„Ten jest najszczęśliwszy z ludzi, kto koniec
życia umie powiązać z jego początkiem.”
-Johann Wolfang Goethe
Kroniki Proroka
Codziennego nr.30
Na początek
przepraszam, że się naczekaliście.
Chciałam odsłonić
trzecią część wraz z nowym szablonem i na razie się nie doczekałam.
Długo poprawiałam
prolog gdyż chciałam pokazać w nim to, co najważniejsze. Wiem, że może nie jest
zbyt krótki, ale taki właśnie ma być. Poemka zwróciła mi pewną małą i słuszną uwagę.
To nie jest typowe dramione, chociaż opowiada o miłości Dracona i Hermiony to
ja starałam się pokazać coś więcej. Trzecia część „Nieśmiertelnej” będzie
całkiem inna. Pójdziemy w daleką przyszłość, która pokaże nam jaki wpływ ma
nasza przeszłość. Poznacie nowych bohaterów przeplatających się z losami
obecnych. Mam nadzieje, że znów was nie zawiodę i zapraszam do czytania.
Mała prośba do „Obserwujących”.
To bardzo miły
zwyczaj ale jeszcze milsze są wasze komentarze.
Obserwujesz jest
okey ale miło będzie, gdy napiszesz parę słów co sądzisz o historii.
To wiele dla mnie
znaczy.
***
(jedenaście lat później)
-No
już pospieszcie się, bo się spóźnimy!
Zniecierpliwiona brązowowłosa kobieta poganiała swoją gromadkę. Minęło jedenaście długich lat od momentu wielkiej bitwy, którą stoczyli w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwarcie. W owym czasie wiele się zmieniło. Dzisiaj trzydziestoparoletnia Hermiona Jane Weasley była zupełnie inną kobietą. Jako przykładna żona obecnego Ministra Magii wiodła z pozoru szczęśliwe życie w Dolinie Godryka. Jej całkowitym szczęściem była dwójka wspaniałych i udanych dzieciaków. Jedenastoletni Nickolas, który wyrastał na przystojnego mężczyznę oraz sześcioletnia Tess. Za każdym razem, gdy patrzyła na ukochanego syna była ciekawa kto jest jego ojcem. W głębi duszy miała nadzieje, że jest to Ron. Jej mąż naprawdę się starał zaakceptować syna i oswoić się ze swoim wilkołactwem. Dzięki obecnej Lunie Longbotton udało się odtworzyć eliksir Severusa Snep’a i dzięki temu te przemiany nie były tak drastyczne. Powinna być szczęśliwa. Naprawdę jej się udało ułożyć życie a jednak nie była. Gdzieś w głębi duszy tęskniła za utraconą miłością a zbliżenia z Ronem stawały się coraz rzadsze. On sam jakby przestał dbać o imtymną stronę ich związku a ona nie nalegała. Zupełnie jakby pasowała jej ta próżnia, która zapanowała między nimi. I to oschłe traktowanie Rona wobec Nicholasa. Biedny chłopak nie rozumiał tego, co się działo i wyraźnie bolało go traktowanie ojca. zwłaszcza, że ulubienicą Rona była malutka Tess, której poświęcał najwięcej czasu. Nawet dzisiaj nie mógł się poświęcić a było przecież rozpoczęcie roku szkolnego. Nicholas miał przekroczyć po raz pierwszy próg Hogwartu. Nie ukrywała rozgoryczenia zachowaniem swojego męża.
Zniecierpliwiona brązowowłosa kobieta poganiała swoją gromadkę. Minęło jedenaście długich lat od momentu wielkiej bitwy, którą stoczyli w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwarcie. W owym czasie wiele się zmieniło. Dzisiaj trzydziestoparoletnia Hermiona Jane Weasley była zupełnie inną kobietą. Jako przykładna żona obecnego Ministra Magii wiodła z pozoru szczęśliwe życie w Dolinie Godryka. Jej całkowitym szczęściem była dwójka wspaniałych i udanych dzieciaków. Jedenastoletni Nickolas, który wyrastał na przystojnego mężczyznę oraz sześcioletnia Tess. Za każdym razem, gdy patrzyła na ukochanego syna była ciekawa kto jest jego ojcem. W głębi duszy miała nadzieje, że jest to Ron. Jej mąż naprawdę się starał zaakceptować syna i oswoić się ze swoim wilkołactwem. Dzięki obecnej Lunie Longbotton udało się odtworzyć eliksir Severusa Snep’a i dzięki temu te przemiany nie były tak drastyczne. Powinna być szczęśliwa. Naprawdę jej się udało ułożyć życie a jednak nie była. Gdzieś w głębi duszy tęskniła za utraconą miłością a zbliżenia z Ronem stawały się coraz rzadsze. On sam jakby przestał dbać o imtymną stronę ich związku a ona nie nalegała. Zupełnie jakby pasowała jej ta próżnia, która zapanowała między nimi. I to oschłe traktowanie Rona wobec Nicholasa. Biedny chłopak nie rozumiał tego, co się działo i wyraźnie bolało go traktowanie ojca. zwłaszcza, że ulubienicą Rona była malutka Tess, której poświęcał najwięcej czasu. Nawet dzisiaj nie mógł się poświęcić a było przecież rozpoczęcie roku szkolnego. Nicholas miał przekroczyć po raz pierwszy próg Hogwartu. Nie ukrywała rozgoryczenia zachowaniem swojego męża.
- Jestem gotowy
mamo. – Pojawił się dumnie taszcząc ze sobą wielki spakowany kufer. W zeszłym
tygodniu dokończyli zakupy, i w towarzystwie państwa Potterów spędzili całkiem
przyjemny dzień. Rona oczywiście nie było z nimi. Słyszała również, że dość
ostro pokłócił się z Harrym, ale przyjaciel nie chciał zdradzić szczegółów owej
kłótni a ona nie pytała. Uśmiechnęła się czule do synka. W klatce pohukiwała
czarna sowa, która była prezentem od Harrego, jego ojca chrzestnego. Była niezwykle
dumna z syna i nie dbała o to, kto był jego ojcem. Na peron dotarli wspólnie.
Hermiona otrzymała pozwolenie od dyrektorki aby pojawiła się w Hogwarcie.
MacGonagall dobrze wiedziała, że młoda czarownica poszukiwała zaginionej córki.
W zeszłym roku również brała udział w rozpoczęciu. Hermiona była przekonana, że
rozpozna swoje dziecko, chociaż minęło tyle lat. Jeśli wychowywali ją
czarodzieje musieli posłać dziewczynkę do Hogwartu. Niestety nie pojawił się
nikt kto przypominałby małą Aleks. Teraz była ostatnia nadzieja. Mimo przekonań
Rona postanowiła spróbować jeszcze raz. Do pociągu wsiedli wspólnie. Na miejscu
byli obecni już Harry z Ginny wraz ze swoją dziesięcioletnią córeczką. Malutka
Rose w przyszłym roku zaczynała naukę w szkole, ale pojawili się wcześniej ze
względu na nią. Nie chcieli aby była sama w tak ważnej dla niej chwili. Tuż
obok rudowłosej siostry dumnie kroczył ośmioletni syn Harrego i Ginny Albus.
Wyglądali na takich szczęśliwych i zakochanych aż chwilami im zazdrościła.
- Pospieszcie się,
bo ucieknie wam pociąg. – Ginn pchnęła przyjaciółkę w stronę pociągu. Nick
zdążył już zniknąć gdzieś z przyjaciółmi. Hermiona pomachała im na pożegnanie i
ruszyła w stronę pociągu. Miała cichą nadzieję, że tym razem jej się uda. Jej
ukochana córeczka gdzieś tam była i ona ją odnajdzie. To był jej główny cel.
Niczego bardziej nie pragnęła.
***
To miał być pierwszy dzień w nowej szkole.
Niemal drżałam z
podniecenia na samą myśl o tym. W końcu moi rodzice zgodzili się bym poszła do
Szkoły Magii i Czarów w Hogwarcie. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Miałam
wyruszyć już w zeszłym roku, ale moi rodzice jakby obawiali się mojego debiutu. Od kiedy pięć lat temu powróciliśmy do Anglii stali się
jakby bardziej ostrożni. Nie powiem żeby mi się to podobało. Od jednego z moich
przyjaciół Alana Bleisa, który już od roku przebywał w szkole. Blaisowie od
zawsze przyjaźnili się z moją rodziną i te stosunki nie odpadły nawet, gdy
wróciliśmy do Anglii a wręcz przeciwnie. Gdy rodzice odmówili mojej nauce w
Hogwarcie byłam na nich naprawdę wściekła i w żaden sposób nie mogli mnie
przekonać żebym zaniechała nauki. Na szczęście w końcu udało mi się ich
przekonać. Po długich naradach i żmudnych pouczaniach w końcu się zgodzili. I
dzisiaj miałam iść dumna z siebie do szkoły. Gdy żegnałam się z rodzicami na
peronie byłam pełna obaw i podniecenia. Gdy tylko pożegnałam przyjaciół
natychmiast ruszyłam w stronę wagonu Ślizgonów. Zawsze byłam przekonana, że to
właśnie do tego domu trafię i nikt nie miał do tego wątpliwości. Sam Alan
często powtarzał, że będę dobrym nabytkiem dla domu. Moi rodzice Rayanowie* od pokoleń należeli do
Slytherinu i ja sama zasłuchana opowieściami o tym wspaniałym domu również
pragnęłam do niego przynależeć. Nie mogłam ukryć swojego podniecenia, gdy kilka
godzin później w małych łódkach przekraczaliśmy rzekę wiodącą do zamku. To było
najwspanialsze doświadczenie na świecie.
- To będzie wspaniały rok. – zawołał
entuzjastycznie Alan a ja musiałam mu przytaknąć z uśmiechem na twarzy.
Ostatecznie nie mogłam się z nim nie zgodzić czyż nie? Żałowałam, że musieliśmy
się rozstać przy Wielkiej Sali. Alan wraz z grupką swoich przyjaciół kierował
kroki w stronę swojego stołu. Spoglądałam na niego z nieskrywaną zazdrością
ignorując zebranych uczniów. Nie chciałam być do nikogo wrogo nastawiona, ale
na początku nie wiadomo było kto do jakiego domu należał. Głównie dlatego
postanowiłam zachować wszelką ostrożność w zawieraniu nowych znajomości.
Powitała nas sympatyczna pani Luna Longbotton, która była opiekunką domu
Ravenclav i od razu wywołała w nas dreszcze śmiechu. Optymistycznie nastawiona
przekroczyłam próg do wielkiej Sali. Powitał nas tłum radośnie wiwatujących
uczniów. Najgłośniej zdawała się bić brawo grupka Ślizgonów, ale siedzący po
prawej stronie Gryfończycy nie odstawali swoim entuzjazmem. Z niechęcią
spojrzałam w ich stronę. Wielowiekowa wrogość między domami była od zawsze.
Mimo iż większość Ślizgonów popierała osławionego wroga, którym był słynny Lord
Voldemort to jednak nie tłumaczyło to potępiania Ślizgonów przez Gryfonów i
wzajemnie. Dyrektor MacGonagall tradycyjnie przedstawiła nam Tiarę Przydziału,
która odśpiewała mocno skomplikowaną piosenkę o zjednoczeniu i tym podobnych
bzdurach. I w końcu zaczęła się część na którą wszyscy czekali. Posypały się
nazwiska. Z naszego tłumu coraz mniej osób pozostało. Drżałam, chociaż
właściwie nie mam pojęcia skąd odczuwałam tak wielki strach.
- Megan Rayan! – rozległo się moje imię i
nazwisko i poderwałam się w stronę Tiary. Niemal biegłam w podskokach i
pozwoliłam sobie nałożyć kapelusz na głowę. Rozległa się pełna napięcia chwila
ciszy a ja czułam jak serce bije mi jakby miało wyskoczyć z piersi. Nikomu
chyba nie życzę aż takich doświadczeń.
- Wyjątkowo skomplikowana sprawa. – usłyszałam
cichy głos w mojej głowie. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc z jej słów. Niby,
co było skomplikowane? Wiedziałam przecież dobrze do jakiego domu będę należeć.
– Twoi rodzice od początku byli sobie pisani, gdy tylko przekroczyli próg tej
szkoły. – byłam zdumiona, ale nie przerywałam Tiarze. Byłam ciekawa do czego
dążyła swoimi słowami. – Masz dumny umysł swojego ojca, ale dobre serce matki a
to wspaniała i jedna z najmądrzejszych osób jakie miałam okazje poznać. –
kolejne słowa, które mnie zaskoczyły. Nigdy nie uważałam mojej matki za zbyt
mądrą ani nic takiego. To raczej taka normalna i przeciętna kobieta. Skąd się
brały podobne myśli? Miałam wrażenie, że Tiara mówiła o całkiem innej osobie
niż ja myślałam. – Mój wybór będzie głównie ze względu na nią. I to
nieodwołalna decyzja. Gryfindor. – oniemiałam słysząc jej słowa. Miałam
wrażenie iż znajduje się w jakimś koszmarnym śnie z którego pragnęłam się wybudzić.
To nie mogło dziać się naprawdę. Z trudem zdjęłam Tiarę i ruszyłam powolnym
krokiem w stronę Gryfindoru. Miałam wrażenie, że spełniał się właśnie mój
najgorszy koszmar. Z trudem zajęłam miejsce tuż obok rozgadanych Gryfonów. Ktoś
podawał mi rękę. Ktoś inny pokrzykiwał radośnie a ja nie zwracałam na nich
uwagi. W oczach miałam łzy, gdy spostrzegłam zawistne spojrzenie dawnego
przyjaciela. Wiedziałam już, że nic nie będzie jak dawniej. W tym momencie
zaczynałam wszystko od nowa. I nie byłam z tego powodu zadowolona. Miałam
wrażenie, że po raz pierwszy od dawna los buntował się przeciwko mnie.
***
-Przykro
mi Hermiono.
Dyrektor MacGonagall ze współczuciem spojrzała na swoją
byłą opiekunkę. Ta młoda kobieta już tak wiele przeszła i nic nie wskazywało na
to iż jest to koniec. Już w zeszłym roku myślała, że maleńka Aleks trafi do
szkoły w Hogwarcie. Przynajmniej tak powinna według rocznika. Ostatnia szansa
miała być w tym roku. Niestety. Wśród młodych uczniów Hermiona nie rozpoznała
swojej córki.
- Myślałam, że ją
zobaczę. – W oczach młodej kobiety pojawiły się łzy, które otarła wierzchem
dłoni. Nie mogła się z tym pogodzić. Nie wierzyła żeby to była prawda.
Najgorszą myślą był fakt, że jej córka poszła do innej szkoły. Wysłała już list
do Wiktora Kruma z nadzieją, że chłopak się odezwie. Na pewno jej odpowie jeśli
się czegoś dowie. Do tej pory utrzymywali wspólną korespondencje mimo upływu
lat. Była nawet na ślubie Wiktora, który ku zaskoczeniu wszystkich ożenił się z
Cho Chang. Ta dość nietypowa para była bardzo szczęśliwa w przeciwieństwie do
niej i Rona. Chwilami zaczynała żałować, że zgodziła się na ten związek. –
Obawiam się, że już nigdy jej nie spotkam.
– w oczach kobiety ponownie błysnęły łzy. Nie wierzyła, że córka nie
żyła, bo inaczej była pewna iż żyła. Niestety nie mogła w żaden sposób wyczuć
jej obecności a uważnie przyglądała się obecnym dzieciakom. Jeśli Voldemort
oddał jej dziecko na wychowanie na pewno zrobił to swoim wiernym sługą, którzy
mogli albo nie żyć albo zostać złapani. Gdyby tak się stało wolała nie myśleć o
losie, który spotkał jej maleńką dziewczynkę.
- Przykro mi
Hermiono. – MacGonagall troskliwie objęła kobietę. – Jeśli tu jest to jest
szansa, że ją odnajdziesz. Możesz być tego pewna. – Hermiona skinęła głową na
te słowa. Była wdzięczna za ofiarowaną troskę i nadzieje. Pożegnała się z synem
życząc mu udanego semestru i odeszła ze smętną miną. Nie była radosna. Do
szczęścia brakowało jej tak wiele. Gdy była bardzo smutna spoglądała na
uśmiechnięte zdjęcie młodego Dracona. Bywały takie chwile, że myślała jakby
dzisiaj wyglądało ich życie gdyby przeżył. Na pewno byliby szczęśliwi. Przecież
ich przeznaczenie to bycie razem. Niestety los okazywał się być bezwzględny.
Gdy dotarła do domu nie miała najlepszego nastroju. Maleńka Tess spała
grzecznie w swoim pokoju a męża nigdzie nie było widać. Była nawet szczęśliwa z
tego powodu. Nie chciała kolejnej kłótni z nim. Nie kryła zaskoczenia, gdy
wchodząc do sypialni uderzył w nią słodki zapach pieczeni. Skórcz w żołądku
uświadomił jej jak bardzo była głodna. Nie kryła zaskoczenia przygotowanym
stołem na środku sypialni i Ronem czekającym na nią z napięciem na twarzy. Gdy
weszła ostrożnie do niej podszedł.
- Przepraszam. –
powiedział cicho obejmując ją w trasie. Nie protestowała zaskoczona nagłym
zachowaniem swojego męża. Widząc jej dystans docierało do niego, że zachowywał
się jak zimny drań a w końcu Hermiona była jego żoną. Nie powinien spocząć na
laurach i przestać zajmować się domem. W czasie dzisiejszej rozmowy Harry wbił
mu to do głowy. Szczególnie, że istniały coraz mniejsze szanse na odnalezienie
małej Aleks. Sam w tajemnicy przed żoną zajmował się jej poszukiwaniami.
Bezskutecznie. Gdy delikatnie ją pocałował poddała mu się jak na początku ich
małżeństwa. Hermiona wiedziała, że seks w żaden sposób nie ukoi jej bólu i nie
pozwoli zapomnieć, ale potrzebowała tego. Bardziej niż by chciała się do tego
przyznać. Ron stał się jej ostoją i bezpieczeństwem i mimo obecnych problemów wierzyła, że ich małżeństwo może
być szczęśliwe. Na jeden moment zatonęła
w ramionach męża zapominając o ciężkim dniu. Potem przyjdzie czas na rozmowę. Będą mieli jeszcze dużo czasu. Teraz liczyła
się tylko chwila, która ich łączyła. A ona miała nadzieje, że takich chwil
będzie jeszcze dużo w jej życiu.
***
Przekonywanie Tiary Przydziału iż się myliła
nie miało sensu.
Od tej pory miałam
być w Grifindorze a ja tego po prostu nie czułam. Od dziecka chowana byłam w
barwach Slitherinu i tam poszło większość moich przyjaciół. Miałam nadzieje, że
fakt iż jestem w innym domu nie zmieni naszych stosunków. Niestety Alan Blaise
miał najwyraźniej inne zdanie. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nasza
przyjaźń została zakończona. Boleśnie odczułam te sytuacje. Nie reagowałam na
próby zawarcia nowych znajomości a wręcz przeciwnie. Byłam oschła i opryskliwa.
Gryfoni mnie nie interesowali. Czułam, że te siedem lat będą dla mnie naprawdę
ciężką próbą. Nie mogąc znieść radosnej atmosfery w domu wyszłam na zewnątrz
chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Wszędzie było ciemno, ale nie przejmowałam
się tym. Wiedziałam, że tu w otoczeniu zamku jestem naprawdę bezpieczna.
Musiałam wszystko sobie uporządkować. Jak miałam teraz żyć? Czy byłam na to
gotowa? I najbardziej obawiałam się reakcji moich rodziców. Na pewno dostali
już wieści w jakim domu znajdowała się ich córeczka. Czy tak samo mnie odtrącą
jak zrobił to Alan? Na samą myśl zadrżałam i obawiałam się konsekwencji wyboru
Tiary. Podświadomie czułam, że nic dobrego z tego nie będzie. Łagodną ciszę
niespodziewanie rozdarł czyjś krzyk. Przystanęłam zaniepokojona. Rozpoznałam
głos należący do skromnej Gryfonki, która próbowała nawiązać ze mną rozmowę.
Nie myśląc za wiele wyciągnęłam różdżkę i ruszyłam w jej stronę. Młoda
dziewczyna zawieszona była wysoko nad ziemią w otoczeniu grupki starszych
Ślizgonów. Wśród nich rozpoznałam Alana. Wyglądali jakby dobrze się bawili.
- Zostawcie ją! – wykrzyknęłam zgorszona tym
widokiem. Nigdy nie przepadałam za przemocą i dokuczaniem słabszym. Zawsze
miałam pod tym względem negatywne wrażenia. Grupka Ślizgonów odwróciła się i
spojrzała na mnie drwiąco.
- Rayan przeszłaś na ciemną stronę mocy**? – zakpił ze mnie aż poczułam lekki skurcz
bólu. W jego twarzy widziałam nieskrywaną wrogość. Zdziwiłam się, że wcześniej
jej nie widziałam. W tym momencie Blaise dużo stracił w moich oczach.
- Powiedziałam opuście ją. – donośnie
akcentowałam każde słowo a moje oczy zabłysły gniewnie.
- Jak chcesz Rayan. – Jeden ze starszych
chłopców, których nigdy wcześniej nie widziałam używając zaklęcie niezbyt
delikatnie opuścił ją na ziemię. Upadła tuż obok mnie. W tym momencie pojawiła
się dyrektor MacGonagall wraz z opiekunem mojego domu. Oboje wyglądali groźnie.
Z trudem wysłuchałam ich tyrady pomagając dziewczynce się pozbierać. Wyczułam
na sobie wściekłe spojrzenie Alana i zrozumiałam, że to jest ostateczny koniec
naszej przyjaźni i, co najdziwniejsze nie było mi z tego powodu przykro.
Czułam, że zaczynam nowy rozdział w życiu i wyjdzie mi on na dobre. Być może
Tiara Przydziału miała racje. Być może słusznie mnie oceniła przydzielając mnie
do Gryfindoru? Nie odnalazłabym się w Slitherinie mimo całej mojej miłości
przelanej do domu.
- Megan… - Jęknęłam słysząc ciche wołanie
należące do Freyi, Gryfonki, którą uratowałam. Niechętnie odwróciłam się w jej
stronę. – Dziękuje. – Gdy to powiedziała na mojej twarzy pojawił się mimowolny
uśmiech. Moje życie zaczęło się na nowo.
***
Na zakończenie:
I tak o to witam
oficjalnie w odsłonie trzeciej części Nieśmiertelnej noszącej tytuł
„Dziedziczka Przeznaczenia”.
Mam nadzieje, że Prolog
wam się podobał.
Zapraszam wkrótce do kolejnego rozdziału.
Rayanowie* : -
Na pewno zauważyliście zmianę nazwiska jak i główne imię bohaterki. Wszystko po to,
by ukryć jej pochodzenie. Hermiona zbyt łatwo mogłaby zgadnąć gdyby dziewczyna
nadal miała na imię Aleks. I wiedzieli o tym również przyszywani rodzice.
Ciemna Strona
Mocy** - tego chyba nie muszę tłumaczyć prawda? Każdy chyba zna słynny
cytat z Gwiezdnych Wojen. Jako ich wielka fanka nie mogłam wprost się oprzeć i
musiałam gdzieś go wklepać.
INFORMACYJNIE:
Oryginalny tytuł: „Nieśmiertelna miłość – Dziedziczka przeznaczenia
część e3”
Rozdział: Prolog: „Początek drogi”
Ilość stron: 5
Ilośc słów: 2 550
Zawsze Ciebie informuje w spamowniku :)
OdpowiedzUsuńLecę czytać.
Współczuje Hermionie, że jeszcze nie odnalazła swojej córki. Ale podziwiam ją, że nie poddała się nawet po tylu latach, a Ron jej w tym pomaga. Jednak po upadku Voldemorta przyszywani rodzice Aleks powinni odszukać prawdziwą matkę i oddać dziecko. Jednak chęć posiadania własnego była zbyt wielka...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że trzecia część opowiadania będzie jeszcze lepsza niż dwie poprzednie :)
Buziaki,
w końcu odnajdzie sama zobaczysz;)
UsuńTak ale udało ci się natrafić na sens pokazanej historii dlaczego tak zrobili.
dziekuje za miłe słowa.
wkrótce ciąg dalszy
:)
UsuńBiedna Hermiona! Kolejny raz nie odnalazła swojej córki!:-(
OdpowiedzUsuńMimo to, podziwiam ją za to, że nawet po tylu latach nie zaprzestała poszukiwań. I jeszcze jej Ron pomaga.
No i jeszcze to zachowanie Megan (Aleks). Zachowała się, jak na prawdziwą Gryfonkę przystało. Coś czuję, że jednak zaprzyjaźni się z Freyą.
Pozdrawiam i życzę weny!:-)
dziękuje.
Usuńmam nadzieje że wyjdzie mi z tego coś treściwego i sensownego.
Świetny prolog i długi jak na prolog :D Ogólnie ciekawie się zaczyna... mam rozumiec, że Megan to Aleks...fajnie :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Hermiona jej nie rozpoznała...
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam, Cruciatrus
Kochana! xD Widzę, że dodałaś notkę, więc może mój komentarz Ci umknął, więc raz jeszcze zapraszam na one shota ;3
OdpowiedzUsuńAle marudzisz. Mówiłam Ci, że nie wiem jak długo będziesz musiała czekać na szablon, więc wywlekanie tego na forum publicznym trochę mnie zraziło. Spoko, jeśli chcesz mieć szablon, który i tak zmienisz po 3 notkach, to luz, zaraz wstawię niedokończoną wersję i będziesz mogła ją sobie ustawić.
OdpowiedzUsuńOjeju... Po pierwsze: może nie pamiętasz, kiedyś wpadłaś na moją stronkę itd., a ja potem zaglądałam do ciebie i czytałam rozdział po rozdziale, z tym, że miałam bardzo mało czasu, więc szło to bardzo wolno, a zanim zdążyłam przeczytać "Nieśmiertelną miłość" ty już publikowałaś ostatnie rozdziały "Oszukać przeznaczenie", więc wybacz, że się nie odzywałam, ale wiedz, że od dawna jestem fanką tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńPo drugie: Prolog jest świetny, z resztą jak wszystkie notki :D Bardzo niecierpliwie czekam na następne rozdziały :)
Pozdrawiam serdecznie :)
[roniona.blogspot.com]
Cóż... przeczytałam prolog.
OdpowiedzUsuńRoi się w nim od błędów, aż dziwne, że skoro tyle czekałaś z dodaniem rozdziału i tyle razy go sprawdzałaś nie zauważyłaś ich:
Pospieszcie się – pośpieszcie się
Miała nadzieje – nadzieję.
Imtymną – intymną.
Próżnia – chyba chodziło Ci o pustkę.
Mojego pierwszego debiutu – bezsensowne sformułowanie. Debiut nie może być drugi, lub trzeci. Zawsze jest pierwszy.
Od jednego z moich przyjaciół Alana Bleisa który już od roku przebywał w szkole. – niestety. Nie rozumiem tego zdania.
Gdy rodzice odmówili mojej nauce w Hogwarcie - znów źle skonstruowane zdanie. Powinno być, „Gdy rodzice odmówili mi”.
Jeśli Voldemort oddał jej dziecko na wychowanie na pewno zrobił to swoim wiernym sługą – sługom!
Czułam, że te siedem lat będą dla mnie naprawdę ciężką próbą - …te siedem lat będzie…
Być może Tiara Przydziału miała racje.- rację.
Cóż...Ogólnie nie jest jednak najgorzej, mimo wszystko trochę wstyd, że tak doświadczona blogerka popełnia tak podstawowe błędy.
aj masz racje osobiście strasznie zapominam przy tych zwrotach właśnie o dodawaniu Ę, ą.
UsuńMuszę bardziej zwracać na to uwagę.
dziękuje bardzo i postaram się na to zwracać większą uwagę.
Kocham Cię. Uwielbiam Cię. Napisz książkę, a kupi ją miliony.
OdpowiedzUsuń:)
;3 Ale pamiętam, że parę razy zdarzyło się, że moje powiadomienie się nie dodało, bądź ja myślałam, że dodałam, więc wolałam się "zabezpieczyć".
OdpowiedzUsuńA One shot musiał być - ze względu na Grelkę, dla której go pisałam, jak i dla rozładowania siebie. Ostatnio (przez uczelnię) mam jakąś agresję w sobie, przez co dzięki one shotom odreagowuję ją np.: za pomocą wulgaryzmów... których na co dzień nie używam (chyba, że się nad podziw wkurzę). xD
O, kurczę, nie zauważyłam następnej części xD Ale już czytam.
OdpowiedzUsuńA mnie tam bardziej zastanowił Alan. Jego nazwisko natychmiast przywiodło mi na myśl Blaise'a, ale on nazywał się Zabini. No ale mniejsza z tym.
Cóż, Hermiona była chyba zbyt pewna tego rozpoznania. Trochę przykro, że jej się nie udało. To najbardziej bolesna rzecz na świecie - stracić dziecko, nie wiedzieć, co się z nim dzieje...
A ja wierzę, że Megan/Aleks nie zgryfonieje. Slytherin górą! xD
Pozdrawiam.
Jak na prolog to dużo się tu działo, no to już nieodłączona cecha Twoich notek ;)
OdpowiedzUsuń11 lat do przodu. Hermiona ma dwojke dzieci(licze, że Nicholas jest synem Draco). Już myślałam, że decyzja zawarcia ślubu z Ronem to niewypał, ale potem mężczyzna się zrehabilitował. No, przynajmniej tyle, bo inaczej trzeba by było od razu dzwonić po Malfoy'a ;)
Podobały mi się wstawki z Megan. Ciekawa z niej dziewczyna. Ma charakterek. Wierzę, że Tiara przydzieliła ją właściwie. Draco ostatecznie ,,umarł'' jako Gryfon. I przy okazji, uważam, że nawiązanie do dumy ojca i mądrości matki podczas przydzielenia to świetny pomysł ^^ To pierwszy znak ostrzegawczy dla Megan.
Rzeczywiście, ta 3 część będzie inna niż pozostałe, ale nie mogę się jej doczekać ;)
I tak na marginesie, czy córka Harry'ego nie nazywała się przypadkiem Lily, a nie Rose? :P
Pozdrawiam.
Weszłam tu dzięki spamowi na moim blogu :P i nawet nie żałuję.
OdpowiedzUsuńod razu lojalnie uprzedzam, że jestem krytyczna :)
No więc tak. Rozumiem, ze jest to kontynuacja opowiadania, w którym Harmiona była z Draco, ale on zginął. W sumie fajnie to sobie wymyśliłaś z Ronem i wgl. Koncepcja mi się bardzo podoba. Szczególnie udany wydaje mi się motyw Aleks. A przy okazji - ona jest córką Draco, tak?
Szczerze ci powiem, że fabuła mnie zaintrygowała (już w twoim komentarzu, ale teraz coraz bardziej) i jestem szalenie ciekawa, co stanie się dalej. Ale... w pewnym momencie załamałam ręce. Niby masz fajny styl a tu powtórzenia, albo mały chaos. Może przesadzam, ale lekko zirytowałam się w pewnym miejscu, pewnym powtórzeniem. i mam wrażenie, że czasami twoje akapity są ciut za długie. Np. ostatni ze sceny z Hermioną i Ronem bym rozbiła na dwa. Ale jestem okropna:D
Jeśli informujesz, miło byłoby, gdybyś zechciała mnie również poinformować zwykla-blondynka.blogspot.com
Pozdrawiam :D
Serdecznie zapraszam na 25 rozdział Translate it to me... xD
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy litery są lekko... rozmazane? Takie... jakby miały delikatna obwódkę? xD
Litery w komentarzach jak i w tytułach postów mają cienie. Dlatego wydają się rozmazane ;)
UsuńCi ulubieńcy narobili mi sporo kłopotu. Lenie jedne.
OdpowiedzUsuńAhahaha, darmowe porno xDD Spokojna głowa, nie będę robiła orgii, ale parka chyba wystarczy, prawda? ;>
Ja po prostu jestem sadystką xD Ale nie mogłam nic więcej wykrzesać. Gdybym poszła dalej, musiałabym opisać wszystko, a zwyczajnie brakowało mi już czasu... a czytanie 5000 wyrazowe rozdziału mogłoby spowodować spory uszczerbek na zdrowiu, bo to, co chcę opisać za tydzień, będzie tak duże, jak zwykła notka... więc musiałam podzielić. xD
Super ;3 Teraz bez obaw będę zawiadamiać w Spamowniku. xD
No i tak to jest, kiedy ma się sklerozę rozmiaru smoka.:/ Komentuję dopiero teraz, przepraszam!
OdpowiedzUsuńProlog bardzo mi się podobał! Interesujący i zachęcający, żeby towarzyszyć Twojej historii do samego końca! Wyłapałam kilka błędów, ale jestem tak zła na siebie, za swoją sklerozę, że po prostu... zapomniałam! :)
Życzę powodzenia i czekam na rozdział 1!
Pozdrawiam,
(zapominalska) Eileen