(Kiedy niebezpieczeństwo jest tak wielkie, że śmierć
stała się nadzieją, rozpacz jest brakiem nadziei, że można
umrzeć. )
- Gustaw Herling Grudziński
Kroniki Proroka Codziennego nr.21.
I
witam serdecznie w kolejnym rozdziale. Nie sądziłam, że stworzenie
postaci Cienia tak bardzo mnie zaintryguje. W wielu względach pragnący
zemsty Cień kojarzy mi się z postacią z romansów historycznych, które
tak uwielbiam i chyba w dużej mierze można go z nimi łączyć. Dzisiaj
zapewniam, że będzie sporo się działo. Aż nie wiem czy uda mi się
wszystko zamieścić w tym rozdziale. Może nawet przeniosę nieco akcje w
odległą przeszłość, kto wie? No i postaram się o więcej Draco i
Hermiony, nie zapominając o innych wątkach. Już wkrótce wielki finał,
więc napięcie rośnie. I mam nadzieje, że będzie się wam udzielać podczas
czytania, jak mi podczas pisania. Rozdział dedykuje wszystkim
czytelnikom. Zarówno tym, którzy komentują, jak i tym, którzy tego nie
robią. Bez was ten blog, by nie istniał.
***
Ginny z trudem uniosła ociężałe powieki. Bolało ją nie tylko ciało, ale także i zdrada.
Nie
tego się spodziewała po Michelu. Z początku myślała, że to jakiś żart,
ale on naprawdę to robił. Przekazywał jej najcenniejsze wspomnienia
Voldemortowi. Poczuła nagły wyrzut sumienia wobec Hermiony Granger. Ona
tak bardzo chciała chronić swoją córeczkę przed nią, a tymczasem to
przez nią Voldemort wiedział już, że urodziła. Obawiała się, co może
zrobić z tą informacją. I najgorsze, że Harry podążał w stronę swojej
zguby, a ona nie miała szans, by go ostrzec. Załkała cichutko. Była
uwięziona w mokrej i ciasnej celi. Voldemort zapowiedział, że jeszcze z
nią nie skończył, a to oznaczało więcej bólu. Na samą myśl ogarniała ją
panika. Bała się, że nie da rady. Nie należała do wytrzymałych osób. Jej
położenie znacznie różniło się od tego, jakie nie tak dawno znosiła
Hermiona. A jednak Hermiona nie zdradziła swoich przyjaciół. Do samego
końca starała się pozostawać wierna swoim zasadom.
-
To tutaj. – Dobiegł ją znajomy męski głos. Skrzywiła się, gdy zobaczyła
Michela Cartera. Nie chciała go znać. Nie chciała go w ogóle widzieć. Z rozmysłem odwróciła się od niego i Dracona. Obaj ją skrzywdzili i zdradzili. To było dużo gorsze niż ból zadany jej ciału.
-
Przyszedłeś napawać się swoim triumfem? – Spytała z sarkazmem tak
bardzo niepasującym do niej. – Byłam głupia wierząc Jessice. Zarzekała
się, że nie masz z tym nic wspólnego. Uwierzyłam, że jesteś z tych
dobrych. Dobrze się bawiłeś zdobywając przyjaciół? Pokazując, że choć
trochę zależy ci na Gryffindorze? – Chciała dodać, że choć trochę zależy
mu na niej, ale w porę urwała swoje słowa. Nie chciała mu zbyt wiele
pokazywać. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas bólu. Zabolały go słowa
Ginny, ale była sprawiedliwa i słusznie go oceniała. Spuścił głowę nie
będąc w stanie na nią spojrzeć i przepuścił Dracona, który już otwierał
cele. Wiedział teraz, że jego obecna sytuacja będzie zależała od jej
dobrej woli.
-
Później wszystko sobie wyjaśnicie. – Rzucił niecierpliwie rozglądając
się na boki. Podał dziewczynie płaszcz należący do jego ojca. –
Tymczasem musimy zabrać cię w bezpieczne miejsce. Zanim Voldemort będzie
chciał do końca zajrzeć w twój umysł i zobaczyć, co się w nim kryje. –
Zadrżała na samo wspomnienie. Wiedziała, że nie wytrzyma kolejnego razu.
Samo wtargnięcie Michela w jej umysł było zbyt bolesne dla niej. I
chociaż dziwiła się, że jej pomagają posłusznie nakryła płaszcz znikając
pod nim cała. – Mniej spuszczoną głowę i nie odzywaj się w ogóle. –
Pouczył ją, gdy wydostawali się na zewnątrz. Ginn skinęła głową. Miała
tyle pytań, ale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Bez słowa
przyjęła różdżkę od Draco. Dzięki temu nie czuła się taka bezbronna. - A
teraz słuchaj uważnie. Michel zaatakuje mnie zaklęciem. Będzie to
wyglądało na zdradę z jego strony. Na pięć minut zdjąłem osłonę z tego
miejsca. Dość czasu, by móc się teleportować. Zabierze cię w bezpieczne
miejsce rozumiesz? - Draco nie
był do końca pewny tego szalonego planu, ale miał nadzieje, że wiedział,
co robi. Po raz kolejny okaże się zdrajcą, ale miał cichą nadzieje, że
tym razem mu uwierzą. Zbyt wiele od tego zależało.
-
Dlaczego to robisz? – Wykrztusiła w końcu oszołomiona. Z oddali
słyszała kroki. Nie było czasu na takie rozmowy, ale musiała wiedzieć.
Chciała mieć pewność, że Draco był takim człowiekiem, za jakiego miała
go Hermiona.
-
By udowodnić kobiecie, na której mi zależy, że możemy być razem. –
Wyszeptał cicho. Ginny skinęła głową głęboko poruszona jego słowami. To
jej wystarczyło. Gdyby Hermiona nie wierzyła w jej słowa to zmusi
Michela, by wszedł w jej umysł i pokazał jej to. Tym razem byłoby
inaczej, gdyż ona by tego chciała. Na
dany znak Michel cisnął Criuciatusem w Dracona w momencie, gdy pojawiła
się wściekła Bellatriks w towarzystwie Śmierciożerców. Błyskawicznie
chwycił Ginn za rękę. Nie broniła się przed tym. Wiedziała, że jeśli
mają uciec to muszą sobie pomagać nawzajem. Zniknęli zanim pojawiła się
odsiecz.
***
Hermiona była pewna, że będzie do końca życia wspominać ten dziwny wypad z Harrym i Ronem.
To
było coś nowego, a zwłaszcza dla Harry’ego. Obserwowała go uważnie
podczas całej wyprawy. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie.
Był niezwykle poruszony i doskonale go rozumiała. To był powrót do
przeszłości. Młody Potter poznawał miejsca, w którym ostatnie dni swego
życia spędzali jego rodzice. Największy ból z pewnością przyniósł mu
widok samego domu. Potężne zaklęcie Voldemorta zniszczyło cały budynek.
Hermiona była pewna, że nikt nie miał szans, by przeżyć. Na samą myśl
czuła ból przeszywający jej ciało. W środku byli rodzice Harry’ego. W
tym momencie jego dzieciństwo zamieniło się w koszmar. Nie wyobrażała
sobie siebie na jego miejscu.
-Zabił
ich tak brutalnie. – Wyszeptał Harry cicho, czując, jak dławi go od
środka. Nie umiał określić uczuć, które nim targały w tym momencie. Nie
sądził, że ból będzie tak wielki. Zwłaszcza, że dzięki dementorom w
ostatnim roku widział obraz umierającej matki. Był pewien, że nigdy nie
zapomni tego widoku. Zwłaszcza, że umarła ratując jego życie. Nie czuł
się wcale przez to lepiej. Dom okazał się być pomnikiem upamiętniającym
bohaterską śmierć jego rodziców, co bardzo go wzruszało. Nie tego się
spodziewał przychodząc tutaj. Czuł, że to była najlepsza decyzja, jaką
do tej pory podjął w życiu. A jednak ludzie pamiętali o Jamesie i Lilly.
Świadczyły o tym wpisy kierowane nie tylko w ich stronę, ale także i
jego. Sporo było również tych z pierwszego dnia jego szkoły. Zupełnie
jakby wiedzieli, że pojawi się tutaj i je zobaczy.
-
Chcesz wejść do środka? – Zagadnęła go Hermiona, a Harry kiwnął głową.
Ruszył pierwszy, a przyjaciele tuż za nim. Hermiona miała dziwne
przeczucie, którego nie mogła się pozbyć. Zignorowała je, gdy znaleźli
się w środku. Dom był cały zniszczony, a jednak Harry czuł się w nim
dobrze. Oczyma wyobraźni widział matkę krzątającą się po kuchni i ojca z
gazetą w ręku. Gdyby nie zabiłby ich Voldemort byliby na pewno
wspaniałą rodziną. Wiedział, że James bardzo kochał Lilly. Poczuł, jak
łzy napływają mu do oczu, ale szybko otarł je wierzchem dłoni. Nie
chciał okazywać własnej słabości przy przyjaciołach.
-
Znajdźmy ich grób. Na pewno jest na miejskim cmentarzu. – Poprosił
przypominając sobie, gdy mijali niewielki kościółek. Oboje skinęli
głowami. Mieli nadzieję, że wyjdą niezauważalnie, jak weszli, ale
czekała ich niespodzianka. Stanęli zaskoczeni stwierdzając, że są
otoczeni przez grupkę Śmierciożerców, a na ich czele stał Snape z
wyciągniętą w ich stronę różdżką. Nikt nie miał pojęcia, że tu będą.
Wszyscy poczuli dreszcz zdrady na ciele.
-
Najlepiej poddajcie się od razu. – Wycedził dając im do zrozumienia, że
walka nie ma sensu. Harry niechętnie musiał przyznać rację. Nie mieli
szans nawet gdyby próbowali walczyć. Niezbyt chętnie wyciągnął różdżkę i
pchnął ją w stronę Snape’a. To samo uczynili Ron z Hermioną z
niezadowoleniem malowanym na ich twarzach. Snape zrobił ruch w ich
stronę i na wyciągniętych nadgarstkach pojawiły się liny, które ich
oplotły. – Tym razem mamy Pottera bez dwóch zdań. – Zauważył zadowolony
Snape, odwracając się do swoich ludzi. – Nikt nie zaprzeczy, kto go
złapał? – Spytał dla pewności nie chcąc, by ten honor przypadł komuś
innemu. Nikt nie ośmielił się zaprzeczyć. Kątem oka Snape spostrzegł
ruch w oknie na piętrze rozwalonego domu. – Przyszliście z kimś jeszcze,
Potter?
-
Nie. – Pokręcił głową zgodnie z prawdą. – A nawet gdyby to chyba nie
myślisz, że powiedzielibyśmy ci? – Odparował, ale natychmiast tego
pożałował. Snape łatwo tracił panowanie nad sobą. Harry skulił się pod
zaklęciem Crucio. Na twarzy byłego nauczyciela eliksirów pojawił się
pełen satysfakcji uśmiech.
- Jesteś dokładnie taki sam, jak ojciec. – Stwierdził. – Bezczelny i arogancki. I tak samo jak on zginiesz. –
Snape nawet nie ukrywał swojej nienawiści. Już za sam fakt, że Harry
był synem Jamesa uważał, że należałoby go zdeptać niczym robaka.
-
Nie sądzę, Smarkerusie. – Głos z dalekiej przeszłości przywołał go do
porządku. Snape cofnął się kompletnie zaskoczony, rozglądając się wokół.
Dopiero po chwili spostrzegł postać stojącą przy oknie. W pierwszej
chwili myślał, że to zwyczajna zjawa. Zimny pot strachu oblał jego
ciało. Poczuł się tak, jakby spełniał się jego najgorszy koszmar.
-
Nie możliwe. – Wyszeptał oszołomiony. Miał wrażenie, że śni. Tuż przed
nim w luzackiej pozie stanął James Potter. I wcale nie wyglądał na
ducha. Był tak samo żywy, jak wszyscy zebrani wokół niego ludzie.
***
Mina Severusa Snape’a, kiedy go zobaczył była bezcenna.
James
mógłby złożyć przysięgę, że nigdy się tak dobrze nie bawił jak teraz.
To była najpiękniejsza chwila w całym jego życiu. Czekał na nią, aż
siedemnaście lat i już wiedział, że warto było przeżyć dla niej. Był
pewien, że niemal słyszy słodki głos Lilly, jak złorzeczy na niego
gdzieś w niebie. Na pewno nie byłaby dumna. Zawsze w każdej sytuacji
stawała w jego obronie. Nie raz się o to pokłócili.
-
Ty nie żyjesz. – Wyrzucił z siebie oszołomiony. Był pewien, że ma przed
sobą zjawę z najgorszych koszmarów sennych. To było coś, czego się nie
spodziewał. – Umarłeś w tym domu. – Wybuchnął czując, że traci
cierpliwość i grunt pod nogami. Grupa Śmierciożerców spoglądała na nich
obu nie rozumiejąc, co właściwie się dzieje. Harry, Ron i Hermiona
również byli kompletnie zaskoczeni. Jednak Snape nie zwracał na to
uwagi. Młody Potter wpatrywał się w mężczyznę, który dawno temu umarł
dla niego wraz z ukochana kobietą.
-
Miałem wiele szczęścia. – Mruknął James zgrabnie zeskakując tuż przed
nim. Naprawdę cieszył się swoja chwilą triumfu, a na jego twarzy
pojawiał się bezczelny uśmiech, ale w jego oczach widać było czający się
ból. W ręku trzymał gotową do ataku różdżkę. – Nie masz pojęcia, jak
bardzo czekałem na te chwilę. Czy wiesz, jak ona ci ufała? Ile razy
musiałem słuchać: Snape jest dobrym człowiekiem, tylko się pogubił.
Zaufajmy mu to ostatnia osoba, która mogłaby nas zdradzić. – Skrzywił
się naśladując niedbale słodki głos ukochanej kobiety. – Wierzyła w
ciebie padalcu, a ty nas zdradziłeś. Nie. Nie nas. Zdradziłeś ją.
Naprawdę wierzyłeś naiwnie, że Czarny Pan oszczędzi ją kiedykolwiek? –
Prawie się roześmiał, bo często wyobrażał sobie Snape’a w tej chwili.
-
Ja… - Snape zawahał się. Nie wiedział, co powiedzieć na ten oczywisty
zarzut. Naprawdę wierzył głęboko, że Czarny Pan zdecyduje się ją
oszczędzić. Kiedy dowiedział się o tym, że Lilly również umarła omal nie
pękło mu serce. To właśnie tamtego dnia przysięgał wierność
Dumbledore’owi. Dlatego właśnie nie mógł obronić się przed zarzutami
Jamesa. Był winien śmierci Lilly, jak nikt inny. Urażona duma nie
pozwalała mu się do tego przyznać. – Ty również zawiodłeś, Potter. Miała
być bezpieczna. Tymczasem zdradził ktoś, kogo uważaliście za
przyjaciela. Jak się czułeś przez lata wierząc, że zrobił to Black? Twój
prawie brat? – Zakpił z niego. To na pewno musiała być bolesna sytuacja
dla Jamesa. Zwłaszcza, że Syriusz Black był dla niego niemal bratem.
Nikt
w tej chwili nie był bardziej zdumiony od Harry’ego, gdy Snape
wypowiedział nazwisko jego ojca. Oszołomiony wpatrywał się w
zakapturzonego mężczyznę. W głowie miał straszny mętlik. Rozmowa dwóch
mężczyzn zaczynała nabierać większego sensu, a przynajmniej w jego
oczach. Nie był jednak w stanie się odezwać.
-
Nigdy nie wierzyłem w zdradę Syriusza. – Przyznał szczerze, co było
prawdą. Dumbledore nazywał go głupcem za każdym razem, gdy domagał się
uwolnienia Syriusza z Azkabanu. Był nawet gotowy zeznawać w sądzie,
gdyby to miało go uniewinnić. Niestety wiązała go przeklęta przysięga, a
on obiecał na grobie Lilly, że pomści jej śmierć. Dopiero
nie dawno Dumbledore przyznał mu rację. Nie spodziewał się jednak, że
prawda okaże się kolejnym ciosem w serce. – Zawsze wiedziałem, że musiał
zdradzić ktoś inny. Syriusz był najbardziej lojalny ze znanych mi osób.
Żałuję, że nigdy nie pokazałem mu, że żyję.
-
A twój syn? – Snape palcem wskazał na Harry’ego, który wyglądał, jakby
coś nim bardzo wstrząsnęło. – Miałeś mu nigdy nie pokazać, że żyjesz?
Słyszałem o twoim akcie zemsty. Zabawiasz się w cienia mordując
wysłanników Czarnego Pana. Ile krwi masz na rękach, co, Potter?
-
Nie twój interes, Snape. – James wyciągnął różdżkę. – Pokaż, że nie
jesteś tchórzem. Zakończmy tę bezsensowną kła… - Nie zdążył dokończyć.
Wszystko rozegrało się zbyt szybko. Lucjusz Malfoy rzucił śmiertelne
zaklęcie w stronę Jamesa. Snape zareagował błyskawicznie. Zrobił coś, co
zaskoczyło wszystkich. Zasłonił swojego przeciwnika własnym ciałem,
przyjmując na siebie zaklęcie.
-
Mój dług został w końcu spłacony. – Wyszeptał cicho zamykając oczy.
Severus Snape zakończył swoje życie odchodząc w ramionach największego
wroga. To była ostatnia chwila jego triumfu.
***
Michel zabrał Ginny w ostatnie bezpieczne miejsce, jakie przyszło mu do głowy.
To
był stary dom należący do jego rodziny zanim zdobyli majątek. Na pewno
nikt nie wpadnie na pomysł, że właśnie tutaj postanowił się ukryć. Michel
praktycznie się tu wychował i uwielbiał to miejsce. Dom znajdował się w
hrabstwie York pod Londynem. Było to spokojne, ale teraz zaniedbane
miejsce. Trochę tego żałował. Byli wtedy inną rodziną. Wydawało mu się,
że bardziej szczęśliwą. Spędził tu wspaniałe pięć lat, a potem się
przenieśli i wszystko się zmieniło. Jess coraz bardziej poddawała się
ciemnej stronie podczas, gdy on chciał z tym walczyć. Nie miał pojęcia,
że już wtedy jego ojciec był całkowicie poddany władzy Voldemorta.
-
Możesz mnie puścić? – Warknęła na niego Ginn, gdy w końcu wylądowali.
Kręciło się jej w głowie, a bliskość Michela nie pozwalała jej się
skupić. Nie rozumiała swoich uczuć. Była również na niego bardzo zła za
to wszystko, co zrobił. Nadal bolała ją głowa po tym wtargnięciu do jej
umysłu. Słysząc jej głos, Michel niechętnie wypuścił ją z objęć i cofnął
się o kilka kroków. Była uzbrojona i wyglądała w tym momencie jak
bogini zemsty. – Co to za
miejsce? – Spytała już nieco spokojniej. Zdążyła się nieco opanować, ale
nie straciła czujności. Nigdy tego nie zrobi w obecności Michela.
Zmarszczyła nos, gdy poczuła zapach stęchlizny. To miejsce nie było
zamieszkałe i nie podobało jej się. Czuła dreszcz niepokoju będąc tu
sama z Michelem.
-
Należał do moich rodziców, gdy byłem jeszcze dzieckiem. – Powiedział
wyciągając różdżkę. Zaklął, gdy zobaczył jak drgnęła. Zignorował ją i
sztywnym krokiem ruszył w stronę kominka. Używając kilka iskier rozpalił
ogień. W pomieszczeniu od razu zrobiło się przytulniej. Nie spojrzał w
jej stronę. Mógł się tylko domyślać, co sobie myślała. – Zostaniesz tu
kilka dni. Na pewno będziesz bezpieczniejsza. – Obiecał jej. Miał
nadzieję, że mu zaufa. Niczego bardziej nie chciał w tym momencie tak
bardzo.
-
Nie mogę tu zostać. – W Ginny znów obudziła się buntownicza natura. W
tym momencie nienawidziła Michela i miała chęć wygarnąć mu to wszystko. –
Jak mogłeś mi to zrobić? – Zarzuciła otwarcie patrząc na niego z
wyzwaniem. – Zdradziłeś mnie. Posłusznie zrobiłeś wszystko, co kazał
Voldemort. Włamałeś mi się do głowy i przekazałeś wszystkie informacje.
Ufałam ci do diabła! Myślałam, że jesteś inny niż Jess. – Nim zdążył
zareagować podstępnie uderzyła go w twarz. Biła go mocno swoimi
piąstkami, zanim jej nie powstrzymał. Obawiał się, że w tym szaleństwie
zrobi jej jakąś krzywdę. Przygniótł jej ciało, unieruchamiając
dziewczynę. Miotała się wściekle usiłując się uwolnić z jego uścisku.
Używała przy tym mocno niecenzurowanych słów, które zupełnie do niej nie
pasowały. Był wściekły na siebie i na nią. Nie miał pojęcia, jak ją
uspokoić. Nie chciał używać wobec niej siły.
-
Ginny, błagam uspokój się. – Szepnął tak zbolałym głosem, że dziewczyna
niemal zastygła w jego ramionach. Zareagowała na ból w jego głosie, ale
jej oczy nie straciły czujności. Nie ufała mu. – Nie miałem wyjścia tak
jak Draco musiał cię porwać. Voldemort wszystkich kontroluje. Draco
nadal wierzył, że Czarny Pan ma wpływ na losy Hermiony. Mimo rzuconego
zaklęcia ta dziewczyna nie jest mu obojętna. Wydaje mi się nawet, że
zakochuje się w niej od nowa.
-
Draco spotkał się z Hermioną na Pokątnej. – Odparowała mu w odpowiedzi.
Widziała zaskoczenie na jego twarzy, ale zignorowała je. Nie chciała
wierzyć, że nie współpracowali oboje razem. –
Hermiona rozstała się z nim oficjalnie. Nie miała wyjścia. Musiała to
zrobić dla dobra… - Urwała w porę i ugryzła się w język. Obiecała
Hermionie, że nikomu nie powie o Aleks. Jej mała córeczka była
tajemnicą. A teraz dzięki Michelowi wiedział o dziecku również
Voldemort. Obawiała się, jak wykorzysta te informacje przeciw niej lub
Draconowi.
-
Dziecka. – Dokończył Michel czując nagły wyrzut sumienia. Żałował, że
nie zdołał ukryć tej informacji, ale obawiał się dalszej penetracji
umysłu. Dziewczyna była prawie nieprzytomna i nie chciał jej skrzywdzić.
Ginny kiwnęła głową. Czuła jak jej wściekłość powoli się zmniejsza, a
on rozluźnił swój uścisk. Przez chwilę tylko jej się przyglądał w pełnej
napięcia ciszy, aż zrobił coś, czego się nie spodziewała. Zanim zdążyła
pomyśleć jego ciepłe wargi wylądowały na jej. Pocałował ją, a ona nie
była wstanie go odepchnąć.
***
Harry nie umiał określić swoich uczuć w tym momencie.
Miał
w głowie tak wielki mętlik, że był pewien, iż zaraz zwariuje. Po
śmierci Snape’a większość Śmierciożerców zniknęła. Łącznie z Lucjuszem,
który uniknął Avady Jamesa. Teraz wokół wszystkich panowała przerażająca
cisza. Nikt nie odważył się odezwać.
-
Możemy udać się do Nory? – Odważył się nieśmiało zaproponować Ron, co
wszyscy przyjęli dość entuzjastycznie kiwając głowami. James nie był w
stanie spojrzeć na syna, a ten w ogóle nie patrzył na niego. W milczeniu
przybyli do Nory. Wszyscy byli zaskoczeni widokiem Jamesa po za Molly
Weasley. Wpatrywała się w niego groźnym wzrokiem.
-
Wiedziałaś o tym, mamo? – Zagrzmiał Ron wściekle, gdy dotarł do niego
sens sytuacji. – Wiedziałaś, że on żyje i nic nie powiedziałaś? A
pomyślałaś w ogóle o Harrym? Przez siedemnaście lat żył z obrazem
martwego ojca. – Hermiona próbowała uspokoić Rona, ale był zbyt
wściekły, że w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Nawet pchnął ją, że
prawie poleciała na ścianę. W ostatniej chwili podtrzymał ją wściekły na
przyjaciela Harry. Rozumiał
złość Rona. Sam czuł taką samą, ale postanowił dać szansę wytłumaczenia
się Molly Weasley. Jedną z niewielu dorosłych osób, którą naprawdę
szanował.
-
Wiązała nas przysięga Wieczysta. – Odezwała się cicho Molly rozumiejąc
złość syna. Starała się nie patrzeć ani na Harry’ego ani na Jamesa.
Żałowała, że w takiej chwili nie było przy niej męża. – Dumbledore nas
nią związał, gdy odkryto, że Jamesowi udało się przeżyć. Postanowił
zataić tę informacje wiedząc, że będzie miał wielu wrogów, którzy zechcą
go zniszczyć. No i Harry musiał być bezpieczny, a dzięki zaklęciu był w
domu u Dursley’ów. To wszystko… - Dokończyła ze ściśniętym sercem. Nie
miała odwagi spojrzeć na Harry’ego. Miała nadzieję, że zrozumie i
wybaczy jej postępowanie. Młody Potter był drogi jej sercu nie tylko
dlatego, że obiecała Jamesowi się nim zająć.
-
To był jeden wielki spisek! – Wybuchł Harry. W końcu dał upust całej
sytuacji, jaka się nawiązała. Do tej pory i tak zachowywał nietypowy dla
niego stoicki spokój. – Chcę
zostać sam. – I wyminął wszystkich nieświadomie kierując się do pokoju
małej Aleks. Obudził dziewczynkę trzaskając donośnie drzwiami. Mała
Aleks zaniosła się głośnym płaczem, aż Harry doskoczył do niej w kilku
krokach. Nie bardzo wiedząc, jak się zachować ostrożnie wyjął
dziewczynkę z kołyski i ułożył ją sobie na rękach. Poczuł się dziwnie,
trzymając dziecko po raz pierwszy w swoim życiu. W pewnym momencie
pomyślał o swoich dzieciach. Ginny byłaby na pewno wspaniałą matką a on?
Czy nadawał się na ojca? Nie był pewien czy byłby odpowiednim
człowiekiem dla swoich przyszłych pociech. Dla niego o wiele lepiej by
było, gdyby zginął w czasie walki z Voldemortem. Jednak mała Aleks
uważała inaczej. Niemal natychmiast zasnęła w ramionach wujka. Harry był
tak przejęty niemowlakiem, że nie zauważył ojca, który wszedł do
pokoju.
-
Twój syn? – Zapytał cicho James z dziwną nutką niepokoju. Nie wyobrażał
sobie syna w tym wieku jako ojca. Był też nieco zaskoczony, bo wydawało
mu się, że Molly donosiła mu o wszystkich poczynaniach syna. Harry
drgnął i odwrócił się zaskoczony w stronę ojca. Nadal nie mógł uwierzyć,
że żyje. W głowie miał tak wiele pytań cisnących mu się na usta. Nie
był pewien, czy kiedykolwiek starczy mu odwagi by je zadać.
-
Nie. – Odezwał się dziwnie spokojnym tonem i odłożył malutką do
łóżeczka. Na szczęście nie protestowała. Przykrył ją delikatnie różową
kołderką. – To córeczka mojej przyjaciółki Hermiony Granger i Draco
Malfoy’a.
-
Niemożliwe. – James wydawał się być zaskoczony tą informacją. – Masz na
myśli syna Lucjusza Malfoy’a? – Harry nie mógł ukryć rozbawienia na
widok zaskoczonej miny ojca. Jeśli James faktycznie śledził jego życie
na pewno wiedział, iż Hermiona pochodziła z rodziny mugoli.
-
Mieli romans, chociaż właściwie nie nazwałbym tego romansem. – Przyznał
szczerze czując, że przed ojcem nie musi ukrywać prawdy. Hermiona na
pewno nie będzie gniewała się na niego za to. – Draco naprawdę kochał
dziewczynę tylko rodzina nie pozwalała mu by z nią był. – James
podchwycił nacisk na słowie rodzina. Spojrzenie ojca i syna spotkało się
ze sobą. Mieli przed sobą siedemnaście lat czasu do nadrobienia. Czy
dadzą radę? James parokrotnie zadawał sobie to pytanie. Zwłaszcza, że
teraz po raz pierwszy chciał naprawdę żyć.
***
Draco nie był do końca pewny trafności swoich decyzji.
Tym
razem tak samo, kiedy klękał przed Voldemortem w obliczu tych
wszystkich osób i tłumaczył się z całej sytuacji. Na jego szczęście tym
razem to nie on był oskarżony. Najgorsze było zadanie, którego się
podjął. Musiał znaleźć i zabić Michela i osobiście sprowadzić jego
martwe ciało Voldemortowi. Akurat teraz, gdy sam doprowadził do jego
ucieczki. Miał dziwne wrażenie, że Voldemort o tym wiedział i dlatego
powierzył mu to zadanie. Jego ojciec potrafił być prawdziwym tyranem.
Wzdrygnął się na dźwięk tych słów. Nie wyobrażał sobie Voldemorta w roli
ojca. Cieszył się również, że nie ma w sobie krwi Malfoy’ów. I była
kolejna wiadomość, która przepełniała go szokiem, a zarazem szczęściem.
Voldemort osobiście przekazał mu jedno ze wspomnień Ginny Weasley, jakie
zobaczył. Hermiona Granger była w ciąży i urodziła mu córkę. Dlatego
chociażby pragnął się z nią zobaczyć.
-
Wzywałeś mnie, paniczu Malfoy. – Dawny domowy skrzat imieniem Zgredek
pojawił się przed nim. Draco ucieszył się na jego widok. On na pewno
będzie wiedział, co robić.
-
Tak, Zgredku. – Draco ostrożnie wciągnął skrzata do pokoju i zamknął
drzwi na klucz. W jego rodzinie Zgredek uważany był za zdrajcę, a więc
nie chciał by ktokolwiek go tu zobaczył. – Pamiętasz Hermionę Granger,
prawda, Zgredku? Chciałbym się z nią zobaczyć. W miejscu, gdzie
bylibyśmy naprawdę bezpieczni. O którym nikt, by nic nie wiedział. –
Zgredek przez chwilę zastanawiał się, a jego twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech.
-
Myślę, że mam takie miejsce, paniczu Malfoy. – Powiedział i zniknął.
Draco żałował, że nie może teleportować się tak jak on. Niestety na dom
była rzucona podobna magia bezpieczeństwa, co w Hogwarcie. Tylko raz
udało mu się ją złamać. Miał szczęście, że do tej pory nikt tego nie
zauważył. Nie minęło pięciu minut, gdy Zgredek pojawił się i chwycił go
za rękę. Oboje zniknęli i pojawili się w jakiejś małej chatce. Draco nie
rozpoznał tego miejsca. – To jedna z tajemnic twojej matki. Uwielbiała
ten domek, dlatego nikomu o nim nie mówiła. Często uciekała tu przed
zemstą Lucjusza. – Draco skinął głową ze zrozumieniem. Zbyt dobrze
wiedział, jakim tyranem potrafił być ojciec. Nie minęła dłuższa chwila,
kiedy pojawiła się Hermiona z dzieckiem na rękach. Była zaskoczona i
zdezorientowana. Na widok Dracona krzyknęła i przytuliła małą do siebie.
-
Czemu nigdy mi nie powiedziałaś? – Spytał, nie kryjąc wyrzutu. Na jeden
moment zapomniał o spokojnej rozmowie. Był na nią zbyt wściekły, by się
hamować. Cofnęła się wystraszona kilka kroków, gdy zbliżył się do niej z
groźnie wyglądającą miną. Przypomniała się jej chwila niedoszłej
ucieczki z Malfoy Manor. Wtedy wyglądał podobnie jak teraz. Prawdziwy
wojownik. – Nie przyszło ci do głowy, że miałem prawo wiedzieć o
dziecku? A gdyby coś ci się stało? Kto zająłby się małą?
-
Ma odpowiednich rodziców chrzestnych. – Odparowała, czym dała mu do
zrozumienia, że całkowicie wykluczyła go z życia jego dziecka. Owocu ich
wspólnej miłości. Poczuł bolesny skurcz w sercu. Nie tego się po niej
spodziewał.
-
Miałem prawo wiedzieć. – Warknął na nią starając się zapanować nad
sobą. Wiedział jak bardzo był nieprzewidywalny w takich chwilach. Nie
chciał jej za bardzo wystraszyć ani nic takiego. Chciał, by mu w końcu
zaufała. – To moje dziecko. – Nagle coś sobie uzmysłowił i aż zbladł na
twarzy. – Wtedy w Malfoy Manor, gdy Duncan do ciebie strzelał, byłaś już
w ciąży, prawda? – Przez chwile zapanowała między nimi pełna napięcia
cisza. Hermiona próbowała uspokoić swoje zbolałe myśli. Wciąż nie
wiedziała skąd Draco dowiedział się o dziecku. To był znak, że wśród
nich jest jakiś zdrajca. Poczuła gwałtowny strach zalewający jej ciało.
-
Wiedziałam jeszcze w Hogwarcie. – Przyznała mu cicho. – To było tuż po
naszym rozstaniu. A potem Pansy z Duncanem rzucili na ciebie to zaklęcie
i odsunąłeś się ode mnie. Znów byłeś tyranem, który nie chciał mieć ze
mną nic wspólnego. Musiałam chronić siebie i dziecko.
-
Nie umiałem zapomnieć. – Wyszeptał Draco znajdując się blisko niej. –
Mimo wszystko coś mnie do ciebie ciągnęło. A wszystko się pogorszyło
tamtego dnia, kiedy zaciągnąłem cię do łóżka. Niemal cię zgwałciłem. –
Nadal czuł do siebie wstręt po tamtej scenie w jego domu. Chciał nawet
oddać ją swojemu bratu. Miała wszelkie prawo go nienawidzić. Nie był
nawet pewien, czy nadal go kocha. Jedno musiał wiedzieć na pewno. – Czy
wybaczysz mi kiedykolwiek? – Spytał szeptem mając nadzieje, że jednak
nie wszystko dla nich stracone.
***
Ginny Weasley z trudem oderwała się od ust Michela i z całej siły uderzyła go w twarz.
Zaskoczony
chłopak zatoczył się i odsunął od niej gwałtownie. Nie takiej reakcji
się spodziewał, ale w myślach nazywał siebie od głupców. Miała wszelkie
prawo się tak zachować. Był wobec niej prawdziwym draniem.
-
Nie powinienem był cię całować. – Odezwał się w końcu starając się
zapanować nad sobą. – Nie po tym jak ją potraktował. Nadal czuł się
winny tego wszystkiego. Żałował, że jego rodzice byli Śmierciożercami i
on też się nim stał. Musiał jej to wszystko wytłumaczyć. Chciał, by
zrozumiała jego czyny zanim całkowicie go potępi. – Jednak musisz odejść
Ginn. Przynajmniej teraz póki Jessica ma cię w garści. Wiem o twojej
przysiędze, do której cię zmusiła. Próbowałem jakoś na nią wpłynąć, ale
się nie udało.
-
Naprawdę myślisz, że ci uwierzę? – Ginny zignorowała fakt, że zrobiło
się zimno. Była zbyt wściekła na Michela i chciała opuścić to przeklęte
miejsce. Pragnęła uwierzyć, że Harry jest bezpieczny. Nie wybaczy sobie,
jeśli to przez nią wpadnie w pułapkę Voldemorta. – Po tym wszystkim, co
zrobiłeś? Skąd mam wiedzieć, że nie współpracowałeś cały czas z
Jessicą? – Jej oskarżenie było bardzo słuszne wobec niego i musiał
przyznać mu racje. Nie miała zielonego pojęcia o jego prawdziwych
poczynaniach. Jeśli chciał, by mu zaufała musiał być z nią szczery.
Powiedzieć jej wszystko. Nie mógł przed nią nic ukrywać. Ostatecznie
postanowił zrobić inaczej.
-
Podaj mi rękę, Ginny. – Poprosił ją cicho. Wahała się. Widział burze
uczuć malującą się na twarzy dziewczyny, ale kiwnęła głową. Odetchnął z
ulgą, gdy w tej sprawie okazała mu cień zaufania. Przyłożył jej rękę do
czoła i rzucił zaklęcie. Przez głowę dziewczyny przetoczyła się fala
wspomnień Michela. Najpierw, jako małego chłopca, później odkrycie
mrocznej strony rodziny. Wyraźnie widziała jego strach i niepewność w
całym okrucieństwie, jakiego był świadkiem. Poczuła łzy wzruszenia pod
powiekami. Michel miał okrutne dzieciństwo. Dopiero w Hogwarcie poznał
prawdziwych przyjaciół. Mógł odgrodzić się od wrednej siostry i zacząć
żyć własnym życiem. Najgorsze to, że w prawie każdym jego wspomnieniu
była ona. Odsunęła się od niego delikatnie nie mogąc znieść więcej. –
Czy teraz mi wierzysz? – Spytał niemal szeptem. Niczego nie pragnął
bardziej, jak zaufania z jej strony. Ginny Weasley była najbardziej
niezwykłą dziewczyną i nie zasługiwał na nią.
-
Wierzę. – Szepnęła ze ściśniętym sercem. – Jednak nadal nie mogę tu
zostać. Muszę upewnić się, że Harry jest bezpieczny. Udał się do Doliny
Godryka, a Voldemort wysłał tam Snape’a. Sam słyszałeś.
-
Severus Snape nie żyje. – Powiedział cicho nadal nie wierząc w
podsłuchaną rozmowę między Lucjuszem Malfoyem a Voldemortem. Usłyszał ją
zaledwie parę chwil temu na moment zapominając o Ginn i włamując się w
umysł Lucjusza. – Został zamordowany przez Jamesa Pottera.
-
Chyba Harry’ego. – Poprawiła go nieco zdezorientowana dziewczyna.
Wiedziała przecież, że rodziców jej chłopaka zabił Voldemort. Dlatego
Harry zamieszkał u Dursley’ów, którzy nigdy go nie zaakceptowali.
-
James Potter żyje. – To, co powiedział Michel zaskoczyło ją. Z
pierwszej chwili wpatrywała się w niego nie mogąc wydobyć z siebie
słowa. James żyje? Nie mogła w to uwierzyć.
-
Zabierz mnie do domu. – Powiedziała z naciskiem. Czuła, że Harry będzie
jej potrzebował. Nie mogła zostawić go w takiej chwili. Musiała mu też
wszystko powiedzieć. Także o przysiędze, do której zmusiła ją Jessica.
Nie mogła tego dłużej ukrywać przed nim. – Michel pokręcił głową.
Wiedział, że nie będzie tam bezpieczna.
-
Powiadomię twoją rodzinę i przyjaciół gdzie jesteś, ale nie możesz
wrócić. Tylko tu będziesz bezpieczna. – Powiedział i zniknął zanim
zdołała cokolwiek powiedzieć. Ginny poczuła łzy pod powiekami. Michel
miał racje. Tu nikt nie wiedział, gdzie była. Nie potrafiła przestać
myśleć o Harrym. Żałowała, że w tak trudnej dla chłopaka chwili nie ma
jej przy nim. Mogła tylko mieć nadzieję, że wkrótce się spotkają.
***
Na zakończenie:
I
w sumie podobało mi się. Zmieniłam nieco taktykę i postanowiłam przed
główną końcówką dać trochę szczęścia Draconowi i Hermionie. Należy się
im, bo wkrótce przed Hermioną jedna z najcięższych prób. Mam nadzieje że
ją przejdzie a wy? Powoli też przygoda Euro dobiega końca. Jak ją
spędziliście? Była wam obojętna czy też jak ja śledziliście przed tv
każdy mecz? Jestem ciekawa waszych relacji i przemyśleń. Co do Hermiony i
Rona to dopiero początek tego, co planuje względem tej dwójki. Mam
zamiar nieco zmienić charakterek tego Rudzielca i mam nadzieje że jego
wierne fanki wybaczą mi to. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Informacyjnie:
Tytuł; „Nieśmiertelna miłość” – część 2 „Oszukać przeznaczenie”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 960
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz