Nie myślę tak wcale. – Jego głos był ochrypły i pochodził jakby
z oddali. Hermiona była oszołomiona nowymi uczuciami jakie doznawała w
ramionach znienawidzonego Ślizgona. Próbowała je w sobie stłumić, ale to nie
było możliwe. Przestała myśleć gdy jego ciepłe wargi dotknęły jej ust. Wszystko
w niej eksplodowało. Wszystko inne przestało istnieć.
***
Otworzyła
oczy nie wiedząc gdzie się znajduje. Miała wrażenie, że głowa pęknie jej z
bólu. Rozglądała się nerwowo po pokoju. Próbowała wstać, ale nie mogła się
poruszyć. Jej ciałem wstrząsały dreszcze a głowę ogarniały mdłości.
- Tonks… -
Delikatny głos Lupina dochodził do niej jakby z oddali. Spojrzała na niego
niepewnie. Widziała jaki był zmizerniały i blady. Zupełnie jakby to on był
chory. Odruchowo wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć. Nachylił się by mogła to
zrobić. Poczuła dwudniowy zarost malujący się na jego brodzie. Uśmiechnęła się
do niego czule. – Obudziłaś się. – Powiedział z ulgą.
- Jak długo
byłam nieprzytomna? – Spytała gdy po wypiciu wody udało jej się odzyskać głos.
Chciała wstać, ale jeszcze nie miała na to sił.
- Około
dwóch dni. – Wyjaśnił jej Lupin przysiadając się na łóżku. Ręką odgarnął jej
włosy z twarzy. Wzruszył ją ten gest. Z trudem zmusiła się by nie płakać. –
Pani Trouch powiedziała, że przyniósł Ciebie jakiś ponury mężczyzna z blizną na
twarzy. Mówiła, że był przerażający. Zanim zdążyła mnie zawołać nieznajomy
zniknął. Co tam się stało? Masz pojęcie jak się przeraziłem? – Nie chciał być
na nią zły, ale te ostatnie dwa dni niemal go wykończyły. W życiu tak bardzo
się nie bał. Kochał Tonks całym swoim sercem. Musiał to przyznać. Najgorsze
było to, że musiał ukrywać owe uczucie przed nią samą. To bolało. Powoli przypominała
sobie całe wydarzenia. Averego z siostrą. To jak znowu próbował ją
zgwałcić. To było przerażające uczucie. Pamiętała jak wyciągnęła różdżkę
i rzuciła zaklęcie. Avakedawra. Nawet nie wierzyła, że się jej uda. To był dla
niej szok. Pierwszy raz rzuciła to śmiertelne zaklęcie. Wcześniej nikogo
jeszcze nie zabiła. I wtedy sobie przypomniała. Kogoś kto ją uratował przed
oślepiającą zemstą Alecto za śmierć brata.
- To był
James. – Wykrztusiła z siebie oszołomiona własnym odkryciem spoglądając rozpaczliwie
na Lupina by jej uwierzył. Spojrzał na nią mocno zaskoczony.
- James? –
Wykrztusił oszołomiony głęboko wierząc, że coś jej się pomyliło. Nie wierzył w
to co powiedziała przed chwilą. James Potter był jego najlepszym przyjacielem.
Ojcem Harrego. Jednym z nich. I nie żył. Zabity w swoim własnym domu przez
Voldemorta. Zginął podobnie jak jego ukochana żona Lilly. – To niemożliwe. –
Powtórzył i spojrzał na nią pragnąc by zaprzeczyła. Nie mógł uwierzyć w jej
absurdalne słowa. To nie trzymało się kupy. Zadrżał gdy Tonks dotknęła jego
zarośniętego policzka. Nie mógł pozwolić sobie na uczucia względem niej.
Wiedział jak bardzo niebezpieczne to było. Musiał się pilnować i to bardzo.
Jednak to co czuł było silniejsze od niego. Przez lata tłumiona namiętność niemal
dławiła go od środka. Patrzyła na niego nieświadoma tego co mu robiła.
Andromeda nie zdawała sobie sprawy o co go prosiła gdy miał zaopiekować się
Tonks. To było ponad jego siły. Z trudem odsunął się od niej.
- Nie
zdawało mi się. – Jej stanowczy głos sprawił, że powrócił do rzeczywistości. Za
wszelką cenę starał się skupić na rozmowie, którą prowadzili. – Wiem co
widziałam. Nie wiem co to było. Może jakaś zjawa? Część jego duszy, która
pojawiła się by mnie uratować? – Jej stwierdzenie wydawało mu się bardziej
logiczne niż fakt, że James Potter mógłby żyć. Słyszał o przypadkach dusz
powracających na ziemię by ratować ukochane osoby, czy przyjaciół którzy byli w
niebezpieczeństwie. Tonks była ukochaną Lupina o czym dobrze wiedział James.
Może dlatego pojawił się by ją uratować? Żałował, że nigdy nie zrobił tego przy
Harrym. Chłopak wiele by dał żeby chociaż przez chwilę zobaczyć ojca,
którego nigdy nie dane mu było poznać.
- Możliwe. –
Powiedział cichym, zdławionym głosem. Nagle zapragnął wyjść z tego pokoju.
Uciec jak najdalej by schować się od niej. Nie chciał by go widziała w tym
stanie. Nie był wstanie podnieść się z łóżka. Nogi miał jak z waty i wpatrywał
się w nią dziwnym wzrokiem. Czuł wyraźnie jak mocno biło jej serce. Był pewien,
że ona również wyczuwała jego rytm. Nie bronił się przed nią. Gdy uniosła się
wyżej by go pocałować pozwolił jej na to. Pocałunek był delikatny i namiętny,
ale wystarczający by wyzwolić w nim burzę uczuć. Gdy speszona chciała wymknąć
się z jego ramion nie pozwolił jej na to. Całował ją z niezwykłą żarliwością
ściągając z niej ubranie. Tak bardzo tego pragnął. Wiedział, że nie powinien.
To było złe i mogło pochłonąć ich oboje. Nie dbał jednak o to. W tym
momencie liczyła się chwila, którą sobie dawali. Chwila w której pragnął się
zatracić.
- Jesteś
pewny? – Spytała Tonks ochrypłym z podniecenia głosem gdy leżał na niej gotów
by w nią wejść. Jej ręka czule pieściła jego plecy wywołując w nim oczekiwany
dreszcz rozkoszy.
- Nigdy nie
byłem bardziej pewny. – Wyszeptał w przerwie między pocałunkami. Gdy w nią
wszedł ich ciałami zawładnęła rozkosz, która była wstanie pochłonąć ich oboje.
Lupin miał w swoim życiu wiele kobiet. Seks był tylko rozrywką, której
potrzebował by zaspokoić swoje męskie żądze. Tym razem było coś inaczej. Z tą
właściwą kobietą u boku od której uciekał przez całe życie czuł, że znalazł
bezpieczną przystań. Po raz pierwszy czerpał tak wielką przyjemność zarówno z
dawania jak i brania. I Bóg mu świadkiem że nie pozwoli by zostało mu to
odebrane.
***
Hermiona
starała się przywołać swoje myśli do porządku gdy Draco w końcu oderwał się od
jej ust. To co przeżyła przed chwilą było jak przebudzenie. Miała dziwne
wrażenie, że coś się w niej zmieniło, ale nie umiała powiedzieć na czym
polegała na zmiana. Draco wywołał w niej uczucia, których nie spodziewała się u
siebie znaleźć.
- Jesteś
głodna? – Jego miękki głos wywołał w niej dreszcz emocji. Odważyła się na niego
spojrzeć. Był niezwykle przystojny i nie mogła temu zaprzeczyć. Wcześniej nie
zdawała sobie sprawy jak bardzo wyróżniał się wśród chłopców ze swego
otoczenia. Nie chodziło tu wcale o jego arystokratyczne pochodzenie. Swój
status miał przez swoje pochodzenie. Nie miał wpływu na to kim był. Ta inność
polegała na czymś bardziej wewnętrznym. Mogła mieć związek z jego niezwykłą
przemianą. Nawet nie wiedziała kiedy zniknął ten okrutny arystokrata jakim był
wcześniej. Teraz traktował ją jakby była kimś bardzo ważnym co ją zastanawiało.
Harry z Ronem powiedzieliby pewnie, że mógłby to być jakiś podstęp. Gdzieś w
głębi duszy ostrzegało ją również sumienie. Ignorowała wszystkie swoje
podszepty i obawy. Ciekawość gdzie zaprowadzi ją ta sytuacja była o wiele
silniejsza.
- Tak. –
Powiedziała przysiadając się na kocu. Zastanawiała się kiedy to wszystko przygotował
i skąd wiedział o jej urodzinach. Podejrzewała, że Ginn musiała komuś
powiedzieć a on najzwyczajniej w świecie podsłuchał rozmowę. Uśmiechnęła się na
samą myśl jak bardzo się starał by przygotować to wszystko niezauważalnie. Była
niemal pewna, że wykorzystał do tego domowe skrzaty. Była zaskoczona gdy podał
jej kieliszek z mugolskim domowym winem.
- Zgredek
powiedział, że powinno Ci smakować. – Odpowiedział na jej nieme pytanie.
Zgredek był pierwszym wolnym skrzatem. Wcześniej pracował dla rodziny Malfoyów,
ale chciał uratować Harrego przed spiskiem Lucjusza. Ostatecznie Harry uwolnił
Skrzata wręczając mu część ubrania w czym była jego własna skarpetka. Od tamtej
pory Hermiona walczyła o wolność dla domowych Skrzatów, którym należało się
właściwe traktowanie. Obserwowała jak sam również sobie nalał.
- Powinieneś
być ostrożniejszy z piciem. – Powiedziała z uśmiechem widząc jak prawie jednym
haustem wypił prawie cały kieliszek. – Nie wygląda na mocne ale ma się sporego
kaca.
- Nigdy nie
miałem kaca. – Powiedział hardo co nie do końca było zgodne z prawdą.
Przypomniał sobie, że zdarzało się mu mieć parokrotnie ten zdradziecki stan jak
z Blaisem próbowali mugolski trunek. Wiedział, że nikomu nie mógłby powiedzieć
o tym. Ojciec zapewne dostałby apopleksji. Gdy już byli najedzeni a większość
potraw zniknęła z piknikowego kosza leżeli wygodnie na kocu spoglądając w
niebo. Było im wyjątkowo ciepło i przyjemnie. Żadne z nich nie spieszyło się z
powrotem do zamku. Hermiona starała się skupić na swoich własnych myślach, ale
obecność Dracona mocno ją rozpraszała.
- Czemu taki
jesteś? – Wyrwało jej się nagle zanim pomyślała. Chciała jednak wiedzieć co
sprawiło, że on się tak bardzo zmienił. Chciała wiedzieć czy owa zmiana nie
jest jakąś podłą grą z jego strony. Czuła, że nadeszła idealna okazja na taką
poważną rozmowę chociaż nie chciała psuć wspólnie wytworzonej przez nich
chwili.
- Jaki? –
Spytał unosząc się nieco na łokciu i spojrzał wprost na nią. Wiedział, że w
końcu go o to zapyta, ale nie był na to gotowy. Nie wystudiował sobie
odpowiedniego kłamstwa a prawdy przecież jej nie powie.
- To jak się
zachowujesz względem mnie. – Powiedziała starając się odpowiednio dobrać słowa.
Nie chciała za nic w świecie go urazić. Była po prostu ciekawa. – Jesteś inny
niż wcześniej. Jakbyś dopiero zauważył we mnie człowieka.
- To wcale
nie tak. – Uśmiechnął się lekko chcąc dodać wiarygodności swoim słowom. – Całe
życie chowano mnie w nienawiści od mugoli. Wmawiano mi, że urodziłem się w
rodzinie Czarodziei i jestem lepszy od was. Rosłem w tym przekonaniu przez całe
życie. – Skrzywił się nieco jakby to co mówił sprawiało mu wstyd. – Ty przez te
dwa dni otworzyłaś mi oczy. Sprawiłaś że się przebudziłem. Nigdy wcześniej tak
nie miałem. Dlatego staram się wynagrodzić Ci te wszystkie lata cierpienia i
upokorzenia z mojej strony. – Był zaskoczony, że jego słowa brzmią tak szczerze
jak nigdy wcześniej. I Hermiona również to czuła. Miała wrażenie, że to jej
najpiękniejsze urodziny w życiu a pech jaki prześladował ją od zawsze został
pogrzebany żywcem.
***
FINAŁ
ROZDZIAŁU ZASKOCZYŁ MNIE MOCNO. KURCZĘ WSZYSTKO MIAŁO WYPAŚĆ NIECO INACZEJ, ALE
CIESZĘ SIĘ, ŻE WRESZCIE UDAŁO MI SIĘ ZBLIŻYĆ DO SIEBIE REMUSA I TONKS. PODOBNIE
WYSZŁO MI W PRZYPADKU HERMIONY I DRACO. JESTEM PEWNA ŻE W PRZYPADKU TEJ
HISTORII NIE RAZ WAS ZASKOCZĘ. WIĘKSZOŚĆ OSÓB PYTA SIĘ O DUNCANA VERTONA.
BĘDZIE MIAŁ ON SWÓJ SPECJALNY UDZIAŁ W CAŁOŚCI OPOWIADANIA I POWSTAŁ NIE BEZ
POWODU O CZYM PRZEKONACIE SIĘ WKRÓTCE NA CO ZAPRASZAM WAS SERDECZNIE. MAM
NADZIEJE ŻE NIE ODSTRASZAM WAS MIEJSCAMI BRUTALNOŚCIĄ HISTORII. NIE BEZ POWODU
BLOG ZNAJDUJE SIĘ W DZIALE „DLA DOROSŁYCH” JEŚLI SPODZIEWALIŚCIE SIĘ DELIKATNEJ
HISTORYJKI TUTAJ JEJ NIE ZNAJDZIECIE. ZAPEWNIAM WAS ŻE TA BĘDZIE INNA NIŻ
WSZYSTKIE.
rosmaneczka
Taaaak...mnie też finał zaskoczył :D Ale dzięki temu niezmiernie podobał mi się rozdział, mimo, że to blog o Dramione, to jest tutaj kilka innych wątków, nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.
OdpowiedzUsuń