27 lipca 2012

Rozdział XV "Księżyc w Nowiu"

(Żad­na noc nie może być aż tak czar­na, żeby nig­dzie nie można było od­szu­kać choć jed­nej gwiaz­dy. Pus­ty­nia też nie może być aż tak bez­nadziej­na, żeby nie można było od­kryć oazy. Pogódź się z życiem, ta­kim ja­kie ono jest. Zaw­sze gdzieś cze­ka ja­kaś mała ra­dość. Is­tnieją kwiaty, które kwitną na­wet w zimie.)
-Phil Bosmans

Kroniki proroka codziennego nr.22
Ten rozdział planowałam już od bardzo dawna. Nadal nie wiem jak go dokładnie opiszę. Kiedyś miałam podobny sen i pomyślałam w nim o naszym rudowłosym przyjacielu Ronie Weasleyu. Wielu z was też pewnie zaskoczy tytuł. Nie kojarzcie go ze Zmierzchem w żaden sposób, ale sam tytuł nie jest przypadkowy. Jestem pewna, że wkrótce sami przyznacie mi racje, że sam pomysł przypadnie wam do gustu. Zmieniłam również czcionkę. Uznałam że lepiej pasuje do szablonu i ja mogę napisać więcej. No ale nie zawracając głowy powiem tylko czytajcie:

***
Hermiona niezbyt pewnie wpatrywała się w Draco.
W ogóle sam fakt, że znalazła się z nim w jednym pomieszczeniu działał na nią w dziwny do zinterpretowania nastrój. Przecież zakończyła ten związek. Powiedziała młodemu Malfoyowi, że to koniec. Jednak czuła się winna. Nie powinna ukrywać przed nim swojej córki. Jego córki. Gdy spoglądał na nią oskarżycielskim wzrokiem zapragnęła paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie. Głupie serce w ogóle nie słuchało głosu rozsądku.

- Czy mogę ją chociaż potrzymać? – Zapytał wyrywając ją z zamyślenia. Niepewnie pokiwała głową wręczając mu maleństwo. Cofnęła się kilka kroków i spoglądała na niego czujnie. Draco z fascynacją wymalowaną na twarzy wziął na ręce swoją córkę. Miał córkę. Nie mógł w to uwierzyć. Maleńka dziewczynka otworzyła oczy i spojrzała na niego z ciekawością. – Jestem Twoim tatą. – Wyszeptał wzruszony, gdy maleńka piąstka zacisnęła się na jego palcu. – Jest piękna. – Te słowa skierował w stronę Hermiony, która również była wzruszona. Już nie czuła, że popełniła błąd. Draco zasługiwał by poznać swoją córkę i wyglądał wspaniale z dzieckiem w ramionach. Była ciekawa czy gdyby sytuacja była inna tworzyliby wspaniałą rodzinę? Głęboko wierzyła, że to byłoby możliwe. Ostatecznie kochała go całym swoim sercem. – Ma uśmiech i oczy po matce. – Zarumieniła się słysząc ten komplement. Draco zbliżył się do niej i ostrożnie oddał jej malutką. – Chciałbym być dla niej prawdziwym ojcem.

- Wiesz, że to niemożliwe. – Powiedziała cicho. Maleńka Aleks jakby nie wyczuwając chwili zaniosła się donośnym płaczem. Hermiona szybko zrozumiała, że dziewczynka była głodna. Nieco zarumieniona z zażenowania obnażyła swoją pierś. Głodne usta dziecka szybko ją odnalazły. Na moment Draco poczuł, że zazdrości temu maleństwu. Pożądał Hermiony od tak dawna. Był również pewien, że jakaś cząstka jego serca kochała ją. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Czy ona była wstanie to zrozumieć? – Nie dopóki istnieje zagrożenie w postaci Voldemorta. On nie odda mi Ciebie tak łatwo. – Draco niestety o tym dobrze wiedział. Szczególnie teraz, gdy odkrył, że Voldemort był jego ojcem. Na samą myśl o tym czuł gorycz w sercu.

- A czy jeśli go pokonamy? – Spytał nie tracąc nadziei. Był gotowy o nią walczyć do samego końca. Była dla niego wszystkim, co miał. – Wiesz, że jest szansa prawda? Draco nie odpuści tak łatwo. Zrobi wszystko, by go powstrzymać. – Hermiona wiedziała o tym i skinęła głową. Cała nadzieja była w jej przyjacielu z blizną na czole. Jednak tej nadziei było coraz mniej. Zwłaszcza po tym, co przeżyła.

- Draco ja… - Musiała mu powiedzieć o wszystkim. O tym, co wydarzyło się w Szkocji u Camerona, o gwałcie w więziennej celi aż wreszcie o wspólnie spędzonej nocy z Ronem, by ukoić ból, który czuła. Mówiła szybko i nieskładnie wydobywając z siebie bolesne słowa. Draco słuchał jej w napięciu, ale nie przerywał. Gdy opowiedziała mu o gwałcie wydobył z siebie gniewny pomruk. Miał chęć zamordować człowieka, który ją tak skrzywdził a gdy wspomniała o Ronie poczuł bolesny zawód. Jednak nie potępił jej. Rozumiał, czemu pragnęła to zrobić. Mimo tego, co przeżyła w jego oczach była najdzielniejszą kobietą jaką znał. Gdy skończyła nie była wstanie na niego spojrzeć. Czuła łzy płynące jej po policzkach. Draco otarł je delikatnie wierzchem dłoni.

- Jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką miałem okazje poznać. – Wyszeptał szczerze ostrożnie nie chcąc zgnieść córeczki przytulił do siebie. – Zachowałaś dzielność i przytomność umysłu. Nie załamałaś się. Potrafiłaś zachować trzeźwość umysłu do samego końca.

- Ja mogę być w ciąży. – Wybuchła nie mogąc znieść jego kojących słów. Dawały jej nadzieje a nie zasługiwała na nią. Nie po tym, co zrobiła. Wykorzystała najlepszego przyjaciela, by ukoić swój ból. Zachowała się jak zwykła dziwka. – Nie wiem, kto może być ojcem. Ron lub ten strażnik. Nie mam jeszcze pewności.

- Więc dajmy nadzieje. – Jego ochrypłe słowa obudziły w niej pożądanie. Chciała tego i pragnęła. A gdy wziął ją w objęcia odkładając córeczkę bezpiecznie na łóżku zapomniała o wszystkim. Liczyła się tylko chwila, którą jej dawał.

***
W powietrzu unosiła się pełna napięcia atmosfera.
Nie wszyscy zdołali jeszcze ochłonąć po wszystkim, co zaszło. Niespodziewane zmartwywstanie Jamesa Pottera wytrąciło z równowagi niemal każdego a już najbardziej jego syna. W domu Weasleyów zapanował prawdziwy chaos. Korzystając z tej okazji Lee i Fred zapomnieli na moment o ostrożności. Cieszyli się samymi sobą próbując nadrobić stracone zaległości. Fred powoli dochodził do siebie. Opieka Lee bardzo mu pomagała. Od dawna nie czuł się taki szczęśliwy jak teraz. Lee zamieszkał z nim na półpiętrze zajmując ich dawny pokój z Georgem. A co najważniejsze George pogodził się z jego orientacją. I chociaż nadal zachowywał się wobec nich z rezerwą to nie pokazywał swojej otwartej wrogości. Znów mogli odnowić swoje dawne relacje. Co prawda wyczuwało się napięcie w ich wzajemnych stosunkach, ale starali się nadrobić stracony czas. Lee i Fred w obecnej sytuacji nie zwracali uwagi na krycie swoich uczuć. Nie chowali się po kątach ani nic takiego. Mimo, że Lee czuł się trochę niezręcznie nie obawiał się okazywania uczuć ukochanemu mężczyźnie. Bomba wybuchła późnym popołudniem, gdy większość osób zdążyła oswoić się z powrotem Jamesa do świata żywych. Starszy Potter starał się nadrobić stracony czas z synem, co nie było dla niego łatwym zadaniem. Ron nadal chodził obrażony na matkę nie zwracając uwagi na jej słowa i samo znaczenie przysięgi. Był zbyt wściekły by racjonalnie myśleć a nigdzie też nie było widać Hermiony, która mogłaby go uspokoić. To właśnie wtedy Ron wparował niespodziewanie do pokoju bliźniaków. Stanął jak wryty widokiem Freda i Lee w czułym objęciu kochanków. Ron Weasley był w życiu świadkiem wielu rzeczy, ale chyba nikt nie przygotował go na taki widok. Widok brata w czułym objęciu mężczyzny podziałał na niego elektryzująco.

- Wy dwaj… - Wyszeptał oszołomiony i blady na twarzy. Słysząc ton głosu Rona Fred i Lee gwałtownie odskoczyli od siebie zmieszani. Fred próbował złapać brata w połowie drogi, ale wściekły i poruszony Ron kompletnie nad sobą nie panując odepchnął go z całej siły. – Nie dotykaj mnie do diabła! – Ryknął wymijając wszystkich po drodze. Harry próbował dowiedzieć się, co zaszło, ale Ron nie był mu wstanie tego powiedzieć. Był zbyt oszołomiony i wytrącony z równowagi. – Mój brat jest pieprzonym zboczeńcem. – Wycharczał tylko ku oszołomieniu wszystkich i wybiegł zanim ktokolwiek zdołał go zatrzymać. Był wściekły i poruszony. To było coś, czego się nie spodziewał. Jego brat. Jeden z bliźniaków, którego zawsze najbardziej podziwiał i szanował. To był prawdziwy szok. Nie miał pojęcia, gdzie się znalazł. Oddalił się tak daleko od domu, że był kompletnie zdezorientowany. Coraz bardziej zagłębiał się w mrok gęstego lasu. Przed oczami wciąż widział Freda w czułym uścisku Lee. Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze. Próbował się uspokoić, ale nie bardzo mu to pomogło. Był strasznie rozgoryczony. Nie zwracał uwagi dokąd się kieruje. Przedzierał się przez las bez żadnego celu. Nie od razu spostrzegł niebezpieczeństwo. Grupka oddalonych Śmieciorżerców czaiła się tuż za krzakami. Ukryci w cieniu drzew byli niemal nie zauważalni. Zaatakowali znienacka. Pierwszy ruszył Greyback. Ron nie miał nawet czasu na ucieczkę. Zaskoczyli go i osaczyli. Przerażony chłopak usiłował się teleportować z powrotem do domu, ale wytrącili mu różdżkę z ręki. Był spanikowany, ale nie był tchórzem. Z całej siły, jaką w sobie posiadał rąbnął napastnika ciosem w twarz. Zaskoczony rywal zatoczył się i wypuścił go z osaczonego kręgu. Ron wykorzystał ten moment i rzucił się do ucieczki. Nie miał szans na odzyskanie różdżki, ale ratowanie własnej skóry było dla niego ważniejsze. Biegł ile sił miał w nogach. Czuł jak ból pali go w płucach, ale nie tracił nadziei. Pościg nadal trwał. Nie miał pojęcia, ile osób go goniło. Niemal słyszał w swojej głowie kazanie Hermiony na temat ostrożności i tego, że zachował się jak dzieciak. Nie zauważywszy wystającego korzenia potknął się. W tym momencie nadbiegł Greyback obnażając swoje kły. Był znany z atakowania mimo iż nie było pełni. Najbardziej przerażający wilkołak jaki stąpał po ziemi. Ron przeżył już wiele w swoim życiu, ale to było najbardziej przerażająca chwila. Wilkołak skoczył na niego z niezwykłą siłą. Nie miał szans, by zareagować. Poczuł tak potężne ugryzienie, że zawył z bólu. Miał wrażenie jakby jego noga paliła rozżarzonym ogniem. Nie był wstanie oddychać. Widział jedynie przed sobą pełne nienawiści żółte oczy wilkołaka.

- Już jesteś mój. – Wycharczał Greyback mu do ucha i zniknął w momencie, gdy Ron był pewien, że go zabije. Do omdlałej głowy Rudzielca docierały nawoływania przyjaciół. Nie był wstanie odkrzyknąć im czegokolwiek. Otumaniony przez ból stracił przytomność.

***
Hermiona jako pierwsza ocknęła się z letargu.
To była jedna z najwspanialszych chwil w jej życiu. Przeżyła właśnie czuły i namiętny seks z Draco i dopadły ją wyrzuty sumienia. Czy słusznie postąpiła? Co prawda nie dawała żadnej deklaracji Ronowi idąc z nim do łóżka, ale nie miała pojęcia, co chłopak mógł sobie pomyśleć. I czy w ogóle cokolwiek pomyślał. Nigdy nie rozmawiali o wspólnym życiu. Do tej pory bała się myśleć o przyszłości. Nawet teraz nie była pewna czy ma do tego jakiekolwiek prawo.

- Wszystko w porządku Hermiono? – Draco przebudził się z niepokojem nie wyczuwając obecności ukochanej w łóżku. Z pierwszej chwili pomyślał, że go opuściła. Odetchnął z ulgą, gdy  zobaczył ją karmiącą ich córeczkę. Nadal nie mógł uwierzyć, że to urocze dziecko było jego. Zaraz potem dopadł go niepokój. Maleńka Aleks miała w sobie skażoną krew Ridllów tak samo jak on. Była potomkiem Voldemorta. Czy powinien powiedzieć o tym Hermionie?  Z pierwszej chwili zapragnął nic nie mówić. Ukryć głęboko w sobie ponure dziedzictwo, ale z drugiej strony jeśli mieli kiedykolwiek rozpocząć wspólne życie musiał być z nią uczciwy. Ostrożnie podniósł się z łóżka i nałożył na nagie ciało i zbliżył się do niej. Hermiona spojrzała na niego pytająco. Była zaskoczona poważnym wyrazem twarzy mężczyzny i poczuła lekki niepokój.

- Muszę Ci coś powiedzieć. – Odezwał się ściszonym głosem. Pokręciła głową. Nie chciała słyszeć złych wieści. Spojrzała na niego błagalnie, ale zignorował ją. Nerwowo przełknął ślinę i zaczął mówić. O wszystkim, co przeżył, gdy jej nie było. O tym jak pomógł uciec Pansy i Duncanowi i jak został za to ukarany. O zmuszeniu do porwania Ginny Weasley. Hermiona dowiedziała się, że stąd Czarny Pan dowiedział się o tym, gdzie byli. Na końcu powiedział o najgorszym. O mrocznym dziedzictwie, które na nim ciążyło. To było najgorsze wyznanie na jakie się zdobył, ale dał radę. Opowiedział jej wszystko dokładnie nie pomijając niczego. Przez jeden moment panowała między nimi porażająca cisza. Hermiona nie mogła wydobyć z siebie głosu. Draco był synem najgorszego czarodzieja na świecie. Nie mogła w to uwierzyć. Nie była nawet wstanie na niego spojrzeć. Szok i ból przedarły się przez jej ciało. Nie widziała żadnego podobieństwa. Draco mógłby być prawowitym Malfoyem i nikt by temu nie zaprzeczył. Niestety prawda okazywała się o wiele bardziej porażająca.

- Jak to w ogóle możliwe? – Wykrztusiła, gdy pierwszy szok minął i odzyskała głos. Ostrożnie podała mu córeczkę. Mimo wszystko ufała Draconowi. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi. Maleńka Aleks była bezpieczna w jego ramionach. – Nie jesteś w ogóle do niego podobny. Każdy widzi w Tobie syna Lucjusza.

- To podobno jakieś zaklęcie, by nikt niczego nie domyślił się. – Odpowiedział przypominając sobie własne pytania na temat dziwnego podobieństwa. Chciał wtedy wiedzieć jak najwięcej, by móc wyłapać kłamstwo w ich słowach. Niestety wszystko wydawało się być przerażająco prawdziwe. – Voldemortowi zależało, by nikt nie wiedział o moim pochodzeniu. Nie mam pojęcia dlaczego. Musiał mieć w tym jakiś cel.

- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. – Przyznała mocno oszołomiona Hermiona. – Jak Twoja matka mogła pójść do łóżka z kimś takim? – Wykrztusiła z siebie. Wzdrygnęła się na samą myśl. Voldemort już wtedy wyglądał jak potwór.

- Podobno ojciec dosypał jej czegoś w czasie nocy poślubnej. – Głos Dracona zasępił się na samą myśl o matce. Ta kobieta przeszła wiele upokorzeń w życiu a on nie był najbardziej wymarzonym synem. Wcześniej zapatrzony w ojca w ogóle nie zauważał matki. Hermiona otworzyła mu oczy na okrucieństwo świata. Ona jedna zobaczyła w nim człowieka i pokazała, że można żyć inaczej. Był pewien, że nigdy jej się nie wypłaci. On cały należał do niej na zawsze. Hermiona chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie pojawił się Zgredek. W oczach skrzata widać było troskę.

- Panienko Granger jest pani potrzebna w Norze. – Odezwał się piskliwym głosem przepraszając, że odważa się im przeszkadzać. Draco zrobił groźną minę, ale nic nie powiedział. – Panicz Weasley został zaatakowany. Przez wilkołaka. – Hermiona zbladła na twarzy słysząc te słowa. Wymienili z Draconem czuły uścisk pożegnalny. Obiecała, że to miejsce będzie ich azylem a skrzat domowy imieniem Zgredek ich łącznikiem.

- Będę się pojawiał jak tylko będę mógł. – Zapewnił Hermionę z bólem w sercu. Zniknęła razem z córeczką i skrzatem domowym. Pozostała w nim nadzieja, że wkrótce ją zobaczy.

***
Stan młodego Weasleya był naprawdę poważny.
Nie chodziło wcale o to, że został zaatakowany, ale o jego groźną ranę na nodze. Został ugryziony przez wilkołaka. Przez cały ten czas czuwali przy nim przyjaciele. Fred czuł się podwójnie winny. Nikt się do niego praktycznie nie odzywał po za Ginny, która tłumaczyła, by nie marnował swojego związku z Lee. Ron leżał w swoim pokoju i gorączkował. Rana została zainfekowana, ale istniała poważna obawa zakażenia.

- Więc mój syn może być wilkołakiem? – Spytała słabo Molly Weasley. Lupin pokiwał głową. Widział już wcześniej podobne rany i zwykle kończyły się przemianą. Tak samo było z nim, gdy Greyback zaatakował go w odwecie na ojcu. Z całego serca współczuł młodemu Weasleyowi, który był jego przyjacielem. Współczuł również Molly widząc ból w jej oczach.

- Czy nie możemy mu jakoś pomóc? – Spytała cicho Hermiona. Wszyscy drgnęli zaskoczeni jej pojawieniem się. Była blada i przerażona. Nigdy nie widziała go w takim stanie. W jej oczach błyszczały łzy. Harry podszedł i objął delikatnie przyjaciółkę. On jeden rozumiał, co czuła w tym momencie.

- Obawiam się, że nic. – Lupin smętnie pokręcił głową. – Najbliższa pełnia odbędzie się za dwa tygodnie. Do tego czasu powinniśmy czekać na rozwój wydarzeń i zobaczyć, co się będzie działo. – Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i nikt nie krył, że tego się obawiali. Do tej pory Lupin sobie radził dzięki eliksirowi podawanemu mu przez Snep’a. teraz mając rodzinę na każdym kroku musiał uważać na pełni. W domu, gdzie mieszkali z Tonks miał specjalną piwnicę. Za każdym razem, gdy przychodziła pełnia zamykał się w niej. Nie chciał nikogo skrzywdzić. Czuł, że wszystkich czeka ciężki moment. Harry nic się nie odzywał. Nadal z trudem do niego docierał fakt, że jego najlepszy przyjaciel będzie wilkołakiem. Był tak bardzo poruszony, że cisnął medalionem Slitherina z całej siły w kąt. Hermiona ostrożnie podeszła do niego.

- Nie możemy go zostawić z tym samego. – Wyszeptała cicho jakby czytała mu w myślach. Harry również wiedział, że nie mogą. Jamesowi wystarczyło jedno spojrzenie na syna, by domyślił się jego planu. Nie protestował. Dawno temu z Syriuszem i Peterem zrobili to samo dla Lupina. Teraz jego syn powtarzał ten krok. – Czeka nas żmudna praca Harry a mamy tylko dwa tygodnie.

- Wiem. – Przyznał jej niezbyt chętnie. – Jednak wierzę, że damy radę. – Wiesz jak się przemienimy? Czy mamy w ogóle wpływ na to jakim zwierzęciem się możemy stać? – Teraz siedzieli we czwórkę i obmyślali plan działania. Siedzieli w pokoju Rona, gdyż Hermiona nie chciała opuszczać przyjaciela ani na krok. Dziewczyna wiele czytała o animagach, ale nie wiedziała zbyt wiele.

- Niestety nie. – Tu wtrącił się James. Harry cieszył się ze wsparcia ojca. W tym momencie pomoc jego i Lupina była im potrzebna, chociaż między dwoma mężczyznami panował chłód. Lupin nie mógł wybaczyć przyjacielowi tego kamuflażu. – Wszystko zależy od naszych genów i charakteru. To on w dużej mierze świadczy o naszej przemianie. I także umiejętnościach. Nie wiem czy dacie radę osiągnąć wysoki poziom w dwa tygodnie. Samo towarzyszenie wilkołakowi jest niebezpieczne.

- Tu muszę zgodzić się z Jamesem. – Przytaknął Lupin. Sam zbyt żywo pamiętał wiele ciężkich chwil, jakie przeszli wspólnie. Raz nawet poważnie zaatakował Jamesa prawie go zabijając. Takie chwile zbliżały ich do siebie jeszcze bardziej. – Nie ma pewności, że dacie radę utrzymać wilkołaka. Zwłaszcza świeżego. Nie będzie wam łatwo.

- Mimo wszystko spróbujemy. – Harry Potter z zaciętą miną spojrzał na leżącego w gorączce przyjaciela. Spał spokojniej niż w ciągu ostatnich godzin. Żałował, że tak późno przybyli. Gdyby zdążyli w porę odnaleźć Rona złe by się nie zdarzyło. Nie wiedział czemu, ale czuł się winny całej tej sytuacji. Miał dziwne wrażenie, że gdyby nie on tyle złych rzeczy nie wydarzyłoby się. – Ron to mój przyjaciel. On by się nie poddał. Ja też nie mam zamiaru. – Hermiona mu przytaknęła. Podzielała opinię Harrego. Mimo, że odnowiła swój związek z Draconem nie miała zamiaru opuszczać przyjaciela.  W milczeniu rozeszli się do swoich pokoi. Pozostał jedynie Harry. Siedział pogrążony w ponurym zamyśleniu. Musiał pokonać Voldemorta. Jeżeli to zrobi to wówczas wszystko się skończy. I znów dla świata czarodziejów nastanie pokój.

***
Draco wolnym, ale zdecydowanym krokiem przemierzał pusty korytarz rezydencji Malfoyów.
Myślami był przy Hermionie Granger. Zastanawiał się czy nie popełnił jakiegoś błędu. Owszem pragnął Granger i wierzył, że kieruje nim nie tylko pożądanie, ale zastanawiał się czy mają szansę stworzyć prawdziwy związek. No i istniała jeszcze mała Aleks. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jest ojcem tak wspaniałego dziecka. Czy ktoś taki jak on może służyć za przykład dobrego ojca? Pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Nadal nie wierzył, że stał się taki cud. Westchnął ciężko i ukrył swoje myśli. Snape nauczył go tego dawno temu. Nie chciał by Voldemort przy pomocy Cartera wyciągnął cokolwiek z niego. I tak źle się stało, że wiedział o dziecku. I wiedział, że Hermiona wróciła. Na samą myśl, że ukochana kobieta znów miałaby znaleźć się w rękach tego szubrawca poczuł, że zrobiło mu się nie dobrze.

- Długo kazałeś na siebie czekać synu. – Drgnął słysząc zimny głos Voldemorta, gdy przekroczył próg swojego pokoju. Czarny Pan zachowywał się swobodnie w jego pokoju. W ręku mężczyzny znajdowało się jego wspólne zdjęcie z Hermioną. Oboje roześmiani w szkolnych szatach Hogwartu. Draco dobrze pamiętał moment w którym zostało ono zrobione. Powoli przypominał sobie coraz więcej fragmentów. Zaklęcie Duncana i Pansy powoli zaczęło pękać. Czuł się tak jakby uwialniał się z zimnej skorupy owiniętej wokół jego serca. Szybko stłumił w sobie te uczucia przyjmując zimną postawę wobec niezapowiedzianego gościa.

- Co tu robisz? – Spytał chłodno pragnąc wyrwać zdjęcie Voldemortowi z ręki. Wściekłe odruchy same wychodziły z niego, gdy mężczyzna był w pobliżu.

- Chciałbym poznać swoją wnuczkę. – Odezwał się łagodnie Voldemort odkładając delikatnie zdjęcie. Draco cofnął się, gdy ten zbliżył się do niego. Czuł jak mocno bije mu serce. Voldemort właśnie dawał mu zadanie. Niemożliwe do wykonania zadanie. Pokręcił z rozpaczą głową. Nie byłby wstanie tego zrobić. – Obiecuje Draconie, że nic jej nie zrobię. Ta dziewczynka jest z mojej krwi. Mam prawo poznać swojego dziedzica prawda?

- Ona nie jest Twoim dziedzicem. – Wybuchł Draco. Na samą myśl, że ten krwiożerczy morderca trzyma w rękach jego niewinną córeczkę zrobiło mu się słabo. Musiał zrobić wszystko, by ją ratować. Nie dopuści, by stało się jej coś złego. Ani jej ani Hermionie. Obydwie były częścią jego życia. Zagotowało się w nim. Nie wiele myśląc sięgnął po różdżkę. Miał teraz idealną okazje. Wystarczył jeden celny ruch. Zaklęcie, które posłałoby Czarodzieja do samego wnętrza piekła. Był wstanie to zrobić.

- Chcesz mnie zabić Draco? – Voldemort świdrował go wzrokiem zbliżając się na wysokość różdżki. Na jego ustach widniał leniwy uśmiech. Sprawiał wrażenie rozleniwionego całą sytuacją. Nie widział zagrożenia w zdeterminowanym Ślizgonie, który pragnął bronić swojej rodziny. – Nie dasz rady. Tak samo jak nie dałeś zabić Dumbledor’a tam na wieży. Jesteś zwykłym tchórzem Malfoy.

- Nie prowokuj mnie! – Zagrzmiał gniewnie, chociaż głos drżał mu z emocji. Voldemort miał racje. Nie potrafił zabijać z zimną krwią. Nie był swoim ojcem ani szaloną ciotką. Nie był Lucjuszem Malfoyem. Nieodwołalnie wrodził się w geny swojej matki, która nie umiała nikogo skrzywdzić. Zrezygnowany opuścił różdżkę, która opadła na ziemie i potoczyła się pod nogi Voldemorta.

- Zabijanie to nie jest łatwa rzecz. – Voldemort przemawiał niezwykle miękko. Zupełnie jakby ta cała sytuacja była jakąś próbą. Draco był cały rozdygotany. Przeklinał się w duchu za własne tchórzostwo. Jednak Voldemort miał racje w tym, co mówił. Zabijanie nie było łatwą rzeczą. Nie każdy był wstanie się na to zdobyć. Nawet jeśli targała nim wściekłość. Wzdrygnął się, gdy Czarny Pan spiczastymi palcami dotknął jego policzka. – Sprowadzisz do mnie swoją córkę prawda? Mógłbym sam ją odnaleźć, ale obawiam się iż nie skończyłoby się to zbyt dobrze dla jej matki. A dziecko powinno mieć oboje rodziców prawda? – Niewypowiedziana groźna zawisła w powietrzu. Draco zrozumiał, że miał wybór. Decyzje, której nie podejmie. Zrobi wszystko, by uratować kobiety, które kochał. Choćby sam miał przy tym zginąć.

***
-Wszystko jest źle. – Harry był zrozpaczony.
Kolejna nieudana przemiana, która zniweczyła wszystkie próby. Udało mu się dorobić ogon jakiegoś nieidentyfikowanego zwierza. Hermionie poszło o wiele lepiej. Już po kilku dniach zdołała się przemienić w kota. Niestety nie trwało to długo a kot nie wiele mógł w walce z wilkołakiem. Wzdrygnął się na samą myśl o tym i z niepokojem obserwował Rona. Rana na nodze Rudzielca powoli zagajała się pozostawiając jedynie niewielką bliznę. Za  to z jego psychiką było o wiele gorzej. Ron kompletnie zamknął się w sobie. Nie chciał z nikim rozmawiać. Jedynie uznawał towarzystwo Lupina, który był w podobnej sytuacji. Harry miał powoli dość takiego zachowania. Miał wielką chęć potrząsnąć solidnie swoim przyjacielem. Oni z Hermioną naprawdę się starali i sporo ryzykowali przy tym. Bardzo pomocna okazała się MacGonagall, której udało się w Hogwarcie zastąpić Snep’a. Pomagała im sporo ryzykując gdyż Voldemort nie ufał jej zbytnio.

- Porozmawiam z nim. – Mruknęła Hermiona pod nosem. Miała dość absurdalnego zachowania Rona. Przypomniała sobie jak w czwartej klasie Ron pogniewał się na Harrego za jego udział w Turnieju Trójmagicznym. Szybko jednak zrozumiał, że Harrego chciano zabić i tylko dlatego wziął w nim udział. Teraz sytuacja wydawała się być podobna tylko tym razem widziana z perspektywy Rona. Miała nadzieje, że jej rozmowa coś pomoże. Musiała wpłynąć jakoś na zachowanie przyjaciela. Ron siedział w pokoju ze słuchawkami na uszach. Dobiegła ją melodia Jęczących Wiedźm. Bez zbędnych słów podeszła i wyrwała chłopakowi słuchawki z ręki. Zbliżała się pełnia i musieli zacząć działać.

- Oszalałaś? – Wykrzyknął poirytowany, gdy cisnęła nimi w kąt. Starał się unikać swoich przyjaciół ze wszystkich sił, ale nikt nie chciał zostawić go w spokoju. Najbardziej uparty był w tym wszystkim Fred, który odwiedził go wczoraj i ze wszystkimi szczegółami opowiedział mu o swoim związku. Długo rozmawiali nim do Rona dotarł sens słów brata. To jednak nadal był Fred Weasley. Musiał przełknąć gorzką pigułkę i pogodzić się z jego odmiennością. Jego mamie szło to o wiele gorzej. Wciąż wypłakiwała oczy zastanawiając się gdzie popełniła błąd w wychowywaniu bliźniaka. On był chyba pod tym względem doroślejszy i zaczynał inaczej patrzeć na to wszystko. Nadal jednak był zły na siebie. Za to, że tak głupio uciekł i dał się zaatakować. Greyback nie zabił go z jakiś powodów. Nie miał pojęcia czemu i nie podobało mu się to. Pragnął zapomnieć o wszystkim, ale piekąca rana na nodze nie pozwalała mu na to. Najgorsze były noce. Czuł jak coś wzywało go do siebie a on nie mógł się temu oprzeć. Jakby jakaś siła nakazywała mu iść za nim. Robił wszystko, by nie słuchać tych przeklętych rozkazów. Nie chciał się poddawać. Dlatego zamykał się samotnie i walczył z tym.

- Musimy porozmawiać. – Stanowczy głos panny Granger nie brzmiał zbyt dobrze w obecnej sytuacji. Rudzielec zaklął pod nosem wściekły na nią. Jego gniewne oczy spoczęły na profilu dziewczyny. Zastanawiał się czy kiedykolwiek przestanie ją kochać. Sam jej widok zadawał ból jego sercu. Wciąż rozpamiętywał te chwilę, gdy trzymał ją nagą w ramionach.

- Nie mamy o czym. – Pokręcił głową i krzyknął, gdy jej dłoń wylądowała na jego policzku. Cofnął się odruchowo przed kolejnym ciosem wściekłej gryfonki. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Hermiona była najbardziej opanowaną osobą jaką znał. Nawet po tym wszystkim, co przeszła zachowała zimną krew. Teraz po raz pierwszy w życiu pokazała ludzkie odruchy. Jakaś cząstka dawnego jego była dumna z tego do czego doprowadził.

- Jak śmiesz  w ogóle tak mówić! – Zagrzmiała wściekle brunetka. Nie starała się panować nad sobą i nie dbała o to, że słyszy ją pół domu. Ktoś musiał przemówić temu upartemu świstakowi do głowy i tym kimś była właśnie ona. Nie zamierzała odwrócić się na pięcie i odpuścić. – Jesteś zarozumiałym egoistą Ronie Weasleyu. Nie masz pojęcia ile dla Ciebie poświęcamy.  Jak bardzo staramy się byś mógł przejść przez to wszystko. Ty myślisz tylko o sobie i o własnym bólu. Nie przejmujesz się tym, co inni czują. – Głos zaczynał jej drżeć. Może nie kochała Rona, ale zależało jej na nim. Odkąd pamiętała był jej najlepszym przyjacielem, chociaż czasami zachowywał się jak uparty sukinkot i miała chęć go udusić.

- Hermiona ja… - Ron nie wiedział, co chciał powiedzieć. Wszelkie myśli uleciały mu z głowy. Nie wiedział, co powiedzieć, ale Hermiona w dużej mierze miała racje. Naprawdę się tak zachowywał. Jak egoista nie myśląc w ogóle o innych. – Przepraszam. – Wyszeptał cicho, gdy wtuliła się w niego. Delikatnie uniósł jej brodę i spojrzał w brązowe, przepełnione żalem oczy. – Jesteś jedyną osobą, której nie chciałbym zawieźć. Dla Ciebie jestem wstanie zrobić wszystko.

- Ron ja… - Hermiona chciała coś powiedzieć, ale nie była wstanie wydobyć z siebie głosu. Jakby jakaś dziwna kula utknęła w jej głowie. Wykorzystując jej chwilową niemoc Rudzielec mocniej przyciągnął ją do siebie i pocałował. Nie oddała pocałunku. Zszokowana jego niespodziewanym atakiem jej ust wyrwała mu się z objęć. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Wróciłam do Dracona. – Wycharczała przełykając dziwne łzy cieknące po policzkach i wyszła z pokoju nie zwracając uwagi, że właśnie rozsypała serce jej przyjaciela. A to miało przynieść późniejsze konsekwencje.

***
Od autorki:
Chce być skromna, ale nie potrafię. Nie w tym rozdziale. Coraz bardziej się wzruszę pisząc moje dramione a ten rozdział sam sobie jest niesamowity. Zwłaszcza jego końcówka. I proszę was nie oceniajcie zachowania Hermiony. Ona naprawdę jest rozbita, chociaż nie wszystko jeszcze do niej dociera. Mam nadzieje, że zrozumiecie wszystko w dalszych rozdziałach. Dziękuje wszystkim wiernym czytelniczką. Nie będę wymieniała gdyż każda wie, która śledzi losy dramione od niemal początku. Dzięki wam ta historia nadal ma sens podobnie jak moje pisanie. Kocham was z całego serca i do następnego rozdziału.
p.s. rosmaneczka ma powoli dość onetu. Czy znajdzie się łaskawca, który pomoże jej przetrwać na blogspocie?

Notka informacyjna:
Tytuł orginału: „Nieśmiertelna miłość – część 2 Oszukać przeznaczenie”
Rozdział: XV „księżyc w nowiu”
Ilość stron: 7
Ilość słów: 4 460

10 komentarzy:

  1. Cieszę się, że przeniosłaś się na Onet. Będzie mi o wiele łatwiej dodawać komentarze bez potrzeby sprawdzania cztery razy, czy się opublikował.
    Świetny szablon i czekam na nowy post .
    Mogłabyś wyłączyć ochronę przed spamem? Trochę to denerwuje.
    Pozdrawiam.
    Debby/Donna

    OdpowiedzUsuń
  2. wpisujesz www.blogspot.com
    otwiera ci się okno "pulpit nawigacyjny". klikasz "ustawienia" w oknie "zarządzaj blogami", a następnie w tych ustawieniach w "komentarze". na samym dole masz weryfikacje obrazka. Zmieniasz na "nie" i zapisujesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj poświęcę cały mój wieczór na przeczytanie twoich działów. Teraz niestety nie mam czasu. Dodam oczywiście następny komentarz po przeczytaniu:)
    Pozdrawiam i dodaję do linków!
    http://tajemnice-hogwartu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Na better-soul.blogspot.com pojawiła się nowość

    OdpowiedzUsuń
  5. w takim razie ty musisz mieć ten nowy pulpit nawigacyjny. jak ja go miałam to zmieniłam na stary i jest prościej, ale jak to zrobiłam to nie mam pojęcia ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście będę informować i dodaję do moich linków ;> malfoy-issue

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jak zwykle genialny. Jestem zachwycona. Z każdym rozdziałem coraz bardziej się rozwijasz, a opowiadanie staje się coraz bardziej ciekawe.
    Zastanawia mnie jedno: czy naprawdę tutaj są AŻ tak wulgarne sceny erotyczne, by ustawiać powiadomienie na wchodzenia na tą stronę tylko na własną odpowiedzialność? Nie uważam tego za konieczne, ale skoro tak uważasz... Twoja decyzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jedno pytanie. Czy ty sama liczysz te wszystkie słowa?

      Usuń
  9. W związku z tym, że jest późno i zaraz ktoś mnie zamorduje za siedzenie o tej godzinie przed komputerem, pod tym rozdziałem napiszę tylko kilka słów: Tu byłam. Przeczytałam. Skomentowałam. Beatrice.

    A tak na serio, jestem oszołomiona. Zawsze przegrzewa mi się mózg przy czytaniu Twoich notek, bo straszliwie dużo tu wątków. Jak już kiedyś wspomniałam, nie mogę wyjść z podziwu, jak Ty się w tym wszystkim nie gubisz. Ja już dawno bym zwariowała.

    Następny rozdział przeczytam jutro. Znaczy dzisiaj. Ale o stosownej, dziennej porze.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń