27 lipca 2012

Rozdział XIII "powrót do przeszłości"

 
                     „Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrznym    głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień.” – Jonattan Carroll „Białe jabłka”

Dedykacja:
Rozdział dedykowany Marzycielce z (zagubiona czarownica) za cierpliwość w betowaniu moich rozdziałów. Wierzcie mi kochani to ciężka praca. Oraz Akemi (fantazje skrzata), która dzielnie próbuje przeczytać wszystkie moje rozdziały i Beatrice (serce smoka) za to jak wspaniale pokazuje swoją własną wersje Draco Malfoya i jest dla mnie wspaniałą muzą do tworzenia jego postaci. Dziewczyny dziękuje wam!!

Kroniki Proroka Codziennego nr.20:
I w końcu tak jak obiecałam odkrywam wszystkie tajemnice. Długo myślałam czy nie robię tego za wcześnie, ale zaplanowałam jeszcze wiele wydarzeń i uznałam, że nadszedł ten czas. Cień pojawiał się w wielu momentach, które zaważyły nie tylko na życiu Harrego, ale także i wielu różnych bliskich osobach. Nie wiem czy nie podzielę tego rozdziału na dwie części. Jest on naprawdę kluczowy w całej tej serii. Zwłaszcza, że mam zamiar pokazać tajemnice wielu osób, które mają związek z naszym Cieniem. Mam nadzieje, że mi się to uda. Zapraszam was do czytania.

***
Harry obudził się tego ranka z uczuciem błogiego spełnienia. Już od dawna takiego nie miał. Spędził cudowną noc z ukochaną dziewczyną a w dodatku Hermiona rozwiązała tajemnicę medalionu. Dzięki temu, że Hermiona obiecała Stworkowi fałszywy medalion domowy skrzat uznał w nim wreszcie swojego pana. Od tamtej pory ich posiłki były zdecydowanie przyjemniejsze a cały dom wręcz lśnił czystością. Harry zaczynał myśleć, że niezdrowa obsesja Hermiony na punkcie domowych skrzatów ma jednak swoje dobre punkty. Gdyby nie ona nigdy nie znalazłby prawdziwego medalionu, który spoczywał teraz na dnie szuflady. Harry nie miał żadnego pomysłu jak go zniszczyć. Ostatnim razem zrobił to za pomocą kła bazyliszka a teraz? Poczuł narastającą frustracje gdyż Voldemort wyraźnie pokazywał swoją siłę a on musiał ukrywać swoją obecność.

- Wszystko w porządku Harry? – Ginny gwałtownie przebudziła się wyczuwając jakieś nerwowe napięcie. Nie spodziewała się, że po tym wszystkim, co zrobiła dane jej będzie jakiekolwiek szczęście. Źle się czuła będąc donosicielką Jessici, ale w obecnej chwili nic nie mogła zrobić. Stłumiła w sobie poczucie winy i spojrzała na chłopca z niepokojem. Stał wpatrując się w okno z zamyślonym wyrazem twarzy. Na jej ciche zawołanie odwrócił się i spojrzał w jej stronę.

- Myślałem o tym, by skorzystać z okazji i wyruszyć do Doliny Godryka. – Odezwał się cicho podchodząc do niej. Spojrzała z zaskoczeniem na niego. Wiedziała dobrze, że Dolina Godryka była miejscem gdzie zginęli jego rodzice.

- Dlaczego dopiero teraz? – Spytała w przerwie między pocałunkami. Pozwoliła, by Harry ściągnął z niej koszulkę. Jęknęła cichutko, kiedy jego ręka znalazła się na jej piersiach. Tęskniła za nim bardzo. Te ostatnie miesiące bez niego były dla niej prawdziwą udręką.

- Sam nie wiem. – Przyznał z westchnieniem odsuwając się od niej. Jego spojrzenie było poważne, chociaż w oczach dostrzegała wesołe błyski, kiedy ręką błądził po jej ciele. – Wiem, że teraz i tak nie wiele mogę zrobić a nie chce również zostawać w miejscu. Pomyślałem, że warto udać się do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Po za tym chciałem zobaczyć groby rodziców. To pewnie głupie. – Szepnął zawstydzony, że tak się przed nią odsłonił.

- Wcale nie głupie kochany. – Ginny pokręciła głową. Harry zawsze był kochany i współczujący, ale często starał się ukryć te cechy przed innymi i zupełnie nie rozumiała, dlaczego. Niestety większość mężczyzn taka była. Nawet jej bracia. – Musisz poznać miejsce swoich narodzin. Jeśli chcesz mogę Ci towarzyszyć w tej podróży.

- Nie Ginny. – Harry pokręcił głową. Owszem bardzo chciał żeby była przy nim, ale wiedział, że to zbyt ryzykowne. I tak narażał na niebezpieczeństwo Rona i Hermionę. Nie chciał narażać jeszcze kogoś innego. Zwłaszcza, jeśli chodziło o bliską jego sercu dziewczynę. – Lepiej będzie, jeśli nikt nie zwiążę Cię z moją osobą. – Voldemort już raz wykorzystał moją przyjaźń z Hermioną i bardzo na tym ucierpiała. Wolę nie myśleć, co by zrobił gdyby dowiedział się, kim jesteś dla mnie. Nie mogę ryzykować, że Cię stracę.

- Tak bardzo Cię kocham Harry. – Wyszeptała Ginny patrząc mu głęboko w oczy. Zdawał sobie sprawę, że chwile jej szczęścia są policzone. Harry wkrótce może odkryć, kim się stała albo Jessica sama mu powie dla własnej zabawy. Jednak póki, co to jest odległa przeszłość. Postanowiła cieszyć się chwilami szczęścia, które jej zostały.

***
To było ryzykowne szaleństwo i doskonale zdawała sobie sprawę. Nie umiała jednak żyć dłużej w niepewności. Pragnęła go zobaczyć. Jej serce tego pragnęło, chociaż z oddali. Dowiedziała się, że Draco objął stanowisko w Ministerstwie Magii. Nie kryła swojego zaskoczenia i nie rozumiała zachowania mężczyzny. I zdawała sobie sprawę jak wiele ryzykowała. Dzięki eliksirowi wieloskokowemu upodobniła się do jednej z mieszkanek Grimlandium Place. Zdawała sobie sprawę jak bardzo ryzykowała, ale w tym momencie nie przejmowała się tym. Po prostu chciała go zobaczyć. Nawet gdyby miał być u boku Pansy. Pojawiła się w idealnym momencie. Już z daleka rozpoznała bogaty powóz Malfoyów. Lucjusz Malfoy wysiadał, jako pierwszy a z drugiej strony Draco. Był blady i mizerny. Nie widziała w nim nic z dawnego chłopaka, którego poznała na początku Hogwartu. Poczuła jak coś ścisnęło ją w żołądku. Chciała podejść do niego, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wolała nie ryzykować, że ktoś ją zobaczy. Obawiała się, że nie skończyłoby się to dla niej dobrze. W pewnym momencie Draco spojrzał w jej stronę. W jego oczach dostrzegła pustkę i obojętność. Nie poznał jej no, bo jak? Już miała odejść, gdy w pewnym momencie poczuła czyjeś szarpnięcie od tyłu. Wystraszona próbowała się wyrwać, ale napastnik był od niej silniejszy.

- Imię i nazwisko moja droga. – Usłyszała z tyłu za sobą drugi głos. Było ich trzech i otaczali ją z każdej strony. Spanikowana zaczęła rozglądać się dookoła. – Nie masz się, czego obawiać. To tradycyjna procedura.

- Amelia Stone. – Wykrztusiła pierwsze nazwisko, jakie przyszło jej do głowy. Należało do jednej z Krukonej jej roku. Mężczyzna obrzucił ją badawczym spojrzeniem i zaczął sprawdzać długą listę marszcząc brwi. Hermiona w myślach rozważała plan ucieczki, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.

- Amelia tu jesteś. – Głos Dracona rozległ się gdzieś obok. Hermiona poczuła jak oddycha z nieskrywaną ulgą. Czyżby jednak ją poznał? Nie mogła tego wiedzieć. Poczuła jak jej zdradzieckie serce zabiło na sam jego widok. Draco objął ją i przyciągnął do siebie. – Już myślałem, że się zgubiłaś.

- Przepraszam. – Wydukała nieco zmieszana jego bliskością i zachowaniem. Skromnie spuściła głową nie chcąc wpakować ich oboje w kłopoty.

- Paniczu Malfoy. – Mężczyzna skłonił się nisko ukazując w ten sposób swój szacunek wobec reprezentacji rodu Draco. – Nie wiedziałem, że to pańska przyjaciółka sir. Proszę mi wybaczyć, ale wykonujemy standardową procedurę.

- Oczywiście. – Draco zachował chłodną postawę. – Dobrze się spisujecie Miller. Na pewno wspomnę o tym Czarnemu Panu. – Mężczyzna skłonił się nisko i odszedł. Między nimi na moment zapadło ponure napięcie.  Hermiona nie odważyła się podnieść wzroku.

- I co ja mam z Tobą zrobić Granger? – Zapytał typowym dla siebie nieco ironicznym głosem. Poznał ją od razu i nie dowierzał własnym oczom. Dziewczyna, która była przyczyną tak wielu zmian w jego życiu znów była przy nim. A jeszcze nie dawno był pewien, że nigdy jej nie zobaczy. – Nic nie mów. – Wyszeptał i pocałował ją nie przejmując się konsekwencjami. Hermiona poczuła się jakby po wielu trudach znalazła w końcu drogę do domu.

***
Nimfadora Lupin uśmiechnęła się do swojego śpiącego synka. Jej pociecha Teddy Lupin liczył sobie niecały miesiąc a już był żywym i ciekawym dzieckiem. Widziała w nim wyraźne podobieństwo ukochanego mężczyzny i z każdą chwilą kochała go coraz bardziej. Jednak teraz cień niebezpieczeństwa przyćmiewał jej szczęście. Od kiedy Voldemort przejął Ministerstwo Magii ona, jako żona Lupina musiała się ukrywać. Jednak nigdy nie żałowała swojej decyzji. Wiedziała, że bez niego byłaby bardzo nieszczęśliwą kobietą. Dziękowała Bogu każdego dnia za odnalezione szczęście.

- Dostałem dziwny anonim. – Odezwał się cicho Lupin wchodząc do sypialni znajdującej się w ich wynajmowanym domu. Tonks zadbała żeby sypialnia była połączona z pokojem gościnnym. Chciała w każdej chwili mieć dostęp do swojego żwawego synka. Pełen zapału maluch bardzo często budził się w środku nocy i domagał ich natychmiastowej uwagi. To był wyjątkowo trudny okres, ale nie miała powodów do narzekań. W końcu udało się stać spełnioną i szczęśliwą kobietą. Nie wiele osób ma takie szczęście. Odrywając się od zamyśleń spojrzała w stronę ukochanego mężczyzny.

- Jaki anonim? – Spytała czując jak ogarnia ją strach. Wiedziała, że nigdy nie zostawią ich w spokoju. Bezpieczeństwo nie było im dane. Czuła jak na samą myśl o tym ogarnia ją strach. Nie kryła, że bała się o swojego mężczyznę. Wiedziała jednak, że on nie zrezygnuje ze swojej misji. Od dawna ratował tych, których życie wisiało na włosku. Załatwiał dokumenty i pomagał uciec ze świata czarodziejów. Dzięki swojej interwencji uratował już wiele ludzkich istnień. Ona również chciała pomagać, ale Lupin uznał, że bezpieczniej jej będzie tutaj. Była zła na niego z tego powodu, ale rozumiała jego intencje.

- Ktoś prosił bym w ciągu tygodnia pojawił się w Dolinie Godryka. -  Tonks zesztywniała słysząc te nazwę. Tam zginęli jej przyjaciele. Nie odwiedziła tego miejsca od czasu ich śmierci. Nie miała odwagi nawet o nim wspomnieć. Lupin również nigdy o tym nie rozmawiał. Wszyscy byli pewni, że tam Lily i James znajdą bezpieczne schronienie. I byłoby tak gdyby Peter ich nie zdradził. Każde z nich po swojemu żyło z poczuciem winy.

- Dlaczego teraz? – Tonks nie umiała ukryć drżenia w swym głosie. Widząc to Lupin podszedł do ukochanej i zamknął ją w swoim bezpiecznym uścisku. Delikatnie kołysał jej ciało czekając aż się uspokoi. – Myślisz, że to może być jakaś pułapka?

- Raczej wątpię. – Lupin pokręcił głową. Od kiedy otrzymał te wiadomość przez nieznaną mu sowę miał dziwne przeczucie. Czuł, że zna charakter pisma, który ją zostawił. Widział go przecież tak wiele razy. Dla niego to była wiadomość zza grobu. Nie mógł jednak powiedzieć o swoich podejrzeniach Tonks, bez względu jak jej ufał. – Mimo wszystko wybiorę się tam. Mam dziwne wrażenie, że Harry też tam będzie.

- Harry? – Tonks nie kryła swojego zaskoczenia. Od wielu miesięcy nie było żadnych wieści o ich przyjacielu. Zaczynała się niepokoić czy chłopak w ogóle żył. – Widziałeś się z nim Lupinie prawda?

- Tak. – Przytaknął jej. Harrego spotkał wraz z Ronem u Weasleyów. Nie mógł ukryć ulgi na jego widok. To właśnie wtedy Harry opowiedział mu o swojej decyzji odwiedzenia Doliny. A teraz przyszedł ten anonim. Podejrzewał, że to na pewno nie był przypadek. Czuł, że w Dolinie Godryka dojdzie do wyjątkowego spotkania. I on ma zamiar w niej uczestniczyć. – Nie martw się kochanie. – Szepnął całując ją delikatnie. – Wrócił Harry. To znak, że wszystko będzie dobrze. – Tonks skinęła głową oddając mu pocałunki. Naprawdę bardzo chciała wierzyć jego słowom, ale podświadomie czuła, że to dopiero początek. I wszystko było jeszcze przed nimi.

***
Hermiona z trudem oderwała się od pocałunków Dracona, które zadawały tylko ból w jej sercu. Nie powinna go pragnąć. Powinna o nim zapomnieć na zawsze.

- Myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę. – Wyszeptał w jej włosy nie wierząc własnemu szczęściu. Rozpoznał ją po jej oczach, chociaż nie mógł w to uwierzyć. Kiedy zobaczył jak idą w jej stronę Śmieciożercy nie wahał się. Miał szczęście, że udało mu się odegrać rolę godną mugolskiego Oskara.  – Jak udało Ci się uciec Ianowi? Byłem pewien, że wywiózł Cię do Szkocji.

- Bo wywiózł. – Powiedziała stłumionym głosem. Chciała mu tak wiele powiedzieć. O tym, co przeżyła i co zrobiła, ale nie była wstanie wydobyć z siebie głosu. Sama obecność Dracona przyprawiała ją o szybsze bicie serca i utratę panowania nad sobą. – Udało mi się tu wrócić. Pomógł mi Harry i Ron. – Specjalnie nie wspomniała o ich córce. Musiała chronić swoje maleństwo przed Voldemortem. Czuła, że nawet przed jego ojcem też. A przynajmniej dopóki on był w szponach Czarnego Pana.

- Pansy przyznała mi się do wszystkiego. – Odezwał się cicho przerywając niezręczną cisze, jaka na moment zapanowała między nimi. Siedzieli skryci w głębi ulicy Pokątnej. Draco znalazł zaciszne miejsce, gdzie nikt ich nie dostrzegł. – Powiedziała mi o rzuconym zaklęciu na mnie. Próbowałem go zdjąć, ale nie mogę. Żałuje, że nie poprosiłem jej zanim nie pozwoliłem jej odejść.

- Pansy odeszła? – Nie kryła swego zaskoczenia. Do tej pory żyła w przekonaniu, że Draco należał do innej kobiety. Świadomość tego, że nie był z nią związany nieco ułagodziła ból w jej sercu, ale niczego nie zmieniała.

- Tak. – Wyznał nie odrywając wzroku od jej twarzy. Chciał jej tyle powiedzieć. W myślach wyobrażał sobie ich spotkanie i to, w jaki sposób ratuje ją z rąk okrutnika. Teraz czuł, jakie było to głupie. Hermiona była niezwykle dzielna. Przeżyła piekło w jego domu i poradziła sobie sama dalej. Był z niej naprawdę dumny. – Pozwoliłem jej odejść z Duncanem. Niech, chociaż oni znajdą prawdziwe szczęście. Mam zamiar sporządzić papiery rozwodowe, kiedy to wszystko ucichnie. Hermiono posłuchaj mnie. Wiem, że nie pamiętam łączących nas wcześniej uczuć, ale czuje, że nie jesteś mi obojętna. Możliwe, że pozostała we mnie jakaś nić dawnego uczucia. Pragnę Cię i potrzebuje. To są rzeczy, których jestem pewien. Moje ciało czuje, że należysz do mnie. – Mówiąc to patrzył jej głęboko w oczy. Hermiona czuła jak ważna jest ta chwila dla niej. Z bijącym sercem słuchała słów, na które tak bardzo czekała. Jednak nie mogła z nim być. Ich miłość nie mogła mieć szans spełnienia. Musiała się z tym pogodzić.

- Draco… - Wyszeptała cicho przerywając mu słowa. – Znasz moje uczucia do Ciebie. One nigdy się nie zmienią. – Nie odrywała od niego swojego wzroku. Chciała, by ukochany zrozumiał jak bardzo go kochała. – Jednak nie możemy być razem. Ty nawet nie pamiętasz tego, co czujesz a ja pamiętam za bardzo. Nie może tak być. – Próbowała powstrzymać cisnące do oczu łzy. Tym razem nikt jej tego nie kazał. Sama z siebie to robiła, bo wiedziała, że nie pozwolą im być razem. Ich związek nie miał żadnej przyszłości. Nigdy nie będzie dane im być razem. Ta miłość niszczyła ich oboje a żadne z nich nie było gotowe na poświęcenie. No i odpowiadała teraz nie tylko za samą siebie. – Tak będzie najlepiej Draco. Może kiedyś, gdy to wszystko się skończy, ale ja nie będę wiecznie czekać Draco. Muszę zacząć w końcu myśleć o sobie. – To były najtrudniejsze słowa, jakie zdarzyło jej się powiedzieć, ale musiała to zrobić.

- Więc to pożegnanie? – Spytał cicho mężczyzna. Skinęła głową. Draco długo obserwował ją jak odchodziła. Wściekle zacisnął dłonie w pięści. Hermiona miała racje. Teraz nie mogli być razem, ale obiecał, że będzie o nią walczył. Nie pozwoli odejść kobiecie, która należała do niego. Tym razem zamierzał zawalczyć o swoje szczęście. I nie podda się bez walki.

***
Harry spojrzał na spakowane torby. Dzisiaj mieli wyruszyć do Doliny Godryka. Nie ukrywał tego, że niepokoił się tą podróżą. Powracał do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. To właśnie tam lord Voldemort przybył by go zabić. Tam za niego swoje życia oddali jego rodzice. Czuł, że musi zobaczyć to miejsce. Było jego częścią.

- Jesteś pewny, że chcesz się tam udać? – Spytał Ron z niepokojem obserwując przyjaciela. Od kiedy Harry wspomniał o Dolinie Godryka zmienił się bardzo. Często zamykał się w sobie i odgradzał tym od przyjaciół. Ron nie ukrywał tego, że martwił się o przyjaciela.

- Tak. – Odpowiedział nieco poirytowany Harry. Oczywiście, że chciał odwiedzić ostatni dom jego rodziców. Złożyć kwiaty na ich grobie. Od Hagrida słyszał, że zostali tam pochowani. Był zły na siebie, że wcześniej o tym nie pomyślał. Chyba dopiero teraz dorósł, by stawić czoło przeszłości. – Chce zobaczyć to miejsce. Czuje, że muszę. – Ron skinął głową rzucając swój spakowany plecak obok tobołka Harrego. Nie wzięli ze sobą zbyt wiele rzeczy. Nie chcieli za bardzo rzucać się w oczy. Hermiona pojawiła się po pół wyglądzie. Już w drodze do domu przyjęła swój normalny wygląd. Na jej oczach widniały ślady łez. Obaj spojrzeli na nią z niepokojem w oczach.

- Widziałam się z Draco Malfoyem. – Wyjaśniła cicho czując, że będą źli na nią. Mimo wszystko miała nadzieje, że zrozumieją. Zwłaszcza Ron, na którego nie była wstanie w tym momencie spojrzeć. Po tym, co zrobili ich stosunki uległy dziwnej zmianie. – Musiałam z nim wiele wyjaśnić. Nie powiedziałam mu jednak o dziecku. Chce, by Aleks miała normalne dzieciństwo. Ron czy na czas naszej nieobecności może zostać w Norze? – Spytała z nadzieją. Nie chciała rozstawać się z córką, ale nie mogła wziąć jej na tak niebezpieczną wyprawę. Nie wiedziała, co ich spotka na końcu tej drogi. Wolała zachować wszelką ostrożność.

- Myślę, że mama nie miałaby nic przeciwko temu. – Odparł ostrożnie Rudzielec dziwnie oddychając z ulgą. Gdy powiedziała im, że spotkała się z Malfoyem poczuł się jakby go uderzyła. A jednak odetchnął z ulgą, kiedy się okazało, że rozstała się z nim. To napawało go nadzieją. – Na pewno będzie bezpieczniejsza, ale Hermiono wiesz, co robisz? Naprawdę chcesz się rozstać z córką?

- Nie mam wyjścia. – Powiedziała szczerze patrząc na ich obu. – Chce by była bezpieczna w podróży a nie mogę puścić was samych. Wiem, że u Ciebie w Norze nic jej nie grozi. – Ron skinął głową z uśmiechem. Był zadowolony, że dziewczyna tak bardzo mu wierzyła. Miał nadzieje, że z czas zadziała na jego korzyść. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, iż pozbył się rywala do jej serca. Teraz musiał zrobić wszystko, by ją odzyskać.

***
Poruszał się konno unikając ludzkich spojrzeń. Był Cieniem. Nie istniał dla innych ludzi. Wraz z chwilą śmierci Albusa Dumbledora łącząca go z nim Wieczysta Przysięga przestała istnieć. Mógł teraz zrobić tak wiele. Nawet odzyskać swoją tożsamość. A jednak tego nie zrobił. Człowiek, jakim był umarł siedemnaście lat temu. Odebrano mu nie tylko ukochaną rodzinę, ale i własną duszę. Teraz pozostawała mu tylko zemsta. To dla niej żył każdą chwilą. Ostatecznie nie miał nic do stracenia. Dla większości pożegnał się z życiem już dawno temu. Nie wiele, by mu dało gdyby teraz wrócił. A kiedy skończy ze swoimi wrogami zniknie z tego życia na zawsze. I nikt nigdy nie dowie się, że żył.

- Jesteś strasznym głupcem mój chłopcze. – Usłyszał za sobą łagodny głos kobiety i zaklął pod nosem. Zaledwie trzy godziny temu wysłał wiadomość. Nie sądził, że go tak szybko odnajdzie. Molly Weasley bardzo się zmieniła od czasu, gdy widział ją ostatni raz. Zbyt wiele czasu minęło od tamtej pory. Pamiętał chwilę, w której Albus Dumbledore uratował mu życie. I całą trójkę złączył Przysięgą Wieczystą. Nigdy nie sądził, że najtrudniejsze będzie jej dotrzymanie. Jednak teraz nie musiał się tym przejmować. Dumbledore nie żył i nie rządziła nim już żadna przysięga. Nie życzył śmierci staremu czarodziejowi, ale dziękował Bogu, że tak się stało. W końcu czuł się wolny.

- Molly Weasley. – Uśmiechnął się lekko na jej widok. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.

- Słyszałam o Cieniu. – Odezwała się znów karcącym tonem. Mężczyzna mimowolnie zachichotał. Zawsze lubił te kobietę i cieszył się, że ze wszystkich to właśnie ona zna jego tajemnice. Nikomu innemu nie mógłby tak bardzo zaufać. – Pogrążasz się na samo dno chłopcze. Nie tego chciałaby dla Ciebie żona.

- Ona nie żyje. – Mruknął chłodno na samo wspomnienie o ukochanej kobiecie. – Nie ważne jest, co by chciała a czego nie.

- A jednak robisz to, co robisz. – Molly go nie rozumiała. Teraz, kiedy przysięga została zerwana zyskał nowe życie. Powinien inaczej nim rozporządzać. Nie każdy otrzymywał drugą szansę. Dla niej to był prawdziwy dar. – Ścigasz się ze śmiercią. W końcu ktoś Cię rozpozna.

- Wiem o tym Molly. – Jego głos zabrzmiał tym razem nieco łagodniej. Doskonale rozumiał, co kobieta miała na myśli. Powinien żyć. Zająć się swoim synem i zapomnieć o przeszłości a jednak nie umiał. Był jeden człowiek, który mu w tym przeszkadzał. Musiał dokonać ostatecznego aktu zemsty. Inaczej wszystko, co osiągnął pójdzie na marne. Zbyt wiele od tego zależało. Musiał dokończyć to, co zaczął a potem dołączy do ukochanej. To był jego cel od bardzo dawna. I tak czekał z tym byt długo. – Jednak nie ma dla mnie miejsca w jego życiu. Ja umarłem Molly rozumiesz to? Każdego dnia żałuje, że Voldemort nie zabił mnie zamiast niej.

- A gdyby to ona przeżyła? – Spytała cicho. Mężczyzna zaklął pod nosem. Uwaga Molly była całkowicie słuszna. Jednak szybko pokręcił głową i pozbył się tych myśli.

- Ona jest zbyt mądra by obrać takie życie. – Uciął temat. – Nie wybrałaby takiego losu. – Naprawdę chciał to wierzyć. Zbyt dobrze znał ukochaną kobietę a przynajmniej mu się tak wydawało. – Jednak nasze słowa nie cofną jej życia. Ani też nie zmienią mojej decyzji. Mam nadzieje, że mogę Ci nadal ufać? – Kobieta wzdrygnęła się widząc jego surowe spojrzenie. To już nie był ten sam mężczyzna, co kiedyś.

- Oczywiście. – Powiedziała cicho. W głębi ducha modliła się, aby się opamiętał. Miała dziwne przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś, co zmieni nastawienie tego człowieka. I aby nastąpiło to jak najszybciej. Zanim wydarzy się coś złego.

***
Nie spodziewała się tego w żaden sposób. Wracała właśnie ze sklepu braci i kierowała się w stronę „Dziurawego Kotła”, kiedy ją zaskoczyli. Było ich dwóch, ale rozpoznała tylko jednego z nich.

- Nie szarp się. Nie chciałbym Cię uderzyć. – Syknął jej do ucha Draco Malfoy drugą ręką zasłaniając usta. Próbowała się uwolnić z uścisku, ale byli zbyt silni. Drugi stłumiony głos należał do Zabiniego Bleisa. I chociaż na Pokątnej było całkiem sporo osób nikt nie ruszył jej na pomoc. Związano ją i zakneblowano zanim zdołała sięgnąć po różdżkę. Jej opór był bezcelowy.

- Nie róbcie mi krzywdy. – Wyszeptała cicho niemal ze łzami w oczach wściekła za swoją słabość. Nie mogła uwierzyć, że właśnie uprowadził ją Draco Malfoy. Myślała do tej pory, że stał po tej dobrej stronie. Zabini roześmiał się jedynie, ale Draco nic nie powiedział. Nie patrząc na nią pociągnął ją w stronę mrocznego salonu. W głowie miała mętlik a jej serce biło jak oszalałe. Zmuszono ją do uklęknięcia przed Voldemortem. Poczuła jak jej ciało zalewa fala strachu.

- Dobrze się spisałeś synu. – Słowa Voldemorta wstrząsnęły nią do głębi. Draco był jego synem? Nie mogła w to uwierzyć. Nie dało się przecież wykluczyć podobieństwa między nim a Lucjuszem. Zlękła się, kiedy zbliżył się do niej. Jego zimne ręce dotknęły jej twarzy. – Witam w moich skromnych progach panno Weasley. – Z pogardą wycedził jej nazwisko. Ktoś zachichotał rozbawiony. Kątem oka Ginn spostrzegła Jess Carter, z którą łączyła Wieczysta Przysięga. Tuż obok niej stał Michel ze spuszczoną głową. Do tej pory Ginn wierzyła, że Michel jest tym dobrym człowiekiem. Teraz okazuje się całkiem inaczej. Poczuła się jakby ktoś ją uderzył. – Chce byś mi opowiedziała o planach Harrego Pottera. Wiem, że wrócił. Chce poznać jego zamiary. A Ty mi grzecznie o nich opowiesz.

- Nigdy! – Wyrzuciła Ginny z siebie. Miała nadzieje, że Jess nie powie o wiążącym ich pakcie. Wówczas musiałaby o wszystkim powiedzieć. Jednak dziewczyna nie wychylała się.

- Michel pozwól tu do mnie. – Wezwany chłopak niechętnie wysunął się do przodu. Nie spodziewał się tego w ogóle. Kiedy jego siostra posłała po niego nie był przygotowany na te chwilę. Kiedy zobaczył Ginny przed obliczem Czarnego Pana poczuł jak żołądek ściska mu się ze strachu. Dobrze wiedział, czego się od niego oczekuje. I nie mógł odmówić. – Zajrzyj w umysł tej dziewczyny i pokaż mi, co widzisz. – Michel ostrożnie zbliżył się do Ginny. Z trudem wytrzymał pełne pogardy spojrzenie. Zaklęcia dementi, nauczył się zadziwiająco szybko. Do tej pory posłusznie wykonywał rozkaz nie zważając na ból cierpiącej osoby. Teraz miał wahania. A najbardziej bolał go widok pełnej pogardy Ginn patrzącej w jego stronę. Ktoś z tyłu mocno ją przytrzymał. Ze wstrętem chwycił Voldemorta za rękę a następnie skierował różdżkę w Ginny. Czuł dziwną mieszaninę uczuć zaglądając w głąb jej wspomnień. Starał się nie zaglądać zbyt głęboko, ale i tak czuła promieniujący ból. Z trudem trzymała się na nogach. Za wszelką cenę chciał ukryć część wspomnień, ale większości nie mógł. Voldemort widział te związane z planami Harrego i swoją wnuczkę. Przerwał zaklęcie, kiedy dziewczyna omdlała na podłogę. Z trudem oddychał zachowując wszelki spokój.

- Severusie. – Głos Voldemorta zabrzmiał niezwykle łagodnie, co wszystkich zaskoczyło. Severus Snape wysunął się do przodu i pokłonił nisko. – Nasz Harry Potter chce dostać się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Dopilnuj, by spotkała go tam niespodzianka.

- Jak rozkażesz panie. – Były nauczyciel eliksirów nisko się pokłonił i odszedł. Michel pospiesznie podniósł Ginn i wyszedł z Sali. Modlił się w duchu, by dziewczyna znalazła w sobie dość sił i mu wybaczyła, bo on sam nie będzie mógł. Czuł się jakby zdradził najwyższą wartość, jaką posiadał. Swoje serce.

***
Na zakończenie:
Wiecie, co pewnie was zaskoczę, ale jestem zadowolona. Tak ten rozdział mi się podoba. Zwłaszcza fragment rozgrywający się pomiędzy Ginny a Michelem. Miałam nawet łezki w oczach kiedy go pisałam. No i jeszcze rozstanie Draco i Hermiony. Tak to również mnie wzruszyło i mam nadzieje że w was również wywołałam emocje. Pozostaje mi zaprosić was do kolejnego rozdziału: Rozdział XIV „Zmartwywstanie – Tajemnica Cienia część 2”.

Informacyjnie:
Tytuł: Nieśmiertelna Miłość – „oszukać przeznaczenie” część 2
Ilość stron: 7
Ilość słów: 4 080

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz