27 lipca 2012

Rozdział X "W szponach grozy"

[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się    życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.

Kroniki Proroka codziennego nr 17
Święta świeta i po świętach. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko zleciały. Jeden dzień wolnego to stanowczo zbyt mało. Ale się nie martwię. Już połowa kwietnia a to oznacza słynną majówkę. W moim przypadku długi weekend wolny od pracy a w większości z was od szkoły. Żyć nie umierać. i chyba po raz pierwszy w życiu powiem, że chce by był wrzesień. Po wakacjach, po urlopie. We wrześniu spełni się jedno z moich marzeń. Trzymajcie kciuki żeby się udało. Nie trując więcej zapraszam na rozdział:

***
To był najtrudniejszy okres w życiu Georga Weasleya. Samobójcza próba brata kilka miesięcy odbiła się psychicznie na nim. Nadal pamiętał moment, w którym odnalazł brata. Pojawił się wcześniej w domu tchnięty jakimś dziwnym przeczuciem, że wydarzy się coś złego. Jego brat Fred leżał półprzytomny w łazience. Woda, w której się kąpał była cała we krwi. Tylko przytomność umysłu pozwoliła go uratować. Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Fred całkowicie zamknął się w sobie. Stał się cieniem dawnego Freda Weasleya. Georgowi ciężko było patrzeć na to, co działo się z jego bratem. Żałował, że nie ma sposobu, by jemu pomóc. Czuł się kompletnie bezradny. Najgorsze, że nie tylko on na tym cierpiał. Szczególnie, że nikt nie znał prawdziwej przyczyny stanu Freda. George nie miał serca powiedzieć prawdy. Nie przewidział tylko upartego charakteru swojej siostry. Od kiedy ponownie wróciła do Hogwartu zmieniła się jeszcze bardziej. Wydawała się wyciszona i zgnębiona. Nic nie było takie same. Szczególnie, że Snape został nowym dyrektorem a nauczaniem zajmowali się Śmieciożercy.

- Chce znać prawdę. – Odparła stanowczo młoda Gryfonka pewnego wieczoru wpadając do mieszkania brata. Angelina była w pracy, gdzie zajmowała stanowisko, jako pielęgniarka w Św.Mungu, od kiedy zniesiono mecze Quiddicha. Rząd Voldemorta wiele zmienił. Nic już nie było takie samo w ich świecie. – Opiekuje się Fredem od dłuższego czasu. Medycy w Św.Mungu załamują ręce. Nikt nie rozumie stanu, w jakim się znalazł. Fred kompletnie odciął się od świata i zamknął w sobie. Nie wmówisz mi, że nie wiesz, co się z nim dzieje. Jesteś jego bratem bliźniakiem na litość boską. Nie jestem głupia ani ślepa. Mam prawo wiedzieć, co się dzieje. – Zażądała stanowczo. Już od jakiegoś czasu wiedziała, że coś jest między braćmi. Do tej pory nie wtrącała się w to, ale samobójcza próba Freda przegięła szalę. Wykorzystała moment pobytu w domu i pojawiła się na Pokątnej, by odwiedzić Georga. George bezradnie pokręcił głową. Znał swoją siostrę zbyt dobrze i wiedział, że nie odpuści.

- Obiecasz, że nikomu nie powiesz? – Spytał cicho czując jak bardzo boi się tej chwili. Ginny była strasznie nieprzewidywalna. Nie miał pojęcia jak siostra oceni jego zachowanie. Skinęła głową po dłuższej chwili. Usiadła naprzeciw brata i wpatrywała się w niego z napięciem. I opowiedział. Wszystko od samego początku. To była bardzo długa i trudna spowiedź. W pewnym momencie rozluźnił się a mówienie tej historii przychodziło mu z większą łatwością. Najtrudniejsze było powiedzenie o inności brata. Ginny słuchała jego historii z osłupieniem na twarzy. Kiedy przyszła i zażądała prawdy od Georga nie tego się spodziewała. Powoli zaczynało do niej wszystko docierać. Była w wielkim szoku. Wpatrywała się w brata z niedowierzaniem jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

- Jesteś idiotą Georgu Weasleyu. – Powiedziała po chwili, gdy minął pierwszy szok. – Jak mogłeś się tak zachować? Jak mogłeś skrzywdzić tak własnego brata? Czy nie docierało do Ciebie, że on naprawdę kocha Lee? Czy tak bardzo Ci to przeszkadzało? – Postawa jego młodszej siostry zaskoczyła bliźniaka. Nie sądził, że Ginny zachowa się tak niezwykle i dojrzale. Pod jej surowym spojrzeniem poczuł się jak idiota, w którym w pewnym sensie był.  – Masz szczęście, że nie udało mu się popełnić samobójstwa. Miałbyś na sumieniu jego śmierć. – I wyszła zostawiając go samego. Powoli docierały do niego słowa Ginny. Mogła mieć absolutną racje. Poczuł jak wielki ciężar winy zaciska się wokół jego serca. Musiał naprawić to jak najszybciej. Zdawał sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobi straci brata na zawsze. A to była ostatnia rzecz, jakiej chciał.

- Jesteś strasznym głupcem George. – Mruknął do swojego lustrzanego odbicia. Z nowym postanowieniem wyszedł z mieszkania. Miał nadzieje, że uda mu się naprawić to, co zniszczył. Czas działał na jego niekorzyść.

***
Hermiona niezbyt przytomnie otworzyła oczy i wpatrywała się we wściekłego Iana Camerona. To on podchwycił ją zanim zderzyła się z posadzką. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazł się tuż obok niej. Chwilę wcześniej obserwowała jak torturował jej najlepszych przyjaciół. Teraz znajdowała się we własnym łóżku i strasznie bolała ją głowa. Chyba nie doszła jeszcze do siebie po porodzie. Z lękiem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w gniewnego Iana. Skuliła się w sobie czując jak bardzo go zawiodła w tej chwili.

- Mogę wiedzieć, czemu złamałaś mój rozkaz? – Spytał chłodnym i rzeczowym tonem. Nigdy go takim nie słyszała.

- Ja… byłam ciekawa… - Wyjąkała niezgrabnie. Nigdy nie lubiła kłamać. Zawsze była szczera do bólu i to często ją gubiło. Tym razem również. Spuściła wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Ian Cameron był bardzo nieprzewidywalny.

- Zasłużyłaś na karę panno Granger wiesz o tym? – Spytał cicho. Przytaknęła zdając sobie sprawę, że to i tak jej nie ominie. Obawiała się jednak, co to będzie. Teraz, kiedy nie była w ciąży mógł zrobić z nią wszystko. Nigdy jeszcze nie bała się tak jak teraz. Drgnęła ze strachu, gdy sięgnął ręką do kieszeni. Wyciągnął z niej małą buteleczkę. Na jej bladej twarzy odmalował się wyraz zaskoczenia. – To o wiele łagodniejsze niż zaklęcie Cruciatus. – Wyjaśnił łagodnie a w jego oczach czaił się smutek. – Nie chce wymuszać na Tobie tego zaklęcia. Nie jestem aż takim potworem. Dlatego wziąłem ten eliksir. Dawno temu Severus Snape nauczył mnie go wytwarzać. Bardzo się przydaje w szczególnych i delikatnych okolicznościach. Daje nauczkę, ale też nie zostawia uszczerbku na zdrowiu. Nazywany został eliksirem falującym. Przekonasz się, dlaczego. – Wręczył jej buteleczkę. Wiedziała, że nie ma wyjścia. Wolała to niż brutalne zaklęcie. Ostrożnie wzięła od niego buteleczkę i otworzyła ją. Pachniała jakoś dziwnie i niezbyt przyjemnie. Zmarszczyła nos, ale posłusznie wypiła zawartość. Z pierwszej chwili nic się nie działo. Dopiero po dłuższej chwili poczuła paraliżujący ból w dole brzucha. Jęknęła i zgięła się w pół. Z jej oczu trysnęły łzy. Próbowała się wyszarpnąć, gdy Ian objął ją i tulił głaszcząc jej ciało. Nie miała sił z nim walczyć. Ból był nieco mniejszy niż przy zaklęciu Cruciatus, ale wcale jej to nie pocieszało. Pragnęła, by ból minął. Czuła się tak jakby coś dziwnego zaciskało się na jej żołądku. Jęczała cichutko a z jej oczu ciekły łzy. Ian pokazywał jej swoją władzę.

- Błagam przestań… - Szeptała cicho mając nadzieje, że to jakoś zmiękczy jego okrutne serce. Próbowała nie myśleć o tym, co działo się z jej brzuchem, ale ból nie dawał o sobie zapomnieć. Pojawiał się i zmniejszał. Była pewna, że od tego zwariuje. Ian nie znał cienia litości. Nawet dla niej.

- Śpij dziś spokojnie panno Granger. – Wyszeptał jej cicho na pożegnanie. Zadrżała z odrazy, kiedy nachylił się, by pocałować ją w czoło. Wiedziała, że nie może tu zostać. Nie zniosłaby kolejnej takiej kary. Musiała odnaleźć Rona i Harrego i uciec stąd. To była dla niej jedyna szansa. Dla niej i jej malutkiej córeczki.

***
Lee Jordan leniwie przeciągnął się na łóżku. Minęło kilka dobrych miesięcy, od kiedy wynajął te małe mieszkanko przy ulicy Pokątnej. Jego nowy związek z Maksem rozpadł się po zaledwie miesiącu. Nie umiał zapomnieć o Fredzie. Miał wrażenie, że bliźniak Weasley prześladował go. Bardzo często zaglądał do sklepu Weasleyów, ale nie spotkał ukochanego mężczyzny. Przyznawał szczerze, że niepokoiło go to. Minęło dobrych kilka miesięcy a Fred jakby zapadł się pod ziemię. Ginny przebywała w Hogwarcie więc nie miał jak się jak się jej spytać. A nigdzie nie widywał, któregoś ze starszych braci. Był coraz bardziej zgnębiony. Szczególnie, że jego związek z Maksem okazał się niewypałem. Ciągle porównywał go z Fredem. Czuł, że rozstanie z bliźniakiem było błędem i nie miał jak tego naprawić. Dlatego zdecydował się na wyjazd. Nic go nie trzymało w Anglii a robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Voldemort i jego Śmieciożercy siali panikę i strach. Nikt nie był bezpieczny w świecie Czarodziejów. Za ostatnie pieniądze wykupił bilet na mugolskim statku. Wolał nie teleportować się. Najchętniej w ogóle nie chciałby mieć nic ze światem Czarodziejów. Niestety był jednym z nich. Wepchnął resztki swoich rzeczy do walizki, po czym zamknął ją. Trochę żałował tego mieszkania. Spędził tu wiele szczęśliwych, ale i smutnych chwil. Mimo wszystko niczego nie żałował. To były najpiękniejsze chwile w jego życiu. Szczególnie te spędzone z Fredem.

- Lee? – Cichy głos należący do Ginny Weasley wyrwał go z zamyślenia. Z zaskoczeniem spojrzał w stronę drzwi, gdzie stała oparta o framugę. Wyglądała o wiele gorzej niż zwykle. Na jej bladej twarzy dostrzegał zmęczenie. Podejrzewał, że to Harry i Ron byli tego przyczyną. Minęło już tyle czasu. Obaj przepadli bez wieści. Mówiono nawet o śmierci Wybrańca a Voldemort triumfował.

- Co tu robisz? – Zapytał o wiele bardziej chłodno niż zamierzał. Wesleyowie bez względu na to, kto to był przypominali mu o Fredzie. Ginny była najmilsza z nich wszystkich, ale nie umiał się przemóc do niej. Była Weasleyem. Nie tylko nazwisko łączyło ją z Fredem. Była jego siostrą. Skrzywił się nieznacznie.

- Rozmawiałam z Georgem. – Te dwa proste słowa sprawiły, że poczuł się jakby go uderzyła. Nie odważył się na nią spojrzeć. Domyślił się, że George powiedział jej prawdę. Mógł się tego spodziewać. Prędzej czy później wyszłaby na jaw prawda o ich związku.

- Nie musisz się kłopotać bym zniknął z waszego życia. – Gdy to mówił jego głos ociekał zawiścią. Czuł się przegrany. Przegrał w walce o ukochanego z jego własną rodziną. To była największa porażka i najbardziej bolała. Odwróciwszy się od niej sięgnął po swoją walizkę. Jeszcze raz rozejrzał się po pustym pokoju upewniwszy się, że wszystko spakował. Ruszył w stronę wyjścia, ale Ginny nie poruszyła się.

- Chce żebyś wrócił do Freda. – Wypowiedziane cicho słowa dziewczyny zaskoczyły go bardzo. Odważył się na nią spojrzeć. Nic nie mógł wyczytać z jej twarzy. Pozostawało ciepłe i łagodne. To była Ginn, jaką znał i lubił. – On bez Ciebie usycha.
- To niemożliwe. – Bezradnie pokręcił głową, chociaż jego serce mówiło, co innego.  Kochał Freda i bardzo chciał z nim być. Zdawał sobie jednak sprawę, że nikt nigdy nie zaakceptuje tego związku a odtrąceni nie będą szczęśliwi. Ich związek nie miał przyszłości. Powoli zaczął zdawać sobie z tego sprawę. – Kiedyś mi za to podziękujesz.

- Fred próbował się zabić! – Wykrzyknęła rozpaczliwie chcąc zatrzymać Lee. Pogodziła się z innością brata. Nie miała wyjścia. Wolała widzieć go zdrowego niż załamanego i zmarnowanego za życia.
- On Cię potrzebuje Lee. To Twoja decyzja. Musisz wybrać, co jest dla Ciebie ważniejsze. Szczęście z ukochanym człowiekiem czy opinia innych ludzi. – To zostawiła go a słowa dziewczyny głęboko zapadły mu w sercu. Ginny miała racje. Jeśli naprawdę kochał Freda musiał walczyć o ten związek. Ostatecznie miał do stracenia nie wiele, ale za to więcej do zyskania. I nie zamierzał stracić swej ostatniej szansy.

***
To była najbardziej szalona decyzja w jej życiu. Nie wahała się jednak. Popełniła już tyle błędów, że jedno więcej nie robiło żadnej różnicy. Harry i Ron byli jej najlepszymi przyjaciółmi i wiele przeszli. Oni sami ryzykowali swoim życiem w Malfoy Manor by ją ratować. Teraz nadeszła jej kolej. Nie mogła zostawić swoich przyjaciół na pastwę piekła, które zgotował im Ian. Wiedziała też, że nie będzie szczęśliwa z tym człowiekiem. Musiała uciec i wrócić do Anglii, gdzie było jej miejsce. I tam wychować swoją córkę. Nawet samotnie, jeśli nie będzie miała innego wyjścia. Korzystając z okazji, że Ian z Aleciem wyjechali do Endyburga, by pozałatwiać wszystkie sprawy. Miała, więc idealną okazje, by uciec. Pospiesznie zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciała brać wszystkiego, co nie będzie jej potrzebne i by jej zawadzało. Większość rzeczy nie należało do niej po za różdżką, którą udało jej się odzyskać poprzedniego wieczoru. Ian uznał, że w obliczu niebezpieczeństwa powinna mieć szansę, czym się bronić. Na wypadek gdyby znowu ktoś ją uprowadził. Ani słowa nie wspomniała, że Harry i Ron to jej przyjaciele. Nie chciała by w jakiś sposób odczytał jej zamiary, bo wówczas mógłby zacząć ją pilnować. Po za tym Ian był najlepszym przyjacielem Voldemorta i na pewno wiedział, kim jest chłopak z blizną. Bezpieczeństwo Harrego było najważniejsze.

- Odchodzimy stąd córeczko. – Wyszeptała do malutkiej, która spała smacznie nieświadoma z niebezpieczeństwa, jakie im groziło. Owinęła córeczkę długim szalem. Jeden z bliskich prezentów od Dracona, jakie udało się jej zachować. W ten sposób mogła umieścić dziewczynkę na plecach z pomocą prowizorycznego nosidełka a sama mogła swobodnie się poruszać. Miała nadzieje, że w między czasie uda się jej znaleźć jakieś bezpieczne schronienie dla malutkiej. Zdawała sobie sprawę, że Ian nie odpuści póki jej nie znajdzie a do tego nie mogła dopuścić. Nie wybaczy jej zdrady. Zadrżała na samą myśl o jego zemście, ale nie bała się. Podjęła słuszną decyzje i nie zamierzała się zawahać. Nie tym razem. Po raz ostatni spojrzała na pokój, który dzieliła przez kilka miesięcy. Spędziła w nim wiele miłych, ale i też strasznych chwil. Już niedługo wszystko będzie za nią. Z tajemniczym uśmiechem przyklejonym do twarzy przemierzała korytarze omijając krzątających się służących. Na szczęście znalazła drogę do zamkowych lochów. Miała nadzieje, że jej przyjaciele nadal tam przebywają. Uwolnienie ich z kopalni byłoby znacznie trudniejsze. Nikt jej nie zatrzymywał. Najwyraźniej Ian był pewny siebie i nie przewidywał zbyt wielu kłopotów. Nie dziwiła się wcale. Zbyt wiele osób się go bało. Dziwiła się, że przebywając w Hogwarcie w Hosmegdade nigdy o nim nie słyszała. Szybko otrząsnęła się z tych myśli. To nie było teraz ważne. Musiała zachować przytomność umysłu. Gdzieś z oddali dobiegł ją paraliżujący krzyk. Wzdrygnęła się domyślając się, że to krzyki bólu. Wciąż miała przed oczami Iana torturującego jej przyjaciół. Musiała działać bardzo szybko. Nerwowo zaglądała do pustych cel. Pomieszczenie lochów było duszne i nieprzyjemne. W dodatku śmierdzący zapach przyprawiał ją o mdłości. Znalazła ich w ostatniej celi. Była mała i ciasna. Obaj jej przyjaciele wyglądali koszmarnie.
- Harry… Ron… - Zawołała nie mogąc ukryć ulgi, jaką poczuła. Drgnęli z zaskoczeniem spoglądając w jej stronę. Przez chwilę obaj myśleli, że mają omany. Jednak to była Hermiona. Jedno zaklęcie uwolniło ich z celi. Obaj wyszli z niej chwiejąc się na nogach. Byli wyczerpani i osłabieni. Ian dał im naprawdę niezłą szkołę życia. Mimo wszystko żaden z nich nie zrezygnował o marzeniach by stąd uciec. Na widok Hermiony poczuli gwałtowną chęć do życia.

- Wszystko wam później opowiem. – Powiedziała spokojnie podając Harremu swoją córkę. Harry trzymał się lepiej od Rona i wiedziała, że będzie z nim bezpieczna. – Tymczasem uciekamy stąd. Nie mamy chwili do stracenia.

- Obawiam się, że wasza szansa dawno minęła… - Drgnęli słysząc pełen pogardy głos należący do Iana Camerona. Na twarzy Hermiony pojawił się wyraz paniki. Znaleźli się w pułapce bez wyjścia.

***
Od wyjazdu Pansy i Duncana minęło kilka dni. Draco Malfoy bez celu włóczył się po własnym domu. Nie wiedział, czemu, ale nie umiał znaleźć sobie miejsca. Od kiedy Pansy przyznała mu się do tego, co zrobiła nie umiał zapomnieć o Hermionie. Czy to możliwe, że wyczyścili mu pamięć? Pokręcił głową z dezaprobatą. Nie wyobrażał sobie, że mógłby zakochać się w Szlamie. Owszem pożądał jej ciała i wywoływała w nim uczucia, jakich nigdy wcześniej u siebie nie widział. Jednak żeby to była zaraz miłość? Nie mógł sobie tego wyobrazić. Prędzej uwierzyłby, że to ostatni żart Duncana i Pansy, by z niego zadrwić. Spokojną ciszę, jaka panowała w domu przerwał przerażający kobiecy krzyk. Draco drgnął oszołomiony. Domyślił się, że Śmieciożercy kogoś torturują. Poczuł dreszcze i niepokój na ciele. Zupełnie jak wtedy, gdy widział torturowaną Hermionę. To nie mogła być ona. Była daleko stąd z Cameronem w Szkocji. A jednak musiał sprawdzić. Dla własnej pewności. Niezauważalnie znalazł się w lochach. Tam wśród grupki osób leżała jasnowłosa dziewczyna. Draco rozpoznał ją bez żadnego problemu. Fleur Delacour a właściwie obecnie Fleur Weasley. Pamiętał, że brała udział w Turnieju Trójmagicznym a potem wróciła na stałe i poślubiła, któregoś z braci Weasleyów. Nigdy nie zapamiętał, którego. Dawniej Fleur nawet mu się podobała. Teraz po wielu torturach przypominała bardziej obiekt nieszczęść. Obudziła w nim dziwną mieszaninę współczucia. Na moment ich oczy spotkały się, ale szybko odwrócił wzrok. Zaklął, bo znów przypomniała mu się Hermiona. Stała się zadrą w jego poukładanym życiu.

- Och Draco… - Bellatriks wesoło zaszczebiotała na jego widok. Skrzywił się widząc jak trzymała w ręku różdżkę. Pewnie torturując te dziewczynę była w swoim żywiole. Zbyt dobrze znał własną ciotkę. Nigdy za nią nie przepadał i to się nie zmieniło. – Dobrze, że jesteś. Złapaliśmy pannę De… znaczy Weasley… - Poprawiła się nie kryjąc swojej pogardy. – Niestety nie jest zbyt pomocna w informacjach na temat Zakonu. Może nam pomożesz? – Wszyscy zebrani spojrzeli na niego wyczekująco. Wśród obecnych był jego ojciec, Greyback i Zabini. Nie mógł ich zawieść ani okazać swojej słabości. Tylko czy nadal był takim samym człowiekiem jak wcześniej? By to sobie udowodnić sięgnął po różdżkę i spojrzał w przerażoną twarz dziewczyny.

- Draco proszę… - Wyszeptała cicho a z jej ust wydobyła się stróżka krwi. Była osłabiona i jeszcze kilka zaklęć torturujących na pewno by ją zabiło. Naprawdę chciał stłumić w sobie współczucie. Pokazać jej, że jest gotów, by torturować te dziewczynę. Był Śmieciożercą i nosił nazwisko Malfoy. A jednak im dłużej patrzył na jej błagalne spojrzenie nie potrafił się na to zdobyć. Ostrożnie odwrócił się i spojrzał w zimne oczy ciotki i ojca. Zrozumiał, że tu nie pasuje. Nigdy nie będzie takim synem, jakim powinien być. To Duncan pasował bardziej na jego miano.

- Przykro mi ojcze, ale nie. – Wyraźnie akcentował każde słowo, by go dokładnie zrozumieli. – Nie przyczynię się do zadawania bólu tej dziewczyny. Wręcz przeciwnie zażądam byście ją uwolnili. – Słysząc jego słowa Śmieciożercy roześmieli się. A najbardziej jego ojciec. Zachowywał się jakby cała sytuacja niezmiernie go bawiła. To nie dodało Draconowi pewności siebie. A wręcz przeciwnie. Mimo wszystko nie zamierzał się poddawać. Odważnie stanął między dziewczyną a ojcem.

- Ośmielasz się sprzeciwiać mi? – Z pozoru spokojny głos Lucjusza przerażał wszystkich. Zebrani Śmieciożercy cofnęli się zdając sobie sprawę, że za chwilę dojdzie do wybuchu. Zbyt dobrze znali starszego Malfoya. – Ty? Bękart? – Nikt nie krył swojego zaskoczenia. Lucjusz Malfoy w obecności wszystkich nazywał swojego prawowitego potomka bękartem? Sam Draco w to nie wierzył.

- Wybacz mi ojcze, że zawodzę Cię po raz kolejny…. – Chciał dodać coś jeszcze, ale ostry ból przerwał jego słowa. Upadł tuż obok Fleur z trudem powstrzymując krzyk. Bellatriks Leastrange z zawiścią w oczach torturowała młodego Malfoya. Nikt nie zamierzał jej w tym przeszkodzić. Z każdą chwilą młody Malfoy czuł jak uchodzi z niego życie.

***
Hermiona przerażona cofnęła się w stronę przyjaciół. Harry mocniej przycisnął do siebie córkę dziewczyny jakby to miało ją w jakiś sposób uchronić od śmierci.

- Mogłem się domyślić, że okażesz się zdradziecką suką panno Granger… - Wycedził na jej widok. Aż skuliła się w sobie. W jego słowach kryło się tyle nienawiści a wzrok ogarniał szaleństwo. Dziękowała Bogu, że miała przy sobie jakąś różdżkę. Żałowała, że nie zdołała zdobyć żadnej dla Rona lub Harrego. Mieliby większe szansę, by wydostać się z tego piekła. Ian wyglądał niczym mściwy Bóg. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wściekłego.

- Hermiona… - Wyszeptał Ron zdumiony, że Cameron ją znał. Do tej pory nie mógł się otrząsnąć, że przyjaciółka była tu z nimi. Młoda Gryfonka zignorowała go i spojrzała w zimne oczy Camerona.

- Nigdy nie należałam do Ciebie… - Wycedziła odważnie słowa. Zawsze tak myślała, ale nigdy nie była wstanie powiedzieć ich na głos. Teraz miała okazje to zrobić. Nie okaże mu cienia strachu, bez względu na to, co jej zrobi. Zbyt długo z nim żyła. – I nigdy nie będę. Miałbyś jedynie moje ciało nic więcej. – Stała w ten sposób zasłaniając Harrego, Rona i swoją kochaną córkę. Była gotowa oddać za nich swoje własne życie. Gdyby tak się stało modliła się w duchu, by jej córka znalazła bezpieczne schronienie. Niczego bardziej nie pragnęła po za tym. Spojrzała w stronę Harrego i Rona mając nadzieje, że rozumieją ich błaganie. Harry pierwszy ją zrozumiał. W normalnych warunkach nie zrobiłby tego. Jednak mając na rękach córkę przyjaciółki nie mógł zgodzić się na nic innego. W chwili, gdy mu ją dała złożył jej niemą przysięgę, że będzie ją chronić. Obiecał sobie dotrzymać danego słowa.

- Harry… - Ron chciał zaprotestować widząc, co przyjaciel zamierza zrobić, ale chłopak tylko pokręcił głową. Hermiona odetchnęła z ulgą widząc jak jej przyjaciele umykają niezatrzymywani przez nikogo. Wkrótce oni i jej córka będą bezpieczni. Niczego bardziej nie pragnęła. Ian doskoczył do niej zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Wykorzystał jej chwilę nieuwagi i wytrącił różdżkę z ręki. Zagryzła wargę, gdy uderzył ją w twarz. Zatoczyła się boleśnie opadając na ścianę. Kolejne ciosy posypały się znienacka. Dziewczyna była przerażona. Próbowała się bronić, ale nie miała szans. Cameron był od niej silniejszy. Zaklęcie Criuciatus uderzyło w nią z całej siły. Upadła nie będąc zdolna, by wykonać jakikolwiek ruch. Poczuła jak rozrywa jej suknię brutalnie sięgając jej piersi. Nie spodziewała się takiej perswazji po nim. Zaśmiał się rubasznie widząc jej błagalne spojrzenie. Gdzieś zniknął tamten czuły i delikatny mężczyzna, z którym spędziła ostatnie dwa tygodnie. Znalazła się w pułapce.

- W końcu będę Cię miał… - Szeptał jej ochrypłym z podniecenia głosem. – Zapragnął ją od pierwszej chwili, gdy ją spotkał. Wykorzystał przyjaźń z Voldemortem, by ją dostać. I teraz należała do niego. Wiła się rozpaczliwie w jego brutalnym uścisku. Broniła się przed rubasznym dotykiem, gdy sięgał jej najbardziej intymnych zakamarków ciała. Nie mogła pozwolić mu się zbrukać. Należała do Dracona. Tylko dla niego przetrwała całe piekło. Ostatkiem sił dosięgła swojej różdżki. Widziała wyraźne zdziwienie w jego oczach. Roześmiał się nie wierząc, że zdoła jej użyć. Nie wahała się.

- Ava Kedavra… - Wyszeptała bez chwili namysłu. Zielone światło błysnęło z jej różdżki uderzając w mężczyznę z niezwykłą siłą. Oszołomiona wpatrywała się jak ciało wielkiego Szkota opada na posadzce. Załkała cicho nie wierząc, co właśnie zrobiła. Ktoś odepchnął ją od niego. Ktoś inny nazwał ją dziwką. Powalono ją na posadzkę i związano ręce. Najbardziej zabolało ją zimne spojrzenie młodego Aleca Camerona. Zrozumiała, że znalazła w nim śmiertelnego wroga. A potem wszystko przestało istnieć.

Na zakończenie:
Chyba po raz pierwszy wam powiem, że jestem zadowolona z tego rozdziału. Naprawdę i szczerze. Jest dokładnie taki jak powinien być. Nawet, jeśli krótszy niż zwykle, ale chciałam go zakończyć właśnie w tym miejscu. W komentarzach pytaliście mnie o „Cienia”. Nie martwcie się kochani. Wkrótce się wam ponownie pokaże a jego tożsamość okaże się prawdziwą niespodzianką. W ogóle planuje więcej wątków by was zaskoczyć. Tak, tak. Nie skończyłam z niespodziankami. Wkrótce wyjdzie na jaw najbardziej skrywana tajemnica Malfoyów. Jaka? No dowiecie się wkrótce. Zapraszam na kolejny rozdział już wkrótce.
p.s. rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie. To mi da czas na napisanie a wam na dokładne przeczytanie. Przypominam o wpisaniu się do Subskrycji jeśli chcecie być powiadamiani o nowych notkach. Powiadamiających mnie przypominam o Spamowniku. Do zobaczenia wkrótce.

Informacyjnie:
Tytuł: Nieśmiertelna miłość – część 2 „Oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 7
Ilość słów: 3 860

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz