27 lipca 2012

Rozdział XII "Z powrotem w domu"

„Żyjemy na spokojnej wyspie ignorancji pośród czarnych mórz nieświadomości i wcale nie jest powiedziane, że w swej podróży zawędrujemy daleko”
Howard Phillips Lovecraft – Zew Cthulhu

Kroniki Proroka Codziennego nr.19:
No i lato zaczyna się u nas na dobre. W końcu wszyscy odpoczną od tej zimowej zawieruchy. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to najpiękniejsza pora roku. I wcale nie dlatego, że w końcu zacznie się okres blogowania. Po prostu wzywa mnie jak każdego prawdziwy zew natury. No ale nie trując więcej zapraszam serdecznie na kolejny obiecujący rozdział:

***
Nigdy w całym swoim życiu nie czuł się tak źle jak teraz. Miał dziwne przeczucie, że zawalił się jego świat. Voldemort okazał się jego ojcem? Nie mógł w to uwierzyć i nie uwierzyłby w najgorszych koszmarach. To było zbyt niemożliwe, by mogło być prawdziwe. A potem ojciec z niezwykłym spokojem w oczach opowiedział o przerażającym występku, jakiego się dopuścili. Poczuł do nich prawdziwy wstręt i smutek względem matki. Miał ochotę zabić ich oboje. Nie rozumiał jak można było zrobić coś tak potwornego kobiecie, która była jego żoną.

- Jesteście potworami! – Wrzasnął cały się trząsł z niewyobrażalnego wstrętu. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś tak porażającego. Był gotów zmieść ich oboje z powierzchni ziemi. Siła własnej nienawiści zaskoczyła go.

- Czujesz to mój synu? – Tym razem odezwał się Czarny Pan. Draco wzdrygnął się słysząc ojcowski ton jego głosu. Nawet Lucjusz nigdy się tak do niego nie zwracał. Spojrzał na niego nie kryjąc swojej pogardy. – To przeklęta krew Riddlów. Ona jest w Tobie, ponieważ jesteś moim synem. Nie uwolnisz się od swojego przeznaczenia.

- Nie mów tak do mnie. – Nie dbając o nic Draco rzucił się na Voldemorta. Stojąca w kącie Fleur krzyknęła, gdy ten używając różdżki cisnął młodego chłopaka na ścianę. Dało się usłyszeć chrzęst łamanych kości. Z trudem uniósł się z ziemi. Czuł jak bolała go głowa i całe ciało. – Nie jestem Twoim synem. To, że mnie stworzyłeś nic dla mnie nie znaczy.

- Na Twoim miejscu chłopcze bym się hamował. – Głos Czarnego Pana brzmiał niezwykle ostrzegawczo a jego czarne oczy pozostawały niezwykle zimne. – Pamiętaj, że nadal mam wpływ na losy panny Granger. Mogę w każdej chwili zamienić jej życie w prawdziwe piekło. Ian jest moim prawdziwym przyjacielem i zrobi wszystko, o, co go tylko poproszę. Panna Granger nie oślepiła go na tyle, by mi się sprzeciwił. Nadal nie dopuszczam do siebie myśli, iż tak śmiało mi się sprzeciwiłeś pomagając w ucieczce swojej żonie i przyrodniemu bratu. Prędzej czy później znowu znajdą się oboje na mojej ławce a Ty zaczniesz wypełniać obowiązki męża. – Draco poczuł prawdziwą bezsilność pod naporem jego słów. Czarny Pan miał racje. Hermiona nadal była w jego rękach i mogła w każdej chwili zostać skrzywdzona. Byłby potworem gdyby do tego dopuścił. Nie mógł na to pozwolić. Fleur znów pomogła mu wstać. Dzielna dziewczyna znosiła to wszystko ze stoickim spokojem mimo wyczuwalnego przerażenia. Draco poczuł się przez to jeszcze gorzej. Czuł, że w obliczu jej odwagi jest nikim. W dodatku Voldemort doskonale wiedział jak nim manipulować.

- Paniczu Malfoy… - Cichy głos skrzata domowego imieniem Zgredek zaskoczył go całkowicie. wpatrywał się w niego jakby zobaczył prawdziwy cud. – Przybyłem, by pana uwolnić. Panienka Granger mówiła, jak bardzo pan się zmienił. W dodatku dowiedziałem się, że jest tu więziona panienka Weasley. Nie mogłem was tak zostawić. – Draco miał mętlik w głowie. Nie spodziewał się ratunku. Tymczasem pojawił się nieoczekiwanie i była to szansa, której nie mógł nie wykorzystać.

-W porządku Zgredku. – Odparł cicho do domowego skrzata. W jego głowie układał się szalony plan. Musiał go wykorzystać. – Zabierzesz pannę Fleur do domu. – Spróbujesz się dowiedzieć, gdzie przebywa panienka Hermiona Granger. – Fleur niepewnie stanęła obok Skrzata domowego. Zgredek nie protestował. Skinął jedynie głową i zniknął w ciemnościach. Draco odetchnął z ulgą. Teraz musiał zrobić wszystko, by odnaleźć Hermionę.

***
Minęło kilka długich i ciężkich dni. Stan Hermiony Granger był naprawdę bardzo poważny. Była w śpiączce, ale trawiąca ją gorączka powoli zaczynała spadać. Blizny po oparzeniu goiły się dzięki troskliwej opiece Znachorki. Wszystko wydawało się być w porządku a jednak ich przyjaciółka nie wybudzała się. Hermiona przebywała w dziwnym stanie własnej podświadomości. Na nowo przeżywała okrutny gwałt przez strażnika. Za każdym razem, gdy próbowała wydobyć się z głębokiego koszmaru wciąż do niego powracała. To było silniejsze od niej. Nie pomagały błagalne słowa przyjaciół. Wciąż walczyła z swoim własnym koszmarem. Dopiero siódmego dnia od jej stanu otworzyła oczy. Wciąż była blada i przerażona, ale z ulgą rozpoznawała twarze swoich przyjaciół. W tym momencie mogłaby zapomnieć o wszelkim przebytym piekle. Do jej uszu dobiegł płacz dziecka. Jej maleńka córeczka.

- Aleks… - Wyszeptała słabym głosem. Ron drgnął i zbliżył się do niej z dziewczynką na rękach. Hermiona ostrożnie uniosła się na poduszkach czując się jeszcze zbyt osłabiona. Ron ostrożnie ułożył dziecko na rękach jej matki. – Czy mi się wydaje czy mała urosła nieco? – Hermiona próbowała się uśmiechnąć. Zdawała sobie sprawę, że koszmar tamtych przeżyć pozostanie w niej. Musiała jednak o tym zapomnieć. Miała, dla kogo żyć. Była potrzebna maleństwu, któremu dała życie. Poczuła dziwne ukłucie, kiedy maleńkie rączki zacisnęły się na jej palcu.

- Nie było Cię kilka dni. – Szepnął Harry siadając naprzeciw niej. – Jednak nie wiele straciłaś.  Po za spaniem i jedzeniem nic praktycznie nie robi. Dzieci to mają super. – Hermiona parsknęła śmiechem słysząc słowa przyjaciela.

- No wiesz poczekaj aż podrośnie. Zacznie wtedy wyraźnie pokazywać gdzie jest teraz nasze miejsce. Już teraz ma ognisty charakter. – Przyznała ze szczerym rozbawieniem. Była dziwnie rozluźniona w obecności swoich przyjaciół. Dawno się tak nie czuła. Miała wrażenie, że minęły wieki, od kiedy dane im było wspólnie spędzić czas. Teraz jakby wszystko się zmieniło. Oni się zmienili a czasy w Hogwarcie wydawały się być takie odległe. Tęskniła za nimi. Wtedy wszystko wydawało się być łatwiejsze. – Co teraz zrobimy Harry? Czy odnalazłeś Horuksa?

- Tak. – Skinął głową pokazując jej diadem. – Zniszczyliśmy go z Ronem za pomocą kła bazyliszka, ale to nie wystarczy. Według Dumbledor’a Voldemort stworzył ich siedem. My mamy dotąd dwa, o których wiemy i fałszywy medalion. Musimy znaleźć pozostałe. Nie mam pojęcia, od czego zacząć. Diadem był bardzo silny. Pozostałe mogą okazać się jeszcze silniejsze. – Hermiona cierpliwie skinęła głową.

- W porządku Harry. – Powiedziała cicho rozumiejąc wątpliwości przyjaciela. Wiedziała, że bez zniszczenia Horuksów nie uda mu się zabić Voldemorta. To był jego cel. Ostatnie życzenie uśmierconego Dumbledora. – Znajdziemy je wszystkie. Razem.
- Nie ma mowy Hermiono. – Harry uniósł się gwałtownie spoglądając na Gryfonkę. W jej oczach spostrzegł wyraźną stanowczość. Dawna Hermiona nie była taka. Coraz więcej zmian dostrzegał w przyjaciółce.

- Hermiona ma racje Harry. – Odezwał się ściszonym głosem Ron. On również bardzo się zmienił. Piekło, które przeżyli wspólnie w kopalni odcisnęło na nim swoje piętno. – Udamy się na Grimlandium Place. Ostatnio sporo myślałem o tym medalionie i chyba coś odkryłem. Jestem pewna, że Śmieciożercy nie będą nas tam szukać a Hermiona i mała Aleks znajdą tam bezpieczne schronienie. Jeśli im pozwolisz. Teraz ten dom należy do Ciebie.

- Nie odmówiłbym najlepszej przyjaciółce. – Wyszeptał cicho a Hermiona poczuła dziwne wzruszenie. Zupełnie tak jakby zatrzymał się dla niej czas. Poczuła się jakby po wielu trudach znalazła bezpieczną przystań. I miała zamiar się jej trzymać.

***
Dla młodego Freda Weasleya rozpoczął się najtrudniejszy okres w życiu. Od kiedy George uratował mu życie zamknął się w sobie. Nic go nie obchodziło. Życie dosłownie przelatywało mu przez palce a on nie zrobił nic, by je powstrzymać. Zobojętniał na wszystko, co działo się wokół.  Jego własna przyszłość nie stanowiła żadnej alternatywy. Widział zmartwienia swojej rodziny, ale nie robił nic, by temu przeszkodzić. Po prostu trwał. Żył z dnia na dzień poddając się własnej obojętności. Nie pomagała nawet rozmowa z bratem bliźniakiem, który to wszystko mocno przeżywał. Czuł się winny jego samobójczej misji. Fred kompletnie to ignorował. Żył z własnym bólem starając się zapomnieć o utraconej miłości. Niestety postać Lee Jordana prześladowała go w snach. Za każdym razem, gdy widział ukochanego pragnął nigdy się nie obudzić. Niestety przychodził nowy dzień i budził go do życia.

- Co z siebie zrobiłeś Fred? – Jak przez mgłę dotarł do niego karcący głos Lee. Spodziewał się, że znowu jest na marach, ale był pewien, że rozbudził się ostatecznie. Otworzywszy oczy jak przez mgłę rozpoznał bladą postać ukochanego mężczyzny. Lee nie mógł wyjechać. Rozmowa z Ginny i jej pełna akceptacja przekonały go ostatecznie. Nie mógł wyjechać i zostawić mężczyzny swojego życia. Zdawał sobie sprawę, że nie przetrwałby bez Freda ani jednego dnia.

- Lee? – Wykrztusił oszołomiony chłopak. Nie spodziewał się go ujrzeć. Minęło tak wiele czasu, od kiedy byli po raz ostatni razem. Lee wyglądał wspaniale. Wręcz nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie wierzył, że ukochany chłopak tu był. Stłumił w sobie chęć przytulenia się. Nadal zbyt żwawo pamiętał go w objęciach innego mężczyzny. To był widok, który pchnął go do samobójczej myśli. – Nie wiem czy w ogóle obchodzi Cię mój stan. – Prychnął starając się zapanować nad swoimi emocjami w obecności chłopaka, co nie było łatwym zadaniem. Obawiał się, że jego własne uczucia są zbyt widoczne.

- Jesteś idiotą. – Warknął Lee zaczynając żałować, że zdecydował się tu przyjść. Nie spodziewał się lepszego powitania, ale sądził, iż Fred będzie miał więcej rozumu. Ostatecznie robił wszystko dla jego dobra. Najwyraźniej bliźniaczy Weasley widział to inaczej.

- Nie nazywaj mnie idiotą. – Warknął wściekle i ku całkowitemu zaskoczeniu Jordana rzucił się na niego z pięściami. Przez dłuższą chwilę obaj kotłowali się po ziemi obijając pięściami swoje ciała. Żaden nie chciał ustąpić. Fred rozżalony zadawał coraz boleśniejsze ciosy. Był zbyt zdeterminowany i zraniony. Musiał na kimś odbić swoje wszystkie żale a padło akurat na Lee, który był ich przyczyną. Obaj byli wyczerpani, ale nie mieli zamiaru przestać. Fred musiał otworzyć się prze kochankiem. Czuł się zdradzony i oszukany. Nie sądził, że będzie miał okazje ponownego spotkania z Lee. Los bywał nieprzewidywalny.

- Skończyłeś pajacu? – Warknął na niego Lee ocierając krew z podbródka. Fred przyłożył mu solidnym sierpowym aż pociekła mu krew. Na szczęście nos okazał się być cały. Westchnął ciężko i oparł się o ścianę przyglądając się ukochanemu. Fred nie wyglądał wcale lepiej. Miał podbite oko i rozciętą wargę. Mimo wszystko w oczach chłopaka czaiły się wesołe błyski. To był dobry znak.

- Kocham Cię Lee. – Wyszeptał cicho nie odrywając spojrzenia od ciemnych oczu Lee. Ten uśmiechnął się zuchwale i przyciągnął chłopaka do siebie i pocałował. W tym momencie obaj zawarli jednogłośną przysięgę. Nie pozwolą się rozdzielić. Nigdy.

***
Dom był dokładnie taki, jak zapamiętał go Harry.
Był niemal pewien, że nic w nim się nie zmieniło. Czuł się tak jakby po wielu latach wracał do domu. Stworek powitał ich z niezbyt miłym grymasem na twarzy, co świadczyło, iż miał nadzieje, że w ogóle się nie pojawią. Na szczęście nie protestował, gdy Harry zapowiedział, że Hermiona z dzieckiem zatrzymają się u niego dla bezpieczeństwa. Hermiona była zaskoczona przytulnym pokojem, jaki jej przydzielono. Co prawda różnił się od tego, który miała na zamku Iana, ale też był przytulniejszy od klitki w Malfoy Manor. Co dziwne wszystko było przygotowane na powitanie jej maleństwa. Maleńka Aleks spała nieświadoma niebezpieczeństwa, jakie ją ominęło. Hermiona przyłapała się, że z każdym dniem coraz bardziej przypominała jej Dracona. Było to niezwykle bolesne wspomnienie, gdyż głęboko wierzyła, iż nigdy nie spotka ukochanego na swej drodze. Był mężem Pansy i musiała się z tym pogodzić. Nie umiała jednak zapomnieć o swojej miłości do niego. To było dla niej zbyt trudne i chyba niemożliwe do spełnienia.

- Nie przeszkadzam? – Ron Weasley cichaczem wszedł do pokoju dziewczyny. Skończył właśnie rozmawiać z Harrym o ich dalszych rozmowach względem Voldemorta i postanowił zobaczyć jak się ma Hermiona. Dziewczyna skończyła karmić malutką i układała ją do snu, kiedy się pojawił.

- Nie. – Pokręciła głową z uśmiechem zapraszając przyjaciela. Ron zawsze był blisko niej. Za każdym razem, kiedy go potrzebowała. I chociaż zdawała sobie sprawę z uczuć chłopaka to nigdy nie brała ich na poważnie. A teraz? Nie wiedziała, co o tym ma myśleć. Do tej pory była szansa na odzyskanie miłości Dracona. Z tą chwilą przestała ona istnieć. Musiał coś zobaczyć w jej oczach, bo zbliżył się do niej. Poczuł jak gwałtownie zabiło mu serce. Nie protestowała, kiedy objął ją czule. Potrzebowała tego. Chciała zapomnieć o tamtym koszmarze w Szkocji i okrutnym strażniku, który ją zgwałcił. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa i namiętności.

- Jesteś pewna, że tego chcesz? – Wyszeptał chcąc wyczytać z jej oczu zaproszenie. Kiwnęła głową odpinając guziki swojej bluzki. W pewnym stopniu czuła się tak jakby go wykorzystywała. Nie kochała Rona. Był dla niej bardziej bratem niż kochankiem, ale w tym momencie nie mogła inaczej. Chciała zapomnienia a on mógł jej to dać. Widziała jak oczy błyszczały mu z pożądania a jego oddech robił się coraz bardziej przyspieszony. Sama nie wiedziała, kiedy dała się ponieść chwili. Odczuwała przyjemne pożądanie. Ron nie spieszył się wcale. Właśnie spełniało się jedno z jego największych marzeń. Jego ukochana dziewczyna w końcu zapragnęła poznać z nim chwili szczęścia. Nie ufał do końca jej pobudkom, ale jeśli ona tego potrzebowała był gotowy jej to dać. Nie spieszył się wcale. Językiem i palcami poznawał jej jędrne ciało, niezmienione po porodzie. Nie wierzył, że ta chwila jeszcze kiedykolwiek się powtórzy, ale nie tracił nadziei. Potrafił być cierpliwy a teraz jego cierpliwość miała być doceniona. Hermiona była tu z nim a nie z jego największym wrogiem. Przykrył jej wargi swoimi. Niepewnie oddała mu pocałunek. Jej oczy błyszczały w pełnym napięciu oczekiwaniu. Pragnęła tego. Jęknęła cichutko, kiedy w nią wszedł. W dole brzucha poczuła przyjemne mrowienie. Brutalny strażnik nie zabił w niej uczuć, jak tego się bała. Nadal mogła kochać i być kochaną. Nadal czuła przyjemność ze zbliżenia. Leżała w ramionach śpiącego Rona starając się uspokoić rytm własnego serca. Mimo wszystko była zadowolona. Jednak gdzieś w głębi kiełkującego serca czuła się jak zdrajczyni. Jej ciało i serce nadal pragnęło Draco. Było to coś, z czym nie umiała się pogodzić. I wiedziała, że nie pogodzi nigdy.

***
Draco był na granicy wytrzymałości. Zdawał sobie sprawę, że będzie żałował ucieczki Fleur Weasley, ale nie sądził, że to będzie takie dotkliwe. Naiwnie myślał, że Voldemort okaże się aż tak brutalny. Najwyraźniej zależało mu na pannie Weasley a on pokrzyżował wszystko uwalniając ją. Przeklinał się w duchu za własną głupotę. Były takie chwilę, że myślał o swojej matce. W ramionach Snep’a znalazła chwile szczęścia. Czy wiedziała o tym, co w dniu jej ślubu zrobił jego ojciec? Czy była świadoma jego okrutnego okrucieństwa? Wolał nawet nie myśleć o tym. Dopiero z upływem czasu zdawał sobie sprawę, jak sam zachowywał się wobec niej. Teraz miał sporo czasu na myślenie siedząc uwięziony we własnym pokoju. Jego ciało było całe obolałe po porannych torturach. Voldemort i jego ojciec byli niezwykle bezlitośni.

- Przyniosłem Ci coś do jedzenia. – Odezwał się wchodząc do więzienia Ślizgona Severus Snape. Draco uniósł brwi w zdziwieniu. Od dwóch dni nie miał nic w ustach. Był przekonany, że chcą go zagłodzić, by złamać jego opór. Niezwykle skuteczna sposób w torturowaniu. Zapach pieczonego mięsa sprawił, że zagłodzony żołądek wykonał jakieś zwariowane salto. Sięgnął po talerz i zaczął jeść obawiając się, że ktoś się rozmyśli i zabierze mu jedzenie.

- Kochałeś ją? – Spytał w pewnym momencie w przerwie między kęsami. To pytanie od dawna go nurtowało, ale nie miał okazji nigdy go zadać. Po raz pierwszy od dawna spędzał czas z dawnym profesorem. – Moją matkę. – Poprawił się widząc zdziwioną minę Snep’a. – Czułeś do niej cokolwiek czy była dla Ciebie tylko zabawką? Przelotnym romansem, który miał się szybko skończyć? – To pytanie zaskoczyło Severusa, ale zdawał sobie sprawę, że kiedyś musiało ono nadejść. Nie spodziewał się tylko momentu.

- Narcyza była wyjątkową kobietą. – Zaczął ostrożnie dobierając swoje słowa. – I poważnie traktowałem związek, który nas łączył. Widzisz, kiedyś kochałem kogoś wyjątkowego i…

- Lily Evans. – Podchwycił Draco pokazując w ten sposób, że wie więcej niż profesor przypuszczał. Hermiona mu kiedyś o tym opowiedziała. Był ciekaw czy młody Potter zdawał sobie sprawę, bowiem wiedział, że Lily Evans była matką Harrego. – Wiem o tym.

- Wiele słyszałeś młody Malfoyu. – Stwierdził Severus drapiąc się po brodzie. Nie krył swego wrażenia. Draco okazywał się bardziej podobny do matki niż ktokolwiek przypuszczał. Całe szczęście, że zachowanie Lucjusz nie spaczyło całkowicie tego chłopca. Podejrzewał, że może być dla niego jeszcze szansa. I być może szczęście z tą mugolską dziewczyną, którą sobie wybrał. Nie tracił nadziei, ale też nie miał jej zbyt wiele. – Tak, że wiesz nie kochałem Twojej matki, ale byłem wstanie zabrać ją od twego ojca. Chciałem to zrobić gdyby mi tylko na to pozwoliła, ale ze względu na Ciebie nie chciała tego zrobić. Voldemort chce Cię widzieć. Czy pójdziesz dobrowolnie? – Draco wzdrygnął się słysząc to pytanie. Ostatnim razem, kiedy nie chciał się wstawić zawleczono go tam dość brutalnie skutego w łańcuchy. Nie chciał powtarzać tego błędu ponownie.

- Nie mam wyjścia prawda? – Spytał z lekkim sarkazmem odkładając pusty talerz. Czując się nieco podniesiony na duchu ruszył w stronę biblioteki, gdzie zaszył się Voldemort. Nie umiał myśleć o tym człowieku jak o swoim ojcu. Nigdy nie będzie umiał. Nie wiedział, który był gorszy. On czy Lucjusz. – Wzywałeś mnie panie… - Szepnął do niego z trudem okazywanym szacunkiem. Voldemort siedział przy biurku, gdzie zwykle uczył się, jako młody chłopak. Lucjusz stał tuż obok niego, ale nie zareagował na jego pojawienie. Był wyjątkowo pochłonięty jakąś księgą.

- Mam dla Ciebie zadanie młody Draconie. – Powiedział po chwili przyglądając mu się. – Musisz wiedzieć, że to dla Ciebie kara za uwolnienie panny Weasley. Wiem z źródła, że Harry Potter przybył do miasta. Nie wiem, gdzie obecnie przebywa, ale mam sposób na ujawnienie się go. Chce byś sprowadził mi Ginny Weasley. – Draco nerwowo przełknął ślinę. Ginny była najlepszą przyjaciółką Hermiony. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nigdy mu nie wybaczy, jeśli coś jej się stanie. W tym momencie nie miał nic do stracenia. Skinął głową na znak, że się zgadza. W myślach opracowywał plan, który pozwoli mu wyrwać się z tej matni. Miał nadzieje, że mu się uda. To była jego ostatnia szansa.

***
Hermiona z uśmiechem na ustach obserwowała swoją śpiącą córeczkę. Jej mała Aleks była niezwykle spokojnym dzieckiem. Z każdym dniem jak rosła widniało jej podobieństwo do Draco. Z trudem powstrzymała szloch. Nie będzie płakać. Łzy nie pomogą jej. To, co zrobiła z Ronem dało jej ukojenie. Czuła się jakby wykorzystywała przyjaciela, ale to było dobre dla niej. I Ron o tym wiedział. Dlatego jej to dał. A ona to wzięła. Dzięki temu udało jej się zapomnieć o bólu. Odzyskała utraconą namiętność. To, co zrodziło się między nią a Ronem nie było udawane. Pragnęła go tak samo jak on jej. Może nie było to wielkie pożądanie, jakie łączyło ją z Draco, ale zawsze coś. Jej skupiony wzrok powędrował w stronę medalionu. Harry zostawił go jej wczoraj. Obiecała mu rozszyfrować wiadomość ukrytą w nim. To był klucz do nieśmiertelności Voldemorta. Jeśli znajdą wszystkie i zniszczą Harry stanie z nim do walki jak równy z równym. I wtedy go zabije. Tak Voldemort z pewnością zasłużył na śmierć jak nikt inny.

- Kim jesteś R.A.B. – Mruczała do siebie Hermiona. Wcześniej sprawdzili z Harrym i Ronem wszystko. Przeszukali w umysłach całą wiedzę, jaką posiadali. Niestety nie przypomnieli sobie nikogo z żywych lub umarłych, kto, by miał taką wiedzę. Westchnęła i wziąwszy medalion w rękę wyszła z pokoju. Harry i Ron udali się z wizytą do Weasleyów. Ron dowiedziawszy się o aresztowaniu ojca musiał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Nie wzięli jej i dziecka ze sobą, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Ona sama uważała, że oni ryzykowali więcej, ale byli uparci. – Mężczyźni. – Mruknęła pod nosem nie kryjąc swojego poirytowania. Przemierzała dom ignorując okrzyki dobiegające z portretu starszej pani Black matki Syriusza i Regulusa. Stworek również gdzieś zniknął. Była w tym domu całkiem sama nie licząc córeczki. Nagle zatrzymała się gwałtownie. Coś ją tknęło. Odwróciwszy się zderzyła się z drzwiami, na których widniał wielki napis. R.A.B. Oniemiała z wrażenia. Szukali tak długo a on był całkiem blisko. Brat Syriusza. Regulus Arthur Black. Poczuła jak jej serce zabiło jej mocniej. Znalazła go w końcu. A jeśli to Regulus był tym, który ukrył medalion to Stworek był tym, który będzie wiedział, co się z nim stało. Tchonia nadzieją Hermiona odnalazła Skrzata, gdy w kuchni przygotowywał coś, co można było nazwać obiadem. Stworek nie lubił Harrego i okazywał to w swój prosty sposób. Hermiony nie tolerował w ogóle, gdyż według niego była czarodziejem gorszego gatunku. Na sam jej widok rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Z trudem je wytrzymała.

- Chce wiedzieć czy to poznajesz? – Spytała pokazując Skrzatowi medalion Regulusa. Stworek z zaskoczenia zrobił wielkie oczy. Pamiętał ten medalion. Przyczynę śmierci jego pana.

- To medalion mojego pana. – Zaskrzeczał gniewnie i spojrzał na nią tak, że aż się cofnęła. Zdawała sobie sprawę, że domowe skrzaty mają potężną moc. Wiedziała jednak, że była gościem Harrego. Stworek nie mógł jej skrzywdzić.

- Tak to jego medalion. – Skłamała gładko układając w głowie swój własny plan. Miała tylko nadzieje, że jej się uda. – Wiemy, że był taki drugi tylko fałszywy. Obiecuje dać Ci ten prawdziwy, jeśli odnajdziesz dla nas tamten fałszywy.

- Naprawdę zrobisz to dla mnie? – Spytał z nadzieją Stworek. Wyczuwał, że ta pani jest inna niż wszyscy. Nie miała w sobie okrucieństwa innych Czarodziejów. Hermiona skinęła głową. Nie czuła wyrzutów z powodu kłamstwa. Ostatecznie wszyscy będą mieli to, co chcą. – Wiem, gdzie jest ta fałszywka. – Stwierdził Stworek i zniknął. Hermiona miała nadzieje, że nie popełniła błędu. Zbyt wiele od tego zależało.

***
Fred i Lee odskoczyli od siebie wraz z chwilą pojawienia się w domu Rona i Harrego. Przez chwilę bliźniak Weasley patrzył na swojego dawno niewidzianego brata w głębokim szoku. Do tej pory żyli z myślą, że mógł zginąć w walce u boku Harrego. Teraz pojawił się w ich domu jakby nic się nie stało. Fred poczuł nowy napływ sił. Najpierw odzyskał ukochanego mężczyznę a teraz się okazało, że jego młodszy brat żyje.

- Ron. – Wykrzyknął ściskając młodszego brata. Na twarzy Rona pojawił się wyraz ulgi. Harry mógł się domyślać, co przeżywał. Rodzina dla Rudzielca była najważniejsza. Przebywając, jako niewolnicy u Camerona nie mieli pewności czy w ogóle przeżyją. Teraz Ron wrócił na łono rodziny, ale nie mógł w niej zostać. Nadal istniało ryzyko niebezpieczeństwa. Walka z Voldemortem wciąż nie miała swojego szczęśliwego finału. Z oddali słychać było kroki Molly Weasley i jej rozmowę z jedyną córką. Harry poczuł jak gwałtownie zabiło jego serce. Jego ukochana Ginny wróciła. Jak tylko Ginn zobaczyła Harrego rzuciła się mu w ramiona. W jej oczach były łzy, kiedy całowała jego usta. Była tak szczęśliwa, że nie zważała na nich innego. Całą gromadą zasiedli przy stole. Mimo braku pana Weasleya pani Weasley przygotowała uroczysty obiad. Chciała uczcić powrót jej syna i jego przyjaciela. Harry był dla nich jak członek rodziny. Mimo dziwnie napiętej atmosfery jaka zapanowała po pojawieniu się  Georga i Angeliny było nawet przyjemnie. George na moment zniknął, by porozmawiać z Lee. Oboje pojawili się w lepszych humorach i z jakąś ulgą wymalowaną na twarzy.

- Wiesz mamo, że nie mogę zostać. – Odezwał się w pewnym momencie Rudzielec na pytanie matki czy naszykować mu stary pokój. – Nikt nie może wiedzieć, że wróciliśmy. Dla wszystkich tak będzie najlepiej. Zatrzymaliśmy się razem z Hermioną i jej córką w bezpiecznym miejscu.

- Hermiona urodziła córkę? – Wsparta na ramieniu Harrego Ginny nie kryła zaskoczenia. Nie miała pojęcia, że przyjaciółka spodziewa się dziecka. Nie miała nawet pojęcia, że najlepsza przyjaciółka jest w ciąży. Obiecała sobie, że nie poinformuje o tym Jessici. Będzie musiała znaleźć inną mało ważną informacje, by nikogo przy tym nie skrzywdzić. Nie wyda swojego chłopca i brata na pewną śmierć. Nie musiała również pytać, kto był ojcem dziecka. To było oczywiste dla wszystkich.

- Czy Draco wie? – To pytanie zadała Molly Weasley. Ona, jako jedna z niewielu kibicowała związkowi. Miała nadzieje, że będą mieli szansę być razem. Niestety ślub młodego Malfoya z Pansy wszystko zniszczył. Mogła czuć jedynie współczucie dla młodej pary. Kochali się, ale nie mogli być razem.

- Chyba nie. – Odezwał się cicho Ron. – I chyba lepiej by było żeby nie wiedział. Hermiona już dość wycierpiała się z jego strony. Najwyższa pora, by i ona zaznała trochę szczęścia w życiu. – Głos młodego Weasleya był niezwykle stanowczy. Większość osób się z nim zgadzała. Ginny domyślała się jak jej przyjaciółka musiała wycierpieć w domu Malfoyów. Widziała również miłość w oczach brata, gdy o niej mówił. Miała nadzieje, że Hermiona zobaczy również to samo.
Harry spoglądał na twarze swoich przyjaciół. Miał dziwne uczucie, że po raz ostatni siedzą wszyscy razem przy wspólnym stole. Czuł się jakby wkrótce miało kogoś zabraknąć. Pomyślał, że najlepiej, by było dla wszystkich gdyby to był on. Obiecał sobie, że zabije Voldemorta albo sam zginie. To miała być jedyna dobra rzecz, jaką zrobi.

Na zakończenie:
Rozdział wyszedł taki sobie nijaki, ale w sumie trochę wniósł. Szczególnie moment uwiedzenia Rona przez Hermionę. Nie wiem, jak wam, ale pomysł sam w sobie mi się podobał. Do tego dochodzi jeszcze historia horuksów. Powoli was wdrążam w temat siódmego tomu i to, co w nim najważniejsze. Nadszedł również moment na odkrycie większości kart. Wkrótce zostanie odkryta jedna z najważniejszych. Zapraszam na kolejny XIII rozdział już wkrótce.
p.s. przepraszam że tak długo czekaliście ale Onet ze świrował a tak bardzo nie pozbędzie się mnie ze swojego świata. Bywam uparta i zobaczymy kto wygra walkę o bloga ja czy Onet!

Informacyjnie:
Oryginalny tytuł: „Nieśmiertelna miłość” część 2 „oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 140

1 komentarz:

  1. Świetny dział :) Szkoda, ale, że nie opisałaś wspólnej nocy Harryego i Ginny

    OdpowiedzUsuń