11 września 2012

Rozdział XIX „Ostatnie wspólne chwile”



- Paulo Coelho
Kroniki Proroka Codziennego nr. 26.
Tak w końcu o to nadchodzi ten moment.
Moment wielkiego finału w którym rozwiążę się większość  najważniejszych spraw.
Nieco wyprzedzam do przodu ale mam nadzieje, że nie będzie wam to utrudniać czytania.
Wiem, że większość z was niecierpliwie czekała na to.
I jeszcze raz przepraszam za uśmiercenie Dracona. Pamiętajcie jednak, że nadal wam obiecałam szczęśliwy End a wiec wszystko jeszcze przede mną. Okażcie tylko trochę cierpliwości a zostanie ona nagrodzona wszystkim. Planowałam zakończyć tę część wraz z końcem wakacji, ale jednak w teorii łatwiej się mówi jak w praktyce.

***
Ginny cofnęła się zaskoczona widokiem Jessici.
Widok siostry Michela spoglądających na nią z zimną satysfakcją przyprawiał ją o dreszcze. Nienawidziła tej kobiety z całego serca. Była przyczyną większości jej cierpień. Najgorsza była przysięga, która je wiązała ze sobą. Przez nią musiała zdradzać swoich najbliższych przyjaciół.

 - Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim jesteś tak głupi braciszku, by się tu pojawić. – Syknęła spoglądając na oboje z nieskrywaną pogardą. Nienawidziła Ginny nie tylko za to, że odebrała jej Pottera, ale także odsunęła od brata. Zmieniła wszystkie jego piorytety. Z dnia na dzień Michel stawał się całkiem innym człowiekiem a ona nie mogła nic zrobić, by to powstrzymać. I teraz miała okazje zemścić się na małej suce, która go jej odebrała. I teraz znalazła okazje na zemstę.

 - Zamierzasz mnie wydać siostrzyczko? – Spytał cicho Michel osłaniając Ginn. Był gotów zrobić wszystko dla tej dziewczyny. I Jessica o tym wiedziała. Michel żałował, że nie zachował większej ostrożności. Nie spodziewał się, że siostra tak szybko trafi na jego ślad. Na jej mściwej twarzy widział błysk satysfakcji. Była zdolna do wszystkiego.

 - To by było zbyt łatwe. – W rękach obracała różdżkę przeciągając niepewność ich obojga. Widziała wyraźny strach w oczach rudowłosej. To dawało jej jeszcze więcej powodów do zadowolenia. Czuła, że w tym momencie triumfowała. – Jednak chce dać Ci szansę Michel. Przekonam Czarnego Pana, że Draco Malfoy rzucił na Ciebie zaklęcie Imperio. Musisz tylko pokazać, że jesteś po naszej stronie. Pokaż sprawiając jej cierpienie a wszystko zostanie Ci wybaczone. – Michel nie wahał się. Nie miał zamiaru przystawać na brutalne warunki siostry. Odmówił jej stanowczo i zdecydowanie. Chciał by dobrze zrozumiała jego postawę. W chwili, gdy po raz pierwszy stanął w obronie Ginewry Weasley wiedział, że jej nie zmieni.

 - Nie zmusisz mnie do tego. – Rzucił z zaciętym wyrazem na twarzy. Było ich dwoje. W ostateczności mogliby pokonać Jessicę, ale ta najwyraźniej nie odkryła wszystkich swoich atutów. Michel odruchowo zasłonił sobą Ginny. Dziewczyna wodziła wzrokiem to na niego, to na jego siostrę wyraźnie niepewna zachowania Michela. Był zły, że mimo tego wszystkiego, co starał się jej udowodnić nadal mu nie ufała. Atmosfera w chacie robiła się coraz bardziej napięta. Oboje zastygli słysząc czyjeś kroki.

 - Masz ostatnią szansę Michelu. – Odezwała się jego siostra nie rezygnując tak łatwo. – Nim otworzę te drzwi i wpuszczę Cię tutaj. Dobrze wiesz, co Czarny Pan robi ze zdrajcami takimi jak Ty. Jesteś pewny, że chcesz skazywać się na taki los? – Widziała wahanie na jego twarzy. Oboje przecież byli świadkami brutalności Voldemorta w Malfoy Manor. Oboje widzieli jego okrucieństwo wobec zdrajców. Była gotowa wszystko mu przebaczyć. Nawet jego głupie decyzje. Ginny w napięciu nasłuchiwała kroki Śmieciożerców. Ona również spoglądała na niego ze zgrozą. Nie chciała by się poddawał. Chciała by walczył, ale oboje wiedzieli, że jest zbyt późno. Jessica pokręciła tylko głową i otworzyła drzwi. W progu stała Alecto Carrow i Brandon Marchall jeden z najlepszych i najbardziej brutalnych Śmieciorżerców w szeregach Czarnego Pana. – To jest zbiegły zdrajca. Możecie wtrącić go do lochów. Ja zajmę się naszą uczennicą. – Michel próbował walczyć, ale szybko go poskromiono, gdy do jego uszu dobiegł go krzyk bólu Ginny. To Jessica rzuciła Crucio na dziewczynę, by zmusić go do poddania. Michel nie miał wyjścia. Odrzucił różdżkę i pozwolił się wyprowadzić. Ginny ze strachem patrzyła na to wszystko. Gdy została sam na sam z Jessicą miała wrażenie, że ma przed sobą ostatnie chwilę swojego życia.
***
 -Zabiłaś mnie szlamo.
Oskarżycielski głos Malfoya odbijał się echem po ścianie jej pokoju. Wpatrywała się ze strachem w ukochaną twarz, która nawiedzała ją w sennych koszmarach. Od czasu śmierci Dracona minęło kilka dni. Nie mogła się z tym pogodzić. Nie miała możliwości pochowania jego ciała. Zniknęło gdzieś w tajemniczych okolicznościach. Nikt nie umiał wytłumaczyć, co się stało. Ona sama cierpiała z tego powodu bardzo. Wraz z Harrym przy chatce wykonali prowizoryczny krzyż a Harry różdżką napisał dane młodego Malfoya. Hermiona często przesiadywała w tym miejscu szukając ukojenia po stracie dwóch najważniejszych dla niej osób. Nie wiele do niej docierało a najbliższe dni były prawdziwym horrorem. Koszmary nękające ją stawały się coraz bardziej intensywne. Często widywała Dracona nawet na jawie. Pragnęła wyrwać się z tego otępienia, ale nie była wstanie. Nie miała już sił, by walczyć.

 - Martwię się o nią. – Wyznał któregoś wieczoru Harry, gdy siedział wraz z ojcem w salonie Nory. Rona jak zwykle nie było w domu. Przepadał gdzieś bez wieści na całe dnie a Hermiona jak zwykle zamykała się w pokoju. Jego ojciec pokiwał głową ze zrozumieniem i spojrzał w stronę drzwi. Nikt z nich nie zauważył, że dawna Gryfonka wymknęła się z domu zabierając ze sobą różdżkę. Nie zwracała uwagi na śnieg i ponurą pogodę. Chciała być sama. Jak najdalej od zmartwionych i współczujących osób otaczających ją zewsząd. Nikt tak naprawdę nie rozumiał jej bólu. Tylko ona sama. To ona uśmierciła ukochanego i musiała z tym żyć. Wciąż mówiło się o wielkiej bitwie. Harry powtarzał, że chciałby odbić Hogwart z rąk Voldemorta. Teraz z mieczem Godryka Grifindora czuł, że to możliwe. W dodatku w Hogwarcie znajdowała się Nagini. Harry trafnie odgadł, że należała do horusków Voldemorta. Ostatecznie on sam kierował się wyborem przedmiotów lub ludzi, którzy byli mu najbliżsi. Gdyby Draco nie był jego synem nie podzieliłby tego losu. Zapłakana otarła łzy rękawem bluzki. Wciąż wspominała ostatnie szczęśliwe chwile u boku ukochanego. Modliła się, by dziecko, które w sobie nosiła należało do niego, ale czuła, że to niemożliwe. Maleństwo musiało być strażnika więziennego albo Rona. O wiele bardziej wolałaby tego drugiego, chociaż Ron bardzo się zmienił. Traktował ją jak zło koniecznie nie zważając na jej ból. Zawsze znalazł okazje, by jej złośliwie dokuczyć. Powoli miała dość tej koszmarnej sytuacji.

 - Tęsknie za Tobą. – Szeptała do zdjęcia, które zawsze przy sobie nosiła. Dostała je od Draco na gwiazdkę. Chciał by miała przy sobie cząstkę jego, gdy on sam nie będzie mógł być przy niej. Na tym zdjęciu wyglądał na szczęśliwego i uśmiechniętego. Ubrany w barwy Slitherinu spoglądał na wszystkich z typową dla siebie wyższością. To był dawny Dracon. Ten, którego nienawidziła i bała się go. Jednak ona miała okazje poznać innego. Tego, którego pokochała całym sercem. I którego straciła na zawsze. Z oczu pociekła jej kolejna porcja łez. Nie była wstanie ich opanować i nie chciała. Opadła kolanami na śnieg. Było przeraźliwie zimno, ale nie dbała o to. Do tej pory wierzyła w szczęśliwą miłość. Dzisiaj uważała, że nie ma w tym nic szczęśliwego. Przestała wierzyć w Happy endy. Miłość oznaczała dla niej cierpienie i ból.  – Chcę być z Tobą Draconie. – Wyszeptała zrozpaczona wyciągając różdżkę. Obiecała mu, że będzie żyła, ale nie umiała bez niego. Wyrzuty sumienia za bardzo nią szarpały. Nie sądziła, że to wszystko tak na nią wpłynie. – Przepraszam… - Wycelowała w swoją stronę różdżkę. Ręka jej drżała, ale była zdecydowana. Pragnęła umrzeć. Tylko śmierć mogła uwolnić ją od cierpienia.

 - Hermiona nie! – Gdzieś z oddali dobiegł ją głos Rona. Nie zareagowała. Żałowała, że nawet w tej chwili nie może być sama. Zaklęła pod nosem poirytowana. Naprawdę chciała to zrobić. Zakończyć to cierpienie i dołączyć do ukochanego. Tylko w ten sposób mogli być razem. A jednak coś ją powstrzymywało. Jakby jakaś dziwna siła nakazywała jej trzymać się życia. Gdzieś w głowie słyszała błagalny głos Dracona, by tego nie robiła. Zupełnie jakby był z nią w tej chwili. Nie broniła się, gdy Ron podbiegł do niej i wyrwał różdżkę z ręki. A gdy przytulił ją do siebie rozszlochała się na dobre. Przez jedną chwilę czuła się jak za dawnych czasów. Gdy wszyscy troje byli przyjaciółmi i nikt nie spodziewał się konsekwencji jakie niosło życie.

***
Czuła paraliżujący ból roznoszący się po jej ciele.
W myślach pragnęła by to się skończyło. Już wolałaby żeby Jessica ją zabiła i przestała się nad nią znęcać. Była pewna, że zwariuje od tego. Najgorszy był pełen zadowolenia śmiech Jessici. Widać było wyraźnie, że tortury na jej ciele sprawiały dziewczynie przyjemność. Bawiła się jej bólem i poniżeniem.

 - Już nie jesteś taka harda co panno Weasley? – Pytała ją z nieskrywaną pogardą w oczach. Próbowała odpowiedzieć, ale nie była wstanie. Ból rozsadzający jej ciało nie pozwalał skupić się jej na słowach. Była kompletnie otumaniona. Jedynie patrzyła na nią myślami będąc przy Michelu. Nie mogła uwierzyć, że Jessica z zimną krwią wydała brata. Czy ta dziewczyna nie miała żadnych uczuć? Najwyraźniej nie miała i pokazywała to z każdą chwilą wydobywając z niej coraz głośniejsze jęki bólu. Nigdy wcześniej nie była tak przerażona jak teraz. Żałowała, że nie może wydobyć z siebie głosu a może i dobrze? Wówczas z pewnością by ją błagała. Zagryzła nerwowo wargi niemal do krwi. Odetchnęła na moment, gdy ból ustał. Jessica stała nad nią z uniesioną różdżką przyglądając jej się przez chwilę.

 - Już nie jesteś taka cwana prawda? – Spytała wkładając całą swoją pogardę jaką w tej chwili trzymała. – Nie masz przy sobie nikogo Weasley. Jesteś całkiem sama i opuszczona przez wszystkich. Gdybym chciała mogłabym zmiażdżyć Cię jak robaka. – To była prawda. Pomyślała Ginny, gdy znów ból rozszedł się po jej ciele. Jessica zachowywała się jak opętana. Rzucała coraz mocniejsze zaklęcia nie przejmując się czy jej więzień to wytrzyma. Gdzieś w pewnym momencie Ginn zaczęła modlić się o śmierć. Czuła, że nie wytrzyma i zaraz pęknie. W działaniu panny Carter nie było żadnego celu. Po prostu chciała ją upokorzyć i zranić jak najwięcej. Gdy była pewna, że kolejna fala bólu będzie dla niej zabójcza drzwi do Sali gwałtownie otworzyły się. Ponura postać Czarnego Pana wtargnęła do środka. Na jego twarzy malował się wyraz jawnej dezaprobaty.

 - Wystarczy. – Powiedział chłodno i wyraźnie. Jess cofnęła się odruchowo przed nim. Czarny Pan był jedną z niewielu osób, których naprawdę się bała. – Nie chcesz chyba zabić swojego jeńca? Już zapomniałaś czego Cię uczyłem o torturach?

 - Nie panie. – Powiedziała lekko zawstydzona. Nie spodziewała się, że Voldemort pojawi się w szkole. Była pewna, że był na to zbyt zajęty. Odsunęła się nieco od umęczonego ciała Ginewry. Dziewczyna była wycieńczona i z trudem oddychała.

 - Zabierzcie pannę Weasley do Skrzydła Szpitalnego. – Rozkazał swoim dwóm podwładnym, którzy tu za nim. Dwóch mężczyzn podeszło do niej i podniosło ją niezbyt delikatnie. Młoda Gryfonka zawyła z bólu tracąc przytomność. – Dość zabawy panno Carter. Będziesz mi potrzebna do przygotowania bitwy. Jess uśmiechnęła się pod nosem zadowolona. Tego właśnie się spodziewała i nie mogła się już doczekać. W końcu nadszedł ich czas.
***
Ron był naprawdę wstrząśnięty.
Nigdy nie spodziewał się, że będzie świadkiem załamania tak silnej kobiety jaką była Gryfonka. Do tej pory wydawało mu się, że nic nie jest wstanie jej złamać. Mimo, że straciła swoją córeczkę po części z jego powodu i czuł targające nim poczucie winy. Gdyby nie powiedział Voldemortowi o miejscu pobytu jej i Dracona nigdy by do tego nie doszło. Po za tym sprawy nie ułatwiała mu też śmierć rywala. Teraz mógłby próbować zdobyć serce Gryfonki, ale nie miał odwagi się do niej zbliżyć. Gdy zobaczył jak próbuje targnąć się na własne życie nie mógł w to uwierzyć. Wydawała się być taka krucha i złamana przez życie. Nikt nie przeżył większego piekła niż ona. Broniła się przed nim, ale wyrwał jej różdżkę i odrzucił gdzieś w tył. Okładała jego ciało drobnymi piąstkami nie zareagował na to. Otoczył ją swoimi ramionami i przyciągnął do siebie. Przez chwilę trwali bez ruchu. Czekał aż Hermiona uspokoi się nieco. Było w niej tyle emocji, że z trudem panowała nad sobą.

 - Już dobrze. – Szeptał troskliwie obejmując ją. Domyślał się jaki horror musiała przeżywać. On sam nie wiedział jakby się zachował gdyby został zmuszony zabić kogoś ukochanego. Czy dobrze przemyślał sobie współpracę z Voldemortem? A jeśli on będzie żądał zabicia kogoś mu bliskiego? Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Nie wyobrażał sobie przechodzenia podobnego koszmaru. – Wszystko będzie dobrze.

 - Zabiłam go. – Szeptała Hermiona próbując opanować łzy. Czuła się bezradna i zagubiona natłokiem własnych uczuć. Znów czuła się zagubiona i bezradna. Nienawidziła swojej bezsilności. Czuła też, że nienawidzi dziecka, które w sobie nosiła. Żałowała, że nie umarło w jej brzuchu pod ciosami Śmieciożerców Voldemorta. Nie była pewna czy będzie w stanie je pokochać. Nie miała pojęcia, kto naprawdę jest jego ojcem.

 - Nie wolno Ci myśleć w ten sposób Hermiono. – Tłumaczył jej Ron delikatnie. Gdy to powiedział spojrzała na niego zawstydzona. Zdała sobie sprawę, że te brutalne słowa prawdy mówiła na głos. Zawstydziła się własnych myśli i odruchowo dotknęła nieco wypukłego już brzucha. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć?

 - Masz racje. – Przyznała z przekąsem cofając się przed nim. Nie chciała jego bliskości. Nie czuła się zbyt komfortowo w obcowaniu z innym mężczyzną. Wciąż tęskniła za dotykiem Draco. Wciąż przychodził do niej w snach nawiedzając ją a ona czuła się zbyt bezsilna, by się przed nim bronić. – To maleństwo nie jest winne okoliczności w jakich przyjdzie na świat.

 - Hermiono… - Zaczął Ron urywając na moment. Gdy dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego opuściła go cała odwaga. Nie był pewien czy powinien jej to przypominać o tym. Na samą myśl robiło mu się dziwnie na sercu i zwiększało poczucie winy. – To może być także moje dziecko. – Powiedział to. Przypomniał na głos ich pierwszy i ostatni raz, który spędzili razem. Ona szukała wtedy pocieszenia a on był obok. Gotowy na każde je zawołanie. Do tej pory żyła z myślą, że go wtedy wykorzystała. Pokiwała głową słysząc jego słowa. Ron miał racje. To mogło być jego dziecko. Jego, Dracona lub tamtego okrutnego strażnika, który zgwałcił ją w celi. Te ostatnią myśl wykluczała ze swojej świadomości jak najgłębiej. Jakby mogła wymazałaby to wspomnienie ze swojego życia na zawsze. Już otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy niespodziewanie pojawił się Harry. Jego spojrzenie wyrażało determinacje i rozpacz. Zaniepokoiła się.

 - Harry, co się stało? – Spytała zdławionym głosem. Potter podszedł do nich pospiesznym krokiem. W ręku trzymał otworzony list.

 - Voldemort wzywa mnie do siebie. – Wyszeptał cicho. Oboje z Ronem zbledli  na twarzy. – Jeśli się nie wstawię w ciągu czterdziestu ośmiu godzin będzie zabijał po kolei wszystkich uczniów. – Z drżącą ręką pokazał im zdjęcie. Widniała na nim grupka przerażonych dzieciaków uwieszonych na prowizorycznych krzyżach. Na ich twarzach malował się ból i przerażenie. Oboje zrozumieli. Voldemort rzucił im wyzwanie, chcąc położyć ich na kolana. Musieli je podjąć, by pokazać, że jest inaczej. Nadszedł czas wielkiej walki. Wkrótce miało się okazać, kto z nich zwycięży.

***
 -Dostałem wiadomość od Harrego.
Lupin usiadł na brzegu łóżka obok Tonks, która karmiła ich małego synka i wręczył żonie kopertę. Z uśmiechem obserwował te dwójkę. Znów mieszkali w innym miejscu. Przez Voldemorta szerzącego zło musieli ciągle się przeprowadzać. W żadnym miejscu nie byli bezpieczni, podobnie jak rodzina Tonks, która opuściła Anglię. Był taki czas, że Lupin nalegał by i Tonks zrobiła to samo. Niestety dziewczyna uparła się, by zostać przy nim u jego boku. Teraz wynajmowali skromną klitkę u niezbyt sympatycznej gospodyni. Nie mieli jednak wyjścia. Lupin za wszelką cenę chciał chronić swoją rodzinę. Nawet przed samym sobą gdyby zaszła taka potrzeba. Była wszystkim, co miał. Całą jego rodziną.

 - Coś się stało? – Dziewczyna podniosła się na łóżku i spojrzała na niego czujnie. Zawsze wiedziała kiedy Lupin próbował coś przed nią ukryć. Zbyt dobrze znała swojego ukochanego i nie lubiła, gdy to robił. Tym razem postanowił być z nią szczery. Intuicyjnie wyczuła, że coś jest nie tak.

 - Voldemort postanowił działać. – Mówił ciężkim głosem. To, co wyczytał u Harre’go w liście przeraziło go bardzo. Nigdy nie spodziewał się, że do tego dojdzie. – Harry wzywa nas do walki, ale zrozumie jeśli będę chciał zrezygnować. – Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy. Tonks martwiła się o niego tak samo jak on. Był dla niej całym światem i kochała go nad życie. Zawsze wierzyła, że będą razem a teraz to marzenie się spełniło. I znów pojawiło się zło, które mogło to zniszczyć. Tonks nie chciała, by Lupin szedł walczyć. Pragnęła, by został tu z nią, bo dobrze wiedziała, że nie pozwoli jej iść. Czuła łzy, które się w niej wzbierały.

 - Musimy walczyć o lepsze jutro. – Powiedziała cicho wręczając mu śpiącego synka. Mały Teddy Lupin nie był świadomy tego, co działo się wokół niego. – Nie możemy pozwolić, by Voldemort zwyciężył prawda? – Musiał się z nią zgodzić. Zbyt długo zło zasiało się w ich świecie. Nadszedł czas odwetu. Lupin z czułym uśmiechem położył synka do małego łóżeczka stojącego obok. Przez chwilę przypatrywał mu się. Nigdy nie wierzył, że to wszystko stanie się jego udziałem. Do tej pory trzymał się z daleka od Tonks myśląc, że nie jest dla niej. Głęboko wypierał się swojego uczucia do niej raniąc ją czasem boleśnie. A tymczasem los pokazał mu swoją kapryśną stronę robiąc wszystko na przekór. A gdy się poddał nigdy nie żałował. Mimo przeciwności miał wspaniałą żonę i cudownego synka. Wszystko o czym nigdy nie marzył spełniło się. Miał nadzieje, że Ron również odnajdzie swoje szczęście i zrozumie, że bycie wilkołakiem to nie przekleństwo a w pewnym sensie dar. Najważniejsze było przy tym nie stracić swojego człowieczeństwa. I jemu to się udało. Gdy odwrócił się w stronę żony stała przy łóżku rozebrana do naga. Wszystkie inne myśli gwałtownie wyleciały mu z głowy. Znów wzbudziła w nim pożądanie. Z bijącym sercem podszedł do niej i przyciągnął wpijając się w jej usta. Czuł jak jego męskość twardnieje przez samą jej bliskość. Doprowadzała go do szału jak zawsze a myślał, że jest za stary na takie ekscesy. Ona pokazywała mu, że jest inaczej. Jęknęła cicho, gdy dotknął językiem jej piersi. Poddała mu się całkowicie dając i biorąc. Być może jutro zginie. Być może to ostatni raz, gdy są razem. Tonks również to czuła. Miała łzy w oczach, gdy wchodził w nią z zapałem i delikatnością zarazem. Z równym entuzjazmem odpowiadała na jego pieszczoty. Znów stali się jednością i pragnęła by tak już zostało.
***
Hermiona spoglądała na wszystkich zebranych przy stole.
Harry specjalnie zwołał te wieczerzę. Jutro czekała ich bitwa o bliskich. Wezwano wszystkich i odpowiedzieli Ci którzy byli gotowi walczyć. Na miejscu byli chyba wszyscy obecni Weasleye wyłączając zaginionego Perc’ego, Lee Jordan, Angelina Jonson, Lupinowie i wielu, wielu innych. Brakowało jej obecności Dracona. Jeśli Harry wiedział o tym, co chciała zrobić to nie powiedział ani słowa. Była mu za to wdzięczna. To była ostatnia chwila jej załamania. Ron co do jednego miał racje. Okazałaby się tchórzem gdyby zginęła przed walką. A ginąc w walce mogła udowodnić swoją wartość. Uśmiechnęła się do siebie jakby już podjęła decyzje. Będzie walczyć, ale nie przeżyje tej bitwy. Nie chciała zostawiać swojej córeczki ale nie wierzyła, że kiedykolwiek zdoła ją odnaleźć. Voldemort oddał ją gdzieś z dala od niej. Mogła się jedynie modlić żeby jej mała córeczka nigdy nie zaznała cierpienia i trafiła do dobrych ludzi. To było jedyne jej marzenie jakie jej zostało.

 - Za ostatni wspólny wieczór! – Geogre Weasley stojąc u boku matki uniósł swój puchar z winem. Kilka osób łącznie z Hermioną uczyniło to samo. W prawie wszystkich oczach widać było ślady łez. Wszyscy mieli świadomość, że ten wieczór może okazać się ostatni. Harry już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy drzwi do Nory gwałtownie otworzyły się i stanął w nich Percy Weasley. Jeden ze średnich rudzielców  z rodu Weasleyów wyglądał strasznie. Zmizeznowany i wychudzony stał wspierając się na ramieniu Liry Vood matki chrzestnej Harre’go. Rodzeństwo natychmiast otoczyło chłopaka wciągając go do domu. Wzruszona Molly widząc, że jej syn żyje wylewała łzy radości mimo całego niepokoju o córkę. Hermiona również była wzruszona.

 -  Przepraszam mamo. – Wyszeptał Percy ściszonym głosem. Powoli docierało do niego jak bardzo zranił swoją rodzinę. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że jego błędy zostały wybaczone. Na twarzy Harre’go malowała się ulga. Naprawdę  martwił się o Perc’ego, chociaż nigdy za nim nie przepadał zbytnio. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Lira przez moment spoglądała na zebranych po czym wycofała się do kuchni. Na moment chciała zostać sama. Nie zauważyła, że jej chrześniak podążył za nią.

 - Czemu nie dawałaś znaku życia? – Rzucił na wstępie oskarżycielskim tonem. Nie widzieli się od dnia kiedy Voldemort zaatakował Ministerstwo Magii. Harry naprawdę myślał, że stało się jej coś złego. Była jego jedyną rodziną, którą uważał za swoją. I jedyną jaka mu została. Nie licząc oczywiście ojca. – Martwiłem się.

 - Przepraszam Harry. – Lira nerwowo zagryzła wargi. Wiedziała, że w końcu musi nadejść ten moment. W końcu musiała powiedzieć prawdę i bała się tej chwili. Przypomniała sobie moment w którym powiedziała o wszystkim Lily i Jamesowi. To było tuż przed chrztem Harre’go. A oni to zaakceptowali. Nadal chcieli by była matką chrzestną. A teraz musiała powiedzieć prawdę swojemu chrześniakowi. Powoli też docierała do niej inna rzecz. Skoro Draco Malfoy był synem Voldemorta to znaczy, że ona… - Voldemort jest moim bratem. – Wykrztusiła w końcu. Harry zbladł na twarzy i cofnął się kilka kroków. Poczuł się tak jakby go uderzyła swoją wypowiedzią. Przez chwilę wpatrywał się w nią zbyt oszołomiony tym, co usłyszał. – Tom Riddle był moim ojcem. – Mówiła cicho jakby bała się własnych słów. – Dowiedziałam się o tym przypadkiem a potem sobie przypomniałam. Masakrę, którą urządził Tom na mojej rodzinie, gdy miałam pięć lat. On chyba tego nie wie. Byłam skulona w szafie i obserwowałam wszystko. Chyba nawet nie wiedział, że ma siostrę. Przepraszam, że nie powiedziałam tego wcześniej. Wiedzieli o tym Twoi rodzice i Dumbledor’e. Nie mówiłam nawet Syriuszowi.

 - I powiedzieliśmy, że nic nas to nie obchodzi. – James Potter wślizgnął się do salonu w poszukiwaniu syna. Na twarzy starszego Pottera malował się uśmiech. Harry skinął głową na znak poparcia słów ojca.

 - Nie obchodziło mnie, że Draco Malfoy jest synem Voldemorta. – Przyznał szczerze, gdy już się otrząsnął. – I nie obchodzi mnie, że jest on Twoim bratem ciociu. Mimo wszystko tworzymy rodzinę. – Lira była wzruszona. Po raz pierwszy powiedział do niej „Ciociu”. Stali wtuleni w siebie nie odzywając się. Liczyła się chwila, która dzielili wspólnie. I Harry miał nadzieje, że będą ją dzielić dalej.

***
Lee Jordan niechętnie podniósł się z łóżka i spojrzał na leżącego obok niego chłopaka.
To już jutro. Nadal nie mógł w to uwierzyć. Nadeszła chwila w której staną do walki. Do tej pory oddalał od siebie tę myśl. Nigdy nie był za przemocą a stracił już tak wiele. Jego rodzina nie żyła a siostra zaczynała nowe życie z dala od niego. Na samą myśl o stracie bliskich czuł dziwny skurcz w żołądku. Jednak życie szło do przodu a on nadal żył. I miał przed sobą przyszłość, jeśli zwyciężą te bitwę. Czekało ich najtrudniejsze wyzwanie. Harry wezwał ich do walki. Odpowiedzieli zgodnie, chociaż długo się naradzali. Z miejsca wykluczyli ucieczkę. Żaden z nich nie mógłby tego zrobić zwłaszcza, że w grę wchodziło życie siostry jednego z nich. To oczywiste, że będą walczyć do samego końca. I nie poddadzą się nigdy.

 - Lee… - Zaspany głos Freda wyrwał go z zamyślenia. Z lekkim uśmiechem spojrzał na ukochanego chłopca, który stał teraz przed nim owinięty w ręcznik. Lee poczuł jak jego twarz oblewa się rumieńcami. Nigdy nie umiał kontrolować swoich uczuć, gdy ukochany był w pobliżu i zawsze go to krępowało. Fred wydawał się być bardziej opanowany i dojrzalszy od niego. – Wszystko w porządku? Mamy jeszcze czas. Harry powiedział, że spotykamy się jutro  po zmroku.

 - Wiem. – Lee skinął głową. Gdy tylko zostali poinformowani o zaistniałej sytuacji Harry dał im trochę czasu dla Ciebie. Doskonale zdawali sobie sprawę z sytuacji jaka się rozwinęła. Więcej mogą się nie spotkać. Kto wie czy ten posiłek w Norze nie był ostatnim we wspólnym gronie. Znów napłynęły do niego ponure myśli. Tym razem ich nie odgonił. Powoli godził się z sytuacją, która miała nastąpić i w pewnym momencie przyłapał się na tym, że niecierpliwie jej oczekiwał.

 - Chyba nigdy nie było lepiej. – Przyznał szczerze wyszczerzywszy białe zęby w szerokim uśmiechu. Ostrożnie zbliżył się do kochanka i ujął jego twarz w dłonie. – Przeżyjemy obaj prawda Fred? – Spytał z napięciem patrząc mu głęboko w oczy. – Obiecaj mi to Fred. Straciłem już zbyt wiele, by jeszcze stracić i Ciebie. – Przez chwilę atmosfera wokół chłopców zagęściła się. Obaj wpatrywali się w siebie próbując odgadnąć wzajemne myśli. Fred nie wiedział, co powiedzieć. Naprawdę chciał to obiecać Lee, ale nie umiał. Dziwne uczucie końca nie opuszczało go od dłuższego czasu. I co najdziwniejsze on wcale się nie bał. Zupełnie jakby był przygotowany na to, co może nastąpić.

 - Wiesz, że nie mogę tego zrobić. – Szepnął ze ściśniętym sercem. W oczach chłopaka było tak dużo bólu, którego nie mógł ukryć. – Nie wiemy, co przyniesie nam jutro. Będę jednak się starał z całych sił, by przeżyć. Cokolwiek się nie stanie wiedz, że jesteś najlepszą rzeczą, która przytrafiła mi się w życiu. Kocham Cię Lee.

 - Ja też Cię kocham. – Namiętny pocałunek przypieczętował ich słowa. Dalsze pieszczoty pokazały to, czego żaden z nich nie powiedział a czuł. Kochali się tak jakby ten raz miał być ich ostatnim. Dziko i namiętnie. W tej chwili po za nimi nie było nikogo innego.

***
Na zakończenie:
Taki trochę dziwny wyszedł mi ten rozdział. Po dokładnym przeczytaniu go tak właśnie czuje. Jednak to musiało nadejść. Voldemort dał Harremu trochę czasu zanim dojdzie do decydującej bitwy. Wkrótce rozwiążą się losy wielu znanych nam postaci, ale nie wszystkich. Aż mi się wierzyć nie chce, że dociągnęłam tak długo. Gdy zaczynałam to opowiadanie na Onecie nie myślałam, że dam radę. Tymczasem tak się wciągnęłam, że nie mogę go opuścić. Tymczasem chce zaprosić na nową historie opowiadającą losy Dracona i Ginewry Weasley. Wiem znowu Draco, ale mam słabość do tego Ślizgona. Postaram się pokazać coś, czego jeszcze nie było. Serdecznie zapraszam na adres:
www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com!! I do następnego już wkrótce.

Informacyjnie:
Oryginalny tytuł: „Oszukać przeznaczenie część 2”
Rozdział XIX: Ostatnie wspólne chwile
Ilość słów: 4 330
Ilość stron: 8

25 komentarzy:

  1. Wybacz, że tak ni z gruchy, ni pietruchy, ale... Dlaczego zamiast Rozdział XIII "Hogwardzki skandal - czy miłość może być zbrodnią" jest powielony poprzedni rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś musiało się przestawić by wklejaniu.
      spróbuje to naprawić.

      Usuń
  2. Strasznie, ale to strasznie szkoda mi Hermiony. Naprawdę taka silna dziewczyna...wszystko jej przepadło. Bardzo smutno mi z tego powodu. Jestem strasznie ciekawa tej bitwy! Czy ktoś więcej umrze? Mam nadzieję, że nie, ale jestem pewna, że bitwa poniesie jakieś ofiary. A szkoda.
    Muszę Ci o tym napisać jeszcze...Lee i Fred mnie nie przekonują i przekonywać nie będą, więc wszystkie sceny z nimi omijam szerokim łukiem. No, ale reszta cudownie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoje własne odczucia.
      Niestety Lee i Fred to jeden z moich ulubionych wątków więc nie mogłam się oprzeć...
      A co do reszty... hmm nie będe tu za bardzo odbiegać od kanonu a wiec taka mała podpowiedź.

      Usuń
  3. Jej, zrobiło mi się strasznie smutno jak skończyłam czytać. Bardzo się do nich wszystkich przywiązałam, więc z niecierpliwością czekam na następną część
    //brilliant-avenue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdziwiłam się, że tak krótko, zazwyczaj czytam i czytam rozdział i końca nie widać :)
    Szkoda, że za niedługo przyjdzie im wszystkim walczyć na śmierć i życie. Przeżyją tylko Ci, których wybierzesz.
    Ale co z Ronaldem? Jeżeli nadal jest po stronie Voldemorta to wydaje mi się, że teraz Harry i jego ludzie nie mają szans na wygraną... bo wszystko może przekazać. A może widok załamanej Hermiony dał mu do myślenia?
    Czekam na następny.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótko?
      Kochana osiem stron i trochę krótko?
      No może się trochę tak wydawać albo dlatego że akcja tak pędziła.
      No nigdy nic nie wiadomo kochana bo Ron to jedna wielka niewiadoma.
      Nie do końca jest pewne czego można się spodziewać.... zwłaszcza gdy w grę wchodzi Hermiona.

      Usuń
  5. Wszystko coraz bardziej skomplikowane.Ronald nie zdradzi już więcej, prawda? Da sobie spokój?
    Poza tym, moment kiedy Lee i Fred kochali się ''dziko i namiętnie". Przykro mi, nie jestem aż tak tolerancyjna, żeby czytać o tym z neutralnym stanowiskiem XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam!
    Nie piszę tego w Spamowniku, ponieważ jest to stosunkowo ważna informacja, później możesz ją usunąć.
    Jesteś w kolejce Devirose na Dark-Evaluation.blogspot.com, jako że jest ona bardzo długa proponuję abyś przeniosła się do mojej kolejki, jeżeli chcesz oczywiście. Idąc dalej tym tropem, jeśli jesteś zainteresowana to przeczytaj ostatnią moją ocenę i moją podstronę, aby później nie było niedomówień.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurczę, kurczę! Ale się porobiło! Tak na zakończenie?! Ale ślicznie, ślicznie! Voldemort zdaje się być cwańszy, niż jest w rzeczywistości! Harry jest od niego lepszy i na pewno!!! go pokona ;)
    I już wchodzę na nowego bloga ;)

    Korzystając z okazji, pragnę Cię serdecznie zaprosić na nowy rozdział na love-till-end.
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  8. Naćpana_Szczęściem ♥♥♥13 września 2012 08:57

    O rany! No po prostu boski rozdział! Dobrze, że Hermionie nie udało się popełnić samobójstwa. Aż mnie zatkało jak czytałam,o Fredzie i Lee to "dziko i namiętnie". Jestem tolerancyjna, ale nie zawsze. Mimo to rozdział wyszedł ci naprawdę cudowny!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiadomiłam w Spamowniku ;>

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. Szkoda mi Hermiony. Taka strata wszystkich pewnie by zabolała.
    Co do Freda i Lee. No cóż, nie mam nic przeciwko homoseksualizmowi, ale jednak trudno się przyzwyczaić.

    P.s. Czy mogłabyś powiadamiać mnie na http://piekno-ksiazek.blogspot.com/ ? Tamten blog został usunięty.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana, najważniejsze, że jesteś. ;3 I dedykowałam Ci rozdział, bo tym sposobem mimo wszystko byłaś pierwsza, prawda? ;)
    Lucas i Damian kochają koty. ;P Z tym, że ten pierwszy ma psa, a drugi kociaka. Ale! Skoro zwierzaki żyją w zgodzie, znaczy to, że mężczyźni musieli spędzać ze sobą dużo czasu... ;>
    Może to nudząca odpowiedź, ale naprawdę nie tak miała końcówka wyglądać. xD To Damian miał być na dole, aby Mikołaj mógł obskakiwać ulubionego profesora i pytać, jak mu się udało poskromić kogoś takiego. xD
    Onet nigdy nie będzie taki jak kiedyś... a ja jak zwykle zawsze mam 'coś' i zamiast szybko uwinąć się z przenosinami, ślimaczę się jak żółw.
    Oczywiście, że o Tobie pamiętam. ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Poruszający rozdział. Też zauważyłam, jak wiele czasu minęło od początku Twojego bloga, ile rzeczy się wydarzyło, ile przygód przeżyli bohaterowie. Gratuluję, że tak wytrwale prowadzisz to opowiadanie :)
    Hermiona chciała umrzeć? Ojejku, dobrze, że Ron ją powstrzymał. Może uczucie, które do niej żywi, nie pozwoli mu stać się całkowicie złym.
    Tonks i Remus...tak mi się przykro zrobiło, gdy o nich czytałam. Nie wiem, czy też zamierzasz ich zabić w decydującej bitwie, ale jeśli tak, to cieszę się, że dobrze wykorzystali ostatnie chwile.
    No i Fred. Czy on też zginie i zostawi Lee? Mam nadzieję, że nie.
    Kurczę, okazuje się, że Voldemort ma sporo krewnych ;) Pomysł z zabijaniem po kolei uczniów jest intrygujący, choć w rzewczywistości Czarnemu Panu chyba byłoby żal przelewać tyle magicznej krwi...Chociaż w sumie wiedziałby, że Harry nie pozwoli im zginać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak Marzycielko i o to w tym wszystkim chodzi.
      Mimo to chciałam odbiec od kanonu wielkiej bitwy i mam nadzieje że mi się udało.
      A co do losów bohaterów?
      No cóż wkrótce wszystko na pewno się wyjaśni.
      postaram się nie zawieźć oczekiwań.

      Usuń
  13. Widać, że masz talnet :o sama chciałabym tak dobrze pisać !! Podziwiam cie za to :), a ogólnie zapraszam też co do mnie na bloga o Dramione. http://www.historiamilosnadramione.blogspot.com/
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. hmm dzięki za odwiedziny u mnie mam nadzieje ze jeszcze kiedyś wpadniesz no a co sądze na temat twojego blog.. nie wiem;) właśnie zabieram się do czytania ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno jeszcze wpadnę gdyż historia wydaje mi się być ciekawa.
      I nie mogę się doczekać co powiesz na temat mojej historii.

      Usuń
    2. dobra przeczytałam na razie tylko I część ale do reszty wrócę ;) opowiadanie fajne ciekawe widać różnice pomiędzy pierwszym a ostatnim rozdziałem z notki na notke jest coraz lepsze pod wzgledem fabuły ale formy. Masz talent mam nadzieje ze nie zaprzestaniesz pisania
      Ps. chyba nie masz nic przeciwko jeśli dodam Cię do linków ;)

      Usuń
  15. Haha, nie, ale miło czytać, że mnie kochasz XDDD
    Nawet nie jestem ich w stanie (Miki i Darka) rozdzielić. xD Mikołaj będzie miał swojego Adasia. ;P A zobaczy go w następnej notce ;>
    Mikołaj - gdyby mógł - związałby chłopaków węzłem małżeńskim na wieki wieków, zrobił krzyżyk i wysłał na bezludną wyspę, by się cieszyli sobą. xD To takie dobre dziecko. ;3
    Rodzice Darka też nie będą wbrew pozorom źli na Radka. ;> Ho, zdziwią się widokiem niemal eskimoskiego Azjaty z uroczym uśmiechem, ale ogólnie... ręce będą wyciągnięte. xD
    Jeżeli tylko są jakieś błędy, to pisz. xD
    Mnie tez zaczyna wciągać. XD Ciężko się zebrać, aby je pisać, ale potem leci. xD
    ---
    Haha, skoro mamy być na FB znajomymi, to i tak będziesz znała moje imię i nazwisko. Nie chciałam tego pisać publicznie, a do osób, które chciałyby taki kontakt mieć. xD Wpisz sobie Ksenia Hyla. Będzie tylko jedna. xD
    Może Onet ma dobry dzień... XD

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej, z tej strony Ruda z naglowkownik.blogspot.com
    Wykonuję właśnie Twoje zamówienie i zastanawiam się, jakie miałaś na myśli avatary. Gdybyś mogła nakreślić coś więcej niż napisałaś w komentarzu, to będę wdzięczna.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadamiam, że Twój nagłówek został opublikowany na naglowkownik.blogspot.com

      Usuń
  17. Ten rozdział jest naprawdę dobry. Czytało się przyjemnie.
    Dzieje się tu sporo,ale nie ma chaosu. Wszystko jest dograne na ostatni guzik. Jak dla mnie, Hermiona nie miała powodu by chcieć umrzeć. Ale chciała to zrobić i dobrze, że Ron był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, bo jej plan by wypalił. Ale na szczęście... Uf, jest dobrze. :)

    Pozdrawiam.


    Ps: Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale miałam problemy z internetem...

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń