01 sierpnia 2012

Rozdział XVI „zdradliwa pełnia księżyca”

Każdy człowiek jest jak Księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
-Mark Twain
Kronika proroka Codziennego nr. 23.
I stało się. Na początku długo nad tym myślałam, ale w końcu Onet przegiął gdy znów nie mogłam wejść na mojego bloga. Puściły mi nerwy i oficjalnie najpierw przeniosłam „Granicę miłości” aż w końcu zrobiłam to z „nieśmiertelną”. Serdeczne podziękowania dla Arowany z http://place-of-art.blogspot.com/, która wykreowała ten wspaniały nagłówek i pomogła w licznych ustawieniach. Mam nadzieje, że podoba wam się wygląd. Jest dość prosty a gdy załapię się w ustawieniach na pewno będę zmieniać częściej.

Rozdział dedykowany właśnie Arowanie z podziękowaniem za okazaną pomoc i cierpliwość.
***
Uwaga. Przypominam czytelnikom, że wszelkie powiadomienia o NN i Spamy proszę pozostawiać w zakładce Spamownik u góry pod nagłówkiem!!
***
Wszędzie było duszno i ciemno.
Atmosfera zdawała się sięgać zenitu. Hermiona jeszcze nigdy nie była tak przerażona jak teraz.

- Zabij. – Zimny głos Czarnego Pana przebił się echem po murach Hogwartu. Brutalny rozkaz padł w stronę kogoś kogo znała. Do tej pory zawsze był przy ich boku. Był ich najlepszym przyjacielem. Teraz stał odwrócony w ich stronę z twarzą wykrzywioną wściekłością. Był wierny tylko jednemu człowiekowi. Czarnemu Panu.

- Ron błagam… - Wyszeptała z bólem mając nadzieje, że to jakoś wzruszy jej przyjaciela. Jednak nie. Jego ciało zaczęło się zmieniać a nie było nawet pełni. Była zdumiona, że w ogóle był wstanie to zrobić. I kompletnie się kontrolował. Wiedział kogo atakować. Ruszył na nią z wykrzywioną nienawiścią twarzą. W tym momencie się obudziła. Cała drżała usiłując opanować własny strach. Kolejny koszmar. Nie wiedziała już, który od kiedy zimno oznajmiła Ronowi, że wróciła do Dracona. Nie rozumiała siebie samej. Przecież nie chciała go zranić. Chciała tylko nim wstrząsnąć. To jego pocałunek wytrącił ją z równowagi. Zadrżała na samo wspomnienie. Potem usiłowała z nim jeszcze rozmawiać, ale on nie chciał. Zachowywał się chłodno, ale nie obrażał ani nie wywyższał się. Po prostu traktował ją z zimną obojętnością jakby była dla niego nikim. To chyba najbardziej bolało z całej tej koszmarnej sytuacji.

- Wszystko w porządku Hermiono? – Senny głos Dracona dobiegł do jej uszu. Odwróciła się i spojrzała na ukochanego. Gdy tylko mieli okazje spędzali każdą chwilę razem w domku mamy Dracona. Nikomu nie mówiła o tych spotkaniach a ich pośrednikiem był lojalny Zgredek. Dzięki niemu mogła zachować odrobinę szczęścia, chociaż nad ich przyszłością nadal widniały ciernie.

- Nie. – Powiedziała cicho drżącym głosem a w jej oczach widoczne były łzy. Nie chciała pokazywać po sobie bólu ale cierpiała. Konflikt z Ronem niemal rozdzierał jej serce. Pamiętała jak nie odzywał się do niej w trzeciej klasie, gdy myślał iż Krzywołap zjadł fałszywego szczura Parszywka. Teraz było o wiele gorzej. Ron dał jej swoje serce a ona połamała je na kawałeczki. Zachowała się jak zwyczajna suka. – Skrzywdziłam Rona i nie umiem tego naprawić.

- Czujesz coś do niego? – Głos Draco był łagodny, ale spięty. Były Ślizgon martwił się o uczucia Hermiony. Nie chciał jej stracić. Nie teraz, gdy udało mu się ją odzyskać. Niepewnie spoglądał w zagubioną twarz ukochanej kobiety. – Powiedz Hermiono. Tylko szczerze. – Hermiona po raz pierwszy się zawahała. Kochała Dracona, ale Ron też zaczął być jej dziwnie bliski. Czy mogła kochać ich obu? To było niemożliwe. Pokręciła głową oszołomiona własnym odkryciem i poderwała się gwałtownie z łóżka.

- Nie. – Powiedziała z tak wielką mocą jakby chciała zaprzeczyć sama sobie. Nie mogła kochać Rona. Był dla niej kimś bliskim, ale nie tak bardzo jak Draco. To do niego wyrywało się jej serce. Za każdym razem gdyby miała tylko wybór wybrałaby jego. – Nie kocham Rona. Jest dla mnie ważny to prawda i zawsze będzie zajmował jakieś miejsce w moim życiu, ale posiada jedną wadę.

- Jaką? – Draco zadał to pytanie lekceważąco, ale naprawdę chciał wiedzieć. Ron był niebezpiecznym rywalem w drodze do jego serca o względy Hermiony i nie zamierzał go lekceważyć. Jedynej dobrej rzeczy jakiej nauczył się od człowieka, którego całe życie uważał za ojca to nigdy nie lekceważ przeciwnika. To była zasada, którą sam sobie wpajał od dzieciństwa i dzięki temu wychodził zawsze na prostą.

- Nie jest Tobą. – Wyszeptała Hermiona i pocałowała go namiętnie w usta. Draco chciał zapytać o coś jeszcze, ale kiedy dłoń Hermiony dosięgła do jego członka kompletnie zapomniał o tym, co miał w głowie. Dał się ponieść własnej namiętności, którą umiała wyzwolić tylko jedna kobieta.

***
-James Tonks uważa, że powinniśmy porozmawiać, chociaż ja uważam to za bezsensowne. – James Potter drgnął słysząc łagodny głos należący do najlepszego przyjaciela. Odruchowo dotknął siniaka pod okiem. To Lupin wyraźnie dał mu znać, co myśli o zachowaniu dawnego przyjaciela i nie pokazywaniu się przez siedemnaście lat. Dwa dni temu Lupin jak burza wpadł do Nory dając cały upust swojej złości i żalowi. Najbardziej zabolała go świadomość, że Syriusz Black o wszystkim wiedział i nie powiedział ani słowa. Nie umiał ukryć, że zabolało go to. – Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Masz pojęcie jak się czułem przez te wszystkie lata wierząc, że was zawiodłem? Że Syriusz jest odpowiedzialny za Twoją śmierć? Jak mogłeś skazać go na pobyt w Azkabanie? – Słowa same wychodziły mu z głowy. Nie dbał o to, że rani Jamesa. Chciał go ukarać za całe siedemnaście lat cierpienia i życia w poczuciu winy. Teraz miał okazje dać upust swoim uczuciom. – Zawsze wiedziałem, że jesteś tylko Ty i Syriusz. Ja i Peter zawsze byliśmy na doczepkę.

- Chyba Ci odbiło. – James spojrzał zaskoczony słowami dawnego przyjaciela. To prawda, że Syriusz był mu najbliższy, ale nigdy nie traktował Lupina ani Petera obojętnie. Zdrada tego ostatniego zabolała go najbardziej. Obiecywał sobie, że jak tylko dorwie Petera to nie daruje mu tego. I tak miał krew na rękach a więc jedna więcej nie zrobi mu różnicy. – Nigdy nie traktowałem Cię w obojętny sposób. Wiązała mnie przysięga z Dumbledorem. Podobnie jak Molly Weasley. Żadne z nas nie mogło nic powiedzieć. Poprzez rzucone zaklęcie Harry musiał zamieszkać u Dursleyów a ja… - Lekko wzruszył ramionami. – Nie nadawałem się wtedy na ojca. Pragnąłem umrzeć. Śmierć Lily sprawiła, że wszystko nie miało sensu. Nie mam pojęcia jakim cudem zaklęcie Voldemorta mnie nie zabiło. To chyba szczęście głupiego.

- Jednak ujawniłeś się Syriuszowi. – Zauważył chłodno Lupin. To chyba najbardziej go zabolało. Nie umiał sobie darować ostatniej złośliwości.

- To był czysty przypadek. – Stwierdził wspomnieniami powracając do tamtego dnia. To było na kilka dni przed śmiercią Syriusza. Przebywał właśnie w Dolinie Godryka, gdy niespodziewanie pojawił się tam Black. Musiał ukrywać swoją obecność gdyż nadal poszukiwała go policja i ministerstwo. Dla obu światów był niebezpiecznym przestępcą. Jedynie on nie wierzył w te bzdury. Dlatego, kiedy Syriusz został niespodziewanie zaatakowany przez grupkę Śmieciorżerców nie zawahał się ruszyć mu z pomocą. Wtedy właśnie został poważnie ranny. Była nawet taka chwila, że modlił się o śmierć. Niestety Syriusz był zbyt uparty i nie pozwolił mu umrzeć. Walczył o niego i za niego do końca. Dopiero, gdy minął pierwszy szok zorientował się kim on jest. James nigdy nie zapomniał tamtego dnia. Syriusz miał chęć zamordować go tuż po tym jak uratował mu życie. Długo trwało nim przekonał go, by tego nie robił. Syriusz nie krył swojego poruszenia całą sytuacją i faktem, że jego najlepszy przyjaciel przeżył. Mimo wszystko rozumiał Lupina. Na jego miejscu też czułby się trochę odrzucony. – Nie planowałem wrócić. Umarłem już dawno temu i moje zmartwywstanie nie przyniosło, by nic dobrego. Wolałbym, by Harry nigdy nie dowiedział się kim jestem teraz.

- Więc Cień to Ty? – Głos Lupina zabrzmiał niezwykle obco na co Syriusz aż się wzdrygnął jednak pokiwał głową w milczeniu.

- Nie widziałem innego celu w swoim życiu. – Przyznał szczerze. Po raz pierwszy otwarcie rozmawiał z kimś o swojej misji. Do tej pory nie poruszał tego tematu nawet z Molly, która z dezaprobatą patrzyła na każde popełnione przez niego morderstwo. Dla niej to było nie humanitarne nawet jeśli mordował Śmieciorżerców. – Chciałem zemsty. Lily umarła i to był dla mnie prawdziwy cios. Pierwszy mord nie przyszedł mi łatwo. Zabijanie w ogóle nie jest łatwe. – Z rozpaczą pokręcił głową czując, że temat zaszedł za daleko, ale nie umiał go przerwać. Czuł, że jeśli teraz nie wyjaśni wszystkiego to nigdy nie wrócą do tego tematu i na zawsze pozostaną między nimi niesmaki. – Potem przychodziło mi coraz łatwiej. Wyznaczałem trasę sprawiedliwości a przynajmniej tak sobie mówiłem. Teraz widzę to wszystko zupełnie inaczej. Wybaczysz mi kiedyś Remusie? Ty i Syriusz jesteście dla mnie jak bracia. Straciłem już jednego nie chce stracić drugiego. – Przez chwilę między dwoma mężczyznami panowała pełna napięcia cisza. Lupin miał mieszane uczucia względem tego, co powinien zrobić, ale nie chciał stracić przyjaciela. Ostatecznie pokiwał głową na znak cichego porozumienia. Resztę załatwi czas. Ważne, że obaj wykonali pierwszy krok.

***
Pełnia zbliżała się wielkimi krokami.
Hermiona Granger z niepokojem obserwowała księżyc. Ich pomysł z transformacją był może dobry, ale w praktyce wychodziło to inaczej. Jedynie Hermiona panowała nad kontrolą przemiany w ciele wielkiego burego kota. Harry wiedział, że do wypraw z wilkołakiem potrzebują o wiele większego stworzenia niż bury kot, ale i tak to był sukces. Harry nadal nie opanował jej w pełni. Z całej duszy pragnął się przemienić, ale zwykle kończyło się to przemianą jakiejś jego części ciała. Hermiona wzdrygała się za każdym razem, gdy próbował. Ron nadal był sceptycznie nastawiony do ich całego pomysłu. Hermiona próbowała z nim porozmawiać, ale zbywał ją za każdym razem.

- Powiedziałaś mi dobitnie kogo wybrałaś. – Naskoczył na nią na dwa dni przed pełnią księżyca, gdy próbowała poinformować go o ich dokonaniach. – Nie musisz się tak bardzo starać. Możesz biec do swojego Dracona. – Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Hermiona była bardzo poruszona jego zachowaniem. Nie spodziewała się, że Ron może być takim okrutnikiem. Zabolało ją to. Ron miał prawo czuć się zraniony. Najpierw go uwiodła a potem odrzuciła.

- Dowiedziałem się, że Ginn przebywa bezpieczna w ukryciu. – Odezwał się niespodziewanie Harry wchodząc do pokoju, który zajmowała. Zdawał się zachowywać tak jakby nie miał pojęcia o wzajemnej relacji swoich najlepszych przyjaciół. Hermiona czuła wyrzuty sumienia, że doprowadziła do wszystkiego akurat w tej sytuacji. Na moment zupełnie zapomniała, że jej najlepsza przyjaciółka zaginęła koło tygodnia temu. – Skontaktował się ze mną Michel Carter. Wyjaśnił mi wszystko i przyznał się do bycia Śmieciorżercą.

- Michel Śmieciorżercą? – Nie mogła ukryć swojego zdumienia na te słowa. Michel zawsze był cichy i spokojny. Hermiona wiedziała, że od dawna kochał się w Ginny, ale nigdy nie robił nic by przeszkodzić jej związkowi. To on wydał swoją siostrę, gdy odkrył, że to ona otruła dziewczynę. Aż usiadła będąc pod wrażeniem tych nowin. – Zaskoczyłeś mnie Harry. – Po wyrazie twarzy przyjaciela widziała, że on również był w szoku. Usiadł koło niej i przez chwilę się nie odzywał.

- Kiedy Ginn zniknęła też nawet nie zauważyłem. – Przyznał w końcu starając się tłumić swoją rozpacz. Był tak zaabsorwowany powrotem ojca, że nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół niego. – Kiepski ze mnie materiał na chłopaka.

- Nie prawda Harry. – Hermiona położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. Chciała dodać mu jakoś otuchy. Wiedziała, że tego potrzebował. – Jesteś najwspanialszym chłopakiem jakiego Ginny mogłaby sobie wymarzyć. Kochacie się oboje. To wspaniały dar Harry. Jesteś prawdziwym szczęściarzem.

- Ginny zasługuje na kogoś lepszego. – Wymamrotał w końcu. Nie lubił okazywać swoich słabości nawet przed przyjaciółmi. Był Wybrańcem i oczekiwano od niego, że będzie się tak zachowywał. Teraz rozklejał się jak małe dziecko przed najlepszą przyjaciółką. Czuł, że niżej nie mógł już upaść. – Nie powinienem zawracać Ci głowy. – Wymamrotał podrywając się gwałtownie i ruszył w stronę drzwi. Czuł się zawstydzony i zakłopotany.

- Harry proszę stój. – Hermiona zatrzymała go, gdy był już przy drzwiach. – Nie musisz przed nami udawać kogoś kim nie jesteś Harry. – Powiedziała cicho odważnie spoglądając mu w oczy. – Jesteśmy przyjaciółmi Harry. To zawsze będzie nas łączyło. – Pokiwał głową. Wiedział, że miała racje w tym, co mówiła. Prawdziwa przyjaźń jaka połączyła ich w pierwszej klasie trwała nadal, chociaż tyle się wydarzyło. Nawet jeśli czuł się zdradzony, gdy Hermiona związała się z jego największym wrogiem umiał to wybaczyć. Każdy zasługiwał na szczęście.

- Nigdy nie myślałaś… - Odezwał się cicho, gdy niespodziewana myśl przyszła mu do głowy. – Jakby to było gdybyśmy się w sobie zakochali? – Hermiona szeroko otworzyła oczy, gdy dotarł do niej sens pytania przyjaciela. Ona i Harry jako zakochana para? Pokręciła głową z niedowierzaniem. Zanim zdołała odpowiedzieć Harry znalazł się obok niej i pocałował. Był to miły i przyjacielski pocałunek. Hermiona w połowie parsknęła śmiechem a Harry jej zawtórował.

- Stanowczo sobie tego nie wyobrażam. – Stwierdziła rozbawiona ocierając łzy ze śmiechu. Harry musiał jej przytaknąć. Hermiona była jego prawdziwą przyjaciółką i nic tego nie zmieni. Na całe szczęście.

***
Nigdy nie spodziewał się takiego bólu.
Lupin wiele z nim rozmawiał na temat przemiany, ale to, co doświadczało w tym momencie jego ciało nie wyrażały żadne słowa. W końcu nadszedł ten wielki dzień. Ron nie ukrywał, że bardzo się go bał i naprawdę był wdzięczny przyjaciołom za to, co robili. Chociaż w duszy nadal miał żal do Hermiony za to, co zrobiła. Nie spodziewał się, że wróci do Dracona po tym wszystkim, co zrobił. Zdążył pokochać maleńką Aleks a czasami wyobrażał sobie siebie w roli jej ojca. Niestety ona miała swojego prawdziwego. Jeśli pokonają Voldemorta będzie mogła się z nim połączyć i tworzyć szczęśliwą rodzinę. Na samą myśl o tym czuł się jakby coś w nim pękało. A teraz się przemieniał. Stanie się takim samym dziwakiem jak Lupin a może jeszcze gorszym? Nie wyobrażał sobie tego. Jednak Lupinowi udało się ułożyć sobie życie. Założył nawet rodzinę i miał wspaniałego i zdrowego syna. Nic nie wskazywało na to, że odziedziczył geny po ojcu. Wstąpiła w niego nadzieja, że być może i on doświadczy takiego małego cudu. Teraz był w małej opuszczonej chatce i dochodził przemiany. Jego przyjaciele czekali na zewnątrz przygotowani na to, co może się wydarzyć. Nie mogąc wytrzymać z bólu rozwalał wszystko w pokoju starając się rozładować jakoś napięcie. Wszystko w nim krzyczało. Wyraźnie czuł jak powoli się zmieniał.  Powoli przestawał być Ronem Weasleyem. Stawał się bestią.

- Nie wytrzymam tego dłużej. – Szepnął cicho Harry, gdy w otoczeniu przyjaciół stali w pobliżu chatki i słyszeli przerażające odgłosy jakie się z niej wydobywały. Harry czuł się naprawdę okropnie. Jego najlepszy przyjaciel cierpiał a on nie mógł mu pomóc. Nigdy jeszcze nie czuł tak wielkiej bezradności jak teraz.

- Damy radę. – Hermiona podeszła obok niego i chwyciła za rękę ściskając. Chciała dodać mu otuchy. Tuż obok nich stali z gotowymi w górze różdżkami Fred z Lee i Georgem oraz Ginny z Michelem. Harry z miłością spojrzał na dziewczynę, która była blada i przerażona. Żałował, że nie miał słów, by ją pocieszyć w tej chwili. Jego ojca nie było teraz. Zgodnie uznali, że najlepiej będzie jeśli pozostanie przy Tonks i Lupinie. On też przechodził przemianę i potrzebna była jego pomoc.

- To jest przerażające. – Odezwał się cicho Fred otoczony dwojgiem najbliższych mu osób – ukochanego chłopaka i brata bliźniaka. Obaj zachowali topór wojenny i uprzedzenia. Relacje stawały się coraz bliższe zupełnie jak dawniej. – Nigdy nie sądziłem, że znajdę się w takiej sytuacji. – Ron był jego młodszym bratem więc jego przemianę odczuwał o wiele bardziej. Kolejny gardłowy krzyk wydobył się z chaty aż nastała przerażająca cisza. Wszyscy zaskoczeni wymienili się spojrzeniami.

- Coś się stało. – Harry jako pierwszy odzyskał głos. Wyrwał rękę z uścisku Hermiony i bez namysłu ruszył w stronę chaty. Ron mógł być w niebezpieczeństwie a może nawet nie przeżył przemiany. Słyszał takie opowieści.

- Harry nie! – Krzyknęła za nim Ginny, ale było za późno. Nim Harry się zorientował , co się działo Ron w postaci wilkołaka wyważył zamknięte drzwi i wydostał się na zewnątrz. Harry człowiek nie miał szans w starciu z nim w żaden sposób. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Harry nie chciał zranić Rona a jedynie rzucić w niego zaklęcie oszałamiające. Nie zdążył. Ron-wilkołak był dużo sprytniejszy. Harry poczuł siłę jego pazurów na swoich plecach. Upadł na kolana oszołomiony i zdezorientowany. Ginny ruszyła ku niemu, ale Ron ją wyprzedził. Przez jedną sekundę myślała, że brat ją zabije. Ku jej zaskoczeniu nie zrobił tego. Zeskoczył z niej i pognał przed siebie w głąb lasu.

- Ginny zostań przy Harrym. My spróbujemy go złapać. – Krzyknął do niej George biegnąc tuż za Lee i Fredem. Przytaknęła, gdy minęło pierwsze oszołomienie. Hermiona i Michel również z nią zostali. Ron zdawał się być kompletnie wyłączony z obiegu. Wyczuwał jakiś dziwny znajomy zapach, który kusił go do szaleńczej gonitwy. Czuł, że musiał odnaleźć jego właściciela.

- Jesteś już blisko przyjacielu. – Słyszał w swojej głowie, które nieustannie dręczyły go od kilku dni. – Znajdź mnie. Teraz już możesz. Jestem tu. – Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił. Tuż przed nim stał najpotężniejszy wilkołak jakiego widział. Ten, który odpowiadał za jego przemianę. Przyczyna jego wszystkich nieszczęść. Poczuł jak wściekłość skrada się do jego duszy. Rzucił się na wilkołaka bez namysłu. Obaj zwarli się w śmiertelnym pojedynku. W pewnym momencie poczuł coś dziwnego w prawym boku. Zanim do jego wilczego umysłu dotarło co to jest upadł na ziemię i pozwolił pochłonąć się ciemności.

***
Czarny Pan nerwowo przechadzał się po salonie w rezydencji Malfoyów.
Czuł, że zaczyna tracić kontrolę nad wszystkim. Jego największy wróg Harry Potter był coraz bliżej zwycięstwa a sam tracił kontrolę nad wszystkim, co udało mu się osiągnąć do tej pory. Najbardziej zszokowała go wiadomość o życiu Jamesa Pottera. To było tylko ucieleśnienie własnej klęski. W dodatku Potter coraz bardziej zbliżał się do jego Horuksów. Już sam fakt, że o nich wiedział wprawiało go w niepokój. Zaczynał żałować, że prawda o pochodzeniu Dracona wyszła na jaw. Nad własnym synem tez tracił kontrolę i to wszystko przez te zarozumiałą Szlamę Granger. Zaczynał żałować, że nie zabił jej kiedy miał ku temu okazje. Teraz cała nadzieja pozostawała w jego małej wnuczce. Musiał tylko bardziej przycisnąć Dracona, by ją mu przyprowadził. Podszedł do stolika na którym widniała niewielka skrzynia i z pomocą różdżki otworzył ją. Długo przyglądał się małej błękitnej kulce mieniącej się w ciemności. Ostatniej cząstce jego duszy.

- Panie.. . – Drgnął nerwowo, gdy usłyszał usłużny głos wilkołaka Greybacka i zatrzasnął skrzynię z hukiem. Nie lubił, gdy mu się przeszkadzało, ale najwyraźniej nie do wszystkich to docierało. Powoli zachowanie Greybacka zaczynało go irytować. Robił się coraz bardziej bezczelny i najwyraźniej nie zwracał uwagi na swoją pozycje.

- Chyba wyraziłem się jasno, by mi nie przeszkadzano prawda? – Zapytał pozornie łagodnym głosem. W ręku trzymał różdżkę obracając ją w palcach. Greyback jakby wyczuwając swój błąd nerwowo przełknął ślinę i cofnął się kilka kroków.

- Przepraszam Panie. – Wyszeptał najbardziej pokornie jak tylko potrafił. – Jednak to wyjątkowa sytuacja. Sprowadziliśmy chłopaka i umieściliśmy w komnatach w zachodnim skrzydle. Dokładnie tak jak kazałeś. – Na twarzy Czarnego Pana pojawił się długo oczekiwany uśmiech. W końcu po tak długim czasie pojawiła się jakaś pozytywna wiadomość.

- Moje gratulacje Greyback. – Powiedział z satysfakcją. – Mam nadzieje, że rozumiesz świadomość dochowania tajemnicy? Nikt nie może się dowiedzieć o jego obecności tutaj. Zwłaszcza mój syn Draco Malfoy.

- Naturalnie panie. – Obiecał Greyback. Nie miał pojęcia jaki Czarny Pan ma plan, ale wszystko się udało bardzo dobrze. Zwłaszcza przemiana młodego Weasleya w wilkołaka. Nie spodziewał się, że będzie to takie łatwe.  – Działaliśmy bardzo dyskretnie korzystając z sekretnych przejść, które pokazał nam Lucjusz.

- Wspaniale się spisałeś Greyback. – Pochwała była rzadkością padającą z ust Czarnego Pana a więc Greyback podwójnie pękał z dumy. Oddalił się zostawiając Voldemorta samego. W tym momencie w pojawił się wezwany Lucjusz.

- Nadal nie rozumiem po co Ci ten Weasley. – Pokręcił głową z dezaprobatą. On był jedyną osobą, która otwarcie mogła krytykować działania Czarnego Pana. Od śmierci Severusa Snep’a polegał na nim całkowicie. Lucjusz powiedział, że to James Potter zabił Severusa. Nikt nie podkładał jego słów, nawet Ci którzy byli wtedy obecni. Jednak od kiedy poznał najnowszy plan swojego pana nie był zadowolony. Samo sprowadzenie Granger i Weasleyówny do dworu Malfoyów przyniosło sporo kłopotów. Spodziewał się kolejnych więcej. Przyjaciele Pottera pokazali jak bardzo są lojalni wobec niego. Chwilami sam tego nie rozumiał. Nawet jego własny syn odwrócił się przeciwko niemu. No może nie do końca jego.

- Widzisz przyjacielu. Wiem o młodym Weasleyu coś, czego nie wiele  osób wie i umiem wykorzystać jego słabość. – Odpowiedział tajemniczo Voldemort. Lucjusz spojrzał na swojego pana pytająco. – Wiem o jego miłości do naszej drogiej panny Granger. – Twarz Malfoya skrzywiła się w grymasie. Nienawidził kobiety, która tak wiele zniszczyła w ich życiu. Z miłą chęcią odebrałby jej każdą chwilę szczęścia. – Miłość bywa dobrym motywem do nienawiści. I na odwrót. Pan Weasley będzie naszym dobrym sprzymierzeńcem i ostateczną klęską młodego Pottera. – Na twarzy Czarnego Pana pojawił się wyraz zimnej satysfakcji. W takich chwilach Lucjusz cieszył się, że nie był jego wrogiem.

***
-Nie znaleziono go.
Powiedziała cicho Hermiona unosząc się na łokciu i spoglądając w twarz ukochanego chłopca. Minęło kilka dni od pełni księżyca. Harry powoli dochodził do siebie. Po za licznymi zadrapaniami nie odniósł żadnych obrażeń na całe szczęście. Niestety Ron zaginął. Nie powrócił nawet po przemianie, chociaż czekała do późna siedząc przed domem. Miała wyrzuty sumienia. Czuła, że Ron po prostu od nich uciekł a wszystko przez nią.

- Znów to robisz. – Zauważył Draco widząc ponurą minę dziewczyny. On również czuł dziwny wyrzut sumienia względem Weasleya. Był jego rywalem i poddał się bez walki. Gdyby to o niego chodziło robiłby wszystko, by zdobyć ukochaną dziewczynę. Weasley po prostu się wycofał obwiniając o zło całego świata innych wokół. Nigdy nie rozumiał takiego zachowania. On sam by tak nie umiał.

- Co takiego? – Spojrzała na niego z wyzwaniem  w oczach, chociaż dobrze wiedziała o czym mówił i nie zgadzała się z nim w duchu. Była winna. Każdego dnia obwiniała się o swoją głupotę. Nie rozumiała, czemu w tak brutalny sposób go potraktowała. Zupełnie jakby kierowała nią zimna chęć zranienia go. To nie było normalne.

- Wiesz. – Delikatnie pocałował ją. Odwzajemniła jego pocałunek. W pewnym momencie przed oczyma młodego Malfoya stanęła przerażająca scena. Przypomniał sobie chwilę, gdy Czarny Pan ogłosił jego zaręczyny z Pansy. Wtedy też wiedział, że Pansy romansowała w najlepsze z jego przyrodnim bratem Duncanem.  – Teraz kiedy Pansy zostanie moją żoną mam nadzieje, że to zakończy wasz romans. – Rzucił wtedy do brata w przypływie własnej szczerości.  – Chce mieć pewność, że to ja będę ojcem swojego dziecka. Nie widzę jednak problemu byś pozostał sam. Z przyjemnością oddam Ci na ten użytek pannę Granger. – Wzdrygnął się i odsunął gwałtownie od Hermiony. Spojrzała na niego zdziwiona. W oczach młodego Malfoya pojawiły się łzy.

- Co się stało? – Zapytała ostrożnie zerkając na niego. Przez chwilę wydawał się jej jakby nieobecny.

- Przypomniałem sobie straszną chwilę, gdy byłaś w rezydencji Malfoyów a ja miałem się ożenić z Pansy. – Hermiona jak przez mgłę przypominała sobie tamte koszmarne chwile. Wtedy wydawało jej się, że wyrywają jej serce po kawałku. Nie była pewna jak przeżyła tamten koszmar. – Ja… - Draco z trudem dobierał słowa. Nadal nie mógł sobie wyobrazić, że był do tego zdolny. – Chciałem Cię oddać swojemu bratu. – Wyrzucił z siebie. – Zgwałciłem Cię tamtego dnia a Ty mimo wszystko dwa razy uratowałaś mi życie. Najpierw przed wilkołakami a potem od kuli Duncana. Dlaczego? Czemu nie pozwoliłaś mi umrzeć? – Jego zbolały wzrok rozczulił ją. Nigdy otwarcie nie rozmawiali o przeszłości, ale wiedziała, że kiedyś będą musieli. To była część ich historii a czasu nie mogli cofnąć. Wydarzyło się tyle okrutnych rzeczy na które nie mieli żadnego wpływu. Wahała się tylko przez chwilę. Musiała pomóc Draconowi uporać się z przeszłością, bo inaczej nie uda im się stworzyć nowego szczęścia.

- Bo Cię kocham. – Draco zmarszczył gniewnie brwi, gdy to powiedziała. Wiedział przecież, że go kochała. A jednak było w tym coś więcej i musiał znaleźć odpowiedź. Potrzebował jej. Nie mógł sobie wybaczyć tego, co zrobił Hermionie. – Musisz sobie wybaczyć Draco. – Powiedziała jakby czytając mu w myślach. Gdy chciał zaprotestować ujęła w dłonie jego twarz i spojrzała mu głęboko w oczy. – Od tego zależy wszystko. – Wiedziała, że sporo ryzykowała mówiąc to, ale nie mogła inaczej postąpić. Ona już mu dawno wybaczyła. Kochała go tak bardzo, że nie mogła inaczej.

- Nie wiem czy potrafię. – Przyznał szczerze zmieszany chłopak. Coraz więcej ponurych wspomnień powracało do niego z tamtego okresu ze zdwojoną siłą. Wtedy zachowywał się jak potwór pozbawiony uczuć. Zupełnie jak na początku ich znajomości. – Jak to się stało, że mnie pokochałaś? – Spytał nagle. To pytanie zaskoczyło pannę Granger. – Bo wiesz kim byłem na początku. Gardziłem Tobą i sam nie wiem do końca czemu. Nie byłaś przecież jedyną Szla… - Urwał w połowie nie chcąc powtarzać tego okrutnego słowa. Zbyt często go używał w stosunku do niej.

- Nie wiem czemu. – Przyznała szczerze. Nigdy nie zastanawiała się, czemu ze wszystkich osób pokochała akurat Dracona. To wciąż było dla niej wielkim zaskoczeniem. – Być może tak musiało właśnie być. – Dodała stare słowa swojej matki. Draco przyjął jej słowa i pocałował delikatnie. Miał nadzieje, że przyszłość  okaże się dla nich łaskawsza.

***
Ron długo dochodził do siebie.
Przemiana wywarła na nim piorunujące wrażenie i nie wiele pamiętał z tego, co się stało. Pierwszym zaskoczeniem było miejsce w którym się znalazł. Pokój był niezwykle elegancki i przepełniony przepychem. Nigdy nie widział takiego wielkiego bogactwa. Odurzający zapach ciepłego posiłku dobiegł do jego nozdrza. Ron poczuł, że jest głodny i zaczął pochłaniać całą porcje pozostawionego posiłku. Przez pierwszą chwilę nawet nie zastanawiał się, gdzie jest. Zesztywniał dopiero widząc Sam Wiesz kogo stojącego przed nim. Po raz pierwszy miał okazje spotkania się z nim.

- Nie musisz się mnie bać Ronaldzie Weasleyu. – Głos Czarnego Pana brzmiał niezwykle miękko, co zaskoczyło Rudzielca. Nie stracił jednak swojej czujności. Wiedział, że nie może mu ufać. Hermiona sporo przeżyła pod jego dachem a teraz on trafił w jego ręce. Miał nadzieje, że ma w sobie dość sił, by nie zdradzić własnych przyjaciół. – Jesteś gościem w tym domu.

- Akurat. – Prychnął starając się okazać jak najwięcej pogardy. Rozbawiona postawa Czarnego Pana drażniła go. Nie wiedział, czego może oczekiwać w tym momencie. – Czego ode mnie chcesz? Nie zamierzam zdradzać moich przyjaciół.

- Przyjaciół? – Voldemort roześmiał się słysząc jego słowa. – A gdzie twoi wierni przyjaciele? Nawet nie zauważyli, że zniknąłeś. Na pewno są szczęśliwi, gdy odkryli, że Cię nie ma.

- Nie wierze. – Ron pokręcił głową zaciskając dłoń na medalionie Slitherina. Zabrał go tuż przed przemianą nie mając pojęcia po co. Czuł, że musi go założyć. Zupełnie jakby medalion przyzywał go do siebie. – Harry i Hermiona nigdy, by mnie nie opuścili. – Naprawdę ufał swoim przyjaciołom. Mimo tego, co zrobiła Hermiona był jeszcze Harry. Najlepszy przyjaciel na którym zawsze mógł polegać.

- Nie byłbym taki pewien przyjacielu. – Czarny Pan zrobił ruch różdżką ukazując coś na kształt kryształowej kuli. Ron rozpoznał blade profile Harrego i Hermiony. Rozmawiali o czymś z przejęciem, gdy w pewnym momencie Harry przyciągnął do siebie Hermionę i pocałował ją. Ron nie mógł w to uwierzyć. Jego najlepszy przyjaciel pocałował Hermionę. Zrobiło mu się nie dobrze na sam widok.

- To nie możliwe. – Wykrzyknął oszołomiony nie chcąc w to uwierzyć. Nie chciał. Harry nigdy by go nie zdradził. Jednak zdjęcie całujących się przyjaciół robiło się coraz bardziej wyraziste. Oboje zachowywali się jak zdrajcy. Poczuł jak jego ciało ogarnia wściekłość. Nigdy jeszcze wcześniej nie czuł czegoś takiego. – Nie wierzę żeby to była prawda.

- Jednak jest. – Voldemort spoglądał na niego ze współczuciem, które rzadko okazywał. Zależało mu jednak na Ronie Weasleyu stojącym po jego stronie. – U mnie znalazłbyś rodzinę, która by Cię nie zdradziła. Prawdziwych przyjaciół, którzy do końca staliby u Twego boku.

- Chcesz bym się do Ciebie przyłączyć? – Spytał Ron ochrypłym z bólu głosem. Zignorował czające się w jego głowie ostrzeżenie. Do tej pory starał się postępować zawsze zgodnie ze swoim sumieniem. Nawet o Hermionę walczył w porządku. Teraz miał już dość. – Czy pozwolisz mi się na nich zemścić? – Zapytał z nieskrywaną zawiścią w głosie.

- Zemsta zawsze byłą moim celem drogi przyjacielu. – Odpowiedział trafnie. Ron wahał się tylko przez chwilę. Wiedział, że po tym, co zrobi nie ma już powrotu. Przez chwilę zapragnął się wycofać, ale w jego głowie wciąż pojawiał się obraz całującej się pary. Zdrada przyjaciół paliła go od środka i potrzebował chęci odwetu. Voldemort mu ten cel dawał. – Jestem na Twoje usługi panie… - Powiedział z szacunkiem kłaniając się przed nim nisko. W tym momencie Ron Weasley stracił swoją duszę.

***
Na zakończenie:
Wiedziałam, że do tego w końcu dojdzie. Ron nigdy nie był stabilny emocjonalnie. Bolesne słowa Hermiony wypaliły ranę w jego sercu a Voldemort wykorzystał jego słabość. Nie chodzi o to wcale, że nie lubię Rona, ale po prostu kierując się śladami Huncwotów pokazuje wyraźnie cel w jakim podąża moje opowiadanie. Mam nadzieje, że wam się podoba. Coraz bliżej jesteśmy wielkiego finału drugiej części a to nie koniec niespodzianek. Postaram się jeszcze was zaskoczyć.

Informacyjnie:
Tytuł: „Nieśmiertelna miłość” – Oszukać przeznaczenie część 2
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 680



20 komentarzy:

  1. Oj, w każdym rozdziale zaskakujesz :P
    "Ma jedną wadę - nie jest tobą." To było takie piękne!
    Pierwszy raz czytam opowiadanie, w którym Ron przechodzi na złą stronę :) Ciekawy pomysł.
    Czekam na n/n
    Dobrze, że się przeniosłaś, łatwiej i tobie, i czytelnikom.
    [bitwa-marzen.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak kochana o wiele łatwiej jest na blogspocie chociaż nie wszystko jeszcze umiem.
      chociażby samo opanowanie grafiki ale myślę że z czasem podołam.

      Usuń
  2. O Chryste! Co ten Ron nawyrabiał !!! Mimo to opowiadanie było boskie. Czytam twój blog od samego początku i coraz bardziej ta historia mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no wiesz zazdrosny chłopak jest zdolny do wszystkiego.
      a do Rona dopiero teraz dociera że może stracić Hermionę.

      Usuń
  3. Nie ma to jak wykorzystać zranioną osobę w tak perfidny sposób jak Voldemort. Idealnie pokazałaś jego postać. Oczywiście musisz mnie zawsze czymś zaskoczyć! :D Mam nadzieję, że zrobisz to jeszcze nie jeden raz.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ron po stronie Voldemorta? o.o O Jezu, zatkało mnie xd No, ale nudno by bylo, gdyby brakowalo takich elementów... xD
    Cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie :)
    Wybaczysz mi jak Ci powiem, że jeszcze nic nie przeczytałam?
    Mam nadzieję, ale żeby Cię udobruchać to właśnie mam zamiar nadrobić wszystko. Co powinno mi zając niewiele czasu bo uwielbiam parring Dramione.
    Do zobaczenia bądź napisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naturalnie że wybaczę;)
      i zapraszam do czytania na pewno go znajdziesz;)
      i mam nadzieje że przypadnie ci do gustu.

      Usuń
  6. Naćpana_Szczęściem ♥♥♥5 sierpnia 2012 09:13

    Ron po stronie Voldka?! Matko jedyna!!! Ale rozdzialik zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Niedawno zaczęłam czytać twoje opowiadanie. I powiem jedno: jestem pod ogromnym wrażeniem! Twoja historia już od samego początku mnie zachwyciła.
    A ten rozdział był świetny. Nie sądziłam, że Ron stanie po stronie Voldemorta. Czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że nieco zmieniłaś adres, bo teraz lepiej brzmi, bardziej...oryginalnie i wciągająco :)
    Masz też piękny szablon ;)
    A rozdział po raz kolejny mi sie spodobał i zaskoczył.
    Dziwne, że Hermiona wahała się co do uczuć do Rona. Niedobrze. Mam nadzieję, że Draco straci tę konkurencję. W tym opowiadaniu rudowłosy jest przeznaczony jakiejś innej dziewczynie.
    Jej, jak Harry pocałował Hermionę to się wystraszyłam, ale na szczęście to tylko żart. Szkoda, że Czarny Pan to wykorzystał(podglądacz hah). Ron rzeczywiście jest słaby psychicznie, że się tak dał zwieść, chyba te wszystkie przygody, w przeciwieństwie do Hermiony, go osłabiły. Mam do niego żal. Być złym z powodu odtrącenia to jedno, a przystąpienie do śmierciozerców to drugie. Jak on mógł?! No ale teraz będzie ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Marzycielko trochę chyba Cię jednak zaskocze.
      Owszem pod wieloma względami los czyt ja szykuje dla tej pary jeszcze wiele niespodzianek.
      I tu jeszcze wszystko może się wydarzyć.

      Usuń
  9. O kurczę, powróciłam. Przepraszam za opóźnienia, ale przyznam się, że ostatnio nie mam ochoty na czytanie czegokolwiek. Zrobiłam sobie maraton filmowy ostatnich czterech części HP po angielsku ;p

    Cóż, ja się w sumie Hermionie nie dziwię. Draco jest wspaniały, bo jest Draconem i nikt nie może go zastąpić, choćby był nie wiadomo jak dobry, cudowny, wspaniały itepe.

    Kurczę, dziwnie się czuję z myślą, że James Potter żyje. To takie, hm, nienormalne? No bo on umarł i właśnie o to chodzi. Nie byłoby całego tego cyrku, gdyby Potterowie nie zginęli. Sorry, ale dla mnie to dziwne. Szok po prostu.

    Kolejni nielegalni animagowie? No pięknie.

    Ale, kurczę, Voldemort to ma pomysły. Zawsze mnie zadziwiał. I na swój sposób fascynował. Potężny, sprytny, choć na swój sposób też głupi. Nie docenia wielu rzeczy i dlatego przegrał obie wojny. Miłość to jednak silna magia. Ale ma rację - w połączeniu z nienawiścią jest zabójcza.

    A tak w ogóle - ja nie cierpię Rona. Dla mnie jest obleśnym, upartym i tchórzliwym idiotą i zawsze nim pozostanie. I nic mnie nie obchodzi, że Rowling nadała mu wszelkie cechy najlepszego przyjaciela wielkiego Harry'ego Pottera. Ron często pokazywał, że nie potrafi mu zaufać.

    O mamusiu, jakie Ty piszesz długie notki. Myślałam, że to ja jestem w tym mistrzyną, ale chylę czoło ;p

    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reklamy proszę zostawiać w Spamowniku.
      Jest widoczny pod nagłówkiem.

      Usuń
  11. Hm... Coraz bardziej nie lubię Rona. Ten tekst Hermiony "nie jest Tobą" - bajeczny !

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! Reaktywowałam właśnie mojego bloga o Huncwotach: the-marauders-01.blog.onet.pl Proponuję wspólną wymianę komentarzami, spostrzeżeniami co do opowiadania Twojego jak i mojego. Proszę tylko o oznajmienie mi o swojej aktywności, a proponuję współpracę i pomoc : ) Pozdrawiam!
    P.S. czy jesteś zadowolona z przeniesienia bloga na blogspot?

    OdpowiedzUsuń
  13. Opowiadanie wspaniałe, ale nie znoszę momentu, w którym Hermiona przespała się z Ronem, nie lubię Go, a wręcz nienawidzę. Cieszę się, że znów połączyłaś Dracona i Hermionę :D Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale... miałam wyjazd na wakacje, dość niespodziewany, do tego ćwiczę na casting. :)

    Ogólnie, rozdział jak zawsze super. W ogóle, to co zrobiła Herm jest... wredne. Najpierw przespała się z Ronem, potem znów jest z Draco. Mimo, że większą sympatią darzę tego pierwszego, to uważam, że Herm postąpiła nie fair wobec obu panów. Podoba mi się też, że Herm wreszcie pokazała pazur. Mówię tu o tekście do Rona: On nie jest tobą. I w ogóle Ron przeszedł na stronę Czarnego Pana. Uhu!

    Dobra robota :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wyjechałam, a przed tym nie przeczytałam Twojego nowego rozdziału. A teraz widzę pojawił się jeszcze jeden :)
    Czy Ty w ogóle nie sypiasz w nocy? :p

    Za Ronem nigdy nie przepadałam, zazwyczaj sama robiłam z niego ciemny charakter. Jednak teraz zrobiło mi się go żal. Poczuł się zraniony, kiedy Hermiona go rzuciła, a Voldemort pokazując mu mały test jego przyjaciół tylko pogorszył sprawę. Mimo wszystko Ronald powinien zastanowić się nad tym, co robi. Przecież ufał Harry'emu, a w jednej chwili dał zawładnąć sobą Voldemortowi.

    Przeraża mnie postać Jamesa jako Cienia. Po prostu nie potrafię przyzwyczaić się do jego nowej roli w tym opowiadaniu. Jednak mam nadzieję, że ułoży sobie wszystko.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń