[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie
wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za
krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to
nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.
Kroniki Proroka codziennego nr 17
Święta
świeta i po świętach. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko zleciały. Jeden
dzień wolnego to stanowczo zbyt mało. Ale się nie martwię. Już połowa
kwietnia a to oznacza słynną majówkę. W moim przypadku długi weekend
wolny od pracy a w większości z was od szkoły. Żyć nie umierać. i chyba
po raz pierwszy w życiu powiem, że chce by był wrzesień. Po wakacjach,
po urlopie. We wrześniu spełni się jedno z moich marzeń. Trzymajcie
kciuki żeby się udało. Nie trując więcej zapraszam na rozdział:
***
To
był najtrudniejszy okres w życiu Georga Weasleya. Samobójcza próba
brata kilka miesięcy odbiła się psychicznie na nim. Nadal pamiętał
moment, w którym odnalazł brata. Pojawił się wcześniej w domu tchnięty
jakimś dziwnym przeczuciem, że wydarzy się coś złego. Jego brat Fred
leżał półprzytomny w łazience. Woda, w której się kąpał była cała we
krwi. Tylko przytomność umysłu pozwoliła go uratować. Od tamtej pory nic
już nie było takie samo. Fred całkowicie zamknął się w sobie. Stał się
cieniem dawnego Freda Weasleya. Georgowi ciężko było patrzeć na to, co
działo się z jego bratem. Żałował, że nie ma sposobu, by jemu pomóc.
Czuł się kompletnie bezradny. Najgorsze, że nie tylko on na tym
cierpiał. Szczególnie, że nikt nie znał prawdziwej przyczyny stanu
Freda. George nie miał serca powiedzieć prawdy. Nie przewidział tylko
upartego charakteru swojej siostry. Od kiedy ponownie wróciła do
Hogwartu zmieniła się jeszcze bardziej. Wydawała się wyciszona i
zgnębiona. Nic nie było takie same. Szczególnie, że Snape został nowym
dyrektorem a nauczaniem zajmowali się Śmieciożercy.
-
Chce znać prawdę. – Odparła stanowczo młoda Gryfonka pewnego wieczoru
wpadając do mieszkania brata. Angelina była w pracy, gdzie zajmowała
stanowisko, jako pielęgniarka w Św.Mungu, od kiedy zniesiono mecze
Quiddicha. Rząd Voldemorta wiele zmienił. Nic już nie było takie samo w
ich świecie. – Opiekuje się Fredem od dłuższego czasu. Medycy w Św.Mungu
załamują ręce. Nikt nie rozumie stanu, w jakim się znalazł. Fred
kompletnie odciął się od świata i zamknął w sobie. Nie wmówisz mi, że
nie wiesz, co się z nim dzieje. Jesteś jego bratem bliźniakiem na litość
boską. Nie jestem głupia ani ślepa. Mam prawo wiedzieć, co się dzieje. –
Zażądała stanowczo. Już od jakiegoś czasu wiedziała, że coś jest między
braćmi. Do tej pory nie wtrącała się w to, ale samobójcza próba Freda
przegięła szalę. Wykorzystała moment pobytu w domu i pojawiła się na
Pokątnej, by odwiedzić Georga. George bezradnie pokręcił głową. Znał
swoją siostrę zbyt dobrze i wiedział, że nie odpuści.
-
Obiecasz, że nikomu nie powiesz? – Spytał cicho czując jak bardzo boi
się tej chwili. Ginny była strasznie nieprzewidywalna. Nie miał pojęcia
jak siostra oceni jego zachowanie. Skinęła głową po dłuższej chwili.
Usiadła naprzeciw brata i wpatrywała się w niego z napięciem. I
opowiedział. Wszystko od samego początku. To była bardzo długa i trudna
spowiedź. W pewnym momencie rozluźnił się a mówienie tej historii
przychodziło mu z większą łatwością. Najtrudniejsze było powiedzenie o
inności brata. Ginny słuchała jego historii z osłupieniem na twarzy.
Kiedy przyszła i zażądała prawdy od Georga nie tego się spodziewała.
Powoli zaczynało do niej wszystko docierać. Była w wielkim szoku.
Wpatrywała się w brata z niedowierzaniem jakby widziała go po raz
pierwszy w życiu.
-
Jesteś idiotą Georgu Weasleyu. – Powiedziała po chwili, gdy minął
pierwszy szok. – Jak mogłeś się tak zachować? Jak mogłeś skrzywdzić tak
własnego brata? Czy nie docierało do Ciebie, że on naprawdę kocha Lee?
Czy tak bardzo Ci to przeszkadzało? – Postawa jego młodszej siostry
zaskoczyła bliźniaka. Nie sądził, że Ginny zachowa się tak niezwykle i
dojrzale. Pod jej surowym spojrzeniem poczuł się jak idiota, w którym w
pewnym sensie był. – Masz
szczęście, że nie udało mu się popełnić samobójstwa. Miałbyś na sumieniu
jego śmierć. – I wyszła zostawiając go samego. Powoli docierały do
niego słowa Ginny. Mogła mieć absolutną racje. Poczuł jak wielki ciężar
winy zaciska się wokół jego serca. Musiał naprawić to jak najszybciej.
Zdawał sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobi straci brata na zawsze. A
to była ostatnia rzecz, jakiej chciał.
-
Jesteś strasznym głupcem George. – Mruknął do swojego lustrzanego
odbicia. Z nowym postanowieniem wyszedł z mieszkania. Miał nadzieje, że
uda mu się naprawić to, co zniszczył. Czas działał na jego niekorzyść.
***
Hermiona
niezbyt przytomnie otworzyła oczy i wpatrywała się we wściekłego Iana
Camerona. To on podchwycił ją zanim zderzyła się z posadzką. Nawet nie
wiedziała, kiedy znalazł się tuż obok niej. Chwilę wcześniej obserwowała
jak torturował jej najlepszych przyjaciół. Teraz znajdowała się we
własnym łóżku i strasznie bolała ją głowa. Chyba nie doszła jeszcze do
siebie po porodzie. Z lękiem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w
gniewnego Iana. Skuliła się w sobie czując jak bardzo go zawiodła w tej
chwili.
- Mogę wiedzieć, czemu złamałaś mój rozkaz? – Spytał chłodnym i rzeczowym tonem. Nigdy go takim nie słyszała.
-
Ja… byłam ciekawa… - Wyjąkała niezgrabnie. Nigdy nie lubiła kłamać.
Zawsze była szczera do bólu i to często ją gubiło. Tym razem również.
Spuściła wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia. Nie wiedziała, czego
może się po nim spodziewać. Ian Cameron był bardzo nieprzewidywalny.
-
Zasłużyłaś na karę panno Granger wiesz o tym? – Spytał cicho.
Przytaknęła zdając sobie sprawę, że to i tak jej nie ominie. Obawiała
się jednak, co to będzie. Teraz, kiedy nie była w ciąży mógł zrobić z
nią wszystko. Nigdy jeszcze nie bała się tak jak teraz. Drgnęła ze
strachu, gdy sięgnął ręką do kieszeni. Wyciągnął z niej małą buteleczkę.
Na jej bladej twarzy odmalował się wyraz zaskoczenia. – To o wiele
łagodniejsze niż zaklęcie Cruciatus. – Wyjaśnił łagodnie a w jego oczach
czaił się smutek. – Nie chce wymuszać na Tobie tego zaklęcia. Nie
jestem aż takim potworem. Dlatego wziąłem ten eliksir. Dawno temu
Severus Snape nauczył mnie go wytwarzać. Bardzo się przydaje w
szczególnych i delikatnych okolicznościach. Daje nauczkę, ale też nie
zostawia uszczerbku na zdrowiu. Nazywany został eliksirem falującym.
Przekonasz się, dlaczego. – Wręczył jej buteleczkę. Wiedziała, że nie ma
wyjścia. Wolała to niż brutalne zaklęcie. Ostrożnie wzięła od niego
buteleczkę i otworzyła ją. Pachniała jakoś dziwnie i niezbyt przyjemnie.
Zmarszczyła nos, ale posłusznie wypiła zawartość. Z pierwszej chwili
nic się nie działo. Dopiero po dłuższej chwili poczuła paraliżujący ból w
dole brzucha. Jęknęła i zgięła się w pół. Z jej oczu trysnęły łzy.
Próbowała się wyszarpnąć, gdy Ian objął ją i tulił głaszcząc jej ciało.
Nie miała sił z nim walczyć. Ból był nieco mniejszy niż przy zaklęciu
Cruciatus, ale wcale jej to nie pocieszało. Pragnęła, by ból minął.
Czuła się tak jakby coś dziwnego zaciskało się na jej żołądku. Jęczała
cichutko a z jej oczu ciekły łzy. Ian pokazywał jej swoją władzę.
-
Błagam przestań… - Szeptała cicho mając nadzieje, że to jakoś zmiękczy
jego okrutne serce. Próbowała nie myśleć o tym, co działo się z jej
brzuchem, ale ból nie dawał o sobie zapomnieć. Pojawiał się i
zmniejszał. Była pewna, że od tego zwariuje. Ian nie znał cienia
litości. Nawet dla niej.
-
Śpij dziś spokojnie panno Granger. – Wyszeptał jej cicho na pożegnanie.
Zadrżała z odrazy, kiedy nachylił się, by pocałować ją w czoło.
Wiedziała, że nie może tu zostać. Nie zniosłaby kolejnej takiej kary.
Musiała odnaleźć Rona i Harrego i uciec stąd. To była dla niej jedyna
szansa. Dla niej i jej malutkiej córeczki.
***
Lee
Jordan leniwie przeciągnął się na łóżku. Minęło kilka dobrych miesięcy,
od kiedy wynajął te małe mieszkanko przy ulicy Pokątnej. Jego nowy
związek z Maksem rozpadł się po zaledwie miesiącu. Nie umiał zapomnieć o
Fredzie. Miał wrażenie, że bliźniak Weasley prześladował go. Bardzo
często zaglądał do sklepu Weasleyów, ale nie spotkał ukochanego
mężczyzny. Przyznawał szczerze, że niepokoiło go to. Minęło dobrych
kilka miesięcy a Fred jakby zapadł się pod ziemię. Ginny przebywała w
Hogwarcie więc nie miał jak się jak się jej spytać. A nigdzie nie
widywał, któregoś ze starszych braci. Był coraz bardziej zgnębiony.
Szczególnie, że jego związek z Maksem okazał się niewypałem. Ciągle
porównywał go z Fredem. Czuł, że rozstanie z bliźniakiem było błędem i
nie miał jak tego naprawić. Dlatego zdecydował się na wyjazd. Nic go nie
trzymało w Anglii a robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Voldemort
i jego Śmieciożercy siali panikę i strach. Nikt nie był bezpieczny w
świecie Czarodziejów. Za ostatnie pieniądze wykupił bilet na mugolskim
statku. Wolał nie teleportować się. Najchętniej w ogóle nie chciałby
mieć nic ze światem Czarodziejów. Niestety był jednym z nich. Wepchnął
resztki swoich rzeczy do walizki, po czym zamknął ją. Trochę żałował
tego mieszkania. Spędził tu wiele szczęśliwych, ale i smutnych chwil.
Mimo wszystko niczego nie żałował. To były najpiękniejsze chwile w jego
życiu. Szczególnie te spędzone z Fredem.
-
Lee? – Cichy głos należący do Ginny Weasley wyrwał go z zamyślenia. Z
zaskoczeniem spojrzał w stronę drzwi, gdzie stała oparta o framugę.
Wyglądała o wiele gorzej niż zwykle. Na jej bladej twarzy dostrzegał
zmęczenie. Podejrzewał, że to Harry i Ron byli tego przyczyną. Minęło
już tyle czasu. Obaj przepadli bez wieści. Mówiono nawet o śmierci
Wybrańca a Voldemort triumfował.
-
Co tu robisz? – Zapytał o wiele bardziej chłodno niż zamierzał.
Wesleyowie bez względu na to, kto to był przypominali mu o Fredzie.
Ginny była najmilsza z nich wszystkich, ale nie umiał się przemóc do
niej. Była Weasleyem. Nie tylko nazwisko łączyło ją z Fredem. Była jego
siostrą. Skrzywił się nieznacznie.
-
Rozmawiałam z Georgem. – Te dwa proste słowa sprawiły, że poczuł się
jakby go uderzyła. Nie odważył się na nią spojrzeć. Domyślił się, że
George powiedział jej prawdę. Mógł się tego spodziewać. Prędzej czy
później wyszłaby na jaw prawda o ich związku.
-
Nie musisz się kłopotać bym zniknął z waszego życia. – Gdy to mówił
jego głos ociekał zawiścią. Czuł się przegrany. Przegrał w walce o
ukochanego z jego własną rodziną. To była największa porażka i
najbardziej bolała. Odwróciwszy się od niej sięgnął po swoją walizkę.
Jeszcze raz rozejrzał się po pustym pokoju upewniwszy się, że wszystko
spakował. Ruszył w stronę wyjścia, ale Ginny nie poruszyła się.
-
Chce żebyś wrócił do Freda. – Wypowiedziane cicho słowa dziewczyny
zaskoczyły go bardzo. Odważył się na nią spojrzeć. Nic nie mógł wyczytać
z jej twarzy. Pozostawało ciepłe i łagodne. To była Ginn, jaką znał i
lubił. – On bez Ciebie usycha.
- To niemożliwe. – Bezradnie pokręcił głową, chociaż jego serce mówiło, co innego. Kochał
Freda i bardzo chciał z nim być. Zdawał sobie jednak sprawę, że nikt
nigdy nie zaakceptuje tego związku a odtrąceni nie będą szczęśliwi. Ich
związek nie miał przyszłości. Powoli zaczął zdawać sobie z tego sprawę. –
Kiedyś mi za to podziękujesz.
-
Fred próbował się zabić! – Wykrzyknęła rozpaczliwie chcąc zatrzymać
Lee. Pogodziła się z innością brata. Nie miała wyjścia. Wolała widzieć
go zdrowego niż załamanego i zmarnowanego za życia.
-
On Cię potrzebuje Lee. To Twoja decyzja. Musisz wybrać, co jest dla
Ciebie ważniejsze. Szczęście z ukochanym człowiekiem czy opinia innych
ludzi. – To zostawiła go a słowa dziewczyny głęboko zapadły mu w sercu.
Ginny miała racje. Jeśli naprawdę kochał Freda musiał walczyć o ten
związek. Ostatecznie miał do stracenia nie wiele, ale za to więcej do
zyskania. I nie zamierzał stracić swej ostatniej szansy.
***
To
była najbardziej szalona decyzja w jej życiu. Nie wahała się jednak.
Popełniła już tyle błędów, że jedno więcej nie robiło żadnej różnicy.
Harry i Ron byli jej najlepszymi przyjaciółmi i wiele przeszli. Oni sami
ryzykowali swoim życiem w Malfoy Manor by ją ratować. Teraz nadeszła
jej kolej. Nie mogła zostawić swoich przyjaciół na pastwę piekła, które
zgotował im Ian. Wiedziała też, że nie będzie szczęśliwa z tym
człowiekiem. Musiała uciec i wrócić do Anglii, gdzie było jej miejsce. I
tam wychować swoją córkę. Nawet samotnie, jeśli nie będzie miała innego
wyjścia. Korzystając z okazji, że Ian z Aleciem wyjechali do Endyburga,
by pozałatwiać wszystkie sprawy. Miała, więc idealną okazje, by uciec.
Pospiesznie zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciała brać
wszystkiego, co nie będzie jej potrzebne i by jej zawadzało. Większość
rzeczy nie należało do niej po za różdżką, którą udało jej się odzyskać
poprzedniego wieczoru. Ian uznał, że w obliczu niebezpieczeństwa powinna
mieć szansę, czym się bronić. Na wypadek gdyby znowu ktoś ją
uprowadził. Ani słowa nie wspomniała, że Harry i Ron to jej przyjaciele.
Nie chciała by w jakiś sposób odczytał jej zamiary, bo wówczas mógłby
zacząć ją pilnować. Po za tym Ian był najlepszym przyjacielem Voldemorta
i na pewno wiedział, kim jest chłopak z blizną. Bezpieczeństwo Harrego
było najważniejsze.
-
Odchodzimy stąd córeczko. – Wyszeptała do malutkiej, która spała
smacznie nieświadoma z niebezpieczeństwa, jakie im groziło. Owinęła
córeczkę długim szalem. Jeden z bliskich prezentów od Dracona, jakie
udało się jej zachować. W ten sposób mogła umieścić dziewczynkę na
plecach z pomocą prowizorycznego nosidełka a sama mogła swobodnie się
poruszać. Miała nadzieje, że w między czasie uda się jej znaleźć jakieś
bezpieczne schronienie dla malutkiej. Zdawała sobie sprawę, że Ian nie
odpuści póki jej nie znajdzie a do tego nie mogła dopuścić. Nie wybaczy
jej zdrady. Zadrżała na samą myśl o jego zemście, ale nie bała się.
Podjęła słuszną decyzje i nie zamierzała się zawahać. Nie tym razem. Po
raz ostatni spojrzała na pokój, który dzieliła przez kilka miesięcy.
Spędziła w nim wiele miłych, ale i też strasznych chwil. Już niedługo
wszystko będzie za nią. Z tajemniczym uśmiechem przyklejonym do twarzy
przemierzała korytarze omijając krzątających się służących. Na szczęście
znalazła drogę do zamkowych lochów. Miała nadzieje, że jej przyjaciele
nadal tam przebywają. Uwolnienie ich z kopalni byłoby znacznie
trudniejsze. Nikt jej nie zatrzymywał. Najwyraźniej Ian był pewny siebie
i nie przewidywał zbyt wielu kłopotów. Nie dziwiła się wcale. Zbyt
wiele osób się go bało. Dziwiła się, że przebywając w Hogwarcie w
Hosmegdade nigdy o nim nie słyszała. Szybko otrząsnęła się z tych myśli.
To nie było teraz ważne. Musiała zachować przytomność umysłu. Gdzieś z
oddali dobiegł ją paraliżujący krzyk. Wzdrygnęła się domyślając się, że
to krzyki bólu. Wciąż miała przed oczami Iana torturującego jej
przyjaciół. Musiała działać bardzo szybko. Nerwowo zaglądała do pustych
cel. Pomieszczenie lochów było duszne i nieprzyjemne. W dodatku
śmierdzący zapach przyprawiał ją o mdłości. Znalazła ich w ostatniej
celi. Była mała i ciasna. Obaj jej przyjaciele wyglądali koszmarnie.
-
Harry… Ron… - Zawołała nie mogąc ukryć ulgi, jaką poczuła. Drgnęli z
zaskoczeniem spoglądając w jej stronę. Przez chwilę obaj myśleli, że
mają omany. Jednak to była Hermiona. Jedno zaklęcie uwolniło ich z celi.
Obaj wyszli z niej chwiejąc się na nogach. Byli wyczerpani i osłabieni.
Ian dał im naprawdę niezłą szkołę życia. Mimo wszystko żaden z nich nie
zrezygnował o marzeniach by stąd uciec. Na widok Hermiony poczuli
gwałtowną chęć do życia.
-
Wszystko wam później opowiem. – Powiedziała spokojnie podając Harremu
swoją córkę. Harry trzymał się lepiej od Rona i wiedziała, że będzie z
nim bezpieczna. – Tymczasem uciekamy stąd. Nie mamy chwili do stracenia.
-
Obawiam się, że wasza szansa dawno minęła… - Drgnęli słysząc pełen
pogardy głos należący do Iana Camerona. Na twarzy Hermiony pojawił się
wyraz paniki. Znaleźli się w pułapce bez wyjścia.
***
Od
wyjazdu Pansy i Duncana minęło kilka dni. Draco Malfoy bez celu włóczył
się po własnym domu. Nie wiedział, czemu, ale nie umiał znaleźć sobie
miejsca. Od kiedy Pansy przyznała mu się do tego, co zrobiła nie umiał
zapomnieć o Hermionie. Czy to możliwe, że wyczyścili mu pamięć? Pokręcił
głową z dezaprobatą. Nie wyobrażał sobie, że mógłby zakochać się w
Szlamie. Owszem pożądał jej ciała i wywoływała w nim uczucia, jakich
nigdy wcześniej u siebie nie widział. Jednak żeby to była zaraz miłość?
Nie mógł sobie tego wyobrazić. Prędzej uwierzyłby, że to ostatni żart
Duncana i Pansy, by z niego zadrwić. Spokojną ciszę, jaka panowała w
domu przerwał przerażający kobiecy krzyk. Draco drgnął oszołomiony.
Domyślił się, że Śmieciożercy kogoś torturują. Poczuł dreszcze i
niepokój na ciele. Zupełnie jak wtedy, gdy widział torturowaną Hermionę.
To nie mogła być ona. Była daleko stąd z Cameronem w Szkocji. A jednak
musiał sprawdzić. Dla własnej pewności. Niezauważalnie znalazł się w
lochach. Tam wśród grupki osób leżała jasnowłosa dziewczyna. Draco
rozpoznał ją bez żadnego problemu. Fleur Delacour a właściwie obecnie
Fleur Weasley. Pamiętał, że brała udział w Turnieju Trójmagicznym a
potem wróciła na stałe i poślubiła, któregoś z braci Weasleyów. Nigdy
nie zapamiętał, którego. Dawniej Fleur nawet mu się podobała. Teraz po
wielu torturach przypominała bardziej obiekt nieszczęść. Obudziła w nim
dziwną mieszaninę współczucia. Na moment ich oczy spotkały się, ale
szybko odwrócił wzrok. Zaklął, bo znów przypomniała mu się Hermiona.
Stała się zadrą w jego poukładanym życiu.
-
Och Draco… - Bellatriks wesoło zaszczebiotała na jego widok. Skrzywił
się widząc jak trzymała w ręku różdżkę. Pewnie torturując te dziewczynę
była w swoim żywiole. Zbyt dobrze znał własną ciotkę. Nigdy za nią nie
przepadał i to się nie zmieniło. – Dobrze, że jesteś. Złapaliśmy pannę
De… znaczy Weasley… - Poprawiła się nie kryjąc swojej pogardy. –
Niestety nie jest zbyt pomocna w informacjach na temat Zakonu. Może nam
pomożesz? – Wszyscy zebrani spojrzeli na niego wyczekująco. Wśród
obecnych był jego ojciec, Greyback i Zabini. Nie mógł ich zawieść ani
okazać swojej słabości. Tylko czy nadal był takim samym człowiekiem jak
wcześniej? By to sobie udowodnić sięgnął po różdżkę i spojrzał w
przerażoną twarz dziewczyny.
-
Draco proszę… - Wyszeptała cicho a z jej ust wydobyła się stróżka krwi.
Była osłabiona i jeszcze kilka zaklęć torturujących na pewno by ją
zabiło. Naprawdę chciał stłumić w sobie współczucie. Pokazać jej, że
jest gotów, by torturować te dziewczynę. Był Śmieciożercą i nosił
nazwisko Malfoy. A jednak im dłużej patrzył na jej błagalne spojrzenie
nie potrafił się na to zdobyć. Ostrożnie odwrócił się i spojrzał w zimne
oczy ciotki i ojca. Zrozumiał, że tu nie pasuje. Nigdy nie będzie takim
synem, jakim powinien być. To Duncan pasował bardziej na jego miano.
-
Przykro mi ojcze, ale nie. – Wyraźnie akcentował każde słowo, by go
dokładnie zrozumieli. – Nie przyczynię się do zadawania bólu tej
dziewczyny. Wręcz przeciwnie zażądam byście ją uwolnili. – Słysząc jego
słowa Śmieciożercy roześmieli się. A najbardziej jego ojciec. Zachowywał
się jakby cała sytuacja niezmiernie go bawiła. To nie dodało Draconowi
pewności siebie. A wręcz przeciwnie. Mimo wszystko nie zamierzał się
poddawać. Odważnie stanął między dziewczyną a ojcem.
-
Ośmielasz się sprzeciwiać mi? – Z pozoru spokojny głos Lucjusza
przerażał wszystkich. Zebrani Śmieciożercy cofnęli się zdając sobie
sprawę, że za chwilę dojdzie do wybuchu. Zbyt dobrze znali starszego
Malfoya. – Ty? Bękart? – Nikt nie krył swojego zaskoczenia. Lucjusz
Malfoy w obecności wszystkich nazywał swojego prawowitego potomka
bękartem? Sam Draco w to nie wierzył.
-
Wybacz mi ojcze, że zawodzę Cię po raz kolejny…. – Chciał dodać coś
jeszcze, ale ostry ból przerwał jego słowa. Upadł tuż obok Fleur z
trudem powstrzymując krzyk. Bellatriks Leastrange z zawiścią w oczach
torturowała młodego Malfoya. Nikt nie zamierzał jej w tym przeszkodzić. Z
każdą chwilą młody Malfoy czuł jak uchodzi z niego życie.
***
Hermiona
przerażona cofnęła się w stronę przyjaciół. Harry mocniej przycisnął do
siebie córkę dziewczyny jakby to miało ją w jakiś sposób uchronić od
śmierci.
-
Mogłem się domyślić, że okażesz się zdradziecką suką panno Granger… -
Wycedził na jej widok. Aż skuliła się w sobie. W jego słowach kryło się
tyle nienawiści a wzrok ogarniał szaleństwo. Dziękowała Bogu, że miała
przy sobie jakąś różdżkę. Żałowała, że nie zdołała zdobyć żadnej dla
Rona lub Harrego. Mieliby większe szansę, by wydostać się z tego piekła.
Ian wyglądał niczym mściwy Bóg. Jeszcze nigdy nie widziała go tak
wściekłego.
-
Hermiona… - Wyszeptał Ron zdumiony, że Cameron ją znał. Do tej pory nie
mógł się otrząsnąć, że przyjaciółka była tu z nimi. Młoda Gryfonka
zignorowała go i spojrzała w zimne oczy Camerona.
-
Nigdy nie należałam do Ciebie… - Wycedziła odważnie słowa. Zawsze tak
myślała, ale nigdy nie była wstanie powiedzieć ich na głos. Teraz miała
okazje to zrobić. Nie okaże mu cienia strachu, bez względu na to, co jej
zrobi. Zbyt długo z nim żyła. – I nigdy nie będę. Miałbyś jedynie moje
ciało nic więcej. – Stała w ten sposób zasłaniając Harrego, Rona i swoją
kochaną córkę. Była gotowa oddać za nich swoje własne życie. Gdyby tak
się stało modliła się w duchu, by jej córka znalazła bezpieczne
schronienie. Niczego bardziej nie pragnęła po za tym. Spojrzała w stronę
Harrego i Rona mając nadzieje, że rozumieją ich błaganie. Harry
pierwszy ją zrozumiał. W normalnych warunkach nie zrobiłby tego. Jednak
mając na rękach córkę przyjaciółki nie mógł zgodzić się na nic innego. W
chwili, gdy mu ją dała złożył jej niemą przysięgę, że będzie ją
chronić. Obiecał sobie dotrzymać danego słowa.
-
Harry… - Ron chciał zaprotestować widząc, co przyjaciel zamierza
zrobić, ale chłopak tylko pokręcił głową. Hermiona odetchnęła z ulgą
widząc jak jej przyjaciele umykają niezatrzymywani przez nikogo. Wkrótce
oni i jej córka będą bezpieczni. Niczego bardziej nie pragnęła. Ian
doskoczył do niej zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Wykorzystał jej chwilę
nieuwagi i wytrącił różdżkę z ręki. Zagryzła wargę, gdy uderzył ją w
twarz. Zatoczyła się boleśnie opadając na ścianę. Kolejne ciosy posypały
się znienacka. Dziewczyna była przerażona. Próbowała się bronić, ale
nie miała szans. Cameron był od niej silniejszy. Zaklęcie Criuciatus
uderzyło w nią z całej siły. Upadła nie będąc zdolna, by wykonać
jakikolwiek ruch. Poczuła jak rozrywa jej suknię brutalnie sięgając jej
piersi. Nie spodziewała się takiej perswazji po nim. Zaśmiał się
rubasznie widząc jej błagalne spojrzenie. Gdzieś zniknął tamten czuły i
delikatny mężczyzna, z którym spędziła ostatnie dwa tygodnie. Znalazła
się w pułapce.
-
W końcu będę Cię miał… - Szeptał jej ochrypłym z podniecenia głosem. –
Zapragnął ją od pierwszej chwili, gdy ją spotkał. Wykorzystał przyjaźń z
Voldemortem, by ją dostać. I teraz należała do niego. Wiła się
rozpaczliwie w jego brutalnym uścisku. Broniła się przed rubasznym
dotykiem, gdy sięgał jej najbardziej intymnych zakamarków ciała. Nie
mogła pozwolić mu się zbrukać. Należała do Dracona. Tylko dla niego
przetrwała całe piekło. Ostatkiem sił dosięgła swojej różdżki. Widziała
wyraźne zdziwienie w jego oczach. Roześmiał się nie wierząc, że zdoła
jej użyć. Nie wahała się.
-
Ava Kedavra… - Wyszeptała bez chwili namysłu. Zielone światło błysnęło z
jej różdżki uderzając w mężczyznę z niezwykłą siłą. Oszołomiona
wpatrywała się jak ciało wielkiego Szkota opada na posadzce. Załkała
cicho nie wierząc, co właśnie zrobiła. Ktoś odepchnął ją od niego. Ktoś
inny nazwał ją dziwką. Powalono ją na posadzkę i związano ręce.
Najbardziej zabolało ją zimne spojrzenie młodego Aleca Camerona.
Zrozumiała, że znalazła w nim śmiertelnego wroga. A potem wszystko
przestało istnieć.
Na zakończenie:
Chyba
po raz pierwszy wam powiem, że jestem zadowolona z tego rozdziału.
Naprawdę i szczerze. Jest dokładnie taki jak powinien być. Nawet, jeśli
krótszy niż zwykle, ale chciałam go zakończyć właśnie w tym miejscu. W
komentarzach pytaliście mnie o „Cienia”. Nie martwcie się kochani.
Wkrótce się wam ponownie pokaże a jego tożsamość okaże się prawdziwą
niespodzianką. W ogóle planuje więcej wątków by was zaskoczyć. Tak, tak.
Nie skończyłam z niespodziankami. Wkrótce wyjdzie na jaw najbardziej
skrywana tajemnica Malfoyów. Jaka? No dowiecie się wkrótce. Zapraszam na
kolejny rozdział już wkrótce.
p.s.
rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie. To mi da czas na napisanie
a wam na dokładne przeczytanie. Przypominam o wpisaniu się do
Subskrycji jeśli chcecie być powiadamiani o nowych notkach.
Powiadamiających mnie przypominam o Spamowniku. Do zobaczenia wkrótce.
Informacyjnie:
Tytuł: Nieśmiertelna miłość – część 2 „Oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 7
Ilość słów: 3 860
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz