27 lipca 2012

Rozdział IX "Aleksandra Narcyza Granger"

„Małe rączki potrafią
ulepić kwiatek z plasteliny
Narysują słońce roześmiane
Zbudują domek z klocków
Małe rączki potrafią napisać mama,
i przynoszą mi jabłko czerwone
ocierają łzy i splatają się tuż nad szyją.
W małych rączkach mieści się cała miłość”

Kroniki Proroka Codziennego numer 16:
No i w końcu nadszedł ten moment. Zastanawiałam się kto właściwie powinien urodzić pierwszy Hermiona czy Tonks. Ostatecznie postawiłam jednak na Hermionę gdyż  to ona pierwsza zaszła w ciąże. Postanowiłam nieco przyspieszyć ten wątek. Wszystko ma jednak swój określony cel a sama Hermiona nie może być wiecznie w ciąży nie sądzicie? Mam jednak nadzieje, że mój pomysł wam się spodoba. Długo myślałam nad imieniem dla mojej bohaterki. Ostatecznie bardzo dużo będzie o niej w trzeciej części. No ale nie zdradzając wam więcej szczegółów zapraszam na czytanie kolejnego rozdziału.

Życzenia:
Z okazji zbliżających się świąt wielkanocnych życzę wszystkim czytelnikom i autorom wszystkiego najlepszego, smacznego jajka, bardzo mokrego dyngusa i tego, co najważniejsze weny i jeszcze raz weny!!

***
(kilka miesięcy później)

Hermiona ociężale zwlokła się z łóżka. Minęły trzy długie miesiące, od kiedy zawitała do tego mrocznego miejsca w Szkocji. Powoli zaczynała przyzwyczajać się do nowego życia i nie czuła zbyt wielkiego lęku jak wcześniej. Sam Ian Cameron okazał się dość przyjemnym towarzyszem. Nie był natarczywy ani zbyt brutalny. Czasami nawet ją rozpieszczał wręczając najróżniejsze prezenty, przez, które czuła się tylko zakłopotana. Od Draco nigdy nic nie dostała a spędzili ze sobą dość dużo czasu. Mimo wszystko tęskniła za nim każdą cząstką swojej duszy. Gdy była w Malfoy Manor jakoś to znosiła, bo był przy niej. Teraz nagle go zabrakło i nie umiała się odnaleźć. Najgorszy stosunek miał do niej syn Iana Alec. Wyraźnie pokazywał jej swoją niechęć. Nie umiała go do siebie przekonać, chociaż naprawdę próbowała. W końcu tego oczekiwał od niej Ian. Niestety nie umiała a naprawdę próbowała. Młody Alec był wobec niej bardzo bezczelny i przykry.

- Nie umiem go do siebie przekonać Becky. – Szepnęła do nowej pokojówki, która pojawiła się w majątku miesiąc temu. Ian specjalnie sprowadził ją dla niej, ale nigdy nie powiedział skąd. Becky była ładną rudowłosą dziewczyną o trzy lata starszą od Hermiony. Miała się również opiekować dzieckiem, gdy będzie taka potrzeba. Hermiona nie umiała ukryć wdzięczności za wszystko, co robił dla niej ten mężczyzna. Mimo wszystko nadal trzymała go na dystans. Nie umiała mu się oddać. Nie ukrywała jednak, że myślała o tym ciągle. Ian dotrzymywał słowa i nie dotykał jej. Czasami tylko pozwalał sobie na delikatne pocałunki, które wcale nie były dla niej wstrętne.

- Chciałbym żebyś gdzieś ze mną pojechała. – Z zaskoczenia wyrwał ją głos młodego Aleca. Jeszcze nigdy nie słyszała u niego proszącego tonu. Spojrzała na chłopca niepewnie. Czyżby dawał im jakąś nadzieje? – Mój tato nie może, ale powiedział bym poprosił Ciebie. Nie chce mnie puścić samego ze strażnikami.

- Jeśli naprawdę chcesz żebym Ci towarzyszyła. – Uśmiechnęła się do chłopca, który skinął jej głową. Ostrożnie podniosła się uważając na swój brzuch. W czasie ostatnich trzech miesięcy bardzo przytyła i nie czuła się tak zgrabna jak kiedyś. Miała nadzieje, że uda jej się powrócić do dawnej figury. W sumie nawet cieszyła się, że Draco nie widział jej w takim stanie. Nie miała pojęcia jakby zareagował na jej widok gdyby ją zobaczył. Nałożyła na siebie cieplejszy płaszcz. Pogoda gwałtownie się zmieniła. Powoli zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Nie mogła uwierzyć, że tak wiele czasu tu spędzała. Powoli przyzwyczaiła się do tego miejsca a nawet o ironio zdążyła uznać je za swój dom. Nie sądziła nigdy, że będzie to możliwe. Do Endyburga zajechali powozem. O tej porze roku drogi nie były zbyt przejezdne. Śnieg nieco utrudniał im podróż, ale konie dość dobrze sobie radziły. W pewnym momencie powozem szarpnęło gwałtownie i zatrzymali się. Z oddali słychać było odgłosy wystrzałów. Mały Alec z przerażeniem przylgnął do dziewczyny. Objęła go ramionami żałując, że nie ma przy sobie różdżki, którą mogłaby go chronić. Drzwi do powozu otworzyły się. Hermiona spostrzegła dwóch mężczyzn z maskami na twarzach. Wzdrygnęła się starając ukryć swój strach.

- Zachowajcie spokój. – Odparł jeden z mężczyzn mierząc do nich z broni. Hermiona nie kryła swojego strachu. Widziała jak wiele krzywdy może wyrządzić ludzka broń. Sama została z niej postrzelona przez Duncana ratując życie Draco. Spojrzała odważnie w oczy swojego oprawcy. Posłusznie wyszła z powozu. Nie bała się o siebie, lecz o wystraszone dziecko tulące się do niego. Modliła się w duchu by było to jakieś nieporozumienie, które wkrótce się skończy. Nie miała pojęcia, że los szykował dla niej kolejny koszmar.

***
To było wyjątkowo mroźne popołudnie. Owinięty ciepłym futrem przemierzał ulice Londynu. Po drodze spotkał nie wiele osób i nie dziwił się wcale. Mróz niespodziewanie zaskoczył wszystkich, że nikomu nie chciało się ryzykować wyjściem na zewnątrz. On sam nie miał wyjścia. Jego majątek powoli ulegał upadkowi. Coraz więcej wierzycieli dobijało się do jego drzwi. Obawiał się przyznać do tego żonie. Bellatriks na pewno, by tego nie zrozumiała. I bez tego uważała go za największego nieudacznika w dziejach ludzkości. Nie chciał dawać jej kolejnych powodów swoich porażek. Teraz właśnie odwiedzał jednego z pracowników lombardu. Potrzebował pilnej gotówki pod zastaw. Na szczęście miał jeszcze, co sprzedawać. Nie zawiódł się. Transakcja okazała się wyjątkowo udana, chociaż i tak otrzymał mniej niż oczekiwał. Na szczęście wystarczy na spłacenie najbardziej udręczonego długu. Właśnie kierował się w stronę czekającego na niego samochodu. Nienawidził tych mugolskich wynalazków. Nie zauważył, kiedy został sam w ponurym zaułku. Zbyt późno spostrzegł swoją omyłkę. Już chciał się wycofać, kiedy drogę zagrodził mu dziwny mężczyzna w płaszczu.

- Zejdź mi z drogi. – Warknął mocno poirytowany. Miał zbyt mało czasu i nie chciał tracić go na przepychanki z jakimś ulicznikiem. Sięgnął po różdżkę, którą trzymał w kieszeni i nie przejmując się niczym wycelował w mężczyznę. Nie miał zamiaru bawić się w subtelności. Ten jedynie roześmiał się gardłowo wcale niewystraszony.

- Taki jesteś bojowy Leastrange? – Wycharczał gardłowo. Rufus cofnął się odruchowo kilka kroków. Na jego twarzy odmalowało się przerażenie, gdy tajemniczy mężczyzna zsunął z siebie kaptur. Rozpoznał go bez trudu, chociaż minęło tyle lat. Do tej pory w to nie wierzył. Myślał, że to głupie bajki opowiadanie przez głupców. Teraz miał przed sobą niezbity dowód. Przeszłość powróciła by się na nim mścić.

- To niemożliwe… - Wyszeptał cofając się w tył. Zdawał sobie sprawę, że nie wyjdzie z tego zaułka żywy. Nic mu nie pomoże. Jednak on nie mógł tak skończyć. Nazywał się Rufus Leastrange. Jeden z najwierniejszych oddanych Czarnemu Panu. Nie mógł tak skończyć. – Ty jesteś Cieniem. To Ty mordujesz Śmieciożerców.
- Tak. – Mężczyzna przytaknął bez skrupułów. Już od dawna nie czuł żadnej litości. Został jej pozbawiony dawno temu. Teraz liczyła się tylko zemsta, którą właśnie wykonywał. Zwano go Cieniem i nie bez powodu. – Nie spodziewałeś się prawda? – Jego głos ociekał tłumioną przez lata pogardą. Teraz wreszcie odnalazł cel. Przeżył, bo okrutny los pozbawił go możliwości śmierci.

- Chodzi Ci o tę Twoją szlamowatą wiedźmę? – Do Rufusa powoli docierało, że był zgubiony. – Daj spokój to była przeszłość. Nikogo nie powinna obchodzić.

- Mnie obchodzi. – Wycedził Cień z gotową różdżką w ręku. Zemsta była celem. Nie było już od tego odwrotu. To był jedyny cel, jaki obecnie posiadał w życiu. A potem, jeśli Bóg da połączy się z ukochaną na zawsze. – Ava Kedavra… - Ciche zaklęcie popłynęło z jego ust. Rufus nie miał szans by się wycofać. Zielone światło uderzyło w mężczyznę powalając go na ziemię. Cień uśmiechnął się skreślając nazwisko Rufusa Leastrange z listy, jaką posiadał. Na miejscu zbrodni pozostawił czerwoną różę. Jego własny znak. Po raz ostatni spojrzał na martwe ciało mężczyzny i zniknął w ciemnościach. Nazywano go Cieniem. A jego celem była zemsta.

***
Na twarzy młodej Gryfonki pojawił się grymas przerażenia. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Kątem oka spostrzegła ciało ich stragneta. Mężczyzna był martwy. Wzdrygnęła się na ten widok. W ręku ich oprawcy widniał zakrwawiony miecz. Młody Alec mocniej wtulił się w nią. Ona sama również się bała a jej żołądek buntował się przeciw takimi widokami.

- Nie stanie się wam nic złego. – Mężczyzna przemawiał do nich wyjątkowo łagodnie, ale widać było wyraźnie, że oczekuje posłuszeństwa. Wolała nie myśleć, co by zrobił gdyby się mu sprzeciwiła. Postanowiła zachowywać się rozsądnie. Ostatecznie nie miała wyjścia, jeśli chciała zachować ich przy życiu. – Chcemy tylko uwolnić kilka osób z kopalni hrabiego. – Spojrzała pytająco na mężczyznę. Nie miała pojęcia, o czym do niej mówił.

- Jaką kopalnię? – Spytała bardzo cicho. Zimny wzrok mężczyzny sprawił, że znów się wzdrygnęła. Tym razem z przerażenia. Nie wiedziała, czego może się po nich spodziewać. Wolała być przygotowana na wszystko i poznać jak najlepiej sytuacje, w jakiej się znalazła. – O czym pan mówi?

- W tej kopalni pracują Ci, którzy ośmielają się sprzeciwić jego lordowskiej mości. – Odparł z pogardą w oczach mężczyzna. – To ciężka i niebezpieczna praca. Większość z nich nigdy stamtąd nie wychodzi. Mój dziesięcioletni synek tam trafił za kradzież kawałka chleba. Mam zamiar go odzyskać i odzyskam, jeśli hrabia spostrzeże, że jego kochany syn i hmm… - Surowym spojrzeniem zmierzył jej wystający brzuszek. – Kobieta znajdą się w niebezpieczeństwie. Nie chce nikogo skrzywdzić, ale jeśli nie będę miał wyjścia zrobię to. – Wiedziała, że mówił prawdę. Każdy rodzic był gotów wiele zaryzykować dla ukochanego dziecka. Posłusznie poddała się, kiedy wiązano jej ręce na plecach i przepaskę na oczach. Starała się iść pewnie za nimi, ale co chwila się potykała. Ją i Aleca ponownie wsadzono do karety. Przy martwym woźnicy pozostawiono list z żądaniami okupu. Przez cały czas starała się opanować skurcze brzucha. Wyczuwała, że jej dziecko denerwowało się tak jak ona. Powóz zatrzymał się po pół godzinie ostrej jazdy. Opaski zdjęto im dopiero jak umieszczono ich w małej ciasnej chacie, gdzie nie dobiegał żaden promień słońca. Nie było szans na ucieczkę.

- Mój tata nas znajdzie. – Zapewnił ją dzielnie Alec, gdy już zostali sami. Pragnęła w to wierzyć równie mocno jak on. Skurcze brzucha znów się nasiliły. Jęknęła i przycisnęła dłonie do niego. Alec przysiadł się obok niej. Była wdzięczna ciesząc się za jego bliskość. Wszystko wskazywało na to, że ta przygoda miała również pozytywne skutki.
- Na pewno. – Przytaknęła mu nie chcąc pozbawiać chłopca nadziei. – Opowiedz mi o swojej mamie. Pamiętasz ją? – Chłopiec spojrzał na nią nieco speszonym wzrokiem.

- Zmarła tuż przy moim urodzeniu. – Wyznał cicho nie patrząc na nią. Zawsze czuł się dziwnie opowiadając o zmarłej matce. Czuł się również winny za jej śmierć, ale nigdy tego nie przyznał. Wystarczyło mu zachowanie ojca za każdym razem, gdy na niego patrzył. Przy ojcu czuł się tak jakby go nienawidził a jednak za wszelką cenę starał się mu zaimponować. Zanim współczująca chłopcu Hermiona już miała odpowiedzieć, gdy drzwi do jej celi otworzyły się. Oboje gwałtownie przysunęli się do siebie jakby to miało w jakiś sposób ich uchronić. W drzwiach pojawił się ich porywacz.

***
Draco obudził się gwałtownie wyrywając się z mrocznego koszmaru. To już drugi miesiąc jak przychodził do niego ten sen. Śniła mu się brązowowłosa Gryfonka błagając go o powrót do niej. Ta dziewczyna nieodłącznie kojarzyła mu się tylko z jedną osobą. Hermioną Granger, która nieoczekiwanie stała się cierniem u jego boku. Nie potrafił o niej zapomnieć a minęło tyle miesięcy, od kiedy wyjechała z Ianem Cameronem. Tuż przed wyjazdem powiedziała mu o klątwie, którą na niego rzucili. O tym, że bardzo ją kochał, ale o tym zapomniał. Nie umiał powiedzieć czy to była prawda. Na pewno myślał o niej każdego dnia i nie potrafił przestać.

- Mógłbyś, chociaż udawać, że jesteś moim mężem. – Z zamyślenia wyrwał go ostry głos Pansy Malfoy. Stanęła w drzwiach ubrana tylko w lianą koszulkę. Byli małżeństwem, ale mieli oddzielne sypialnie. Od dnia ślubu i niezbyt udanej nocy poślubnej nie przyszedł do niej ani razu. Sama Pansy wzgardzała się przed jego dotykiem. Nie dziwił się wcale. Był pewien, że żałowała tego ślubu tak samo jak i on.

- Nic innego nie robię. – Mruknął poirytowany, że obecność żony zepsuła mu kolejny nudny poranek. Nie było dnia żeby nie żałował tego przeklętego ślubu. Zastanawiał się, czemu się w ogóle zgodził na niego. Nie kochał kobiety, która była jego żoną. Ona również go nie kochała. Jego myśli wciąż krążyły ku Hermionie. Zawładnęła nim całkiem. Żałował, że nie mógł powstrzymać jej wyjazdu. Czuł, że popadał w jakąś obsesje na jej punkcie.

- Żałuje, że to zrobiłam… - Odezwała się cichym głosem Malfoy podchodząc do niego. Jej oczy wyrażały smutek i żal, co nie do końca do niej pasowało. Skrzywił się na ten widok. To zupełnie nie pasowało widok. To zupełnie nie pasowało do tej ironicznej kobiety. Spojrzał na nią pytająco. – Byłam przekonana, że należysz do mnie. – Przysiadła obok niego na łóżku, ale w bezpiecznej odległości. Zupełnie jakby obawiała się go.

- Co zrobiłaś? – Spytał z lekkim wahaniem. Poczuł jak jego serce zabiło mocniej. W pewnym sensie chyba nie chciał znać odpowiedzi. Pansy wzięła głęboki oddech.

- Rzuciłam zaklęcie z Duncanem. – Wyjaśniła drżącym głosem. Odważyła się na niego spojrzeć. Wreszcie nadszedł moment prawdy. Już dawno powinna to zrobić. Zanim Hermiona Granger wyjechała. Nie zdawała sobie sprawę, że jej cień będzie ją prześladować. Zupełnie tak jak ją prześladował cień Duncana. – Sprawiliśmy, że Twoja pamięć została wyczyszczona. Nie do końca. Chodziło głównie o to byś zapomniał o swoich uczuciach do Granger. Byś przestał ją tak bardzo kochać. – Draco z niedowierzaniem słuchał jej słów. Przed swoim wyjazdem Hermiona powiedziała mu to samo. Chciała by uwierzył. Teraz rozumiał skąd brało się to przyciąganie. Pragnął jej każdą cząstką swojej duszy, chociaż tego nie pamiętał. Powoli wszystkie jego uczucia zaczynały układać się w logiczną całość. Targnął nim wściekły gniew.
- Jak mogłaś mi to zrobić! – Wrzasnął zrywając się z miejsca. Bez zastanowienia uderzył ją w twarz. Jęknęła łapiąc się za policzek, ale nie protestowała. Zasłużyła sobie na to. Podniosła się chwiejnie i spuściła smętnie głowę. Draco wściekły wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Miała wrażenie, że bezpowrotnie zniszczyła swoje małżeństwo, które nigdy nie miało być idealne.

- Kłopoty w raju? – Drgnęła rozpoznając znajomy drwiący głos. Odruchowo cofnęła się kilka kroków. Żałowała, że nie ma przy sobie różdżki. Z cienia wyłoniła się postać Duncana Vertona. Poczuła się tak jakby czas zatrzymał się w miejscu. Znalazła się w pułapce własnej rzeczywistości.

***
Wchwili, gdy porywacz przekroczył próg ich małej celi Hermionę przeszył ostry ból w dole brzucha. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje właśnie teraz. Jej dziecko bardzo spieszyło się na świat. Jęknęła żałośnie starając się powstrzymać ból. We twarzy mężczyzny nie widziała cienia współczucia. Zdawała sobie sprawę, że jeśli mu nie ulegnie zaciągnie ją tam siłą. Ostrożnie podniosła się z łóżka. Świat zakręcił się jej w głowie. Z trudem podtrzymała się, by nie upaść. To nie było możliwe. Do porodu pozostał jej jeszcze miesiąc. Położyła rękę na brzuchu. Mogła się tylko modlić, by nie nadszedł jeszcze czas. Nie chciała rodzić w tych warunkach.

- Ruszaj się! – Rozkazał porywacz popychając ją do przodu. Nie znosił sprzeciwu a ona to rozumiała. Nie chciała dać mu pretekstu do skrzywdzenia jej lub dziecka, które w sobie nosiła. Posłusznie szła naprzód nie bardzo wiedząc, dokąd idzie. Mężczyzna zawiązał jej opaskę na oczach. Kilka razy się potknęła, ale podtrzymywał ją silnym ramieniem.

- Tak jak mówiliśmy jest cała i zdrowa. – Usłyszała głos drugiego z mężczyzn. Niezbyt delikatnie wepchnięto ją do środka cuchnącego pomieszczenia. Poczuła mdłości. – Mamy jeszcze Twojego syna. Wymiana będzie uczciwa.

- Popełniacie błąd. – Groźny głos Iana rozległ się w pomieszczeniu. Odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko przybył, by ją uratować. Poczuła wdzięczność, jakiej nie umiała określić. Żałowała, że nic nie widziała przez tą przeklętą opaskę. – Jest strasznie blada. Co jej zrobiliście?

- Nic. – Porywacz nie brzmiał już tak pewnie. Chyba docierało do niego, że porwanie dziewczyny i chłopca było błędem. – Przysięgam na Boga, że nic. Tylko ich tu sprowadziliśmy. – Ian roześmiał się ponurym śmiechem. Nawet Hermiona zadrżała.

- Popełniliście o jeden błąd za dużo. – Wycedził i rzucił zaklęcie. Nawet przez opaskę widziała błysk zielonego światła. Próbowała krzyknąć, by przerwać to mordercze zaklęcie, ale nie była wstanie wydobyć z siebie głosu. Nie zareagowała nawet, kiedy uwalniał ją z więzów. Bała się otworzyć oczy i zobaczyć martwe ciała porywaczy.

- Dlaczego ich zabiłeś? – Spytała łamiącym się głosem. Nienawidziła przemocy a postać Iana się z tym wiązała. Cały czas pokazywał jej jak bardzo jest niebezpieczny. Zupełnie jakby chciał by się go bała. I bała się go. W tym momencie była przerażona. W dodatku kurczę brzucha nie chciały ustąpić.

- Sięgnęli po moją własność. – Odparł miękko. Wzdrygnęła się, kiedy delikatnie dotknął jej twarzy. Nie chciała by ją dotykał. Pragnęła uciec od niego jak najdalej.

- O Boże… - Wyszeptała w przypływie paniki łapiąc się za brzuch. Poczuła jak odeszły jej wody tworząc pod nią mokrą plamę. – Ianie ja rodzę… Nie pozwól, by coś się stało memu dziecku. Tylko to mi zostało… - Ian osłupiały wpatrywał się w młodą brunetkę. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Wydawało mu się, że został jeszcze miesiąc do porodu. Tymczasem utknęli w ponurej chacie z dwoma trupami. Nie mógł jej tak zostawić. Nie wybaczyłaby mu gdyby nie ratował jej dziecka. Ostrożnie podniósł ją i ułożył ją na łóżku. Akurat w tym momencie wszedł Alec z jego przyjacielem Dorianem.

- Sprzątnij ciała i zabierz stąd chłopca. – Rozkazał stanowczym głosem. Dorian nie protestował. Alec również. Pozostał sam w towarzystwie kobiety, która wydawała na świat swoje dziecko. I miał zamiar w tym jej pomóc.

***
-Duncan? – Wyszeptała cicho Pansy wpatrując się w dawnego ukochanego. Wyglądał dość mizernie, od kiedy widziała go po raz ostatni. – To szaleństwo. Nie powinno Cię tu być. Próbowałeś zabić Draco. Nie wybaczą Ci tego zbyt łatwo.

- Ciekawe czyja to wina. – Zagrzmiał wściekle. Nie cofnęła się przed nim. Na jej policzku widniał ślad po uderzeniu Dracona. Zadrżała, gdy pieszczotliwie dotknął jej w tym miejscu. Nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. Ostatnim razem poprzysiągł jej zemstę. – Powiedziałaś mu prawdę. Dlaczego? – Nie ukrywał, że zaintrygowała go w tym momencie. Nie spodziewał się, że Pansy kiedykolwiek się na to zdecyduje. Miała obsesje na punkcie Malfoya odkąd pamiętał. Skrzywił się na samo wspomnienie przyrodniego brata, przez którego zmarnował swoją szansę na lepsze życie. Dzisiaj był zbiegiem, bo dobrze wiedział, że nie zazna nigdy spokoju. Nie chciał być jednak samotnym zbiegiem. Dlatego wrócił.

- Bo miałeś racje. – Wyszeptała cicho nie patrząc mu w oczy. Wstydziła się. Wszystkiego, co zrobiła wcześniej. Po raz pierwszy w życiu Pansy żałowała czegoś. Duncan nie krył swojego zdumienia. To była dla niego niespodzianka. Miał dziwne wrażenie, że coś się zmieniło. Czyżby jej małżeństwo nie było takie jak sobie wymarzyła? Podejrzewał, że tak. Zbyt dobrze znał Pansy. – Poświęciłam samą siebie dla dobra innych. Zrezygnowałam z Ciebie by nakarmić własne ambicje. W dodatku zniszczyłam czyjąś miłość. Draco nigdy mi tego nie wybaczy. – Wyrzuciła z siebie przez łzy. Po raz pierwszy w życiu uginała się przed kimś. Nie pewnie spoglądała na Duncana nie wiedząc jak zareaguje po tym wyzwaniu. Tak bardzo pragnęła go objąć i przytulić. Nie zdecydowała się na żaden odruch. Wiedziała, że on również ma prawo ją nienawidzić. Zdradziła go. Przez nią wylądował w lochu, gdy mógł uciec. Czuła się zupełnie tak jakby zmarnowała własną szanse na szczęście. Nie było dnia żeby nie żałowała swojej decyzji.

- Stworzyłaś sobie własne piekło panno Malfoy. – Z sarkazmem wypowiedział jej nazwisko. Poczuła się tak jakby ją uderzył. On sam nie wiedział, co myśleć w tej chwili. Pojawił się z zamiarem upokorzenia Ślizgonki. Chciał zadać jej taki sam ból jak ona jemu. Tymczasem jej wyzwanie sprawiło, że nie był wstanie. Pansy zawsze budziła w nim uczucia, o których wolał zapomnieć. Westchnął spoglądając na nią z poirytowaniem. Zaczynał żałować, że w ogóle tu przybył. Oboje drgnęli, gdy drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Draco. Nie krył zaskoczenia na widok przyrodniego brata.

- Co tu robisz? – Warknął gniewnie wyciągając różdżkę. W jego głowie nadal huczało niespodziewane wyzwanie Pansy. W tym momencie wiele by dał, by odzyskać utracone uczucia. Niestety tego zaklęcia nic nie mogło cofnąć a on nie umiał żyć z Pansy pod jednym dachem. – Zabieraj ją. – Rzucił niespodziewanie. Oboje spojrzeli na niego z zaskoczeniem jakby nie dowierzając własnym oczom.

- Dobrze się czujesz Draco? – Spytał Duncan niepewnie. Pansy nie śmiała podnieść swojego wzroku. Nie wierzyła w to, co robił chłopak. Naprawdę chciał by odeszła z Duncanem czy to tylko podły żart z jego strony?

- Mówię poważnie. – Odparł szczerze. – Daje wam piętnaście minut zanim zmienię zdanie. –

- Chcesz ze mną iść? – Spytał Duncan kierując swoje słowa do Pansy. Oszołomiona Ślizgonka przez chwilę spoglądała na Draco, po czym lekko skinęła głową. Nie zamierzała rezygnować z odzyskanej szansy. Duncan chwycił ją za rękę. Wspólnie uciekli korytarzem z Malfoy Manor. Po raz pierwszy w życiu Pansy czuła, że jej życie nie jest stracone.

***
Trzymał w ręku prawdziwy cud. Nie mógł w to uwierzyć, że jeszcze pół godziny temu walczył o życie tej malutkiej istotki. Hermiona była bardzo dzielna, chociaż przedwczesny poród nie należał do łatwych. Widział wyraźnie jak bardzo ją bolało i żałował, że nie mógł zabrać jej tego cierpienia. Jego pierwsza żona Amanda umarła przy narodzinach Aleca. Jego nie było przy niej i nigdy się z tym nie pogodził. Naprawdę kochał swoją żonę i obawiał się o Hermionę, gdy przechodziła swój kryzys. Jednak ona była młoda, zdrowa i wyjątkowo silna. Ostrożnie podał jej kwilące niemowlę. Ta kruszynka była wyjątkowo śliczna. Piękny uśmiech odziedziczyła po matce. Jedynie stalowe oczy należały do jej ojca, którego nigdy nie pozna.

- Aleksandra Narcyza Granger. – Wyszeptała z czułością dotykając córeczki. Nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim, co przeszła udało jej się urodzić tak wspaniały skarb. Kilka razy była bliska śmierci, a teraz jej się udało. Naprawdę udało. Posiadała jakąś cząstkę ukochanego chłopca. Dziecko zrodzone z prawdziwej miłości. Dała jej imię matki Dracona chcąc trochę przekazać jej prawdziwego dziedzictwa. Kiedy tylko będzie mogła opowie jej o ojcu. Niech Aleksandra sama zdecyduje czy będzie chciała go poznać. Modliła się w duchu, by w przyszłości Draco zaakceptował je córkę. Nawet, jeśli będzie miał inne dzieci ze swojego małżeństwa z Pansy. Skrzywiła się na samą myśl o tym i niepewnie spojrzała na Iana. Teraz, kiedy urodziła dziecko na pewno będzie chciał respektować swoje prawo do niej. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Co prawda jego dotyk nie budził w niej wstrętu, ale wcześniej należała tylko do Dracona. Nie wyobrażała sobie oddać się innemu mężczyźnie.

- Wracajmy do domu. – Odparł przestając przyglądać się jej tak przenikliwym spojrzeniem. Przytaknęła nie odwracając wzroku od swojej córeczki. Po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę szczęśliwa. Nie mogła pozwolić, by narodziny jej dziecka przyćmiły jakieś cienie. Musiało minąć kilka dni zanim ostatecznie do siebie doszła. Córeczka stała się dla niej całym światem. Nie wyobrażała już sobie życia bez tego wspaniałego maleństwa. Z każdym dniem widziała wyraziste podobieństwo córki do ukochanego mężczyzny. Nie ukrywała, że bolał jej ten widok, ale starała się o tym nie myśleć. Draco był jej przeszłością a córka przyszłością. I tego musiała się trzymać. W dodatku nieco zmieniły się jej stosunki z małym Aleciem. Chłopiec przyzwyczaił się w końcu do jej obecności w jego życiu, co było najważniejsze. Teraz pozostało przygotować się na to, co będzie nieuchronne. Przez najbliższy tydzień Ian okazał się prawdziwym dżentelmenem. Niezwykle dbał o najdrobniejszy drobiazg, który sprawiłby uśmiech na jej twarzy. Jedyne, na co sobie pozwalał to delikatne pocałunki i pieszczoty, które sprawiały jej przyjemność. Powoli przyzwyczajała się do jego bliskości. Mimo wszystko otaczała ją aura niepokoju, którego nie była wstanie ukryć.

- Dzisiaj wieczorem przyjdę do Ciebie Hermiono. – Oznajmił jej pewnego dnia przy śniadaniu swoim jak zwykle władczym tonem. Zadrżała przed nim i spuściła swój wzrok nie odzywając się. Była pogodzona z losem. Wiedziała, że prędzej czy później to nastąpi. Przez cały dzień snuła się po zamku starając się znaleźć dla siebie jakieś zajęcie. Nie mogła skupić się na niczym innym. Z zamyślenia wyrwały ją odgłosy szarpaniny na dole z drugiej strony korytarza. Mimo, że Ian wyraźnie zakazał jej wchodzenia do lewej strony zamku nie mogła ukryć swojej ciekawości. Niezauważalna przez strażników przeniknęła przez ciemny korytarz. To, co zobaczyła przeraziło ją. Nie spodziewała się takiego okrucieństwa ze strony Iana Camerona. Najgorsze było to, że rozpoznała dwóch torturowanych przez niego chłopców. To byli jej przyjaciele. Miała dziwne wrażenie, że ziemia osuwa się spod jej stóp. Straciła przytomność popadając w otchłań.

***
Na zakończenie:
Muszę przyznać, że podoba mi się ten rozdział jednak należy się wam kilka wyjaśnień z mojej strony. Szczególnie, gdy jedna z czytelniczek Kinga (dziękuje kochana) zwróciła uwagę na kilka zmian. Otóż postanowiłam zmienić wiek Aleca, gdyż odegra on bardzo ważną rolę w trzeciej części tego opowiadania i wydawał mi się nieco za stary. Następnie chodzi o bonus. Nieco w nim pozmieniałam, ponieważ w bonusie Hermiona i Draco są nadal razem. To taka mała zmiana na potrzeby wyjaśnień. Piszcie jak zauważycie coś jeszcze. Zawsze można naprostować i wyjaśnić. Dziękuje za wszystkie uwagi i zapraszam do następnego rozdziału już wkrótce!!

Informacyjnie:
Tytuł: „Nieśmiertelna miłość – część 2 „Oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 090

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz