„ Żadne przeznaczenie nie jest lepsze od
innego,
tylko człowiek musi uszanować to, które w
sobie nosi.”
- Jorge Luis Bones „Alef”
Kroniki Proroka
Codziennego nr.31
Pozytywnie mnie zaskoczyliście, że tak ciepło przyjęliście
ostatnią część tego opowiadania.
Wiecie ja naprawdę wciąż nie mogę w to uwierzyć, że
tak daleko zaszłam. Spojrzałam na datę i 26 listopada będzie druga rocznica
tego bloga. Aż nie mogę w to uwierzyć. Ze wszystkich do tej pory napisanych
przeze mnie to najbliższa rocznica. Co powiecie na specjalny bonusik tego dnia?
Postaram się napisać coś fajnego oczywiście w stylu naszego ukochanego dramione
i chyba nawet mam taki mały paring. No ale zapraszam na pierwszą osłonę przygód
Megan Rayan.
A za ten wspaniały szablon śle podziękowania w stronę Tatis. Jest inny od tych, które miałam ale mi się podoba. W jej stronę posyłam dedykacje z rozdziałem.
OGŁOSZENIE:
Z racji, że autorka popełnia masę błędów, których jej
samej ciężko jest wyłapać kieruje się z tą prośbą do was czytelniczek. Jeśli
któraś byłaby zainteresowania zajęciem się Betowaniem
tego opowiadania będę wam bardzo wdzięczna. Piszcie w komentarzu jeśli
macie chęć podjąć się tego zadania. Będę szalenie wdzięczna.
***
(sześć
lat później, okolice Syberii)
Przeklinał się w duchu za tę przeklętą
wyprawę.
Nigdy nie przyszłoby mu do głowy wybrać się w to
przeklęte miejsce gdyby nie przeznaczenie. To ono go tu przywiodło. Bardzo
długo śledził losy swojego dawnego pana a właściwie pana jego ojca. Był
zaledwie małym dzieckiem, gdy został pokonany, ale Ci którzy go wychowywali a
także wpoili mu i wielką miłość i oddanie. Od początku wiedział, komu ma być
wierny i na kim ma się mścić. Już jako dorosły mężczyzna przyjął imię Alec, ale
nie zapomniał o tym kim był kiedyś. Nazywał się Colin Cameron i nosił ze sobą
dziedzictwo prawdziwego Szkota. To coś, czego nie da się po prostu wymazać z
pamięci. Ta kobieta, która miała go wychować i zająć się nim zabiła jego ojca a
on był mimowolnym świadkiem tych zbrodni. Jego ojciec nie był święty i miał
sporo ludzkich krzywd na sumieniu, ale nie zasłużył na taką śmierć.
- Jesteś pewien
chłopcze, że chcesz to zrobić? – Henry Tornes starszawy i wiernie służący od
lat rodzinie Cameronów sługa patrzył na niego z powątpieniem.
Henry był
charłakiem i nie posiadał żadnych magicznych zdolności, ale znał wszystkie
tajemnice rodziny i nie ukrywał zmartwienia o niego. Wychowywał młodego
Camerona od początku i zawsze potępiał zawiść, którą rozsiewał jego ojciec. A
gdy sprowadził te młodą i niewinną kobietę do domu wszystko się pogorszyło.
Było oczywiste, że młody Colin nigdy nie zaakceptuje tej dziewczyny i ze
wzajemnością. A potem nastąpiła szybka śmierć, która była początkiem dalszej
nienawiści. Żałował, że nie miał większego wpływu na chłopaka niż jego rodzina
i przeżywał bardzo widząc jak chłopak coraz bardziej stawał się podobny do
ojca. obawiał się, że jeśli przeprowadzi swój plan to zniszczy się całkowicie.
Pozostało mu mieć nadzieje, że zdarzy się jakiś cud, który na zawsze zmieni
nastawienie chłopaka.
- Nigdy nie byłem
bardziej pewien. – odpowiedział Alec okrywając twarz przed chłodem. Silny mróz
niemal przenikał go od środka, ale czuł że warto.
Ta misja była jego przeznaczeniem. Jedyny cel, którego tak
naprawdę pragnął. Jedyny właściwy i niezmienny. Wspólnie weszli do jaskini.
Dzięki wysiłkom udało mu się zdjąć zaklęcia ją ochraniające. Bardzo się
postarano aby nikt nie odkrył co tu naprawdę ukryto. Uśmiechnął się cynicznie
jakąż zrobi niespodziankę, gdy ich największy wróg powróci. To był w końcu jego
prawdziwy cel. Trumna była dokładnie tam gdzie powiedziano. Zaklęciem otworzył
jej wieczko. Znajdowały się tylko zniszczone ludzkie kości. Nie dziwił się
wcale. Minęło całe szesnaście lat.
- A więc jednak
dotarłeś. – Z wnętrza jaskini wyłonił się mały człowieczek. Ktoś o kim wszyscy
zdążyli zapomnieć, ale on nadal był. I nadal pozostawał wierny jedynemu panu.
Peter Petegrew. – Nie sądziłem, że się na to zdobędziesz. Czy masz to o co Cię
prosiłem?
- Nie było łatwo.
– Alec pokręcił głową i z kieszeni płaszcza wyciągnął małą świetlistą fiołkę.
Peter z drżeniem wziął ją do ręki a na jego twarzy odmalował się wyraz z
zachwytu.
A więc legendy nie kłamały. Czarny Pan dobrze wiedział,
co mówi gdy je przekazywał. Istniała ambrozja na przywrócenie życia. Jedyne na
świecie lekarstwo na śmierć i on je zdobył. Z małą pomocą. Gdyby ludzie
wiedzieli o jego istnieniu zapanowałby chaos. Na całe szczęście ludzie nie
wierzyli w legendy po za Czarnym Panem. On jeden wierzył i wiedział, co robi.
- Lepiej się
odsuńcie. – rozkazał i Alec wraz ze swoim sługą odsunęli się od trumny.
Peter podszedł z dumą otwierając flakonik. Świetlisty pył
rozlał się po kościach martwego od dawna człowieka. Błysk światła na moment
oślepił ich wszystkich aż cofnęli się gwałtownie zaskoczeni. Minęła dłuższa
chwila nim w trumnie coś zaczęło się poruszać.
Czarny Pan powrócił z martwy.
***
Obudziłam się przerażona jak nigdy do tej
pory.
Ten dziwny sen nie
pozwalał mi o sobie zapomnieć. Wciąż miałam w pamięci to, co widziałam, ale nie
rozumiałam. Wciąż czułam przenikające przez moje ciało paraliżujące zimno.
Musiała minąć dłuższa chwila nim uświadomiłam sobie, że jestem bezpieczna w
swoim domu. Tak. To już sześć lat od kiedy przekraczałam pierwszy raz próg
szkoły Magii i Czarodziejstwa. Właśnie rozpoczynałam ostatni rok nauki. Mimo
tego, że byłam najstarsza od moich rówieśników nie przejmowałam się tym
zbytnio. W tym roku kończyłam osiemnaście lat i byłam z tego niezwykle dumna a
w świecie czarodziei już od roku byłam pełnoletnia, ale nie korzystałam do
końca ze swoich praw. Byłam raczej grzeczną osobą po za drobnymi kłopotami w
które czasami zdarzało mi się pakować. Mimo moich obaw rodzice łagodnie
przyjęli wieści o tym, że trafiłam do Gryfindoru. Nadal traktowali mnie jak
córkę i akceptowali a ja z czasem zdążyłam się przywiązać do domu i jego
mieszkańców. Pogodziłam się z myślą iż nie będę Ślizgonką i nie żałowałam.
Tamte wydarzenie na błoniach, gdy uratowałam te dziewczynę zaowocowało
niezwykłą przyjaźnią. Skromna i serdeczna Freya Palmer szybko zdobyła moją
przyjaźń i zaufanie. Podobnie jak zadziorny, ale sympatyczny Nicholas Weasley.
We trójkę tworzyliśmy całkiem zgraną paczkę i zawsze byliśmy nierozłączni.
Nawet moi rodzice zdążyli zaakceptować moich przyjaciół i polubić Freyę, która
przecież pochodziła z rodziny mugoli. Była jednak bardzo zdolną i sprawną
czarodziejką. Czasami aż ja zazdrościłam jej talentu. Byliśmy całkiem zgraną
trójcą i często wpadaliśmy w kłopoty. Podobno ten talent był odziedziczony
zwłaszcza przez Nicka po rodzicach. Trochę zazdrościłam mu jego historii
związanej z Hogwartem i ostatnią bitwą. Moi rodzice jakby przemknęli się przez
Hogwart niemal niezauważalnie. Nie było nawet żadnej wzmianki o nich po za tym,
że mój ojciec grywał w szkolnej drużynie Quiddicha.
- Nie zapominaj kochanie, że wybierasz się
dzisiaj na Pokątną. – Podczas wspólnego śniadania w salonie naszego domu matka
jak zwykle przypominała mi bieżące plany na dzisiejszy dzień.
Jakże mogłabym
zapomnieć. Wręcz uwielbiałam ulicę Pokatną i zakupy na niej. To była również
idealna okazja do spotkania się z przyjaciółmi. Żałowałam jedynie, że po za
Freyą nie mogłam nikogo zaprosić do nas na wakacje. Moi rodzice nie byli zbyt
ufni dla innych czarodziejów a wrogość była podwójnie nastawiona gdyż nie przepadali
za nowym Ministrem Magii, który był ojcem Nicka a zarazem był wilkołakiem. Ja
sama również niezbyt za nim przepadałam. Szczególnie, że sam Nick mówił iż nie
mają zbytnio najlepszych relacji. Nie takich jakie powinien mieć ojciec z
synem. Współczułam mu gdyż sama miałam całkiem inne relacje z moimi rodzicami.
Chwilami ta ich nadopiekuńczość i wieczna troska doprowadzała mnie do furii,
ale rozumiałam ich. Byłam w końcu jedynym dzieckiem jakie mieli. Ich cicha
akceptacja, że nie będę Ślizgonką sprawiła, że łatwiej pogodziłam się z losem i
zaakceptowałam wybór Tiary. Mimo wszystko wciąż go nie rozumiałam. I żałowałam
tego obserwując, co zniszczyło moją przyjaźń ze Ślizgonami. Nigdy tego nie
chciałam.
-Tiara Przydziału ma swój własny wzgląd na
duszę ludzi. – powiedziała cicho moja mama, gdy pewnego dnia spytałam ją o to.
Wydawała się
dziwnie spięta tym pytaniem. Czasami miałam wrażenie, że właśni rodzice coś
ukrywają przede mną. Nie wiele mówili o swojej przyszłości. Zupełnie jakby nie
istniało nic po za wielką bitwą w Hogwarcie. Nie zastanawiałam się nad tym
jednak zbytnio. Zawsze uważałam, że każdy ma prawo do tajemnic i szanowałam to.
Nie lubiłam zadawać niezręcznych pytań, które nie prowadziły do niczego dobrego
a tylko niepotrzebnie raniły ludzi. Śniadanie przebiegało w całkiem przyjemnej
i luźnej atmosferze. Ja dzisiaj jak nigdy spieszyłam się z jedzeniem. Nie
chciałam spóźnić się na spotkanie z przyjaciółmi, które było dla mnie bardzo
ważne. Pół godziny później byłam już gotowa do wyjścia i pełna podekscytowania.
W końcu po takim czasie miałam zobaczyć moich przyjaciół. Gdzieś w głębi duszy
czułam, że to będzie piękny dzień. Gdy tylko przekroczyłam próg ulicy Pokątnej
szybko zapomniałam o swoim ponurym śnie. Weszłam w całkiem inny, nierzeczywisty
świat.
***
Ginewra Potter nienawidziła bezczynności.
Zawsze musiała mieć jakieś zajęcie, ale niestety tym
razem nie mogła sobie na to pozwolić. Była w trzecim miesiącu ciąży i
spodziewała się ich trzeciego wymarzonego dziecka. Po urodzeniu bliźniaków
Jamesa i Lily Ginn myślała, że nigdy nie będzie mogła zajść w ciążę a tymczasem
stał się niespodziewany cud. Teraz jej bliźniaki chodziły do Hogwartu i były
już na piątym roku. Ginn była z nich naprawdę bardzo dumna. Same jej małżeństwo
wyglądało na niezwykle szczęśliwe a czy mogła chcieć czegoś więcej? Mimo
zakamarków przeszłości była naprawdę szczęśliwa. Harry okazał się cudownym i
kochanym mężem. Nie sądziła iż może być właśnie taki. A tymczasem właśnie był.
W dodatku mieszkał z nimi James, który wręcz uwielbiał bliźniaki a częstymi
gośćmi w jej domu byli Teddy wraz z babcią, która opiekowała się nim po
tragicznej śmierci rodziców oraz jej brat z rodziną. Ginn nie ukrywała, że
bardzo martwiła się o związek brata i swojej przyjaciółki Hermiony. Nie była
przecież ślepa i kilka razy przyłapała Hermionę jak płakała przez niego. Raz
czy dwa widziała też ślady pobicia na jej twarzy, ale Hermiona nie chciała się
do tego przyznać. Zawsze ukrywała grzechy innych nie dbając o siebie. Nie mogąc
uleżeć w łóżku Ginn podniosła się z niego. W domu nie było nikogo. Harry
zajmował się pracą, James tak samo. Nie licząc skrzatów domowych w domu była
całkiem sama a że miała dość leżenia postanowiła zacząć robić porządki. To
zawsze jej pomagało w pewien sposób odstresować się. Na list natknęła się
przypadkiem. Nigdy nie ruszała prywatnej korespondencji Harrego i szanowała
jego prywatność. Jednak ten list sam się prosił. Po prostu nie mogła się
powstrzymać i gdy tylko wypadł jej z książki po którą sięgnęła zaczęła czytać.
Gdy zobaczyła podpis listu poczuła się jakby ktoś uderzył ją obuchem w głowę.
Draco Malfoy. Dobrze znała to imię i nazwisko. To był ukochany mężczyzna jej
przyjaciółki, która do tej pory nosiła po nim żałobę. I ten mężczyzna od
siedemnastu lat prowadził korespondencję z Harrym. Na samą myśl o tym
zagotowała się ze złości. Nie mogła w to uwierzyć, że chłopak to zrobił. Jak w
ogóle mógł postąpić w ten sposób? Czy on nie widział jak dziewczyna cierpiała?
Czy nie zdawał sobie z tego sprawy? Przez jedną chwilę myślała aby odezwać się
do Hermiony i powiedzieć jej o wszystkim, ale wycofała się. Musiała najpierw
porozmawiać z Harrym. Podejrzewała, że musiał mieć jakiś powód aby postąpić w
ten sposób. Zbyt dobrze go znała. Pół godziny później siedziała w kuchni, gdy
pojawił się jej ukochany mąż. Na stole leżało kilka zwiniętych listów od
Dracona, które znalazła. Z nich wywnioskowała, że chłopak kursował między
Francją a Włochami. Harremu wystarczył jeden rzut na listy aby zrozumiał, co
się stało. Nigdy nie okłamał Ginn. Zawsze był wobec niej szczery. Zawsze po za
tą jedną sprawą.
- Chyba jestem Ci
winny wyjaśnienia. – odezwał się bardzo cicho, że ledwo go słyszała. Pokiwała
głową.
Harry niechętnie przysiadł się obok dziewczyny czując
dziwną gulę w żołądku. Mówił spokojnie i cicho. Ginny nie przerywała mu.
Opowiedział o spotkaniu Dracona przed kościołem. O tym jak domyślił się, że
przeżył tak samo jak on.I jak drogo kosztowało go ukrywanie tego faktu.
- I naprawdę
myślisz, że ona jest szczęśliwa? – spytała Ginny, gdy skończył. Musiał
niechętnie przyznać, że miała racje. Hermiona nie była szczęśliwa. Wciąż kłócił
się z tego powodu z Ronem, ale do przyjaciela jakby nic nie docierało.
- Chyba najwyższy
czas napisać, by wracał do domu. Tu jest kobieta, która go potrzebuje. – Ginn
uśmiechnęła się do ukochanego słysząc te słowa.
Musiała mieć tylko nadzieję, że nie jest jeszcze za późno,
by naprawić to wszystko. Hermiona nie mogła na razie dowiedzieć się o Draconie.
Nie wiadomo było czy chłopak zdecyduje się wrócić. Minęło przecież tyle lat.
Mimo tego, że prowadził korespondencje z Harrym mógł przecież ułożyć sobie
życie. Poznać kobietę, która mogła być jego i związać się z nią. Z biegiem
czasu mogło też zatrzeć się jego uczucie do Hermiony.
- Myślisz, że
dobrze zrobiłeś? – Spytała go kilka godzin później, gdy leżeli w swoim łóżku.
Harry leniwymi ruchami głaskał brzuch swojej żony.
Robił się już
trochę bardziej okrąglejszy, ale nie przeszkadzało mu to. Gdy była w ciąży z
bliźniakami wyglądała niesamowicie. Miał nadzieje, że tym razem będzie tak
samo. Nie spodziewał się, że dane będzie mu kolejne dziecko, gdyż poprzednią
ciążę z Ginn bardzo źle znosiła. Przez cały czas szalenie zamartwiał się o nią
wykonując zlecenia dla Ministerstwa. Teraz bywał częściej w domu i miał zamiar
wszystkiego dopilnować. Domyślił się o czym mówiła. Sam zadawał sobie to
pytanie setki razy. Szczególnie w momentach, gdy widział Hermionę z
spuchniętymi oczami a rozmowa z przyjacielem niewiele pomagała. Zmienił się od
czasu bitwy o Hogwart. Harry uniósł się na łokciu i spojrzał w twarz ukochanej
kobiety.
- Ona mnie znienawidzi
za to. – powiedział cicho doskonale rozumiejąc jak zachowa się przyjaciółka,
gdy pozna prawdę o Draconie. – Nie pogodzi się z tym, co zrobiłem. – Ginny
pogładziła ukochanego po twarzy. Żałowała, że ciąża była zagrożona i nie mogła
pocieszyć go w inny znany jej sposób.
- Zrozumie. – Nie
była do końca przekonana, ale miała nadzieję, że się nie jednak zrozumie. W
końcu była teraz dojrzałą kobietą po przejściach a nie niewinnym podlotkiem. –
Śpijmy już. – Nie wiedziała kiedy wtulona w ukochanego przysnęła. Harry nie
spał. Wciąż myślał o tym wszystkim, co zrobił. Pozostało mu mieć nadzieje, że
Ginny ma racje i Hermiona nie znienawidzi go do końca. Zaczynał pojmować, że
nie wszystkie decyzje podejmowane w słusznej mierze są dobre dla innych.
***
To był jeden z najbardziej zwariowanych dni w
moim życiu.
Zakupy udały się
znakomicie i chyba po raz pierwszy niczego nie zapomniałam. Ostatnim razem
rodzice musieli mi przesyłać zapomniane przeze mnie rzeczy. Byłam wręcz
chodzącą sklerozą. Moi przyjaciele Nick Weasley i Freya Gray czekali na mnie w
naszej ulubionej lodziarni. Oboje zmienili się bardzo i uświadomiłam sobie jak
za nimi tęskniłam. Żałowałam, że rodzice nie pozwalali mi spędzać u Nicka
wakacji ani ja nie mogłam nikogo zaprosić. Jednak zdążyłam się już z tym
pogodzić ale planowałam wkrótce zacząć żyć na własny rachunek. Sporo też
myślałam o własnej przyszłości i o tym,
co będę robić w przyszłości. Szczególnie, że wkrótce rozpoczynał się ostatni
rok nauki w Hogwarcie.
- Twoi rodzice Megan zgodzili się abyś została
na noc w pubie Pod Świńskim łbem. – odezwał się nieoczekiwanie pan Weasley
ojciec Nicka.
Spojrzałam z
zaskoczeniem na naszego Ministra i pokiwałam głową. To była dla mnie miła
niespodzianka. Do tej pory mogłam tylko o tym pomarzyć. Po raz pierwszy czekała
mnie wspaniała noc wraz z przyjaciółmi. Nick i Freya zdecydowali się dotrzymać
mi towarzystwa. Uśmiechnęłam się szeroko nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu.
Postawa moich rodziców naprawdę mnie zaskoczyła. W końcu mogłam poczuć się naprawdę
wolna, chociaż na chwilę, bez żadnego nadzoru. Gdy ulokowaliśmy w gospodzie
nasze rzeczy kolejny raz ruszyliśmy na Pokątną. Nie było dla nas żadnego
zagrożenia, chociaż właściciel poinformował nas o panującej dla nieletnich
ciszy nocnej. Oczywiście obiecaliśmy się dostosować nim zgodził się nas
wypuścić.
- Odwiedźmy sklep wuja Georga. – poprosił
Nick, który ciągle coś zakupywał w magicznym sklepie dowcipów braci Weasley.
Nie miałyśmy z Freyą żadnych przeciwskazań, chociaż ja chciałam zajrzeć jeszcze
do sklepu ze zwierzętami. Od dawna chciałam upatrzyć sobie własną sowę a udało
mi się w końcu odłożyć odpowiednią dla zakupu kwotę. – W takim razie widzimy
się pod sklepem za dwadzieścia minut. – zarządził Nick biorąc Freyę pod rękę,
która uśmiechnęła się szeroko. Pokiwałam głową zgadzając się na propozycje i
rozdzieliliśmy się.
Sklep z magicznymi zwierzętami znajdował się
po drugiej stronie ulicy. Ignorując dziwne przeczucie, które targało mną od
kiedy znalazłam się na Pokątnej i ruszyłam w stronę sklepu. Nie wiem kiedy
zrobiło się mroczno i niebezpiecznie. Ogień pojawił się znikąd otaczając całą
okolicę. Zmroziło mnie z zaskoczenia i strachu.
- Nick! Freya! – wołałam imiona przyjaciół
mając nadzieje są gdzieś w pobliżu i mnie usłyszą.
Niestety zdawało
się, że nikogo nie ma. Ze ściśniętym sercem spoglądałam na coraz bardziej
zbliżający się ogień. Był wszędzie i dusił mnie coraz bardziej. Z trudem łapałam oddech. Gęsty dym łzawił
mnie w oczy i osłabiał. Nie miałam szans na wyjście z tej pułapki. Czując, że tracę
siły wyciągnęłam różdżkę przypominając sobie zaklęcie, które osłabi ogień.
Żadne nie przychodziło mi do głowy. Byłam oszołomiona i robiłam się coraz
słabsza. Nie mogąc utrzymać się na nogach osunęłam się na kolanach. Dym robił
się coraz mocniejszy a palący ogień był coraz bliżej. Przez głowę przemknęło mi
całe moje życie. Byłam młoda i nie zaznałam zbyt wielu uciech życia a już
miałam je stracić. To było okrutne, ale los najwyraźniej zdecydował za nią.
***
-Jesteś pewny, że wiesz, co robisz Colinie?
Alec zirytował się, gdy po raz kolejny usłyszał to
pytanie z ust wiernego towarzysza. Chwilami miał wrażenie, że nadal jest
traktowany jak dziecko a był przecież dorosłym mężczyzną i zdawał sobie sprawę,
czego się podjął. Zemstę planował już od dawna. Mimo, że nie miał z ojcem zbyt
ciepłych stosunków to bardzo przeżył jego śmierć i pragnął aby ktoś za to
odpowiedział. Długo zajęło mu szukanie kobiety, która go zamordowała.
Zapamiętał sobie jej twarz i nie miał żadnych wątpliwości, że jest to ona.
Chciał jednak, by cierpiała nim pozna jego tożsamość. Dlatego ukrył swoje dane.
Colin Cameron umarł wraz z chwilą śmierci swego ojca. Dzisiaj był znany światu
jako Alec Draven i tak miało pozostać. Henry nie mógł się do tego przyzwyczaić.
- Dobrze wiesz, że
tak. – mruknął poirytowany obserwując z dachu całą ulicę.
Specjalnie czekał do wieczora. Nie był święty, ale nie
chciał ranić niewinnych osób, jeśli nie było to konieczne. Uważnie obserwował
młodą dziewczynę jak rozdzielała się z przyjaciółmi. Miał dzisiaj wyjątkowe
szczęście, że była sama. Inaczej musiałby poczekać z planem aż pójdzie do
szkoły a tam byłoby go trudniej przeprowadzić. Jeszcze raz spojrzał na kryształ
podarowany mu przez sługę Czarnego Pana. Była w nim cząstka jego krwi. Dzięki
niemu mógł odnaleźć jego potomka. Gdy świecił się na czerwono to był znak dla
niego. Długo szukał nim kamień rozbłysnął na czerwono. Od kiedy wrócił z
Syberii nie przestawał szukać. W końcu odnalazł jej ślad przypadkiem. Najpierw
zaintrygowała go dziewczyna. Była w towarzystwie matki i ojca na jakimś
przyjęciu. Zauroczyła go jej uroda. Wtedy, chociaż miał na sobie maskę poprosił
ją do tańca. Jej bliskość sprawiła, że kryształ rozbłysnął się na czerwono. To
była dziewczyna, której szukał. Poczuł lekkie ukłucie zawodu, gdyż dziewczyna
naprawdę mu się podobała. Miała długie jasne włosy sięgające do pasa i
niezwykłe stalowe oczy. Już dawno przy żadnej kobiecie nie poczuł takiego
pożądania jak przy niej. Musiał jednak stłumić te uczucia. Komu innemu obiecał
wierność a on była potrzebna do realizacji tego planu. Wyrywając jej obraz ze
swoich myśli rzucił zaklęcie. Ogień szybko rozprzestrzenił się po ulicy. Z
drugiej strony to samo robił Henry. Uwolniony ogień zatoczył krąg odbierając
możliwość uwolnienia się. Dziewczyna była w pułapce. Z daleka wyczuwał jej
strach i upajał się nim. Przez chwilę stał z boku i obserwował jak walczyła z
dymem.
- Alec! Zginie
jeśli czegoś nie zrobisz. – zawołał Henry z wyrzutem wyrywając go z zamyślenia.
Pospiesznie się opanował. Nie chciał przecież skrzywdzić dziewczyny. Miała
zostać dostarczona Czarnemu Panu żywa. Wziął głęboki oddech i zeskoczył z dachu
tuż obok niej. Była nieprzytomna i osłabiona. Ostrożnie podniósł ją i swoim
płaszczem zasłonił jej twarz. Jęknęła cicho i poruszyła się. Poczuł nagły
przypływ pożądania, który stłumił w sobie. Ta dziewczyna miała na niego
niebezpieczny wpływ. Ostrożnie wydostał ją z otchłani ognia. Już z oddali
dostrzegł dwójkę jej przyjaciół. Oboje wyglądali na wystraszonych.
- Boże! Megan! –
Rudowłosy chłopak, syn obecnego ministra magii szybko znalazł się przy nich.
Alec ostrożnie ułożył dziewczynę na ziemi.
- Musi mieć trochę
luzu. – odezwał się chłodno do młodego chłopaka, który patrzył na niego
niepewnie i ze strachem w oczach.
Widać było wyraźnie po nim, że ta młoda dziewczyna była
dla niego bardzo bliska i traktował ją jak kogoś więcej niż zwykłą
przyjaciółkę. Uśmiechnął się pod nosem. Był ciekaw jak ten młokos zareaguje,
gdy dowie się prawdy na jej temat. Dziewczyna powoli odzyskiwała przytomność
odkasłując dym, którego się nawdychała. Gdy tylko otworzyła oczy zatopił się w
jej spojrzeniu. Miał dziwne wrażenie, że wkrótce doprowadzą go do zguby jeśli
nie będzie się bronił.
***
Byłam przekonana, że już po mnie.
Nie liczyłam wcale
na ratunek, gdy pojawił się wybawiciel. To on mnie wyciągnął z prawdziwego
piekła w którym się znalazłam. Gdy otworzyłam oczy i go zobaczyłam
oniemiałam z wrażenia. Już wcześniej go
widziałam. Znałam dobrze ten profil i jego bliskość. Nie mogłam tylko sobie
przypomnieć skąd.
- Uratowałeś mi życie. – wyszeptałam
schrypniętym głosem wyciągając rękę w jego stronę. Chciałam dotknąć wybawiciela
i poczuć jego bliskość. Nie rozumiałam skąd te dziwne uczucia. Nigdy wcześniej
nie czułam czegoś podobnego. To nie była zwykła wdzięczność za uratowanie
życia.
- Każdy by tak zrobił na moim miejscu. – Na
jego przystojnej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Byłam ciekawa kim on był i
jaką tajemnicę w sobie nosił. Chciałam się podnieść, ale nie pozwolił mi. Na
miejscu pojawili się już Minister i grupka aurorów. Wszyscy wyglądali na
wystraszonych. Wśród obecnych znalazł się również George wujek Nicholasa.
- To wszystko stało się tak szybko. –
odpowiadałam nie odrywając wzroku od wybawiciela. Przy nim czułam się naprawdę
bezpiecznie i bałam się, co będzie jeśli zniknie. Uśmiechnął się do mnie
łagodnie i nie puszczał mojej ręki. Ostrożnie pomógł mi się podnieść. Ktoś
podał mi butelkę z wodą. Zaschnięte gardło przyjęło ją z wdzięcznością. Woda
przyniosła mi ulgę. – Nie mam pojęcia skąd pojawił się ogień. Byłam nim
otoczona.
- Powinniśmy wysłać sowę do Twoich rodziców i
zawiadomić ich o tym wydarzeniu. – odezwał się pan Weasley. Wzdrygnęłam się na
samo wyobrażenie tego jak zareagują, gdy dowiedzą się o wszystkim. Moi rodzice
byli kochani, ale stanowczo zbyt nadopiekuńczy. Nie zniosłabym kolejnej dawki
troski z ich strony. Najlepiej żeby nikt nie wspominał o tym wypadku.
Ostatecznie nic się nie stało a nie ma sensu wzbudzać paniki prawda? – Pan
Weasley nie wyglądał na przekonanego moimi słowami, ale ostatecznie się zgodził. Odetchnęłam z ulgą czując, że to
dobry znak.
- Chciałbym jednak zamienić kilka słów z Twoim
wybawicielem. – zwrócił się w stronę stojącego obok mnie chłopaka, który jakby
nieco zesztywniał. – Chyba nie widziałem pana nigdzie tutaj prawda?
- Nie. – pokręcił głową, ale wyczuwałam, że
napięcie go nie opuszczało. – Nazywam się Alec Draven i chodziłem do
Dumstrangu. – przedstawił się z nonszalancją wyciągając dłoń, która została
uściśnięta. – Szkołę zakończyłem jakiś czas temu a teraz trochę podróżuje.
Przybyłem na Pokątną w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia dla siebie, gdy zobaczyłem
wypadek. Byłem również gościem na balu z okazji końca wakacji. – Gdy to
powiedział przypomniałam sobie przystojnego młodzieńca w masce z którym
tańczyłam wówczas walca. Błysk w jego oku sprawił, że miałam racje. To w jego
ramionach spędziłam wieczór i dałam się pocałować na balkonie. Zadrżałam na
samo wspomnienie. I to on nie wstawił się na umówione spotkanie. Na samo
wspomnienie upokorzenia jakie czułam czekając na niego w parku odsunęłam się.
Zaśmiał się pod nosem jakby wyczuwał mój nastrój.
- Szuka pan pracy panie Draven? – odezwał się
niespodziewanie George Weasley wysuwając do przodu. – Jeśli da pan mi chwilkę
myślę, że mógłbym przedstawić panu ciekawą propozycje współpracy. – jęknęłam w
duchu zawiedziona i pozwoliłam aby Nick mnie objął. Wiedziałam, że nie powinnam
robić nadziei chłopakowi, ale chciałam wzbudzić odrobinę zazdrości w Alecu.
Chyba mi się udało, bo rzucił mi pochmurne spojrzenie. Odwróciwszy się na
pięcie zignorowałam je i ruszyłam z dumnie podniesioną głową w stronę gospody
otoczona moimi przyjaciółmi. Jego radosny śmiech długo dźwięczał mi w uszach.
Miałam wrażenie, że nasze drogi jeszcze zejdą się ze sobą i w głębi duszy tego
chciałam. Coś mi podpowiadało, że ten mężczyzn może mi przynieść wiele radości,
ale i wiele cierpienia. Mimo wszystko postanowiłam ukryć głos rozsądku a
dopuścić serce. Czułam, że nie będę tego żałować.
***
Było już dość późno, gdy Hermiona czekała w
domu z kolacją.
Ron po raz kolejny się nie pojawiał. Była coraz bardziej
zirytowana tą sytuacją a przecież zbliżała się pełnia i powinien być
ostrożniejszy. Ginn wysłała jej sowę, że z Harrym od dawna są w domu. Brakowało
tylko Rona. Westchnęła cicho i zaczęła zbierać porozrzucane talerze. Już od
dawna im się nie układało. Zaczynała żałować tego związku i dnia w którym
zgodziła się zostać żoną Rona. Jej życie wówczas byłoby o wiele łatwiejsze tak
samo jak Nicka. Widziała jak bolał ją brak akceptacji ze strony ojca, chociaż
sam Nick tak bardzo go przypominał. Ona czuła, że Ron jest jego ojcem, ale ten
jakby nie chciał o tym słyszeć. Uznawał tylko swoją młodszą córkę, która była
jego oczkiem w głowie. Z trudem opanowała łzy cisnące się jej do oczu. Już dość
ich wylała. Coraz częściej myślała o rozwodzie, ale obawiała się, że to może
się dla niej źle skończyć. Ron nie odpuści jej tak łatwo. Zadrżała na samą myśl
o tym, ale nie chciała znosić kolejnego dnia udręki. Chwilami żałowała, że
chłopak nie pozwolił się jej wtedy zabić. Wówczas byłoby o wiele łatwiej niż
teraz znosić to wszystko.
- Hermiona jesteś
tu? – drgnęła słysząc głos swojego męża. Szybko spostrzegła, że był pijany i
jakiś taki dziwnie zmęczony. Zadrżała. Zawsze się go bała kiedy był w takim
stanie. Ron nie zawsze umiał nad sobą zapanować. Odruchowo cofnęła się, gdy
wszedł do kuchni. Zmarszczyła nos, gdy poczuła zapach alkoholu. Nienawidziła
tego.
- Czekałam na
Ciebie z obiadem. – odezwała się z wyrzutem patrząc na w połowie sprzątnięty
stół. Tylko w przypływie chwili nie zdecydowała się wyrzucić całego obiadu do
kosza. Jej mąż miałby wówczas niezłą nauczkę gdyby zdecydowała się tak zrobić.
- Były małe
kłopoty na Pokątnej. – wyjaśnił zadziwiająco łagodnie obserwując żonę. Dawniej
ją kochał i szalał na jej punkcie. Był gotów na wszystko żeby tylko ją zdobyć.
Zastanawiał się kiedy to się zmieniło. Dzisiaj jego własna żona wydawała mu się
bardziej obca niż ktokolwiek muz znany. Przez nią gardził sobą za to jak ją
traktował, ale nie umiał się powstrzymać. Chwilami sama jej obecność budziła w
nim agresje. – Doszło do wypadku. Nie
wiele brakowało a zginęłaby młoda córka Rayanów.
- Rayanowie? –
Hermiona zmarszczyła brwi usiłując sobie przypomnieć, co wie o tej dziewczynie,
ale jakoś nic nie przychodziło jej do głowy. Widywała ją tylko w towarzystwie
Nicka i miała wrażenie, że skądś ją zna.
– Nie słyszałam o nich jakoś?
- To
arystokratyczna rodzina. – wyjaśnił niecierpliwie. – Są dość bogaci, ale
niezbyt wpływowi. Żyją chyba z własnego majątku, który przynosi spore dochody i
zbytnio nie angażują się politycznie. Miałaś okazje poznać ich w czasie
letniego balu. – Przypomniała sobie skromne małżeństwo z jasnowłosą córką u boku.
– Nie wiele brakowało aby ona dzisiaj zginęła. Uratował ją młodzieniec, którego
mój brat zatrudnił u siebie w sklepie. Mam nadzieje, że nie będzie tego
żałował.
- Nie rozumiem.
Coś z nim nie tak? – Po raz pierwszy Hermiona poczuła inny niepokój niż ten do
tej pory. Nie umiała go określić.
- Coś jest nie tak
z tym chłopakiem. – przyznał Ron inaczej patrząc na żonę niż dotychczas. W jego
spojrzeniu było dużo czułości. – W ogóle mam złe przeczucia. Uważaj na siebie
Hermiono. – Gdy zbliżył się miała nadzieje, że ją pocałuje, ale Ron odsunął się
od niej i odszedł. Jedna łza potoczyła się po jej policzku. Miała poczucie, że
straciła w życiu coś bardzo ważnego.
***
Miałam wiele szczęścia, że udało mi się
przekonać Ministra aby nie powiadamiał rodziców o wypadku.
Niestety sama
radość nie trwała zbyt długo. Dwa dni później Freya pojawiła się wymachując mi
Prorokiem przed nosem. Wyraźnie przedstawiona została tam cała akcja
przeprowadzona przez Aleca, który uratował mi życie. Jęknęłam zawiedziona, że
jeśli rodzice odkryją ten wypadek z pewnością zabronią zostać mi tu do końca
tygodnia. Przez cały dzień byłam cała w nerwach w obawie, że pojawią się tu po
mnie.
- Nie martw się tak Meg. – Nick próbował
poprawić mi humor. Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Uwielbiałam go. Nie
sądziłam, że ta przyjaźń będzie tak silna. On i Freya byli dla mnie
najważniejsi i nie wyobrażałam sobie bez nich życia. Nie żałowałam już, że
Tiara przydzieliła mnie do Gryfindoru. Dzisiaj uważałam, że to była jej
najlepsza decyzja w życiu. – Chciałaś odwiedzić sklep mego wuja. – pokiwałam
głową.
Chciałam
podziękować wybawicielowi za uratowanie mi życia. Gdyby nie on mogłoby skończyć
się to dla mnie o wiele gorzej. Zadrżałam na tamte wspomnienia. Jeszcze nigdy
nie byłam tak blisko niebezpieczeństwa jak wtedy. Słynny sklep założony przed
dwóch bliźniaków Weasleyów znajdował się na rogu głównej ulicy Pokątnej.
Uwielbiałam to miejsce. Było pełne magicznych dowcipów i rzeczy których nie
można było kupić nigdzie indziej. Po środku stał mały ołtarzyk pozostawiony ku
pamięci jednego ze zmarłych bliźniaków Freda Weasleya. Wielu może irytował ten
gest, ale dla mnie wydawał się on naprawdę miły. Warto jest pamiętać o
utraconych bliskich. W samym sklepie panował chaos mimo późnej godziny. Nie
dziwiłam się, że wujowi Nicka potrzebna była pomoc. Miał tutaj ręce pełne
roboty. Aleca dostrzegłam od razu. Rozkładał właśnie pudła z wynalazkami, które
miały zostać potem ustawione na półkę. Uśmiechnęłam się ciepło na jego widok.
On również odwzajemnił ten uśmiech.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz. – powiedział
jakby nieco speszony. Nie byłam pewna czy moim zachowaniem czy jego.
- Nie podziękowałam Ci za uratowanie mi życia.
– starałam się zachować powagę i nie zatonąć w spojrzeniu jego niezwykłych
oczu. Było w nim coś naprawdę wyjątkowego. – Nie zachowałam się zbyt miło.
- Ja również nie. – Byłam zaskoczona tym
stwierdzeniem.
Nie sądziłam, że mógłby mnie zapamiętać z
tamtego przyjęcia na balu. – Prawie Cię nie uwiodłem a potem nie pojawiłem się
na umówionym spotkaniu. Przepraszam, ale nie miałem jak się pojawić a nie
wiedziałem kim jesteś. Czy mi wybaczysz? – czując jak łomocze mi serce
pokiwałam głową. Zadrżałam, gdy kurtuazyjnie pocałował mnie w rękę okazując
pełen szacunek. W pewnym momencie poczułam się nawet jak bohaterka jakiejś
powieści historycznej. Tej nocy po raz pierwszy mi się przyśnił. Nie
wiedziałam, czemu ale miałam dziwne wrażenie że połączyło nas coś więcej niż
przeznaczenie. A to miał być dopiero początek.
Na zakończenie:
Oficjalnie nie jestem
zadowolona z tego rozdziału.
Nie mam pojęcia właściwie,
czemu ale jest w nim coś, co mi się nie podoba.
Starałam się jednak aby
jakościowo był lepszy od poprzedniego prologu.
Wydaje mi się taki
monotonny, ale początki zawsze były dla mnie trudne.
Mam nadzieje, że podoba
wam się postać Megan.
Dla ukrycia jej tożsamości zostały zmienione jej prawdziwe dane aby nie było zbyt łatwo Hermionie rozpoznać swoją córkę.
Dla ukrycia jej tożsamości zostały zmienione jej prawdziwe dane aby nie było zbyt łatwo Hermionie rozpoznać swoją córkę.
Mam nadzieje, że to opowiadanie spodoba wam się równie mocno jak
poprzednie części nieśmiertelnej.
Zapraszam na kolejny
rozdział wkrótce!!
Informacyjnie:
Tytuł: Nieśmiertelna miłość – „Dziedziczka przeznaczenia część 1”
Rozdział: 001 „Tajemniczy wybawiciel”
Ilość stron: 10
Ilość słów: 5 000
To tak, dużo błędów technicznych itd. zwłaszcza powtórzeń, rozbawiło mnie, że w pierwszych dwóch zdaniach słowo "przeklęty" pojawiło się 3 razy, ale może to zamierzony efekt :P A tak wgl to mam wrażenie,że powtórzyłaś część informacji z Prologu, bo jak czytałam to przeżyłam dziwne deja vu. No dobra, pomarudziłam, to teraz ta przyjemniejsza część... Po pierwsze: mówisz, że początek ci nie idzie, a to nieprawda, od razu coś się dzieje
OdpowiedzUsuńPo drugie: jesteś mistrzem w knuciu intryg i brawa za to
Po trzecie: uwielbiam postać Megan, serio :)
Pozdrawiam :*
próbuje wyłapać te powtórzenia z Prologu i porównuje ale jakoś nie widzę.
UsuńJak wskażesz w których miejscach one się znajdują będę wdzieczna.
"Już od dawna im się nie układało. Zaczynała żałować tego związku i dnia w którym zgodziła się zostać żoną Rona. Jej życie wówczas byłoby o wiele łatwiejsze tak samo jak Nicka. Widziała jak bolał ją brak akceptacji ze strony ojca, chociaż sam Nick tak bardzo go przypominał. Ona czuła, że Ron jest jego ojcem, ale ten jakby nie chciał o tym słyszeć. Uznawał tylko swoją młodszą córkę, która była jego oczkiem w głowie. Z trudem opanowała łzy cisnące się jej do oczu. Już dość ich wylała." to jakoś mi się najbardziej rzuciło w oczy, miałam wrażenie, że wtedy czytałam dokładnie to samo...
UsuńA widzisz.! Teraz ma skleroza nie dała o sobie znać i oto jestem, jako druga!
OdpowiedzUsuńKilka błędów wyłapałam, ale tu znów odzywa się moja skleroza i ich po prostu nie jestem w stanie przytoczyć. W kilku miejscach brakowało przecinków. Biedna Hermiona, potrzebuje szczęścia, a osoba, która miała jej to dać, nie stara się. Ale czego się spodziewać po Ronie? (ta, nie lubię typa) Zgadzam się z przedmówczynią, że jesteś mistrzem w knuciu intryg. Nie wiem, czy nie zwrócę się kiedyś do Ciebie, kiedy moja demencja starcza będzie na tyle pochłaniała mój mózg, że nie będę potrafiła wymyślić nic dobrego... Mogę liczyć na pomoc?
Megan jest wspaniałą laską! Ale martwi mnie jej fascynacja Alec'iem. I co?! Voldzio wraca! łaaaaa! Kocham Voldzia!
Dobra. Kończę, bo świruję!
Pozdrawiam,
Eileen
oooo... nie zawiodłam się :P
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobał pomysł odrodzenia Czarnego Pana! Fantastyczny pomysł po prostu :) Fajnie to wyszło. A przy okazji - mam rozumieć, że Hermiona zabiła ojca Aleca? Właśnie, co do Aleca - świetna postać. Serio - on jest mega. I jaka fajna psychoza :D Po prostu kocham gościa! I genialny pomysł z balem. Nie mogę. Czuję, że następny rozdział również będzie mocny.
I Draco. Wow... zrobiłam wielkie oczy, kiedy okazało się, że jednak żyje. Uważam, że być może nieszczęście Hermiony jest nieco przesadzone (no nie wierzę, żeby Ron ją bił). Tak sobie pomyślałam, ze gdyby nie było tak tragicznie to wybór między mężem a ukochanym byłby bardziej dramatyczny. A tak (jeśli Malfoy się pojawi) z pewnością się zejdą. No nie wiem...
Zapomniałam, co miałam jeszcze napisać... Nie rozumiem, co ci się tu nie podoba (oprócz licznych literówek :P).
Jak będę miała chwilkę czasu z pewnością przeczytam początek tej historii na poprzednim blogu :)
no właśnie te koszmarne literówki.
UsuńStarałam się wyłapac kilka i poprawić je od razu.
jeśli ktoś je przyuważy ponownie będę szalenie wdzięczna.
Pisząc samemu cieżko jest je wyłapać a niektóre zdania brzmią bardzo podobnie i to utrudnia strasznie autorowi pracę.
wiem coś o tym :) Po prostu powinnaś przeczytać na spokojnie rozdział i poprawić - zwłaszcza, ze twoje błędy to tylko braki jakiś pojedynczych literek :D Np. "Czarny Pan powrócił z martwy." wystarczy tylko "ch" i już :P Ale jest tego więcej :)
UsuńZapraszam na nowy rozdział na http://draco-hermiona-kontynuacja.blog.onet.pl :)
OdpowiedzUsuńAch i nadal szukasz kogoś do poprawek? :)
Jak zawsze, rozdział jest przedni, z dreszczykiem, z nutą tajemnicy...
OdpowiedzUsuńJest świetnie dopracowany i dobrze się go czyta, serio.
Nie masz powodu, by być z niego niezadowoloną, bo piszesz GENIALNIE, a każdy z rozdziałów jest dowodem Twojego talentu i wyobraźni.
Pozdrawiam.
Rozdział całkiem ciekawy i już miałam go chwalić, ale wiesz... ja się muszę przyczepić.
OdpowiedzUsuńBłędów jest sporo, jak już ktoś zauważył, siejesz powtórzenia jak piosenkowa baba mak. Oprócz tego literówki np "ten meżczyzn" - Chyba chodziło o "ten mężczyzna". No i błędy pozbawiające zdanie sensu, tu mam dwa:
"Błysk w jego oku sprawił, że miała rację". Magiczne oko normalnie. Też bym chciała znać faceta, który błyśnie okiem, sprawiając, że będę miała rację (bo jak wiadomo, lubię ją mieć). Chodziło Ci pewnie o to, że ten błysk upewnił ją w przekonaniu, że miała rację.
Drugi przykład, już nie pamiętam dokładnie zdania, ale napisałaś o flakoniku w którym była cząstka krwi. To by potwierdzało moje przypuszczenia o magicznych właściwościach oka Aleca (czy jak mu tam), skoro widzi cząstki krwi no to chylę czoła. Prawdopodobnie chodziło Ci o kroplę, odrobinę krwi.
To tyle, więcej błędów nie chce mi się wyłapywać;p
Trochę o rozdziale - Alec i Collin to jedna osoba? Nie wiem, czy takie podwójne imiona dla połowy bohaterów to dobry pomysł - w końcu czytelnikom zacznie się to mieszać. W każdym razie ten koleś jest psychiczny i go nie lubię. Hermiona to pizda do kwadratu, skoro pozwala, by mąż ją bił. Powinna zdzielić go patelnią przez łeb, w momencie, gdy pierwszy raz podniósł na nią swoją obrzydliwą łapę. W ogóle to nigdy nie lubiłam Rona z Twojego opowiadania. No, ale wraca Draco, mam nadzieję, że zrobi porządek z tym damskim bokserem (o ile faktycznie wróci).
Pozdrawiam :D
No i jestem. Rozdział zaskakujący. Zwłaszcza pojawienie się Aleca - uch, ubóstwiam to imię! - i uratowanie Megan/Alex. Jak zwykle u Ciebie wiele się dzieje, nie to co u mnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam Rona. Jeśli chodzi o czarne charaktery, zawsze stał u mnie na pierwszym miejscu. Jest taki dwulicowi i nielojalny. Bo jest nielojalny. Jak chorągiewka na wietrze - zależy, czy mu pasuje sytuacja, czy nie. Ale Hermiona to silna kobieta, powinna mu się przeciwstawić, a nie. Zawsze potrafiła nim potrząsnąć to i tym razem powinna.
Uch, fajnie, że Draco wraca. Szkoda tylko, że po tylu latach. Ale może przetrzepie Weasleyowi skórę i pokaże, jak traktuje się kobiety. Nie wyobrażam sobie Dracona bijącego kobietę. Może zawsze był draniem, ale nigdy by tego nie zrobił, ja to wiem.
Hm, no ciekawe, co Alec zrobi, skoro Megan zaczęła mu się podobać.
Pozdrawiam.
Witaj. Strasznie mi przykro, ale odchodzę z ocenialni. Twój blog znajdował się w mojej kolejce, a więc proszę o wybranie innej oceniającej na Ostrzu-krytyki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No dobra, przyznam szczerze, że pogubiłam się w tym wszystkim. Historia ma parę wątków rozwijających się jednocześnie, jednak tak naprawdę to Megan jest główną bohaterką. Nie wiem dlaczego po tylu latach nie została znaleziona, ale nic nie szkodzi. Może Draco rozpozna w niej swoją cókę, skoro jest blondynką i pewnie do niego bardzo podobną. Ale kiedy on wróci?
OdpowiedzUsuńNowy romans się szykuje? Świetnie! Tylko mam nadzieję, że nowo powstały Voldemort nie stanie na przeszkodzie, bo zamorduje go :)
Czekam na następny ;D
Jejku, rozdział strasznie mi się podoba. ;) Czekam na następny ;) .
OdpowiedzUsuńW międzyczasie zapraszam do mnie, na malfoyandme.blogspot.com
mile widziane komentarze ;*
Wybacz, że tak późno wzięłam sie za ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się wprowadzenie postaci Aleca - chłopca, który cierpiał po stracie ojca i teraz zamierza się zemścić.
Zaintrygowały mnie także jego relacje z Megan. Myślę, że będą ciekawą parą, choć nie wierzę w uczucie od pierwszego wejrzenia, które ich połączyło na letnim balu. Nic o sobie nie wiedzą, a już snują domysły ,,o czyms większym niż przeznaczenie''...Za szybko trochę to poszło, ale i tak mi się podoba.