„Małe rączki potrafią
ulepić kwiatek z plasteliny
Narysują słońce roześmiane
Zbudują domek z klocków
Małe rączki potrafią napisać mama,
i przynoszą mi jabłko czerwone
ocierają łzy i splatają się tuż nad szyją.
W małych rączkach mieści się cała miłość”
ulepić kwiatek z plasteliny
Narysują słońce roześmiane
Zbudują domek z klocków
Małe rączki potrafią napisać mama,
i przynoszą mi jabłko czerwone
ocierają łzy i splatają się tuż nad szyją.
W małych rączkach mieści się cała miłość”
Kroniki Proroka Codziennego numer 16:
No
i w końcu nadszedł ten moment. Zastanawiałam się kto właściwie powinien
urodzić pierwszy Hermiona czy Tonks. Ostatecznie postawiłam jednak na
Hermionę gdyż to ona pierwsza
zaszła w ciąże. Postanowiłam nieco przyspieszyć ten wątek. Wszystko ma
jednak swój określony cel a sama Hermiona nie może być wiecznie w ciąży
nie sądzicie? Mam jednak nadzieje, że mój pomysł wam się spodoba. Długo
myślałam nad imieniem dla mojej bohaterki. Ostatecznie bardzo dużo
będzie o niej w trzeciej części. No ale nie zdradzając wam więcej
szczegółów zapraszam na czytanie kolejnego rozdziału.
Życzenia:
Z
okazji zbliżających się świąt wielkanocnych życzę wszystkim czytelnikom
i autorom wszystkiego najlepszego, smacznego jajka, bardzo mokrego
dyngusa i tego, co najważniejsze weny i jeszcze raz weny!!
***
(kilka miesięcy później)
Hermiona
ociężale zwlokła się z łóżka. Minęły trzy długie miesiące, od kiedy
zawitała do tego mrocznego miejsca w Szkocji. Powoli zaczynała
przyzwyczajać się do nowego życia i nie czuła zbyt wielkiego lęku jak
wcześniej. Sam Ian Cameron okazał się dość przyjemnym towarzyszem. Nie
był natarczywy ani zbyt brutalny. Czasami nawet ją rozpieszczał
wręczając najróżniejsze prezenty, przez, które czuła się tylko
zakłopotana. Od Draco nigdy nic nie dostała a spędzili ze sobą dość dużo
czasu. Mimo wszystko tęskniła za nim każdą cząstką swojej duszy. Gdy
była w Malfoy Manor jakoś to znosiła, bo był przy niej. Teraz nagle go
zabrakło i nie umiała się odnaleźć. Najgorszy stosunek miał do niej syn
Iana Alec. Wyraźnie pokazywał jej swoją niechęć. Nie umiała go do siebie
przekonać, chociaż naprawdę próbowała. W końcu tego oczekiwał od niej
Ian. Niestety nie umiała a naprawdę próbowała. Młody Alec był wobec niej
bardzo bezczelny i przykry.
-
Nie umiem go do siebie przekonać Becky. – Szepnęła do nowej pokojówki,
która pojawiła się w majątku miesiąc temu. Ian specjalnie sprowadził ją
dla niej, ale nigdy nie powiedział skąd. Becky była ładną rudowłosą
dziewczyną o trzy lata starszą od Hermiony. Miała się również opiekować
dzieckiem, gdy będzie taka potrzeba. Hermiona nie umiała ukryć
wdzięczności za wszystko, co robił dla niej ten mężczyzna. Mimo wszystko
nadal trzymała go na dystans. Nie umiała mu się oddać. Nie ukrywała
jednak, że myślała o tym ciągle. Ian dotrzymywał słowa i nie dotykał
jej. Czasami tylko pozwalał sobie na delikatne pocałunki, które wcale
nie były dla niej wstrętne.
-
Chciałbym żebyś gdzieś ze mną pojechała. – Z zaskoczenia wyrwał ją głos
młodego Aleca. Jeszcze nigdy nie słyszała u niego proszącego tonu.
Spojrzała na chłopca niepewnie. Czyżby dawał im jakąś nadzieje? – Mój
tato nie może, ale powiedział bym poprosił Ciebie. Nie chce mnie puścić
samego ze strażnikami.
-
Jeśli naprawdę chcesz żebym Ci towarzyszyła. – Uśmiechnęła się do
chłopca, który skinął jej głową. Ostrożnie podniosła się uważając na
swój brzuch. W czasie ostatnich trzech miesięcy bardzo przytyła i nie
czuła się tak zgrabna jak kiedyś. Miała nadzieje, że uda jej się
powrócić do dawnej figury. W sumie nawet cieszyła się, że Draco nie
widział jej w takim stanie. Nie miała pojęcia jakby zareagował na jej
widok gdyby ją zobaczył. Nałożyła na siebie cieplejszy płaszcz. Pogoda
gwałtownie się zmieniła. Powoli zbliżały się święta Bożego Narodzenia.
Nie mogła uwierzyć, że tak wiele czasu tu spędzała. Powoli przyzwyczaiła
się do tego miejsca a nawet o ironio zdążyła uznać je za swój dom. Nie
sądziła nigdy, że będzie to możliwe. Do Endyburga zajechali powozem. O
tej porze roku drogi nie były zbyt przejezdne. Śnieg nieco utrudniał im
podróż, ale konie dość dobrze sobie radziły. W pewnym momencie powozem
szarpnęło gwałtownie i zatrzymali się. Z oddali słychać było odgłosy
wystrzałów. Mały Alec z przerażeniem przylgnął do dziewczyny. Objęła go
ramionami żałując, że nie ma przy sobie różdżki, którą mogłaby go
chronić. Drzwi do powozu otworzyły się. Hermiona spostrzegła dwóch
mężczyzn z maskami na twarzach. Wzdrygnęła się starając ukryć swój
strach.
-
Zachowajcie spokój. – Odparł jeden z mężczyzn mierząc do nich z broni.
Hermiona nie kryła swojego strachu. Widziała jak wiele krzywdy może
wyrządzić ludzka broń. Sama została z niej postrzelona przez Duncana
ratując życie Draco. Spojrzała odważnie w oczy swojego oprawcy.
Posłusznie wyszła z powozu. Nie bała się o siebie, lecz o wystraszone
dziecko tulące się do niego. Modliła się w duchu by było to jakieś
nieporozumienie, które wkrótce się skończy. Nie miała pojęcia, że los
szykował dla niej kolejny koszmar.
***
To
było wyjątkowo mroźne popołudnie. Owinięty ciepłym futrem przemierzał
ulice Londynu. Po drodze spotkał nie wiele osób i nie dziwił się wcale.
Mróz niespodziewanie zaskoczył wszystkich, że nikomu nie chciało się
ryzykować wyjściem na zewnątrz. On sam nie miał wyjścia. Jego majątek
powoli ulegał upadkowi. Coraz więcej wierzycieli dobijało się do jego
drzwi. Obawiał się przyznać do tego żonie. Bellatriks na pewno, by tego
nie zrozumiała. I bez tego uważała go za największego nieudacznika w
dziejach ludzkości. Nie chciał dawać jej kolejnych powodów swoich
porażek. Teraz właśnie odwiedzał jednego z pracowników lombardu.
Potrzebował pilnej gotówki pod zastaw. Na szczęście miał jeszcze, co
sprzedawać. Nie zawiódł się. Transakcja okazała się wyjątkowo udana,
chociaż i tak otrzymał mniej niż oczekiwał. Na szczęście wystarczy na
spłacenie najbardziej udręczonego długu. Właśnie kierował się w stronę
czekającego na niego samochodu. Nienawidził tych mugolskich wynalazków.
Nie zauważył, kiedy został sam w ponurym zaułku. Zbyt późno spostrzegł
swoją omyłkę. Już chciał się wycofać, kiedy drogę zagrodził mu dziwny
mężczyzna w płaszczu.
-
Zejdź mi z drogi. – Warknął mocno poirytowany. Miał zbyt mało czasu i
nie chciał tracić go na przepychanki z jakimś ulicznikiem. Sięgnął po
różdżkę, którą trzymał w kieszeni i nie przejmując się niczym wycelował w
mężczyznę. Nie miał zamiaru bawić się w subtelności. Ten jedynie
roześmiał się gardłowo wcale niewystraszony.
-
Taki jesteś bojowy Leastrange? – Wycharczał gardłowo. Rufus cofnął się
odruchowo kilka kroków. Na jego twarzy odmalowało się przerażenie, gdy
tajemniczy mężczyzna zsunął z siebie kaptur. Rozpoznał go bez trudu,
chociaż minęło tyle lat. Do tej pory w to nie wierzył. Myślał, że to
głupie bajki opowiadanie przez głupców. Teraz miał przed sobą niezbity
dowód. Przeszłość powróciła by się na nim mścić.
-
To niemożliwe… - Wyszeptał cofając się w tył. Zdawał sobie sprawę, że
nie wyjdzie z tego zaułka żywy. Nic mu nie pomoże. Jednak on nie mógł
tak skończyć. Nazywał się Rufus Leastrange. Jeden z najwierniejszych
oddanych Czarnemu Panu. Nie mógł tak skończyć. – Ty jesteś Cieniem. To
Ty mordujesz Śmieciożerców.
-
Tak. – Mężczyzna przytaknął bez skrupułów. Już od dawna nie czuł żadnej
litości. Został jej pozbawiony dawno temu. Teraz liczyła się tylko
zemsta, którą właśnie wykonywał. Zwano go Cieniem i nie bez powodu. –
Nie spodziewałeś się prawda? – Jego głos ociekał tłumioną przez lata
pogardą. Teraz wreszcie odnalazł cel. Przeżył, bo okrutny los pozbawił
go możliwości śmierci.
-
Chodzi Ci o tę Twoją szlamowatą wiedźmę? – Do Rufusa powoli docierało,
że był zgubiony. – Daj spokój to była przeszłość. Nikogo nie powinna
obchodzić.
-
Mnie obchodzi. – Wycedził Cień z gotową różdżką w ręku. Zemsta była
celem. Nie było już od tego odwrotu. To był jedyny cel, jaki obecnie
posiadał w życiu. A potem, jeśli Bóg da połączy się z ukochaną na
zawsze. – Ava Kedavra… - Ciche zaklęcie popłynęło z jego ust. Rufus nie
miał szans by się wycofać. Zielone światło uderzyło w mężczyznę
powalając go na ziemię. Cień uśmiechnął się skreślając nazwisko Rufusa
Leastrange z listy, jaką posiadał. Na miejscu zbrodni pozostawił
czerwoną różę. Jego własny znak. Po raz ostatni spojrzał na martwe ciało
mężczyzny i zniknął w ciemnościach. Nazywano go Cieniem. A jego celem
była zemsta.
***
Na
twarzy młodej Gryfonki pojawił się grymas przerażenia. Wszystko
wydarzyło się tak szybko. Kątem oka spostrzegła ciało ich stragneta.
Mężczyzna był martwy. Wzdrygnęła się na ten widok. W ręku ich oprawcy
widniał zakrwawiony miecz. Młody Alec mocniej wtulił się w nią. Ona sama
również się bała a jej żołądek buntował się przeciw takimi widokami.
-
Nie stanie się wam nic złego. – Mężczyzna przemawiał do nich wyjątkowo
łagodnie, ale widać było wyraźnie, że oczekuje posłuszeństwa. Wolała nie
myśleć, co by zrobił gdyby się mu sprzeciwiła. Postanowiła zachowywać
się rozsądnie. Ostatecznie nie miała wyjścia, jeśli chciała zachować ich
przy życiu. – Chcemy tylko uwolnić kilka osób z kopalni hrabiego. –
Spojrzała pytająco na mężczyznę. Nie miała pojęcia, o czym do niej
mówił.
-
Jaką kopalnię? – Spytała bardzo cicho. Zimny wzrok mężczyzny sprawił,
że znów się wzdrygnęła. Tym razem z przerażenia. Nie wiedziała, czego
może się po nich spodziewać. Wolała być przygotowana na wszystko i
poznać jak najlepiej sytuacje, w jakiej się znalazła. – O czym pan mówi?
-
W tej kopalni pracują Ci, którzy ośmielają się sprzeciwić jego
lordowskiej mości. – Odparł z pogardą w oczach mężczyzna. – To ciężka i
niebezpieczna praca. Większość z nich nigdy stamtąd nie wychodzi. Mój
dziesięcioletni synek tam trafił za kradzież kawałka chleba. Mam zamiar
go odzyskać i odzyskam, jeśli hrabia spostrzeże, że jego kochany syn i
hmm… - Surowym spojrzeniem zmierzył jej wystający brzuszek. – Kobieta
znajdą się w niebezpieczeństwie. Nie chce nikogo skrzywdzić, ale jeśli
nie będę miał wyjścia zrobię to. – Wiedziała, że mówił prawdę. Każdy
rodzic był gotów wiele zaryzykować dla ukochanego dziecka. Posłusznie
poddała się, kiedy wiązano jej ręce na plecach i przepaskę na oczach.
Starała się iść pewnie za nimi, ale co chwila się potykała. Ją i Aleca
ponownie wsadzono do karety. Przy martwym woźnicy pozostawiono list z
żądaniami okupu. Przez cały czas starała się opanować skurcze brzucha.
Wyczuwała, że jej dziecko denerwowało się tak jak ona. Powóz zatrzymał
się po pół godzinie ostrej jazdy. Opaski zdjęto im dopiero jak
umieszczono ich w małej ciasnej chacie, gdzie nie dobiegał żaden promień
słońca. Nie było szans na ucieczkę.
-
Mój tata nas znajdzie. – Zapewnił ją dzielnie Alec, gdy już zostali
sami. Pragnęła w to wierzyć równie mocno jak on. Skurcze brzucha znów
się nasiliły. Jęknęła i przycisnęła dłonie do niego. Alec przysiadł się
obok niej. Była wdzięczna ciesząc się za jego bliskość. Wszystko
wskazywało na to, że ta przygoda miała również pozytywne skutki.
-
Na pewno. – Przytaknęła mu nie chcąc pozbawiać chłopca nadziei. –
Opowiedz mi o swojej mamie. Pamiętasz ją? – Chłopiec spojrzał na nią
nieco speszonym wzrokiem.
-
Zmarła tuż przy moim urodzeniu. – Wyznał cicho nie patrząc na nią.
Zawsze czuł się dziwnie opowiadając o zmarłej matce. Czuł się również
winny za jej śmierć, ale nigdy tego nie przyznał. Wystarczyło mu
zachowanie ojca za każdym razem, gdy na niego patrzył. Przy ojcu czuł
się tak jakby go nienawidził a jednak za wszelką cenę starał się mu
zaimponować. Zanim współczująca chłopcu Hermiona już miała odpowiedzieć,
gdy drzwi do jej celi otworzyły się. Oboje gwałtownie przysunęli się do
siebie jakby to miało w jakiś sposób ich uchronić. W drzwiach pojawił
się ich porywacz.
***
Draco
obudził się gwałtownie wyrywając się z mrocznego koszmaru. To już drugi
miesiąc jak przychodził do niego ten sen. Śniła mu się brązowowłosa
Gryfonka błagając go o powrót do niej. Ta dziewczyna nieodłącznie
kojarzyła mu się tylko z jedną osobą. Hermioną Granger, która
nieoczekiwanie stała się cierniem u jego boku. Nie potrafił o niej
zapomnieć a minęło tyle miesięcy, od kiedy wyjechała z Ianem Cameronem.
Tuż przed wyjazdem powiedziała mu o klątwie, którą na niego rzucili. O
tym, że bardzo ją kochał, ale o tym zapomniał. Nie umiał powiedzieć czy
to była prawda. Na pewno myślał o niej każdego dnia i nie potrafił
przestać.
-
Mógłbyś, chociaż udawać, że jesteś moim mężem. – Z zamyślenia wyrwał go
ostry głos Pansy Malfoy. Stanęła w drzwiach ubrana tylko w lianą
koszulkę. Byli małżeństwem, ale mieli oddzielne sypialnie. Od dnia ślubu
i niezbyt udanej nocy poślubnej nie przyszedł do niej ani razu. Sama
Pansy wzgardzała się przed jego dotykiem. Nie dziwił się wcale. Był
pewien, że żałowała tego ślubu tak samo jak i on.
-
Nic innego nie robię. – Mruknął poirytowany, że obecność żony zepsuła
mu kolejny nudny poranek. Nie było dnia żeby nie żałował tego
przeklętego ślubu. Zastanawiał się, czemu się w ogóle zgodził na niego.
Nie kochał kobiety, która była jego żoną. Ona również go nie kochała.
Jego myśli wciąż krążyły ku Hermionie. Zawładnęła nim całkiem. Żałował,
że nie mógł powstrzymać jej wyjazdu. Czuł, że popadał w jakąś obsesje na
jej punkcie.
-
Żałuje, że to zrobiłam… - Odezwała się cichym głosem Malfoy podchodząc
do niego. Jej oczy wyrażały smutek i żal, co nie do końca do niej
pasowało. Skrzywił się na ten widok. To zupełnie nie pasowało widok. To
zupełnie nie pasowało do tej ironicznej kobiety. Spojrzał na nią
pytająco. – Byłam przekonana, że należysz do mnie. – Przysiadła obok
niego na łóżku, ale w bezpiecznej odległości. Zupełnie jakby obawiała
się go.
-
Co zrobiłaś? – Spytał z lekkim wahaniem. Poczuł jak jego serce zabiło
mocniej. W pewnym sensie chyba nie chciał znać odpowiedzi. Pansy wzięła
głęboki oddech.
-
Rzuciłam zaklęcie z Duncanem. – Wyjaśniła drżącym głosem. Odważyła się
na niego spojrzeć. Wreszcie nadszedł moment prawdy. Już dawno powinna to
zrobić. Zanim Hermiona Granger wyjechała. Nie zdawała sobie sprawę, że
jej cień będzie ją prześladować. Zupełnie tak jak ją prześladował cień
Duncana. – Sprawiliśmy, że Twoja pamięć została wyczyszczona. Nie do
końca. Chodziło głównie o to byś zapomniał o swoich uczuciach do
Granger. Byś przestał ją tak bardzo kochać. – Draco z niedowierzaniem
słuchał jej słów. Przed swoim wyjazdem Hermiona powiedziała mu to samo.
Chciała by uwierzył. Teraz rozumiał skąd brało się to przyciąganie.
Pragnął jej każdą cząstką swojej duszy, chociaż tego nie pamiętał.
Powoli wszystkie jego uczucia zaczynały układać się w logiczną całość.
Targnął nim wściekły gniew.
-
Jak mogłaś mi to zrobić! – Wrzasnął zrywając się z miejsca. Bez
zastanowienia uderzył ją w twarz. Jęknęła łapiąc się za policzek, ale
nie protestowała. Zasłużyła sobie na to. Podniosła się chwiejnie i
spuściła smętnie głowę. Draco wściekły wyszedł z pokoju trzaskając
drzwiami. Miała wrażenie, że bezpowrotnie zniszczyła swoje małżeństwo,
które nigdy nie miało być idealne.
-
Kłopoty w raju? – Drgnęła rozpoznając znajomy drwiący głos. Odruchowo
cofnęła się kilka kroków. Żałowała, że nie ma przy sobie różdżki. Z
cienia wyłoniła się postać Duncana Vertona. Poczuła się tak jakby czas
zatrzymał się w miejscu. Znalazła się w pułapce własnej rzeczywistości.
***
Wchwili,
gdy porywacz przekroczył próg ich małej celi Hermionę przeszył ostry
ból w dole brzucha. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje właśnie teraz.
Jej dziecko bardzo spieszyło się na świat. Jęknęła żałośnie starając się
powstrzymać ból. We twarzy mężczyzny nie widziała cienia współczucia.
Zdawała sobie sprawę, że jeśli mu nie ulegnie zaciągnie ją tam siłą.
Ostrożnie podniosła się z łóżka. Świat zakręcił się jej w głowie. Z
trudem podtrzymała się, by nie upaść. To nie było możliwe. Do porodu
pozostał jej jeszcze miesiąc. Położyła rękę na brzuchu. Mogła się tylko
modlić, by nie nadszedł jeszcze czas. Nie chciała rodzić w tych
warunkach.
-
Ruszaj się! – Rozkazał porywacz popychając ją do przodu. Nie znosił
sprzeciwu a ona to rozumiała. Nie chciała dać mu pretekstu do
skrzywdzenia jej lub dziecka, które w sobie nosiła. Posłusznie szła
naprzód nie bardzo wiedząc, dokąd idzie. Mężczyzna zawiązał jej opaskę
na oczach. Kilka razy się potknęła, ale podtrzymywał ją silnym
ramieniem.
-
Tak jak mówiliśmy jest cała i zdrowa. – Usłyszała głos drugiego z
mężczyzn. Niezbyt delikatnie wepchnięto ją do środka cuchnącego
pomieszczenia. Poczuła mdłości. – Mamy jeszcze Twojego syna. Wymiana
będzie uczciwa.
-
Popełniacie błąd. – Groźny głos Iana rozległ się w pomieszczeniu.
Odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko przybył, by ją uratować. Poczuła
wdzięczność, jakiej nie umiała określić. Żałowała, że nic nie widziała
przez tą przeklętą opaskę. – Jest strasznie blada. Co jej zrobiliście?
-
Nic. – Porywacz nie brzmiał już tak pewnie. Chyba docierało do niego,
że porwanie dziewczyny i chłopca było błędem. – Przysięgam na Boga, że
nic. Tylko ich tu sprowadziliśmy. – Ian roześmiał się ponurym śmiechem.
Nawet Hermiona zadrżała.
-
Popełniliście o jeden błąd za dużo. – Wycedził i rzucił zaklęcie. Nawet
przez opaskę widziała błysk zielonego światła. Próbowała krzyknąć, by
przerwać to mordercze zaklęcie, ale nie była wstanie wydobyć z siebie
głosu. Nie zareagowała nawet, kiedy uwalniał ją z więzów. Bała się
otworzyć oczy i zobaczyć martwe ciała porywaczy.
-
Dlaczego ich zabiłeś? – Spytała łamiącym się głosem. Nienawidziła
przemocy a postać Iana się z tym wiązała. Cały czas pokazywał jej jak
bardzo jest niebezpieczny. Zupełnie jakby chciał by się go bała. I bała
się go. W tym momencie była przerażona. W dodatku kurczę brzucha nie
chciały ustąpić.
-
Sięgnęli po moją własność. – Odparł miękko. Wzdrygnęła się, kiedy
delikatnie dotknął jej twarzy. Nie chciała by ją dotykał. Pragnęła uciec
od niego jak najdalej.
-
O Boże… - Wyszeptała w przypływie paniki łapiąc się za brzuch. Poczuła
jak odeszły jej wody tworząc pod nią mokrą plamę. – Ianie ja rodzę… Nie
pozwól, by coś się stało memu dziecku. Tylko to mi zostało… - Ian
osłupiały wpatrywał się w młodą brunetkę. Nie mógł uwierzyć w to, co się
działo. Wydawało mu się, że został jeszcze miesiąc do porodu. Tymczasem
utknęli w ponurej chacie z dwoma trupami. Nie mógł jej tak zostawić.
Nie wybaczyłaby mu gdyby nie ratował jej dziecka. Ostrożnie podniósł ją i
ułożył ją na łóżku. Akurat w tym momencie wszedł Alec z jego
przyjacielem Dorianem.
-
Sprzątnij ciała i zabierz stąd chłopca. – Rozkazał stanowczym głosem.
Dorian nie protestował. Alec również. Pozostał sam w towarzystwie
kobiety, która wydawała na świat swoje dziecko. I miał zamiar w tym jej
pomóc.
***
-Duncan?
– Wyszeptała cicho Pansy wpatrując się w dawnego ukochanego. Wyglądał
dość mizernie, od kiedy widziała go po raz ostatni. – To szaleństwo. Nie
powinno Cię tu być. Próbowałeś zabić Draco. Nie wybaczą Ci tego zbyt
łatwo.
-
Ciekawe czyja to wina. – Zagrzmiał wściekle. Nie cofnęła się przed nim.
Na jej policzku widniał ślad po uderzeniu Dracona. Zadrżała, gdy
pieszczotliwie dotknął jej w tym miejscu. Nie miała pojęcia, czego może
się po nim spodziewać. Ostatnim razem poprzysiągł jej zemstę. –
Powiedziałaś mu prawdę. Dlaczego? – Nie ukrywał, że zaintrygowała go w
tym momencie. Nie spodziewał się, że Pansy kiedykolwiek się na to
zdecyduje. Miała obsesje na punkcie Malfoya odkąd pamiętał. Skrzywił się
na samo wspomnienie przyrodniego brata, przez którego zmarnował swoją
szansę na lepsze życie. Dzisiaj był zbiegiem, bo dobrze wiedział, że nie
zazna nigdy spokoju. Nie chciał być jednak samotnym zbiegiem. Dlatego
wrócił.
-
Bo miałeś racje. – Wyszeptała cicho nie patrząc mu w oczy. Wstydziła
się. Wszystkiego, co zrobiła wcześniej. Po raz pierwszy w życiu Pansy
żałowała czegoś. Duncan nie krył swojego zdumienia. To była dla niego
niespodzianka. Miał dziwne wrażenie, że coś się zmieniło. Czyżby jej
małżeństwo nie było takie jak sobie wymarzyła? Podejrzewał, że tak. Zbyt
dobrze znał Pansy. – Poświęciłam samą siebie dla dobra innych.
Zrezygnowałam z Ciebie by nakarmić własne ambicje. W dodatku zniszczyłam
czyjąś miłość. Draco nigdy mi tego nie wybaczy. – Wyrzuciła z siebie
przez łzy. Po raz pierwszy w życiu uginała się przed kimś. Nie pewnie
spoglądała na Duncana nie wiedząc jak zareaguje po tym wyzwaniu. Tak
bardzo pragnęła go objąć i przytulić. Nie zdecydowała się na żaden
odruch. Wiedziała, że on również ma prawo ją nienawidzić. Zdradziła go.
Przez nią wylądował w lochu, gdy mógł uciec. Czuła się zupełnie tak
jakby zmarnowała własną szanse na szczęście. Nie było dnia żeby nie
żałowała swojej decyzji.
-
Stworzyłaś sobie własne piekło panno Malfoy. – Z sarkazmem wypowiedział
jej nazwisko. Poczuła się tak jakby ją uderzył. On sam nie wiedział, co
myśleć w tej chwili. Pojawił się z zamiarem upokorzenia Ślizgonki.
Chciał zadać jej taki sam ból jak ona jemu. Tymczasem jej wyzwanie
sprawiło, że nie był wstanie. Pansy zawsze budziła w nim uczucia, o
których wolał zapomnieć. Westchnął spoglądając na nią z poirytowaniem.
Zaczynał żałować, że w ogóle tu przybył. Oboje drgnęli, gdy drzwi
otworzyły się i pojawił się w nich Draco. Nie krył zaskoczenia na widok
przyrodniego brata.
-
Co tu robisz? – Warknął gniewnie wyciągając różdżkę. W jego głowie
nadal huczało niespodziewane wyzwanie Pansy. W tym momencie wiele by
dał, by odzyskać utracone uczucia. Niestety tego zaklęcia nic nie mogło
cofnąć a on nie umiał żyć z Pansy pod jednym dachem. – Zabieraj ją. –
Rzucił niespodziewanie. Oboje spojrzeli na niego z zaskoczeniem jakby
nie dowierzając własnym oczom.
-
Dobrze się czujesz Draco? – Spytał Duncan niepewnie. Pansy nie śmiała
podnieść swojego wzroku. Nie wierzyła w to, co robił chłopak. Naprawdę
chciał by odeszła z Duncanem czy to tylko podły żart z jego strony?
- Mówię poważnie. – Odparł szczerze. – Daje wam piętnaście minut zanim zmienię zdanie. –
-
Chcesz ze mną iść? – Spytał Duncan kierując swoje słowa do Pansy.
Oszołomiona Ślizgonka przez chwilę spoglądała na Draco, po czym lekko
skinęła głową. Nie zamierzała rezygnować z odzyskanej szansy. Duncan
chwycił ją za rękę. Wspólnie uciekli korytarzem z Malfoy Manor. Po raz
pierwszy w życiu Pansy czuła, że jej życie nie jest stracone.
***
Trzymał
w ręku prawdziwy cud. Nie mógł w to uwierzyć, że jeszcze pół godziny
temu walczył o życie tej malutkiej istotki. Hermiona była bardzo
dzielna, chociaż przedwczesny poród nie należał do łatwych. Widział
wyraźnie jak bardzo ją bolało i żałował, że nie mógł zabrać jej tego
cierpienia. Jego pierwsza żona Amanda umarła przy narodzinach Aleca.
Jego nie było przy niej i nigdy się z tym nie pogodził. Naprawdę kochał
swoją żonę i obawiał się o Hermionę, gdy przechodziła swój kryzys.
Jednak ona była młoda, zdrowa i wyjątkowo silna. Ostrożnie podał jej
kwilące niemowlę. Ta kruszynka była wyjątkowo śliczna. Piękny uśmiech
odziedziczyła po matce. Jedynie stalowe oczy należały do jej ojca,
którego nigdy nie pozna.
-
Aleksandra Narcyza Granger. – Wyszeptała z czułością dotykając
córeczki. Nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim, co przeszła udało jej
się urodzić tak wspaniały skarb. Kilka razy była bliska śmierci, a
teraz jej się udało. Naprawdę udało. Posiadała jakąś cząstkę ukochanego
chłopca. Dziecko zrodzone z prawdziwej miłości. Dała jej imię matki
Dracona chcąc trochę przekazać jej prawdziwego dziedzictwa. Kiedy tylko
będzie mogła opowie jej o ojcu. Niech Aleksandra sama zdecyduje czy
będzie chciała go poznać. Modliła się w duchu, by w przyszłości Draco
zaakceptował je córkę. Nawet, jeśli będzie miał inne dzieci ze swojego
małżeństwa z Pansy. Skrzywiła się na samą myśl o tym i niepewnie
spojrzała na Iana. Teraz, kiedy urodziła dziecko na pewno będzie chciał
respektować swoje prawo do niej. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Co
prawda jego dotyk nie budził w niej wstrętu, ale wcześniej należała
tylko do Dracona. Nie wyobrażała sobie oddać się innemu mężczyźnie.
-
Wracajmy do domu. – Odparł przestając przyglądać się jej tak
przenikliwym spojrzeniem. Przytaknęła nie odwracając wzroku od swojej
córeczki. Po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę szczęśliwa. Nie
mogła pozwolić, by narodziny jej dziecka przyćmiły jakieś cienie.
Musiało minąć kilka dni zanim ostatecznie do siebie doszła. Córeczka
stała się dla niej całym światem. Nie wyobrażała już sobie życia bez
tego wspaniałego maleństwa. Z każdym dniem widziała wyraziste
podobieństwo córki do ukochanego mężczyzny. Nie ukrywała, że bolał jej
ten widok, ale starała się o tym nie myśleć. Draco był jej przeszłością a
córka przyszłością. I tego musiała się trzymać. W dodatku nieco
zmieniły się jej stosunki z małym Aleciem. Chłopiec przyzwyczaił się w
końcu do jej obecności w jego życiu, co było najważniejsze. Teraz
pozostało przygotować się na to, co będzie nieuchronne. Przez najbliższy
tydzień Ian okazał się prawdziwym dżentelmenem. Niezwykle dbał o
najdrobniejszy drobiazg, który sprawiłby uśmiech na jej twarzy. Jedyne,
na co sobie pozwalał to delikatne pocałunki i pieszczoty, które
sprawiały jej przyjemność. Powoli przyzwyczajała się do jego bliskości.
Mimo wszystko otaczała ją aura niepokoju, którego nie była wstanie
ukryć.
-
Dzisiaj wieczorem przyjdę do Ciebie Hermiono. – Oznajmił jej pewnego
dnia przy śniadaniu swoim jak zwykle władczym tonem. Zadrżała przed nim i
spuściła swój wzrok nie odzywając się. Była pogodzona z losem.
Wiedziała, że prędzej czy później to nastąpi. Przez cały dzień snuła się
po zamku starając się znaleźć dla siebie jakieś zajęcie. Nie mogła
skupić się na niczym innym. Z zamyślenia wyrwały ją odgłosy szarpaniny
na dole z drugiej strony korytarza. Mimo, że Ian wyraźnie zakazał jej
wchodzenia do lewej strony zamku nie mogła ukryć swojej ciekawości.
Niezauważalna przez strażników przeniknęła przez ciemny korytarz. To, co
zobaczyła przeraziło ją. Nie spodziewała się takiego okrucieństwa ze
strony Iana Camerona. Najgorsze było to, że rozpoznała dwóch
torturowanych przez niego chłopców. To byli jej przyjaciele. Miała
dziwne wrażenie, że ziemia osuwa się spod jej stóp. Straciła przytomność
popadając w otchłań.
***
Na zakończenie:
Muszę
przyznać, że podoba mi się ten rozdział jednak należy się wam kilka
wyjaśnień z mojej strony. Szczególnie, gdy jedna z czytelniczek Kinga
(dziękuje kochana) zwróciła uwagę na kilka zmian. Otóż postanowiłam
zmienić wiek Aleca, gdyż odegra on bardzo ważną rolę w trzeciej części
tego opowiadania i wydawał mi się nieco za stary. Następnie chodzi o
bonus. Nieco w nim pozmieniałam, ponieważ w bonusie Hermiona i Draco są
nadal razem. To taka mała zmiana na potrzeby wyjaśnień. Piszcie jak
zauważycie coś jeszcze. Zawsze można naprostować i wyjaśnić. Dziękuje za
wszystkie uwagi i zapraszam do następnego rozdziału już wkrótce!!
Informacyjnie:
Tytuł: „Nieśmiertelna miłość – część 2 „Oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 090
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz