Howard Phillips Lovecraft – Zew Cthulhu
Kroniki Proroka Codziennego nr.19:
No
i lato zaczyna się u nas na dobre. W końcu wszyscy odpoczną od tej
zimowej zawieruchy. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to najpiękniejsza
pora roku. I wcale nie dlatego, że w końcu zacznie się okres
blogowania. Po prostu wzywa mnie jak każdego prawdziwy zew natury. No
ale nie trując więcej zapraszam serdecznie na kolejny obiecujący
rozdział:
***
Nigdy
w całym swoim życiu nie czuł się tak źle jak teraz. Miał dziwne
przeczucie, że zawalił się jego świat. Voldemort okazał się jego ojcem?
Nie mógł w to uwierzyć i nie uwierzyłby w najgorszych koszmarach. To
było zbyt niemożliwe, by mogło być prawdziwe. A potem ojciec z
niezwykłym spokojem w oczach opowiedział o przerażającym występku,
jakiego się dopuścili. Poczuł do nich prawdziwy wstręt i smutek względem
matki. Miał ochotę zabić ich oboje. Nie rozumiał jak można było zrobić
coś tak potwornego kobiecie, która była jego żoną.
-
Jesteście potworami! – Wrzasnął cały się trząsł z niewyobrażalnego
wstrętu. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś tak porażającego. Był gotów
zmieść ich oboje z powierzchni ziemi. Siła własnej nienawiści zaskoczyła
go.
-
Czujesz to mój synu? – Tym razem odezwał się Czarny Pan. Draco
wzdrygnął się słysząc ojcowski ton jego głosu. Nawet Lucjusz nigdy się
tak do niego nie zwracał. Spojrzał na niego nie kryjąc swojej pogardy. –
To przeklęta krew Riddlów. Ona jest w Tobie, ponieważ jesteś moim
synem. Nie uwolnisz się od swojego przeznaczenia.
-
Nie mów tak do mnie. – Nie dbając o nic Draco rzucił się na Voldemorta.
Stojąca w kącie Fleur krzyknęła, gdy ten używając różdżki cisnął
młodego chłopaka na ścianę. Dało się usłyszeć chrzęst łamanych kości. Z
trudem uniósł się z ziemi. Czuł jak bolała go głowa i całe ciało. – Nie
jestem Twoim synem. To, że mnie stworzyłeś nic dla mnie nie znaczy.
-
Na Twoim miejscu chłopcze bym się hamował. – Głos Czarnego Pana brzmiał
niezwykle ostrzegawczo a jego czarne oczy pozostawały niezwykle zimne. –
Pamiętaj, że nadal mam wpływ na losy panny Granger. Mogę w każdej
chwili zamienić jej życie w prawdziwe piekło. Ian jest moim prawdziwym
przyjacielem i zrobi wszystko, o, co go tylko poproszę. Panna Granger
nie oślepiła go na tyle, by mi się sprzeciwił. Nadal nie dopuszczam do
siebie myśli, iż tak śmiało mi się sprzeciwiłeś pomagając w ucieczce
swojej żonie i przyrodniemu bratu. Prędzej czy później znowu znajdą się
oboje na mojej ławce a Ty zaczniesz wypełniać obowiązki męża. – Draco
poczuł prawdziwą bezsilność pod naporem jego słów. Czarny Pan miał
racje. Hermiona nadal była w jego rękach i mogła w każdej chwili zostać
skrzywdzona. Byłby potworem gdyby do tego dopuścił. Nie mógł na to
pozwolić. Fleur znów pomogła mu wstać. Dzielna dziewczyna znosiła to
wszystko ze stoickim spokojem mimo wyczuwalnego przerażenia. Draco
poczuł się przez to jeszcze gorzej. Czuł, że w obliczu jej odwagi jest
nikim. W dodatku Voldemort doskonale wiedział jak nim manipulować.
-
Paniczu Malfoy… - Cichy głos skrzata domowego imieniem Zgredek
zaskoczył go całkowicie. wpatrywał się w niego jakby zobaczył prawdziwy
cud. – Przybyłem, by pana uwolnić. Panienka Granger mówiła, jak bardzo
pan się zmienił. W dodatku dowiedziałem się, że jest tu więziona
panienka Weasley. Nie mogłem was tak zostawić. – Draco miał mętlik w
głowie. Nie spodziewał się ratunku. Tymczasem pojawił się nieoczekiwanie
i była to szansa, której nie mógł nie wykorzystać.
-W
porządku Zgredku. – Odparł cicho do domowego skrzata. W jego głowie
układał się szalony plan. Musiał go wykorzystać. – Zabierzesz pannę
Fleur do domu. – Spróbujesz się dowiedzieć, gdzie przebywa panienka
Hermiona Granger. – Fleur niepewnie stanęła obok Skrzata domowego.
Zgredek nie protestował. Skinął jedynie głową i zniknął w ciemnościach.
Draco odetchnął z ulgą. Teraz musiał zrobić wszystko, by odnaleźć
Hermionę.
***
Minęło
kilka długich i ciężkich dni. Stan Hermiony Granger był naprawdę bardzo
poważny. Była w śpiączce, ale trawiąca ją gorączka powoli zaczynała
spadać. Blizny po oparzeniu goiły się dzięki troskliwej opiece
Znachorki. Wszystko wydawało się być w porządku a jednak ich
przyjaciółka nie wybudzała się. Hermiona przebywała w dziwnym stanie
własnej podświadomości. Na nowo przeżywała okrutny gwałt przez
strażnika. Za każdym razem, gdy próbowała wydobyć się z głębokiego
koszmaru wciąż do niego powracała. To było silniejsze od niej. Nie
pomagały błagalne słowa przyjaciół. Wciąż walczyła z swoim własnym
koszmarem. Dopiero siódmego dnia od jej stanu otworzyła oczy. Wciąż była
blada i przerażona, ale z ulgą rozpoznawała twarze swoich przyjaciół. W
tym momencie mogłaby zapomnieć o wszelkim przebytym piekle. Do jej uszu
dobiegł płacz dziecka. Jej maleńka córeczka.
-
Aleks… - Wyszeptała słabym głosem. Ron drgnął i zbliżył się do niej z
dziewczynką na rękach. Hermiona ostrożnie uniosła się na poduszkach
czując się jeszcze zbyt osłabiona. Ron ostrożnie ułożył dziecko na
rękach jej matki. – Czy mi się wydaje czy mała urosła nieco? – Hermiona
próbowała się uśmiechnąć. Zdawała sobie sprawę, że koszmar tamtych
przeżyć pozostanie w niej. Musiała jednak o tym zapomnieć. Miała, dla
kogo żyć. Była potrzebna maleństwu, któremu dała życie. Poczuła dziwne
ukłucie, kiedy maleńkie rączki zacisnęły się na jej palcu.
- Nie było Cię kilka dni. – Szepnął Harry siadając naprzeciw niej. – Jednak nie wiele straciłaś. Po
za spaniem i jedzeniem nic praktycznie nie robi. Dzieci to mają super. –
Hermiona parsknęła śmiechem słysząc słowa przyjaciela.
-
No wiesz poczekaj aż podrośnie. Zacznie wtedy wyraźnie pokazywać gdzie
jest teraz nasze miejsce. Już teraz ma ognisty charakter. – Przyznała ze
szczerym rozbawieniem. Była dziwnie rozluźniona w obecności swoich
przyjaciół. Dawno się tak nie czuła. Miała wrażenie, że minęły wieki, od
kiedy dane im było wspólnie spędzić czas. Teraz jakby wszystko się
zmieniło. Oni się zmienili a czasy w Hogwarcie wydawały się być takie
odległe. Tęskniła za nimi. Wtedy wszystko wydawało się być łatwiejsze. –
Co teraz zrobimy Harry? Czy odnalazłeś Horuksa?
-
Tak. – Skinął głową pokazując jej diadem. – Zniszczyliśmy go z Ronem za
pomocą kła bazyliszka, ale to nie wystarczy. Według Dumbledor’a
Voldemort stworzył ich siedem. My mamy dotąd dwa, o których wiemy i
fałszywy medalion. Musimy znaleźć pozostałe. Nie mam pojęcia, od czego
zacząć. Diadem był bardzo silny. Pozostałe mogą okazać się jeszcze
silniejsze. – Hermiona cierpliwie skinęła głową.
-
W porządku Harry. – Powiedziała cicho rozumiejąc wątpliwości
przyjaciela. Wiedziała, że bez zniszczenia Horuksów nie uda mu się zabić
Voldemorta. To był jego cel. Ostatnie życzenie uśmierconego Dumbledora.
– Znajdziemy je wszystkie. Razem.
-
Nie ma mowy Hermiono. – Harry uniósł się gwałtownie spoglądając na
Gryfonkę. W jej oczach spostrzegł wyraźną stanowczość. Dawna Hermiona
nie była taka. Coraz więcej zmian dostrzegał w przyjaciółce.
-
Hermiona ma racje Harry. – Odezwał się ściszonym głosem Ron. On również
bardzo się zmienił. Piekło, które przeżyli wspólnie w kopalni odcisnęło
na nim swoje piętno. – Udamy się na Grimlandium Place. Ostatnio sporo
myślałem o tym medalionie i chyba coś odkryłem. Jestem pewna, że
Śmieciożercy nie będą nas tam szukać a Hermiona i mała Aleks znajdą tam
bezpieczne schronienie. Jeśli im pozwolisz. Teraz ten dom należy do
Ciebie.
-
Nie odmówiłbym najlepszej przyjaciółce. – Wyszeptał cicho a Hermiona
poczuła dziwne wzruszenie. Zupełnie tak jakby zatrzymał się dla niej
czas. Poczuła się jakby po wielu trudach znalazła bezpieczną przystań. I
miała zamiar się jej trzymać.
***
Dla
młodego Freda Weasleya rozpoczął się najtrudniejszy okres w życiu. Od
kiedy George uratował mu życie zamknął się w sobie. Nic go nie
obchodziło. Życie dosłownie przelatywało mu przez palce a on nie zrobił
nic, by je powstrzymać. Zobojętniał na wszystko, co działo się wokół. Jego
własna przyszłość nie stanowiła żadnej alternatywy. Widział zmartwienia
swojej rodziny, ale nie robił nic, by temu przeszkodzić. Po prostu
trwał. Żył z dnia na dzień poddając się własnej obojętności. Nie
pomagała nawet rozmowa z bratem bliźniakiem, który to wszystko mocno
przeżywał. Czuł się winny jego samobójczej misji. Fred kompletnie to
ignorował. Żył z własnym bólem starając się zapomnieć o utraconej
miłości. Niestety postać Lee Jordana prześladowała go w snach. Za każdym
razem, gdy widział ukochanego pragnął nigdy się nie obudzić. Niestety
przychodził nowy dzień i budził go do życia.
-
Co z siebie zrobiłeś Fred? – Jak przez mgłę dotarł do niego karcący
głos Lee. Spodziewał się, że znowu jest na marach, ale był pewien, że
rozbudził się ostatecznie. Otworzywszy oczy jak przez mgłę rozpoznał
bladą postać ukochanego mężczyzny. Lee nie mógł wyjechać. Rozmowa z
Ginny i jej pełna akceptacja przekonały go ostatecznie. Nie mógł
wyjechać i zostawić mężczyzny swojego życia. Zdawał sobie sprawę, że nie
przetrwałby bez Freda ani jednego dnia.
-
Lee? – Wykrztusił oszołomiony chłopak. Nie spodziewał się go ujrzeć.
Minęło tak wiele czasu, od kiedy byli po raz ostatni razem. Lee wyglądał
wspaniale. Wręcz nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie wierzył, że
ukochany chłopak tu był. Stłumił w sobie chęć przytulenia się. Nadal
zbyt żwawo pamiętał go w objęciach innego mężczyzny. To był widok, który
pchnął go do samobójczej myśli. – Nie wiem czy w ogóle obchodzi Cię mój
stan. – Prychnął starając się zapanować nad swoimi emocjami w obecności
chłopaka, co nie było łatwym zadaniem. Obawiał się, że jego własne
uczucia są zbyt widoczne.
-
Jesteś idiotą. – Warknął Lee zaczynając żałować, że zdecydował się tu
przyjść. Nie spodziewał się lepszego powitania, ale sądził, iż Fred
będzie miał więcej rozumu. Ostatecznie robił wszystko dla jego dobra.
Najwyraźniej bliźniaczy Weasley widział to inaczej.
-
Nie nazywaj mnie idiotą. – Warknął wściekle i ku całkowitemu
zaskoczeniu Jordana rzucił się na niego z pięściami. Przez dłuższą
chwilę obaj kotłowali się po ziemi obijając pięściami swoje ciała. Żaden
nie chciał ustąpić. Fred rozżalony zadawał coraz boleśniejsze ciosy.
Był zbyt zdeterminowany i zraniony. Musiał na kimś odbić swoje wszystkie
żale a padło akurat na Lee, który był ich przyczyną. Obaj byli
wyczerpani, ale nie mieli zamiaru przestać. Fred musiał otworzyć się
prze kochankiem. Czuł się zdradzony i oszukany. Nie sądził, że będzie
miał okazje ponownego spotkania z Lee. Los bywał nieprzewidywalny.
-
Skończyłeś pajacu? – Warknął na niego Lee ocierając krew z podbródka.
Fred przyłożył mu solidnym sierpowym aż pociekła mu krew. Na szczęście
nos okazał się być cały. Westchnął ciężko i oparł się o ścianę
przyglądając się ukochanemu. Fred nie wyglądał wcale lepiej. Miał
podbite oko i rozciętą wargę. Mimo wszystko w oczach chłopaka czaiły się
wesołe błyski. To był dobry znak.
-
Kocham Cię Lee. – Wyszeptał cicho nie odrywając spojrzenia od ciemnych
oczu Lee. Ten uśmiechnął się zuchwale i przyciągnął chłopaka do siebie i
pocałował. W tym momencie obaj zawarli jednogłośną przysięgę. Nie
pozwolą się rozdzielić. Nigdy.
***
Dom był dokładnie taki, jak zapamiętał go Harry.
Był
niemal pewien, że nic w nim się nie zmieniło. Czuł się tak jakby po
wielu latach wracał do domu. Stworek powitał ich z niezbyt miłym
grymasem na twarzy, co świadczyło, iż miał nadzieje, że w ogóle się nie
pojawią. Na szczęście nie protestował, gdy Harry zapowiedział, że
Hermiona z dzieckiem zatrzymają się u niego dla bezpieczeństwa. Hermiona
była zaskoczona przytulnym pokojem, jaki jej przydzielono. Co prawda
różnił się od tego, który miała na zamku Iana, ale też był
przytulniejszy od klitki w Malfoy Manor. Co dziwne wszystko było
przygotowane na powitanie jej maleństwa. Maleńka Aleks spała nieświadoma
niebezpieczeństwa, jakie ją ominęło. Hermiona przyłapała się, że z
każdym dniem coraz bardziej przypominała jej Dracona. Było to niezwykle
bolesne wspomnienie, gdyż głęboko wierzyła, iż nigdy nie spotka
ukochanego na swej drodze. Był mężem Pansy i musiała się z tym pogodzić.
Nie umiała jednak zapomnieć o swojej miłości do niego. To było dla niej
zbyt trudne i chyba niemożliwe do spełnienia.
-
Nie przeszkadzam? – Ron Weasley cichaczem wszedł do pokoju dziewczyny.
Skończył właśnie rozmawiać z Harrym o ich dalszych rozmowach względem
Voldemorta i postanowił zobaczyć jak się ma Hermiona. Dziewczyna
skończyła karmić malutką i układała ją do snu, kiedy się pojawił.
-
Nie. – Pokręciła głową z uśmiechem zapraszając przyjaciela. Ron zawsze
był blisko niej. Za każdym razem, kiedy go potrzebowała. I chociaż
zdawała sobie sprawę z uczuć chłopaka to nigdy nie brała ich na
poważnie. A teraz? Nie wiedziała, co o tym ma myśleć. Do tej pory była
szansa na odzyskanie miłości Dracona. Z tą chwilą przestała ona istnieć.
Musiał coś zobaczyć w jej oczach, bo zbliżył się do niej. Poczuł jak
gwałtownie zabiło mu serce. Nie protestowała, kiedy objął ją czule.
Potrzebowała tego. Chciała zapomnieć o tamtym koszmarze w Szkocji i
okrutnym strażniku, który ją zgwałcił. Potrzebowała poczucia
bezpieczeństwa i namiętności.
-
Jesteś pewna, że tego chcesz? – Wyszeptał chcąc wyczytać z jej oczu
zaproszenie. Kiwnęła głową odpinając guziki swojej bluzki. W pewnym
stopniu czuła się tak jakby go wykorzystywała. Nie kochała Rona. Był dla
niej bardziej bratem niż kochankiem, ale w tym momencie nie mogła
inaczej. Chciała zapomnienia a on mógł jej to dać. Widziała jak oczy
błyszczały mu z pożądania a jego oddech robił się coraz bardziej
przyspieszony. Sama nie wiedziała, kiedy dała się ponieść chwili.
Odczuwała przyjemne pożądanie. Ron nie spieszył się wcale. Właśnie
spełniało się jedno z jego największych marzeń. Jego ukochana dziewczyna
w końcu zapragnęła poznać z nim chwili szczęścia. Nie ufał do końca jej
pobudkom, ale jeśli ona tego potrzebowała był gotowy jej to dać. Nie
spieszył się wcale. Językiem i palcami poznawał jej jędrne ciało,
niezmienione po porodzie. Nie wierzył, że ta chwila jeszcze kiedykolwiek
się powtórzy, ale nie tracił nadziei. Potrafił być cierpliwy a teraz
jego cierpliwość miała być doceniona. Hermiona była tu z nim a nie z
jego największym wrogiem. Przykrył jej wargi swoimi. Niepewnie oddała mu
pocałunek. Jej oczy błyszczały w pełnym napięciu oczekiwaniu. Pragnęła
tego. Jęknęła cichutko, kiedy w nią wszedł. W dole brzucha poczuła
przyjemne mrowienie. Brutalny strażnik nie zabił w niej uczuć, jak tego
się bała. Nadal mogła kochać i być kochaną. Nadal czuła przyjemność ze
zbliżenia. Leżała w ramionach śpiącego Rona starając się uspokoić rytm
własnego serca. Mimo wszystko była zadowolona. Jednak gdzieś w głębi
kiełkującego serca czuła się jak zdrajczyni. Jej ciało i serce nadal
pragnęło Draco. Było to coś, z czym nie umiała się pogodzić. I
wiedziała, że nie pogodzi nigdy.
***
Draco
był na granicy wytrzymałości. Zdawał sobie sprawę, że będzie żałował
ucieczki Fleur Weasley, ale nie sądził, że to będzie takie dotkliwe.
Naiwnie myślał, że Voldemort okaże się aż tak brutalny. Najwyraźniej
zależało mu na pannie Weasley a on pokrzyżował wszystko uwalniając ją.
Przeklinał się w duchu za własną głupotę. Były takie chwilę, że myślał o
swojej matce. W ramionach Snep’a znalazła chwile szczęścia. Czy
wiedziała o tym, co w dniu jej ślubu zrobił jego ojciec? Czy była
świadoma jego okrutnego okrucieństwa? Wolał nawet nie myśleć o tym.
Dopiero z upływem czasu zdawał sobie sprawę, jak sam zachowywał się
wobec niej. Teraz miał sporo czasu na myślenie siedząc uwięziony we
własnym pokoju. Jego ciało było całe obolałe po porannych torturach.
Voldemort i jego ojciec byli niezwykle bezlitośni.
-
Przyniosłem Ci coś do jedzenia. – Odezwał się wchodząc do więzienia
Ślizgona Severus Snape. Draco uniósł brwi w zdziwieniu. Od dwóch dni nie
miał nic w ustach. Był przekonany, że chcą go zagłodzić, by złamać jego
opór. Niezwykle skuteczna sposób w torturowaniu. Zapach pieczonego
mięsa sprawił, że zagłodzony żołądek wykonał jakieś zwariowane salto.
Sięgnął po talerz i zaczął jeść obawiając się, że ktoś się rozmyśli i
zabierze mu jedzenie.
-
Kochałeś ją? – Spytał w pewnym momencie w przerwie między kęsami. To
pytanie od dawna go nurtowało, ale nie miał okazji nigdy go zadać. Po
raz pierwszy od dawna spędzał czas z dawnym profesorem. – Moją matkę. –
Poprawił się widząc zdziwioną minę Snep’a. – Czułeś do niej cokolwiek
czy była dla Ciebie tylko zabawką? Przelotnym romansem, który miał się
szybko skończyć? – To pytanie zaskoczyło Severusa, ale zdawał sobie
sprawę, że kiedyś musiało ono nadejść. Nie spodziewał się tylko momentu.
-
Narcyza była wyjątkową kobietą. – Zaczął ostrożnie dobierając swoje
słowa. – I poważnie traktowałem związek, który nas łączył. Widzisz,
kiedyś kochałem kogoś wyjątkowego i…
-
Lily Evans. – Podchwycił Draco pokazując w ten sposób, że wie więcej
niż profesor przypuszczał. Hermiona mu kiedyś o tym opowiedziała. Był
ciekaw czy młody Potter zdawał sobie sprawę, bowiem wiedział, że Lily
Evans była matką Harrego. – Wiem o tym.
-
Wiele słyszałeś młody Malfoyu. – Stwierdził Severus drapiąc się po
brodzie. Nie krył swego wrażenia. Draco okazywał się bardziej podobny do
matki niż ktokolwiek przypuszczał. Całe szczęście, że zachowanie
Lucjusz nie spaczyło całkowicie tego chłopca. Podejrzewał, że może być
dla niego jeszcze szansa. I być może szczęście z tą mugolską dziewczyną,
którą sobie wybrał. Nie tracił nadziei, ale też nie miał jej zbyt
wiele. – Tak, że wiesz nie kochałem Twojej matki, ale byłem wstanie
zabrać ją od twego ojca. Chciałem to zrobić gdyby mi tylko na to
pozwoliła, ale ze względu na Ciebie nie chciała tego zrobić. Voldemort
chce Cię widzieć. Czy pójdziesz dobrowolnie? – Draco wzdrygnął się
słysząc to pytanie. Ostatnim razem, kiedy nie chciał się wstawić
zawleczono go tam dość brutalnie skutego w łańcuchy. Nie chciał
powtarzać tego błędu ponownie.
-
Nie mam wyjścia prawda? – Spytał z lekkim sarkazmem odkładając pusty
talerz. Czując się nieco podniesiony na duchu ruszył w stronę
biblioteki, gdzie zaszył się Voldemort. Nie umiał myśleć o tym człowieku
jak o swoim ojcu. Nigdy nie będzie umiał. Nie wiedział, który był
gorszy. On czy Lucjusz. – Wzywałeś mnie panie… - Szepnął do niego z
trudem okazywanym szacunkiem. Voldemort siedział przy biurku, gdzie
zwykle uczył się, jako młody chłopak. Lucjusz stał tuż obok niego, ale
nie zareagował na jego pojawienie. Był wyjątkowo pochłonięty jakąś
księgą.
-
Mam dla Ciebie zadanie młody Draconie. – Powiedział po chwili
przyglądając mu się. – Musisz wiedzieć, że to dla Ciebie kara za
uwolnienie panny Weasley. Wiem z źródła, że Harry Potter przybył do
miasta. Nie wiem, gdzie obecnie przebywa, ale mam sposób na ujawnienie
się go. Chce byś sprowadził mi Ginny Weasley. – Draco nerwowo przełknął
ślinę. Ginny była najlepszą przyjaciółką Hermiony. Zdawał sobie sprawę,
że dziewczyna nigdy mu nie wybaczy, jeśli coś jej się stanie. W tym
momencie nie miał nic do stracenia. Skinął głową na znak, że się zgadza.
W myślach opracowywał plan, który pozwoli mu wyrwać się z tej matni.
Miał nadzieje, że mu się uda. To była jego ostatnia szansa.
***
Hermiona
z uśmiechem na ustach obserwowała swoją śpiącą córeczkę. Jej mała Aleks
była niezwykle spokojnym dzieckiem. Z każdym dniem jak rosła widniało
jej podobieństwo do Draco. Z trudem powstrzymała szloch. Nie będzie
płakać. Łzy nie pomogą jej. To, co zrobiła z Ronem dało jej ukojenie.
Czuła się jakby wykorzystywała przyjaciela, ale to było dobre dla niej. I
Ron o tym wiedział. Dlatego jej to dał. A ona to wzięła. Dzięki temu
udało jej się zapomnieć o bólu. Odzyskała utraconą namiętność. To, co
zrodziło się między nią a Ronem nie było udawane. Pragnęła go tak samo
jak on jej. Może nie było to wielkie pożądanie, jakie łączyło ją z
Draco, ale zawsze coś. Jej skupiony wzrok powędrował w stronę medalionu.
Harry zostawił go jej wczoraj. Obiecała mu rozszyfrować wiadomość
ukrytą w nim. To był klucz do nieśmiertelności Voldemorta. Jeśli znajdą
wszystkie i zniszczą Harry stanie z nim do walki jak równy z równym. I
wtedy go zabije. Tak Voldemort z pewnością zasłużył na śmierć jak nikt
inny.
-
Kim jesteś R.A.B. – Mruczała do siebie Hermiona. Wcześniej sprawdzili z
Harrym i Ronem wszystko. Przeszukali w umysłach całą wiedzę, jaką
posiadali. Niestety nie przypomnieli sobie nikogo z żywych lub umarłych,
kto, by miał taką wiedzę. Westchnęła i wziąwszy medalion w rękę wyszła z
pokoju. Harry i Ron udali się z wizytą do Weasleyów. Ron dowiedziawszy
się o aresztowaniu ojca musiał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
Nie wzięli jej i dziecka ze sobą, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Ona
sama uważała, że oni ryzykowali więcej, ale byli uparci. – Mężczyźni. –
Mruknęła pod nosem nie kryjąc swojego poirytowania. Przemierzała dom
ignorując okrzyki dobiegające z portretu starszej pani Black matki
Syriusza i Regulusa. Stworek również gdzieś zniknął. Była w tym domu
całkiem sama nie licząc córeczki. Nagle zatrzymała się gwałtownie. Coś
ją tknęło. Odwróciwszy się zderzyła się z drzwiami, na których widniał
wielki napis. R.A.B. Oniemiała z wrażenia. Szukali tak długo a on był
całkiem blisko. Brat Syriusza. Regulus Arthur Black. Poczuła jak jej
serce zabiło jej mocniej. Znalazła go w końcu. A jeśli to Regulus był
tym, który ukrył medalion to Stworek był tym, który będzie wiedział, co
się z nim stało. Tchonia nadzieją Hermiona odnalazła Skrzata, gdy w
kuchni przygotowywał coś, co można było nazwać obiadem. Stworek nie
lubił Harrego i okazywał to w swój prosty sposób. Hermiony nie tolerował
w ogóle, gdyż według niego była czarodziejem gorszego gatunku. Na sam
jej widok rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Z trudem je wytrzymała.
-
Chce wiedzieć czy to poznajesz? – Spytała pokazując Skrzatowi medalion
Regulusa. Stworek z zaskoczenia zrobił wielkie oczy. Pamiętał ten
medalion. Przyczynę śmierci jego pana.
-
To medalion mojego pana. – Zaskrzeczał gniewnie i spojrzał na nią tak,
że aż się cofnęła. Zdawała sobie sprawę, że domowe skrzaty mają potężną
moc. Wiedziała jednak, że była gościem Harrego. Stworek nie mógł jej
skrzywdzić.
-
Tak to jego medalion. – Skłamała gładko układając w głowie swój własny
plan. Miała tylko nadzieje, że jej się uda. – Wiemy, że był taki drugi
tylko fałszywy. Obiecuje dać Ci ten prawdziwy, jeśli odnajdziesz dla nas
tamten fałszywy.
-
Naprawdę zrobisz to dla mnie? – Spytał z nadzieją Stworek. Wyczuwał, że
ta pani jest inna niż wszyscy. Nie miała w sobie okrucieństwa innych
Czarodziejów. Hermiona skinęła głową. Nie czuła wyrzutów z powodu
kłamstwa. Ostatecznie wszyscy będą mieli to, co chcą. – Wiem, gdzie jest
ta fałszywka. – Stwierdził Stworek i zniknął. Hermiona miała nadzieje,
że nie popełniła błędu. Zbyt wiele od tego zależało.
***
Fred
i Lee odskoczyli od siebie wraz z chwilą pojawienia się w domu Rona i
Harrego. Przez chwilę bliźniak Weasley patrzył na swojego dawno
niewidzianego brata w głębokim szoku. Do tej pory żyli z myślą, że mógł
zginąć w walce u boku Harrego. Teraz pojawił się w ich domu jakby nic
się nie stało. Fred poczuł nowy napływ sił. Najpierw odzyskał ukochanego
mężczyznę a teraz się okazało, że jego młodszy brat żyje.
-
Ron. – Wykrzyknął ściskając młodszego brata. Na twarzy Rona pojawił się
wyraz ulgi. Harry mógł się domyślać, co przeżywał. Rodzina dla
Rudzielca była najważniejsza. Przebywając, jako niewolnicy u Camerona
nie mieli pewności czy w ogóle przeżyją. Teraz Ron wrócił na łono
rodziny, ale nie mógł w niej zostać. Nadal istniało ryzyko
niebezpieczeństwa. Walka z Voldemortem wciąż nie miała swojego
szczęśliwego finału. Z oddali słychać było kroki Molly Weasley i jej
rozmowę z jedyną córką. Harry poczuł jak gwałtownie zabiło jego serce.
Jego ukochana Ginny wróciła. Jak tylko Ginn zobaczyła Harrego rzuciła
się mu w ramiona. W jej oczach były łzy, kiedy całowała jego usta. Była
tak szczęśliwa, że nie zważała na nich innego. Całą gromadą zasiedli
przy stole. Mimo braku pana Weasleya pani Weasley przygotowała uroczysty
obiad. Chciała uczcić powrót jej syna i jego przyjaciela. Harry był dla
nich jak członek rodziny. Mimo dziwnie napiętej atmosfery jaka
zapanowała po pojawieniu się Georga
i Angeliny było nawet przyjemnie. George na moment zniknął, by
porozmawiać z Lee. Oboje pojawili się w lepszych humorach i z jakąś ulgą
wymalowaną na twarzy.
-
Wiesz mamo, że nie mogę zostać. – Odezwał się w pewnym momencie
Rudzielec na pytanie matki czy naszykować mu stary pokój. – Nikt nie
może wiedzieć, że wróciliśmy. Dla wszystkich tak będzie najlepiej.
Zatrzymaliśmy się razem z Hermioną i jej córką w bezpiecznym miejscu.
-
Hermiona urodziła córkę? – Wsparta na ramieniu Harrego Ginny nie kryła
zaskoczenia. Nie miała pojęcia, że przyjaciółka spodziewa się dziecka.
Nie miała nawet pojęcia, że najlepsza przyjaciółka jest w ciąży.
Obiecała sobie, że nie poinformuje o tym Jessici. Będzie musiała znaleźć
inną mało ważną informacje, by nikogo przy tym nie skrzywdzić. Nie wyda
swojego chłopca i brata na pewną śmierć. Nie musiała również pytać, kto
był ojcem dziecka. To było oczywiste dla wszystkich.
-
Czy Draco wie? – To pytanie zadała Molly Weasley. Ona, jako jedna z
niewielu kibicowała związkowi. Miała nadzieje, że będą mieli szansę być
razem. Niestety ślub młodego Malfoya z Pansy wszystko zniszczył. Mogła
czuć jedynie współczucie dla młodej pary. Kochali się, ale nie mogli być
razem.
-
Chyba nie. – Odezwał się cicho Ron. – I chyba lepiej by było żeby nie
wiedział. Hermiona już dość wycierpiała się z jego strony. Najwyższa
pora, by i ona zaznała trochę szczęścia w życiu. – Głos młodego Weasleya
był niezwykle stanowczy. Większość osób się z nim zgadzała. Ginny
domyślała się jak jej przyjaciółka musiała wycierpieć w domu Malfoyów.
Widziała również miłość w oczach brata, gdy o niej mówił. Miała
nadzieje, że Hermiona zobaczy również to samo.
Harry
spoglądał na twarze swoich przyjaciół. Miał dziwne uczucie, że po raz
ostatni siedzą wszyscy razem przy wspólnym stole. Czuł się jakby wkrótce
miało kogoś zabraknąć. Pomyślał, że najlepiej, by było dla wszystkich
gdyby to był on. Obiecał sobie, że zabije Voldemorta albo sam zginie. To
miała być jedyna dobra rzecz, jaką zrobi.
Na zakończenie:
Rozdział
wyszedł taki sobie nijaki, ale w sumie trochę wniósł. Szczególnie
moment uwiedzenia Rona przez Hermionę. Nie wiem, jak wam, ale pomysł sam
w sobie mi się podobał. Do tego dochodzi jeszcze historia horuksów.
Powoli was wdrążam w temat siódmego tomu i to, co w nim najważniejsze.
Nadszedł również moment na odkrycie większości kart. Wkrótce zostanie
odkryta jedna z najważniejszych. Zapraszam na kolejny XIII rozdział już
wkrótce.
p.s.
przepraszam że tak długo czekaliście ale Onet ze świrował a tak bardzo
nie pozbędzie się mnie ze swojego świata. Bywam uparta i zobaczymy kto
wygra walkę o bloga ja czy Onet!
Informacyjnie:
Oryginalny tytuł: „Nieśmiertelna miłość” część 2 „oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 140
Świetny dział :) Szkoda, ale, że nie opisałaś wspólnej nocy Harryego i Ginny
OdpowiedzUsuń