„W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego
końca.”
- Paulo Coelho
Kroniki Proroka
Codziennego nr.27
Chyba robię się
sentymentalna, ale naprawdę jestem mocno wzruszona. W końcu nadszedł ten
moment. I nie spodziewałam się, że tak szybko. Podróż po Hogwarcie jest
niesamowita. Wydaje mi się, że chyba nigdy nie wyrosnę z tych historii. Zawsze
będę znajdowała pretekst, by albo stworzyć coś nowego albo po prostu poczytywać
wasze blogi. Bo tak naprawdę dzięki nam świat HP nadal istnieje mimo, że minęło
tyle lat od premier jego książek i filmów. No nic nie mówię więcej bo się zaraz
rozpłaczę w trakcie pisania i dopiero będzie. Zapraszam więc oficjalnie na
kolejny rozdział.
***
Harry niepewnie znalazł się przy Zakazanym
Lesie.
W końcu nadszedł ten moment. On i Voldemort zmierzą się w
decydującym starciu. Musiał tylko zniszczyć pozostałe horuksy. Wyciągnął jeden
z nich, którym ryzykowali życie przybywając do Szkocji.
- Hermiono… - wyszeptał
w stronę przyjaciółki, która stała tuż obok niego. Wyczuwał jej napięcie i to
samo czuł. Ich przyjaciele zbierali się w Hosmesgade szykując się do bitwy.
Każdy otrzymał ważne zadanie i wsparcie członków Zakonu Feniksa. Wyczuwał
obecność Voldemorta bardzo wyraźnie. – Możesz go zniszczyć. To Twoja kolej. –
Hermiona niepewnie spojrzała na przyjaciela. Przecież jednego już zniszczyła
zabijając ukochanego chłopca.
- Harry nie… - Pokręciła
głową zerkając na diadem. – To musisz być Ty. Zaszedłeś tak daleko. – Harry
niepewnie skinął dłonią ujmując w dłonie miecz. Ron stał z drugiej strony
przyglądając mu się z niepewną miną. Jego ręka zacisnęła się na medalionie. On
też zostanie zniszczony. Czy da radę temu podołać?
- W porządku. –
Zgodził się z nią. Przez chwilę wpatrywał się w diadem. Czy Voldemort wiedział,
że jego horuksy są niszczone? Czy wyczuwał to? Nie miał zielonego pojęcia. On
nic nie czuł, gdy zniszczyli dziennik. Z westchnieniem uniósł miecz.
Przypomniał mu się moment w którym Hermiona zabijała Dracona. Głupia i
bezsensowna śmierć. – To będzie Twój koniec. – Wycharczał i przebił diadem.
Gwałtownie poczuł ostry ból, który prawie rozerwał jego ciało na strzępy. Jak
przez mgłę zobaczył sylwetkę upadającego Voldemorta. A więc wiedział. Voldemort
wiedział o horuksach.
- Harry… - Jakby z
oddali do otumanionego umysłu Pottera dotarło wołanie Hermiony. Przez mgłę
zobaczył błyszczący przedmiot w rękach wroga. Domyślił się, co to było.
- Puchar Helgi
Hufflepuff znajduje się w Komnacie Tajemnic. – Wycharczał rozpoznając miejsce w
którym Voldemort je ukrył. – Trzeba go znaleźć. Ron, Hermiona zajmiecie się
tym? – Hermiona jako pierwsza skinęła głową. Ron przez moment się wahał. Nie
bardzo wiedział jak ma postąpić. Harry był jego przyjacielem, ale przysięgał
wierność Czarnemu Panu. Czuł, że w
głowie ma prawdziwy mętlik. Z jednej strony Hermiona otrzymała zasłużoną
zemstę. Straciła ukochaną córkę i mężczyznę a z drugiej czuł, że to za mało.
Chęć zadania jej jak największego bólu była w nim niezwykle silna. Już miał coś
odpowiedzieć, gdy niespodziewane zaklęcie uderzyło w nich znienacka.
- To
Śmieciorżercy! – wykrzyknęła Hermiona widząc jak zostają nagle otoczeni. Na
czele tej grupy stał Lucjusz Malfoy. Z nienawiścią w oczach spoglądał na nich.
- Czarny Pan Cię
oczekuje młody Potterze. – odezwał się z nieskrywaną pogardą w głosie. – Mam
nadzieje, że poddasz się bez walki. Twoi przyjaciele już chyba dość się
wycierpieli prawda? – Harry wahał się, ale tylko przez moment. Dobrze wiedział,
że Voldemort zrobi wszystko, by go zniszczyć.
- Nie będę
walczył. – Harry odrzucił swoją różdżkę i wysunął się naprzód. – Ale pozwolicie
odejść Ronowi i Hermionie. – Gdy wysunął ręce naprzód poczuł jak metalowe
kajdanki zaciskają się na jego nadgarstkach. Z trudem opanował nagły odruch
paniki.
- O tym zdecyduje
Czarny Pan. – oznajmił zdecydowanie Lucjusz. Ron i Hermiona również zostali
rozbrojeni i związani. Harry bezradnie patrzył jak przyjaciele podzielili jego
los. Z duszą na ramieniu kierował się w stronę zamku. Jego los wkrótce spotka
się z przeznaczeniem.
***
Ginny z trudem powstrzymała oddech
wymiotny.
Od kilku dni nie miała nic w ustach, ale otępiały z bólu
żołądek i tak się buntował. Była osłabiona a jej organizm chylił się ku granicy
wytrzymałości. Nie była pewna jak długo jeszcze wytrzyma. Najpierw tortury
Jessici, która z satysfakcją gnębiła jej ciało a potem Voldemort bawiący się
jej umysłem. To było straszne doświadczenie. Poznawał jej najgłębsze myśli,
które pragnęła skryć głęboko w sobie. Dręczył ją swoimi koszmarami aż padała z
wyczerpania nie mogąc znieść więcej bólu i poniżenia. Nikt się nad nią nie ulitował.
Najgorsze, że Michel musiał stać z boku i przyglądać się temu. Widziała rozpacz
malującą się na jego twarzy. Gdyby spróbował jej pomóc zginąłby na pewno.
- Ginny… - Do
otępiałego umysłu dobiegł ją słaby głos Nevilla Longbottona. On również nie miał
lepiej. Jako zaciekły przeciwnik Śmieciorżerców w zamku często obrywał różnymi
zaklęciami. Teraz jego widok zaskoczył ją. Od kiedy zamknięto ją w ciemnym
lochu nikogo nie widziała. Nie miała też pojęcia, co działo się z pozostałymi.
- Co tu robisz? – wyszeptała
z oszołomieniem. – Myślałam, że Ciebie też złapali. – Odsunęła się, gdy krata
opadła przez użycie zaklęcia. W obecnej sytuacji żadne narzucone zasady nie
liczyły się już. Była wolna. Z trudem podniosła się na chwiejących nogach.
Neville podrzucił jej czyjąś różdżkę. Jej własna została złamana przez
Voldemorta, gdy nie chciała się przed nim ugiąć.
- Harry nas
potrzebuje. – odpowiedział a na jego twarzy widniał wyraz determinacji i chęci
walki. Nigdy nie podejrzewałaby, że Neville taki się stanie. Zawsze wydawał się
wszystkim fajtłapowaty a kłopoty były jego specjalnością. Teraz pokazywał, że
odziedziczył sporo po swoich walecznych rodzicach. Był prawdziwym gryfonem. –
Przybył do zamku. Nie udało nam się z nim spotkać bo dopadli go Śmieciożercy. –
Dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Musimy dostać się do Hosmesgade.
- Nie odejdę bez
Michela. – Zdecydowała. Ostatnim razem chłopak uratował jej życie i czuła, że
jest mu to winna. W ten sposób wyrównają stare porachunki. Musiała mu pomóc. Neville
wahał się, ale tylko przez chwilę. Mimo, że Michel okazał się być Śmieciorżercą
na usługach Voldemorta to jednak był Gryfonem. Skinął zgodą na znak, że zgadza
się z jej słowami.
- Nie wiem czy ta
różdżka się przyda, ale spróbuj. – Ginny podchwyciła ofiarowaną różdżkę przez
przyjaciela. Nie była to jej własna, ale cieszyła się z każdej szansy obrony.
Ostrożnie wymknęli się z lochów niezauważeni przez hałas jaki panował. Od
śmierci Severusa Snepa wiele się tu zmieniło. Śmieciożercy wyraźnie pokazywali
swoją władzę. Zmuszano ich do używania zakazanych zaklęć na
pierwszoroczniakach. Odmowa była surowo karana. Ginn tęskniła za dawnym
Hogwartem. Brakowało im czasu, który stracili. Wraz ze śmiercią Dumbledor’a
wszystko się skończyło. A teraz musieli walczyć.
- Idziemy! – Ginn
z różdżką w ręku ruszyła za przyjacielem. Miała nadzieje, że nie jest jeszcze
za późno. Jessica z zimną krwią zdradziła brata czym skazała go na śmierć.
Miała nadzieje, że nadejdzie moment w którym staną przeciwko sobie i to ona
okaże się górą. – Trzymają go zamkniętego, gdzieś z dala od reszty.
- Chyba wiem
gdzie. - Neville poprowadził ją w głąb
korytarza. Ginny nie była jeszcze w tej części zamku. Mocniej zaciskała dłoń na
różdżce. Teraz cała nadzieja była w Harrym. Zawsze wierzyła w niego i tym razem
też tak było. Tylko on był wstanie to wszystko zakończyć. – To tu. – Neville
znów wyrwał ją z zamyślenia. Pchnąwszy wielkie metalowe drzwi znaleźli się w
ciemnym śmierdzącym pomieszczeniu. Z trudem powstrzymała napływające do żołądka
mdłości. Zobaczyła jakiś błysk
dobiegający z ciemności. Nim zdążyła krzyknąć ostrzeżenie postać Nevilla
uniosła się w powietrze i z hukiem znalazła na ścianie. Już miała rzucić się mu
na pomoc, gdy powstrzymał ją czyjś złowieszczy śmiech. Rozpoznała go bez trudu.
- Jessica. – wyrzuciła
z siebie nie kryjąc nienawiści i pogardy w swym głosie. Jasnowłosa dziewczyna
wysunęła się naprzód z uniesioną w dłoni różdżką. Obie wiedziały, że w tej walce, któraś z nich
zginie. I żadna nie miała zamiaru się poddać.
***
Voldemort wyczuwał pełne napięcia
podniecenie.
Od kiedy odkrył, że Harry Potter niszczył horuksy, które
były częścią jego duszy czuł niepokój. Nieustannie trzymał przy sobie Nagini,
która była jego częścią. Mógł mieć nadzieje, że wybraniec jeszcze do tego nie
doszedł. A teraz stał tu przed nim zakuty w kajdany i pokonany. Tuż obok niego
byli panna Granger i pan Weasley. Przez chwilę swoją nienawiść skupiał na
brązowowłosej dziewczynie. Była przyczyną wielu niepowodzeń w jego życiu. Już
on dopilnuje by zapłaciła za każdą zniewagę, jaka spotkała go z jego strony.
- Lucjuszu… - odezwał
się w stronę swojego największego sługi. Tak na starego Malfoya zawsze mógł
liczyć. Może i był tchórzem, ale ta to tchórzostwo było zarazem odznaką lojalności.
Z uwagą obserwował jak nieco zatrwożony Lucjusz wysuwał się naprzód. W oczach
sługi czaiła się niepewność pomieszana z ciekawością. – Obiecałem Ci
wynagrodzić Twoją wierność i oddanie. Ta szlama… - Wskazał palcem na
wystraszoną Hermionę, która aż się skuliła. – Była przyczyną wielu porażek. W
dodatku doprowadziła do upadku i przykrego końca Twego syna. – Już wiedział, że
Draco Malfoy nie żyje. Kolejny powód do odczuwania nienawiści wobec tego
bękarta Potterów. – Dwóch Śmieciożerców
chwyciło Hermionę, która próbowała im się wyrwać. Lucjusz z zadowoleniem na
twarzy ruszył w jej stronę. Gdy próbowała coś powiedzieć w odwecie uderzył ją w
twarz aż zatoczyła się. Nikt nie zaprotestował.
- Zachowuj spokój
panno Granger. – wycedził Lucjusz chwytając ją za włosy i zmuszając by
spojrzała mu w twarz. Już dawno nie czuł tak wielkiej satysfakcji. Czarny Pan
podarował mu niezwykły prezent w osobie tej dziewczyny. Miał racje mówiąc, że
odpowiadała za jego upadek. Zamierzam cieszyć się każdą chwilą Twojego
upokorzenia aż będziesz błagać mnie o litość albo o śmierć. Masz przed sobą
świetlaną przyszłość. – Uśmiechnął się kpiąco widząc łzy cieknące po
policzkach. Voldemort uśmiechnął się zadowolony. W końcu wszystko odbyło się po
jego myśli. Dokładnie tak jak tego chciał. A to był dopiero początek. Kiedy
zabije Harrego Pottera świat czarodziejów będzie leżał u jego stóp.
- Widzisz Harry Potterze… - Z satysfakcją zwrócił się w stronę oszołomionego Wybrańca. Dumny chłopak klęczał z wysoko podniesioną głową. Zachowywał się tak jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi własnej sytuacji a może to był podstęp? Voldemort postanowił zachować czujność. – W końcu Cię pokonałem. Klęczysz przede mną pokonany a Twoi przyjaciele staną się moimi niewolnikami. No może nie wszyscy… - Jego spojrzenie spoczęło na rudowłosym Ronie. Kajdany na jego rękach niespodziewanie zniknęły wywołując pomruk zaskoczenia wśród zebranych. – Przepraszam za ten nietakt przyjacielu. Chciałem, by wszyscy uwierzyli w Twoją prawość. – Na moment zapadła szokująca cisza. Harry poczuł się tak jakby Voldemort go uderzył. Powoli odwrócił się w stronę przyjaciela. To, co zobaczył przeraziło go. Ron stał z dumnie wyprostowaną głową a w jego oczach czaiła się nienawiść. Nienawiść skierowana do niego.
- Ron… - wyszeptał
oszołomiony tym, co właśnie odkrył. Jego najlepszy przyjaciel zaśmiał się
gardłowo podwijając swój rękaw. Wszyscy zebrani wstrzymali oddech kompletnie
zaskoczeni. Na ramieniu rudzielca widniał symbol Mrocznego Zamku. Nie mógł
uwierzyć w to, co działo się przed chwilą. – To nie prawda.
- Zawsze
uważaliście mnie za coś gorszego. – Prychnął z pogardą i całą złością jaką
czuł. – Biedny przyjaciel Pottera. O to kim byłem dla was. Nawet szlamowata
Granger uważała mnie za nie dość dobrego, ale mogła zaciągnąć do łóżka, gdy
potrzebowała pocieszenia. Niczym zwykła portowa dziwka. – Słysząc brutalne
słowa Rona dziewczyna załkała cicho. Nie była wstanie podnieść na niego oczu.
Nigdy nie czuła się tak koszmarnie. –
Czarny Pan dał mi szansę na pokazanie kim jestem. Teraz nadszedł mój czas.
- Wystarczy
Weasley. – Voldemort uciszył chwilę triumfu Rona jednym słowem. Ten posłusznie
wycofał się w krąg Śmieciorżerców, którzy patrzyli na niego podejrzliwie. –
Jesteś gotowy do pojedynku Potter? Czy może wolisz poświęcić, któregoś ze
swoich przyjaciół? Może pannę Granger? – Wskazał bezradnemu Harremu na łkającą
Hermionę uwięzioną w uścisku Śmieciorżerców. Nie miał wyjścia. Musiał stanąć do
nierównej walki.
- Będę walczył. – odezwał
się ściszonym głosem. Chociaż pojedynek jeszcze się nie zaczął on już czuł się
tak jakby przegrał.
***
Upadła czując ostry ból rozlegający się po
ciele.
Jessica nie dała jej szans na rozpoczęcie ataku. Była
cholernie dobrze wyszkolona i doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich
zdolności. Jednak tym razem Ginn nie dawała jej się zbyt łatwo pokonać.
Niestety nowa różdżka bardzo często odmawiała jej posłuszeństwa. Potraktowane
Cruciatusem ciało również stawało się coraz słabsze. Jeszcze nie doszła do
siebie po ostatnich torturach.
- Zostaw ją! Dość.
– Gdzieś z oddali dobiegło ją słabe wołanie. Jasny błysk światła rozświetlił to
wnętrze. Zobaczyła Michela ledwo trzymającego się na nogach. Trwałe tortury
odcisnęły przerażające piętno na jego ciele. Niemal krzyknęła porażona tym
widokiem.
-Wyglądasz
okropnie bracie. – Syknęła krzywiąc się nieco na jego widok. Mimo swojej chwili
triumfu chciała mu dać jeszcze jedną szansę. Byli rodzeństwem i wierzyła, że w
końcu przyjdzie po rozum do głowy i stanie po właściwej stronie. Musiał
zrozumieć jakie to dla niej ważne. – Czy wiesz, że Voldemort postanowił dać Ci
jeszcze jedną szansę? – Michel zdumiał się zaskoczony. Teraz już zrozumiał.
Dlatego go torturowali. Nie zabili od
razu. Cudem udało mu się zachować zmysły. Myślenie o Ginn dodawało mu sił.
Teraz nie mógł znieść na ból zadawany jej przez Jessicę. Byłby gotów zabić
siostrę gołymi rękami. – Musisz tylko zabić tę zjadliwą zdrajczynie krwi. Gdy
to uczynisz wszystko zostanie Ci wybaczone. Wrócisz do dawnego życia. – Dla byłego
Śmieciorżercy, który porzucił wszystko propozycja była kusząca. Jednak on nie
był taki jak kiedyś. Już dawno zrezygnował ze swojego stylu bycia. Ginny
Weasley sprawiła, że stał się całkiem innym człowiekiem. Odważnie stanął
naprzeciw siostry zasłaniając ją swoim ciałem. Był gotów bronić dziewczyny do
samego końca.
- A wiec
zdecydowałeś? – Zauważyła cicho zawiedziona postawą brata. W jej głosie czaił
się smutek, ale była zdecydowana. Swoją różdżkę nakierowała na brata. Nie
chciała go zabijać. Był jej bliźniakiem, ale to on podjął złą decyzje. Stanął
po niewłaściwej stronie. Nigdy nie
sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. Zawsze byli nierozłączni.
Mieli wspólne marzenia. Gniewnie spojrzała w stronę Ginny. To ta rudowłosa
dziwka doprowadziła do tego, że jej brat obrócił się przeciwko. Cały swój gniew
skupiła na dziewczynie. To ona była wszystkiemu
winna. I ona musiała zapłacić. Za wszystko.
- Wszystko się
zmieniło siostrzyczko. – Michel mówił smutnym głosem. Dawniej myślał, że jest w
Jess jakaś iskierka dobra. Wszystko wskazywało na to, że nie ma żadnej. Gniew,
złość i nienawiść całkowicie zalały jej serce. – Nie jesteśmy już dziećmi.
Wiedzieliśmy na co piszemy się przekraczając progi Hogwartu. Każde z nas
wiedziało, tylko serce rządzi się innymi prawami. – Z trudem powstrzymała się,
by nie wybuchnąć śmiechem. Jej brat najwyraźniej wierzył w te romantyczne nonsensy. Ona sama nigdy nie
kochała. Pragnęła Harrego przez to kim był, ale to nie była miłość. Ona nie
umiała kochać. Drżącą ręką uniosła w górę różdżkę.
- To wszystko jest
śmieszne. – wycedziła chłodnym i wypranym z emocji głosem. – Avada Kedavra… - Z
różdżki wyłonił się błysk zielonego światła. Michel nie zdołał się cofnąć.
Uderzyło w niego z niezwykłą siłą. Zaskoczony chłopak nawet nie krzyknął. Opadł
bezradnie wprost w ramiona Ginny.
- Mike… - szzeptała
Gryfonka ze łzami w oczach. Nie mogła
uwierzyć w to, co się stało. Odchodził jej najlepszy przyjaciel, który tak
wiele dla niej poświęcił. Umierał z wyznaniem miłości na ustach. Gdy zapłakana podniosła wzrok tam gdzie stała
jej rywalka już jej nie było. Zniknęła
pozostawiwszy za sobą całun śmierci. Ginny wiedziała, że nigdy sobie tego nie
wybaczy. Michel nie zasłużył na śmierć a to był zaledwie początek. Bitwa trwała
i Ginn musiała dołączyć do Harrego.
- Nigdy o Tobie
nie zapomnę. – Obiecała składając na jego jeszcze ciepłych wargach pocałunek.
Po raz ostatni na niego spojrzała po czym ruszyła w stronę podnoszącego się
Nevilla. Nie było czasu na sentymenty. Musieli ruszać, by walczyć o lepszą
przyszłość.
***
Hermiona nie wierzyła w to, co się dzieje.
Zupełnie jakby spełniał się kolejny z jej najgorszych
koszmarów. Ron ich najlepszy przyjaciel stawał u boku Voldmeorta a na jego
ramieniu widniał Mroczny Znak. Jak mogli nie zauważyć tego wcześniej? Od
początku dziwnie się zachowywał. I to nagłe pojawienie się Śmieciożerców w
domu, gdzie spędzała z Draconem i córeczką upojne chwile. Czy to możliwe, że
już wtedy na nich doniósł? W oczach brązowowłosej błysnęły łzy rozpaczy.
- Zdrajca! – wykrzyknęła
w przypływie bezradności. Rzuciła się na niego, ale szybko została powstrzymana
przez służących Malfoya. Teraz dzięki Voldemortowi należała do niego. Z
rozpaczą spoglądała na Harrego, który wydawał się być przerażony i pokonany tym
wszystkim. Voldemort roześmiał się zadowolony ze sceny, jaka się przed nim
rozegrała. Wszystko odbywało się dokładnie tak jak sobie zaplanował. Wszystko
wskazywało na to, że zwycięstwo należało do niego.
- Puśćcie ją. –
Zarządził i dwaj zaskoczeni słudzy puścili dziewczynę. Z początku
zdezorientowana rozglądała się dookoła. Nie miała przy sobie różdżki i nie
wiele mogła zrobić. Ron przegrał ich przyjaźń.
- Jak mogłeś? –
Nie mogła opanować drżenia w swoim głosie. – Ufaliśmy Ci. Chcieliśmy byś był po
naszej stronie w tej walce. – Tym razem to Ron wysunął się naprzód. Dumnym
krokiem zbliżył się do niej i chwyciwszy ją za włosy zmusił by spojrzała mu w
twarz.
- Jak mogłem? –
syknął gniewnie nie panując nad sobą. – Ty śmiesz się jeszcze pytać czy jesteś
aż tak głupia, by tego nie zrozumieć? Wykorzystałaś mnie Granger. Byłem dobrą
nagrodą pocieszenia do Twojego łóżka, gdy zniknął kochanek. Myślisz, że nie
widziałem jak obściskujecie się z Harrym za moimi plecami? Może każdemu innemu
zamydlisz oczy, ale mi nie. Jesteś zwykłą dziwką, która tylko udaje kogoś kim
nie jest. – Porażona słowami pełnymi nienawiści Hermiona nie mogła wydobyć z
siebie głosu. Otępiałymi z bólu oczami wpatrywała się w medalion, który Ron
nosił na szyi. Medalion, który musiał przez niego przemawiać, bo inaczej nie
mogła tłumaczyć zachowania przyjaciela. To nie była zwykła zazdrość. To było
coś więcej. wyczuwała wokół niego mrok.
- Ron błagam… - Próbowała jakoś wpłynąć na niego, ale
bezskutecznie. Oczy Rudzielca wciąż pozostawały zimne i obojętne. W przypływie
odwagi chwyciła dłonią medalion i zerwała go z szyi chłopaka. Zaskoczony
odepchnął ją od siebie tak gwałtownie, że aż się zatoczyła. Voldemort rozpoznał
amulet, który trzymała w dłoni i zawarczał z wściekłości.
- Oddaj go! –
Rozkazał wyraźnie ruszając w jej stronę. Nie miała zamiaru. Osiągnęli już tak
wiele i nic nie będzie stało im na drodze. Nie miała zamiaru tego robić. Harry
krzyknął coś do niej, ale nie zareagowała. Była zbyt zdeterminowana by
zniszczyć medalion. Zbyt wiele od tego zależało. Z całej siły cisnęła
medalionem o ziemię. Zrobiła to bez specjalnego przekonania, ale ku jej
zaskoczeniu medalion roztrzaskał się na drobne kawałeczki łamiąc czar horuksa.
Voldemort zawył z bólu i wściekłości. Harry również opadł czując jak ostry ból
niemal rozsadza mu piersi. Horuks został zniszczony. Nawet, gdy ostry
Criuciatus niemal rozerwał jej ciało na twarzy Hermiony pojawił się wyraz
triumfu. Udało jej się. Zapanował chaos. Ron zdezorientowany i niepewny
rozglądał się dookoła. Nie rozumiał tego, co działo się wokół nich. Zupełnie
jakby przez chwilę był w swoim własnym świecie.
- Hermiona nie! –
Wykrzyknął widząc jak wielki czarny wąż rusza w jej stronę, by ją zaatakować.
Nie tracąc czasu ruszył w jej stronę potykając się o coś po drodze. Nagini była
coraz bliżej półprzytomnego ciała Hermiony. Nikt nie zauważył kolejnego błysku
zielonego światła i morderczego zaklęcia, który miał zmienić wszystko.
***
-Tonks
na litość boską, co Ty tu robisz?
Remus Lupin rzucił wściekłe spojrzenie na żonę, która wbrew jego wyraźnym rozkazom pojawiła się przed zamkiem. Wszędzie panował chaos jakiego nikt się nie spodziewał. Śmiercionośne zaklęcia ciskane były bez opamiętania. Każdy bronił się na swój własny sposób.
Remus Lupin rzucił wściekłe spojrzenie na żonę, która wbrew jego wyraźnym rozkazom pojawiła się przed zamkiem. Wszędzie panował chaos jakiego nikt się nie spodziewał. Śmiercionośne zaklęcia ciskane były bez opamiętania. Każdy bronił się na swój własny sposób.
- Nie mogłam
zostawić Cię samego. – Wyrzuciła wtulając się w ciało mężczyzny. Kochała Remusa
tak bardzo i cieszyła się, że w tej chwili byli w wspólnej walce razem. Nie
była wstanie usiedzieć w domu wiedząc, że on tam walczy samotnie w obronie ich
wolności. Też chciała mieć w tym swój udział. – Nie zapominaj, że jestem
członkiem Zakonu. I pamiętasz? Razem do samego końca? – Remus przytaknął. Nie
umiał odparować tego oczywistego argumentu. Przyciągnął ją do siebie i
pocałował. W ten pocałunek włożył całą swoją miłość, jaką do niej czuł. Nikt na
świecie nie był ważniejszy od niej i ich małego synka. Nagły śmiech przerwał
ich namiętną chwilę. Oboje oderwali się od siebie rozpoznając przeciwnika.
Alecto Carrov stała przed nimi niczym groźnie wyglądająca bogini zemsty.
- Alecto… - Tonks
była zaskoczona. Już zapomniała o tej kobiecie i nie sądziła, że kiedykolwiek o
niej usłyszy. Alecto była przyczyną wielu jej trosk i zmartwień. Po części też
dzięki Alecto odzyskała miłość Remusa. Jednak Alecto pragnęła zemsty za śmierć
jej brata, który kilkakrotnie próbował ją zgwałcić i zabić.
- A więc mnie
pamiętasz. – Alecto uśmiechnęła się triumfalnie. – Nie byłam pewna czy tak
będzie. Ciekawe czy pamiętasz chwilę w której mordowałaś mojego brata? –
Rzuciła oskarżycielsko. Była zdecydowana zabić. Czekała na te chwilę zbyt długo
i w końcu się doczekała. Zdepczę Tonks niczym robaka.
- Dobrze wiesz, że
to nie było tak. – Próbowała tłumaczyć się bezradnie, ale wiedziała, że
bezskutecznie. Do tej szalonej kobiety nie wiele rzeczy dociera. Była
przekonana o swoich własnych racjach. Nie zważała na nich, co było po drodze.
Liczyło się tylko to, co było teraz. Reszta nie ważna. Jej brat był kanalią a
jednak Alecto była mu oddana. W dodatku łączył ich kadzirodczy związek, którego
nikt sobie nie wyobrażał.
- Suka! – Z
różdżki Alecto posypały się iskry. Tonks udało się odparować zaklęcie. Gdzieś
kawałek dalej Remus walczył z dwoma śmieciożercami. Walka pochłonęła już wiele
istnień, ale nie mogli się poddać. Byli na to przygotowani. Broniła się przed
zaciekłymi atakami przeciwniczki. Dzięki szkoleniom organizowanym przez Remusa
była wprawiona w pojedynkach. Nagły okrzyk bólu sprawił, że odwróciła się na
moment skąd dobiegł. Jej ukochany Remus upadał właśnie bez życia na ziemię.
Jego niezwykłe oczy pozostawały martwe.
- Nie! – Wrzasnęła
zrozpaczona dopadając jego ciała. Na moment zapomniała o wszystkim. O Alecto
czyhającej na jej życie. O walce toczącej się wokół nich. Opadła na kolana z
twarzą zalaną łzami. Jej ukochany odszedł. Jedyny mężczyzna, którego kochała
całe życie. Nie zauważyła kiedy Alecto zaatakowała po raz drugi. Pogrążona w
rozpaczy nie broniła się przed śmiertelnym zaklęciem. W ostatniej chwili udało
jej się chwycić dłoń ukochanego mężczyzny. Odprowadzał ją triumfalny śmiech
Alecto. Ostatni z Huncwonów odeszli.
***
Zapanowała wielka cisza.
Nikt nie umiał wydobyć z siebie głosu. Wszyscy wpatrywali
się w jeden punkt przed nimi. Na ziemi tuż u stóp lorda Voldemorta leżał Harry
Potter. Tym razem nie zdołał obronić się przed Śmiercionośnym zaklęciem.
Trafiło w niego z brutalną siłą wypowiedzianą przez przeciwnika. Nikt nie mógł
uwierzyć w to, co się stało. Harry Potter nie żył.
- Harry Potter nie
żyje! – Oznajmił triumfalnym głosem Voldemort z zadowoleniem rozglądając się po
pozostałych. W walecznych członkach Zakonu Feniksa zobaczył uczucie porażki i
straty. Odszedł ich jedyny wybawiciel. –
Lucjuszu… - Odwrócił się do jednego ze swoich najwierniejszych sług.
Lucjusz Malfoy stał z dziwnym wyrazem twarzy. Bywały takie chwile, że nawet sam
Voldemort nie umiał rozszyfrować do
końca jego lojalności. Wywołany posłusznie wyszedł naprzód. – Sprawdź czy pan
Potter na pewno nie żyje. – Mężczyzna posłusznie skinął głową i podszedł do
chłopca. Ostrożnie dotknął jego szyi. Mimo, że wyczuł słabo bijący puls
pokręcił przecząco głową uznając Pottera za martwego. Voldemort zaśmiał się
triumfalnie a Lucjusz pospiesznie wrócił do kręgu chwytając ze sobą Hermionę,
która była teraz jego więźniem. Mimo, że dziewczyna szarpała się i wyrywała nie
puścił jej. – Wszyscy walczyliście bardzo dzielnie. – Przemówił tym razem do
zebranych. – Jednak śmierć Pottera przekreśliła wasze szansę na zwycięstwo.
Daje wam dwie godziny na zajęcie się rannymi i martwymi. Później, gdy pojawie
się oficjalnie zdecyduje o waszym dalszym losie. Hagridzie… - Z szeregu wysunął
się znany wszystkim gajowy Hogwartu. Każdy kto go znał domyślił się, że rzucono
na niego Imperiusa. – Podnieś ciało chłopaka. Wycofujemy się. – I nie
odwracając się czy rozkaz zostanie wykonany ruszył w stronę wyjścia. Większość
Śmieciożerców ruszyła za nim. Niezdecydowany i zdezorientowany Ron również. Cały
czas zerkał na Hermionę w uścisku Malfoya. Musiał jej jakoś pomóc. Teraz kiedy
Harry nie żył czuł się za nią odpowiedzialny. Zwłaszcza, że to on doprowadził
do śmierci Harrego. Zdradził najlepszego przyjaciela i wiedział, że wyrzuty
sumienia nigdy go nie opuszczą. Spuściwszy głowę szedł za tym smętnym karawanem
czując na sobie karcące spojrzenia pozostałych przyjaciół. W drodze minął
układane ciała martwych ludzi. Rozpoznał wśród nich Lawender Brown i Remusa i
Tonks. Na widok tych ostatnich dosłownie ścisnęło go w żołądku. Lubił Remusa i
samą Tonks również. Cieszył się, gdy dowiedział się o ich ślubie. A teraz oboje
nie żyli. Ile jeszcze ofiar pochłonie ta nieszczęśliwa wojna? Jak wiele ludzi
musi zginąć, by Voldemort był zadowolony? Nie miał zielonego pojęcia. Voldemort
poprowadził ich do Zakazanego Lasu. Tam na kamiennym stole ułożono ciało
Harrego. Nikt nie wypowiedział słowa protestu. Wszyscy w milczeniu obserwowali
rozwój wydarzeń. W powietrzu czuć było niezdrowe podniecenie. Każdy ze
Śmieciorżerców na swój sposób odczuwał zwycięstwo.
- Jesteś zbyt
łaskawy dla nich panie. – zauważył odważnie Lucjusz Malfoy, który jako jeden z
niewielu miał śmiałość krytykować i respektować Czarnego Pana. Nikt inny nie
odważył się na to. – Uważam, że ten czas jest im niepotrzebny. Powinni pogodzić
się z porażką, która nadeszła. W końcu przegrali te bitwę? Nawet Harry Potter
poległ.
- Każdy powinien
mieć czas na pochowanie swoich zmarłych. – Głos Voldemorta mimo, że triumfalny
brzmiał niezwykle chłodno i opanowanie. Ron musiał wykorzystać te okazje. Nie
robił tego dla siebie tylko dla Hermiony. Zależało mu na niej i nie okazał tego
w zbyt łaskawy sposób. Obszedł się z nią brutalnie i bezlitośnie a nie tego
chciał przecież. Hermiona była dla niego wszystkim, co miał.
- Choć… - wyszeptał
cicho przedzierając się przez tłum Śmieciożerców skupionych wokół Czarnego
Pana. Nikt nie zwracał uwagi na samotną dziewczynę leżącą skuloną w kącie. Była
przerażona i nie dziwił się wcale. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zobaczył
nienawiść i ból w jej oczach. Mimo to wyczuła szansę, którą jej dawał.
Posłusznie ruszyła w jego stronę, gdy…
- A wy dokąd? –
Szansę ucieczki przerwał im groźny pomruk Lucjusza Malfoya. Oboje zastygli bez
ruchu.
***
-Ginn!
Neville! Tutaj.
Do zdyszanych ucieczką z lochów Ginewry i Nevilla dotarł
zbawienny głos Luny. Dziewczyna wyglądała na smutną i zmaltretowaną walką.
Udało jej się przeżyć kilka Criuciatusów i sama zabiła dwóch Śmiecorżerców.
Jednak to, co powiedziała im o śmierci Harrego wstrząsnęło nimi do głębi. Ginny
bezradnie oparła się o poręcz schodów. Jej ukochany nie żyje. Najpierw zginął
Michel a teraz Harry. Wszystko straciło sens. Przegrali te walkę. Voldemort
zwyciężył.
- To nie prawda. –
Zaperzył się Neville słysząc słowa dziewczyny. Nie należał do osób, które
umieją się pogodzić z porażką. Często też zaskakiwał wszystkich własną odwagą.
– Harry nie żyje, ale nie chciałby byśmy się poddawali. Gwardia Dumbledor’a
pamiętacie? Wciąż możemy wygrać te walkę.
- Harry… - Urwała
niepewnie Luna przypominając sobie podsłuchaną rozmowę Harrego i Hermiony. –
Słyszałam o horuksach. To podobno dusze Voldemorta rozszczepione na części.
Jednym z nich był medalion, który zniszczyła Hermiona na oczach wszystkich.
Podobno kolejnym jest puchar Helgi Hufflepuff,
ale nikt nie widział go od bardzo dawna. Podobno znajduje się w zamku i…
- W pokoju Życzeń!
– Wykrzyknął triumfalnie Neville. – Jeśli zniszczymy tego Horuksa to wówczas
osłabimy Voldemorta. Nawet bez Harrego mamy szansę by wygrać. – Na chwilę
między całą trójką zapanowała cisza. Wpatrywali się w siebie aż Ginny skinęła
głową. Chociaż to nieprawdopodobne to Neville miał racje. Nie mogli się tak po
prostu poddać.
- Neville to miecz
Gryfindora… - Zaskoczona Luna wskazała na rękojeść miecza, którą chłopak
trzymał w dłoni. Na jego twarzy pojawił się wyraz triumfu. – To znak, że szkoła
chce byśmy nadal walczyli. – Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie
Neville zrobił coś, czego się nie spodziewała. Przyciągnął ją do siebie i
pocałował. Zaskoczeni własnymi odczuciami oderwali się do siebie dopiero jak
Ginny chrząknięciem dała znać o swojej obecności. Nie miała jednak do niej
żalu. Żałowała tylko, że nie miała możliwości pożegnania się z Harrym. To najbardziej
rozdzierało jej serce. Zgodnie ruszyli schodami w stronę góry. Mieli swoją
własną szanse na dopisanie się do szczęśliwego zakończenia tej historii. Zło
nie mogło zatriumfować w tej walce. Kim by się okazali gdyby do tego dopuścili?
W milczeniu przemierzali opustoszały korytarz. Zatrzymali się dopiero, gdy
mosiężne drzwi pojawiły się przed nimi. Neville jako pierwszy wślizgnął się do
środka. Dziewczyny rozglądając się ruszyły tuż za nim. Tym razem pokój wyglądał
nieco inaczej niż, gdy trenowali tu jako członkowie Gwardii. Wydawał się
zaśmiecony najróżniejszymi rzeczami. Porzuconymi i nikomu niepotrzebnymi.
- Jest tam! –
Zawołała Ginny rozpoznając błyszczący puchar znajdujący się na stosie
rozrzuconych przedmiotów. – Acio puchar! – Zawołała, ale zaklęcie nie
zadziałało. Musieli sobie sami poradzić wspinając się. Pokój Życzeń nie okazał
się tak łaskawy dla nich.
- Spróbuje dostać
się do niego a wy zostańcie na czatach. – Zdecydował Neville wkładając różdżkę
w usta a miecz oddał Lunie. Dziewczyna z czcią przyjęła puchar i ze strachem
obserwowała poczynania Nevilla. Kilka razy przewróciłby się i spadł ale
dzielnie wspiął się i zdobył puchar. Już miał zawołać do nich triumfalnie, gdy…
- Proszę…. Proszę
kogo my tu mamy. – Z oddali dobiegł ich głos trójki znienawidzonych Ślizgonów.
Zabiniego Bleisa i byłych pomocników Dracona Malfoya. Znaleźli się w poważnych
kłopotach.
Na zakończenie:
Postanowiłam jednak
podzielić ten rozdział na dwie części.
I tak wyszło tego
całkiem sporo a chciałam pokazać losy większości opisanych wcześniej bohaterów
by ostatecznie zakończyć ich historię w drugiej części.
A przynajmniej
niektórych z nich.
I pewnie nie
czujecie się zaskoczeni śmiercią Tonks i Remusa prawda?
Oni po prostu musieli umrzeć, ale konsekwencje tej śmierci jeszcze będą a Alecto nie zostanie bez winy.
Oni po prostu musieli umrzeć, ale konsekwencje tej śmierci jeszcze będą a Alecto nie zostanie bez winy.
Tylko o tym
dowiecie się w trzeciej części tej trylogii. Tymczasem zapraszam na ciąg dalszy
wkrótce.
Informacyjnie:
Oryginalny tytuł: część
„Oszukać przeznaczenie”
Rozdział: XX „decydujące starcie”
Ilość stron: 9
Ilość słów: 4 700
BOSKO BOASKO I JESZCZE RAZ BOSKO...TYLKO SZKODA ZE TAK SKONCZYLI TONKS I REMUS;/;/MAM NADZIJE ZE DRACO JEDNAK PRZEZYL I BEDZIE Z HERMIONA:)
OdpowiedzUsuńRozdział, jak zawsze cudowny!:-) Myślałam, że się popłaczę, jak czytałam o śmierci Michela! Strasznie mi go szkoda. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału!;-)
OdpowiedzUsuńCo by tu pisać...Jak zawsze rozdział świetny ;D
OdpowiedzUsuńZabiłaś Malfoya! I Harry'ego!
OdpowiedzUsuńOk, przeżyję Harry'ego, ale żeby Malfoya?!
Wybacz kochana.
UsuńAle tak jakoś wyszło obiecuje poprawę:)
Ależ ja Cię powiadamiam! xD W Spamowniku jest moje zgłoszenie, bo nie chcę Ci tutaj robić bałaganu. ;P
OdpowiedzUsuńNuu, rozdział pisał się na szybko - zwłaszcza końcówka. Brak mi było pomysłu na rozwinięcie sytuacji w domu. Kompletnie nie wiedziałam, jak tych bohaterów ogarnąć. xD
Błędy już poprawiłam - to znaczy w środę, a trochę ich było... Aj, cieszę się, że zdołałam to zrobić, zanim przeczytałaś.
Damian będzie zazdrosny... nawet bardzo, co Lucasowi pochlebi. ;P W końcu to Kołodziej zarywał zazwyczaj, a tu się okaże, że Lucas też może być z centrum zainteresowania. xD
Jak zawsze świetnie :D ale muszę przyznać, że baardzo brakuje mi Dracona. Czekam na nową notkę i przy okazji zapraszam do mnie, na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuń//brilliant-avenue.blogspot.com
Rozdział emocjonujący i pełen napięcia. Moim zdaniem ukazałaś nieco bardziej brutalną bitwę o Hogwart, ale to nie jest wada ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaskoczyła mnie śmierć Michaela. W pierwszej chwili chciałam się nawet rozpłakać, gdyż bardzo lubiłam jego postać, wiązałam z nią nadzieję...No, po prostu się do niego przywiązałam i strasznie mi żal, że zginął. To była jednak wzruszająca i godna podziwu śmierć. Dziękuję, że stworzyłaś jego postać :(
Śmierć Remusa i Tonks też była smutna, ale już się jej spodziewałam, więc obyło się bez łez.
Neville i Luna? Cóż, zainspirował Cię film, jak widzę. Mam nadzieję, że im się uda.
Cieszę się też, że Ron oprzytomniał. Wiedziałam, że nie jest do końca zły.
Tylko dziwi mnie sprawa zniszczenia medalionu - rozbicie o podłogę i już?
Pozdrawiam :)
cieszę się, że się podobało.
UsuńWłaściwie postać Michela od początku powstała po to aby umrzeć.
Wiem to przykre ale nie chciałam rozdzielać Ginny z Harrym a przynajmniej nie w tym opowiadaniu.
Tu od początku widziałam ich jako parę.
Rozumiem. Wiem, że Ginny i Harry są sobie przeznaczeni i Michael, jakkolwiek fajny, tylko im przeszkadzał. Śmierć zatem była dobrym rozwiązaniem. Ale to nie zmienia faktu, że zafascynowała mnie wizja zakochanego w rudowłosej śmierciożercy, który dla niej porzucił wszystko <3
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńZapraszam na naglowkownik.blogspot.com, gdzie wstawiłam właśnie propozycję nagłówka dla Ciebie. Mam nadzieję, że tym razem bardziej udaną.
Pozdrawiam
Ruda
Właśnie się zastanawiam, w jaki sposób Damian może pokazać swoją zazdrość. No bo przecież nie pokaże na uczelni, że jest w związku z Lucasem, bo nie chciałby mu zaszkodzić (a też i szanuje jego decyzję, bo nie każdy lubi się tak otwarcie ogłaszać gejem), ale z drugiej strony Lucas nigdy nie zaprzeczał, jakiej jest orientacji... Kurcze, trudne sprawy. xD
OdpowiedzUsuńW takim razie teraz będę Cię powiadamiała w Spamowniku i tutaj. xD
Plan zajęć... Wiesz... nie będę tego określać, bo musiałabym użyć ciągu przekleństw najwyższej rangi. Hmm, jakby je inaczej ująć? To, co sądzę o planie, to jak stukrotne użycie Crucio albo wielokrotne wskrzeszenie po użyciu Avady. ;/ Mam piątek wolny - łaaał... niech go sobie wsadzą. Trzy razy w tygodniu muszę wstawać po 6, żeby ostatecznie czekać za zajęcia przez godzinę, a potem siedzieć do 16/17/19/20. Phie, co to jest... =='
Halo, halo. xD Zapraszam na rozdział. xD
OdpowiedzUsuńPonad tydzień czasu zajęło mi dotarcie na Twojego bloga. Ale zrobiłam to i właśnie skończyłam czytać, choć mam ochotę krzyczeć: mało!
OdpowiedzUsuńWiem, że podzieliłaś ten rozdział na dwie części, a w tej pierwszej działo się tyle, że nie mogłam przestać czytać. Hermiona jako niewolnica Malfoy'a? Wydaje mi się to trochę przestarzałe, ale Voldemort nigdy nie skończył żyć w czasach swojej młodości. Harry... wiadomo, że chyba wstanie, prawda? Cóż, mam taką nadzieję. A Alecto sama bym zabiła za to, że zaatakowała przeciwnika w najgorszej chwili. Ale co się stało z Jamesem? Przeoczyłam go? Przyznam się szczerze, że tyle jest tych opowiadań, że niektóre fakty i wydarzenia mogą mi się pomylić.
Ronald zmądrzał i przestał wierzyć i ufać Voldemortowi. Widać, że Hermiona zrobiła dobry krok niszcząc medalion, choć prawie przypłaciła za to życiem. Ale ona ma jeszcze dla kogo żyć! Ma córkę, którą musi się zaopiekować, odnaleźć ją. Więc jej śmierć byłaby bezsensowna. Wiem, że kochała i nadal kocha Dracona. I mam nadzieję, że w końcu będzie szczęśliwa.
Neville, Luna i Ginny. W nich jedna z nadziei, że zniszczą horkruksa. Ale dlaczego Zabini jest taki... taki... Brakuje mi słowa ;d
Buziaki, Donna
ps . zapraszam do siebie na ogłoszenia.
Hmm spokojnie kochana;*
UsuńJuż wyjaśniam... James jako tako nie brał bezpośredniego udziału w bitwie, ale to będzie jeszcze wyjaśniane.
Nie miałam jak wklepać jego postaci więc trochę tu go pominęłam ale odniesie dużą rolę w trzeciej części.
Hmm no wiesz Voldemort już niestety właśnie taki jest żyje przeszłością i chyba to się u niego nigdy nie zmieni a chciał wynagrodzić jakoś swojemu słudze jego trudy... wiem trochę niepodobne do tego... aj tak no i jeszcze hermiona spodziewa się dziecka więc musiała żyć.
w razie pytań służę uprzejmie.
Hehehe, Lucas z natury groźny nie jest. xD A nauczycielem... wiesz... kiedy przyszłam na uczelnię i miałam kilka zajęć, też uważałam, że niektórzy nauczyciele chyba nie są tam z powołania. xD Ale Lucas jakos sobie radzi. Wykładał w Stanach, więc jakieś pojęcie na pewno ma.
OdpowiedzUsuńCzęsto mam tak, że jak zacznę opis, to go ciągnę i ciągnę i... chcę urwać, bo przecież jeszcze przed chwilą było 300 wyrazów, a już jest prawie 2000 xD
Humor (mam nadzieję) jeszcze będzie. Oby się udało. I oby mnie grypa nie rozniosła, bo coś czuję w kościach osłabienie organizmu.
Ja Cię kiedyś znajdę i wygolę głowę tak, aby był na niej napis "Jestem Mistrzem Pióra!" Zobaczysz!
Radek i Darek... Hm, hm... Nie wiem, czy będą. Coś planowałam, ale muszę jeszcze wtrącić Adama i Mikołaja. xD
Powiadamiam o nowym rozdziale ^^
OdpowiedzUsuńOnet nie dodał komentarza... Ale przeniosłam już sporo, bo jestem na Przestrzeni, więc niewiele zostało. Powinnam dać radę pod koniec tygodnia (o ile grypa całkowicie mnie nie rozłoży).
OdpowiedzUsuńHahahaha xD Kubiak i Radek będą mieli większa akcję na Sylwestrze (takie perwersy! Praktycznie przy rodzicach będą... wiadomo co robić. xD)
Damian dojrzewa... a Lu się bawi. xD
mam pytanie co do bloga http://oszukane-przeznaczenie.blog.onet.pl/ kiedy pojawi się tam nn ? emmem
OdpowiedzUsuń