„Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień.” – Jonattan Carroll „Białe jabłka”
Dedykacja:
Rozdział dedykowany Marzycielce z (zagubiona czarownica) za cierpliwość w betowaniu moich rozdziałów. Wierzcie mi kochani to ciężka praca. Oraz Akemi (fantazje skrzata), która dzielnie próbuje przeczytać wszystkie moje rozdziały i Beatrice (serce
smoka) za to jak wspaniale pokazuje swoją własną wersje Draco Malfoya i
jest dla mnie wspaniałą muzą do tworzenia jego postaci. Dziewczyny
dziękuje wam!!
Kroniki Proroka Codziennego nr.20:
I
w końcu tak jak obiecałam odkrywam wszystkie tajemnice. Długo myślałam
czy nie robię tego za wcześnie, ale zaplanowałam jeszcze wiele wydarzeń i
uznałam, że nadszedł ten czas. Cień pojawiał się w wielu momentach,
które zaważyły nie tylko na życiu Harrego, ale także i wielu różnych
bliskich osobach. Nie wiem czy nie podzielę tego rozdziału na dwie
części. Jest on naprawdę kluczowy w całej tej serii. Zwłaszcza, że mam
zamiar pokazać tajemnice wielu osób, które mają związek z naszym
Cieniem. Mam nadzieje, że mi się to uda. Zapraszam was do czytania.
***
Harry
obudził się tego ranka z uczuciem błogiego spełnienia. Już od dawna
takiego nie miał. Spędził cudowną noc z ukochaną dziewczyną a w dodatku
Hermiona rozwiązała tajemnicę medalionu. Dzięki temu, że Hermiona
obiecała Stworkowi fałszywy medalion domowy skrzat uznał w nim wreszcie
swojego pana. Od tamtej pory ich posiłki były zdecydowanie
przyjemniejsze a cały dom wręcz lśnił czystością. Harry zaczynał myśleć,
że niezdrowa obsesja Hermiony na punkcie domowych skrzatów ma jednak
swoje dobre punkty. Gdyby nie ona nigdy nie znalazłby prawdziwego
medalionu, który spoczywał teraz na dnie szuflady. Harry nie miał
żadnego pomysłu jak go zniszczyć. Ostatnim razem zrobił to za pomocą kła
bazyliszka a teraz? Poczuł narastającą frustracje gdyż Voldemort
wyraźnie pokazywał swoją siłę a on musiał ukrywać swoją obecność.
-
Wszystko w porządku Harry? – Ginny gwałtownie przebudziła się
wyczuwając jakieś nerwowe napięcie. Nie spodziewała się, że po tym
wszystkim, co zrobiła dane jej będzie jakiekolwiek szczęście. Źle się
czuła będąc donosicielką Jessici, ale w obecnej chwili nic nie mogła
zrobić. Stłumiła w sobie poczucie winy i spojrzała na chłopca z
niepokojem. Stał wpatrując się w okno z zamyślonym wyrazem twarzy. Na
jej ciche zawołanie odwrócił się i spojrzał w jej stronę.
-
Myślałem o tym, by skorzystać z okazji i wyruszyć do Doliny Godryka. –
Odezwał się cicho podchodząc do niej. Spojrzała z zaskoczeniem na niego.
Wiedziała dobrze, że Dolina Godryka była miejscem gdzie zginęli jego
rodzice.
-
Dlaczego dopiero teraz? – Spytała w przerwie między pocałunkami.
Pozwoliła, by Harry ściągnął z niej koszulkę. Jęknęła cichutko, kiedy
jego ręka znalazła się na jej piersiach. Tęskniła za nim bardzo. Te
ostatnie miesiące bez niego były dla niej prawdziwą udręką.
-
Sam nie wiem. – Przyznał z westchnieniem odsuwając się od niej. Jego
spojrzenie było poważne, chociaż w oczach dostrzegała wesołe błyski,
kiedy ręką błądził po jej ciele. – Wiem, że teraz i tak nie wiele mogę
zrobić a nie chce również zostawać w miejscu. Pomyślałem, że warto udać
się do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Po za tym chciałem
zobaczyć groby rodziców. To pewnie głupie. – Szepnął zawstydzony, że tak
się przed nią odsłonił.
-
Wcale nie głupie kochany. – Ginny pokręciła głową. Harry zawsze był
kochany i współczujący, ale często starał się ukryć te cechy przed
innymi i zupełnie nie rozumiała, dlaczego. Niestety większość mężczyzn
taka była. Nawet jej bracia. – Musisz poznać miejsce swoich narodzin.
Jeśli chcesz mogę Ci towarzyszyć w tej podróży.
-
Nie Ginny. – Harry pokręcił głową. Owszem bardzo chciał żeby była przy
nim, ale wiedział, że to zbyt ryzykowne. I tak narażał na
niebezpieczeństwo Rona i Hermionę. Nie chciał narażać jeszcze kogoś
innego. Zwłaszcza, jeśli chodziło o bliską jego sercu dziewczynę. –
Lepiej będzie, jeśli nikt nie zwiążę Cię z moją osobą. – Voldemort już
raz wykorzystał moją przyjaźń z Hermioną i bardzo na tym ucierpiała.
Wolę nie myśleć, co by zrobił gdyby dowiedział się, kim jesteś dla mnie.
Nie mogę ryzykować, że Cię stracę.
-
Tak bardzo Cię kocham Harry. – Wyszeptała Ginny patrząc mu głęboko w
oczy. Zdawał sobie sprawę, że chwile jej szczęścia są policzone. Harry
wkrótce może odkryć, kim się stała albo Jessica sama mu powie dla
własnej zabawy. Jednak póki, co to jest odległa przeszłość. Postanowiła
cieszyć się chwilami szczęścia, które jej zostały.
***
To
było ryzykowne szaleństwo i doskonale zdawała sobie sprawę. Nie umiała
jednak żyć dłużej w niepewności. Pragnęła go zobaczyć. Jej serce tego
pragnęło, chociaż z oddali. Dowiedziała się, że Draco objął stanowisko w
Ministerstwie Magii. Nie kryła swojego zaskoczenia i nie rozumiała
zachowania mężczyzny. I zdawała sobie sprawę jak wiele ryzykowała.
Dzięki eliksirowi wieloskokowemu upodobniła się do jednej z mieszkanek
Grimlandium Place. Zdawała sobie sprawę jak bardzo ryzykowała, ale w tym
momencie nie przejmowała się tym. Po prostu chciała go zobaczyć. Nawet
gdyby miał być u boku Pansy. Pojawiła się w idealnym momencie. Już z
daleka rozpoznała bogaty powóz Malfoyów. Lucjusz Malfoy wysiadał, jako
pierwszy a z drugiej strony Draco. Był blady i mizerny. Nie widziała w
nim nic z dawnego chłopaka, którego poznała na początku Hogwartu.
Poczuła jak coś ścisnęło ją w żołądku. Chciała podejść do niego, ale w
ostatniej chwili się powstrzymała. Wolała nie ryzykować, że ktoś ją
zobaczy. Obawiała się, że nie skończyłoby się to dla niej dobrze. W
pewnym momencie Draco spojrzał w jej stronę. W jego oczach dostrzegła
pustkę i obojętność. Nie poznał jej no, bo jak? Już miała odejść, gdy w
pewnym momencie poczuła czyjeś szarpnięcie od tyłu. Wystraszona
próbowała się wyrwać, ale napastnik był od niej silniejszy.
-
Imię i nazwisko moja droga. – Usłyszała z tyłu za sobą drugi głos. Było
ich trzech i otaczali ją z każdej strony. Spanikowana zaczęła rozglądać
się dookoła. – Nie masz się, czego obawiać. To tradycyjna procedura.
-
Amelia Stone. – Wykrztusiła pierwsze nazwisko, jakie przyszło jej do
głowy. Należało do jednej z Krukonej jej roku. Mężczyzna obrzucił ją
badawczym spojrzeniem i zaczął sprawdzać długą listę marszcząc brwi.
Hermiona w myślach rozważała plan ucieczki, ale nic sensownego nie
przychodziło jej do głowy.
-
Amelia tu jesteś. – Głos Dracona rozległ się gdzieś obok. Hermiona
poczuła jak oddycha z nieskrywaną ulgą. Czyżby jednak ją poznał? Nie
mogła tego wiedzieć. Poczuła jak jej zdradzieckie serce zabiło na sam
jego widok. Draco objął ją i przyciągnął do siebie. – Już myślałem, że
się zgubiłaś.
-
Przepraszam. – Wydukała nieco zmieszana jego bliskością i zachowaniem.
Skromnie spuściła głową nie chcąc wpakować ich oboje w kłopoty.
-
Paniczu Malfoy. – Mężczyzna skłonił się nisko ukazując w ten sposób
swój szacunek wobec reprezentacji rodu Draco. – Nie wiedziałem, że to
pańska przyjaciółka sir. Proszę mi wybaczyć, ale wykonujemy standardową
procedurę.
-
Oczywiście. – Draco zachował chłodną postawę. – Dobrze się spisujecie
Miller. Na pewno wspomnę o tym Czarnemu Panu. – Mężczyzna skłonił się
nisko i odszedł. Między nimi na moment zapadło ponure napięcie. Hermiona nie odważyła się podnieść wzroku.
-
I co ja mam z Tobą zrobić Granger? – Zapytał typowym dla siebie nieco
ironicznym głosem. Poznał ją od razu i nie dowierzał własnym oczom.
Dziewczyna, która była przyczyną tak wielu zmian w jego życiu znów była
przy nim. A jeszcze nie dawno był pewien, że nigdy jej nie zobaczy. –
Nic nie mów. – Wyszeptał i pocałował ją nie przejmując się
konsekwencjami. Hermiona poczuła się jakby po wielu trudach znalazła w
końcu drogę do domu.
***
Nimfadora
Lupin uśmiechnęła się do swojego śpiącego synka. Jej pociecha Teddy
Lupin liczył sobie niecały miesiąc a już był żywym i ciekawym dzieckiem.
Widziała w nim wyraźne podobieństwo ukochanego mężczyzny i z każdą
chwilą kochała go coraz bardziej. Jednak teraz cień niebezpieczeństwa
przyćmiewał jej szczęście. Od kiedy Voldemort przejął Ministerstwo Magii
ona, jako żona Lupina musiała się ukrywać. Jednak nigdy nie żałowała
swojej decyzji. Wiedziała, że bez niego byłaby bardzo nieszczęśliwą
kobietą. Dziękowała Bogu każdego dnia za odnalezione szczęście.
-
Dostałem dziwny anonim. – Odezwał się cicho Lupin wchodząc do sypialni
znajdującej się w ich wynajmowanym domu. Tonks zadbała żeby sypialnia
była połączona z pokojem gościnnym. Chciała w każdej chwili mieć dostęp
do swojego żwawego synka. Pełen zapału maluch bardzo często budził się w
środku nocy i domagał ich natychmiastowej uwagi. To był wyjątkowo
trudny okres, ale nie miała powodów do narzekań. W końcu udało się stać
spełnioną i szczęśliwą kobietą. Nie wiele osób ma takie szczęście.
Odrywając się od zamyśleń spojrzała w stronę ukochanego mężczyzny.
-
Jaki anonim? – Spytała czując jak ogarnia ją strach. Wiedziała, że
nigdy nie zostawią ich w spokoju. Bezpieczeństwo nie było im dane. Czuła
jak na samą myśl o tym ogarnia ją strach. Nie kryła, że bała się o
swojego mężczyznę. Wiedziała jednak, że on nie zrezygnuje ze swojej
misji. Od dawna ratował tych, których życie wisiało na włosku. Załatwiał
dokumenty i pomagał uciec ze świata czarodziejów. Dzięki swojej
interwencji uratował już wiele ludzkich istnień. Ona również chciała
pomagać, ale Lupin uznał, że bezpieczniej jej będzie tutaj. Była zła na
niego z tego powodu, ale rozumiała jego intencje.
- Ktoś prosił bym w ciągu tygodnia pojawił się w Dolinie Godryka. - Tonks
zesztywniała słysząc te nazwę. Tam zginęli jej przyjaciele. Nie
odwiedziła tego miejsca od czasu ich śmierci. Nie miała odwagi nawet o
nim wspomnieć. Lupin również nigdy o tym nie rozmawiał. Wszyscy byli
pewni, że tam Lily i James znajdą bezpieczne schronienie. I byłoby tak
gdyby Peter ich nie zdradził. Każde z nich po swojemu żyło z poczuciem
winy.
-
Dlaczego teraz? – Tonks nie umiała ukryć drżenia w swym głosie. Widząc
to Lupin podszedł do ukochanej i zamknął ją w swoim bezpiecznym uścisku.
Delikatnie kołysał jej ciało czekając aż się uspokoi. – Myślisz, że to
może być jakaś pułapka?
-
Raczej wątpię. – Lupin pokręcił głową. Od kiedy otrzymał te wiadomość
przez nieznaną mu sowę miał dziwne przeczucie. Czuł, że zna charakter
pisma, który ją zostawił. Widział go przecież tak wiele razy. Dla niego
to była wiadomość zza grobu. Nie mógł jednak powiedzieć o swoich
podejrzeniach Tonks, bez względu jak jej ufał. – Mimo wszystko wybiorę
się tam. Mam dziwne wrażenie, że Harry też tam będzie.
-
Harry? – Tonks nie kryła swojego zaskoczenia. Od wielu miesięcy nie
było żadnych wieści o ich przyjacielu. Zaczynała się niepokoić czy
chłopak w ogóle żył. – Widziałeś się z nim Lupinie prawda?
-
Tak. – Przytaknął jej. Harrego spotkał wraz z Ronem u Weasleyów. Nie
mógł ukryć ulgi na jego widok. To właśnie wtedy Harry opowiedział mu o
swojej decyzji odwiedzenia Doliny. A teraz przyszedł ten anonim.
Podejrzewał, że to na pewno nie był przypadek. Czuł, że w Dolinie
Godryka dojdzie do wyjątkowego spotkania. I on ma zamiar w niej
uczestniczyć. – Nie martw się kochanie. – Szepnął całując ją delikatnie.
– Wrócił Harry. To znak, że wszystko będzie dobrze. – Tonks skinęła
głową oddając mu pocałunki. Naprawdę bardzo chciała wierzyć jego słowom,
ale podświadomie czuła, że to dopiero początek. I wszystko było jeszcze
przed nimi.
***
Hermiona
z trudem oderwała się od pocałunków Dracona, które zadawały tylko ból w
jej sercu. Nie powinna go pragnąć. Powinna o nim zapomnieć na zawsze.
-
Myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę. – Wyszeptał w jej włosy nie
wierząc własnemu szczęściu. Rozpoznał ją po jej oczach, chociaż nie mógł
w to uwierzyć. Kiedy zobaczył jak idą w jej stronę Śmieciożercy nie
wahał się. Miał szczęście, że udało mu się odegrać rolę godną
mugolskiego Oskara. – Jak udało Ci się uciec Ianowi? Byłem pewien, że wywiózł Cię do Szkocji.
-
Bo wywiózł. – Powiedziała stłumionym głosem. Chciała mu tak wiele
powiedzieć. O tym, co przeżyła i co zrobiła, ale nie była wstanie
wydobyć z siebie głosu. Sama obecność Dracona przyprawiała ją o szybsze
bicie serca i utratę panowania nad sobą. – Udało mi się tu wrócić.
Pomógł mi Harry i Ron. – Specjalnie nie wspomniała o ich córce. Musiała
chronić swoje maleństwo przed Voldemortem. Czuła, że nawet przed jego
ojcem też. A przynajmniej dopóki on był w szponach Czarnego Pana.
-
Pansy przyznała mi się do wszystkiego. – Odezwał się cicho przerywając
niezręczną cisze, jaka na moment zapanowała między nimi. Siedzieli
skryci w głębi ulicy Pokątnej. Draco znalazł zaciszne miejsce, gdzie
nikt ich nie dostrzegł. – Powiedziała mi o rzuconym zaklęciu na mnie.
Próbowałem go zdjąć, ale nie mogę. Żałuje, że nie poprosiłem jej zanim
nie pozwoliłem jej odejść.
-
Pansy odeszła? – Nie kryła swego zaskoczenia. Do tej pory żyła w
przekonaniu, że Draco należał do innej kobiety. Świadomość tego, że nie
był z nią związany nieco ułagodziła ból w jej sercu, ale niczego nie
zmieniała.
-
Tak. – Wyznał nie odrywając wzroku od jej twarzy. Chciał jej tyle
powiedzieć. W myślach wyobrażał sobie ich spotkanie i to, w jaki sposób
ratuje ją z rąk okrutnika. Teraz czuł, jakie było to głupie. Hermiona
była niezwykle dzielna. Przeżyła piekło w jego domu i poradziła sobie
sama dalej. Był z niej naprawdę dumny. – Pozwoliłem jej odejść z
Duncanem. Niech, chociaż oni znajdą prawdziwe szczęście. Mam zamiar
sporządzić papiery rozwodowe, kiedy to wszystko ucichnie. Hermiono
posłuchaj mnie. Wiem, że nie pamiętam łączących nas wcześniej uczuć, ale
czuje, że nie jesteś mi obojętna. Możliwe, że pozostała we mnie jakaś
nić dawnego uczucia. Pragnę Cię i potrzebuje. To są rzeczy, których
jestem pewien. Moje ciało czuje, że należysz do mnie. – Mówiąc to
patrzył jej głęboko w oczy. Hermiona czuła jak ważna jest ta chwila dla
niej. Z bijącym sercem słuchała słów, na które tak bardzo czekała.
Jednak nie mogła z nim być. Ich miłość nie mogła mieć szans spełnienia.
Musiała się z tym pogodzić.
-
Draco… - Wyszeptała cicho przerywając mu słowa. – Znasz moje uczucia do
Ciebie. One nigdy się nie zmienią. – Nie odrywała od niego swojego
wzroku. Chciała, by ukochany zrozumiał jak bardzo go kochała. – Jednak
nie możemy być razem. Ty nawet nie pamiętasz tego, co czujesz a ja
pamiętam za bardzo. Nie może tak być. – Próbowała powstrzymać cisnące do
oczu łzy. Tym razem nikt jej tego nie kazał. Sama z siebie to robiła,
bo wiedziała, że nie pozwolą im być razem. Ich związek nie miał żadnej
przyszłości. Nigdy nie będzie dane im być razem. Ta miłość niszczyła ich
oboje a żadne z nich nie było gotowe na poświęcenie. No i odpowiadała
teraz nie tylko za samą siebie. – Tak będzie najlepiej Draco. Może
kiedyś, gdy to wszystko się skończy, ale ja nie będę wiecznie czekać
Draco. Muszę zacząć w końcu myśleć o sobie. – To były najtrudniejsze
słowa, jakie zdarzyło jej się powiedzieć, ale musiała to zrobić.
-
Więc to pożegnanie? – Spytał cicho mężczyzna. Skinęła głową. Draco
długo obserwował ją jak odchodziła. Wściekle zacisnął dłonie w pięści.
Hermiona miała racje. Teraz nie mogli być razem, ale obiecał, że będzie o
nią walczył. Nie pozwoli odejść kobiecie, która należała do niego. Tym
razem zamierzał zawalczyć o swoje szczęście. I nie podda się bez walki.
***
Harry
spojrzał na spakowane torby. Dzisiaj mieli wyruszyć do Doliny Godryka.
Nie ukrywał tego, że niepokoił się tą podróżą. Powracał do miejsca,
gdzie wszystko się zaczęło. To właśnie tam lord Voldemort przybył by go
zabić. Tam za niego swoje życia oddali jego rodzice. Czuł, że musi
zobaczyć to miejsce. Było jego częścią.
-
Jesteś pewny, że chcesz się tam udać? – Spytał Ron z niepokojem
obserwując przyjaciela. Od kiedy Harry wspomniał o Dolinie Godryka
zmienił się bardzo. Często zamykał się w sobie i odgradzał tym od
przyjaciół. Ron nie ukrywał tego, że martwił się o przyjaciela.
-
Tak. – Odpowiedział nieco poirytowany Harry. Oczywiście, że chciał
odwiedzić ostatni dom jego rodziców. Złożyć kwiaty na ich grobie. Od
Hagrida słyszał, że zostali tam pochowani. Był zły na siebie, że
wcześniej o tym nie pomyślał. Chyba dopiero teraz dorósł, by stawić
czoło przeszłości. – Chce zobaczyć to miejsce. Czuje, że muszę. – Ron
skinął głową rzucając swój spakowany plecak obok tobołka Harrego. Nie
wzięli ze sobą zbyt wiele rzeczy. Nie chcieli za bardzo rzucać się w
oczy. Hermiona pojawiła się po pół wyglądzie. Już w drodze do domu
przyjęła swój normalny wygląd. Na jej oczach widniały ślady łez. Obaj
spojrzeli na nią z niepokojem w oczach.
-
Widziałam się z Draco Malfoyem. – Wyjaśniła cicho czując, że będą źli
na nią. Mimo wszystko miała nadzieje, że zrozumieją. Zwłaszcza Ron, na
którego nie była wstanie w tym momencie spojrzeć. Po tym, co zrobili ich
stosunki uległy dziwnej zmianie. – Musiałam z nim wiele wyjaśnić. Nie
powiedziałam mu jednak o dziecku. Chce, by Aleks miała normalne
dzieciństwo. Ron czy na czas naszej nieobecności może zostać w Norze? –
Spytała z nadzieją. Nie chciała rozstawać się z córką, ale nie mogła
wziąć jej na tak niebezpieczną wyprawę. Nie wiedziała, co ich spotka na
końcu tej drogi. Wolała zachować wszelką ostrożność.
-
Myślę, że mama nie miałaby nic przeciwko temu. – Odparł ostrożnie
Rudzielec dziwnie oddychając z ulgą. Gdy powiedziała im, że spotkała się
z Malfoyem poczuł się jakby go uderzyła. A jednak odetchnął z ulgą,
kiedy się okazało, że rozstała się z nim. To napawało go nadzieją. – Na
pewno będzie bezpieczniejsza, ale Hermiono wiesz, co robisz? Naprawdę
chcesz się rozstać z córką?
-
Nie mam wyjścia. – Powiedziała szczerze patrząc na ich obu. – Chce by
była bezpieczna w podróży a nie mogę puścić was samych. Wiem, że u
Ciebie w Norze nic jej nie grozi. – Ron skinął głową z uśmiechem. Był
zadowolony, że dziewczyna tak bardzo mu wierzyła. Miał nadzieje, że z
czas zadziała na jego korzyść. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to,
iż pozbył się rywala do jej serca. Teraz musiał zrobić wszystko, by ją
odzyskać.
***
Poruszał
się konno unikając ludzkich spojrzeń. Był Cieniem. Nie istniał dla
innych ludzi. Wraz z chwilą śmierci Albusa Dumbledora łącząca go z nim
Wieczysta Przysięga przestała istnieć. Mógł teraz zrobić tak wiele.
Nawet odzyskać swoją tożsamość. A jednak tego nie zrobił. Człowiek,
jakim był umarł siedemnaście lat temu. Odebrano mu nie tylko ukochaną
rodzinę, ale i własną duszę. Teraz pozostawała mu tylko zemsta. To dla
niej żył każdą chwilą. Ostatecznie nie miał nic do stracenia. Dla
większości pożegnał się z życiem już dawno temu. Nie wiele, by mu dało
gdyby teraz wrócił. A kiedy skończy ze swoimi wrogami zniknie z tego
życia na zawsze. I nikt nigdy nie dowie się, że żył.
-
Jesteś strasznym głupcem mój chłopcze. – Usłyszał za sobą łagodny głos
kobiety i zaklął pod nosem. Zaledwie trzy godziny temu wysłał wiadomość.
Nie sądził, że go tak szybko odnajdzie. Molly Weasley bardzo się
zmieniła od czasu, gdy widział ją ostatni raz. Zbyt wiele czasu minęło
od tamtej pory. Pamiętał chwilę, w której Albus Dumbledore uratował mu
życie. I całą trójkę złączył Przysięgą Wieczystą. Nigdy nie sądził, że
najtrudniejsze będzie jej dotrzymanie. Jednak teraz nie musiał się tym
przejmować. Dumbledore nie żył i nie rządziła nim już żadna przysięga.
Nie życzył śmierci staremu czarodziejowi, ale dziękował Bogu, że tak się
stało. W końcu czuł się wolny.
- Molly Weasley. – Uśmiechnął się lekko na jej widok. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.
-
Słyszałam o Cieniu. – Odezwała się znów karcącym tonem. Mężczyzna
mimowolnie zachichotał. Zawsze lubił te kobietę i cieszył się, że ze
wszystkich to właśnie ona zna jego tajemnice. Nikomu innemu nie mógłby
tak bardzo zaufać. – Pogrążasz się na samo dno chłopcze. Nie tego
chciałaby dla Ciebie żona.
- Ona nie żyje. – Mruknął chłodno na samo wspomnienie o ukochanej kobiecie. – Nie ważne jest, co by chciała a czego nie.
-
A jednak robisz to, co robisz. – Molly go nie rozumiała. Teraz, kiedy
przysięga została zerwana zyskał nowe życie. Powinien inaczej nim
rozporządzać. Nie każdy otrzymywał drugą szansę. Dla niej to był
prawdziwy dar. – Ścigasz się ze śmiercią. W końcu ktoś Cię rozpozna.
-
Wiem o tym Molly. – Jego głos zabrzmiał tym razem nieco łagodniej.
Doskonale rozumiał, co kobieta miała na myśli. Powinien żyć. Zająć się
swoim synem i zapomnieć o przeszłości a jednak nie umiał. Był jeden
człowiek, który mu w tym przeszkadzał. Musiał dokonać ostatecznego aktu
zemsty. Inaczej wszystko, co osiągnął pójdzie na marne. Zbyt wiele od
tego zależało. Musiał dokończyć to, co zaczął a potem dołączy do
ukochanej. To był jego cel od bardzo dawna. I tak czekał z tym byt
długo. – Jednak nie ma dla mnie miejsca w jego życiu. Ja umarłem Molly
rozumiesz to? Każdego dnia żałuje, że Voldemort nie zabił mnie zamiast
niej.
-
A gdyby to ona przeżyła? – Spytała cicho. Mężczyzna zaklął pod nosem.
Uwaga Molly była całkowicie słuszna. Jednak szybko pokręcił głową i
pozbył się tych myśli.
-
Ona jest zbyt mądra by obrać takie życie. – Uciął temat. – Nie
wybrałaby takiego losu. – Naprawdę chciał to wierzyć. Zbyt dobrze znał
ukochaną kobietę a przynajmniej mu się tak wydawało. – Jednak nasze
słowa nie cofną jej życia. Ani też nie zmienią mojej decyzji. Mam
nadzieje, że mogę Ci nadal ufać? – Kobieta wzdrygnęła się widząc jego
surowe spojrzenie. To już nie był ten sam mężczyzna, co kiedyś.
-
Oczywiście. – Powiedziała cicho. W głębi ducha modliła się, aby się
opamiętał. Miała dziwne przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś, co
zmieni nastawienie tego człowieka. I aby nastąpiło to jak najszybciej.
Zanim wydarzy się coś złego.
***
Nie
spodziewała się tego w żaden sposób. Wracała właśnie ze sklepu braci i
kierowała się w stronę „Dziurawego Kotła”, kiedy ją zaskoczyli. Było ich
dwóch, ale rozpoznała tylko jednego z nich.
-
Nie szarp się. Nie chciałbym Cię uderzyć. – Syknął jej do ucha Draco
Malfoy drugą ręką zasłaniając usta. Próbowała się uwolnić z uścisku, ale
byli zbyt silni. Drugi stłumiony głos należał do Zabiniego Bleisa. I
chociaż na Pokątnej było całkiem sporo osób nikt nie ruszył jej na
pomoc. Związano ją i zakneblowano zanim zdołała sięgnąć po różdżkę. Jej
opór był bezcelowy.
-
Nie róbcie mi krzywdy. – Wyszeptała cicho niemal ze łzami w oczach
wściekła za swoją słabość. Nie mogła uwierzyć, że właśnie uprowadził ją
Draco Malfoy. Myślała do tej pory, że stał po tej dobrej stronie. Zabini
roześmiał się jedynie, ale Draco nic nie powiedział. Nie patrząc na nią
pociągnął ją w stronę mrocznego salonu. W głowie miała mętlik a jej
serce biło jak oszalałe. Zmuszono ją do uklęknięcia przed Voldemortem.
Poczuła jak jej ciało zalewa fala strachu.
-
Dobrze się spisałeś synu. – Słowa Voldemorta wstrząsnęły nią do głębi.
Draco był jego synem? Nie mogła w to uwierzyć. Nie dało się przecież
wykluczyć podobieństwa między nim a Lucjuszem. Zlękła się, kiedy zbliżył
się do niej. Jego zimne ręce dotknęły jej twarzy. – Witam w moich
skromnych progach panno Weasley. – Z pogardą wycedził jej nazwisko. Ktoś
zachichotał rozbawiony. Kątem oka Ginn spostrzegła Jess Carter, z którą
łączyła Wieczysta Przysięga. Tuż obok niej stał Michel ze spuszczoną
głową. Do tej pory Ginn wierzyła, że Michel jest tym dobrym człowiekiem.
Teraz okazuje się całkiem inaczej. Poczuła się jakby ktoś ją uderzył. –
Chce byś mi opowiedziała o planach Harrego Pottera. Wiem, że wrócił.
Chce poznać jego zamiary. A Ty mi grzecznie o nich opowiesz.
-
Nigdy! – Wyrzuciła Ginny z siebie. Miała nadzieje, że Jess nie powie o
wiążącym ich pakcie. Wówczas musiałaby o wszystkim powiedzieć. Jednak
dziewczyna nie wychylała się.
-
Michel pozwól tu do mnie. – Wezwany chłopak niechętnie wysunął się do
przodu. Nie spodziewał się tego w ogóle. Kiedy jego siostra posłała po
niego nie był przygotowany na te chwilę. Kiedy zobaczył Ginny przed
obliczem Czarnego Pana poczuł jak żołądek ściska mu się ze strachu.
Dobrze wiedział, czego się od niego oczekuje. I nie mógł odmówić. –
Zajrzyj w umysł tej dziewczyny i pokaż mi, co widzisz. – Michel
ostrożnie zbliżył się do Ginny. Z trudem wytrzymał pełne pogardy
spojrzenie. Zaklęcia dementi, nauczył
się zadziwiająco szybko. Do tej pory posłusznie wykonywał rozkaz nie
zważając na ból cierpiącej osoby. Teraz miał wahania. A najbardziej
bolał go widok pełnej pogardy Ginn patrzącej w jego stronę. Ktoś z tyłu
mocno ją przytrzymał. Ze wstrętem chwycił Voldemorta za rękę a następnie
skierował różdżkę w Ginny. Czuł dziwną mieszaninę uczuć zaglądając w
głąb jej wspomnień. Starał się nie zaglądać zbyt głęboko, ale i tak
czuła promieniujący ból. Z trudem trzymała się na nogach. Za wszelką
cenę chciał ukryć część wspomnień, ale większości nie mógł. Voldemort
widział te związane z planami Harrego i swoją wnuczkę. Przerwał
zaklęcie, kiedy dziewczyna omdlała na podłogę. Z trudem oddychał
zachowując wszelki spokój.
-
Severusie. – Głos Voldemorta zabrzmiał niezwykle łagodnie, co
wszystkich zaskoczyło. Severus Snape wysunął się do przodu i pokłonił
nisko. – Nasz Harry Potter chce dostać się do miejsca, gdzie wszystko
się zaczęło. Dopilnuj, by spotkała go tam niespodzianka.
-
Jak rozkażesz panie. – Były nauczyciel eliksirów nisko się pokłonił i
odszedł. Michel pospiesznie podniósł Ginn i wyszedł z Sali. Modlił się w
duchu, by dziewczyna znalazła w sobie dość sił i mu wybaczyła, bo on
sam nie będzie mógł. Czuł się jakby zdradził najwyższą wartość, jaką
posiadał. Swoje serce.
***
Na zakończenie:
Wiecie,
co pewnie was zaskoczę, ale jestem zadowolona. Tak ten rozdział mi się
podoba. Zwłaszcza fragment rozgrywający się pomiędzy Ginny a Michelem.
Miałam nawet łezki w oczach kiedy go pisałam. No i jeszcze rozstanie
Draco i Hermiony. Tak to również mnie wzruszyło i mam nadzieje że w was
również wywołałam emocje. Pozostaje mi zaprosić was do kolejnego
rozdziału: Rozdział XIV „Zmartwywstanie – Tajemnica Cienia część 2”.
Informacyjnie:
Tytuł: Nieśmiertelna Miłość – „oszukać przeznaczenie” część 2
Ilość stron: 7
Ilość słów: 4 080
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz